Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 08.07.2019 in all areas

  1. 9 points
    No dobra, w końcu wyjeżdżamy za miasto i ZJEŻDŻAMY Z ASFALTU. Prawie od razu w piach, może nie jakiś ekstra-kopny-po-osie od razu, ale jednak piach. Piach, co to bez prędkości i stania nie ma szans przejechać. Jagna wbija trójkę (a na początku pewnie była to i dwójka) i sobie pyrka, bo DR ma to do siebie, że nawet wolno przez piach jedzie, choć wygląda to, jak po pijanemu. I niewątpliwie trochę trwa Marysia, która jedzie załadowaną po niebiosa kolumbryną (oczywiście w stosunku do wielkości i wagi kierowniczki) nie może na razie się przemóc i głównie listonoszuje. Co trwa jeszcze dłużej Zatem prawie od razu lokujemy się na końcu wycieczki, a z obowiązku dołączają do nas Raf i Janina. Na szczęście piachy nie trwają wiecznie i czasem jest po prostu droga polna. Ale kurzy się niesamowicie. O, tu można w końcu sobie usiąść: z czego korzysta także obładowana Marysia: Jednak najwyraźniej nasze tempo nie zadowala wszystkich, bo w końcu wraca się po nas Olek z pytaniem, czy wszystko OK. Oczywiście, że tak! To jedziemy za Olkiem: Olek w pełnej gotowości bojowej Niestety następuje ciąg dalszy piachów, i tym razem przerasta on czasem także innych - pomagamy podnosić z gleby AT Novego. Szybsza część ekipy czeka na nas w cieniu gotowa do startu. No dobra, widać już, że nie ma sensu jechać dalej razem. Na szczęście wszyscy to akceptują, ustalamy, że mamy tracka, wiemy gdzie jechać i po prostu spotkamy się później (co prawda zapominamy ustalić dokładnie gdzie ). I tym sposobem ukonstytuowała się podgrupa nr 2, składająca się z Maryśki, Janiny, Rafa oraz Jagny. Ekipa na tyle zgrana, że dojechaliśmy razem do końca (co prawda nie chodzi o koniec wycieczki, ale nie uprzedzajmy faktów ) Nasza grupa nr 2 (a później 3, zwana także bardzo niesprawiedliwie emerycką ): (Raf robi fotę) Reszta ekipy pod wodzą The Chemical Brothers w chmurze pyłu znika nam na horyzoncie. Ups, jednak nie cała, został jeden motek i jego kierownik na czworakach. Oddający Matce Ziemi wszystko, co dzisiaj zjadł. A może i wczoraj. Z naszego punktu widzenia wygląda to tak, jakby odjeżdżający zapomnieli o Wojtku i nie bardzo wiemy, o co chodzi. Wojtek słaby, czekamy trochę, ale twierdzi, że da radę jechać. Ruszamy zatem. Na najbliższym rozjeździe czeka na szczęście kilka osób z poprzedniej grupy i bierze Wojtka do siebie, a my znów sobie pyrkamy we czwórkę Ładnie jest Białoruś to jeden wielki kołchoz w sensie dosłownym – totalny brak nieużytków. Każdym m2 pól jest zagospodarowany rolniczo. Wioseczki jak skanseny, w dodatku widać prawie wyłącznie starszych ludzi. Poimy się chłodną wodą ze studni w jednym z gospodarstw: …i ogólnie jesteśmy zadowoleni z życia i wyjazdu [cdn.]
  2. 5 points
    Dopisek Calgona, jadącego na F800: Wrażenia dnia poprzedniego skołowały nieco moja głowę od ilości ludzi i już na pierwszy rzut oka, dużych różnic w podejściu do wszystkiego.Na pewno nudno nie będzie -pomyślałem.Ochoczo skorzystałem z zaproszenia i wbiłem się do pokoju o temperaturze sauny w którym zamieszkiwała Jagna z Rafem czyli jedyne znane mi wcześniej osobiście osoby.Nie bez znaczenia było oczywiście, że posiadali butelkę dobrego wina wspomnianego wcześniej.Co jakich czas odwiedzałem również moich kompanów z dojazdówki którzy kamuflowali podlaski bimber.Wyczekałem aż Jagna oraz Raf pójdą spać i będą mieli przytłumiony aparat węchu a następnie wpakowałem się do wyra zupełnie nie rozumiejąc korytarzowych poszukiwań prysznica przez resztę ekipy.Rano jak to mnie nauczono wstałem lekko wcześniej i obserwując zachowanie pozostałej reszty ekipy zacząłem delikatne pakowanie calgonowych czamadanów oraz obserwowanie zachowań reszty stada.Ciekawiło mnie rozegranie partii wyjazdowej pomiędzy napiętym jak bycze jaja organizatorem a flegmatycznie i spokojnie podchodzącymi do startu uczestnikami.O dziwo poszło bez spiny i ekipa w całości ruszyła dalej zgodnie ze skrupulatnie zaplanowaną przez Chemika trasą.ps. kierowcy BMW nie po to kupują kanistry rotopaxa aby z nich korzystać, to jest ozdoba świadcząca o tym ,że podróżują w dalekie kraje. Oraz dopisek Rafa (KTM 690, przy okazji mój mąż): W tej relacji nie tylko butów brakuje. Spodni też. Jagna od roku kupuje sobie enduro spodnie. Wszystkie są: za duże, za małe, za szare, za kolorowe, za szerokie w biodrach, za wąskie w kolanach itp., sami wiecie jak to z babami jest. Pytam ją: „W czym będziesz jeździć na Białorusi?” A Jagna: „Przecież mam swoje stare spodnie!” No OK. A w pierwszy dzień na podwórku Wasilczuka słyszę: „Raf pomożesz troszkę? Gorąco strasznie, podszewka się przykleja, no nie dam rady sama ich wciągnąć na tyłek…” Nie ma jak czarne, grube porządne turystyczne spodnie na +35 stopni... A później tylko słucham: „Raf, ty to masz fajnie w tych jasnych i cienkich spodniach…” „Raf, a jak myślisz, pasowałyby na mnie?” I tak oto Jagna po roku ma w końcu spodnie enduro, a jak ostatni cieć jechałem w dżinsach. Dobrze, że choć ochraniacze na kolana mi zostały Z babami to tak zawsze.
  3. 3 points
    Jacku to jest podobnie jak z tym wożeniem motocykli na przyczepkach, krytyjują Ci ktorzy nie mają ;-) Jesli wydech akcesoryjny uzywany jest zgodnie z przeznaczeniem czyli z dbkilerem to wcale nie ryczy zbyt glosno a ma przyjemny dźwięk. ;-) Wysłane z mojego D2403 przy użyciu Tapatalka
  4. 2 points
    Jest gorrrrąco. Jest piaszczyście. Jest ładnie. w końcu jakiś kawałek asfaltu! Czekamy na Maryśkę, która dzielnie walczy z piachami, ale trochę to trwa. Dokładnie przejazd 3 składów Ale przyznajmy uczciwie, że linia była bardzo główna i pociągi jechały mniej więcej co 2 minuty Jedzie GS : Finisz! Niestety na upragniony asfalt możemy tylko popatrzeć, track wiedzie wzdłuż linii kolejowej. Mam mocno mieszane uczucia, bo chaszcze na 1,5 metra, ale okazuje się, że pod spodem jest twarda szutrówka i można całkiem szybko i łatwo jechać, tyle, że pod biczem traw. Mija nas kilka pociągów i z każdego osobowego wszyscy wiszą w oknach i patrzą się na nas. Widok motocykla na białoruskiej prowincji to rzadkość, a co dopiero ledwie wystającego z trawy Rekord pobija maszynista, który do nas trąbi (?), czy jak to tam się po kolejowemu nazywa. Dobijamy do jakiejś wsi i stwierdzamy lekkie zmęczenia materiału, no i godziny się robią obiadowe. No i teraz się okazuje, co znajduje się w Marysinych przepastnych bagażach. "Kabanosika? A jakiego? Chili, drobiowy, wieprzowy? A może pasztecik? Z pomidorkiem czy z pieczarkami?" Fajnie się jeździ z Maryśką polecamy Nie mamy jednak ze sobą niczego zimnego w płynie, robimy więc najazd na lokalny sklepik. Coś jak nas GS z późnych lat 80tych, tylko pepsi nie było Później dowiadujemy się, że część pierwsza ekipy czekała na nas w tej wsi pod sklepem. No cóż, albo nie ten czas, albo jednak nie to miejsce Jedziemy jeszcze kawałek trackiem i stwierdzany, że jesteśmy głodni, przegrzani i w ogóle "ci szybcy" pewnie już dawno na nas czekają. No dobra, asfaltowy skrót na punkt końcowy tracku, czyli ruiny klasztoru Kartuzów w Berezie Kartuskiej (ĐŃŃОСа). I to był błąd. 30km odcinek IDEALNIE prostego i pustego asfaltu wśród zbóż. Gorąco. Nie ma na czym oka zawiesić. Monotonnie do potęgi n-tej. Czuję, że zamykają mi się oczy. Zjeżdżam do prawej. Potem do lewej. No ale dam radę, to tylko kilka km jeszcze. Nagle wyprzedza mnie GS i zjeżdża na bok. "Jagna, bo usnę zaraz"! Ale przynajmniej poznajemy lokalsa, który zjawia się znikąd i prezentuje swoją maszynę na 2 kołach, ponad 40 letnią, oczywiście produkci radzieckiej. Dojeżdżamy w końcu z bólami do Berezy: Jakież jest nasze zdziwienie, kiedy nie zastajemy tam nikogo, ani śladów opon. No dobra, trochę skróciliśmy asfaltem, ale jednak. No nic, to pozwiedzamy: i już. 5 minut w zupełności starczy. Janusz w ogóle ogranicza się do objechania na motku dziedzińca Ostrzegał dawno, że zabytki go w ogóle nie ruszają. To co robimy? Janina zaczyna pisać wielki napis dla potomnych (a głównie reszty ekipy): Tu byłem, ale niestety, nikt go nie zobaczy. Czekamy... W telefonie pusto (warto nadmienić, że główny organizator, czyli Chemik miał programowo wyłączony telefon na całym wyjeździe), więc piszemy do Olka, że jesteśmy w Berezie i jedziemy coś zjeść. W końcu to nie metropolia, znajdą nas. Moglibyśmy poszukać noclegu, ale nie zapadły żadne decyzje, więc się wstrzymujemy. Mamy w navi mapy Openstreeta, powinny być aktualne. Pierwsza knajpa - nieczynne, otwieramy o 20. Druga knajpa wyparowała. Trzecia - otwieramy o 21. No cóż, żywienie zbiorowe w Berezie nie jest priorytetem Ale jakiś miejscowy tłumaczy, poleca, niby swojskie jedzenie i tanio. Znajdujemy, faktycznie, nieźle ukryte, ale ładnie. Nazwa się zgadza, ale w menu głównie pizza. No trudno, na tym wyjeździe jeszcze tego nie jedliśmy Cena też dobra - ok. 13 zł. Zamawiamy i widzimy nadciągające szybko złoooo.... Przepiękna ulewa. Na szczęście jesteśmy pod dachem. I ciepło myślimy o reszcie Reszta w postaci Olka pisze w końcu: Jedziemy do Berezy, mamy kłopoty zdrowotne, czekajcie na nas do oporu". Do oporu?? Kłopoty zdrowotne to zapewne rzygający i mdlejący Apex... i do tego ta ulewa... ale to już może ktoś z tamtych dopisze PS- I cała robota Janiny poszła w p...du [cdn]
  5. 2 points
    Mógłbym , ale aż taki ciekawy nie jestem choć lubię z nim rozmawiać... On chyba też jakoś mnie toleruje...
  6. 2 points
  7. 2 points
    No fajowo , swieci , gra i buczy! różni ludzie , rozne tępęramenta, mniej lub bardziej spiete jaja lub naciagniete stringi..Choc z innej gliny maja motury i inne skilsy piachowo-blotowe to sie dogaduja. To wlaśnie jest fajne na takich wypadach że kierowniczki i kierownikowie znajduja jednak weczorem wspolne tematy ,śmichy chichy w swoim towarzystwie przy ognisku popijajac co tam sie do picia znajdzie!
  8. 2 points
    Odcinek 2, kiedy to z jednym Murzyniątkiem było naprawdę kiepsko Pobudka, pakowanie, w sumie nie wiadomo o której wyjazd (ósma?), więc każdy w swoim tempie. Tempo Maryśki i Janiny ciut odstaje od reszty Punkt ósma Chemik i Olek zaczynają chrząkanie oraz rzucanie w przestrzeń haseł pt. ""Nudno, nic się nie dzieje", a pięć minut później "już dawno po ósmej". Ale jakoś nie powoduje to powszechnego siadania na motki Calgon prezentuje swoje kanisterki, które ku rozpaczy niektórych (z zasięgiem 250 km) nie zawierają wcale benzyny Koniec końców nawet ci ostatni mają wszystko przypięte do motocykli (w przypadku Maryśki i Janiny w sensie dosłownym). Ciekawie zapakowany GS Maryśki (oraz nietęga mina Apexa w tle): Wszyscy są, możemy ruszać na tradycyjne wyprawowe śniadanie pod sklepem. Bystre oko zauważy megaprofesjonalne spodnie Rafa ale za to ma odpowiednie obuwie Automat do kawy w sklepie robi nam nadzieje, ale niestety płonne, trzeba zadowolić się kwaśnym mlekiem/kefirem lub kwasem chlebowym (pycha!). Nafutrowani jedziemy na twierdzę brzeską. Kilka faktów historycznych o twierdzy brzeskiej: Zbudowana za czasów cara Mikołaja I (1836 â 1842) na wyspie otoczonej wodami Muchawca u ujścia Bugu. Ma także zewnętrzne obwarowania i fortyfikacje. Wokół Twierdzy zbudowano I pierścień fortów zewnętrznych składający się z 10 ceglano-ziemnych fortów. W 1915 część z umocnień twierdzy została zniszczona przez wycofujących się Rosjan. Od 1919 roku twierdza należała do Polski. W 1930 więziono w niej działaczy opozycji parlamentarnej. Po wybuchu II wojny światowej zdobyta przez Niemców 17 września 1939, ale znalazła się na terytorium sowieckim. Po agresji Niemiec na ZSRR twierdza ponownie znalazła się w rękach Niemców, w których pozostawała do 1944 roku. Obrona twierdzy przez Sowietów w 1941 roku mimo, że w propagandzie urosła do rangi symbolu bohaterstwa radzieckiego żołnierza, nie miała strategicznego znaczenia. Wejście na teren twierdzy jest bezpłatne, płaci się natomiast za zwiedzanie muzeów. Część ekipy leci szybko na twierdzę, a Raf jest na urlopie i się nie śpieszy Wejście do twierdzy zostało nadbudowane w stylu iście socjalistycznym: po krótkim spacerku wyłania się leżący żołnierz: Ładnie tu, i wypielęgnowane wszystko: ale jakoś tak naćpane wszystkiego. I XIX-wieczne koszary, i cerkiew, i statua nie-wiadomo-czego, i żołnierz i ruiny budynku, gdzie w piwnicy znaleziono ponad 100 szczątków zakatowanych ludzi. pomnik czołgającego się żołnierza z bliska: Jak to w kraju post-sowieckim, pamięć o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej ciągle żywa. Pionierzy trzymają wartę. Nie wszystkich militarna historia pociąga na równi, połowa woli oglądać pomniki z dalszej odległości, siedząc w przyjemnym cieniu: No dobra, twierdza twierdzą, ale jedźmy w końcu w offa [cdn.]
  9. 1 point
  10. 1 point
    Mniemam że zamknięty jest temat poszukiwania rzeczonego koła które uległo centrowaniu i nadaje się do użytku , natomiast dywagacje "okołokołowe" mogą trwać dalej
  11. 1 point
    W zamkniętym temacie gremium ma się wypowiedzieć?
  12. 1 point
    To bardzo tolerancyjny człowiek musi to być
  13. 1 point
    ja z kolei nie lubie muzyki sluchac podczas biegania, plywania czy jazdy na motocyklu. Ot taki juz jestem wole ryk motocykla - wlaśnie ryk ! to nie jest ryk , chyba ze ryk ryjówki, co najwyzej beczenie łowiecki, spod samiućkik tater! hej!
  14. 1 point
    ..... to "pedalskie" wyzej to w mysl ze my tylko 3 kolory zozrozniamy: fajny , chujowy i pedalski, podobnie kategoryzuje dzwieki- brzemienie tlumika. Prosze, niejako z góry, aby nikt sie nie obrażal
  15. 1 point
    Super się czyta, dawaj dalej! No i relacja z kilku perspektyw bardzo ciekawa!
  16. 1 point
  17. 1 point
    bardzo fajna wycieczka motocyklowa. plis kontiniju. zdjecia zapewne z aparatu na klisze, wiec oszczednosc zrozumiala
  18. 1 point
  19. 1 point
    Podoba mi się. Jest zgoda na dalszy ciąg Ride, eat, sleep, repeat!
  20. 1 point
    Adyć pisze wyraźnie, że będzie sprzedawał dwa lata, a potem znowu się ucieszy, że nie sprzedał i używał jak swoje ...
  21. 1 point
    To nie nasz dziadek. Nasz Dziadek miałby papierosa w zębach ...
  22. 1 point
    Wersja Chemika: Czas spowalnia, galaktyki się zatrzymują, a powietrze gęstnieje. W ciągu nanosekundy zrozumiałem, że jutro obudzę się z widłami w dupie. Próbuję ratować sytuację nieśmiało podpytując czy to nie za wcześnie? Gdyby wzrok mógł zabijać to nie pisałbym tej relacji, a świat nie dowiedziałby się prawdy. Ustalamy, że jednak wyjeżdżamy o 8:00. Z mocnym akcentem na wyjeżdżamy, a nie wstajemy. O 8:00 zdecydowana większość grupy jest gotowa. Tylko Maryśka i Janusz w powijakach. O 8:23 pada pierwsze "Nudno!!!" Wyjeżdżamy po wpół do dziewiątej. Niemalże od razu zatrzymujemy się pod sklepem na "śniadanie podróżnika", czyli żółty ser popijany jogurtem siedząc na krawężniku. Do Maryśki przyplątuje się mały pies o wielkich jajach. Tak, niektórzy faceci wpadli w kompleksy. Kilka minut później jesteśmy pod twierdzą. Jest późny poranek, a temperatura już zabija. Snujemy się z parkingu do twierdzy. Jedni wolniej, inni szybciej. Wszyscy zdychamy. Jakieś czołgi, jakieś monumentalne pomniki, jakiś stragan z radzieckimi mundurami, jakaś zmiana warty Pionierów. Wszystko to fajne, ale my chcemy w końcu w off'a!!! Stay tuned.
  23. 1 point
    wszystkie linki działają, za wyjątkiem tych, co nie nie istnieją jedziemy dalej z odcinkiem pierwszym: Czarek? Aresztowany? A tak porządnie wyglądał! Głowa przyprószona siwizną! Kto by pomyślał… Robi się mały rozgardiasz, może lepiej się odsunąć i udać, że ten pan to tak tylko przypadkiem koło nas stał? Na szczęście strażnik graniczny jest nadal miły i uprzejmy i szybko wyjaśnia, że chodzi o niezapłacony mandat. Na tyle prehistoryczny, że już w egzekucji. Rozwiązanie niby proste: zapłacić. Ale jednocześnie pogranicznicy nie mogą Czarka puścić z powrotem do Polski celem zapłaty. Jakie zatem wyjście? Czarek dostaje asystę w postaci naczelnika i ruszają wspólnie robić przelew do jednego z kantorów. \Niestety trzeba jeszcze czekać godzinę-dwie na potwierdzenie, więc postanawiamy spotkać się na noclegu i ruszamy dalej. Murzyniątek pozostało dziesięć :) Już po przekroczeniu szlabanu pada pytanie: a czy ktoś ma telefon do Czarka? Tak, ma – Człowiek Bez Butów, który właśnie jest w drodze po buty. Do Warszawy. Pełne zorganizowanie! Przed nami jeszcze tylko dwie kontrole Białoruskie. Na żadnej nie dają słynnych karteczek, nie trzeba zbierać pieczątek, ani wypełniać wriemiennego wwozu. W dodatku jako kibice jadący bezwizowo na Igrzyska Europejskie do Mińska mamy oddzielny, priorytetowy korytarz na przejściu. Co za czasy… Naszych papierów nikt się czepia, białoruski pograniczni zwraca mi tylko uwagę, że muszę wyjechać przed końcem ważności czasowego dowodu rej. Wszystko miło i bezboleśnie. I jedyne 3 godziny Ponieważ The Chemical Brothers + Apex załapali się przed zmianą szychty na przejściu, są już dawno na tamtej stronie. Chemik znalazł dla nas cudny hostel w Brześciu za śmieszne pieniądze: pokoje z poprzedniej epoki, ale nawet ręcznik dali i nawet są czyste prysznice z gorącą wodą (co prawda nieco ekshibicjonistyczne ) podobno ktoś widział jakieś karaluchy, ale nie czepiajmy się szczegółów Obalamy z Rafem i Calgonem butelkę Traminera za sukces bezproblemowego wjazdu, po czym witamy Czarka, który jakiś cudem nas znalazł. A na dobranoc słyszymy słowa Chemika: „Jutro start szósta rano, będzie chłodniej”. Patrzymy się na siebie z Calgonem. „To co, budzik na ósmą?” [cdn] PS. Robaczki, pamiętajcie, jak wybieracie się poza UE, to zapłaćcie brakujące mandaty
  24. 1 point
    SRC mi nie grozi, ostatnio zmieniłem garczek, jakoś mierzyłem i C3, i E1, i C4, łącznie z wersjami pro czy jakie tam były i jakoś mi te hełmy nie chciały "leżeć", dużo bardziej spasił mi Neotec 2, a i jedynka wydawała się przyjemna. Ostatecznie, jak niektórzy wiedzą, skończyłem z integralem od HJC. Przynajmniej malowanie ma pedalskie.
  25. 1 point
    niezmącona myśl to nie to samo co twarz nieskalana myślą , ale niech Ci bedzie, że śmiesznie Ci wyszlo


×