Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 12.01.2014 in Posty

  1. 5 points
    30.06.2013 Niedziela. Po porannej kąpieli ruszamy dalej. Od razu tankujemy paliwo, żeby później nie szukać stacji. Podczas gdy my tankujemy, podjeżdżają policjanci i uważnie przyglądają się naszym motorkom. Mam niemiłe wrażenie, że szczególnie interesują ich tablice rejestracyjne które od paru dni przygotowujemy do drogi przez Turcję. Potraktowane olejem do smarowania łańcucha, następnie posypane drobnym piaskiem. Resztę zrobił pył z szosy. Generalnie są czytelne. Ale fragment potraktowany olejem powoduje nieczytelność części tablicy co skutkuje że staje się nie do odczytania jako całość. Chyba są już po służbie i podjechali na śniadanie, bo skończyło się na patrzeniu. Oczkins w ramach urozmaicenia drogi zamiast najkrótszą i najszybszą drogą, prowadzi nas objazdem. Początkowo droga jest malownicza, wzdłuż morza, potem się zwęża do drogi lokalnej, wąska, kręta pomiędzy wzgórzami z krzewami herbaty. Później zarówno atrakcyjność jak i tempo przejazdu spada, bo jakość drogi się pogorszyła a ruch zwiększył. Dojeżdżamy do głównej drogi i się wleczemy po turecku – zgodnie z rytmem innych pojazdów. Po naszych wczorajszych doświadczeniach autostradę olewany. Przebijamy się przez Izmit i po raz pierwszy widzimy morze Marmara. Przerwa w przydrożnej kafejce nad brzegiem morza. Jedziemy, podziwiamy widoki, do mnie dociera, że Turcja to jednak potężny kraj. Jedziemy w okolicy morza, więc pogoda się poprawiła – to znaczy pogorszyła. Chmurki, już tak nie praży słońce. Nawet była niewielka ulewa. Przeczekaliśmy deszcz na stacji benzynowej, na której obsługa częstuje nas herbatą. Przypominam sobie, że tego samego dnia, również na stacji częstowano nas colą. Dzisiaj planujemy dojechać do Canakkale i przenocować gdzieś w okolicy. Ale żeby nie było za szybko, prosto i łatwo, wykorzystując „poprawę” pogody Oczkins prowadzi na objazdem po okolicy, wzdłuż morza. Wszystko w porzo, tylko te turystyczne miejscowości i ich klimat jakoś nam nie służą. Odbijamy więc z powrotem na główną drogę. Z ciekawszych wydarzeń. Po doświadczeniach ze wschodniej części Turcji, dbamy o stały zapas płynów. Ewentualne braki staramy się uzupełniać na bieżąco w ciągu dnia. W przydrożnym supermarkecie próbujemy uzupełnić zapasy płynów. Co prawda piwa nie było, za to kupujemy „kiełbasę z orła”. Obsługa nie potrafi nam wytłumaczyć z jakiego zwierzaka jest ona zrobiona. A na opakowaniu jest orzeł w locie. Dlatego tak ją nazwaliśmy. Jak na „kiełbasę z orła” była nawet smaczna – i wydajna (męczyliśmy ją przez parę dni). Ostatnie 100 kilometrów jedziemy dobrą dwupasmową drogą. Widzimy bardziej, lub mniej widoczne radary. Policja nie próżnuje. Więc pilnujemy prędkości. W pewnym momencie mijamy stojącą na poboczu grupę miejscowej młodzieży, która rzuca się za nami w pogoń swoimi pierdopędami. Dogonili nas po paru kilometrach. My jedziemy sztywno 90, oni „na śledzia” rozpędzili się do 95 i na wyprzedzają. Mieli przy tym niesamowitą radość. My cieszymy się z ich radości, ale sztywno trzymamy swoją prędkość. No i dobrze, bo parę kilometrów dalej znowu stała policja. Do Canakkale dojeżdżamy o zmroku. Kilkanaście kilometrów przed miastem były jakieś miejscówki nad morzem, które nadawałyby się pod namiot. Ale jakoś je zignorowaliśmy, szukaliśmy czegoś lepszego. Finał był taki, ze wjeżdżamy do miasta. Kierujemy się na terminal promowy, tuz przed którym na skrzyżowaniu gaśnie Przemkowy TKM. Ponieważ jechaliśmy już na rezerwie więc sprawa jest jasna – koniec paliwa. Szczęśliwie 20-30 metrów od nas była stacja benzynowa. Przepchaliśmy na nią Przemka, a właściwie jego motor. Po zatankowaniu podjechaliśmy na przeprawę promową. Tubylcy nie wiedzieli, czy w pobliżu jest jakieś pole namiotowe. Wokoło nas były hotele, ale nie odpowiadały nam cenowo i nie było bezpiecznego miejsca na motocykle. Pojechaliśmy dalej, według wskazań GPSa na kemping. Pięknie zaprowadził nas, ale parking głównego posterunku policji. Nie skorzystaliśmy z propozycji GPSa i pojechaliśmy szukać dalej. Pokręciliśmy się po mieście. Później po przedmieściach. Znaleźliśmy miejscówkę na polu, ale że obok po sąsiedzku było tureckie wesele – więc szukamy dalej. Wyjeżdżamy z miasta na zachód w kierunku Troi. Zjeżdżamy na stację benzynową i tam miły chłopak z obsługi tłumaczy nam dojazd na pobliskie kempingi nad morzem. Kierując się jego wskazówkami dojeżdżamy tam w parę minut. Kemping ładnie położony, nad samym morzem, z barem. Nie przeszkadzają nam już nawet sąsiedzi i ich telewizor. Koszt kempingu z początkowych 30/namiot zeszło do 100pieniążków za wszystkich. Poranna fotka na kempingu Współrzędne kempingu N 40° 04.922’ E 026° 21.927’ Przejechaliśmy 584km. Temp w dzień 35-40°C, w nocy 26-30°C.
  2. 3 points
    Wszystko przez te oponki, które znalazłem pod choinką – K 60 Scout. Prezentują się ładnie, a i motek jakoś tak bardziej dziarsko wygląda. Pogoda kusi, więc trzeba jechać, jako cel wybieram Iganie, niewielką wioskę znajdująca się na przedmieściach Siedlec. To tutaj doszło do jednej z bitew Powstania Listopadowego. Choć przejeżdżałem w pobliżu wiele razy (jadąc obwodnicą Siedlec), to na polu bitwy nigdy nie byłem, a więc w drogę! Trasę wybrałem tak, aby na miejsce dojechać drogami gruntowymi i szutrami, asfalty traktując jako zło konieczne. W nocy padało więc drogi są lekko rozmiękłe, w sam raz by sprawdzić oponki. Gdzieś na trasie w lasach na południe od Cegłowa. W polach czuć wiosnę, na łąkach roztopy, drogi teoretycznie utwardzone, teraz przypominają błotną maź…Opony spisują się świetnie, nareszcie zamiast nieustannie gapić się pod koła mogę rozglądać się na boki. Mijam liczne strumienie, które o tej porze powylewały. Łąki się zielenią, słonko świeci, wiosna... Wlokę się niemiłosiernie, częste postoje, cykanie zdjęć, godziny płyną, a kilometrów jakoś nie ubywa. Wreszcie po 3 godzinach turlania, trochę tu, trochę tam, docieram do celu wyprawy – jestem w okolicach Igań, dojeżdżam na pole bitwy, tam gdzie stały wojska polskie. Rozglądam się po okolicznych polach, przez te sto kilkadziesiąt lat krajobraz uległ tylko niewielkim zmianom. Jestem w miejscu gdzie znajdowała się artyleria Bema (nr 3 na mapce). Nie miejsce to, aby zanudzać opisem bitwy, ale przytoczę jeden epizod. W kulminacyjnym momencie bitwy Rosjanie wysyłają z prawego na lewy brzeg rzeki Muchawki doborowy pułk „ Lwy Warneńskie”, który niedawno przybył z głębi imperium carów, jego żołnierze przechwalają się, że pokarzą jak walczyć z Polakami. Pułk ( nr 1 ) szybko przechodzi w kolumnie przez mostek i spycha Polaków na południe. Rosjanie powoli dochodzą do baterii Bema, która zaczyna ich ostrzeliwać morderczym ogniem z odległości 100 metrów. W pewnym momencie idący na czele Rosjan oficer ogląda się za siebie i widzi, że nikt za nim nie idzie, w wyniku strat cały pułk zaczął się powoli cofać. Widząc swą bezsilność rosyjski oficer zatrzymuje się i pokazuje polskim artylerzystom język, po czym odwraca się i powoli wraca za swoim oddziałem. Polscy artylerzyści oddają strzał w stronę samotnie wracającego oficera, widzą jak odłamki rozrywają jego mundur nie raniąc go jednak. Oficer odwraca się i uprzejmie kłania Polakom, po czym kontynuuje powrót. Polacy więcej do niego nie strzelają, doceniają jego fantazję. Lecz to jeszcze nie koniec bitwy, do ataku w kolumnie rusza jeden z polskich pułków (nr 2), który idąc przez Iganie chce odciąć Rosjanom drogę odwrotu przez most. Dochodzi do swoistych zawodów, Polacy ( 2500 ludzi) i Rosjanie ( też ok. 2500 ludzi), biegną sprintem równolegle do siebie w dwóch kolumnach. Ścigają się do mostu, ok. 500 metrów, Rosjanie biegną by ratować życie, Polacy by im je odebrać. Wyścig wygrywają Polacy, pierwsi dopadają mostu i odcinają Rosjanom drogę odwrotu. Tuż przed mostkiem dochodzi do morderczego starcia, 5000 chłopa okłada się kolbami bagnetami, starcie trwa tylko kilka minut, ginie ok. 1000 Rosjan, reszta ma dość i poddaje się… Dzisiaj dokładnie w miejscu, tej gigantycznej ustawki, gdzie na niewielkiej przestrzeni ( mniej więcej połowa boiska piłkarskiego) biło się i mordowało 5000 facetów stoi ten oto znak i restauracja Mc Donald. Stojąc na parkingu Mc Donalda mam chwilę refleksji i nie jest to nic patriotycznego, ja po prostu podziwiam tych facetów, niezależnie po której stronie walczyli…Szacun. Ruszam dalej, przejeżdżam koło pozostałości dworu, świadka tamtych wydarzeń… Z Igań jadę na północ w stronę Liwca, gdzie robię kilka fotek, korzystając z ładnego słońca i bezchmurnego nieba. Do domu wracam tuż przed zmrokiem, opony zdały egzamin, wyciągały mnie dzisiaj dwukrotnie z głębokiego błocka kiedy szorowałem już osłoną silnika.
  3. 3 points
    16 osobowa? zrób zlocik .........robimy listę
  4. 2 points
    Czyli legal ? W Jeziorsku by zdała egzamin ;)
  5. 2 points
    Ale się chwalisz czy chcesz sprzedać ? ;)
  6. 2 points
    Rewelacyjne kolego wrzucasz relacje. Pozdrowienia z Podkarpacia. Gdybyś kiedyś był w okolicach Dębicy lub Mielca zapraszam do wspólnych przejażdzek. Okolica bogata w historyczne ciekawostki oraz oczywiście piękna przyroda.
  7. 2 points
    Mi się podoba ale mi go tak obrzydziłeś żebym sobie nie kupił :lol:
  8. 2 points
    venowi chodzilo o tą starsza wersję http://philadelphia.craigslist.org/mcy/4214100846.html
  9. 1 point
    No, ja też :) Cudowne foty, pięknie...
  10. 1 point
    Elegancko coraz więcej relacji z naszego pięknego kraju z off-road zacięciem, w ciekawych miejscach i z pięknymi fotkami. Tak lubuję.
  11. 1 point
    to ja takze poprosze o info - do sulejowka mam niedaleko a dzien powszechni czesto tez nie jest problemem :)
  12. 1 point
    My się tu zmawiamy na jeszcze bardziej lokalne ustawki - sulejówkowskie :). Miałbyś do nas kawałek drogi, a dzień krótki to i wycieczki nie za odległe. Niedawno błąkałem się motkiem w okolicach Stoczka Łukowskiego i to mógłby być wspólny dla nas kierunek, gdzieś tak w połowie drogi. Jak dzień bedzie trochę dłuższy, to mnie korcą rejony: Lubartów, Parczew, Włodawa, Chełm, Łęczna. Z map wygląda, że może być ładnie, a nigdy się tam nie błąkałem. Wycieczka na dzień, dwa.
  13. 1 point
    i to jest myśl- trzeba będzie znowu pojechać do Dakarowego albo go zgarnąć w Żukowie!
  14. 1 point
    Tylko, że to była wycieczka w dzień powszedni :oops: w połowie tygodnia, więc nawet nie próbowałem Cię zawiadamiać, by nie drażnić...Jak pogoda będzie łaskawsza i będę coś planował, to dam znać ( dam info i do Gsdakara), właśnie siedzę nad mapami i jest do zrobienia kilka fajnych tras...
  15. 1 point
    16 osobowa więc pewnie imprezę planuje i sprawdza czy zainteresowanie będzie :D
  16. 1 point
    To zrobią Ci sprawę zaoczną i zapłacisz jeszcze za zwłokę powyżej miesiąca :lol:
  17. 1 point
    Tłumnik dał w dupę tłumikowi ;) Jak pisze Centrino: ;)
  18. 1 point
    A ja jeszcze czekam miesiąc :) Później jeszcze kilka dni na pismo z sądu. Jak nic nie przyjdzie to....
  19. 1 point
    Oby często się psuły :evil:
  20. 1 point
    Zabrakło Ci literki czy chciałeś coś głębszego napisać :lol:
  21. 1 point
    Ciekawe jaki miał faktyczny przebieg, ale rocznik, cena :roll: :-P ale on jest brzydki :-D
  22. 1 point
    29.06.2013 Sobota Przed nami kolejny upalny dzień. Ale na razie jest śliczny poranek. Ciekawe o czym śni! Przygotowanie do wyjazdu z kempingu. Było pod górkę i od razu na trasę "szybkiego " ruchu. Dynamiczny wyjazd Oczkinsa. Asekuruję wyjeżdżających i cykam fotki. Dopóki jedziemy wzdłuż morza, jest nieźle. Niestety na wysokości miasta Samsun skręcamy w głąb lądu. Koniec widoków morza, chłodniejszego wiaterku. Droga się polepszyła, ale ograniczenia prędkości pozostały takie same. Średnio raz na 100km zauważam tradycyjną suszarkę, lub polowanie po radziecku. Najpierw fotoradar w nieoznakowanej budzie, kilometr dalej oznakowany ściąga na pobocze. Na domiar złego na wyżynie z powodu karambolu stajemy w gigantycznym korku. Dopóki się da objeżdżamy boczkiem, poboczem, jak się da. Niestety dalej się na dało. Stoimy jak wszyscy 100-200metrów od czoła . Na jazdę pasem awaryjnym się nie zdecydowaliśmy. Co chwila pomykają po nim straż pożarna, ambulanse, policja. Cofnięcie się i objazd inną drogą nie chodzi w rachubę, za dużo byśmy nadkładali drogi. Po godzinie zaczęli puszczać ruch, i myknęliśmy w szczelinach pomiędzy autami. Wyżyna jest beznadziejna do jazdy. Długie proste, dookoła dużo niczego. Nawet nie ma na czym zawiesić wzroku. No i te ograniczenia prędkości, których staramy się przestrzegać. Słyszeliśmy, że mandaty w Turcji do tanich nie należą. Żeby nie zasnąć zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Z tankowania zrezygnowaliśmy. Nikt tam nie tankował. Czas jakby zatrzymał się tam w miejscu. Przy dystrybutorach stoją samochody, kombajn rolniczy, ale kierowców nie widać. Obsługa częściowo śpi. Koledzy decydują się na jedzenie. Z Bolkiem nie znajdujemy w sobie takiej odwagi. Musi wystarczyć batonik i woda z kufra. Tankujemy dalej, na normalnej stacji. Dotelepaliśmy się do Gerede gdzie jest zjazd na autostradę. Oznakowanie fatalne. Dopiero stojąc przed bramkami dowiadujemy się, że autostrada jest płatna. Problem w tym, że nie ma jak zapłacić. Są dwie automatyczne bramki wjazdowe, różnią się oznaczeniem (jedna HGS?, druga OGS?) obie naszpikowane kamerami. Nie ma żadnego punktu pobierającego kasę, wydającego bilety, sprzedającego winiety. NIC. Kompletnie NIC. Znaleźliśmy tablicę informacyjną. Po Turecku. Po drugiej stronie autostrady jest żywy Turek z obsługi. Bolek podejmuje ryzyko i przemyka na drugą stronę. Niestety. Turek z punktu informatycznego, mówi tylko po turecku. Wiemy tylko, że kasy za wjazd nie pobiera, winietek nie sprzedaje, biletów też nie ma. Nie mamy jak zawrócić. Panowie inżynierowie nie przewidzieli takiej możliwości. Przejeżdżamy przez losowo wybrane bramki. Wreszcie można pogonić koniki. Ale jesteśmy upierdliwi. Na najbliższej stacji benzynowej dopytujemy się o opłaty. Informują nas, że zapłacić można na następnej dużej stacji. Na następnej dużej stacji, okazuje się, że opłaty można dokonać po wypełnieniu specjalnego (zupełnie zresztą niezrozumiałego) formularza. Niestety mają awarię systemu komputerowego. Więc powinniśmy wypełnić formularz i udać się do Stambułu na pocztę główną żeby wpłacić kasę. Jest to ponad nasze nerwy. Zbliża się zachód słońca, więc musimy dokonać wyboru. Noclegownia przy stacji, albo namiot w plenerze. Druga opcja przeważyła. Zjeżdżamy z autostrady przez również losowo wybrane bramki, powyły syreny alarmowe, połyskały flesze, zamigotały światełka. Stojący obok radiowóz zajęty był jakimś delikwentem i nas szczęśliwie olał. Szukamy spokojnej miejscówki. Niestety jest albo gęstawa zabudowa, albo ogrodzone pola. Zapadła decyzja, jedziemy nad brzeg morza. Tam muszą być pola namiotowe, plaża, cokolwiek. Do Akcakoca dojeżdżamy już w nocy. Jadąc wzdłuż morza dostrzegamy kemping przy plaży. Wolnych miejsc jest od groma. Obsługa jest, ale tradycyjnie mówi tylko po turecku. Dzwonią do kogoś, kto podobno rozmawia po angielsku. Podobno. Udało się ustalić, że możemy zostać, rozstawić namioty i po negocjacjach ile mamy zapłacić (40 pieniążków za wszystkich). Bierzemy prysznic w częściowo odkrytej kabinie z widokiem na morze. Sąsiedzi przy herbacie i telewizorze biesiadują do rana. Jedni mają rozstawione namioty, inni śpią w przyczepach kempingowych, jeszcze inni na siedząco w samochodach. Współrzędnych noclegu nie zapisałem. Ale jadąc z miasta drogą wzdłuż morza w kierunku wschodnim jest kilka kempingów do wyboru. Przejechaliśmy 657km. Temperatura – straszny gorąc, w najgorszym okresie 40-45°C. https://maps.google.pl/maps?saddr=Samsun+Ordu+Yolu%2FD010%2FE70&daddr=Ere%C4%9Fli+Cd%2FD010&hl=pl&ie=UTF8&ll=40.996484,34.530029&spn=4.510524,9.876709&sll=41.030679,31.352921&sspn=0.281779,0.617294&geocode=FWbjcwIdEnk2Ag%3BFVoVcwId5UfcAQ&mra=me&mrsp=1&sz=11&t=m&z=7 (poprawiłem mapkę) :oops:
  23. 1 point
    Super. Takie oponki właśnie sobie zamówiłem. Jasinek miał w KTM-ie i był zadowolony. Fajnie że i Ty potwierdzasz dobrą opinię. A nawiasem dodam, że ja nie podziwiam tych gości co walczyli, tylko im współczuję. Politycy napuścili ich na siebie, a sami dzielili się łupami. To byli zwykli ludzie oderwani od roboty i rodzin na wiele lat tylko po to, żeby mordować się wzajemnie. Do tego byli deprawowani, poniżani i rozpijani przez dowództwo. Po powrocie byli najczęściej kalekami fizycznymi i psychicznymi, agresywni i bezużyteczni.
  24. 1 point
    28.06.2013r Piątek Planujemy tankowanie jak najbliżej granicy z Turcją. Okazuje się jednak, że do granicy mamy raptem 4-5km, więc zawracamy do stacji benzynowej. Ruch na niej spory. Tankujemy pod korek i uzupełniamy zapasy w rezerwowych kanisterkach. Wszystkich przebija jednak jegomość w starszawej wołdze, do której wlewa około 100litrów benzyny (plus to co do kanistrów). Wymieniamy ostatnie gruzińskie pieniążki i mkniemy do granicy. Odprawa po Gruzińskiej stronie jest wzorowa. Po tureckiej, pozostawia pewien niesmak. Tureccy urzędnicy poruszają się jak gdyby w zwolnionym tempie. Jak nam jeden powiedział w chwili szczerości, z kilkanaście minut kończą zmianę i już planują jak spędzą dzień. Musimy przejść kolejno przez kilka okienek. Przy jednym z nich zastój. Stoimy grzecznie i czekamy, a wtedy wpada chmara Turków (kierowców busów), którzy oczekują obsługi poza kolejką. Robi się nieco nieprzyjemnie. Chwilę później Urzędas z okienka zabiera mój paszport i coś gada po turecka. Słucham go jak na tureckim kazaniu i na początku mówię w znanych mi narzeczach. Potem pokazuję, że kompletnie nie wiem czego ode mnie chce. Na co ten inteligent, wybiera opcję przez krzyk, co zgodnie z oczekiwaniami w niczym nie poprawia zrozumienia tego o czym on krzyczy. Machanie rękami też nie ułatwiło sprawy. Dopiero stojący za nami Gruzin przetłumaczył nam ,że ten dureń wysyła nas do okienka nr 9 po wizy (15$ lub 20€). Później poszło już sprawnie. Do ostatniego okienka. Pierwszą czwórkę przepuścili i kazali przejechać poza szlaban. Ostatniego Oczkinsa zatrzymali i skierowali z motocyklem na dodatkowe „badania”. My już nie mieliśmy mu jak pomóc, byliśmy poza terminalem. Więc staliśmy tuż za szlabanem i obserwowaliśmy sytuację. Widok w drugą stronę. Oczkins wykazał na tyle rozsądku, że kategorycznie zapowiedział, iż sam nigdzie nie idzie i nie jedzie. Jeśli chcą prześwietlać i sprawdzać motocykl, to niech urzędnik idzie razem z nim. Jak się okazało, było to genialne posunięcie. Urzędnik, który skierował go z motocyklem na prześwietlenie sam miał spory problem, żeby nakłonić swoich kolegów - obsługę urządzenia do jakiejkolwiek pracy. I pomyśleć tylko ile czasu Oczkinsowi zajęłoby, po turecku, namówienie ich do pracy. Szczęśliwie skończyło się na tym, że po kilkudziesięciu minutach znowu byliśmy wszyscy razem. Podsumowując przejście przez okienka Gruzińskie zajęły nam 5-10minut, tureckie natomiast około 1,5 godziny. Przed wyjazdem nasłuchaliśmy się o tureckich policjantach, mandatach, ograniczeniach prędkości, wysokich mandatach egzekwowanych na miejscu, a czasem po odczytach z fotoradarów na granicy. Od początku jedziemy więc zgodnie z przepisami. Dodatkowo załamuje nas wyświetlana na tablicy świetlnej informacja o ograniczeniu prędkości dla motocykli do 80km/godz. I tak jedziemy wzdłuż morza dwupasmową drogą, wleczemy się tą piep..ną osiemdziesiątką. Wszystko co jeździ nas wyprzedza. Z nieba żar, od asfaltu gorąc, żadnej chmurki na niebie. Nieco ratuje sytuację wiatr od morza. Co chwila ograniczenia w terenie zabudowanym. Mijamy kilka radarów i fotoradarów. W końcu dochodzimy do wniosku, że przecież nie nastawiają fotoradarów na 80 dla motocykli, tylko na 90 dla samochodów. Nieco przyśpieszamy. Ale i tak jest kicha. Nie wiadomo co lepiej, otwierać wszystkie wywietrzniki i szybę w kasku? Czy też odwrotnie wszystko szczelnie pozamykać. Ceny benzyny w Turcji są zabójcze (9-10zł. za litr). Zużywamy więc zapas paliwa z kanistrów. W jakimś większym mieście (Unye) dwupasmówka traci status drogi tranzytowej i wpadamy w korek. Z kuframi jesteśmy za szerocy żeby się klasycznie przeciskać. Życia nie ułatwiają nam kierowcy którzy nie chcą na wpuszczać. Objechać nie ma jak. Na domiar złego psuje mi się mechanizm otwierania szyby w kasku. Nie mam gdzie zjechać i jak się zatrzymać, żeby go sprawdzić/naprawić. Próby naprawy po omacku jedną ręką w rękawiczce od razu odpuszczam – nie chcę pogubić elementów mocowania szyby. W końcu przełamujemy się i przemy na przód. Za miastem mamy dość podróży na dzisiaj i szukamy noclegu. Wzdłuż morza są liczne niby kempingi. Na pierwszym chcą od nas jakieś chore pieniądze. Kilka kilometrów dalej, na drugim gadają jak biali ludzie (uzgadniamy 5 tureckich pieniążków za osobę). Rozbijamy biwak pod sosnami na brzegu morza. Trójka wybiera stawianie namiotów, pozostała dwójka karimatę na plaży (albo odwrotnie). W każdym bądź razie, ja tradycyjnie wybrałem namiot. W ofercie „kempingu” jest woda, sławojka, herbata. Ale nie ma piwa. Przemek z Oczkinsem jadą na poszukiwania. Wracają tuż po zachodzie słońca. Okazuje się, że zakup piwa w tej części Turcji jest sporym wyzwaniem. Nie było na pierwszej stacji benzynowej. Na drugiej też nie. W tamtejszym Tesco też nie. Młoda ekspedientka w sklepie wskazała jeszcze jeden supermarket na drugim końcu miasta. Jeśli tam nie będzie, to już nigdzie w mieście nie będzie. Było. Wyszarpnęli całe piwo ze sklepu wielkości dużego supermarketu. Wszystkie 8 puszek. Trójka wybiera stawianie namiotów, pozostała dwójka karimatę na plaży (albo odwrotnie). W każdym bądź razie, z Przemkiem tradycyjnie wybraliśmy namiot. A Oczkins odrabia pracę domową. Knuje trasę na jutrzejszy dzień. Temperatura w dzień przekraczała 40°. Przejechaliśmy 448km Współrzędne kempingu: N 41°08.644’ E 037°13.034' https://maps.google.pl/maps?saddr=E70%2F%E1%83%A12&daddr=Samsun+Ordu+Yolu%2FD010%2FE70&hl=pl&ie=UTF8&ll=41.607228,39.034424&spn=5.04344,7.064209&sll=41.194156,37.080917&sspn=0.317247,0.441513&geocode=FT1BegIdL1B6Ag%3BFYTkcwIdWnU2Ag&mra=dme&mrsp=1&sz=11&t=m&z=7
  25. 1 point
    27.06.2013r Czwartek Tego dnia zdejmujemy z motorków kufry i jedziemy na lekko zwiedzać miasto. Pakujemy się do centrum, gdzie parkujemy na nadmorskiej promenadzie przy delfinarium. W wieżowcu pośrodku, to żółte koło to nie jest zegar, tylko karuzela w pionie - taki "diabelski młyn". Przed nami część promenady (taka malutka część - od delfinarium do centrum). Dalej idziemy pieszo. Główny cel to budynek poczty. Idąc po mieście zgodnie ze wskazówkami tambylców robimy po centrum kilka kółeczek. W końcu jest. Nieoznaczona, w podrzędnej bocznej uliczce, idealnie zakamuflowana jako wysoki parter w nijakim postradzieckim bloku. Znaleźliśmy i możemy kupić znaczki żeby wysłać obiecane pocztówki. Samo Batumi to mieszanka architektoniczna: stare przedrewolucyjne budynki z wąskimi ulicami i podwórkami, pokomunistyczne wstrętne bloki i nowe śmiałe aczkolwiek jak dla mnie nieco kiczowate bryły. Generalnie bardzo widoczne są wpływy kulturowe pobliskiej Turcji. Zdjęcia bardziej oddadzą klimat miasta. Jarać! Jarać! Jarać! Tytoń na kilogramy. Zauważyliśmy, że poszczególne ulice wyspecjalizowały się w handu jednym rodzajem towaru. Tu wchodzimy w dział spożywczy. Kawa na worki. Dział ciuchów. Charakterystyczny budynek hotelu. To chyba była ulica z butami. Samo centrum, tu przy dolnej stacji kolejki zbiega się głowna ulica z nadmorską promenadą. Psie życie. Kocie życie. Ręce precz. Pieszczocha na ........., raczej nie na ręce, wszyscy wiemy na co. To chyba jedyny zauważony przez nas w całej Gruzji, tubylec na motorku. Nadmorska promenada? Miodzio z boczkiem!!!! Tylko pozazdrościć. Budynek w głębi, to właśnie delfinarium Na końcu (początku) promenady w centrum, dolna stacja kolejki linowej. Wracamy do motocykli, i niespodziewanie Grucek – najlepszy wśród nas byker- zalicza parter. Stawiamy jego motor i znowu to samo. Okazuje się, że zapomniał zdjąć łańcucha z koła. Takie roztargnienie. Po południu mamy czas wolny. Nawet w domu publicznym można znależć coś ładnego. W podgrupach zażywamy kąpieli w morzu i zwiedzamy okoliczne nieliczne nadmorskie knajpki. :beer: :drinkbeer: Wieczorem zaś, degustując Gruzińskie płyny zaliczamy zachód słońca. To jeszcze nie to zdjęcie. O, to tu zalegliśmy i degustowaliśmy. :drinkbeer: Przejechaliśmy 32km. Następnego dnia zaczynamy powrót. Do Stambułu 1284km. https://maps.google.pl/maps?saddr=E70%2F%E1%83%A12&daddr=Chavchavadze+St+to:41.6527817,41.6410482+to:Nieznana+droga+to:E70%2F%E1%83%A12&hl=pl&ie=UTF8&ll=41.614416,41.613808&spn=0.157601,0.220757&sll=41.596189,41.63372&sspn=0.157645,0.220757&geocode=FXg7egIdTUx6Ag%3BFTt8ewIdS3J7Ag%3BFS2SewIdWGR7AimVrm2aOIZnQDEgJQpv7xFCow%3BFTUbewId6ql6Ag%3BFT1BegIdL1B6Ag&mra=dpe&mrsp=2&sz=12&via=2&t=m&z=12


×