Skocz do zawartości

Jagna

Użytkownik
  • Zawartość

    854
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Days Won

    19

Zawartość dodana przez Jagna

  1. Żeby nie było, że my tak bezproblematycznie dojechaliśmy na granicę Gdzieś za Koninem stajemy na parkingu przy A2 rozprostować nogi, przeglądamy pasy mocujące. Widzę jeden prawie przecięty, bo haczy o jakąś blachę i trzeba wymienić. Raf stoi i patrzy na swoją maszynę. Patrzy. Minę ma nietęgą. „Jagna, czegoś mi tu brakuje. Tylko nie wiem czego.” „Nic nie widzę, KTM wygląda normalnie.” „Aaaaa (tu zaklął szpetnie)!!! Osłona wydechu została w domu!!!! Spali mi sakwę!!!” Krótka burza mózgów, 300 km od domu nie zawrócimy… „Raf, Mygosia miała patent ze sznurem do uszczelniania kominków. Może to? Albo jeszcze lepiej – kawałek tej płyty z wełny mineralnej z alufolią do kominków?” „Dobra, googluj gdzie najłatwiej podjechać pod Castoramę”. No i problem rozwiązany Tylko do dziś kłują mnie włókna wełny w bagażniku
  2. wersja Calgona: No cóż to i ja dorzucę pierwszy dzień... Upał jak cholera a my na kołach 600 km do zrobienia. Zaryzykowałem i nie wziąłem kurtki, tylko bluza i buzer i jak się okazało wybór trafny. Umówiony jestem z Novym oraz Wojtkiem na Orlenie.Pierwszy przyjeżdża Wojtek.WR 250, kostki jak łopaty i w pełnym rynsztunku.Myślę o fak, będzie się działo.Kostki z domieszką umiejętności Wojtka okazały się trafnym wyborem bo jeździł po piachach jak po asfalcie.Pełny rynsztunek i upał zafundowały niestety chłopu prawdziwy udar na następny dzień z którym musiał się zmierzyć. Novy natomiast jak kto klasyczny przedstawiciel Germanii, full of kriega madafaka on by turatech zajebał pod prąd na Orlen nową Afryką odzianą w skórę barana i ucieszony zbija z nami piątki. Będzie wesoło pomyślałem....
  3. Przeklejam dopisek od Człowieka Bez Butów: Mialem jechac na kolach, jak czlowiek (z butami :)) Ale poznym wieczorem, dzien przed wyjazdem, Czarek, znaczy Termos, a moze raczej Poszukiwany Gangster, daje mi znac ze moze busem jechac przez Warszawe, miejsce ma, i to zaden problem. Zawsze lepiej z kims, wiec radosnie przystaje na propozycje. Umawiamy sie ze bede czekal gotowy do zaladunku pod domem. Nastepnego dnia Termos dzwoni ze juz sie przebija przez warszawskie korki i zaraz bedzie. Moto wystawione z garazu, to znosze graty na dol i czekam przy bramie! Czaro podjezdza, szybko, szybko, tenerka cyk na pake, graty miedzy motki i lecimy ku przygodzie. Na miejscu czeka juz Wroclawska ekipa czyli Calgon Ksiaze Cyganow, Wojtek i Novy. Chlopaki mokrzy jakby wyszli z basenu, dzien wyjatkowo upalny, tym bardziej cieszy mnie ze byl ten bus. Wystawiamy motorki, graty, i... nie ma butow. KURWA NIE MA BUTOW. Czaro, zostawilismy buty pod blokiem! KURWA! W miedzyczasie pojawia sie reszta ekipy, a ja mam nogach piekne biale trampki. Natychmiast dostaje ksywe Czlowiek Bez Butow, oni sie smieja, ja mam bol dupy. Raz, ze jak tu jechac, dwa, ktos sobie przytuli moje piekne buciorki Padaja pomysly glupie, glupsze i te lepsze. Np. szukaj, moze ktos na olx sprzedaje buty w Terespolu. Najblizsze buty jakie znalazlem, ktos sprzedaje w Siematyczach. Rozmiar 44, wiec 50/50 ze beda pasowac. W desperacji i po konsultacjach z innymi postanawiam jechac i sprawdzic. Pruje wiec 70 km, gosc mi pokazuje buty, no spoko sa, zajebiste, ale ZA MALE. W miedzyczasie dzwoni Czarek zebym dal telefon do kogos z ekipy, bo oni juz na Bialorusi a jego zatrzymali. Nie ogarniam tematu, daje mu numer i raportuje, ze chuj, wracam do domu bo butow nie mam. Na totalnym wkurwie obieram kurs na stolice. Po drodze rozkminiam co zrobic. I tak i tak bede musial kupic jakies nowe buty. Ale jak kupie porzadne buty (innych nie ma sensu, to kasa na wyjazd poplynie na nowe kapcie Dojezdzam pod dom, wjezdzam do garazu - butow nie ma. Biegne przed klatke - butow nie ma! Wracam po bagaz do garazu i zalamany ide na gore. A buciki stoja pieknie kolo drzwi do mieszkania Nich ich nie ruszyl, pewnie sasiedzi mysleli ze wystawilem smierdzace kapcie na klatke jak rasowy sloik Z nerwow wypijam w domu 0,25 i ide spac z postanowieniem ze 0 6 rano ruszam do nich. Ale rano dociera do mnie ze nie mam sie co spieszyc, dojade do nich na wieczor, jak juz rozloza sie na noc, nie ma szans zlapac ich w locie. Brat Chemika obiecuje wyslac mi namiary gdzie baza, wiec ruszam na luzie w porze obiadu. W bucikach to juz lans na trasie, inny czlowiek na granicy zero problemow. Dostaje sms z pozycja gdzie spi ekipa (dziekuje Olek). Wiec juz na luzie pokrecilem sie po Minsku, wymieniam kase, zrobilem za miastem zakupy, tanie tankowanie i jade na baze. Na bazie w Berezie Kartuskiej jest juz dobra impreza, opowiesci z przygod pierwszego dnia przeplataja sie z historia Czarka, ktory pozniej zostanie Termosem, i docinkami na temach butow. Przelykam je wszystkie, bo zasluzylem Grunt ze sie spotkalismy wszyscy. Szczesliwy ze Czarek ogarnal problemy na granicy, ze mam buty, ze trafilem do nich, ze ominela mnie mocna burza ktora ich mocno zmoczyla, zaczynamy degustacje miejscowych trunkow. Dopiero teraz mam czas poznac troche zaloge. Czarka juz troche poznalem, ale reszte znam tylko z forum. I tak oto jedno murzyniatko sie odnalazlo. Poki co
  4. Laweciarstwo jest tematem wstydliwym, ale jakoś tak się złożyło, że z 12 maszyn pięć przybyło na lawecie, a dwa w busie Na swoją obronę mamy końcówkę tylnej opony u Rafa oraz prawie zupełny brak gąbki w siedzeniu Jagny (znaczy DR Jagny oczywiście )Pakujemy się u Wasilczuka na podwórku:Punkt zborny został przez Chemika ustalony przy terespolskim Tesco na godz. 18. w sobotę. Nie wiem dlaczego, ale miałam mocne przeświadczenie, że dokładnie o 18.01 ekipa pod wodzą Chemika wyruszy i nie będzie żadnego czekania na spóźnialskich Tymczasem jest 18.00 i są wszyscy oprócz Chemika, Olka i Szynszyli Jest bardzo gorąco i z zazdrością patrzę na jedynego, któremu nie gotują się stopy.Teddy-boy ma na sobie piękne, bialutkie i PRZEWIEWNE trampki.Szybko okazuje się jednak, że nie bardzo jest czego zazdrościć, bowiem owe trampki to JEDYNE obuwie, jakie posiada. Motocyklowe nie załapało się na podróż busem Off w trampkach? Pewnie są i tacy, ale Teddy-boy do nich nie należy Człowiek Bez Butów (dawniej Teddy-boy) postanawia stracić jeden dzień z wycieczki i wrócić się do Warszawy po bardziej odpowiednie obuwie, jednak bez pewności, gdzie ono aktualnie się znajduje I tak murzynków (tfu) motocyklistów zostało jedenastu (ale tylko na chwilę )Nadciągają ostatnie trzy maszyny i możemy ruszać na przejście. Wszyscy ostrzegali, byle nie na 19, bo zmiana szychty, no ale cóż. Wjeżdżamy punkt 19.Papiery, papiery, pewnie byłoby sprawniej, gdyby było nas mniej.Służba graniczna miła i sympatyczna, po pewnym czasie wychyla się z okienka i woła: "Zapraszam pana Cezarego".Po czym słyszymy: "Ja pana nie mogę przepuścić przez granicę, gdyż jest pan poszukiwany. Mam obowiązek pana zatrzymać".Przyznam, że był to dość niespodziewany początek naszej wycieczki [cdn]
  5. Potwierdzam, nie było. Ale głosy słyszałam różne różniste na ten temat co do krajów dawnego ZSRR.
  6. Odcinek 1, czyli czy naprawdę tego właśnie chcemy? Zorganizowany wyjazd grupowy… Są plusy dodatnie i pulsy ujemne takiego wyjazdu. Moje doświadczenia są dokładnie pół na pół, czyli jeden taki wyjazd udany, a drugi niekoniecznie. Przeczytawszy post Chemika o wyjeździe grupą na Białoruś miałam więc mocno mieszane uczucia. Zmieszały się jeszcze bardziej, kiedy przeczytałam słowa Chemika (cytat luźny): jak tankujemy, to wszyscy, jak jemy, to wszyscy, jak sikamy, to wszyscy Zapada jednak decyzja: jak będzie za bardzo hardcorowa jazda (bo Jagny się jazdą w terenie delektują raczej), albo za duży zamordyzm, to po prostu pojedziemy sobie sami w bok i już. Do tego namawiamy do wspólnej jazdy Maryśkę i Janinę, więc będzie wesoło, no i widzimy na liście Calgona – będzie jeszcze weselej Mój optymizm skrusza nieco na Izi Meetingu Bartek: „Marysia i Janina?! Jagna, ty się módl, żeby Maryśka wzięła BMW, a nie KTM! To truchło nie dojedzie do Lublina nawet, a tak to może choć na Białoruś wjadą!”. Słowa okazały się prorocze, choć nieco w innym zakresie Decyzja zapadła, wciągamy się na listę, ustalamy urlopy w robocie. Problem nr 1 – Jagna tydzień przed wyjazdem zauważa, że nie ma gdzie wbić przeglądu w DR (serio mam ją już tyle lat??), czyli trzeba wyrobić czasowy dowód. Ciekawe, jak go potraktują na granicy… Problem nr 2 – KTM Rafa jest zarejestrowany na Jagnę (ach te zniżki…) Problem nr 3 - Jagna w każdym papierze ma inne nazwisko (ach te śluby …) Wyrabiam dowód, spisujemy notarialną umowę użyczenia motka (dwujęzyczną), choć moja ścisło-matematyczno-logiczna dusza burzy się przed tym faktem jak tylko może (przecież będę stała obok i mogę powiedzieć i podpisać przy celnikach: oto użyczam temu mojemu ślubnego tego oto KTM – i po co notariusz??) Laweta pożyczona (mamy do Terespola prawie 700 km), parking u Wasyla zarezerwowany (Wasilczuk - dzięki raz jeszcze!), budzik ustawiony na 6 rano… Witaj przygodo!
  7. Zschopau z jego zamkiem w samym środku miasteczka widać z daleka. Zresztą rozglądając się dookoła, zamki są chyba w co drugiej wsi Ten prezentuje się okazale: parkujemy obok innych motocykli na środku rynku i idziemy na zamek, gdzie znajduje się clou dzisiejszego przedpołudnia, czy muzeum DKW oraz MZ. Ponieważ mamy w planach jeszcze inne muzeum, kupujemy od razu "Kombi-ticket" na oba muzea, jest oczywiście taniej. Zamek motocyklistami stoi, sklepik z pamiątkami, szafki na kaski, kilka filmów w kilku wersjach językowych itp. Parter to historia MZ, a góra to DKW. kilka fotek z muzeum: Mały warsztat: M-zety wyścigowe: Oprócz motocykli produkowano również inny sprzęt. Tutaj jakaś glebogryzarka z silnikiem pana Rasmussena. Ęduro adventure Kolekcja nie jest duża, ale robi wrażenie. Wychodząc kierujemy się w stronę centrum poszukać jakiejś knajpy, ale jakoś wszystko pozamykane, bądź jest przerwa od 14:00-17:00. Jakaś sjesta czy coś;). Niezrażeni tym jedziemy do drugiego muzeum...
  8. Niemcy chyba mało komu kojarzą się turystycznie. A szkoda. To wymarzony cel podróży, szczególnie dla tych, co lubią wszystko wiedzieć wcześniej i dokładnie planować. Każda atrakcja jest dokładnie opisana, ma swoją stronę www oraz ulotki w pięciu językach No i muszę się przyznać - mam takie wrodzone skrzywienie, że po prostu lubię ten kraj Kiedy więc pojawiło się pytanie „gdzie na długi weekend”, pomyślałam sobie o Niemczech. Rafa przekonałam obiecanką „będę Ci wszystko tłumaczyć na polski” oraz kolekcją starych motocykli. Oraz oczywiście górkami, za którymi wiecznie tęskni Padło na Saksonię, a dokładnie na pogranicze niemiecko-czeskie czyli Erzgebirge inaczej Krušnė Hory tudzież Góry Kruszcowe, o których nasłuchałam się na wykładach z mineralogii oraz geologii złożowej. Ale o tym już Rafowi nie mówiłam Do tego zupełnie przypadkiem tuż przed wyjazdem wpadła w moje ręce mapa „Aktrakcje turystczne w Saksonii” – po polsku, za darmo – i utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest tam co robić przez miesiąc. Samych zamków jest tam prawie 50! Jedziemy więc na saksy! (jeśli nie znacie tego powiedzenia – na saksy (głównie do Niemiec, ale i ogólnie na Zachód) jeździło się przed ’89 zarobić „prawdziwe” pieniądze. Wymawia się „zaksy” – ta jak „zaksen” czyli Sachsen/Saksonia) Niemcy to naród oszczędny, zatem my też podeszliśmy oszczędnie do wyjazdu i znaleźliśmy nocleg po stronie czeskiej, za to w cenie polskiej. Zresztą wioska Abertamy okazała się być poniemiecka, więc wielkiej różnicy nie było. Daleko nie mieliśmy – coś koło 350 km, trochę Niemcami, trochę Czechami. Na szczęście przestało padać tuż za polską granicą (ciekawe…). Pierwszy odcinek wzdłuż niemieckiego poligonu z polskimi tabliczkami „wstęp surowo wzbroniony” – ach, ci grzybiarze… Ciekawe, że po drugiej, polskiej stronie Nysy jest ogromny, „tajny” magazyn amunicji Pierwszy przystanek to zamek Stolpen na wschód od Drezna (51.048027, 14.083816). Zamek widoczny z daleka: Pewnie kojarzycie nazwisko hrabiny von Cosel. Ta kochanka polskiego (i saksońskiego) króla Augusta II Mocnego. Miała 36 lat, kiedy to znudzony nią król zamknął ją w twierdzy Stolpen. Na całe 49 lat – do śmierci. A teraz zamek reklamuje się hasłem „Stolpen. Już się nie uwolnisz”. Niemieckie poczucie humoru? Sam zamek liczy sobie około 800 lat. Góruje nad malutkim, sennym miasteczkiem, gdzie jedyna czynna knajpa była zarezerwowana na jakąś imprezę… Na rynku pomnik ze słupów bazaltowych, których w tej okolicy jest mnóstwo Co jest piękne w takich starych miasteczkach – ile widzicie reklam na budynkach?? Brama wjazdowa do zamku (z piaskowca): Dziedziniec dolny, ściany stanowią naturalne przedłużenie bazaltowych kolumn: a w ścianie kolumny pocięte na sześcioboczne plasterki (przepraszam, ale nie umiem w takich miejscach nie widzieć geologii ) od drugiej strony jak płotek: Dziedziniec górny: a do tego studnia o głębokości ponad 80 wykuta w bazalcie. Przez 4 górników, przez 28 lat. Gorzej, niż więzienie W lochach trochę rzeczy muzealnych, w tym całkiem przyjemna wystawa skał Podsumowując – dobrze wydane 6 EUR. Ale możecie się tam wybrać w swoje urodziny i będzie za darmo Wrzucamy na ruszt Kartoffelsalat i lecimy dalej. Może tam?
  9. Drodzy przyjaciele! Jak co roku i tym razem mamy zamiar wydać dla Was kalendarz podróżniczo-motocyklowy, wpierając przy tym potrzebujących. Jak co roku… potrzebujemy Waszej pomocy i Waszych ujęć. Sezon na podróżowanie wprawdzie nigdy się nie kończy, ale mamy już kalendarzową jesień i czas chłodnych wieczorów sprzyja przeglądaniu zdjęć z tegorocznych wypadów – dalszych i bliższych. Podzielcie się z nami Waszymi wspomnieniami i pomóżcie współtworzyć Kalendarz Izi Meeting 2017. Może Wasza fotografia będzie zdobić jeden z przyszłorocznych miesięcy? Końcem lata zginął Damian, młody motocyklista. Był w podróży poślubnej, która zakończyła się tragicznie w Czarnogórze. Rodzina Damiana potrzebuje pomocy finansowej, by pokryć ogromne koszty związane ze sprowadzeniem Obojga do kraju, żona Damiana, Ewelina, wymaga rehabilitacji. Cały dochód ze sprzedaży kalendarzy chcemy przekazać właśnie im. Teraz trochę szczegółów technicznych – zdjęcia prosimy nadsyłać z dopiskiem Calendar 2017 w tytule na adres mailowy: info@izimeeting.com do końca października. Prosimy o nie przekroczenie limitu 3-ch fotografii w jak najlepszej rozdzielczości (zdjęcia z telefonów komórkowych się nie kwalifikują) z dopiskiem gdzie zostały zrobione. Czekamy z niecierpliwością! Izi Meeting Team
  10. Kolejny dzień, czas na obiecane Rafowi motocykle Wybieramy najbardziej krętą dróżkę do granicy niemieckiej, przez dość odludną połoninę: Są nawet jakieś szuterki w bok, ale Jagna na Gertudzie odmawia zjeżdżania z asfaltu i w dół, na północną , niemiecką stronę: Kierujemy się na Annaberg-Buchholz, gdzie na przedmieściach znajduje się cudeńko techniki: Frohnauer Hammer, czyli zabytkowa (działająca!) kuźnia. warte zobaczenia nawet dla tych, co nie władają niemieckim, bo jak działa młot napędzany kołem młyńskim zrozumie każdy, który zobaczy na własne oczy Kuźnię zbudowano w 1621 i jest w rękach tej samej familii do dziś. Przewodnik trafił się nam bardzo miły, widząc nie-Niemców mówił wyraźnie i dawał mi czas na tłumaczenie Rafowi Na zewnątrz niewielkie podpiętrzenie strumyka, który zasuwą może być kierowany na koło młyńskie które następnie napędza ogromny, drewniany wał napędowy: wał ma wypustki, które podnoszą i opuszczają młoty, znajdujące się po drugiej stronie: wysokość podnoszenia, czyli siłą młota jest regulowana na tarczy z mnóstwem dziurek. Oczywiście koło oraz młoty zostają uruchomione – huk jest niezły po drugiej stronie, także napędzane wspomnianym wałem ogromne miechy – dmuchawy do pieców. oczywiście też działające prostota tych urządzeń jest aż piękna, podobnie jak motywy kwiatowe i inne wyszukane ozdóbki sprzed 300 lat. Na zewnątrz dużo młodsza maszyna, napędzana (chyba) parowo. Naprzeciw kuźni dom właścicieli, dziś muzeum i restauracja. Muzeum – dużo powiedziane – po prostu zachowane w pełni mieszkanie właścicieli kuźni sprzed ponad 100 lat. Robi dobre, autentyczne wrażenie Tu by się Raf nie wyspał, ale Jagna już tak Lokalny wyrób, czyli koronki dziergane za pomocą kilkunastu młoteczków: Jedziemy dalej. Saksonia to też raj dla miłośników wąskotorówek. Jest tu podobno zachowanych 11 czynnych linii. Przejeżdżaliśmy obok jednej: Przejeżdżamy jeszcze przez stare miasto w Annabergu, zaglądamy do katedry (w środku nie wolno robić zdjęć bez opłaty, więc rozumiecie krótki spacer po starym mieście bierzemy kurs na Zschopau, którą to nazwę powinniście znać. W miasteczku tym pewien Duńczyk w 1915 rozpoczął produkcję motocykli. Momentami fabryka ta produkowała najwięcej motocykli na świecie! Niestety, zakończyła swój żywot w 2013. Ale do dziś (stan na 1. stycznia 2017) po Niemczech jeździ dokładnie 86.919 sztuk tych motocykli. Ciekawe, ilu z Was jeździło MZtką
  11. Wychodzimy z kopalni, ja bardzo zadowolona, Raf może ciut mniej - musiał polegać na moim marnym tłumaczeniem Zrobiła się piękna pogoda, więc postanawiamy pokręcić się miejscowymi ścieżkami w stronę Karlovych Var. Nie bardzo chciało się nam zatrzymywać na fotki. Drogi kręte, górskie, a ludzi niedużo, bo to raczej region narciarski. No i dobrze Karlove Vary (albo Karlsbad) to przepiękne uzdrowisko. Zaczynamy od porządnego, czeskiego obiadu. Kulajda, czyli czeska wersja grzybowej, a później tradycyjnie, czyli houskovy gulasz (Raf) oraz królik w sosie śmietanowym (Jagna). Może nie wygląda, ale jak smakuje! Przejazd przez dość snobistyczną dzielnicę sanatoryjną, na którą , obawiam się, nas nie stać Krętymi ścieżkami wracamy do Abertamy i tym razem na nogach zwiedzamy mieścinę (najważniejsze miejsce, czyli lokalną knajpę zaliczyliśmy już dzień wcześniej). Wrażenie szczerze mówiąc nie jest najlepsze. Choć wszędzie dookoła wyciągi i piękne góry, to chyba 75% budynków w mieście jest opuszczonych. Miejsce nadaje się do spania i punktu wypadowego wyłącznie pewnie dzięki temu nasz pensjonat był tak przyjazny cenowo Chyba najbardziej zamieszkały kawałek Abertamy, czyli rynek: Ale krajobrazy wynagradzają widok pustych budynków: Na łąkach niewiarygodne ilości wierzbówki kiprzycy: Wracając, zawadzamy o stary cmentarz, okazuje się, że w części poniemiecki. Każdy nagrobek zachowany, niektóre odwiedzane. Ciśnie mi się na usta jedno pytanie: dlaczego u nas z takich cmentarzy z reguły nie ostał się kamień na kamieniu?
  12. Okolice Drezna są już przyjemnie pagórkowate, dojeżdżamy bardzo bocznymi drogami do drogi – widma (autostrada 172a) pod Pirną. Zaczyna się w szczerym polu, na GPSie brak, a znaki pokazują na Pragę Już za drugim razem udaje nam się pojechać dobrze. Wpadamy na dwupasmówkę, mamy jeszcze sporo km przed sobą, trzeba nadgonić. Za Teplicami i Mostem widzę śliczne stożki wulkaniczne, trzeba będzie się im przyjrzeć kiedyś bliżej Za Chomutovem w końcu zjeżdżamy na drogi boczne. Całkiem wysoko położone: Wieje straszliwie i temperatura spada chyba co kilometr o jeden stopień. Tylko czekam, aż przekroczy magiczne +10 Wjeżdżamy w region narciarski, wszędzie wyciągi i ratraki. Jesteśmy koło 1100 m n.p.m. Na szczęście Abertamy już niedaleko, bo zaczynam zamarzać Abertamy to wioska, ale coś nie możemy znaleźć naszego adresu, mimo krążenia. Nie zostaje nic innego, jak pytać miejscowych Dowiadujemy się, że Apartmany Agata są tuż za urzędem miejskim, a ten mi mignął przed chwilą. No tak, oczywiście było to tuż za rogiem i przejechaliśmy tam ze dwa razy już Taki mały budynek, można przeoczyć Dostajemy mieszkanko , ciepłe, ładne i wyposażone we wszystko co trzeba, a motki tulą się do siebie na podwórku: Jest 12 sierpnia, mży, i jest +11 stopni – na szczęście kaloryfery gorące ! Zakopani po szyję pod kołdrą, zastanawiamy się, co robić z tak rozpoczetym weekendem. Na szczęście (niech żyje wi-fi oraz meteo.pl) informacje pogodowe twierdzą, że będzie cieplej i słoneczniej z dnia na dzień. No dobra, ale co z jutrem? W szczególności przedpołudniem? - Raf, jedźmy do kopalni, na pewno nie będzie nam padać na głowę. I tak też zrobiliśmy, po uprzednim porządnym wyspaniu się, czyli mniej więcej w południe. Góry Kruszcowe to miejsce, gdzie od XII wieku wydobywano rudy metali, w tym srebro, cynę, cynk czy bizmut. A dziś każda większa miejscowość udostępnia swoją kopalnię. Ja wybrałam tę najbliższą czyli sztolnię Frisch Glück "Glöckl" w nadgranicznym mieście Johanngeorgenstadt. Kopalnia srebra z XVIII wieku, następnie po II wojnie przejęta przez Rosjan (tu było NRD) ze względu na towarzyszące złoża uranu. Po wstępie „teoretycznym” przewodnika kaski w dłoń i wchodzimy w podziemia. Komora, w której zainstalowane były ogromne „koła młyńskie” do odwadniania, kuta 28 lat („ale to i tak krócej niż lotnisko w Berlinie”, jak złośliwie zauważył nasz przewodnik) Jakoś nigdy nie zwróciłam uwagi na pochodzenie słówka „kibel”. A tu proszę. Toaleta, czyli „Kibelstation” dla górników: W sztolni rekonstrukcja fedrowania średniowiecznego, przedwojennego (młoty pneumatyczne) i powojennego (dynamit). Tempo średniowieczne było trudne do uwierzenia – kilka cm na dobę. i na koniec kolejka kopalniana: Jeśli ktoś nie był nigdy takiej starej kopalni, to naprawdę warto. Trzeba jednak znać niemiecki. Można jednak wybrać się do kopalni złota w Złotym Stoku w Kotlinie Kłodzkiej i będzie na podobnym poziomie W rejonie Gór Kruszcowych jest kilkadziesiąt takich kopalni udostępnionych turystom, w tym takie, gdzie płynie się łodzią, czy zjeżdża 100 m w dół. Ja polecam
  13. Niestety nie tym razem byliśmy dalej na zachód. Szwajcarię znam tylko przejazdem, aż wstyd, bo to na tyle blisko, że można w 1 dzień obrócić ... Może jak będzie ładna niemiecka złota jesień to się jeszcze w tym roku wybierzemy
  14. Dzięki za miłe słowa w powitalni :lol: . Mam pytanko do tych z obniżonym zawieszeniem/kanapą. Jaką macie teraz wysokość siodła? Bo ja jestem lekko podłamana - mam problem z utrzymaniem YBR 250 na kursie... A ma toto 805 mm w siodle. Swobodnie (czyli jedną pełną stopą+ druga na paluszkach) czuję się dopiero na YBR 125, która ma podobno 780 mm. A F 650 GS z obniżonym zawieszeniem ma 790 lub 765. Dla mnie to istotna różnica - każdy cm. Szczególnie, że GS jest "nieco" cięższy niż yamaszka na której się uczę. Wybieram się na "próby wysokościowe" do dealera BMW, ale obawiam się, że obniżonych zawieszeń to oni na stanie nie mają... :evil:
  15. A jesteś pewien, że masz inną stopkę? Oraz centralke? A co chcesz z przodu robić, bo nie rozumiem?
  16. Nie mierzyłam dokładnie. ale różnica w prześwicie wynosiła ok 3 cm. Z obniżonym zahaczałam o co wyższe krawężniki w mieście. Ty mając 183 cm chyba masz kolana pod uszami bo ja mam 158 i miałam (fakt, z niska kanapą) całe stopy na ziemi. Wymieniając amor zwykły na obniżony nie wymieniałam ani stopki, ani centralki. Nie było takiej potrzeby. Ciut wpuściłam w lagi tylko.
  17. No właśnie. Przyznam, że zawiodłam się na BMW. Wymyślili coś mega praktycznego przy singlu, przyzwyczaiłam się do udogodnienia i zlikwidowali. No chyba taki bolec nie był zbyt drogim rozwiązaniem
  18. Takie fajne rozwiązanie było i masz, usunęli... No nic, trzeba będzie ratować się zapalniczką. Choć na razie odpala
  19. W F650 starym był taki fajny bolczyk do ładowania aku. Czy coś podobnego jest w F800/F700? Szukam i nie widzę...
  20. Jagna

    Kalendarz IZI Meeting 2017

    Do obiorów osobistych dołączył Wrocław oraz Zielona Góra. Niedługa zacznie się wysyłka, więc jak ktoś jeszcze czeka, to radzimy szybko podjąć decyzję ;)
  21. Jagna

    Kalendarz IZI Meeting 2017

    Uprzejmie informujemy , że sprzedaż nadal trwa :) Na liczne prośby uruchomiliśmy obiór osobisty: Warszawa, Kraków, Bielsko - Biała. Zapraszamy! http://www.izimeeting.com/produkt/kalendarz/
  22. Króciutki wrześniowy wstęp Urlop we wrześniu w Polsce. Ha, ha. Motocyklem? Z namiotem? HA, HA! Przecież będzie lało! Przecież będzie p…, znaczy będzie zimno jak w Kieleckiem! Trudno, wyszło, jak wyszło, zaczynamy urlop 8 września. Na szczęście od lipca wiemy gdzie jechać. Był wschód, był zachód. Czas zatem na północ. Ale nie uderzyliśmy się w głowy tak mocno, żeby we wrześniu jechać nad Bałtyk ;) Mają być pagórki dla prawie górala – Rafa. Mają być lajtowe, szutrowe offy dla Jagny. Mają być jeziora i mało ludzi. Wyjście jest jedno – jedziemy na Kaszëbë! cdn
  23. Jagna

    Kalendarz IZI Meeting 2017

    Kalendarz czeka na chętnych tu: http://www.izimeeting.com/produkt/kalendarz/ Tym razem nieco inna szata, jak zwykle cel dobroczynny.
  24. Jagna

    Ciekawe miejsca - droga Kotor - Cetinje

    Boka Kotorska nie jest fjordem. Tylko podobnie wygląda. Fjord jest polodowcowy, a tam lodowców raczej nie było ;)
  25. Na samiuśki koniec tracki. Uwaga: starałam się jak tylko się dało, aby było legalnie. Jednak na 100% gwarantować nie mogę ;) Zbąszyń - Wałcz Wałcz - Parzyn Parzyn - Kartuzy Razem 450 km soft-lajt-enduro z małymi wstawkami bocznych asfaltów :) Miłej zabawy !
×