Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 14.04.2019 in all areas

  1. 3 points
  2. 2 points
    Witak Kolegów i Koleżanki. Dzisiaj stałem się posiadaczem pierwszego swojego motóra. I to w dodatku Beemki :) Ale będzie jazda :)
  3. 1 point
    Tunel pod Małym Wołowcem – podwójny tunel kolejowy koło Wałbrzycha w województwie dolnośląskim. Tunele znajdują się pod górą Mały Wołowiec (720 m n.p.m.), w południowo-wschodniej części Gór Wałbrzyskich w paśmie Gór Czarnych między miejscowościami Wałbrzych i Jedlina-Zdrój na trasie kolejowej z Wałbrzycha do Kłodzka. Należą do najdłuższych tuneli w Polsce. Są to dwa równoległe, proste, stopowe, jednotorowe, tunele kolejowe wydrążone pod Małym Wołowcem (720 m n.p.m.). Pierwszy tunel o długości 1560 m wydrążono w latach 1876–1879. Drugi równoległy o rekordowej długości 1601 m, wydrążono w latach 1907–1912[1]. Wloty tuneli położone są na wysokości 535 i 540 m n.p.m., a ich spadek w kierunku południowo-wschodnim wynosi 3,12 promila. Maksymalna głębokość tuneli od powierzchni wynosi 181 m. Tunele wykonano w obudowie murowej z bloczków kamiennych, częściowo z cegły klinkierowej, a miejscami ze wstawkami elementów obudowy żelbetowej. Portalewlotów do tunelu wykończono w obudowie kamiennej z klińców. Kształt tuneli eliptyczny, szerokość 4,8 m, wysokość 5,8 m. W ociosach tuneli wykonano kilkanaście wnęk ucieczkowych i rewizyjnych układu odwadniania tuneli. W celu odprowadzenia spalin w połowie tunelu wydrążono w skale szyb wentylacyjny (komin) służący do przewietrzania, a między równoległymi tunelami wykonano pięć przecinek łączących (z czego do dziś trzy pozostały drożne), które jednocześnie stanowią wnęki awaryjne. Decydujący wpływ na budowę tunelu miała wojna francusko-pruska, która pokazała jak ważną rolę odgrywała wówczas kolej. Po zakończeniu wrócono do pierwotnych koncepcji budowy linii kolejowej Wałbrzych – Kłodzko, jednego z odcinków Śląskiej Kolei Górskiej. Jedną z wielu przeszkód na trasie, był masyw Małego Wołowca (720 m n.p.m.) w Rybnickim Grzbiecie oddzielający Kotlinę Wałbrzyską od Obniżenia Noworudzkiego. W celu jego przekroczenia zdecydowano wydrążyć jednotorowy tunel o długości 1560 m w obudowie murowej. Pierwsze prace rozpoczęto latem 1876 roku i trwały do 1879 roku. Pierwszy pociąg przejechał oficjalnie tunelem dopiero 15 października 1880 roku po zakończeniu wszystkich prac na jednotorowej trasie. Pod koniec XIX wieku postanowiono wybudować drugi równoległy tor. W 1909 roku przystąpiono do budowy drugiego równoległego tunelu o długości 1601 m, o parametrach podobnych do wcześniej wykonanego tunelu. Tunel został oddany do ruchu w 1912 roku. Tunel, który pierwszy został oddany do eksploatacji został wyłączony z ruchu pod koniec lat 90. XX wieku. Na planie są 2 szyby, jeden wentylacyjny Na planie sa 2 szyby: jeden - wentylacyjny (mniej wiecej w polowie tunelu), ktory istnieje do dzis oraz drugi (okolo 150m od wlotu od stacji Walbrzych, Dittersbach), ktory jest niedostepny. Wylot niedostepnego szybu roboczego jest tuz obok wlotu sztolni technicznej, ktorej wejscie znajduje sie nad tunelem. Tunel kolejowy pod Wołowcem (Ochsenkopf-Tunnel) między Wałbrzychem a Jedliną-Zdrojem. Wydaje mi się, że górne grafiki przedstawiają sposób drążenia tunelu (podobnie jak hale w Górach Sowich - drążono dwa tunele, jeden nad drugim, następnie strop między nimi zawalano). Dolne skrajne grafiki przedstawiają sposób obudowy tunelu, a środkowe - przekrój podłużny i poprzeczny szybu wentylacyjnego Maszynownia i zabudowa pomocnicza użytkowane podczas drążenia pierwszego tunelu kolejowego pod Wołowcem. Poniżej przekrojów i rzutów maszynowni przedstawiony jest sposób nawierceń w przodku tunelu. Ciekawy wydaje się plan placu budowy przy dolnej krawędzi grafiki. Widać na nim m.in.: zbiornik (Sammelbassin), place magazynowe (Lagerplätze), maszynownię (Maschinenhaus), warsztat (Werkstatt), Cementschuppen (magazyn cementu), lokomotywownię (Lokomotivschuppen), magazyny dynamitu (Dynamitwärmbude, Dynamitbude) i inne obiekty, których nazwy trudno przetłumaczyć: Versuchsstation, Baubaude. Wiertnica oraz widok i przekrój wierteł, wykorzystywanych podczas drążenia pierwszego tunelu kolejowego pod Wołowcem (między Wałbrzychem a Jedliną-Zdrojem). Detale wiertnic używanych podczas drążenia pierwszego tunelu kolejowego pod Wołowcem (między Wałbrzychem a Jedliną-Zdrojem). Detale wiertnic używanych podczas drążenia pierwszego tunelu kolejowego pod Wołowcem (między Wałbrzychem a Jedliną-Zdrojem). Wlot do tunelu pod Wołowcem, wydrążonego w latach 1875-1880r. Widok od strony Podgórza. Most drogowy w Kamieńsku nad linią kolejową Wałbrzych-Kłodzko. W oddali wlot do tunelu pierwszej nitki linii kolejowej pod Wołowcem Budowa drugiej nitki tunelu pod Wołowcem. Nad tunelami jakaś tymczasowa budowla, której nie widać na zdjęciach świeżo po oddaniu tunelu do użytku Wloty tuneli pod Wołowcem "świeżo" po oddaniu do użytku drugiego tunelu (po lewej) w 1912 roku. Dwie nitki tuneli pod Wołowcem widziane od strony Wałbrzycha. Ciekawostka - przy starszym tunelu stoi pociąg techniczny, a przy nim piętrzą się stosy podkładów. Rozmiar celowo zawyżony. Widok od strony Kamieńska na wjazd do dwóch najdłuższych w Polsce tunelów kolejowych, biegnących pod Małym Wołowcem. Powyżej po lewej góra Wołowiec w całej okazałości. moose: Pociąg do Kłodzka prowadzony pospiesznym parowozem pruskiej serii P8 wyłania się z południowej nitki tunelu. Pudło brankardu na międzytorzu widoczne jest też na powojennych zdjęciach. Pociąg towarowy wjeżdża od strony wschodniej (Jedliny) do tunelu pod Wołowcem (przed wojną: Ochsenkopftunnel) w kierunku Wałbrzycha. Fotograf stał na mostku między tunelem a stacją Kamieńsk, fotografował z narażeniem życia, bo ujęcia takich motywów były surowo zabronione Skład pasażerski z lokomotywą Pt47-28 Tunel kolejowy pod Małym Wołowcem. Jedno z trzech przejść - łączników pomiędzy dwoma równoległymi tunelami (czynnym i nieczynnym). Z lewej strony widać porcelanową tabliczkę z napisem "20" Jedna z zachowanych porcelanowych tablic znajdująca się w starszym tunelu (prawym od strony Wałbrzycha).Widoczny również schowek. Wnętrze szybu wentylacyjnego około -40m. Widok w górę. Wnętrze szybu wentylacyjnego na Wołowcu - szyb ma wysokość 93-97m i stanowi miejsce treningów Speleologów, PSP i eksploratorów. Szyb wentylacyjny wychodzi na nieczynną nitkę w tunelu. Wylot szybu wentylacyjnego tunelu pod Wołowcem Dawny tunel kolejowy pod Wołowcem, najdłuższy w Polsce (1605m) Widoczna najstarsza prawa nitka. Rozpoczęcie prac budowlanych nastąpiło 10 sierpnia 1876 roku, drążono z obu stron (od Jedliny oraz Wałbrzycha- Podgórza) Spotkanie obu ekip nastąpiło 18 lutego 1879 roku (godzina 19.00). Pod koniec wojny tunele były wykorzystywane jako schrony dla pociągów specjalnych. Widoczna prawa nitka została wyłączona z eksploatacji na początku lat 80tych XX wieku. Remont tunelu trwa już ponad 3 miesiące, po wymianie torów, przy rewizji spoinowania okazało się.... no właśnie nie wiadomo co się okazało. Kolej milczy, a światło się pali w tunelu non stop. Taki klimat. Autorem zdjęcia jest Jacek Zych / Dziennik.Wałbrzych. Zdjęcia i opisy strona polska-org.pl
  4. 1 point
    najlepiej jest mieć i osiemsetkę i PR7
  5. 1 point
    Na początek zapraszam do Przywitalni.
  6. 1 point
  7. 1 point
    Dzień 14 Chciałem tu zostać choć jeden dzień.. ale wiatr wieje tak, że łeb chce urwać i to w połączeniu z tym, że Monika rwie się do jazdy, spowodowało, że jedziemy dalej. Chwila po Jardance i uciekamy od morza w kierunku Słowenii. Jak to w Chorwacji - jak tylko odjedziesz od morza to nagle jesteś sam na drodze – lubię tak. Trochę szukam szutrowych skrótów, ale.. z jednej strony zaczynają się zakazy, z drugiej.. mam wrażenie, że najeździliśmy się szutrowo na tym wyjeździe i nie mam już takiego ciśnienia. Coś tam się udaje ale nie za wiele.. Po drodze serwujemy sobie przerwę na kawę i małe co nieco ..i dalej.. Docieramy do Bovca, przejeżdżamy przez miasto i kierujemy się do dolinki kampingowej (kilka różnych kampingów obleganych przez kajakarzy). Bunkrujemy się na ostatnim, leniwie organizujemy obóz po czym idziemy na piwo. Jedno. 2,5 eur, kurde. I to nie jest najdroższe piwo na tym wyjeździe Dolinka jest urokliwa, kolacja „kufrowa” smakuje bardzo dobrze, wieczór na zwolnionych obrotach. mapa i kamping:
  8. 1 point
    Dzień 13 Pobudka dość wczesna i dość brutalna – burza. Zbieramy pod daszki, co niezbędne i czekamy czy coś przejdzie. W międzyczasie podjadamy coś z zapasów i pijemy kawę w pomieszczeniu kuchennym. Niby coś przestaje padać ale na piękną i ciepłą pogodę nie ma co liczyć, więc zbieramy się mimo deszczu, żegnamy i jako pierwsi startujemy w swoją drogę. Na początek drugą stroną jeziora... wąska szutrowa dróżka nad samym brzegiem, ślisko.. trochę spinki było. Ale suche miejsca też były Ze względu na pogodę odpuszczamy co trudniejsze zaplanowane odcinki. Kierujemy się na Martin Brod – kolejne w tej podróży piękne wodospady. Cały czas albo pada, albo będzie zaraz padać, temperatura spada do 8 stopni.. Po drodze stajemy rozgrzać się w jakiejś przydrożnej knajpce, kawa smakuje jak nigdy. Do Martin Brod docieramy bez przeszkód, mimo pogody podziwiamy rzekę i wodospady. Następny cel – samolot. Porzucony przy nieczynnej bazie lotniczej... wykutej w górach na pograniczu bośniacko – chorwackim. Widziałem ten samolot w kilku relacjach, napracowałem się żeby go na mapie namierzyć.. bardzo chciałem do niego dotrzeć. I dotarliśmy No to jak tak, to teraz nocleg. Ale.. pytamy w jednym miejscu – nieeee, 50 eur nie bo nie. Jedziemy dalej. Problemy zaczyna sprawiać komunikator. Ja słyszę Monikę, ona mnie nie. Kto zna Monikę – może sobie wyobrazić czego czasem musiałem słuchać Odpowiadam.. gestami głowy, tylko tyle mogę. Jedziemy w stronę wybrzeża Chorwacji, w pewnym momencie stwierdzamy że jest nam tak mokro i zimno że w zasadzie już się uodporniliśmy i po prostu przejedziemy przez góry nad morze i znajdziemy jakąś kwaterę żeby nie musieć stawiać mokrego namiotu. Padać przestaje, za to zaczyna wiać. Mocno. Nic to. Wszystkie trudy dzisiejszego dnia wynagradza widok, kiedy przekraczamy pasmo górskie dzielące nas od morza. Widziane z wysokości wzburzone morze, wyspy, ciemnogranatowe chmury burzowe nad nim podświetlone na czerwono zachodzącym słońcem. To jest to. Dla takich chwil jesteśmy w podróży Zjeżdżamy coraz niżej, ściemnia się, coraz bardziej wieje i to z nieprzewidywalnych kierunków. Wieje tak, że przestawia nas na drodze. Ale docieramy do Sveti Jurej, wchodzimy w pierwsze lepsze podwórze i po chwili już mamy pokój w rozsądnej cenie Mimo pogody przejechaliśmy dziś spory kawał, zobaczyliśmy fajne rzeczy – dajemy sobie w nagrodę sutą kolację podlaną dobrym winem. To był dobry dzień mapa: samolot: nocleg: pierwszy z brzegu pokój jaki udało się znaleźć
  9. 1 point
    Dzień 12 Chillout chillout'em ale ileż można... Jako że nasi towarzysze nie przejawiają chęci do aktywnego spędzenia poranka, idziemy sami. A idziemy nad jeziorko i do malowniczego miejsca przy jeziorze – parku z pięknie rozlaną rzeczką płynącą kaskadami i małymi wodospadami między małymi zabytkowymi domkami. Pogoda piękna, widoki pocztówkowe.. Pozachwycaliśmy się, narobiliśmy zdjęć, fajny poranek. Wracamy i już w pełnym składzie organizujemy wyjazd do Jajec. Same Jajce – miejscowość wybitnie turystyczna, atrakcje płatne – weszliśmy pod największy wodospad i na twierdzę. Widzieliśmy. Po tych spacerach żarełko smakowało wybornie Poznajemy parę Polaków z Sosnowca na Afryce – Krysię i Mirka (pozdrawiamy) którzy do nas dołączają na kampingu. Jedziemy jeszcze poszukać wąwozu który Karson miał upatrzony w okolicy, ale... bez dokładnych koordynatów nie znajdujemy go, więc robimy odwrót. Na kampie w powiększonym towarzystwie (dosiadają się jeszcze sąsiedzi – Czesi, którzy podróżują wspólnie na Pegaso) biesiadujemy do dość późnych godzin nocnych... Jest to nasz ostatni wspólny wieczór – tygrysy jutro obierają kierunek powrotny, a my z Moniką.. niby też ale okrężną drogą – przez Chorwację i Słowenię.
  10. 1 point
    Cukiereczek- oczywiście motocykl, nie Włodek z Gdańska
  11. 1 point
    Dzień 11 Jajce, Jajce.. Karson mi wierci dziurę w brzuchu o te Jajce już od kilku dni, więc dziś chyba wreszcie się tam zameldujemy. Ale nie tak szybko. Najpierw trochę skrótów A skróty bardzo fajne.. Tylko szkoda że nawigowanie nie poszło tak jak trzeba i musieliśmy wrócić. Wiem gdzie się kiwnałem, ale czy tamtędy przejechałyby 4 obładowane ciężkie motocykle – nie wiem. Pewnie kiedyś sprawdzę Skrótami (fajnymi szutrami – można się było trochę wyszaleć) docieramy do jeziorka w środku lasu. Porobione jakieś kładeczki, altanki, ładnie. Przy zawracaniu Basia traci szybę z kasku – kask spadł i zaczepy się wyłamały.. Mężnie to znosi i możemy szukać wyjazdu ze skrótu. Znajdujemy, w nagrodę serwujemy sobie obiad w fajnym miejscu – knajpka nad strumieniem z małym progiem wodnym. Stamtąd już obieramy kierunek na Jajce. Przed samymi Jajcami trafia się skrócik fajną szeroką szutrówką – pozwalam sobie skorzystać Meldujemy się na kampie 7 km za Jajcami, zostajemy tu 2 dni więc dobrze, że jest rozsądna miejscówka. Jutro chillout mapa: kamping:
  12. 1 point
    Dzień 9 Poranek tutaj jest chyba jeszcze piękniejszy niż wieczór. Leniwie rozpoczynamy dzień, latam z aparatem żeby zatrzymać choć trochę klimatu. Jakoś nikomu nie chce się stąd ruszać, no ale... droga wzywa, Wreszcie jedziemy... najpierw do góry do Rudnej, z niej „skrótem” do drogi nr 30. Skrót świetny, malowniczy, szutrowy, na jego końcu – monastyr. No cóż.. Odnotujmy, że jest, nawet ładny, ale my chyba lubimy naturalne widoki bardziej od stworzonych człowieczą ręką Dalszy ciąg dnia to bujanie. Nie, nie w obłokach. Bujanie się. Po zakrętach. Niezliczonej ilości zakrętów, na pustej drodze. Robimy sobie movie-day, jeździmy całą drogą, w różnej kolejności, bawimy się, upajamy drogą. Zmęczenie... ale fajne Dziś o spanie się nie boimy – w końcu mamy 2 kampingi koło siebie. Jedziemy do tego bliżej granicy z BiH mijając po drodze pierwszy który.. jest istnieje jest do niego tabliczka. Ale jedziemy dalej do miejscowości Perucac. No i... zonk. Kamping jest, tyle że zamknięty na 4 spusty a jego plac jest.. wybetonowany. I choć widzimy że jakaś rowerowa para jakby nigdy nic zaczyna się tam rozkładać – co to to nie. Wrócimy sobie. Ale najpierw żarełko. Zaraz obok kampingu, klimatyczna knajpa z tarasami zbudowanymi nad wodospadami. Wodospady świetne, ale sama knajpa tłoczna a obsługa i samo żarcie... takie sobie. Nie polecamy. Koniec końców zjedliśmy i wróciliśmy na przyuważony wcześniej kamp, który okazuje się.. łąką za domem, ale jest grill, jest wiatka i jest prysznic (co z tego że w sąsiednim podwórku w innym domu). W wiatce znajdujemy gazetkę z kampingami w Serbii... Szkoda że tak późno Acha, ta granica co sobie upatrzyłem w Perucac to w rzeczywistości tama na rzece bez przejścia granicznego.. mapa: [/url] kamping (nie ma go w google maps):
  13. 1 point
    Dzień 7 Ja tam się wykąpałem Niektórym przeszkadzało gliniaste dno i dojście do jeziora (niski stan), więc dziś jest ciśnienie na kamping z prawdziwego zdarzenia. Tyle że... wszelkie urządzenia nawigacyjne takich luksusów nie przewidują Ok, ok, zmienimy trochę trasę i pojedziemy nad kolejne jezioro – jest tam avto camp. Dziś mamy sporo kamienistych ścieżek, trochę się wspinamy. Mijamy pojedyncze domy... jest trochę jak w skansenie. No i nie widać młodzieży. Jeśli już kogoś spotykamy – to starszych ludzi. Same ścieżki natomiast fajne, można się wyjeździć. Po drodze jeszcze jakieś żarełko Nad Jezioro Vlasinsko docieramy jeszcze za dnia, będzie czas na relaks na kampingu.. taa, jasne. Przejeżdżamy miejscowość gdzie niby ten kamp ma być. Ani śladu. Mało tego, gubię z lustra Harrego.. Ciśnienie mi skacze, zawracam i spotykam naszą młodzież pod budką z pamiątkami. Wściekam się (niepotrzebnie, wiem – umówiliśmy się wcześniej że jak chcą stanąć to trąbią i stają, ponoć trąbili, ja nie usłyszałem zajęty szukaniem kampu). Nic, zostawiam ekipę i jadę szukać tego kampu. I znajduję.. a raczej to co z niego zostało. Czyli rozwaloną budkę przy rozwalonym szlabanie. Zjeżdżam niżej, do zagajnika nad jeziorem – stoi kilka namiotów, kilka przyczep, wrzaski, muza.. To nie dla nas. Wracam, a ekipa stoi z jakimś lokalesem, który mówi że nas na kamp weźmie. No to.. jedziemy za nim. Ale nas przewiózł wioska nad jeziorem na zboczu, a my wjechaliśmy chyba do najwyżej położonego domu Okazało się że „kamp” to w rzeczywistości pokoje. Po obejrzeniu decydujemy, że zmieścimy się w jednym. Napięcie rozładowują kolejne kieliszki domowej rakiji. Motocykle lądują w garażu i przed nim, my w pokoju, gospodarz czeka aż się zagospodarujemy żeby nam pokazać gdzie jest sklep. Wyszedł z tego bardzo fajny luźny wieczór, Znów całkiem przypadkiem spotkaliśmy serdecznych ludzi, którzy nas ugościli a zapłaciliśmy... no właśnie, gospodarz zapytał ile chcielibyśmy zapłacić i przyjął naszą propozycję z uśmiechem mapa i nocleg:


×