Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 19.07.2019 in all areas

  1. 4 points
    KaeS, Ty się w ogóle urodziłeś po niewłaściwej stronie granicy!
  2. 3 points
    Dzień piąty, w którym to zaczyna ubywać Murzyniątek Kurczę, że też nie mam foty tego szacownego przybytku noclegowego! Sauna była, basen (wewnętrzny, ale za to zieloną wodą), podwójny prysznic, no i ciepła woda. Niestety, nikt się nie wczytał w napis cyrylicą, który brzmiał "Oszczędzaj ciepłą wodę, jest jej ograniczona ilość", no i wody wieczorem zabrakło. A komu musiało zabraknąć? Oczywiście najbardziej marudniej osobie, czyli Olkowi, i musieliśmy wysłuchiwać o zwrocie pieniędzy, niepełnowartościowym noclegu oraz ogólnej niewdzięczności ludzkiej Część ekipy długo i intensywnie myślała nad flaszką Swojaka, co robić dalej z wycieczką, bojąc się ewentualnych milicyjnych konsekwencji. Grupa III jednogłośnie stwierdziła, że nie wie, o co chodzi, nas tam nie było i nie po to tłukliśmy się przez całą Polskę, żeby teraz robić odwrót. Jedziemy dalej! Ale najpierw pyszne śniadanko. Marysia ma ze sobą nawet pół kilo miodu z pasieki taty!!! (Jakby co, to Marysia ma już wszystkie wyjazdy zarezerwowane na 4 lata do przodu!) Część Murzyniątek się waha - jechać dalej, jechać z Calgonem, Czarkiem i Człowiekiem bez Butów na litewski TET, jechać samemu⌠Grupa II ulega dezintegracji totalnej, Szynszyla dołącza do Braci. Ja patrzę na mapę, w przewodnik (sprawa podobna jak z aparatem - tylko my go mamy, eh, emerycko się czuję) i wypatrujemy Linię Stalina - ciąg bunkrów, tworzących linię umocnień wzdłuż przedwojennej granicy polsko -radzieckiej. A potem jeziorko z mnóstwem pól biwakowych. Jagna i Raf lubią bunkry, Apexowi też się świecą oczka, a Marysi i Janinie wszystko jedno. No, to mamy ustalone Żegnamy się wylewnie z trójką emigrującą na Litwę, a z resztą umawiamy na polu biwakowym. MURZYNIĄTEK ZOSTAJE WIĘC DZIEWIĘĆ... Pierwszy punkt na dziś - najwyższy szczyt Białorusi. Dzierżyńska Góra. Całe 345 m n.p.m. O takie szczyty to ja mogę zaliczać codziennie! Jest nawet parking. Janinie jak zwykle nie chce się przejść tych 20 metrów i zajmuje się dolewką oleju. Asfaltem mija nas Calgon i jest tak zaaferowany jazdą na Litwę, że nawet nas nie zauważa Tylko Jagna i Raf zdobywają szczyt: Ciekawe, czy te 345 m to jest z tym kopczykiem, czy bez? No dobra, szczyt zdobyty, wszyscy są głodni. Raf znajduje w navi knajpę 500 m w bok. Knajpa? Na białoruskiej wsi? To musi być pomyłka. No i była Ale był za to sklep i tradycji stało się zadość: jogurcik + ciasteczka. Przypominamy sobie, że umówiliśmy się z Apexem na tej linii Stalina, pewnie tam już więdnie z nudy Linia Stalina okazuje się być całkiem sporym kompleksem dla turystów. Coś jak nasz Wilczy Szaniec, tylko bunkrów zdecydowanie mniej Wjazd płatny na cały kompleks, chyba 20 rubli, czyli 5 x tyle, co na porządny zamek. Ale za to pani z okienka sama proponuje: jak się zmieścicie we 4 na jednym miejscu parkingowym, to policzę za jedno. No ba! No to jesteśmy: Tak to wyglądało, ale podobno nie bardzo zdało egzamin w praktyce (czyli w 1941): Zebrali tam całkiem sporą ilość sprzętu, choć raczej powojennego: Samych bunkrów jest niewiele: ale mają w środku rekonstrukcje: No i mają tam tor enduro dla czołgów - płacisz i jedziesz Trochę samolotów, trochę rakiet: no i najważniejsze - jest bar Apex po raz pierwszy spędza dzień z Maryśką i jest pod głębokim wrażeniem jej sposobu wybierania rzeczy do konsumpcji. W sumie, to cała grupa jest marudna. - A jest kotlet? A z czym? z makaronem?? Kartoszków niet? - a ta surówka to z czego? a najem się tym? - a sos jaki jest, bo nie wiem czy dobry? a można spróbować? Myślałam, że kobieta za ladą wybuchnie, tymczasem ona ruszyła na zaplecze i przyniosła na łyżce sosu do spróbowania - to się nazywa frontem do klienta! No i hasło wyjazdu "Janusz, a czy mi to będzie smakować?" Apex mało nie zemdlał [cdn]
  3. 3 points
    uwaga, bez fotografii !! wersja Calgona: Grupa nr. II nie do końca chciała się przeprawiać przez brody.Umiejscowienie filtra powietrza w XT podobno nie całkiem umożliwiało przeprawę co zostało przez Szynszyle fizycznie sprawdzone za pomocą zestawu: długość nogi a lustro wody.Jak się okazało XT niektórych żywiołów nie lubi.Sama dojazdówka w koleinach, słońcu i trawach tak dała się we znaki ,że ja miałem dosyć.Nie mogąc ominąć brodu wylądowaliśmy na jakimś polu co nie do końca spodobało się komuś i musieliśmy zawracać.Koniec końców spotkaliśmy się nieopodal skansenu Dudutki i kilka kilometrów dalej zanocowaliśmy razem w miejscu w którym odbywały sie jakieś przyjęcia weselne i białoruskie barbekju.Tego wieczora pękło dużo Swojaka do tego stopnia, że niektórzy mogli wyruszyć dnia następnego dłuuuuugo po innych.Posiadajac alkomat odpowiedzialnie wystartowaliśmy około południa dnia kolejnego.Sama wycieczka osiągnęła czasowo połowę i zaczęły powstawać różne wizje powrotu.Ja Czarek oraz Teddy skierowaliśmy się ku litewskiemu tetowi a reszta ruszyła dalej.Jak się okazało z niektórymi przyszło nam się jeszcze spotkać, ale o tym później.Ps.Jagna dobrze, że miałaś ten aparat oraz Teddy-boya: Dzien Czwarty? To już? Oj, ciężki to był poranek, bardzo ciężki. Jak już pisałem, ucieszyło mnie że obudziłem się w namiocie. Do dziś uważam to za spory sukces. Głowa pęka, więc postanawiam wziąć prysznic. A prysznic to nic innego jak beczka z wkręconym zaworkiem i sitkiem, ogrzewana siłą słońca. Więc rankiem woda mocno rześka - stawia na nogi! brrr.Śniadanko, herbatka, kawka, pakowanko. Chemicals brothers już w blokach startowych. Plan na dziś - dojechać pod sam Mińsk i znaleźć nocleg w okolicy skansenu. Luz, kto jak nie my.Ale znowu czegoś mi brakuje, no tak, butów, hehe. Domyślam się że moi hehe śmieszni koledzy wznieśli się na wyżyny dowcipu i je schowali, tylko gdzie? Szukam i szukam, ale na pomoc przychodzi mi Czarek. Podpowiada gdzie znajdę buty i mówi że to Jagna schowała. Musicie to sobie wyjaśnić chyba Jeszcze sklep, bo każdego suszy i w drogę. Trasa do zamku w Mirze to szybkie szutry po których zasuwamy naprawdę sprawnie. Obejmuję dowodzenie naszej elitarnej grupy, dzięki czemu z radością oglądam w lusterkach tych z tyłu w tumanach kurzu. Bo kurzy sie masakrycznie. Poźniej trasa zmienia się i prowadzi polami, robi się ciekawiej. Prosto z pola wjeżdżamy do miejscowości Mir. Wizyta na stacji i to cholerne tankowanie. Przy takiej grupie ludzi, ten dziwny zwyczaj płacenia wcześniej wprowadza masę chaosu. Zalewam Tenere absolutnie pod korek albo i jeszcze wyżej, a jeszcze zostało 5 litrów dla Novego. A pod ciśnieniomierzem okazuje się, że niektórzy za bardzo wzięli sobie do serca "mniej powietrza w teren" 0,7 w Afryce Novego budzi mój szacun i zdziwienie Pod zamkiem spotykamy całą resztę. Zamek naprawdę piękny, okazały. oglądamy z zewnątrz, w taki upał wchodzenie do środka w stroju enduro i na ciężkim kacu odpada. Leniuchujemy trochę w cieniu, bo ktoś pojechał wymienić dziengi, a Calgon pobiegł na hotdogi. Z tego co wiem, jakości 4, nawet nie pies zmielony razem z budą tylko jeszcze gorzej.Jak zawsze, i tutaj jesteśmy atrakcją. Ludzie robią nam zdjęcia, ale teraz chcą nawet z nami. Pani prosi o fotkę z całą grupą i mówi że pokaże koleżankom z pracy, no spoko, pozdrawiamy Pora na koń, bo do kolejnej gwiazdki na śladzie daleko, a jest to... co? znowu zamek? Kurwa, a to ci niespodzianka Tym razem miejscowość Nieśwież. Droga fajna. Polne drogi, leśne dukty, trochę wertepów, piachów, jest urozmaicenie. W lesie, na dość wyboistej drodze, słyszę nagle ryk i widzę jak Czarek pruje do przodu. Nagle motocykl wyskakuje w górę, Czarek razem z nim i cud że jeszcze trzyma się kierownicy. Jeb, spada na ziemię, hamuje Czarku, co to się właśnie stanęło? - Nudziło mi się, chce mi się spać, postanowiłem odkręcić na maxa. Wybiło go ze sporej dziury. To są te momenty w których żałuje że nie mam kamerki. Lot był piękny, a na pamiątkę Czarek ma mocno skrzywioną felgę z przodu. No teraz już chyba się obudził?Nieśwież okazuje się sporym miasteczkiem. Parkujemy tuż pod wejściem do całego kompleksu parkowego i za moment JAK ZAWSZE odnajdują się wszystkie pozostałe grupy O restauracja! tym razem nie odpuszczę. Tym razem nie będzie jechania na głodnego cały dzień. Siadamy nad wodą, a knajpa kusi nazwą - U Kochanki Novemu się klimat udziela, bo flirtuje z młodą kelnerką. Zamawiamy jedzonko i odpoczywamy. Niestety, jakość jedzenia jest masakryczna. I nie to żebym się czepiał jakoś celowo. No jest zwyczajnie słabo. To już bym wolał zjeść pod sklepem. Ale chcieliśmy trochę posmakować miejscowej kuchni. Ale nie było czego Niedobre, słabiutkie. Nawet rezygnuję z lodów, a w taki upał to u mnie dziwne.To co jedziemy? No jedziemy, do Mińska spory kawałek, tam czeka skansen i trzeba ogarnąć spanie i kolację. Od rana coś mi popiskuje, coś jakby łańcuch. Proszę Wojtka by posłuchał i pomógł w ocenie. No tak jak myślałem, łańcuch napięty jak struna, pozdrawiam pana oponiarza serdecznie Droga z fajnych piaskow w lesie i szuterów, zamienia się w jakiś hardkorowy trial przez krzaki. Niekończące się krzaki. Trasa o tyle ciężka, że cała zarośnięta pokrzywami i krzakami i pełna kolein. I ZERO cienia. Kiedyś te koleiny były pełne błota, w te upały są twarde jak kamień. Wiatrak chodzi jak pojebany, ja już nie mam co z siebie zdejmować, a jechać się da tylko z minimalną prędkością, bo jazda to tak naprawdę celowanie na czuja w pokrzywach w koleinę. Wyjeżdzamy na chwilę z tych pokrzyw, jest las i cień. Przerwa i Wojtek pomaga mi poprawić łańcuch, dobrze że przed wyjazdem podzieliliśmy się z narzędziami i ja zabrałem płaskie klucze. Gupi to ma szczęście I cyk, znowu między burakami, pokrzywy, las, buraki, zboże, pokrzywy. O ule z pszczołami! I buraki, zboże, las....Przecinamy szeroką szutrówkę i wjeżdźamy na coś co wygląda jak wał przeciwpowodziowy. Ślad zakręca w prawo, jedziemy brzegiem rzeczki i nagle cyk, wskazuje że mamy się znaleźć po drugiej stronie, gdzie jest jakaś wieś. Podjeżdżamy kawałek dalej, jest jakiś bród. cmokamy, oglądamy, no wygląda że da rade. Szynszyla wchodzi dziarsko do wody, badając głębokość. Ja i Wojtek chcemy przejeżdżać, nie jest źle, naprawdę. Reszta nie bardzo. No cholera, przywieźliśmy na Białoruś trochę demokracji, jak większość nie chce to nie. Jedziemy dalej, ale okazuje się, że jesteśmy jakby w delcie tej rzeczki, wg osmanda jedyne drogi to ten bród, albo wyjazd jak wjechaliśmy i nadrobienie drogi dookoła. To co, wracamy?Jadę znowu wałem, wyjeżdzam na szeroki szuter, patrzę w lusterka, jadą za mną, OK, to skręcam w prawo i jakoś tam poszukamy objazdu i dobijemy do śladu. W lusterku widzę tylko białą ścianę kurzu. Okazuje się, że przed nami jest ekspresówka do Mińska, wjeżdżamy na nią i zjeżdzam pierwszym możliwym zjadem w prawo. Zatrzymujemy się w cieniu na poboczu, narada. Dojeżdża reszta, co ich tak mało? A dzie Novy i Szynszyla? Cholera, zgubili się? Dobra, Szynszyla ma osmanda z trasami, Novy na pewno ma jakąś nawigację, w końcu to największy w grupie gadżeciarz My postanawiamy jechać prosto lokalną drogą, ąż dojedziemy do zgubionego śladu. nagle dzwoni telefon. To szynszyla. "Ej, gdzie jesteście? Miałam po drodze jakąś awarię, hamulec się blokował, Novy mi pomagał, ale was zgubiliśmy. Skręciliśmy na tej szerokiej szutrówce w lewo" - To extra, bo my w prawo" - "ale mało tego, za nami zaczęła jechać milicja, zajechali Novemu drogę, zatrzymali go, ja jechałam przed nim kawałek i udałam że nic nie widzę i pojechałam dalej " Już wiem, że ten wyjazd jest pod hasłem "na przypale, albo wcale", ale robi się barwnie. - OK, Ania, my dobijamy do śladu z drugiej strony, jedz wg osmanda do tego skansenu, i tam się spotkamy.Lecimy z Czarkiem, Calgonem i Wojtkiem do śladu i lokalnymi drogami dookoła Mińska i dojeżdżamy pod skansen Dudutki. Chemiczni bracia czekają w cieniu. Za moment dojeżdżą grupa III czyli Jagna, Marysia, Janusz i Rafał. Po chwili jest i Szynszyla. Brakuje Novego. Próbujemy się dodzwonić, telefon milczy i tylko gada coś po niemiecku. Wieczór już blisko, trzeba coś organizować, ale co z Novym. Nagle dzwoni do mnie nieznany numer. To Novy Ej, gdzie jesteście. - No czekamy na ciebie pod skansenem Dudutki. - A gdzie to? Bo moja nawigacja jest do dupy, a jeszcze miałem jazdy z milicją. Wyślijcie mi jakieś namiary smsem.Wysyłam mu pozycję, okazuje się że kawałek ma. OK, reszta się zwija w poszukiwaniu kwatery i ogarnięciu zakupów, ja, Marysia i Janusz zostajemy i czekamy na Novego. Upoważniam Calgona i Czarka by w moim imieniu dokonali zakupów i daję im bilet miejscowego banku narodowego - to była zła decyzja Nadjeżdża Novy, cały w emocjach. Mamy czas, bo póki nie dostaniemy pozycji gdzie mamy jechać, to siedzimy pod drzewkiem, no to opowiadaj... ale nie będę go wyręczał, sam pewnie opowie Dostajemy wiadomość gdzie nocleg. Jedziemy na miejsce, kwatera okazuje się dość bananowa i wręcz onieśmiela wygodami. No nie tak miało być, ale nieważne, ten dzień pełen upału, jazdy w krzaczorach i piachu każdemu dał się ostro we znaki. Pytam chłopaków czy zrobili zakupy. No jak nie, jak tak, ale coś na kolacje też? A nie, to nie, mówiłeś tylko o wódce i popicie Picia mamy dużo, jedzenia mało, ale w tym momencie Jagna i Marysia okazują się Magdą Gesler na motocyklu. Kabanoska? Ostry czy łagodny? Pasztecik? Rybka z puszki? Chlebek ciemny czy jasny? A po kolacji Czarek i Calgon wspominają coś, że może by tak już odbił z tej białorusi i pojechał TET Litewski a potem Polski ile się da. Dobra, chłopaki, rano pogadamy, za dużo macie procentów we krwi.Oddaję głos do studia i czekam na relację Novego
  4. 3 points
    Dzięki KaeS ! Track do Nieświeża jest cudny: piaski, ale w normie, polne dróżki. Zatrzymujemy się tylko na sprawdzanie i dolewki oleju tak to można jeździć Docieramy pod bramę pałacu, gdzie spotykamy już wszystkie maszyny. I jak zwykle nikomu nie chce się przejść 300 m do zamku Janina znajduje miejsce w cieniu… … a Maryśka jednak rusza z nami. Do pałacu prowadzi grobla między stawami. Pałac Radziwiłłów jakimś cudem przetrwał wojnę, zamieniono go następnie na sanatorium i całe jego wyposażenie jakoś wyparowało. Wnętrza sobie darowaliśmy, a na dziedziniec można wejść za darmo. Pozostała 10 murzyniątek wolała posilać się w restauracji Zgranymi ekipami ruszamy z Nieświeża na szuter autostrady. oraz wioskowe dróżki: Przekraczamy też po raz pierwszy Niemen. Raf robi zdjęcia, Janina sprawdza olej. Oraz wyjątkowo zagląda też pod BMW Maryśki. i dalej szutry: Było tak miło na szutrach, ale Chemik przyszykował niespodziankę, z pięknego szutra track każe nam skręcić w prawo w piękne trawy. Grrr, koleiny… I tu doganiamy ekipę II (a ekipa I opowie później, jak ją zaatakowały pszczoły z stojących nieopodal uli), która też walczy z materią. AAAA, czwórka w mojej DR to jednak ciut za szybko na ten kawałek. Już się widzę leżącą w trawie, przód leci w lewo, tył w prawo, jezusiczku… Ale jak zwykle pomogło dodanie gazu i DR poszła jednak tam, gdzie miała. Uff. Janina, jadący za mną: „No Jagna, już miałem Cię ratować” Musiałam uspokoić palpitacje serca przez 2 minuty Uff, wyjeżdżamy w końcu z tych kolein i traw na normalną drogę i oczywiście ekipa II znika nam z horyzontu. A po kilku km widzimy kolejny taki zjazd z szutru w niewiadomo-co. O nie! Nie w ten upał! Rzut oka na track i mapę, wybieramy fajowy szuter równoległy do tracku. I to była najlepsza decyzja na tym wyjeździe… Mamy teraz trochę lasu, a las=poziomki, czyli mamy dłuuugie przerwy: Maryśka nurkuje po poziomki: Mijamy chyba czwarte czy piąte ule, tym razem przy czymś fioletowym: (Google oraz moja mama mówią, że to facelia) Piękna droga. I tak dobijamy do końca tracka, gdzie jesteśmy umówieni – pod skansenem (zamkniętym zresztą). Są tam już Bracia przy Kasie, reszty niet. Kawałek, który ominęliśmy był podobno mega hardkorowy, brody po pachy itp. Mieliśmy nosa Czekamy, czekamy. I czekamy. Hm. W końcu nadjeżdża część grupy II. Miny ma dziwne. Grupa II też nie bardzo miała ochotę przeprawiać się przez brody i szukała drogi alternatywnej. Skończyło się to jazdą przez pola i łąki, nie do końca legalnie i z dezaprobatą ludności miejscowej. Grupa się rozdzieliła, każdy pojechał w swoją stronę. Ale ponieważ mnie tam nie było, wypowiadać się nie będę Czekamy na Szynszylę, która dojeżdża solo i debatujemy, czy będzie nas ścigać białoruska milicja W końcu motocyklistów enduro, w dodatku w takiej ilości, nietrudno namierzyć… Zdań tyle, ile ludzi, ale w końcu jedziemy szukać noclegu, a Marysia z Janiną i Człowiekiem Bez Butów czekają jeszcze na ostatnią zgubę - Novego, którego zhaltowała milicja. Spotykamy się wszyscy w pensjonacie – drogo, ale nikt z nas nie ma już ani siły, ani chęci na szukanie czegoś innego, więc zostajemy. Grupa II otwiera flaszkę (albo kilka) i dzieli się trudnymi wrażeniami dnia, grupa III konsumuje Marysine zapasy (nadal są to kabanosy) i idzie spać. Atmosfera zrobiła się nieco napięta, zobaczymy, co przyniesie poranek… [cdn]
  5. 2 points
    Z ostatniej chwili : po zwinięciu, oczywiście da się zwinąć bardziej tak to wygląda : kur... dobrze, że se pazury przed chwilą poobcinałem
  6. 2 points
    Postaram się. Pamiętasz, byłem w to ubrany na Białorusi podczas ulewy pod Połockiem. Najlepsze było to w tym kraju mundurowych, że kiedy miałem na sobie tę kurtkę plus żółtą kamizelkę kołchoźnicy stawali nie omal na baczność. Smirna!
  7. 2 points
    W 2009 w moim mieście nad Odrą pomalowali skrzyżowania i nie w byle kratkę tylko całe. Efekty tego zamieszania były dwa, kierowcy samochodów którzy mieli zielone światło a nie mieli miejsca po drugiej stronie skrzyżowania rzeczywiście stali i czekali, natomiast gorzej było z motocyklistami bo w czasie deszczu asfalt zamieniał się w lodowisko. Na szczęście dość szybko farba się starła i nikt nie wpadł na pomysł żeby to odnowić. Wbrew pozorom to jest to samo skrzyżowanie
  8. 2 points
    Żółte linie na skrzyżowaniu. Ministerstwo z pilotażowym projektem "yellow boxów" Pilotażowe rozwiązanie mające przypominać kierowcom o najprostszych zasadach panujących na ulicach pojawi się w Szczecinie. Chodzi o tzw. "yellow boxy", czyli strefy na skrzyżowaniu, które w teorii mają zmniejszyć korki. Funkcjonują w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Kanadzie. "Yellow boxy", czyli żółte linie wymalowane na skrzyżowaniu, mają przypomnieć kierowcom o ważnym, lecz ignorowanym przepisie. Chodzi o nie wjeżdżanie na skrzyżowanie, jeśli nie ma szans na jego opuszczenie. Kierujący, którzy pozostają na środku skrzyżowania po zmianie cyklu świateł, blokują ruch i zwiększają korki. Najczęściej można to zaobserwować w przypadku długich autobusów, które z racji swoich rozmiarów mają problem ze zmieszczeniem się na swoim pasie. Na pierwszy ogień idzie Szczecin. Cały artykuł...
  9. 2 points
    Trzeba być uważnym, bo tam nie tylko milicja dogląda kołchozowych pól
  10. 2 points
    No nie zupełnie się zachował. To co obecnie widzimy to odbudowa. Już w latach Kampanii Napoleona Bonapartego zamek był w początkach ruin z przyczyn, że w 1812 roku dwukrotnie był areną działań wojennych wojsk francuskich i rosyjskich, świadczą o tym ryciny Napoleona Ordy. Później w latach międzywojennych przez właścicieli nieco odbudowany i przebudowywany. O! Ekspozycja ostatnimi laty znacznie się poprawiła, jeszcze kilka lat temu po wykupieniu biletu można było zobaczyć takie zamkowe eksponaty jak plastikowe szynki, ryby, owoce i warzywa oraz różnego rodzaju gliniane czerepy. Ostatnio zamkowe muzeum wzbogaciło się o kilka malowanych reprodukcji czerpanych z polskich muzeów a także kopii zbroi husarskich i rycerskich.. Tak wyglądał w 1916 roku A tak już w roku 1982. A tak w latach 90 ubiegłego wieku Chyba najwięcej tego typu obiektów na dawnych rubieżach Rzeczpospolitej zburzyli i zniszczyli Szwedzi i Rosjanie podczas licznych wojen prowadzonych na tych terenach. W ZSRR nie burzono burżuazyjnych zamków, pałaców czy dworów. Owszem niszczono je, dewastowano w taki sposób, że zakładano w nich fabryki, szkoły, szpitale, sierocińce. Kiedy budynek popadał w ruinę, mało który miał szczęście na remont. Po prostu opuszczano go pozostawiając samemu sobie na pastwę miejscowych.
  11. 2 points
    Dzień czwarty, czyli po trochę wszystkiego, a głównie zamków Poranek rześki, ale szybko przechodzi w lekki upał. Na szczęście nikt nikogo nie pogania, każdy zbiera się jak chce, śniadanko, prysznic, do woli. Raf, typowy przedstawiciel narodu znad Wisły, prezentuje urlopowy zestaw klastyczny: sandałki i skarpetki: Janina jest już zupełnie bez benzyny, wyłudza trochę od KTMa, ale i tak zamiast na track, musimy najpierw zaliczyć stację. A wszystko przez Calgona i jego puste rotopaxy !!! W końcu wszyscy spakowani, grupami wyjeżdżamy z kempingu. My na razie asfaltem na Grodziszcze, na stację. Ale po drodze fotka jeziora Świteź: A tankowanie, jak to na Białorusi: najpierw płacisz, później tankujesz, i dostajesz ewentualny zwrot. Ukraść się nie da Na stacji Raf wbija tracka i jedziemy na północ na azymut, żeby gdzieś dobić do kreski. Track musiał być bez jakiś niespodzianek i szczególnego piachu, bo nic z niego nie pamiętam Dobijamy do zamku w Mirze: O, w końcu zamek, a nie ruiny! I to całkiem, całkiem! Zamek z przełomu XV/XVI, należał do Radziwiłłów, a później, do II wojny do rodziny Światopełk-Mirskich. Nie mam pojęcia, jakim cudem się zachował… Zwiedzanie z zewnątrz nie wymaga biletu, a w środku znajduje się muzeum, podobno z ekspozycją „od Sasa do lasa”. Ale oczywiście nasza wycieczka (no może oprócz braci) programowo mówi zabytkom i zwiedzaniu gromkie „NIE”. Więc zamiast na dziedziniec, wszyscy ruszają do budek z jedzeniem. Fakt, naleśniczki z serem były wyborne Później, w nowoczesnej i zachodniej w stylu kawiarni espresso. Ja się jednak wybiłam z grupy i choć obeszłam dziedziniec: Dobra, dobra, jedziemy, bo my tu w offa przyjechaliśmy, a nie tam jakieś zamki! Wgrywamy następnego tracka (to dopiero 7 z 21 przygotowanych przez Chemika!). Co za pech. Na końcu tracka znowu zamek! [cdn]
  12. 1 point
    Mogę polecić coś pod tytułem Lightweiight Waterproof MVP MTP z brytyjskiego demobilu po złożeniu małe i lekkie. Sprawdzone w hiperdeszczowych warunkach . Dobra sprawa to boczne zamki w spodniach na całej długości nogawek - szybko się wkłada przez buciory. Przykładowe egzemplarze na alle : https://allegro.pl/listing?string=mvp mtp&bmatch=baseline-var-nbn-n-eyesa-bp-col-1-1-0619 , na fotce poniżej przykładowy osobnik w owym ubranku . Ewentualnie gdybyś miał kupować to trzeba 2 rozmiary wyżej niż normalnie nosisz.
  13. 1 point
    Uwaga, audycja zawiera lokowanie produktu 20 cm x 30 cm x 8~10 cm Po właściwej, tylko ta granica przesunęła się o kilkaset kilometrów na zachód.
  14. 1 point
    Niestety za duże po złożeniu :-(. Szukam czegoś naprawdę lekkiego, co byłoby zewnętrzną warstwą na mój revit goretex. Widziałem takie delikatne rzeczy w Louisie, ale nie chce mi się drałować do Berlina... Ale dzięki za odzew Kaes :-) i miłego weekendu! pozdrawiam trolik
  15. 1 point
    Ja mam taki wraz ze spodniami, składa się pięknie w kosteczkę, jest sucho. Małym minusem w moich spodniach jest ściągacz na nogawkach spodni ale da się to opanować. W sprzedaży obecnie mają już spodnie w dole poszerzane bez ściągacza na zawiązywane sznurki. https://armyworld.pl/product-pol-1209-Kurtka-Wojskowa-Brytyjska-DPM-Desert-Gore-Tex-Oryginal-Nowa.html https://armyworld.pl/product-pol-2423-Spodnie-Wojskowe-Brytyjskie-DPM-DESERT-WINDPROOF-Oryginal-Nowe.html https://armyworld.pl/product-pol-2941-Spodnie-Wodoodporne-Brytyjskie-Gore-tex-DPM-Desert-Oryginal-Nowe.html
  16. 1 point
    @Jagna czy masz obywatelstwo Bundesrepublik Deutschland?
  17. 1 point
    Wiesz, że dopiero teraz zajarzyłam dlaczego na... Gieesie
  18. 1 point
    W środę wrócil odbłyśnik z regeneracji, można składać ale będzie chwila przerwy w projekcie. Czas dobić km do wymiany oleju. Wysłane z mojego S61 przy użyciu Tapatalka
  19. 1 point
  20. 1 point
  21. 1 point
    To jest chyba cechą wspólną wszystkich dyktatorów - dogłębnie znać się na wszystkim. Swego czasu Ziemkiewicz nabijał się z Kim Ir Sena, który rano doradzał pracownikom Zakładu Atomistyki, słuchającym go z notesami i długopisami w rękach, by po południu gdzieś na drugim krańcu kraju zrewolucjonizować system zarządzania paszą na fermie drobiu.
  22. 1 point
    Dzień II część II Dla upamiętnienia robimy jeszcze kilkuminutowy rajd filmowy po Nowogródku i udajemy się w dalszą drogę Kierunek Holszany i Krewo. Dyndaliszki to malutka wioseczka na skraju Białorusi, nieopodal Iwia. Przy drodze znajduje się mogiła żołnierzy I/77 pp AK poległych 24 VI 1944 roku w walce z Niemcami. W drugiej połowie VI 1944 r. hubalczyk i cichociemny mjr Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz” poprowadził z terenów nadniemeńskich zgrupowanie „Bagatelka” na wschód. Chciał dotrzeć do Puszczy Nalibockiej i połączyć zgrupowanie ze Zgrupowaniem Stołpeckim AK. Pod Dyndyliszkami, na wskutek donosu, żołnierze „Kotwicza” zostali zaatakowani przez żandarmerię z Iwia. Zgrupowanie „Kotwicza” atak odparło, ale poległo 8 żołnierzy, co spowodowało, że batalion AK zawrócił. Sam „Kotwicz” zresztą pod Dyndyliszkami został ranny w przedramię, które później nie leczone musiało zostać amputowana do łokcia. W Dyndyliszkach, w partyzanckiej mogile spoczywa 4 żołnierzy zgrupowania „Bagatelka”, pozostałych czterech ich rodziny pochowały na cmentarzach w rodzinnych miejscowościach. Tuż za miejscowością Traby pod laskiem znajdujemy widoczne świadectwo wielokulturowości Kresów Wschodnich - stary pożydowski kirkut. Widać kiedyś ktoś chciał odnowić napisy na macewach w kolorze turkusowym. Na Wschodzie niebieski jest ulubionym kolorem w upiększaniu cerkwi i prawosławnych nagrobków ale, że przyszło komuś do głowy aby pomalować w turkusiku macewy? Pewnie kilku miejscowych kołchoźników dostało prikaz pomalowania ogrodzenia (jedynie od zewnątrz), a że im farby zbywało, by jej nie taszczyć na oborot w kołchoz dokonali renowacji żydowskich nagrobków. Spotkanie Wschodu z Zachodem?.. Dwóch Rosjan jedzie pociągiem w tym samym przedziale, w pewnym momencie jeden wychodzi z przedziału a po paru chwilach wychodzi drugi. Obydwaj spotykają się na przy końcu wagonu i zaczynają palić papierosa. Jeden z nich zaczyna:- Mozet poznakomsia. Mienia zawód Pasza.- A mienia zawod Sasza.- Kuda ty jadziosz? - Ja jedu iz Moskwy wo Władywostok. A ty Pasza?- Nu a ja jedu iz Włodywostoka w Moskwu. Obydwaj umilkli i w ciszy dalej palą papierosa...W końcu Pasza przerywa milczenie i z podziwem mówi:- Wot kakaja nasza russkaja tiechnika... cdn...
  23. 1 point
    Dzień II Planowana marszruta: Lida, Nowogródek, Holszany, Boruny, Krewo, Wilejka, Budsław, Dołhinów, Mińsk. W zasadzie rano nie nastawiamy budzików ani też nie umawiamy się na żadną godzinę wyjazdu. Jakoby mamy mało czasu na polatanki po różnych miejscach bo o 17 mamy być w Mińsku w umówionym miejscu, abyśmy mogli zostawić bezpiecznie motocykle w garażu i wraz z Siergiejem, tak, tak tym z Ciareszek, być odwiezionym przez niego do jego mieszkania, gdzie chata stoi pusta, znaczy się kotka Marusia w niej samotnie zamieszkuje. Siergiej ostatnio podupadł nieco na zdrowiu i hospitalizuje się ale wypuszczają go raz, czy dwa razy dziennie do domu aby mógł nakarmić Marusię. Rano przecieram oczy, w oknie widzę ścianę deszczu z zachmurzonego nieba. No ładnie, a przecież miało już nie padać. 6,20 znaczy się jeszcze można pokimać po wygranej krwawej wojnie. Kimam i myślę 6,20 czasu polskiego, czy białoruskiego, bo jak białoruskiego to polskiego 5,20 a jak polskiego to białoruskiego 7,20. Na szczęście czas był białoruski… O którejś tam godzinie stuka Cezary do drzwi. Idziemy w miasto na małe śniadaniowe zakupy. Podczas śniadania ustalamy szybko skróconą marszrutę, bo już przez nasze guzdranie się, wiemy, że wcześniejsza marszruta nie jest do zrealizowania. Droga do Nowogródka jest spokojna, wręcz pusta ale i obsrana jak cała Białoruś fotoradarami. Tak, tam nawet w byle głubince spotkać można fotoradar nierzadko robiący zdjęcia z wakacji pojazdom od zakrystii. Nie wspomniałem, że dnia poprzedniego pierdzielnęło nam po fotce w jakiejś podlidzkiej wsi na szczęście od facjaty w kasku i w blendzie. Nowogródek, mityczna kresowa miejscowość, która do dziś prawie zachowała swój pierwotny układ z wieloma drewnianymi willami i murowanymi kamieniczkami. Na szczycie górują ruiny dwóch wierz zamku Mendoga z XIII w. To miasto działalności AK i polskiej partyzantki. To tu w kościele Przemienienia Pańskiego zwanym farnym lub Farą Witoldową, w 1422 Litwin król Polski Władysław II Jagiełło zawarł związek małżeński z Litwinką Zofią (Sonią) Holszańską, matką przyszłych królów Polski Władysława III Warneńczyka i Kazimierza IV Jagiellończyka. W tej samej świątyni w 1799 roku ochrzczony został nasz wieszcz Adam Mickiewicz. W samej świątyni znajduje się wiele unikalnych tablic i eksponatów sakralnych. W Nowogródku też jak wszystkim wiadomo znajduje się odrestaurowany dom Adama Mickiewicza. Sarkofag z ekshumowanymi szczątkami zakonnic znajduje się w bocznej kaplicy kościoła. cdn…
  24. 1 point
    Dzień trzeci, czyli bunkrów nie było, ale i tak było ...fajnie ;) Już w poprzedni wieczór od grupy głównej odpączkowała kolejna podgrupa. I teraz mamy grupę na czele, czyli Braci przy Kasie, grupę II, czyli Ania i wielbiciele, oraz grupę III, skład bez zmian. Każdy ma tracki, nauczeni dniem wczorajszym umawiamy się w konkretnych miejscach (w Różance na obiad, ale nic tam nie ma, oraz na nocleg nad Świtezią). Posiadanie przez grupę kilku navi z trackami nie jest jednak gwarancją sukcesu, co niedawno opisał Novy Zbieramy się na podwórzu. W tle garaż, gdzie noc spędzili Maryśka i Janina, i w sumie może to nie był zły wybór. 5 chrapiących ludzi plus wilgotne po deszczu ciuchy moto + tylko jedno otwierane okno w pokoju - sami wiecie Ruszają bracia, rusza kolejna ekipa, a my czekamy na Marysię i Janinę, jedziemy zatankować, wracamy po telefon Janiny Nie ma co się śpieszyć, na urlopie jesteśmy No ale ponieważ jednak mamy dojechać dziś do tej Świtezi, a kawałek tego jest, upraszamy nieco pierwszego tracka, który wiedzie gdzieś przez stawy (podobno lajtowo przez groble). Po drodze następuje pierwsze na wycieczce sprawdzanie oleju przez Janinę, na środku wsi. Oczywiście zaraz mamy chętnych do niesienia pomocy, pokazywania drogi, pytania skąd jesteśmy, itp. Dojeżdżamy pod punkt pierwszy na dziś, czyli dom rodzinny Kościuszki, wyprzedzając ekipę II. Ale ekipa Braci na Huskach już na miejscu Janina pewnie oblicza pobór oleju na 100 km: Pierwszy punkt na dziś to Mereczowszczyzna, czyli gniazdo rodowe rodu Kościuszków. Dom Kościuszki został spalony w 1942 roku przez radzieckich partyzantów. W 1996 roku w Stanach Zjednoczonych powołano Komitet Odbudowy Domu Rodzinnego Kościuszki, staraniem którego dwór zrekonstruowano w 2004 roku. W dworze mieści się muzeum. "Syn ziemi białoruskiej, polski bohater narodowy" Zarówno dom, jak i otoczenie są pieczołowicie zadbane Patriotyczny obowiązek spełniony, ruszamy dalej. Dzień wcześniej padało, więc miejscami jest fajnie Jak dla mnie jest idealnie, kopny piach przyklepany, a kałuże takie fajne Drogi głównie polne: W pewnym momencie zjeżdżamy w zarośniętą mocno drogę w trawach, droga po jakimś czasie ginie. Widać, że bracia się przedzierali, ale my jesteśmy wygodniccy i wybieramy równoległą drogę polną I tym sposobem wyprzedzamy Braci, którzy walczą pewnie dalej w trawie Przed Różaną omijamy szutrem kolejne zarośnięte trawy (ale okaże się, że wiedzie przez nie kolejny track, więc nic nie straciliśmy) i wjeżdżamy w wioskę: Jak większość białoruskich wiosek jest drewniana, schludna, czyściutka i niesamowicie pusta. Tu jednak na drogę wybiega nam babcia w chuście i walonkach, ale ze smart fonem w dłoni I dawaj robić foty "W naszej dierewni takoje gieroje na motociklach!" A następnie pada tradycyjne pytanie: "Odkuda wy prijechali?", po czym patrzy na nas i odpowiada sobie sama: "Wy z liesa!" I to jest odtąd nasza odpowiedz na to pytanie I tak oto meldujemy się jako pierwsi pod pałacem Sapiehów w Różanej: [cdn.]
  25. 1 point
    Ostatnio poojechałem ogładac egzemplarz jak w linku: https://www.otomoto.pl/oferta/bmw-r-bmw-r1200r-13r-ID6AyOwJ.html#7cbf84d844 Dakarowy mi pomogl jako znawca i ekspert, na co Pan sprzedawca sie bulwersował. Ale do rzeczy bo chciałem podzielić się opinią: egzemplarz miał malowany silnik i szlifowane przednie tarcze hamulcowe szlifierką (o zgrozo) żeby ładniej wyglądały. Oczywiscie szlif był zrobiony tylko z zewnątrz, a od środka tarcza miała rant. To mnie odstraszyło. Podziękowania dla Dakarowego !!!


×