Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 09.10.2014 in Posty

  1. 7 points
    dakaże, zwruciło, nowłaśnie, przud, podejżewam, uwage itp.nie przejdą, siadaj "pała", do poprawy.
  2. 4 points
    Dzień 4 (20.09.2014) Część nr.1 Kolejny dzień naszej albańskiej tułaczki nastaje z porannym wyciem koguta, który pieje niemiłosiernie za oknem naszego hotelowego pokoju. Wycie czy pianie jak zwał tak zwał ciekawą staje się regułą gdyż jest to nasza trzecia bałkańska noc i zarazem trzecia pobudka o tak swoistym i wiejskim charakterze. Skoro kura budzi nas do życia to i jajo na śniadanie dopełnia całe to drobiowe zamieszanie. Plan na dzisiejszy dzień to realizacja drugiego po Theth z najważniejszych celów naszego pobytu na Bałkanach i zarazem początek powrotu do domu. Musimy dostać się do miejscowości Koman skąd promem przepłyniemy do Fierze i następnie dostaniemy się do Kukes rozpoczynając powrót do domu przez Republikę Kosowa. Plan ambitny, ale realny. http://mapcarta.com/18755704 Hotelowy wywiad owocuje informacją, że prom odpływa o 10 tej rano z Koman, czyli miejsca, do którego mamy jakieś 53 km od naszego hotelu. Po koguciej arii wstaliśmy dość wcześnie może i dobrze, bo z posiadanych przez nas informacji, jakie uzyskaliśmy dużo, dużo wcześniej wynika ze prom odpływa o 9 tej a nie 0 10 tej jak twierdzi lokalny „profesore”. Postanawiamy przyjąć naszą wersję, dynamicznie pakujemy się na motory. Mamy jedną godzinę na dojechanie do promu a przed nami nieznana droga. Sugerując się mapą zrobimy ją w 40 minut. Będzie git. Niestety! Droga, choć malownicza okazuje się być koszmarnie dziurawa. Startując o 8 rano ze Skodra spóźniamy się na prom 15 minut!!! Jest 9.15, wbijamy się w kamienny tunel by na jego końcu wyjechać wprost na parking, przy którym czeka na nas prom lub bardziej trafne określenie to coś co prom przypomina. Ot taki wodny Frankenstein. :shock: Dosłownie czeka wszyscy już siedzą poupychani w dziwnej konstrukcji przypominającej autobus a lokalesi obsługujący prom „rzucają” się na nas i nasze motocykle. Jedni kasują za załadunek 2 euro za dwa motory a drudzy ściągają kufry i wręcz drą maszyny, za co popadnie upychając je na łajbie. Nie pamiętam ile cały proces ten trwał, ale chyba było to max 5 minut! Pamiętam tylko uwagę jakiegoś Czecha, który przypłyną ze swym motocyklem ze strony przeciwnej bym zamknął oczy podczas załadunku, bo moje moto wygląda na nowe. Po czym na jego twarzy zagościł kwiecisty uśmiech. Nie patrzeć! Myślę! Mało, trzeba to nagrać ….. Uff… Płyniemy. Przed nami 3 godziny rejsu. Motocykle upchnięte gdzieś na lewej burcie a my lokujemy się na dziobie zanurzając nogi w turkusie wody. CDN....
  3. 3 points
  4. 3 points
    Cholera, 40 minut wcześniej i był by mój...
  5. 3 points
  6. 2 points
    Pracujemy nad albańskim klipem ale pewnie jeszcze to potrwa. Myślę jednak że zrobię kilka małych filmików np. z załadunku moto czy z drogi do Theth, itp....
  7. 2 points
    Jak się przywitasz to na pewno się dowiesz, że coś temu "Dakarowi" brakuje.
  8. 1 point
    Cześć! Jestem Agata i najwyraźniej zachorowałam na F650 GS. To gdzie indziej miałabym być, niż na tym forum, jeśli jeszcze nie mam moto? Po kolei. Parę lat temu kumple z pracy robili prawko i kupowali motocykle. Na początku zafascynowana, później ekscytacja spadła, aż w końcu nie mogłam ich słuchać. Motocykl to, motocykl tamto, do porzygu ;) Z czasem mój świat poszedł inną drogą, relacje zeszły na dalszy plan. A gdy temat motocykli wrócił, zabłysnęło „ja też chcę”. Kobietą jestem, muszę przeanalizować wszystko z zyliarda stron, w końcu jedna przejażdżka (w tym po lesie! :D ) na afrze jako plecak sprawiła, że w końcu zapisałam się na kurs. Pierwsza jazda. Szalona Yamaha YBR 125. Jak ten silnik ryczy! Wsiadam nieśmiało, ale bez obaw, że wyrżnę. Że się przechylam za bardzo. Że za szybko. To jest to! Przychodzę dwie jazdy później – stoi Suzuki DR 125. Patrzę tęsknym wzrokiem, a tu inny kursant ma deerkę prowadzić. Nie ma czasu na sentymenty; kursant facet, instruktor facet, włączam tryb maślane oczy i po kilku „daj mi, daj mi, daj miii” faceci bezradnie rozkładają ręce, a ja zachwycona dosiadam deerki. Radość! Warczy bardziej, bardziej drży między udami. Kręcimy się obie po placu na stojąco, na siedząco, ósemki, pochylnia, aż z żalem musimy się rozstać. Po kolejnych dwóch jazdach nadchodzi tydzień przerwy na małe wczasy. Przez cztery dni mieszkamy podczasu Woodstocku u przemiłych ludzi, w jednym ogrodzie z aframi i mocnymi zawodnikami z forum Afryki ;) . Chłonę klimat motocyklowy przez skórę, po marnych pięciu jazdach nie śmię nawet zapytać o małą przejażdżkę. Wracam do domu, wracam na kurs, wsiadam na znaną mi Yamahę i… magia! Zupełnie inaczej czuję moto. Zupełnie inaczej jeżdżę. Jakby poprzednie jazdy były całkowitym kalectwem. Dotychczas jeździłam zachowawczo, a teraz kręcę się jak rozbrykany szczeniak wokół dwóch opon, ot tak. Dwie opony, dwa kółka i jedna ja – mały raj! Od tej pory świat wygląda inaczej. 125 z czasem są za małe, chcę więcej. 250 z czasem za mała, chcę więcej. Na pytanie „jaki chcesz mieć motocykl” odpowiadam „średnio trzy inne tygodniowo”. Wiem tyle, że nie zwykły turystyk. Mój prywatny mentor motocyklowy tylko podpowiada kolejne modele, które odpadają od razu lub po kilku dniach. Przez jakiś czas króluje freewind, do czasu propozycji „a zobacz ten”. Klikam w linka i mam ciary. Już od dawna mam ciary oglądając nowe motocykle, ale te ciary na bumę jakieś takie inne, lepsze. Pierwsze wrażenie – przepiękna linia. I zatapiam się w lekturze. Idę spać, myślę o GSie. Wstaję – to samo. Przyjaciółki na tekst „chyba wybrałam motocykl” zaczynają już wywracać oczami. No tak, teraz ja jestem do porzygu. Jeszcze tylko porównuję wybrankę z podobnymi. Podobne – ale nie takie. Tak trafiam na wasze forum, czytam dział dla zielonych. Trawię. Dziś od rana studiuję wątek „Niebezpieczne sytuacje”. I po bagatela 50 stronach przyszłam powiedzieć Wam, że jesteście nieocenieni. Jest mi niezmiernie miło, że mogę Was poznać i mam nadzieję, że kiedyś będę zdolna wnieść w wartość forum i Waszej społeczności choć minimalny kawałek tego, co Wy wnosicie. Nazywam się Agata i najwyraźniej zachorowałam na GSa ;) Cześć!
  9. 1 point
    Nagranie rozumiem będzie... :-)
  10. 1 point
    Tak, już załatwione, a panika była umiarkowana.... chyba ;)
  11. 1 point
    Zgodnie z tym, co powiedzieliśmy sobie wieczorem dnia poprzedniego ("asfaltom dziękujemy") starczy zabytków, jedziemy w las. No dobra, niekoniecznie w las, raczej w pole ;) Jesteśmy na Nizinie Szczecińskiej, więc płasko jak na patelni. Ale za to nie mamy już tracka, więc patrzymy na najcieńsze kreski na mapie , wyszykujemy je na GPSie i każemy się tam prowadzić. Oooo, tak, tego mi było potrzeba. Off najczęściej to ambitny nie jest, ale mamy polne ścieżki, brak ludzkości i piękną pogodę. czego chcieć więcej? Nie mogę się powstrzymać od śmiechu, kiedy przez chyba 200 m kica przed moją DRką para zajęcy. Jakoś nie mogą wpaść na to, że można czmychnąć w krzaki, tylko gnają przed siebie ;) Patrzymy na mapę, jaki mniej więcej obrać cel noclegu na dziś i znajdujemy jedno z leśnych pól namiotowych, jakie przed wyjazdem sami nanieśliśmy. Wychodzi, że mamy blisko do jednego z nich, położonego nad jeziorem, w środku lasu. Pojawia się kawałek szczątkowego asfaltu - chyba lepiej jakby go nie było ;) Na pole namiotowe prowadzą nas współrzędne, więc gdzieś na środku tego asfaltu macham - to gdzieś tam. Za jakieś 100 m wypatrujemy mikroskopijną tabliczkę na drzewie, jeszcze kawałek ścieżynką i mamy. Zajeżdżamy na pole namiotowe, widzimy piękną trawę, miejsce na ognisko, jeziorko i żywego ducha. Mmmm, tak to lubię! Jest dopiero po południu, nie mamy nic na ognisko ani kolację, postanawiamy odwiedzić najbliższy sklep i wrócić tu na nocleg. Patrząc na mapę, najbliższy sklep to Trzcińsko Zdrój jakieś 15 km na południe. Jedziemy oczywiście na azymut, trochę lasem, trochę krzakami. Polne ścieżki skończyły się dość nagle: ale udało się miedzą wyjechać na inną polną ścieżkę i dotrzeć do Trzcińska. W niecała godzinę ;) W sklepie postanawiamy lekko zaszaleć, kupujemy na ognisko karkówkę (skoro mamy takie luksusy...), białe wytrawne w postaci tokaja, a Jagna dorwała się w końcu do prasy ;) Szukamy na mapie jakiejś mniej "zbożowej" trasy na powrót, ale nie do końca się udało ;) Polami, łąkami , lasami, tym razem zrobiliśmy te 15 km w jakieś 55 minut ;) Rozbijamy się na tym ogromnym polu: Raf robi za ogniomistrza: bo Jagna ma ważniejsze rzeczy na głowie: Karkówka wyszła bezbłędna: a resztę wieczoru spędziliśmy przy ogniu i tokaju: i tenże tokaj jest odpowiedzialny za zrobienie naszej pierwszej i zapewne na długo jedynej słitfoci: Noc w takiej głuszy była ciekawa. Najpierw kuna dorwała się do śmieci. Później przegonił ją lis. Coś łaziło dookoła namiotu. Obudziły mnie wrzaski (chyba) kaczek. Horror dla miastowych! :) cdn.
  12. 1 point
    Myślę że przełom czerwca i lipca ale dokładnego terminu jeszcze nie mam. Pozdr.
  13. 1 point
    Przyodziejesz łapy misia, nikt się nie zorientuje. :)
  14. 1 point
    No co Ty Jarku.Przecież różowy dla Pawła zarezerwowany ;) :D
  15. 1 point
    Peterka, bo samo "Boska" to byłoby totalnym zadufaniem w sobie ;) a serio, to ,o ile dobrze pamiętam, przypływ kreatywności podczas pozbywania się imienia i nazwiska z FB. Oddaje trochę przekorną naturę z pazurem. I ostrzega, że jestem cierpliwa do czasu :twisted:
  16. 1 point
  17. 1 point
    ej....a czy to nie jest w złym watku? Myślę, że spokojnie można to przenieść do "coś śmiesznego" ;-D
  18. 1 point
    Muszę, muszę je mieć !!! :lol: No przecież są wręcz idealne !! :lol:
  19. 1 point


×