Z Piły do Zielonej jest jakieś 4 h jazdy, więc musieliśmy się nieźle namęczyć, żeby jechać dwa dni ;)
Rano ustawiam coś na oko na garminie, początek dobry, a później jakiś niedobry rolnik zaorał dróżkę ;)
ale co tam, szkody nie narobimy ;)
Po godzinie wymęczonej jazdy stwierdzam, że chyba mam co najmniej lekkiego kaca po pilskim wieczorze.
Trzeba ciut odpocząć ;)
Raf jest w lepszej kondycji:
Gdzieś za Trzcianką:
Wieś Wołowe Lasy. Ani wołów, ani lasu ;)
I znów Drawieński Park Narodowy ;)
Przebijamy się przez puszczę do Krzyża Wlkp na obiad i z powrotem w las ;)
Raf naczytał się na FAT o słynnej drodze wojewódzkiej DW 133 (relacja znikąd – donikąd, czyli Chełst – Sieraków), no i musimy nią się przejechać.
No nie wiem, asfalt jak wszędzie!
Ale faktycznie, za Nowymi Kwiejcami droga wojewódzka odstaje nieco od reszty:
Moja ulubiona szuter-autostrada ;)
Przez pierwszych kilka km były nawet słupki kilometrażowe
DW 133 bez asfaltu ma kilkanaście km
i ogólnie jest bardzo bajtowa, może kilka łat piachu, na których nawet Jagna nie zdołała się wywalić ;)
No i widzieliśmy, że przejechały nią dwa GSy 1200 ;)
W Sierakowie zakupy i szukamy pola leśnego. Ani widu, ani słychu a na mapie było.
Podejście nr 2. Jedziemy 2 km nieoznaczoną ścieżynką w lesie, wątpiąc w cokolwiek. Na końcu mały drogowskaz – do miejsca postoju i jeszcze węższa ścieżynka.
Raf twierdzi, że na pewno nie będzie tam żadnego pola, tylko parking, więc się zwijamy.
Oczywiście jak sprawdziłam później w domu, pole było 200 m dalej ;)
Raf zarządził jednak nocleg na polu, które na pewno istnieje, czyli tam, gdzie spędziliśmy pierwszą noc wyjazdu. Istniało nadal ;)
Pod wieczór Raf z niekłamanym podziwem stwierdził „kurde, daliśmy radę jechać 150 km przez cały dzień!”
I jutro będzie powtórka, bo mamy jakieś 140 km do domu ;)
cdn