Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 18.09.2018 in all areas

  1. 1 point
    No to w słoiku jest tak ze 1.25 kilo. Ja poproszę taki zestaw jak mówiliśmy, kiedyś go odbiorę. A że miód raczej się nie psuje (ponoć w jakiejś piramidzie znaleziono baryłkę i był dobry), mam trochę czasu.
  2. 1 point
    Sprzedam BMW F650GS na części. W tej chwili wszystko dostępne. Motocykl po przebiegu 44tys mil
  3. 1 point
    jest obszar widzenia, a właściwie "nie widzenia" w oku...niestety, to jest często przyczyna "nie widzenia" mniejszego obiektu na tle większego...Przy normalnej fiksacji wzroku i wytrenowaniu (no i przy znajomości swojego organizmu) można polepszyć swoje możliwości. Każdy kto próbował spojrzeć MI prosto w oczy wie o czym mówię. https://pl.wikipedia.org/wiki/Plamka_ślepa http://www.motogen.pl/Fiksacja-wzroku-Twoj-mozg-Twoim-wrogiem-,23596.html sami wiecie, że motocykliści bardzo rzadko powodują (jako sprawcy!) wypadki jadąc samochodem. Dlaczego? Dlatego, że w przeciwieństwie do kierujących tylko samochodami a nie dosiadającymi motocykli MY mamy (w większości) "oczy dookoła głowy". Zwróćcie uwagę jeśli będziecie jechać jako pasażer obok kierowcy w samochodzie, który też jeździ motocyklem. Taka osoba ciągle kontroluje wzrokiem wszystko dookoła, czyli np. przed sobą, lewe lusterko, wsteczne, prawe lusterko, znowu przed siebie, znowu lusterka lewe, wsteczne, prawe i tak w kółko. Na dodatek większość z nas z czasem wyrabia sobie umiejętność oceny i przewidywania sytuacji na drodze dalej niż 3 metry od końca przedniej maski. Podobnie robią kierowcy (prawdziwi kierowcy zawodowi, nie z przypadku) ciężarówek. Bo oni też nauczeni zostali albo sami wyrobili sobie nawyk kontrolowania całego otoczenia prowadzonego pojazdu. Niestety, na kursach kat. B o takich pierdołach jak kontrolowanie całego otoczenia i wyrabianiu umiejętności przewidywania i PRAWIDŁOWEJ oceny sytuacji na drodze prawie się nie wspomina. Najważniejszy jest odstęp od krawężnika przy parkowaniu lub kurczowe trzymanie się prawej strony pasa ruchu itp umiejętności...Efekty są u mnie na oddziale lub na cmentarzu.
  4. 1 point
    Korzystając z nieobecności Vengosha, odpoczywającego po ciężkiej ukraińskiej wyprawie w jakimś idżipcie podrzucę jeszcze kilka obrazków :) Zaraz za granicą w Krościenku jakaś pierwsza w lewo, czy w prawo aby tylko zjechać z czarnego oportunista oczywiście wybiera się w drugą stronę, a może to automapa ? szuterki :) i jeszcze lepsze dróżki :) czyżby ktoś nie chciał jechać dalej ... nieeeee, on poszedł szukać prawdziwych dróg, na których można czegoś dokonać ... i znalazł przez koleiny, wąwozy, krzaki, błoto i wodę cały czas wzdłuż granicy ... bardzo zardzewiałej granicy ale widoki piękne i wszyscy wiemy, że to jest właściwa droga :) jeszcze tylko kilka brodów i przez jakieś bliżej nie określone dróżki dotarliśmy do ludzkich osiedli :) z oddali obserwuje nasze poczynania ukraińska straż graniczna i nie tylko z oddali w pobliżu też się jeden pogranicznik znalazł i paszporciki proszę i dokąd i skąd i ile pali i ile kosztuje czas mijał szybko, motki uwalone błotem jeszcze tylko do myjni
  5. 1 point
  6. 1 point
    A Ty jakie masz w ogóle dokonania koleś? [emoji23] Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka
  7. 1 point
  8. 1 point
    Vengosh nie kuca, nie w TYCH okularach
  9. 1 point
    Dzień 4 Następnego dni niespiesznie wstajemy i kierujemy się na śniadanie do motelowego baru. Jedzenie znowu pyszne i tanie jak barszcz choć ten ukraiński nie jest najtańszym daniem w karcie. Sprawdzamy stan rzeczy po wczorajszych brodach, najgorzej chyba schną moje buty, cały czas wylewa się z nich woda. Wysuszyć buty z goretexem nie jest łatwo. (foto by JacekJ) Nie zważając na to zakładam je na nogi i jedziemy na stację zatankować pod korki żeby uniknąć problemu z paliwem w górach. Jedziemy krótki odcinek asfaltem, wyśmienitym jak na ukraińskie warunki, następnie zatrzymujemy się w miasteczku. Jacek kupuje szczotkę która ma nam posłużyć do obmycia motocykli bo po wczorajszych jazdach nie widać świateł, tablic rejestracyjnych czy migaczy, wszędzie tylko zaschnięte błoto.(foto by JacekJ) Skręcamy w boczną drogę na znacznie gorszą drogę i zjeżdżamy nad rzekę gdzie orientuje się, że nie mam już w ogóle klocków z tyłu, a myślałem, że hamulce trą z powodu błota. Przejeżdżamy rzekę i parkujemy na drugim jej kamienistym brzegu. Wrzucam motocykl na centralkę i z pomocą Jacka wymieniam klocki.(foto by JacekJ) Następnie obmywamy wodą motocykle. (Foty by JacekJ.) Postanawiamy się z Jackiem schłodzić w rzece, ponieważ wcześniej dostrzegamy tubylców kąpiących się w jej głębszym ujęciu. Zmierzając do niego słyszymy huk. Okazuje się, że zostawienie mojego motocykla na stopce centralnej na kamieniach nie było za dobrym pomysłem - runął na ziemię. W dodatku w jego pobliżu zostawiłem kask, który też nieźle oberwał, wyłamała się śrubka od mocowania daszku i szybki. Na szczęście nauczony poprzednimi przygodami na wyjazdach zaopatrzyłem się w śrubkowy zestaw naprawczy, który uratował sytuację. Niestety kask przestał być już taki ładny, dość mocno poobijał się od kamieni. Nie ucierpiał za to interkom, który był do niego przymocowany - chociaż to. Podnosimy motocykl i idziemy popływać.(foto by JacekJ) Po kąpieli ubieramy się i jedziemy w stronę Połonin.(foto by JacekJ) Wjazd nie jest bardzo wymagający ale wydaje się, że może być problematyczny dla samochodów osobowych i autobusów, szczególnie na początku. No cóż, nie dla tubylców. Na górę wjeżdżają przeładowane busiki pasażerskie z turystami oraz stare łady co dziwi mnie niezmiernie. Jak widać do każdych warunków trzeba się po prostu przyzwyczaić. Wjeżdżając już na odcinek betonowy wpadam w szczelinę pomiędzy płytami betonowymi słysząc przy tym uderzenie.(foto by JacekJ) Szybkie oględziny widelca na szczęście nie wykazują żadnych zniszczeń. Po drodzę zatrzymujemy się przy małym sklepiku żeby uzupełnić zapasy wody.(foto by JacekJ) Dziadkowi przy nawrotce gaśnie motocykl i przewraca się łamiąc klamkę sprzęgła. Na szczęście jestem przygotowany na taką okoliczność i oddaję mu mój zapas, Dziadek narzeka, że to nie touratech i że będzie wiochą wiało z jego x country. Niechętnie zakłada klamkę bo nie ma innego wyjścia. W międzyczasie mija nas sroga grupa offroadowa z Czech głównie na Yamahach Tenere, oni chyba też przyjechali coś dokonać...Na górę wjeżdżamy niespiesznie robiąc fotki po drodze i mijając jeszcze raz grupę z Czech (krótko byli na tych Połoninach, pojechali chyba odfajkować punkt). Na górze zastajemy stare schrony sowieckie oraz masę krzyży i pomników. Po podjechaniu do każdego z krzyży ukazują się niesamowite widoki. (foto by JacekJ) (foto by JacekJ) Objeżdżamy okolice kombinując zjazd inną drogą niż tą, którą wjeżdżaliśmy ale jest to obarczone za dużym ryzykiem utknięcia gdzieś w górach bo GPS nic nie pokazuje. Nie ryzykując wracamy w stronę płyt betonowych gdzie mijamy ekipę 4x4 w różnych terenówkach (chyba z 20 samochodów). Wszyscy wyposażeni w snorkele i specjalne ogumienie. Śmiejemy się, że pewnie planowali tę wyprawę rok, a Ukraińcy wjeżdżają tam swoimi ładami na łysych oponach. Zjeżdżamy z góry znaną drogą i docieramy do sklepu zatrzymując się na kwas i kawę. Podczas postoju patrzę na wioskę, w której jesteśmy i ludzi w niej mieszkających i stwierdzam, że nie ma czegoś takiego jak szansa dla wszystkich. Straszna bieda jest wszechobecna , ludzie w sklepie biorą produkty "na krechę", robi mi się ich żal. Pociesza mnie Jacek, który mówi, że oni nic innego nie znają i nawet nie wiedzą, że gdzie indziej może być im lepiej, przyznaję mu rację. Po dłuższym postoju udajemy się szutrówkami.... ...do upatrzonego przez Jacka hotelu extreme, który doskonale oddaje charakter naszej wyprawy, i znajduje się przy stoku narciarskim. Po kolacji (znowu pyszne żarcie) udajemy się do ruskiej bani gdzie relaksujemy się po ciężkim dniu C.D.N
  10. 1 point
    Taki jak lubisz. Na drugi raz jedziesz z nami.
  11. 1 point
  12. 1 point
  13. 1 point
    To jak już wątek tak ożył to chyba czas żeby coś skrobnąć: Wspomnieniem mojego bytowania na forum ADVrider (polskim) zawsze była przepychanka słowna pomiędzy dwoma forumowiczami , gdzie jeden do drugiego napisał "lepiej pochwal się swoimi dokonaniami koleś". Chodziło o odbyte wyprawy motocyklowe w ekstremalnych offroadowych warunkach. Ja poprzednio głównie "pedaliłem się na asfalcie" (też za ADV) więc teraz postanowiłem się nie pedalić i w końcu coś w życiu osiągnąć (to stwierdzenie z resztą pozostało motywem przewodnim naszego wyjazdu), dlatego ruszyłem na niełatwą wyprawę bezdrożami Ukrainy. Jako kompanów wybrałem sobie dwóch starszych ode mnie ludzi bo myślałem, że będę błyszczał ale tak się nie stało. Dzień 0,2, drugi i trzeci W piątek po robocie ruszam w stronę Lublina ponieważ jestem umówiony z Jackiem, że będę spał u niego w domu ale wiem, że dotarcie będzie trudne. Wyruszam późno ok 19 z Torunia, w dodatku we Włocławku na stacji dostrzegam, że nie mam świateł mijania więc muszę wymienić żarówkę co niestety w moim motocyklu nie jest takie proste bo trzeba rozkręcić czachę. Ze stacji ruszam ok 21 więc jest już prawie ciemno. Gdzieś pod Radomiem stwierdzam, że nie dam rady dojechać i biorę nocleg w pensjonacie o zachęcającej nazwie "Miraż". Rano przy dźwiękach DiscoPolo konsumuję śniadanie i ruszam w kierunku Lublina gdzie spotykam się z Jackiem. Dalej ruszamy w stronę Bieszczadów gdzie mamy zaplanowane forumowe spotkanie. Bytujemy tutaj jedną noc w Bieszczadzkiej Przystani Motocyklowej gdzie mam okazję spotkać po raz pierwszy naszych forumowych Jankesów, brata Maksia, a reszta to starzy znajomi. Wieczorem wybieramy się na koncert z okazji 40 lecia KSU, który poprzedzamy posiedziawką w niedźwiadku, w którym spożywamy pizzę oraz wypijamy kilka piw żeby wejść w nastrój koncertowy. No cóż, koledzy bawią się świetnie, ja lubię polską muzykę lat 80tych ale nie KSU, niestety. Czuję niedosyt konwersacji tego wieczora, a na ognisko po 1.00 w nocy nie mam już siły tym bardziej, że następnego dnia mamy ruszyć na Ukrainę. Szefem ekipy przez dwa dni ma być Jacek, a z nim wiadomo, nie jest lekko. Ruszamy ok 10, a może 11 następnego dnia z Bieszczadzkiej Przystani w kierunku Ukrainy na przejście w Krościenku. Próbujemy przebić się przez sznur samochodów żeby nie stać w palącym słońcu ale Pan Celnik nas cofa na koniec kolejki informując, że jeżeli by padał śnieg albo deszcz to by nas przepuścił ale jest ładna pogoda to możemy się poopalać, fajnie. Stoimy zatem w rynsztunku motocyklowym w temperaturze ponad 30 stopni ok godziny. W końcu udaje nam sie minąć granicę, tankujemy i Jacek od razu skręca w pierwszą szutrówkę choć właściwie wszystkie powiatowe drogi na Ukrainie można określić tym mianem. Z szutrówki dostrzegamy malowniczą górkę więc postanawiamy w nią skręcić. Na podjeździe od razu pierwszy zakopuje się Dziadek. Ja z racji tego, że podjeżdżam żeby pomóc go wyciągnąć również grzęznę. Jacek widząc co się dzieje nawraca i odjeżdża zostawiając nas jak jakiś Jeremy Clarkson. Po 15 minutach walki z odkopywaniem motocykli robimy odwrót robiąc jeszcze foty po drodze i wracamy na szutrówkę. Jacek wybiera koordynaty "droga gminna" no i się zaczyna. Wjeżdżamy w jakąś łąkę: Dziadek jedzie przodem i z racji tego, że jest najmniejszy, ma pneumatyczne kości jak ptaki i w dodatku ma najlżejszy motocykl przejeżdża wszystkie przeszkody, ja z Jackiem zaczynamy się kopać w błocku. Po 3 bagnie mam trochę dość, jest 40 stopni w cieniu, przejechaliśmy jakieś 5 km w 2 godziny bo głównie wypychamy motocykle z błocka. Zaczynam trochę marudzić ale szybko przypominają mi się słowa forumowicza z forum ADV i przestaję. Nie jestem przecież tutaj dla przyjemności tylko dla dokonań. Na jednym z błotnistych podjazdów wywracam się ale na szczęście bezstratnie dla mnie i motocykla. Po zdobyciu górki ukazuje nam się taki widok: W końcu wiem po co się tak męczyliśmy. Dalej już przyjemną drogą polną docieramy z powrotem do szutrówek i zatrzymujemy się przy jakimś sklepie żeby coś zjeść i napić się ukraińskiego kwasu. Następnie Jacek kieruje nas na drogę która ma po drodze 3 brody, które okazują się prawdziwymi rzekami. Jak zwykle największe wątpliwości pojawiają się przy pierwszej później już idzie jak z płatka. Później jeszcze tylko jedna dziurawa ściana do pokonania (tym razem w dół) i docieramy ok 19 lokalnego czasu do przydrożnego motelu który wybiera Jacek. Oczywiście na miejscu przyczepiają się do nas tubylcy, którzy chcą się zaprzyjaźniać lub po prostu naciągnąć na zakup piwa. Jemy pyszne placki w motelowej restauracji i raczymy się piwem i winem (tzn ja z Dziadkiem bo Jacek to sportowiec). Następnego dnia planujemy wjazd na Połoniny. C.D.N.
  14. 1 point
    Dorzucę też kilka ujęć. Niestety nie mogłem spędzić całego tygodnia, bo w środę miałem być świadkiem w sądzie. Sprawa się nie odbyła, przyszedłem jako jedyny. Wkurzyłem się nieźle z tego powodu. Na początek żarcie i dziewczyny w znaym niektórym lokalu u Rubina w Narolu. KSU Błądzimy po Ukrainie. Ten pas ziemi po lewej to granica. Woda. Żródło życia i zabawy. Franek musi błyszczeć. Pozostałe sprzęty też. Kierownicy również. Spadamy dalej. Ile można siedzieć w tej samej wodzie. Jedziemy na Równą. Tak wygląda pułapka na Vengosha. Połonina. Dojazd na nocleg trochę długi, ale spory kawałek świetną szutrowką. Wieczorem żarcie, bania (raczej sauna) i zimne kąpiele. Bardzo fajnie spędzony czas. Rano żegnamy się i wracam do kraju, a chłopaki jadą dalej beze mnie... Zajeżdżam do Sianek. Przed wojną był to kurort narciarski dla elit, teraz nie ma nic. Kilkadziesiąt kilometrów ukraińskich winkli. Pizza w Samborze, myjnia w Lublinie i koniec przygody. Tylko 4 dni, ale intensywne i w świetnym towarzystwie.
  15. 1 point
    Super fotki. Widać ekstremalne wyczyny na motkach no i zazdrosnego byczka po tym jak poflirtowałeś z mućką
  16. 1 point
    Zanim @Vengosh10 zacznie pełną wzruszeń, niesamowitych wrażeń oraz zapierającą dech w piersiach relację, jako współwinny tej "wyprawy" , aby skrócić męki oczekiwania i zachęcić do przeczytania jej w całości wrzucę kilka fotek dokumentujących skrajne przeżycia jej uczestników .


×