Kask był na głowie, był to kask szczękowy. O ile wiem to się ni otworzył ale szurałem łbem po asfalcie czy tam betonie centralnie szybą kasku. Wg mnie kask spełnił swoją rolę. Sądzę, że gdyby coś było z nim nie tak to wąchałbym kwiatki od spodu.
Nie wiem z jaką prędkością było uderzenie, nie pamiętam nic z wypadku. Wiem natomiast z jaką prędkością przemierzałem autostradę. Na pewno udało mi się dużo wyhamować.
Jestem zdania, że wraz ze mną podróżował również mój anioł stróż. Coś mi się wydaje, że dużo nie brakowało.
A jak się ocnołem w helikopterze LPRu to pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to taka, że będą mnie składać z 15 kawałków - na szczęście się nie potwierdziło. Drugiej myśli już nie było bo odpłynąłem ponownie i zbudziłem się jak mi pan zszywał wargę i nos. Miło z jego strony, że znieczulił wargę przed szyciem, szkoda, że zapomniał o nosie