Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 06.12.2019 in all areas

  1. 7 points
    Dzień Ósmy. Celem podróży tego dnia było dotarcie w pobliże wjazdu na drogę D915. Po porannej kawce i śniadanku zebraliśmy się spokojnie i ruszyliśmy w dalszą drogę kontynuując jazdę naszą ulubioną ekspresówką. Trasa wiodła przez piękne góry typu bieszczadzkiego, choć było tam zdecydowanie mniej lasów. Ekspresówki w Turcji mają to do siebie, że często przechodzą przez wioski -- w takim przypadku w wiosce znajduje się sprytne rozwiązanie w postaci ronda, które jednak nie spowalnia ruchu. Podobne rozwiązania widywaliśmy często na Ukrainie i w Rosji. Pyrkaliśmy sobie spokojnie podziwiając piękne widoki. Teraz będzie mała dygresja na temat tureckiej prowincji. Juz po wjeździe do Turcji uderzyła nas charakterystyczna cecha przydrożnych barów i sklepów - mieliśmy wrażenie, że część tych biznesów należała do państwa, bo po wejściu do nich czuliśmy się jak w PRL-u - na pólkach mały wybór niepotrzebnych towarów i Pan, który nawet nie podnosił wzroku znad telefonu lub gazety po naszym wejściu. Mistrzostwem świata był lunch tego dnia - zatrzymaliśmy się w dużym, pustym barze na obiad. Bar ten przypominał stołówkę zakładową z czasów komunizmu. "Pracowało" tam trzech panów", z których jeden podszedł do nas po kilku minutach. Jakoś dogadaliśmy się z nim odnośnie jedzenia i "już" po czterdziestu minutach dostaliśmy "coś" przypominającego kebab, lecz trudnego do pogryzienia. Podczas czekania obserwowaliśmy pracę tych ludzi - jeden był od podawania, drugi od krojenia i trzeci od kasowania. Pracy nie było nawet dla jednej osoby.... Podejrzewam, że w Turcji istnieje jakiś program wsparcia tego rodzaju firm z państwowych pieniędzy lub same te firmy należą do państwa. Pod minięciu Bayburtu skierowaliśmy się na północ w kierunku morza, a na wieczór rozbiliśmy biwak na wys. ok 2 km u podnóża przełęczy prowadzącej do drogę D915. W trakcie podjazdu do przełęczy pogoda uległa drastycznej zmianie - zniknęło słońce, pojawił się porywisty wiatr, a temperatura spadła do około 10 stopni. Najwążniejszym zadaniem w takiej sytuacji było znalezienie schronienia przed wiatrem. Lasów nie było, więc szukaliśmy jakichś wyższych krzaków... Noc nie była zbyt przyjemna - nie byliśmy jeszcze przyzwyczajenie do niskich temperatur i silnego wiatru.... jednak poranek okazał się całkiem przyjemny: Po kawce, śniadanku i wysuszeniu gratów byliśmy gotowi do ataku na D915....Hm...a może jednak jeszcze nie....?? Po tym małym incydencie rozpoczęliśmy wspinaczkę na przełęcz. Szutrowa droga zachęcała do szybkiej jazdy po wielu dniach na asfalcie, ale piękne widoki nie pozwalały nam na rozpędzenie się...: Na południe od przełęczy było sucho , zimno i szaro. Po jej przekroczeniu wszystko się zmieniło - jakbyśmy wjechali do raju- wszystko zrobiło się zielone, było ciepło, a widoki po prostu zabijały. Zresztą sami zobaczcie: Droga D915 uważana jest za jedną z najniebezpieczniejszych dróg na świecie. Dla nas z pewnością była jedną z najpiekniejszych dróg na świecie... Ta rajska jazda trwała około trzech godzin. Potem już zaczął się asfalt, który zaprowadził nas dalej na północ do Trabzonu, skąd ekspresówką udaliśmy się w kierunku Gruzji. Dwa dni wcześniej podczas obżerania się tureckimi łakociami (coś wspaniałego!!!) wypadła mi plomba. Nasz pilot Radzio (dzięki Ci Radziu jeszcze raz!!!)w trymiga załatwił mi adres do dentysty w Batumi - dlatego naszym kolejnym celem stało się deszczowe tego dnia Batumi. Dentystę udało mi się załatwić w ciągu godziny, z czego pół godziny spędziliśmy na na szukaniu gabinetu znajdującego się tuż za naszymi plecami...:-). Po wizycie zrobiliśmy małe zakupy i udaliśmy się w dalszą drogę. Deszcz doskwierał nam coraz bardziej, więc postanowiliśmy poszukać noclegu. Wojtek wpisał słowo "kemping" do nawigacji i już śmigaliśmy prowadzeni przez Osmanda do....nikąd :-). Po przyjeździe na miejsce okazało się, że jest tam rozpadający się przydrożny bar i nic poza tym. Przejąłem więc inicjatywę i 200 metrów dalej zatrzymałem się przy nieukończonym domu, którego garaż był dla nas idealnym miejscem na nocleg. Po krótkiej rozmowie z właścicielem mamy miejscówkę! :-) To był piękny dzień!
  2. 2 points
    Wygrałeś. Nie mam gustu - jeżdżę Trampkiem.
  3. 2 points
    Dzień Dziewiąty - Gruzińska Gościnność. Często słyszę: " Ukraińcy są tacy a tacy", albo: "Niemcy są....". Kiedy poznaję ludzi innych narodowości najczęściej okazuje się, że takie stwierdzenia są nie tylko nieprawdziwe, ale często też krzywdzące dla tych osób. Jednym z ważniejszych powodów dla których podróżuję jest chęć poznawania innych ludzi i ich kultur po to, aby samemu się przekonać jacy są. Jednym ze stereotypów które usłyszałem na temat Gruzinów była ich gościnność. No cóż....dane nam było nabyć kilka doświadczeń w tym zakresie...:-). Rano na budowie obudziło nas piękne słoneczko, choć było jeszcze wilgotno. Po spakowaniu ruszyliśmy dalej na wschód w stronę Vardzi wybierając gorszą (czyli lepszą :-)) drogę przez Goderdzi. Początkowo był fajny asfalt, który stopniowo zastąpiony został czymś w rodzaju szutru: Jechaliśmy sobie spokojnie podziwiając piękne widoki i ludzi mieszkających tak daleko od asfaltu. Po jakichś trzech godzinach jazdy dotarliśmy w pobliże Goderdzi, gdzie Wojtek postanowił opuścić siedzenie Efci w nieco nieszablonowy sposób: Chwilę później podszedł do nas starszy Pan mieszkający w domu obok. Zapytał czy wszystko w porządku i czy może jakoś pomóc. Grzecznie odpowiedzieliśmy, że dziękujemy, ale damy sobie radę. Pan Papidze zapytał więc, czy nie zjedlibyśmy z nim obiadu....Hmmm, na takie pytanie mogła być tylko jedna odpowiedź - TAK!:-). Podprowadziliśmy koniki pod bramę domu i udaliśmy się do środka. Okazało się, że to dom jego syna Roiniego, a Pan Papidze mieszka w domu obok. Przywitał nas Roini, Jego Żona i Dzieci. Na początek napiliśmy się herbaty i przedstawiliśmy, Cała Rodziną była ciekawa skąd jedziemy, jakie przygody przeżyliśmy po drodze. W tym czasie Pani Papidze szykowała jedzonko i dosłownie 15 minut później stół wyglądał tak: Natychmiast porozumieliśmy się z Wojtkiem bez słów i uzgodniliśmy, że nie wyjedziemy stąd zbyt wcześnie...:-). Obżarliśmy się niemożliwie!! No coś wspaniałego to było - same gruzińskie smakołyki i to w nieograniczonych ilościach!! Roini zapytał, czy nie chcielibyśmy u nich przenocować...Hmmm...oczywiście że tak!:-). Zapytaliśmy jednak grzecznie, czy nie mieliby nic przeciwko temu żebyśmy rozbili się z namiotami na pagórku, z którego był przepiękny widok na dolinę. Zaproponowaliśmy, że zapłacimy za posiłki i możliwość skorzystania z łazienki - początkowo Gruzini nie chcieli o tym słyszeć, ale zaproponowaliśmy, że damy te pieniążki dzieciom. Układ został zawarty:-) Stereotyp o gruzińskiej gościnności - SPRAWDZONY!!!:-) Reszta dnia upłynęła nam na rozmowach z naszymi Gospodarzami, obżeraniu się i podziwianiu pięknych widoków.... Kolejny piękny dzień za nami:-)
  4. 2 points
    Prawy do lewego, lewy do prawego...
  5. 2 points
    Teraz ustalcie tylko kietunek kolejki Wysłane z mojego SM-G970F przy użyciu Tapatalka
  6. 2 points
    Dzień czwarty, piaty i szósty i siódmy Po noclegu w Bułgarskim Wąwozie pogoniliśmy nasze koniki na południowy wschód, nadal podziwiając piękne i spokojne bułgarskie zakątki. Stopniowo krajobraz zaczął się zmieniać - miejsce gór i lasów zaczął zajmować coraz bardziej płaski krajobraz stepowy. Też było fajnie, bo poczuliśmy, że Azja jest coraz bliżej:-). Droga nadal była fajna, miejscowości po drodze nie było zbyt wiele, a ruch na drodze naprawdę spokojny - jednym słowem raj motocyklowy! Po kilku godzinach zobaczyliśmy to: Od tej pory do czasu wyjazdu z Turcji flagi tureckie widzieliśmy pewnie z milion razy - są one eksponowane praktycznie wszędzie - na wielkich masztach, samochodach, w domach, i oczywiście w klapie garnituru Prezydenta Erdogana, którego podobizny na plakatach eksponowane były jeszcze częściej niż flagi... Po wjeździe do Turcji skierowaliśmy się piękną autostradą w kierunku Istambułu. Tutaj jedna uwaga - teoretycznie autostrady są płatne, ale po naszych nieudanych próbach uiszczenia opłaty poddaliśmy się i po prostu przejeżdżaliśmy przez elektroniczne bramki bez żadnego stresu:-). Powoli zbliżaliśmy się do Istambułu - sam wjazd do miasta i znalezienie hotelu trwały chyba z 3 godziny. Nie widziałem jeszcze czegoś takiego - skrzyżowania trzech autostrad w środku miasta, autostrady biegnące równolegle na różnych poziomach, życie toczące się na różnych poziomach...To miasto to potwór, ale doskonale zorganizowany!! Nocleg znaleźliśmy w dzielnicy Kumkapi - jak się później okazało był to doskonały wybór: Nasz hotel zlokalizowany był w dzielnicy "butowej: - znajdowały się tam setki fabryk i warsztatów produkujących elementy butów i całe buty oraz hurtownie sprzedające buty. Obserwacja tego żyjącego organizmu była niesamowitym przeżyciem. Później byliśmy jeszcze w dzielnicy torebkowej, dzielnicy paskowej (paski do spodni) i w dzielnicy samochodowej. W dzielnicy samochodowej było oczywiście podział na sub-dzielnice zgodnie z podziałem części na wydech, napęd, zawieszenie itd. Dzielnica samochodowa dostarczyła mi części niezbędnej do dalszej podróży - cybanta do zamocowania wydechu: Wojtek musiał z kolei wymienić linkę sprzęgła, która odmówiła mu posłuszeństwa w środku wieczornego korka kiedy szukaliśmy noclegu... Nauka dla naszych następców - szukając hotelu w Stambule pytajcie czy hotel ma parking! Ja zaznaczyłem co prawda opcję "parking" w bookingu, ale okazało się, że za parking była dodatkowa opłata i był on zlokalizowany 400 metrów od hotelu... Po naprawie motorków spędziliśmy dwa fascynujące dni zwiedzając Stambuł. Skupiliśmy się na dzielnicy Kumkapi, Sultanahmet i Bazarze. Kumkapi i Bazar były zajebiste, ale Sultanahmet rozczarował nas zdecydowanie - może dlatego, że wejście do Hagia Sofia kosztowało 70PLN a w środku był remont... W Kumkapi paliliśmy najlepszą sziszę i piliśmy najlepszą kawę na całej naszej wyprawie!!:-) Podsumowując nasz pobyt w Istambule mogę powiedzieć, że było zajebiście!! Osobiście niezbyt cenię zdobycze cywilizacji w postaci zabytków, budynków itd, ale Istambule to wszystko było jakieś takie inne - skompresowane, wypełnione fajnymi ludźmi, tętniące życiem i przygodą.... :-) Po dwóch dniach szwędania sie po Istambule rankiem kolejnego dnia ruszyliśmy na poszukiwanie kolejnych przygód. Motorki wiozły nas na wschód ekspresówką biegnącą równolegle do wybrzeża Morza Czarnego, ale około 100 km na południe od plaży. Wcześniej miałem mętne pojęcie o Turcji - kojarzyła mi się z plażami, hotelami i takimi tam bzdetami. Okazało się, że jest to górzysty, zróżnicowany pod względem geologicznym kraj, ze wspaniale rozwiniętą infrastrukturą drogową i piękną pogodą :-). Po kilku dniach w 17-to milionowym mrowisku miło było rozbić namiot w krzakach :-)
  7. 1 point
    A dla mnie w odwrotnej kolejności. Moje skromne zdanie.
  8. 1 point
    Idzie nowe Wysłane z mojego SM-G970F przy użyciu Tapatalka
  9. 1 point
  10. 1 point
    D915 po prostu wymiata szkoda, że nie mieliśmy zbytnio czasu wracając z Kaukazu i goniliśmy cały czas ekspresówką wzdłuż wybrzeża żeby spędzić ze dwa dni w Stambule ... D915 - kolejny powód żeby tam znów pojechać . Dawaj dalej, filmiki zajebiste !
  11. 1 point
    Nie stać mnie na sterydy, po to sprzedaję właśnie spodnie i kurtkę
  12. 1 point
  13. 1 point
    Jak by to w Toruniu powiedzieli: jo, jo, jo, jo, jo.


×