Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 01.11.2017 in all areas

  1. 6 points
    To przy okazji nauczymy Cię mocować motek na przyczepie Niech Ci służy długo i bezpiecznie Nie musi być mocny - ważne, żeby był drogi ...
  2. 4 points
    WIELKIE DZIĘKI dla Jarka za obejrzenie, komputerowe przebadanie, konsultacje i pomoc w zakupie tego cudaka: Bez danych od Ciebie na pewno nie osiągną bym takich rezultatów w zbijaniu ceny :-) więc przy okazji, która mam nadzieję się prędzej czy później nadarzy stawiam mocny trunek . Pozdrawiam.
  3. 3 points
  4. 3 points
  5. 2 points
    łe, tytuł sugerował, że będzie prawdziwy i bezkompromisowy pomarańczowy motocykl, a tu tylko 800tka a tak serio - gratuluje, bardzo ładna maszyna
  6. 2 points
    Jak to mawiam znajomy notariusz: od czasu jak Fenicjanie wymyślili pieniądze słowo dziękuję zupełnie straciło na wartości Mirku - wiesz jak jest: jedni cytrynówkę, a inni rudą na myszach, a na takim zlocie każdy wszystko
  7. 2 points
    Gratulacje! Niech służy bezawaryjnie. P.S. Najlepszy kolor z "poprzedniej generacji". Wysłane z mojego LG-H440n przy użyciu Tapatalka
  8. 1 point
    Zamiast relacji (Doodek i Trolik już wszystki napisali) krótki film. https://youtu.be/mq8Iq9LOJwE A tu troszkę dłuższy
  9. 1 point
    Ładny, będzie pan zadowolony, niech służy
  10. 1 point
    Nie wydaj tego co nie wydałeś, a wtedy wystarczy na duży zlot
  11. 1 point
  12. 1 point
    Pogratulować zakupu mam nadzieję zobaczyć Ciebie i pomarańczę na jakimś Zlocie ... Wysłano na Berdyczów...
  13. 1 point
    spokojna rozczochrana następny będzie r 1200 GS Adventure
  14. 1 point
  15. 1 point
    Pewnym zwyczajem forumowym czas napisać: szkoda, że nie wiedziałem, że sprzedajesz bo bym był zainteresowany. Widać, że talki zadbany motek miałeś
  16. 1 point
    Więc tak ... Movano, albo Master, palety w idealnym stanie, motór z tylną oponą w dobrym stanie, jeden pas inny, albo inaczej brudny, 2 gumy gratis ...
  17. 1 point
    Sze bardzo [emoji106] [emoji1] Wysłane z mojego LG-H440n przy użyciu Tapatalka
  18. 1 point
    Także, ten, tego... kończy się coś, aby zaczęło się co innego zapewne Wygląda na to, że temat do zamknięcia, dziękuję za uwagę.
  19. 1 point
    Kontynuujemy tradycję świadczenia zaufanych usług, nie wchodzimy w żadne "dobre zmiany", nadal pozostajemy przy sprawdzonych układach: jedni jeżdżą i zwiedzają, drudzy relacjonują. Nasza dzielna pięcioosobowa grupa, odprowadzona przy honorowej asyście Krzysia spotkała się w Lublinie i pojechała na wyprawę "Bałkany 2017". 14/08 dotarli do Koszyc. Nocują w 7-osobowym apartamencie. Byli nawet w kościele i na wymarzonym piwku. Rano ruszają dalej. Szerokiej drogi! 15/08 - dla tych co czekają na wieści naszej drużyny: szczęśliwi i pełni energii przejechali trasę Koszyce - Timisora (Rumunia), ok. 500km. Motocykle wyeksploatowane jak kombajny na żniwach. Zasłyszane wiadomości z trasy: "gorąco", "boli tyłek", "jest super", "niech żałują ci co nie pojechali", "bolą uszy, bo kask gniecie", "Długiemu trzeba kupić krawat, bo człowiek w krawacie jest mniej awanturujący się", "jutro dojedziemy do Skopje", "Nie! Nie damy rady!" "damy w tą i z powrotem". Słowem - udany dzień, pełen wrażeń. Podsyłam zdjęcia pięknych i młodych Easy Riders i życzymy udanej wyprawy! 16/08 - Życie korespondenta to jednak nie jest eklerka z bitą śmietaną. Budzą człowieka w środku nocy, żeby przekazać, że mimo, że wczoraj przechwalali się, że dojadą do Skopje i to nawet tam i z powrotem w jeden dzień - jednak się nie sprawdziło. Tak więc dotarli tyko do Nisz (Serbia), wynajęli piękny apartament, ale jak chcieli włączyć fotorelację na messengerze to ja tylko ciemność widziałam, więc chyba w ramach oszczędności za światło nie zapłacili. Ogólnie jest to wyjazd o klimacie terapeutycznym, ponoć ciągle się kłócą i strasznie się z tego cieszą. Jutro mają dotrzeć do swojej Ziemi Obiecanej czyli Skopje, już zarezerwowali nocleg. Czekamy na dalsze opowieści. 17/08 - Moją pierwszą relację polubiło prawie 50 osób i myślę sobie, że lada moment odezwie się ktoś do mnie z informacją, że właśnie zostałam nominowana do nagrody Pulitzera i posypią się jakieś intratne propozycje zawodowe. I co tam, że inni pozostają w puchatych objęciach wakacji, ja tu rozwijam umiejętności, o których sama siebie nie podejrzewałam. Wracając do "szybkich i wściekłych" - dotarli do Skopje. Nie mogli znaleźć zarezerwowanego noclegu, bo numeracja budynków nie ma tam nic wspólnego z logiką, ale trafili gościa na skuterze co chciał sobie zrobić z nimi zdjęcie i spryciarze za fotkę kazali się zaprowadzić pod apartament. Tak więc nocują w wygodnych łóżkach, a nie pod chmurką. Skopje posiada olbrzymią ilość pomników, co widać na zdjęciach. Teraz siedzą i oglądają mapy planując trasę na jutro, na koniec Długi wykona kunsztowne orgiami z mapy, wypiją tyle co na drogę, słowem klawo jak cholera. Zazdrościmy i jedziemy z wami dalej, chociaż palcem po mapie. 18/08 - wiem, wiem, wszyscy czekacie na wieści od pięcioraczków motocyklowego entuzjazmu, dziś przejechali w upale ponad 400km. Obecnie są w Grecji, miejscowości nie byli wstanie wymówić (powodu nie znam), nocują na kempingu, a kemping jest ... uwaga! Z basenem! Upał, rozgwieżdżone niebo i chłodna woda w basenie. Ponoć na granicy słonko ich mocno przygrzało, dlatego pognali zmyć trudy podróży i .... odmoczyć odciski. Martusia bardzo chwaliła Jasinka, że ładną trasę wybrał, był czołowym i tak słodko, landrynkowo dziś podróżowali i ponoć już się tak nie kłócą, a wręcz wznoszą mury świątyni wzajemnego przywiązania i wspierania. Oh, how sweet! Jutro w planach przejazd do Albanii. A teraz pooglądajmy te lukrowane zdjęcia, bo następne mogą być już w innej barwie.
  20. 1 point
    Niby: Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Sprawa dawno nieaktualna, ale słyszę głosy: "Pani skończy!", "Pani skończy!", a ja wielokrotna złota medalistka i championka w braku asertywności, odpowiadam stanowczym głosem " no dobra...". Wracam więc wspomnieniami do pięcioraczków motocyklowego entuzjazmu: Po pobycie nad Balatonem, gdzie spotkali uroczą fankę motocykli, aż z Alaski, rozdzielili się na dwie grupy: dzielna reporterka Marta Chaliburda wraz super dzielnym kierowcą Ireneusz Chaliburda powrócili do domu i stęsknionych córeczek, a druga grupa, których karuzela wzajemnych szaleństw nie mogła jeszcze się zatrzymać wkręciła się do sympatycznego Waldusia. I przez ten rozłam przestały spływać dalsze wieści. Walduś swój człowiek ugościł na bogato, nie wiem jak mu się udało ich potem wygonić z takiego dostatniego domu, ale jakoś sobie z nimi poradził. I powrócili podróżnicy na łono rodziny, powrócili do swych codziennych zajęć i cicho już siedzą i już selfi nie robią, a ja porzuciłam to niedochodowe zajęcie jakim jest korespondent do zadań specjalnych i mam wolne od tej fuchy pewnie, aż do wiosny 2018. Ja tylko dodam od siebie, że przenocowaliśmy i zostaliśmy ugoszczeni (jeszcze w piątkę) przez naszego forumowego Jarka i jego rodzinkę. Dzięki Jarek :-)
  21. 1 point
    25-08 - w dzisiejszej relacji zobaczycie Państwo: imieninowe szaleństwa w Czarnogórskim Kotorze, przejazd w upale do Bośni i Hercegowiny, zakwaterowanie w owocowym, rajskim sadzie w Mostarze. Oraz uwaga! Uwaga! Po drodze spotkali dwóch chłopaków: Holendra i Nowozelandczyka, którzy jadą przez cały świat skuterami Vespami z lat 50-tych, chłopaki są w drodze od 11 tygodni i planują podróż na 2 lata. Nasze pięcioraczki dołączają do skuterów i szybko na żywo ich nie zobaczymy, ale jakich zdjęć się naoglądamy... uhuhu.... 26/08 - Wiem! Wiem! Wszyscy są już znudzeni, ile można drażnić przodowników pracy, którzy tylko na chwilę zaglądają na fb, to już ich 13 dzień podróży, więc w expressowym skrócie: dziś zwiedzali bajkowy Mostar w Bośni i Hercegowinie, upał, ponoć w mieście 40st. Nocują w sadzie, który już znamy z wczorajszych zdjęć, jutro w planach Medziugorie, ciekawe czy mają tam różańce z drzewa różańcowego. 27/08 - Dziś Telexpress, prowadząca: Marta Chaliburda Bośnia i Hercegowina, Chorwacja i znowu Bośnia i Hercegowina. Medjugorue, Jajce i Banja Luka. Upał nas nie opuszcza. Najpierw drużyna strażacka w gotowości. Potem gotowość w modlitwie. W Bania Luce gotowi z Zoranem- właścicielem hostelu - pić piwo "Jelen". Bania Luca z Zoranem w hostelu "Topić" - nie utopił, więc może "Topić" znaczy "to pić" - a to to tak! 29/08- wczoraj nie było relacji, bo nie mieli wifi, a dziś... Dziś u mnie w pracy była ewakuacja biura, a ja awansowałam na koordynatora ewakuacji (jak zwykle fucha charytatywna, jak i wiele moich pozostałych - ja królowa biznesu). Syreny wyją ioo! ioo! iooo! Ja w odblaskowej, stylowej kamizelce walczę o złote skrzydła ratownika, kieruję wszystkich na miejsce zbiórki, ratuję im życie, bo przecież spłoną żywym ogniem, a tu nagle.... chrum...chrum...chrum - już wiem, że to mój wyciszony dzwonek, który jakoś przez przypadek samoistnie mi się zmienił, może wtedy jak przysiadłam na torebce. Zaglądam, bo przecież co tam, że zgiełk, że połowa współpracowników zagubionych jak z serialu "Lost" i nie wie co ma ze sobą zrobić, ja chcę wiedzieć kto to i czego chce... No i sami popatrzcie...
  22. 1 point
    19/08 - Helloł! Helloł! Ludzie podróżnicy to mają jednak ciężkie życie: śniadanko, pływanie w basenie i ta adrenalina przed dalszą drogą. Wcale nie zazdrościmy! Wcale, a wcale! 20/08 - Jestem pewna, że nasz pięcioraczki jakimś sposobem zostały nakarmione inhibitorami zwrotnego wychwytu serotoniny i noradrenaliny, podejrzewam, że mogli to przyjąć w jakimś płynie, no chyba, że ktoś im to wkroił do sałatki. Odbieram sms, a tam cukier, miód i polewa czekoladowa z ekraniku się leje, palca od telefonu nie mogłam odkleić. Jest super, pięknie, rozkosznie, pluszowo...Ci którzy podpowiadali że na zdjęciach z Grecji widać Meteory - mieli rację. Z netu dowiedziałam się , że to "imponujące skalne ostańce zakończone prawosławnymi klasztorami". Informacja od naszej grupy: Meteory zachwyciły wszystkich i te ochy i achy i ta słodycz słowna. Przejechali do Albanii, są na campingu Moskato, nad samym morzem jest ekstremalnie rozkosznie, taplają się w cieplutkim morzu, dziś zostają na miejscu plażing, odpoczynek i rakija. Kochani podróżnicy jeśli to coś co na was tak działa jest w płynie to ja poproszę tego 2 butelki i to co najmniej takie 0,7l. 20/08 - Kolejne piętro świątyni wzajemnego przywiązania i wspierania wybudowane. Dziś pełen relaks: słońce, morze, żarełko, napoje wyskokowe i ekstremalne lenistwo. Jutro przejadą ok 200km nad jakieś albańskie jezioro i tam będą kontynuować tarzanie w puchatych objęciach wakacji. 21/ 08 - Dziś relacja wprost od uczestnika wyprawy od Marta Chaliburdabez żadnych moich ironicznych, zazdrosnych komentarzy: Jezioro Schoderskie. Rozbici. Zmęczeni. Zadowoleni. Pijemy wczorajszy zapas rakii. Wyjazd opóźniła burza w nocy. Pierwsza część podróży- wrażenia niesamowite. Wiraże, skręty, zakręty, luki i spirale. Podjazdy, wjazdy i zjazdy. Druga część - koszmar. Jazda albańskimi miastami to szczyt odwagi. Każdy jeździ jak chce i na pewno nie znają zasad ruchu drogowego.Podsumowanie. Oczy po pierwszej części - nakarmione. Po drugiej mus odpocząć dwa dni.Trafiliśmy kiedyś na camping- widmo na Litwie. Teraz mamy camping Hichkocka. Ptaki atakują nas mamy nadzieje, ze przeżyjemy;) Przyleciały po 18 i Wrzeszcza;))) 22/08 Sądzę, że nasza grupa walczy o nagrodę "Najbardziej Wkurzający Podróżnik Roku" im więcej irytacji oglądających tym notowania idą mocno w górę. Na przykład ja, siedzę w super nudnej pracy, 10h niewoli, co chwila ktoś podrzuca młotki intelektualne, szef ekscytujący się wydarzeniami dnia i cała grupa wtórujących klakierów trzęsących się na drabinie awansu, i nagle: chrum, chrum....chrum, chrum... - wszystkie zmysły naprężyłam, co to??? A to mój wyciszony, prywatny telefon! Spoglądam ukradkiem .... i skala wQwienia 90/100!Bo ja jestem kulturalną osobą i te 10 zostawiam sobie na nacieszenie oczu chwilą bolesnego zderzenia Jasinka ze słodką, landrynką rzeczywistości po urlopie. Jak wasze odczucia po obejrzeniu zdjęć? Dla wzmocnienia dodam, że to ich 9 dzień podróży, ale nie powiem ile jeszcze przed nimi. 24/08 - Po jednodniowej przerwie wszyscy mieli już nadzieję, że podróż pięcioraczków motocyklowego entuzjazmu- Bałkany 2017, dobiegła końca i że podróżnicy powrócili na łono ojczyzny i zaczęli pracować na wzrost krajowy PKB, co po tak długim wypoczynku będzie dla nas wszystkich natychmiast odczuwalne. Nie, nie, nie, nic z tego! Oni nadal wakacjują: wczoraj przejechali droga SH 20,wyjechali z Albanii dotarli do Czarnogóry, jechali przez kanion rzeki Tary. Widzieli most, ten który był głównym bohaterem w filmie" Komandosi z Navarony". Spali w Zabljaku (fajna nazwa), najwyżej położonej miejscowości Czarnogóry, było strasznie zimno i spali w dresach i kurtkach, a tak zmarzli przeokrutnie, kryształki lodu zwisały im z nosa. Dziś jechali po krętych drogach, cały czas w lewo, w prawo i znów w lewo i dojechali na wybrzeże Adriatyku, do miejscowości Kotor. Jechało sie pięknie, humory dopisują, Heheszki z nich, sami popatrzcie. Dziś Bartuś ma imieniny: życzymy mu puchatego, landrynkowego, słodkiego życia - jak wata cukrowa! Bartuś powiedział, że cieszy się, że piszę dla nich tę relację, bo oni już co raz gorzej słyszą, co raz gorzej widzą i nie pamiętają co było wczoraj- wniosek z tego taki: nie jedźmy na południe tam się ludzie strasznie szybko starzeją.
  23. 1 point
    Jak obiecałem, wrzucam kolejne tłumaczenie tym razem o wyprawie @Katrina na Wyspy Alandzkie. Tłumaczenie, oczywiście własne, pochodzi z motoblogu Katriny - "Katia kati" (kati - to skrótowiec od słowa кататься - toczyć się, jechać) Katia kati. Kroniki Alandzkie. 02.05.2017 Blog Moto Katriny Z biegiem czasu, i ja, mój przyjacielu, Patrzę przed siebie, patrzę wokoło I myślę, o znaczeniu drogi Tak prosto - droga idzie © Pierwsza podróż tego roku — Wyspy Alandzkie. 2000 km, 4 dni, 4 kraje, 21-25 kwietnia, 2017. Zima była trudna. Myślę, że każdy, kto nie pojechał na ten czas do Indii, Tajlandii i innych ciepłych krajów, mocno tęsknił za licznymi drogami, podróżami, ciepłym wiatrem, słońcem i za niebieskim niebem z puszystymi obłokami. Dla mnie ta zima nie była wyjątkowa — oglądanie letnich fotek, operacja usunięcia płytki tytanowej, rehabilitacja, podróż do Moskwy za nowymi zespołami i ciągnące się szare zimne dni. Ale oto — 1 marca, autobusem do garażu z dużą paczką z Ives Rocher, z którego stara się wyjść żółw. Pierwszy wyjazd zawsze przeżywam, brak jeszcze pewności siebie, drogowej nawierzchni, motocykla. Jak tylko wyjechałam zaczął się deszcz, pierścienie — odblaski ogni na wizjerze i spływające krople, ale wewnątrz — tak, przyjemne uczucie kontroli i z niczym nie porównywalna radość z prowadzenia motocykla. Z każdym dniem coraz bardziej przyzwyczajasz się do ruchu, sennych kierowców, ale czegoś brakuje, coś gryzie od wewnątrz, zmuszając za każdym razem do zmiany trasy z pracy do domu, google maps znowu automatycznie wpada w stronę startową przeglądarki. Trzeba jechać, nie mogę więcej tego znieść. 21 kwietnia Jeszcze rano krzątałam się po mieszkaniu starając się aby niczego nie zapomnieć, podczas gdy mąż wzmacniał spadający pinlock i testował antyfrog w płynie (rzadkie paskudztwo). Sapiąc dotaszczyłam na parking torby, kask, statyw, nieprzemakalny płaszcz i inne drobiazgi. Droga do pracy – przelotna chwila odrobionej procedury, znam każdy zakręt, wyjazdy z podwórzy, rozpoznaję samochody w ruchu, pozdrawiam się z tym samym skuterzystą. Biuro, nasza wspaniała drużyna marketingowców, pytania, rachunki, akty, makiety, zadania dla projektantów w dni wolne. Nie mogę usiedzieć na miejscu, nawet nie ściągnęłam ekwipunku, głośno tupiąc po korytarzu endurowymi butami. Czas leci szybko i oto — ta właśnie chwila, można jechać. Szybko oglądam Henriego, wszystko w porządku, wbijam w nawigator Kotłowkę (jeszcze nie wiem, co mnie czeka w drodze i chcę zrobić rundkę). Wyjazd na Wilno, motocyklem zaczyna szarpać na drodze. Płaszczem nieprzemakalnym szalenie targa wiatr z charakterystycznym łopotem, parę razy ponosi tylne koło, motocykl jedzie w pochyleniu próbując mi wyrwać kierownice. Pierwsze 20 kilometrów, a mam już zmęczone ręce, bardzo dokładnie wyprzedzam ciężarówki, strumienie powietrzne zderzają się i zakręcają się w niebezpieczny wir. Po kolejnych 30 kilometrach zatrzymuję się aby odpocząć, pamięć już jaskrawo transmituje wspomnienia o islandzkich wiatrach. Z nowymi siłami w drogę i do granicy już się nie zatrzymuję. Stacja paliwowa, gorąca herbata, palce czerwone od zimna, krótka przerwa i na granicę. Na wjeździe nikogo nie ma — szczęście! Dziewczyna - pogranicznik ze współczuciem patrzy i wydaje mi przepustkę, która szybko moknie w deszczu. Podjeżdżam ku „naszej” stronie — prześlizguję się obok samochodów, aby stanąć pod dachem, a do mnie już szybkim krokiem idzie funkcjonariuszka przejścia. Ups, przygotowuję się do usprawiedliwień. „Kobieto, idź szybko do paszportowego!” — „Biegiem, biegiem! Parę minut i wyjeżdżam na neutralny teren, a tu już długi sznur samochodów. Prawie nie namyślając się zaczynam powoli wszystkich objeżdżać — utykając w 2 rzędach stojących samochodów — dalej, nie ma rady, trzeba czekać. Obok przechodzi ważny wujek w czapce — „dawaj podjeżdżaj do szlabanu jeżeli możesz”. Pff, przeciskając się pomiędzy tirem i busem, zaczepiam wystającym z tyłu statywem — ot, wstyd! Pochylam Henriego na lewo, aby tylko nie spadło uff, udało się, i oto już litewska strona. Przyjemny młody człowiek szybko sprawdza dokumenty i otwiera szlaban. Hura!!! Granica przejechana! Mocno leje deszcz, w kasku włączam muzykę, jeszcze 130 kilometrów do Kowna. A teraz nadchodzi magiczny uśmiech w hełmie i wszystko robi się szersze, krople tak zabawnie pełzną, że jeżeli obrócić głową na lewo i na prawo, jadące w przeciwnym kierunku tiry wytwarzają falę wodną, w którą nurkuję z okrzykiem „juchuuuu”, zaczynam podśpiewywać sobie piosenki. No wreszcie! Duch wędrowca obudził się z zimowego snu i znowu czuję się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi gotowa jestem jechać bez ustanku, ale już jest mój hostel… 22 kwietnia Budząc się rano i patrząc przez okno odnoszę wrażenie, że wszystko co najgorsze pozostało z tyłu i dziś czeka na mnie słoneczny dzień. A tu figa! Dygresja liryczna o bojaźni. Często mi zadają pytanie, czy się nie boję —. Boję się, zwłaszcza kiedy leżę w ciepłym łóżeczku i sam nad sobie się użalam, że jutro znowu wiatr, znowu tiry, a co, jeśli sobie nie poradzę, a co, jeżeli wpadnę pod tira i mnie zmielą koła o wielkiej mocy. I nie można usnąć, tak bo fantazja dobrze pracuje, z obrazkami. Tylko w drodze nie mam więcej tego uczucia, nie ma kiedy się bać, funkcjonować trzeba, radzić sobie, aby fantazje się nie ziściły. Jak w sztorm w oceanie, rzuca motocyklem po całej drodze, uderza porywami, kierujesz, wyrównujesz, dlatego że wyboru nie ma. Tak trzeba. 600 kilometrów do Tallina i równo według harmonogramu, o 16.45 przyjeżdżam do portu. Można odetchnąć z ulgą, zrelaksować się, wreszcie się ogrzać. Otrzymuję bilet na prom, klucz od kabiny, zniżkową kartę na alkohol i karteczkę z flagą Wysp Alandzkich, która trzeba przywiesić na motocykl, by personel wiedział, że trzeba mnie wysadzić w Maarianhaminie a nie w Sztokholmie. Przytulna kabina, zgodnie ze swoim przeznaczeniem — 4-miejscowa, ale mam tylko 1 sąsiadkę, a zresztą jej nie ma. Przewóz mnie i Henry'ego tam i z powrotem - kosztował 130 euro (przy rezerwacji w przeciągu 3 tygodni). Są i droższe warianty zakwaterowania, z wyżywieniem i widokiem na morze. Na promie Baltic Queen jest wszystko. Supermarket, pokoje rozrywki dla dzieci, bary, restauracje, dyskoteka, sauna, sala dla automatów gier. Wszystko, aby pasażerowie wydali jak najwięcej ewrików i nic nie potrzebowali. Nawet nie wytrzymałam i kupiłam sobie małego przyjaciela. 23 kwietnia O 4 rano wysiadka. O 3 zbieram się, ubieram na siebie cały ekwipunek (ale gorąco!) i schodzę do wyjścia na 3 pokład. Po promie brodzą pijane wyrostki, ktoś całuje się w korytarzu, ktoś ma nocny dyżur w bufecie, życie na promie zwolniło, ale się nie zatrzymało. Głośny huk opadającego trapu i my z Henrim w otoczeniu kilku pojazdów wysiadamy na Wyspach Alandzkich. Minuta poznawcza: Wyspy Alandzkie są niezwykłe z różnych powodów. Po pierwsze to największe skupisko wysp na świecie (6700 a zamieszkałych z nich jest 60), po drugie to fińska autonomia z własną flagą i nawet ze znaczkami pocztowymi, ale głównie na wyspach mieszkają Szwedzi, po trzecie Wyspy Alandzkie – strefa zdemilitaryzowana i jeśli tu mieszkacie to nie mogą was powołać do wojska, a same wyspy nie będą brały udziału w jakichkolwiek działaniach wojennych, tak jakby posiadały status neutralny, broń jest tu zabroniona, oprócz tej na polowania. Ludność – 29 000 osób, a miasto tylko jedno – Maarianhamina. Mam szczególną lubość do wysp, często one są niezaludnione, pełne majestatycznego spokoju i mające osobliwy krajobraz. W zeszłym roku byłam na wyspach estońskich, następnie w Islandii, potem na Wyspach Owczych i sądzę, że nie ustanę, aż nie przebadam wszystkich wysp, do których mogę dojechać Na ulicy koło 0 stopni, z ust idzie para a zamarznięte kałuże pękają pod kołami Henry'ego. Miasto śpi, dzwoniącą ciszą a mi robi się wstyd za dźwięk silnika. Trzeba wyjechać z Maarianhamina, jeszcze tutaj powrócimy, ale później. Ale najpierw trzeba zajechać na okręt Pommern — jednego z głównych skarbów wysp. Pommern — jedyny zachowany w świecie czteromasztowy kliper w swoim pierwotnym stanie. Mający reputację „statku-szczęściarza” — przeżył dwie wojny światowe, stracił tylko kilku członków załogi. Pommernowi przyszło okrążyć przylądek Horn prawie dwie dziesiątki razy, 60 razy przekraczał równik. Świt spotykam w drodze. Jakże pięknie! Dalej jadę na chybił trafił, po raz pierwszy nie mam określonego planu odnośnie kilometrażu i osobliwości. Krystaliczne gatunki charakterystycznego czerwonego granitu są obecne w krajobrazie Wysp Alandzkich prawie wszędzie. Czerwony granit jest wykorzystywany do nawierzchni drogowej i dlatego, drogi gruntowe, jak i asfaltowe mają czerwonawy odcień. Większość zamieszkałych wysp połączonych jest mostami i mostkami. Wyspy są o różnych rozmiarach, spotyka się i malusieńkie, na których są wszystkiego 1 albo 2 domy. Miejscowi nie są zbyt gościnni — wszędzie znaki „Własność prywatna”, „Przejazd zabroniony”, „Uwaga złe psy”. Chociaż, po 4 godzinach ja jeszcze nie widziałam ani jednego tubylca, ani jednego pojazdu. Na tę chwilę wszystkie wyspy są tylko moje i Henriego. Widzimy dróżkę do lasu, trzeba zajechać. Rozległ się szron i znowu czuję się jak postać z fantazyjnej bajki. Coś gwałtownie drgnęło w krzakach — moment, zdążam zauważyć tylko ładny ogonek — sarna! Alandczycy lubią ozdabiać swoje skrzynki pocztowe. Dziennie spotkałam i zwykłe drewniane z wypalonymi uśmiechami, i plastikowe i pomalowane metalowe. Powróciwszy do Maarianhaminia aby coś przekąsić, udało mi się zdobyć książkę z mapą wyspy i jej osobliwościami. Także zakupiłam sobie unikatowy alandzki znaczek pocztowy, naszywkę z flagą i wysłałam mężowi kartkę pocztową. Wszystko to udało mi się zrobić w jedynym czynnym muzeum — Żeglugi Morskiej. Wszystko inne w niedzielę były zamknięte. Lepiej przyjechać w jakiś inny dzień, jeżeli chce się dostać do muzeów czynnych. Udałam się dalej, robiąc kilka zdjęć w pobliżu aquaparku Mariebad. Kolejną osobliwością wysp są wiatraki. Wszystkie oczywiście czerwone. Niektóre w dobrym stanie, inne utraciły już cześć swojej konstrukcji, ale nie uroku. Wszystkie drogowskazy specjalnie napisane są w języku szwedzkim i szukanie czegokolwiek zmienia się w pasjonującą grę w podchody. Poruszam się według znaków, które prowadzą mnie do lasu. Dalej znak parkingu, zakaz ruchu w obu kierunkach. Zostawiam Henry'ego i idę pieszo. Leśna droga opiera się o szlaban, znów teren prywatny. Ale czy naprawdę zupełnie tu nic nie ma? W zaroślach nieco na prawo ukrywa się jeszcze jeden znak, wąska ścieżka prowadzi ku brzegowi. Z każdym krokiem narasta ciekawość, że coś na mnie czeka - i oto on, improwizowany okręt starożytnych wikingów, a w rzeczywistości - miejsce lądowania pierwszych osadników. Postawiono tu ciężki stół i ławę, aby zmęczony podróżnik mógł odpocząć i nacieszyć się doskonałym widokiem Morza Bałtyckiego. W takiej chwili czuję się jak odkrywca, chociaż znalazłam wszystko, chociaż źle jest oznaczone to miejsce turystyczne. Kolejny punkt marszruty – komuna Geta. Tu zgodnie z przewodnikiem, można znaleźć ścieżkę Trollów, ale wpierw mnie wita drewniana rzeźba jelenia z jasnowłosą nicianą grzywą. Przepiękny. Przeglądam mapę miejscowości. Obecnie jestem na najwyższym punkcie Wysp Alandzkich, skąd rozpościerają się czarujące widoki na cały archipelag i bezgraniczne morze - Orrdalsklint - 129 metrów nad poziomem morza. Ale dla mnie to za mało, potrzebuję jeszcze wyżej. A teraz idziemy szukać ścieżki Trollów. A oto i znaki. Ścieżka trollów - jedna z tras dla trekkingu, całkiem łatwa, nawet dla dzieci. Wzdłuż całej ścieżki pobudowane są piramidy z kamieni - właśnie to je nazywają „trollami” i wierzą w to, że jeżeli ułoży się takiego, to on będzie chronić was i przyniesie szczęście. W końcu postanawiam wpaść do średniowiecznego zamku Kastelholm w komunie Sund. Po raz pierwszy zamek wspomniany jest w kronikach z 1388 roku. Niestety z powodu, że sezon turystyczny jeszcze się nie rozpoczął do środka zamku dostać się mi nie udało, ale też z zewnątrz robi wrażenie. A i jeszcze znalazłam różową wanienkę (mi-mi-mi) Żegnam się z Wyspami Alandzkimi, ich spokojem i ciszą. Jutro wracam do hałaśliwego świata a teraz można pobyć sam na sam ze sobą i wszechobecnym pięknem przyrody. 24 kwietnia. W drodze powrotnej wpadłam do Valmiery aby poznać Leonida Sztefanu i jego dużą rodzina. Leonid zajmuje się produkcją odlotowych aluminiowych kufrów Batanga Case. Co się spodobało — kufry jednolite, nie nitowane, wewnętrzna wygodna torba z cordury, prosty system mocowania, 3 rozmiary, ale można zamówić jakie się chce. Lonia sam bardzo dużo podróżuje i wszystkie decyzje doświadcza na sobie. Na dzisiejszy dzień, Batanga — najlepsze z kufrów, które widziałam. A przyglądam się im dla sobie już od dawna. Pamiętajcie, jakie są u mnie tekstylne wisielce — pora przejść na poważny osprzęt. Jeszcze Leonid z bratem Wową robią niestandardowe motocykle. Teraz przywieźli z Moto-Wiosny nową nagrodę. Przeczytać można o nich w kwietniowym „Moto”. A ja byłam obecna przy końcowym montażu bardzo ciekawego Transalpa z elementami KTMa 25 kwietnia. Ale dla mnie znowu pora w drogę. A, ciut nie zapomniałam. Oto takie niespodzianki oczekiwały na mnie po drodze z Valmiery. Pierwszy raz w życiu jechałam po śniegu. Na ślepo, bo nie można na oko określić, czy droga pokryta jest lodem bądź po prostu błyszczy od wody. I kask zabawnie zalepia się mokrym śniegiem. Wesoło, oczywiście, ale powtórzyć bez wózka nie chcę. Nie mogłam przejechać obok bogatej wystawy kamiennych i drewnianych rzeźb. Sądząc po naklejonych cenach, wszystko to można kupić. Twórca — ogromny wielbiciel dużych pająków. Do domu dotarłam około 7 wieczór. Troszkę się uspokoiłam, napełniłam duszę wrażeniami ale już planuję nowe trasy. Z każdym dniem rozumiem, że tylko w drodze czuję się na swoim miejscu, że wszystko robię dobrze. Może to los? Wasza, Katrina. Źródło tłumaczenia.
  24. 1 point
    Wrzucam Wam przetłumaczony przeze mnie artykuł o motocyklistce z Białorusi, która swoim F650GS wybrała się aby wykąpać w źródłach termalnych Islandii. Zapraszam. Dziewczyna, motocykl i nieprawdopodobna Islandia. Reportaż z północy Europy. 24 lipca 2016 Onliner.by Autor: Andriej Żurow. Foto: Jekatierina Archipowicz W tym roku malusieńka Islandia nagle stała się bardzo popularna dzięki swojej drużynie piłkarskiej, która to, wykazawszy upór i monolit, odniosła zwycięstwo nad Anglikami na mistrzostwach Europy. Z tego też powodu znana mińska motocyklistka Jekatierina Archipowicz (w kręgach motocyklowych znana jako Moto-Katrina) postanowiła udać się na wyspę znacznie wcześniej. Rozumie się, że swoim BMW F650GS. Co na nią czekało w 10-tysięcięcznej kilometrowej podróży? — Pokochałam ten kraj, kiedy zobaczyłam film „Sekretne życie Waltera Mitty”. Główny bohater jeździł na deskorolce i zwiewał od buchającego Eyjafjallajökull (jeżeli pamiętajcie, to ten nieduży wulkan narozrabiał zamykając powietrzny obszar w 2010 roku). Pejzaż na ekranie kina naprawdę robił wrażenie i wydawał się być narysowanym obrazkiem. Serce zabiło mocniej, i przyobiecałam sobie, że zobaczę to wszystko na żywo, — przyznaje dziewczyna. Według niej, nie jest ona totalną romantyczką, która może rzucić wszystko dla jakiegoś marzenia, ale zwyczajnym biurowym pracownikiem, podróżującym w czasie urlopu za zaoszczędzone pieniądze. Zbierała długo — ponad rok. — Na Islandię można dotrzeć na dwa sposoby: promem i samolotem. Drugi wariant dla mnie nie jest korzystny — zaznacza, pozostawał pierwszy, — kontynuuje motocyklistka. — Promową przeprawą pomiędzy Danią a Islandią zarządza kompania Smyril Line. Ogromna ośmiokondygnacyjna piękność Norrona dwukrotnie w tygodniu dostarcza wszystkich amatorów przygód z duńskiego portu Hirtshals do islandzkiego portu Seyðisfjörður (nazwy takie, że język można połamać!). Koszt waha się od € 300 do € 2000 i zależy od mnóstwa czynników. Jekatierina rezerwowała bilety wcześniej — prawie siedem miesięcy przed podróżą. Wybrała również najtańszy wariant — coś w rodzaju plackarty na pociąg, i na dwie noce to zupełnie wystarczyło. Przewóz motocykla wyszedł nieco taniej, niż samochodu. Na witrynie działa wygodny kalkulator cenowy. Jest jeszcze mały myk:, jeżeli weźmiecie bilety z 2,5 - dziennym przystankiem na Wyspach Owczych, to koszt wyjdzie poniżej € 150 — 200. — A Wyspy Owcze są godne odwiedzenia i nie mniej atrakcyjne, — zaznacza Moto-Katrina. — Właśnie tak zrobiłam — kupiłam bilet bezpośrednio do Islandii z przystankiem w Thorshavn (stolica Wysp Owczych) w drodze powrotnej. W sumie bilet w obie strony kosztował € 520 (nie drożej niż polecieć do Turcji). Do Danii motocyklistka jechała trzy i pół dnia. Trochę pojeździła po Berlinie, znalazła się w Hamburgu na meczu piłkarski nożnej Niemcy — Słowacja i uporała się z zepsutym akumulatorem w firmowym centrum serwisowym BMW, w tym samym czasie testując nowy model producenta — F700GS: — Prowadzi się cudownie, w dynamice w kilka razy żywszy od mojego, nieco za twarde siedzenie, doskonałe zawieszenie, mocne hamulce, ale bardzo bałam się wywrotki: podpisałam dokument o wpłacie € 2000 w razie uszkodzeń z mojej winy. Kilka godzin przed odprawą promu zaczęły ustawiać się długie kolejki rowerzystów, motocyklistów i automobilistów. — Umiejętności pracownikom przy załadunku można pozazdrościć. Wydaje się, że jakby całe życie dobrze grali w tetris. Odległość między samochodami — nie większe niż 10 centymetrów. Trzy pokłady skompletowane do pełna! Przy czym wiele osób jedzie do Islandii różnymi pojazdami. Zajęć na statku jest niewiele, dlatego wiele osób robi zakupy w sklepie Duty Free, mieszczącym się na piątym pokładzie. Na Norronie jest kilka restauracji, kino, basen, sala fitness, mini jacuzzi, sale gier, ale zgodnie z opinią Jekatieriny, to wszystko szybko się nudzi. - Kontakty z innymi turystami - to naprawdę korzystne zajęcie - powiedziała. Na kołysanie dobrze pomagają tabletki. Wieczorem drugiego dnia pogoda trochę się popsuła, okrętem kołysało, i nie wszyscy dobrze sobie z tym radzili. — Rano przybyliśmy do portu Seyðisfjörður, — mówi motocyklistka. — Kiedy prom podpływał do brzegu, tłumy turystów umiejscowiły się na górnym pokładzie, ale byliśmy bardzo rozczarowani, ponieważ niczego nie zobaczyliśmy z powodu gęstej mgły. Kontrola trwała dosłownie dwa-trzy minuty i polegał na tym, że w garażu proszono о przejazd po czterech motocyklistów. Tam pies obwąchiwał kufry. Nawiasem mówiąc, paszport i inne dokumenty dla właścicielki BMW skontrolowano tylko na granicy z Polską i więcej nigdzie: ani na promie, ani na kempingu czy w hostelu. — Chociaż na Wyspach Owczych obowiązuje specjalny reżim wizowy (formalnie one należą do Danii ale są autonomicznym terytorium i nie należą do strefy Schengen), ale tam również nikt o paszport nie prosił, — zauważa Moto-Katrina. —Żegnając się z towarzyszami podróży naciągnęłam płaszcz nieprzemakalny, ochraniacze na stopy i udałam się do Egilsstaðir (islandzkie miasteczko, w którym mieszka 2,5 tys. osób), — dla Jekatieriny podróż dopiero się zaczynała. — Pogoda nie rozpieszczała, tablice informacyjne mówiły o temperaturze +4 stopniach Celsjusza a z nieba lał intensywny deszcz. Przez następne trzy dni było jeszcze gorzej. Ale rozpościerające się widoki zmuszały aby na amen zapomnieć o wszystkim tym, co działo się wokoło. Przecież Islandia to fantastyczny kraj! Pierwsze kilometry zupełnie przeniosą was do innego świata (a może, to po prostu inna planeta?). Opisać widoki słowami jest bardzo trudno. No i aparat fotograficzny dobrze nie potrafi oddać całego bogactwa barw tego cudownego kraju. Każdy zakręt, każdy odcinek drogi nie był podobny do poprzedniego. Tutaj czarny wulkaniczny piasek zmienia się w surowe skały bazaltowe, a tam przepiękne fioletowe pola kwiatów, wartkie strumienie, wodospady i majestatyczne góry. I wszystko to już w pierwszym dniu podróży. Jedna z lepszych wskazówek — to, co stale chce się fotografować. Dziewczyna zmuszała się aby nie zatrzymywać, widząc kolejną owieczkę albo konie specyficznej islandzkiej rasy, których nie ma więcej nigdzie w świecie. Udało się to nie zawsze. — Pierwszego dnia, pomimo uprzednio ustalonego planu i obiecaniu samej sobie by nie łazić po bezdrożach, powoli lecz nie bez trudności dojechałam do najpotężniejszego wodospadu w Europie — Dettifoss. Dodam, że to tu nakręcono epizod do filmu „Prometeusz”, — opowiada Moto-Katrina. Numeracja dróg w Islandii jest prosta. Jest główna obwodnicą Nr 1, otaczająca brzegiem cały kraj. W 99,9% jest asfaltowa i doskonałej jakości. Przejechać nią można każdym pojazdem. Są drogi dwucyfrowe, i one zazwyczaj są również asfaltowe, ale nieco gorsze. Czasem spotyka się szutry, które nie są do przewidzenia. Jedzie się po dobrym asfalcie i nagle zauważa się odpowiedni znak. Trzycyfrowe drogi praktycznie wszystkie są żwirowe. A jeżeli przed dwoma albo trzema cyframi w oznaczeniu drogi stoi indeks F, to pchać się tam można tylko pojazdem z napędem na cztery koła, przed sobą ma się piasek, brody, ostre kamienie i inne radości dla amatorów offroadu. Do wodospadu Dettifoss z obu stron prowadzą trzycyfrowe drogi, większość jest podobna do starych desek do prania. Ale pięknie! Motocyklistka nocowała w okolicach malowniczego jeziora Mývatn (znajdującego się na północy kraju). W pobliżu niego są źródła termalne, podobne do słynnej Niebieskiej Laguny w pobliżu Reykjavíku. Wzdłuż dróg często spotykane są oto takie piramidy. Budowane są aby przynosiły szczęście i dawały wiarę, że budując taką piramidę, daje się życie małemu trollowi. — Rankiem odwiedziłam park Dimmu Borgir (w tłumaczeniu — „ciemna siła”) i najpiękniejszy wodospad Goðafoss (w tłumaczeniu — „wodospad boga”); przy przyjęciu chrześcijaństwa wrzucano do niego pogańskie bożki). Odwiedziłam miasto Akureyri (północna stolica Islandii) i wpadłam aby wykąpać się w najpiękniejszym basenie w miasteczku Hofsos, — melduje Moto-Katrina. Basenów w Islandii jest bardzo dużo, praktycznie w każdym mieście. Oznaczone są specjalnymi znakami, wstęp kosztuje od € 5 do € 10. W Hofsos jest basen godny uwagi, dlatego że jest położony na skale, a na dole rozciąga się Ocean Atlantycki. Po długich godzinach w deszczu i zimna jest bardzo pięknie i ciepło. — Następny dzień wypadł niezbyt pomyślnie. W planach było odwiedzenie przylądka Látrabjarg — nawiasem mówiąc, to najbardziej zachodni punkt Europy. To miejsce zamieszkane przez maskonury zwyczajne, uważane za symbol Islandii (bardzo sympatyczne ptaki). Po tym jak przejechałam ponad 300 kilometrów, nawigator zaczął uparcie kierować mnie na drogę z indeksem F, co całkiem nie było dobre dla moich drogowych opon. Musiałem zawrócić i dotrzeć do Reykjaviku. Na wjeździe do stolicy jest tunel Hvalfjörður, który łączy miasto z portem Akranes. Jego długość — 5770 metrów, a 3750 z nich przechodzi pod dnem morskim. Najniższy punkt tunelu — 165 metrów niżej poziomu morza. Przejazd jest płatny, dla motocykla koszt wynosi około 2 $, dla samochodów — od 10 $. Przy wjeździe do stolicy pogoda raptownie się poprawiła, wyjrzało słońce i ociepliło się do +9 stopni. Jechać było o wiele przyjemniej a i krajobrazy słonecznej Islandii były niezwykłe. Do czasu wyjazdu dziewczyna nawiązała kontakt poprzez stronę CouchSurfing z islandzkimi motocyklistami, którzy uprzejmie zgodzili się dać jej schronienie i pokazać okolice. Wreszcie przyszedł czas aby odwiedzić słynne w całym świecie termalne źródło Niebieska Laguna. To bardzo malownicze jezioro z leczniczymi błotami, barem i innymi rozrywkami dla turystów. Należy zauważyć, że tak po prostu nabyć bilet, i przyjechać tam nie można. Trzeba najpierw zarezerwować określony termin poprzez stronę internetową. Koszt — od € 50. Okolice Reykjavíku bogate są w gejzery, jeziora i inne przyjemne dla oka osobliwości. Tu motocyklistka po raz pierwszy poznała co to są te gejzery: — One mają wstrętny zapach stęchłych jaj, i potem właśnie po tym zapachu zaczniecie odnajdywać gejzery we wszystkich zakątkach Islandii. W dni wolne w mieście funkcjonuje pchli targ Kolaport. Z pozoru — zwykły second-hand, ale można niedrogo nabyć tam dzianinę z owczej wełny, ozdoby z kamieni wulkanicznych i wielorybiej fiszbiny, a także skosztować można legendarnej hakarl (narodowa potrawa, suszone mięso grenlandzkiego rekina). Świeże jest uważane jako trujące. — Przyznaję, że nie zdecydowałam się spróbować, — opowiada dziewczyna. — mają bardzo silny i ostry zapach amoniaku. Ale miejscowi mówią, że to najlepszy środek na wszystkie choroby. Jeść hakarl trzeba popijając narodowym napitkiem — brännvinem (to wódka z kartofli z dodatkiem kminku). W czasie podróży motocyklistka znalazła się na meczu piłkarskim Islandia — Francja. Śródmieście Reykjavíku wypełniło się kibicami, zgodnie kibicujących w szczególny sposób i głęboko przeżywających każdą akcję ulubionej drużyny. Ale Francuzi i tak zwyciężyli. — Dosłownie, policji praktycznie nie ma, — dzieli się wrażeniami właścicielka BMW. — Widziałam ich tylko dwukrotnie, i to w okolicach Reykjavíku. Na drogach stoją fotoradary, o których uprzedzają znaki, — i to wszystko. Pełna swoboda. Ale podobno, jeżeli złapią, to kary są ogromne. Zjazd z drogi w nieprzepisowym miejscu karze się mandatem do € 4000. Konsultując się z islandzkimi znajomymi Jekatierina postanowił przejechać się „złotym pierścieniem” Islandii (można go objechać w ciągu 3 — 4 godzin), a następnie udać się promem na archipelag Vestmannaeyjar i spróbować mimo wszystko znaleźć maskonury. „Złoty pierścień” składa się z Narodowego Parku Thingvellir, Doliny Gejzerów i wodospadu Gulfoss. Bardzo piękne miejsca, ale zatłoczone. W Dolinie Gejzerów najważniejszy — Strokkur. Sapie on za wszystkich współtowarzysz, co 5 — 7 minut wyrzucając strumień gorącej wody na wysokość do 30 metrów. — Prom na Vestmannaeyjar i z powrotem kosztuje koło 50 $, — mówi dziewczyna. — Wszystkie wyspy można objechać w cztery godziny. Ale przecież przyjechałam na poszukiwanie maskonurów! Krążąc kilka godzin i będąc zdenerwowana napisałam Islandczykom, że ktoś mnie oszukał, i że nie ma tu tych ptaków. Otrzymałam odpowiedź „stój tam, gdzie stoisz” po 5 minutach zaskoczona próbowałam nadążyć za niebieskookim Islandczykiem na czerwonym sportowym motocyklu, każącym mi jechać za nim. Doprowadził mnie na wysoką skałę, obok której już kilka razy przejeżdżałam, wskazał na urwisko i jaskinię w najniższej części i w mgnieniu oka zniknął za horyzontem. Zostałam sama z owieczkami i ze strachem patrzałam w dół próbując wypatrzyć pomarańczowo dziobych puffinów (angielski nazwa maskonurów). I praktycznie w najniższej części z jaskini znajdującej się w skale pojawił się pierwszy maskonur. Ostrożnie schodząc z 15 metrów, stałam bez ruchu i próbowałam sfotografować przystojniaka. Ale był za szybki i wzbił się w powietrze z charakterystycznym trzaskotem dzioba. W następnej godzinie puffiny pojawiały się wokół mnie co kilka minut, i nawet udało mi się zrobić kilka zdjęć. Jednym z najważniejszych turystycznych miejsc Islandii jest lodowiec Vatnajökull, zajmujący 8% powierzchni kraju i przylegająca do niego lodowa laguna Yekyulsaurloun. Jeszcze trochę o jedzeniu. Będąc w Islandii, po prostu musicie spróbować najłagodniejszej baraniny. Przygotować ją można na jednorazowym grillu (kupić ją można w sieciach supermarketów Bonus i Kronan). Przygotowuje się ją szybko, a zjada jeszcze szybciej. Lepiej uzupełnić menu narodowymi naleśnikami (bardziej przypominającymi pitę) — flatke. — Tydzień na wyspie zupełnie wystarczy, aby zakochać się w tym nieprawdopodobnym kraju, ale to bardzo mało aby całkowicie zanurzyć się w jego wszystkie tajemnice, — podsumowuje motocyklistka. — W drodze powrotnej spędziłam trzy dni na Wyspach Owczych, ale one zasługują na oddzielne opowiadanie. Na zakończenie kilka słów o wydatkach. Podróż wyniosła € 1800 wliczając przeprawę promową, przejazd płatnymi drogami, paliwo, nowy akumulator, pobyt i wydatki na żywność. Wszelkie pytania odnośnie podróży na Islandię i na Wyspy Owcze Jekatierinie Archipowicz można zadawać za pośrednictwem poczty — moto.katrina@gmail.com. Onliner.by zastrzega sobie prawo do zdjęć i tekstu w oryginale. Tłumaczenie własne.
  25. 1 point
    W najnowszym (październikowym) wydaniu Świata Motocykli obszerny artykuł na temat jednocylindrówek BMW 650, w tym artykuły na temat f650 Krzyśka czyli ludziepodróżują od nas z forum i f650gs mojego autorstwa :-). Dużo o typowych awariach modeli i porad dotyczących zakupów (choć mój artykuł pocięty w porównaniu do wersji pierwotnej). Polecam dla chcących kupić jakąś 650 - kę BMW.


×