Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 21.12.2019 in all areas

  1. 3 points
  2. 1 point
    Jak masz jak się spodziewam to powinno pasować. Gwint M8x1,25 prawy - reszta to wygląd ...
  3. 1 point
    Polecam te co mam w Husce, miałem na początku takie same w XCh, ale jak jedno ułamałem to kupiłem te Vicmy, co to Vengosh o nie pyta... ogólnie działają bez problemu, ale są takie jak napisałem Problem polega na tym, że muszę sprawdzić jak zwą się te moje i zdobyć wiedzę gdzie je nabyć.. znaczy się dowiem i powiem .. w sensie napiszę, potrzebuję na to chwilę
  4. 1 point
    Jedyne co moge napisać, to że do XCh pasowały, ale czy tam jest to samo mocowanie to nie wiem, sądzę że na 99% tak, ale wiesz jak jest Jeszcze jedno.. te Vicmy są stosunkowo "grube" niby działają ale jak się tak przyjrzeć, to wyglądają trochę koślawo... mniej więcej tak, jak lusterko wsteczne wewnetrzen, kierowcy w Autosanie, jeśli wiesz co mam na myśli...
  5. 1 point
    Dzień trzynasty: walka w Gegamie i zasłużona nagroda... Przebudzenie nad jeziorem nie należało do najprzyjemniejszych - nawet tak daleko na południe temperatura na wysokości 3000 metrów potrafi spaść nad ranem do -5 stopni:-). Piękny widok na Ararat i oszałamiająca cisza rekompensowały jednak chłodne powitanie nowego dzionka. Trudno było się spakować, a kawa nie chciała się skończyć. Odległy Ararat czarował nas bez przerwy, a atmosfera nad jeziorem wytwarzała dodatkową grawitację, która nie pozwalała naszym tyłkom oderwać się od krzesełek... Kolejne przygody jednak czekały, więc NAPRZÓD!!!:-) To, co widzieliśmy na naszych mapach zupełnie nie zgadzało się z rzeczywistością i całą trasę przejechaliśmy na azymut. Od czasu do czasu spotykaliśmy pasterzy, którzy pomagali wybrać nam właściwy kierunek w taki sposób, aby efektywnie omijać stożki wulkaniczne. Przez kilka pierwszych kilometrów droga nas rozpieszczała - kamienie pozwalały na łapanie trakcji na podjazdach, a suche podłoże dbało o nasze bezpieczeństwo Stopniowo jednak ta sielanka zaczęła się zmieniać wraz z naszą wspinaczką w wyższe góry - miejsce jakichś tam dróg zajął brak jakichkolwiek dróg, a kamienie zostały zastąpione mokrą trawą. Nasze adwenczurowe opony słabo sobie radziły w takich warunkach. Efcia miała tutaj szczególnie ciężko, bo Wojtkowe przydasie przeniosły środek ciężkości do góry motocykla. Efekt był taki, że piękny i drogi strój beemwe wycierał się często o armeńską trawę...:-) Księżycowy krajobraz prowadził nas wciąż w kierunku jeziora, jednak nasza radość z jazdy w tym pięknym miejscu ustępowała miejsca zmęczeniu. Ciągłe ślizganie się na mokrej trawie nie pozwalało na sycenie się widokami - na szczęście zatrzymywaliśmy się często żeby strzelić sobie jakąś słit focię czy dronika. Po kilku godzinach walki z mokrą trawą rozpoczęliśmy zjazd z gór w kierunku jeziora Sewan. Z jednej strony cieszyłem się z tego, bo kończyła się nasza nierówna walka ze ślizganiem, zimnem i głodem. Z drugiej strony zakochałem się w tym dzikim miejscu i chciałem tam zostać na zawsze. Mam nadzieję, że będzie mi dane odwiedzić Góry Gegamskie jeszcze kiedyś. Na poniższym filmie nie widać tego, ale jezioro Sewan jest ogromne!! Jego widok działał na nas jak plaster szyneczki, jak chlebek, jak parująca golonka, jak fryteczki, jak kebabik...:-) Po zatankowaniu brzuszków i zbiorników w miasteczku na dole ruszyliśmy wzdłuż jeziora w kierunku Górnego Karabachu!!! Nie mam zdjęć znad jeziora, bo takiego syfu na plażach nie widziałem chyba nigdzie...Pominę ten aspekt milczeniem... Po minięciu jeziora zaczęliśmy wspinać się na przełęcz dzielącą Armenię od Górnego Karabachu. Brzydko nie było..Wspólnie z Wojtkiem doszliśmy do wniosku, że na tych serpentynach każdy gieesiarz miałby orgazm za orgazmem...:-) Po zjeździe z przełęczy na drodze stanął nam posterunek graniczny , choć granicy nie ma....Taka jest rzeczywistość w tamtych rejonach. Później podobne zjawisko napotkaliśmy jadąc z Rumunii przez Mołdawię do Ukrainy. Człowiek uczy się całe życie...No cóż - mam nadzieję, że nie będzie tam wojny kiedy pojawię się kolejnym razem. Procedura graniczna zajęła nam chwilkę i ruszyliśmy w dalszą drogę. To, co nastąpiło później.....Hm....Dziadek miał rację mówiąc mi, że to jedna z najpiękniejszych dróg, po jakich jechał.... Popatrzcie sami Po zjeździe z asfaltu skierowaliśmy się w kierunku gejzerów Zuar. Kurde nie wiem co mam pisać więc pokażę :-) Po około godzinie pięknej jazdy dotarliśmy do Zuar. Mogę powiedzieć tak: było warto mrozić tyłek w Górach Gegamskich....:-). To co działo się w Zuar to już opowieść na kolejny odcinek... :-)
  6. 1 point
    Moja etz była z 1987 roku też instalacja była 12 V z alternatorem. ETZki jak się nie mylę wszystkie miały alternatory.
  7. 1 point
    Ale na Bajanie do Zwierza to dasz radę i z buta.
  8. 1 point
    No piękna lustrzaną przypowieść Mamy Ci doradzić ? Załóż co Ci odpowiada i już . Wysłane z garażu


×