13-07-2017
Po skromnym śniadaniu wsiadamy w samochód i kierujemy się przez targu Mures do Sapanty. Za oknem znowu widoki zwalające z nóg. W targu Mures próbujemy złapać jakiś klimat miasta ale opornie nam to idzie. W końcu decydujemy ze rezygnujemy z Wesołego Cmentarza pod ukraińską granicą i rezerwujemy nocleg na Węgrzech w środku niczego. Sapantę odwiedzimy kolejnym razem, mam nadzieję że wówczas już na motocyklu. Na razie chcemy trochę odetchnąć przed powrotem i ni czujemy powodu żeby się śpieszyć.
14-07-2017
Miejsce w Tiszabod okazuje się strzałem w 10. Daleko od cywilizacji, żadnej ruchliwej ulicy w pobliżu, za to woda, bociany, kury, kaczki drób… Dodatkowo ekstra apartament i właścicielka, mówiąca z brytyjskim akcentem. Miejsce czyste, czuć nowością, trawniki równo przystrzyżone, schludnie i ładnie. Dzień z książką zaczynamy od śniadania.
Koło południa spacer do pobliskiego pałacu. Pałac ładnie odnowiony ale dookoła żal patrzeć. W wiejskim sklepiku lody Koral i obowiązkowy arbuz.
Po południu jedziemy do Miskolc Tapolca na baseny w grotach skalnych. Pierwsze wrażenie ekstra, trochę się gubimy w skalnych korytarzach, ale po niedługim czasie stwierdzamy że mało tu atrakcji.
Na obiad jedziemy do Miskolc. Wybieramy knajpę przy miejskim placyku gdzie trwają jazzowe koncerty. Wybieram z ciekawości danie z duszonym selerem i jest to kolejny strzał w 10. W życiu bym się nie spodziewał że seler podany podobnie jak puree z ziemniaków będzie tak rewelacyjnie smakował. Dość powiedzieć, że weszło to danie na stałe do naszej kuchni. Ania tez szczęśliwa a za plecami leci standard „Sunny side of the street”.