Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 04.01.2020 in all areas

  1. 1 point
    Dzień szesnasty - cudowny Noravank. Po obudzeniu i przywitaniu z konikami zebraliśmy się powoli do dalszej jazdy. Droga wiodła nas pustynnymi płaskowyżami, które oddzielone były od zielonych dolin pięknymi serpentynami. Natychmiast prawie po wjeździe do Armenii pogorszyło się też bezpieczeństwo jazdy - dwa razy miejscowi wariaci na drodze chcieli nas zabić tego dnia, więc trzeba było mieć oczy dookoła głowy... Po drodze spotkaliśmy również pstrąga, którego sami wybraliśmy sobie z basenu znajdującego się przy górskim potoku...:-) Droga prowadziła nas do miejsca o nazwie Noravank. Wiedzieliśmy, że jest tam jakiś monastyr, że trzeba będzie telepać się kilkanaście kilometrów jakąś doliną żeby się tam dostać...Do tej pory monastyry były fajne, drogi do nich też niczego sobie. Trudno, co robić - zaliczymy jeszcze jeden monastyr tego pięknego dnia... Ach Ignorancjo ty moja kochana!! To co zobaczyliśmy po wjechaniu do doliny było po prostu z innej planety. W czasie tej wyprawy byliśmy już kilka razy wyrwani z butów - tym razem w butach zostały nawet skarpetki... W Noravank nie daliśmy się odstraszyć turystom - stawka była zbyt wysoka:-). Przez cały pobyt w dolinie miałem poczucie nierzeczywistości związane z faktem, że miejsce to było tak inne od wszystkiego co znałem. Podczas wyprawy wiele rzeczy było dla mnie nowych i wydawałoby się, że trudno będzie mnie już zaskoczyć. Dolinie Noravank i Monastyrowi udała się sztuka. Mogę dodać tylko jedno - kto nie był niech żałuje! Po kilku godzinach i nasyceniu się pięknem tego miejsca ruszyliśmy w dalszą drogę do jeziora Sewan. Przejeżdżaliśmy już brzegiem tego wielkiego jeziora udając się do Górnego Karabachu - teraz droga ponownie prowadziła nas wzdłuż jeziora z powrotem do Gruzji. Na razie jednak trzeba było znaleźć nocleg w jakimś fajnym miejscu, co nie było wcale takie proste ze względu na bałagan panujący przy brzegu. Po dłuższych poszukiwaniach udało się na szczęście znaleźć fajną miejscówkę osłoniętą od wiatru. Po rozłożeniu gratów i zrobieniu kawy naszą uwagę przykuło zjawisko zstępowania chmur po drugiej stronie jeziora. Widziałem coś takiego wiele razy w górach, ale nigdy w takiej skali. Powiem szczerze, że byliśmy trochę przestraszeni tym widokiem... Na szczęście jednak wszystko uspokoiło się wieczorkiem i mogliśmy zapaść w zasłużony sen:-) To był piękny dzień
  2. 1 point
    Dzień piętnasty: wyjazd z Górnego Karabachu i zwiedzanie Khondzoresk Tej nocy spało nam się bardzo dobrze... Celem tego dnia był wyjazd z Górnego Karabachu i wizyta w skalnej wiosce Khondzoresk. Jak już jednak pisałem wcześniej, celem była dla nas sama droga i nie przejmowaliśmy się za bardzo tym, czy dojedziemy w określone miejsce czy też nie. Po przebudzeniu na ściernisku i wysuszeniu namiotów ruszyliśmy sobie spokojnie dalej. Teraz będzie mała dygresja socjologiczno - gastrologiczna: w trakcie wypraw dużą rolę przywiązujemy do tego co, jak i gdzie jemy. Na szczęście mamy z Wojtusiem podobne gusta w tym zakresie i chciałbym je przedstawić na przykładzie jednego z obiadków. Po kilku godzinach cudownego pyrkania postanowiliśmy zatrzymać się na tankowanie brzuszków i znaleźliśmy w tym celu wielce obiecujące miejsce Tę jakże prestiżową restaurację prowadziła Rodzina składająca się z Mamy, Taty i Córki. Bardzo fajni, mili i uśmiechnięci Ludzie zaproponowali nam na początek supersmaczne soczki wyciskane, a w tym czasie Gospodarze zajęci byli przygotowaniem nam jedzonka. Po kilku minutach nasz stół wyglądał tak: Jedzonko było super prześwietne, a miła rozmowa z Gospodarzami dodała tylko smaku naszej uczcie. Po obiadku ruszyliśmy w stronę granicy. Droga wyjazdowa była cudowna, a widoki po prostu nie pozwalały nam jechać. Po jakimś czasie wspięliśmy się na przełęcz oddzielającą Górny Karabach od Armenii, a widok po prostu wyrwał nas z butów Podsumowując naszą krótką wizytę w tej krainie mogę powiedzieć, że zdecydowanie za mało czasu poświęciliśmy na przygotowanie trasy przez Górny Karabach. Jestem przekonany, że można tam spędzić co najmniej dwa tygodnie pięknej jazdy przeplatanej fajnym ofem, zwiedzaniem, dobrym jedzonkiem i rozmowami z ludźmi. Mam nadzieję, że będzie mi dane odwiedzić to piękne miejsce raz. Po zjeździe z przełęczy skierowaliśmy się do armeńskiego odpowiednika Vardzi, czyli skalnej wioski Khondzoresk. Khondzoresk położony jest na ścianie głębokiego wąwozu, na którego dnie płynie wartka rzeka. Zaparkowaliśmy motocykle po drugiej stronie wąwozu i udaliśmy się przez most do wioski. W czasie dronowania na moście dron mi zwariował z powodu dużej ilości metalu i o mało nie spadł do wąwozu. Na szczęście udało mi się go złapać, ale śmigła zostały uszkodzone i musiałem drałować pół godziny po stromej ścianie do motocykla po nowe śmigła. Kilka filmów zostało zrobionych, ale byłem wykończony tym bieganiem - może dlatego nie potrafiłem cieszyć się pobytem w wiosce, choć było naprawdę wspaniałe...Może Wojtek coś byś napisał..??? Z Khondzoresk skierowaliśmy się do miasta Goris szukając po drodze noclegu. Niestety okolica była sucha i nocleg znaleźliśmy kilkanaście kilometrów za Goris w małej dolince w pobliżu jakiejś wioski. Dzięki strumykowi mogliśmy się umyć po dwóch dniach jazdy...:-) Wieczorem przyszli do nas miejscowi i poczęstowali granatami i winem. Fajnie się z nimi gadało, ale byliśmy naprawdę zmęczeni i po rozłożeniu namiotów i jedzeniu poszliśmy spać. Rano z kolei mieliśmy takich gości...:-)


×