Przepiekną wijącą się drogą wjeżdzamy z powrotem do Włoch i zatrzymujemy się na dobry, a przede wszystkim syty obiad w schronisku Stuetta. U...! jaka czarnooka kelneraczka nas obsługiwała...!
Dyskusja nasza po zachwytami nad walorami pewnej Niemki i tej Włoszki toczyła się głównie na temat wjazdu w tunele i tamowania drogi przez Kampery.
Zdjęcie zapożyczone z netu. Chyba właśnie przed tym tunelem stanął potężny kamper, właczył światła awaryjne i róbta wsie pozostałe, co chceta, ja dalej pass.
A to młodziutka Włoszka na swej CB 500 z kamerką Go Pro zawieszoną na piersiach i właśnie ustawia nawigację.
Jezioro Montespluga
I ponownie Szwajcaria tym razem Albulapass albo Pass da l'Alvra położona na wyskości 2315 m n. p. m. Niestety aby zdążyć na zakupy w wolnocłowym Livigno (gdzie jak się okazało jedynie ja je zrobiełm, bo Piotrek i Jacek woleli wtrążolić pizzę) nie posłuchaliśmy Pawła, przez co bijemy się pięścią w piersi nasze, i omineliśmy Davos. Pawełku co się odwlecze to nie uciecze. I chociaż Padre przestrzegał nas, że w kraju Helwetów o rumakowaniu można zapomnieć, a i o wyłaczeniu mobinego internetu też nas przestrzegał, to taki jeden z nas się zapomniał, co zostało mu przypomniane SMSem z Polski o wzroście jego rachunku na kwotę 250 złotych.
Miasteczko Madulain i mała przerwa w drodze do Livigno.