No jak inaczej mogłoby sią zacząć ta podróż jak nie od wojny... A nastawiano tego złomu całe pola.
Postaram się w miarę możliwości nie kopiować zdjęć Mariusza, no chyba, że będą ujęte z nieco "innej" perspektywy, mojej perspektywy.
No i Rumunia. Wyjazd z Tylawy zaczął się chłodnym rankiem a skończył się w ciemnościach, w ulewnym deszczu. Całe Węgry i Rumunią przejechaliśmy w upale. Pod Oraszawą w strugach deszczu znaleźliśmy pierwszy lepszy cygański hotel, podrzędna dziura, gdzie nawet zamka w drzwiach nie było, pociągi w nocy rąbały tory, co rusz jak i na pobliskiej drodze nieustanna kawalkada tirów. Pani o cygańskich rysach widząc Mariusza spływającego wodą bez zająknięcia krzyknęła 100 plastikowych lie od tyłka. Nie było wyboru, mus był zapłacić. Za to ranek wynagrodził nam nockę. Zastanawiam się po kiego grzyba w tym pokoju były dwa ogromne łóżka małżeńskie opatrzone czerwonymi firankami w oknach?
Decebal, ostatni król Daków.
Był mistrzem oręża zarówno w teorii, jak i w praktyce. Nieomylnie oceniał, gdy należy zaatakować i kiedy jest najlepszy moment na odwrót. Potrafił walczyć z zasadzki i w planowej bitwie; i dobrze wiedział nie tylko jak świętować tryumf, lecz i jak poradzić sobie z porażką. - Kasjusz Dion Kokcejanus "Streszczenie" 67, 6
Tu nieco o rzeźbie Decebala.
Dunaj a po drugiej stronie Serbia.
Pewna forteca w północno zachodniej Bułgarii.
Przechodnia pieczara.
Na koniec wielka ... wyżłobiona w skale.
Fajna i tania miejsceczka gdzieś na bułgarskim zadupiu w pobliżu tejże pieczary, którą wynalazł Garmin. Fajny bar ze smacznym jedzeniem i jeszcze smaczniejszym piwem... pierwsze po upalnej trasie poszło trzech łykach, że kelner długo jeszcze kręcił głową. Aha, miejscowe koty tam zjadają kości po kurczaku.