Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 24.11.2020 in all areas

  1. 2 points
    Krótkie podsumowanie sezonu. Niby tylko wokół komina, ale było ciekawie.
  2. 2 points
    Dziewiąty dzień Rano Łąka Tysiąca Kwiatów obudziła nas rosą i pięknymi pagórkami oświetlanymi przez słoneczko. Byliśmy w stanie się tym cieszyć, bo dopiero drugi raz na tej wyprawie prawidłowo wybraliśmy miejsce na biwak!:-). Wic polegał na tym, żeby znaleźć miejsce dające cień rano i jednocześnie zapewniające ładny widok na okolicę. Do tej pory nie było to jakimś problemem, bo na dłuższych wyprawach człowiek myśli raczej o tym że jest głodny i chce spać jak najszybciej. Tutaj jednak przemieszczaliśmy się spokojnie, a głównym celem było sycenie się pięknem polskiej natury. Po standardowych czynnościach porannych zebraliśmy się z żalem i ruszyliśmy w dalszą pełną przygód drogę... Droga ta wiodła nas początkowo wzdłuż lesistych brzegów rzeki Wiar. Było przepięknie - wiąska asfaltowa nawierzchnia, kolorowe łąki, meandrująca rzeka i praktycznie zero jakiegokolwiek ruchu. Pyrkaliśmy sobie więc spokojnie ciesząc się każdą chwilą Im dłużej jechaliśmy wzdłuż Wiaru tym bardziej teren stawał się płaski i bardziej lesisty. Las i dawany przez niego cień były błogosławieństwem, bo słoneczko dawało naprawdę mocno. Na szczęście woda w rzece była mokra! Od czasu do czasu musieliśmy trochę się nagimnastykować, aby móc jechać dalej Czasami Wojtkowe przydasie utrudniały nam trochę jazdę, ale doszliśmy do wniosku, że można zamienić je w proszek i też będzie dobrze!:-) Po opuszczeniu doliny Wiaru teren wypłaszczył się już na stałe, a miejsce asfaltu zajęły ścieżki indiańskie. Było superrr!: Wojtek przypomniał sobie, że w worze z przydasiami (tym zgniecionym na moście:-)) ma kamere 360. Postanowiliśmy sprawdzić czy działa... I tak oto w pięknych okolicznościach przyrody mijał nam dzień. Pod wieczór zaczęliśmy szukać miejscówki na nocleg i znaleźliśmy ją nad brzegiem rzeczki o nazwie Lubaczówka. Zaraz po przyjeździe złapała nas burza, ale po godzinie wszystko się uspokoiło i można było znów cieszyć się życiem. A rano było tak:
  3. 1 point
  4. 1 point
    Ósmy dzień: łąka tysiąca kwiatów. Miejscówka w Kotaniu była prawie idealna - skrawek łąki na skraju lasu, kilka drzew chroniących nas przed porannym słoneczkiem i cudny widok na dolinę pod nami. Po prostu bajka! Zbieraliśmy się powoli ciesząc się każdą chwilą spędzaną w Beskidzie Niskim, bo był to nasz ostatni dzień pobytu w tym regionie. Dzisiaj przez Bezmiechową kierujemy się na Pogórze Przemyskie. W końcu z żalem opuszczamy piękną miejscówkę... Dalsza droga prowadziła nas leśnymi drogami przecinanymi przez mniejsze lub większe strumienie. Nauczony doświadczeniem przepraw przez Osławę powoli i bez sprzęgła przejeżdżałem po płytach unikając ewentualnego poślizgu na glonach. Wojtek z kolei postanowił przetestować trakcję swojego motorka na tych jakże pięknych roślinkach.. Na pożegnanie z Beskidem Niskim region ten zapodał nam taki widoczek... Po wyjeździe z lasu skierowaliśmy się na Bezmiechową, gdzie zjedliśmy całkiem przyzwoity obiadek za jeszcze bardziej przyzwoite pieniążki. Zadowoleni z życia postanowiliśmy czym prędzej poszukać noclegu, żeby obiadek mógł spokojnie zamienić się w sadełko:-). Miejsce takie znaleźliśmy na jednym z pagórków Pogórza Przemyskiego. Sama miejscówka była zajebista, ale zapachy tych wszystkich kwiatów po prostu wyrywały z butów. Wojtek wszedł w związku z tym w mod "romantyczny" (lub reumatyczny:-)) i zajął się robieniem zdjęć. A A rano było tak: Kolejny piękny dzień za nami.


×