Dzień piętnasty: wyjazd z Górnego Karabachu i zwiedzanie Khondzoresk
Tej nocy spało nam się bardzo dobrze...
Celem tego dnia był wyjazd z Górnego Karabachu i wizyta w skalnej wiosce Khondzoresk. Jak już jednak pisałem wcześniej, celem była dla nas sama droga i nie przejmowaliśmy się za bardzo tym, czy dojedziemy w określone miejsce czy też nie.
Po przebudzeniu na ściernisku i wysuszeniu namiotów ruszyliśmy sobie spokojnie dalej.
Teraz będzie mała dygresja socjologiczno - gastrologiczna: w trakcie wypraw dużą rolę przywiązujemy do tego co, jak i gdzie jemy. Na szczęście mamy z Wojtusiem podobne gusta w tym zakresie i chciałbym je przedstawić na przykładzie jednego z obiadków. Po kilku godzinach cudownego pyrkania postanowiliśmy zatrzymać się na tankowanie brzuszków i znaleźliśmy w tym celu wielce obiecujące miejsce
Tę jakże prestiżową restaurację prowadziła Rodzina składająca się z Mamy, Taty i Córki. Bardzo fajni, mili i uśmiechnięci Ludzie zaproponowali nam na początek supersmaczne soczki wyciskane, a w tym czasie Gospodarze zajęci byli przygotowaniem nam jedzonka.
Po kilku minutach nasz stół wyglądał tak:
Jedzonko było super prześwietne, a miła rozmowa z Gospodarzami dodała tylko smaku naszej uczcie.
Po obiadku ruszyliśmy w stronę granicy. Droga wyjazdowa była cudowna, a widoki po prostu nie pozwalały nam jechać.
Po jakimś czasie wspięliśmy się na przełęcz oddzielającą Górny Karabach od Armenii, a widok po prostu wyrwał nas z butów
Podsumowując naszą krótką wizytę w tej krainie mogę powiedzieć, że zdecydowanie za mało czasu poświęciliśmy na przygotowanie trasy przez Górny Karabach. Jestem przekonany, że można tam spędzić co najmniej dwa tygodnie pięknej jazdy przeplatanej fajnym ofem, zwiedzaniem, dobrym jedzonkiem i rozmowami z ludźmi. Mam nadzieję, że będzie mi dane odwiedzić to piękne miejsce raz.
Po zjeździe z przełęczy skierowaliśmy się do armeńskiego odpowiednika Vardzi, czyli skalnej wioski Khondzoresk.
Khondzoresk położony jest na ścianie głębokiego wąwozu, na którego dnie płynie wartka rzeka. Zaparkowaliśmy motocykle po drugiej stronie wąwozu i udaliśmy się przez most do wioski.
W czasie dronowania na moście dron mi zwariował z powodu dużej ilości metalu i o mało nie spadł do wąwozu. Na szczęście udało mi się go złapać, ale śmigła zostały uszkodzone i musiałem drałować pół godziny po stromej ścianie do motocykla po nowe śmigła. Kilka filmów zostało zrobionych, ale byłem wykończony tym bieganiem - może dlatego nie potrafiłem cieszyć się pobytem w wiosce, choć było naprawdę wspaniałe...Może Wojtek coś byś napisał..???
Z Khondzoresk skierowaliśmy się do miasta Goris szukając po drodze noclegu. Niestety okolica była sucha i nocleg znaleźliśmy kilkanaście kilometrów za Goris w małej dolince w pobliżu jakiejś wioski. Dzięki strumykowi mogliśmy się umyć po dwóch dniach jazdy...:-)
Wieczorem przyszli do nas miejscowi i poczęstowali granatami i winem. Fajnie się z nimi gadało, ale byliśmy naprawdę zmęczeni i po rozłożeniu namiotów i jedzeniu poszliśmy spać. Rano z kolei mieliśmy takich gości...:-)