Skocz do zawartości

KaeS

Użytkownik
  • Zawartość

    8 185
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Days Won

    155

Zawartość dodana przez KaeS

  1. KaeS

    [K] przednie koło 19 cali do Twina

    W moim też rant koła był prostowany przez jakiś profesjonalny warsztat, nawet w dwóch miejscach, po poprzednim właścicielu, który wygiął go na kamieniu w Azji. Przy ramionach widać jakieś pęknięcia ale nie wiem czy to lakieru czy felgi. Powietrze nie schodzi więc jeżdżę obserwując czy pęknięcia się nie powiększają. A nie mówił, że dobrze położony spaw jest trwalszy od "starego" materiału do którego został przyspawany? Wielokroć widziałem, próby oderwania spawu od starego materiału, gdzie wyrywany był stary materiał wraz ze spawem w nowym miejscu.
  2. KaeS

    [K] przednie koło 19 cali do Twina

    On już w jedną poszedł, ma taką rudą.
  3. KaeS

    [K] przednie koło 19 cali do Twina

    Czy nie taniej i lepiej byłoby oddać takie koło do naprawy w profesjonalnym warsztacie? Przecież w necie jest sporo ogłoszeń.
  4. KaeS

    [K] przednie koło 19 cali do Twina

    @xel tam masz spawy obustronne? Dlaczego?
  5. KaeS

    [K] przednie koło 19 cali do Twina

    @Piotrusz zna kogoś w Wawie, kto pięknie prostuję takie koła. I wyważyć najsampierw przede jazdą
  6. KaeS

    Bezpieczeństwo, Niebezpieczne sytuacje

    30-latek chciał kupić motocykl. Zabił się na jeździe testowej https://wrc.net.pl/30-latek-chcial-kupic-motocykl-zabil-sie-na-jezdzie-testowej
  7. KaeS

    Stokrotne słowa podzięki

    Bardzo. Taki trochę z niego sowiecki człowiek, nie interesowały go krakowskie zabytki ani żadne inne za to "priroda była oczeń ochujenna". W Krakowie najbardziej interesowali go bezdomni.
  8. Właśnie wróciłem z wyjazdu na południe Polski, ponad 2200 km pękło. Chciałem tu podziękować @MrBodekom Sylwii i Michałowi oraz @ZWIERZom Ani i Radkowi za zaproszenie nas, ugoszczenie i podarowanie noclegu. Do niezapomnianych będzie też należeli nocni goście u Bodków, z którymi miałem przyjemność dzielić łoże, to raz z kotką, to z wielkim psem również rodzaju żeńskiego to znów z kotką, . Kurka wodna musiałem aż do Imbramowic zjechać by się dowiedzieć żem zoofil
  9. KaeS

    Stokrotne słowa podzięki

    Zapomniałem jeszcze podziękować @xelowi za rady w wytyczeniu ciekawych tras, które zresztą nieco zweryfikowało życie
  10. KaeS

    Stokrotne słowa podzięki

    Nic z tych rzeczy. Nawet byliśmy blisko bo na Żywiecczyźnie i myślałem o tym aby wpaść do Ciebie i się przywitać ale niestety okropnie gonił nas czas do Zakopanego przez Słowację.
  11. Wieczorem wybraliśmy się na paradę. Ludzi, oho, ho a może i jeszcze więcej było. Były samoloty, czołgi i Polonezy i sam Baćka był w uniformie z dystynkcjami, że matko jedyna! Tylko nikt nie wie, co one oznaczają i co to za szarża. Nawet kilka delegacji było, głównie z byłego ZSRR oraz z Chin, z którymi Baćka bardzo się kooperuje w sztuce militarnej. Polonezy... ciekawe dlaczego w kraju hołdującym Lenina nazywa się tak ta wyrzutnia rakietowa?.. Do Warszawy śmiało dolecą Po paradzie nastąpił "saliut". Baćka to się umie bawić. W pewnym monecie po odpaleniu fajerwerków nastąpił potężny huk i podmuch powietrza. Na drugi dzień pojawiła się informacja, że na wskutek źle odpalonego fajerwerku jedna osob z widzów zginęła a kilka zostało rannych, a w sąsiednich budynkach wyleciały szyby w oknach. A Marusia, kotka Siergieja dzielnie na nas czekała. cdn...
  12. Wyprawa do Pińska… bez Pińska. Kolejna. „Opowieść” moja będzie bardziej nostalgiczna, kresowa niźli motocyklowa. Tym, co mnie znają to wiedzą, a tym, co nie znają powiem, że z dawnymi Kresami Wschodnimi, wiążą mnie po kądzieli dawne więzi rodzinne oraz pasja poznawania, odwiedzania miejsc, cmentarzy, dworków, pałaców, zamków i tego wszystkiego, co jest związane z Polską i jej kulturą na Kresach Wschodnich, czyli dawnych ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego, które wchodziły w skład Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Udział biorą: ja oraz Czarek, nauczyciel historii w jednej z podsuwalskich szkół. Czarek przez niektórych forumowiczów jest znany. Był na forumowej wyprawie Szutrami Białorusi wraz ze mną i AgreSorkiem. Prolog. W tym roku byłem już dwukrotnie na Białorusi, a w przeciągu 9 ostatnich lat z 16 razy. Układam w głowie mój 17 raz i wspominam o tym Czarkowie, który chwali się, że od jakiegoś znajomego otrzymał bilety na Europejskie Igrzyska. Super! Jest bodziec i jest konkretny termin. Jedziemy… ale nie w terminie biletu na imprezę. Czarek ma swoje interesy, na dodatek musi jeszcze ubłagać małżonkę, która nic o jego zamiarach do ostatniej chwili nie wie. Ustalamy, że jeśli dostanie błogosławieństwo wyjeżdżamy 1 lipca. Tu dodam, że niejaki Alaksandr Hrygoriewicz Łukaszenko zwany potocznie Baćką wydał dekret mówiący, iż każdy inostraniec, który wykupi bilet na tę imprezę będzie mógł przebywać na terenie jego królestwa od dnia 10 czerwca do 10 lipca. Cała impreza zaczyna się znacznie później bo 20 czerwca a kończy się po 10 dniach, czyli 30. Bilet równy jest wizie, oczywiście ważny jest przez cały miesiąc na konkretną imprezę, rozpoczęcie igrzysk jak i na ich zakończenie… a przecież zakończenie jest 30 czerwca a my wybieramy się 1 lipca. Kurde. Ustalamy, że jeśli nie wpuszczą i zawrócą jedziemy na partyzanta do Lwowa. Międzyczasie dowiaduję się, że Baćka wydaje kolejny dekret, iż każdy inostraniec, który kupi bilet na „Słowiański Bazar” w Witebsku będzie mógł przebywać w jego królestwie już od 1 lipca a bilet zastąpi wizę. Postanawiamy, że jedziemy na bilety z igrzysk, co nie było najlepszym wyborem ale o tym za chwilę. Ustalamy zbiórkę na 8 rano 1-go i jak to zazwyczaj bywa wyjeżdżamy o 9.30. Dzień I Planowana marszruta: Grodno, Jeziory, Szczuczyn, Żołudek, Murowanka, Stare Wasiliszki, Żyrmuny, Bieniakonie, Lida. Droga z Suwałk do Ogrodnik jest spokojna, po litewskiej do Druskiennik i dalej do przejścia wręcz nudna. Na przejściu spokój, pusto. Podjeżdżamy do odprawy, meldujemy się w okienku. - Zdrastwujtie. - Zdrastwujtie. - U was est wizy? - Niet my na biliety. - A na biliety. Pokazytie. Czarek pokazuje wydrukowany bilet na igrzyska. Młody uśmiechnięty pogranicznik rozciąga się na krześle i mówi: - Igry zakonczyliś wcziera. Ja, z moim szczerym uśmiechem wchodzę do rozmowy. - My znajem, no nam nie powiezło. My podmuali czto wasz prezydent wydal dekret… Tu mi pogranicznik z jeszcze większym szczerym uśmiechem przerywa. - Znajem, no igry zakonczyliś wcziera i do wcziera możno było prijti, a do 10 możno tolko ostatsia. Wot blin, rzucam w kierunku Czarka, co wzbudza uśmiechy białoruskich pań pograniczniczek z okienka obok. - Propustitie, my w Mińsk chotim pojachat na wojennyj parad. - Podażditie, ja pozwoniu. Pogranicznik bierze za słuchawkę i dzwoni do swoich starszyn. Po jakimś czasie podchodzi do nas starszyj naczalnik z naszymi biletami. Tłumaczy, że niestety nie mogą nas wpuścić, bo igrzyska zakończyły się wczoraj i jedynie do wczoraj można było przyjechać a do 10 można tylko przebywać. - Nażymajtie interniet i wam nużno pokupit biliety na Slowianskij Bazar. Za chwilę zjawią się ichnie jeszcze dwa starsze (stopniem)pograniczniki. Tłumaczą to samo i proponują to samo – Słowiański Bazar. No nic, humor nas nie odstępuje, ich także. Odpalamy internet i po kilku minutach mamy stronę z biletami. Znajdujemy jedne z tańszych biletów na dziecięcy koncert, który ma odbyć się 8 lipca. - A na dzieckij koncert 8-go można? Posmotritie, tu napisano „Visa Free”. Pogranicznik znów pozwanił gdzie nada. Dostaliśmy potwierdzenie, że można i za chwilę były dwa bilety po 15 BYN każdy za pomocą mojej karty bankomatowej na moim telefonie. Uradowani biegniemy do okienka, pokazujemy bilety i znowuż zbiegają się wszystkie starsze naczalniki, patrzą, wpisują coś do komputera. Wsio prawilno, wsio choroszo… tylko naszych biletów nie ma jeszcze w ichnim systemie… I dalej starszyna naczalnik dzwoni gdzie nada. Nie ma. Bilety ważne mamy, musza nas wpuścić mówię do Czarka. Starszyna naczalnik pyta, czy może wziąć mój telefon, czy nie ma tam czegoś sekretnego, dostaje zgodę i z nim znika gdzieś w granicznym budynku. A my czekamy. Od całego zamieszania mijają już ponad dwie godziny. Międzyczasie spadł już deszcz, kilkakrotnie zagrzmiało, była ulewa, słońce znów ulewa z piorunami. Ciemne burzowe chmury się nad nami kłębią po to tylko aby za nasze cwaniactwo w drodze wpieprzyć nam jak kozie za obierki. Szto możemy zdziełat? Tylko czekać. Pod daszkiem na szczęście blokując motocyklami jeden z pasów. Po kilkunastu minutach starszyna naczalnik piereseczenia granicy przychodzi z moim telefonem. Biletów nie ma w systemie, oznajmia, podobno dzwonił nawet do kvitky.by (mam nadzieję, że nie moim telefonem) tam coś działają, poprawiają… a my czekamy. Mija kolejne pół godziny, mijają nas kolejni Polacy, Ukraińcy, Rosjanie, Białorusini, i znów kolejni Polacy, Ukraińcy… I znów podchodzi starszyna naczalnik, przynosi nam na wypisany kartce adres e-mail gdzieś do wierchuszki i prosi abyśmy tam wysłali nasze biliety. Wysyłamy. Po dwóch minutach jest zgoda na przekroczenie granicy a po pięciu starszyna naczalnik przynosi wydrukowane nasze bilety tłumacząc się, że my jako pierwsi, na Słowiański Bazar, że system już poprawiają i jak będziemy wracali abyśmy się na te kłopoty powołali, jeśli oczywiście system dalej nie zadziała. Dalej idzie już jak z płatka, śliczna młodziutka celniczka bierze od nas deklaracje celne, nawet nie sprawdza, ani kufrów, ani VIN, stawia pieczatki gdzie nada otwiera szlaban… Białoruś po trzech godzinach naszego kombinatorstwa, bo z naszej winy to całe zamieszanie, stoi przed nami otworem. Pada deszcz, a jak nie pada, to za chwilę ponownie będzie padał. Przez to całe zamieszanie i deszcz kurs obieramy bezpośrednio na Lidę. Odpuszczamy inne miejsca, w zasadzie ja nie byłem jedynie z Żołudku i Żyrmunach, pozostałe miejscowości i punkty znam, a Czarek ma nadzieję, że pozna je niedługo bo chodzę słuchy, że w niedługim czasie Baćka wyrazić ma zgodę na rozszerzenie zony wjazdu bezwizowego o kolejne trzy regiony lidzki, szczuczyński i jakoby wołożyński. Prowadzi nas motocyklowy Garmin i Osmand zainstalowany na starym smartfonie. Obie nawigacje świeżo po aktualizacji. I chociaż Garmin ma tylko główne drogi ale prowadzi znacznie lepiej niż Osmand, który ma mapy bardzo szczegółowe, a który na remontowanych bądź nowo wybudowanych odcinkach prowadzi jak ślepy we mgle. Lida, chyba najbardziej polskie miasto na Białorusi. Według białoruskich statystyk jakoby polskie pochodzenie deklaruje w tym mieście około 40% społeczeństwa. Samo miasto klimatem przypomina wiele miast sowieckich. Lida kosztem odwalonych wielkich deptaków, placów i arterii wokół których górują betonowe blokowiska pozbawiona została kompletnie starówki, tych starych kamienic i kamieniczek otaczających dawniej ulice i uliczki. Wyburzono niemalże wszystko i tylko gdzie nie gdzie pośród betonowej masy przebija się to dawne gimnazjum, to kościółek to inny budynek byłej polskiej administracji państwowej. Największe przygnębienie wywołuje dawny cmentarz katolicki. Jego stan jest tak tragiczny, że już nawet płakać nie ma po czym i gdyby nie znajdujące się na nim groby polskich żołnierzy w tym lotników z 5 pułku lotniczego, nekropolia przypominałaby opuszczony kresowy kirkut. Hotel Lida jak na swoje standardy do tanich nie należy. Ponad 80 zł za dobę w jednuszcze z epoki minionej z mrówkami, stadem komarów i jak na każdy tego typu hotel w Białorusi przystało, z czarną pleśnią wokół prysznicowego brodzika oraz z przypchanym tłustym odpływem. Przebieramy się, szybki prysznic i idziemy w miasto na piwo i coś pokuszat. Chmury się rozstąpiły, wypogodziło się więc jest OK. Witaj Lido. Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego 1770 rok, oczywiście msza odbywała się w języku polskim. Były dom powiatowego doktora Dom Polski w Lidzie Była szkoła powszechna im. Narutowicza, obecnie szkoła nr 1 A tak wyglądał budynek przed wojną Największym międzywojennym nowo wybudowanym budynkiem było ogromne gimnazjum imienia Jana Karola Chodkiewicza, obecnie zajmowane przez kolegium pedagogiczne. Ta wielka w swej skali placówka, w której połączono funkcjonalizm ze stylem narodowym, jest w zasadzie jednym z największych polskich budynków w całej Białorusi. A tak budynek wyglądał przed wojną Budynek Poczty Polskiej, w którym do dziś znajduje się poczta tyle, że białoruska. Odrestaurowany XIV w zamek Gedymina cdn…
  13. Dzień III część II Później udajemy się na Linię Stalina, zgodnie zresztą z życzeniem Cezarego. To chwilę od Mińska - malutka część ogromnego pasa umocnień ciągnącego się od Finlandii aż do Morza Czarnego. DOTy (bunkry) pod Mińskiem wybudowano kilkanaście kilometrów od polsko-sowieckiej granicy i skierowane były przeciwko burżuazyjnym Białopolakom, by nie mieli zakus na sowiecki raj. Zgodnie z ustaleniami Ribbentropa ze Skriabinem (Mołotowem), czyli po napaści na Polskę i Finlandię w 1939 roku oraz aneksji do ZSRR Litwy, Łotwy, Estonii i Besarabii w roku 1940 linia ta straciła swoje strategiczne znaczenie. Granice Sowieckiego Sojuza przesunęły się o kilkaset kilometrów na zachód i tam postanowiono wybudować nową linię umocnień nazwaną na cześć Wiaczesława Mołotowa. Linia Stalina w czerwcu 1941 roku nie odegrała też większej roli w obronie przed Niemcami. Obecnie w pobliżu kilku DOTów niedaleko miasteczka Zasław często odbywają się różnego typu inscenizacje i sceny batalistyczne pod tytułem „jak to gieroje Roboczo-Krestiańskiej Krasnej Armii na współę z białoruskimi partyzantami wyzwalali Białoruś od giermańskich okupantow pod kryptonimem „Bagration”. Kilkaset metrów trzeba było przejść z buta lawirując po ruchliwej drodze pomiędzy samochodami. Chwała Narodowi Zwycięzców! - czyli narodowi sowieckiemu oczywiście. Popatrzcie na minę tego milicjanta.... Bilet na tego typu imprezę w święto niepodległości kosztował coś około 30 zł. Oczywiście fotka z panią, w sowieckim mundurze z okresu wielkiej wojny ojczyźnianej, sprawdzającą bilety. W oddali faszystowskie giermańcy będą pobiedzeni przez sowieckich partyzanów. A ten Dniepr ma robić za R75 z tym, że z oddali Dniepra nie widać. Czarek jest hobbistą od wszelkiej maści żelastwa i sprzętu do zabijania żywego wroga z okresu wojennego, zimnej wojny jak i czasów obecnych. Bardzo się tym podnieca a zrobienie fotki z białoruskimi wojakami ВДВ (DWD - wojska powietrzno-desantowe) uważa za cenny „okaz” do chwalenia się przed takimi samymi hobbistami jak on. Po tym jak białoruskie partyzany dali w dupę giermańcom i wyzwolili Mińsk udajemy się w pobliże kolejnego żelastwa, które w niemałych ilościach nomen omen jest jeszcze na wyposażeniu współczesnej polskiej armii. AN-2 zwany w Polsce Antkiem Po imprezie można było odpłatnie przejechać się którymś z pojazdów biorących udział w akcji Bagration cdn...
  14. Dzień III Mińsk lub Mińsk Litewski albo Miensk ciąg dalszy... Następnego dnia na moje życzenie odwiedzamy uroczysko Kuropaty… Miejsce masowych zbrodni NKWD przeprowadzanych w latach w latach trzydziestych XX w aż do roku 1941. Dla mnie miejsce święte. Według oficjalnych białoruskich państwowych danych liczba ofiar terroru stalinowskiego tu zamordowanych nie przekracza 7 tysięcy. Według innych historyków od 100 do 250 tysięcy. Z Kuropatami też było różnie, nieustannie dochodziło do wandalizmu, łamania krzyży, picia alkoholu, jazdy motocyklami a nawet do rozkopywania grobów i bezczeszczenia szczątków, to chciano poprowadzić przez lasek poszerzoną obwodnicę miasta gdzie protestujący rzucali się wręcz pod buldożery, to znów chciano wybudować w pobliżu osiedle domków jednorodzinnych a jeszcze niedawno niedawno wydano decyzję na budowę w pobliżu uroczyska restauracji, którą mimo licznych protestów ukończono. Jest bardzo prawdopodobnym, że w Kuropatach bądź innych tego typu jeszcze nie odkrytych miejscach (wszelkie dane dotyczące masowych zbrodnie terroru stalinowskiego są do dnia dzisiejszego utajnione na Białorusi utajnione) spoczywa 3780 obywateli Polskich zamordowanych po roku 1939 z tak zwanej białoruskiej listy katyńskiej. Od niedawna w Kuropatach stanął pomnik Milczący Dzwon Pamięci. Symboliczny pomnik dla Wacława Łastowskiego premiera rządy BRL w latach 1919-23 aresztowanego i zamordowanego w czasie wielkiego terroru stalinowskiego. Kto nie szanuje ojczystego języka ten nie szanuje samego siebie - Wacłau Łastouski Jeden z wielu w tym wykopanych miejscu grobów. Ilekroć przy różnych okazjach polskie władze zwracały się do władz białoruskich z prośbą o ujawnienie ich miejsc pochówku, tylekroć otrzymywały odpowiedzi nawet od Łukaszenki, że na terenie Białorusi nie były przeprowadzane żadne zbrodnie NKWD na obywatelach polskich… i jak się tak głębiej zastanowić Baćka i białoruskie KGB mogą mieć rację – przecież po 17 września 1939 roku prawie każdy mieszkaniec Zachodniej Białorusi z automatu stawał się obywatelem sowieckim narodowości białoruskiej, a ci, którzy się z tym nie zgadzali już w styczniu 1940 roku mieli zapewnione docelowe miejsce zamieszkania na Kołymie. cdn...
  15. ju tokin tu mi? przecież piszę, Na Białorusi motocyklem byłem pewnie z osiem razy, w tamtym roku zawędrowałem aż pod łotewską granicę, gdzie czas we wsiach stanął w miejscu tak od końca wojny. Z poprzednich wyjazdów pisałem relacje tylko na forach historycznych, tu jest to moja pierwsza i jeszcze dodam, że z chwilą odsprzedaży singla przestałem być szutrowy.
  16. Dzień III Mińsk lub Mińsk Litewski albo Miensk Mińsk był miastem królewskim w I Rzeczpospolitej. Obecnie to wielkie miasto z czystym i rozległym socrealistycznym centrum wybudowanym pewnie w 90% po wojnie. W latach międzywojennych w Mińsku mieszkała znaczna społeczność polska mająca wielki żal do prowadzonych rokowania z bolszewikami przedstawicieli II RP o pozostawienie ich po Traktacie Ryskim na pastwę sowietom. Do Mińska chcieliśmy zdążyć w zasadzie na święto 3 lipca. 3 lipca 1944 roku Mińsk był wyzwolony od faszystowskich okupantów i ten dzień po dojściu Baćki do władzy stał się oficjalnym świętem państwowym - Dniem Niepodległości Białorusi. Siergiej odwiózł nas do swego mieszkania i musiał wracać do szpitala a my skontaktowaliśmy się z Kostią – mężem Katii, tej która obecnie objeżdża naszą kulę ziemską na swoim singlu. Kostia przybywa po nas po jakiejś godzinie i jego busikiem zwiedzamy nocny Mińsk a właściwie jego centrum. LEDowy żóbr Biblioteka Narodowa Franciszek Skaryna, białoruski humanista, drukarz, filozof, wydawca, prekursor drukarstwa wschodniosłowiańskiego oraz piśmiennictwa białoruskiego. Studiował min. w Krakowie na akademii. Zmarł w 1540 roku w Pradze. Według wszechwiedzącego i na wszystkim się znającego Alaksandra Grigoriewicza z wykształcenia historyka, Franciszek Skaryna to poeta, i on czytał jego wiersze, które Skaryna pisał studiując w Petersburgu... i nic nie szkodzi, że to miasto zostało założone 1703 roku. No cóż i tak bywa i nikt publicznie nie odważył się temu zaprzeczyć. LEDowa biblia przetłumaczona przez Skarynę A to jest właśnie mąż Katii, niektórzy na forum go znają. LEDowe iluminacje na ścianach Biblioteki Narodowej Kościół świętych Szymona i Heleny, zwany czerwonym kościołem. Pałac Niepodległości i Lenin wiecznie żywy. A ty wstań i głośno krzycz "Niech żyje nam Wołodia Ilicz!" cdn... Mariusz, nie mogę zacząć od Częstochowy bo ja stawiam się u siostry Andrzeja 8-go w Tarnowskich Górach a to jest nieco niżej, przynajmniej na mapie.
  17. Zapraszam. Jutro jadę do Wilna na weekend, a od 8 do 15 sierpnia to ja będę bliżej Was. Zamierzamy z moim kuzynem z Grodna Andrzejem objechać chociaż kawałek polskich Tatr i Bieszczad, kierując się od Tarnowskich Gór w stronę Zakopanego na Solinę a potem w kierunku Gór Świętokrzyskich.
  18. Ech, on widział Niemen do Niemna od tego miejsca było pewnie z 60 km. Olszanka to była rzeka Olszanka! @Jagna ociupinkę nie te końcówki ... w Lubczy ... Krewa
  19. Oglądałem niedawno na YT jak w Rosji właśnie w taki sposób oszukują klientów rzekomi dealerzy. Dlaczego rzekomi? Dlatego, że tam istnieją dealerzy, którzy (niby) sprzedają pojazdy wszystkich marek jakie sobie klient zażyczy i jeszcze po bardzo atrakcyjnych cenach. Odbywa się to w taki sposób, że zwabiony reklamą czy ogłoszeniem klient dzwoni do takiego dealera, ten mu potwierdza, że dany samochód nawet ma w salonie. Klient jest najczęściej z bardzo daleka, często z jakiejś odległej o kilkaset kilometrów wsi bądź małego miasteczka, prosi o rezerwację pojazdu bo na pewno przyjedzie, nierzadko z kimś z rodziny. Na drugi dzień przyjeżdża już z gotówką w plecaku a tu kiszka. Na miejscu okazuje się, że takiego pojazdu nie mają, nie mieli i nikt z nimi o takiej marce ani cenie nie rozmawiał. Mają natomiast używanych kilka np. ład, czy innych wyeksploatowanych pojazdów, które są proponowane. W ten sposób łapią tych, co zamiast skoncentrować się na tym po co przyjechali i co miało być celem głównym myślą o poniesionych kosztach podróży i kupują to co dealer ma im do zaoferowania. Jeśli ktoś zna język rosyjski film nakręcony ukrytą kamerą można zobaczyć tu.
  20. Dzień II część IV Po drodze z Holszan do Krewa znajduje się wieś Boruny z XVII wiecznym kościołem (przepiękny wileński barok) pw. św. Piotra i Pawła. Kościół jak i pobliski klasztor Bazylianów ufundowany i wybudowany został jako unicka cerkiew, podczas rozbiorów Rzeczpospolitej unia została skasowana a kościół zamieniony na cerkiew prawosławną i do klasztoru sprowadzono prawosławnych mnichów. Przebudowano też kościół w stylu bizantyjsko – rosyjskim. Po 1919 roku kościół przekazano katolikom i do dziś jest świątynią rzymsko-katolicką. Krewo, miejscowość jakże mocno zapisana w historii WKL i Królestwa Polskiego. To tu na zamku Wielki Książę Litewski Władysław Jagiełło więził a potem kazał „zadźgać stryjca” Kiejstuta, to tu był więziony z jego rozkazu syn Kiejstuta Witold. To tu także w 1385 roku Jagiełło złożył swoje zobowiązania do korony Polski, chrystianizacji Litwy (była to pierwsza z wielu unii polsko-litewskich zwaną unią w Krewie) oraz nieletniej ale jakże mądrej na swój wiek (miała wówczas 11 lat a w dniu ślubu Jagiełłą 12!) Jadwigi Andegaweńskiej, reprezentowanej przez jaj matkę Elżbietę Bośniaczkę. 10 letnia Jadwiga rok wcześniej na Wawelu była koronowana na króla Polski. Jeszcze w Lidzie zachciało nam się suszonych ryb. Kupiliśmy suszone okonie, sprzedawczyni zapewniała, że bardzo smaczne i najczęściej mężczyźni biorą je jako zakąski do piwa. Może one są i dobre ale nas zniechęciło (po zakupie) to, że ryby te były ususzone z wnętrznościami. Zapomnieliśmy bo już raz się nadzialiśmy, że tam nawet ryby wędzą z wnętrznościami. Postanowiłem tymi okoniami nakarmić bezpańskie koty. One też nie podzielały opinii sprzedawczyni ani białoruskich mężczyzn, może dlatego, że koty nie piją piwa? Ruiny XIV wiecznego zamku wybudowanego przez Olgierda, ojca Jagiełły. Po krótkiej konsultacji i sprawdzeniu czasu dojazdu do Mińska w GPS wybieramy kierunek na Mińsk, gdzie na 17 umówieni jesteśmy w pobliżu szpitala z Siergiejem, u którego w garażu mamy zostawić motocykle i pomieszkać w jego pustym mieszkaniu. W garażu szybko przebieramy się i Siergiej wiezie nas na swoje apartamenty. W trakcie rozmowy zadaję Siergiejowi pytanie, na które w zasadzie powierzchownie odpowiedź znam. Chodzi o przeglądy techniczne dla pojazdów, które na Białorusi mało kto robi. Powodem tego jest to, że od jakiegoś czasu Białorusini zmuszeni zostali do uiszczania opłaty drogowej przy okazji robienia przeglądu technicznego pojazdu. A, że płacić nie chcą około 100$ rocznie, więc mało kto dziś jedzie na przegląd techniczny. Pytam konsekwencje braku przeglądu w przypadku kontroli GAI na drodze, Siergiej mówi, że ostatni raz przegląd dla samochodu robił 6 lat temu a konsekwencje w razie kontroli są wręcz śmieszne, pierwszy raz jakoś mały mandat karny, drugi raz jakiś większy... Cdn...
  21. KaeS

    "Żółte" fotoradary

    Ciąg dalszy może jednak nastąpić... Kierowca Porsche jechał 193 km/h w miejscu, gdzie ograniczenie prędkości wynosi 50 km/h. Złapał go fotoradar. Użytkownik pojazdu nie odpisywał na korespondencję. Sąd ukarał więc posiadacza auta w najostrzejszy możliwy sposób - musi zapłacić 5000 zł kary i 570 zł kosztów sądowych. http://moto.pl/MotoPL/7,88389,25009074,przekroczyl-predkosc-o-ponad-140-km-h-i-nie-odpowiadal-na-korespondencje.html
  22. Dzień II część III Drogę do Krewa z Nowogródka można powiedzieć, że znam dostatecznie i na tyle dobrze aby wiedzieć gdzie białoruska GAI ustawiła swoje fotobudki i jakie atrakcje historyczne mogą nas czekać. Z tymi ichnimi fotoradarami nie jest jak u nas, że listy szczęścia przyjść mogą po kilku miesiącach. Tam w większości przypadków zdjęcie jest wysyłane do centrali drogą radiową i może zdarzyć się tak, że za kilkanaście kilometrów zatrzyma nas gajowniczek i każe nam opłacić mandat w automacie płatniczym zainstalowanym w kontenerze. Tego typu działania są powszechnie stosowane na głównych drogach typu „M”. Mandaty też nie są już tak śmiesznie niskie jak to było jeszcze kilka lat temu. Tak więc, w terenie zabudowanym należy zawsze wypatrywać znaku informującego o fotokontroli. Jeśli znak zobaczymy na 100% spotkamy białą budkę z podglądającą kukułką puszczającą czasami żółte refleksy. Holszany, niegdysiejsze miasteczko było gniazdem rodowym litewskich kniazów Holszańskich, którzy poddali się rutenizacji. To tu urodziła się prawosławna księżniczka litewska Zofia (Sonka) Holszańska, IV i ostatnia żona Jagiełły, który wpierw sposobił był się do jej starszej siostry Wasilisy, ale ta ponoć była konkretną babką a wiekowy już na owe czasy Jagiełło chyba zdawał sobie sprawę, że nie ten wiek i nie te siły na nocne amory, by herszt babę zaspokoić, co by mu cyklicznie rogów nie przyprawiała po wawelskich kątach. Sonka była drobniejsza ale jak się później okazało wyjeżdzający na wyprawy Władek miał ku jej wierności również wątpliwości. Tak więc, na kilka miesięcy przed ślubem z Jagiełłą Sonka przeszła na katolicyzm biorąc katolicki chrzest w nowogródzkiej Farze i przyjmując imię Zofia. Holszany mają wielką historyczną przeszłość zapisaną, kiedyś centrum kulturowe WKL a obecnie są małą wsią położoną tuż przy granicy z Litwą. Zatrzymaliśmy się w Holszanach na popas, zjedliśmy tani obiad w miejscowej Kafe Spadczyna (Dziedzictwo) i powędrowaliśmy do pięknego barkowego kościoła z XVII w oraz przykościelnego klasztoru Franciszkanów. Zabudowa murowana Holszan jest w zasadzie pożydowska. Dawne pożydowskie hale targowe jakich wiele na dawnych Kresach zamienione obecnie na współczesne pawilony handlowe. W tle, budynek drugi po lewej to dawna synagoga zamieniony na Гольшанский сельский дом культуры (wiejski dom kultury). Przepiękny wileński barok, którego na kresach jeszcze troszkę zostało. Kościół pw. Św. Jana Chrzciciela jak i poklasztorne budynki w czasach sowieckich zamienione były na magazyn sztucznych nawozów i warsztat. W czasach niezależnej Białorusi w budynkach poklasztornych ulokowała się jakaś filia muzeum państwowego. Muzeum zwinęło się wtedy gdy budynki wymagały remontu i dużych nakładów finansowych. A to budynek byłego klasztoru franciszkanów skasowany carskim ukazem z 1832 roku. Później budynek służył jako koszary dla carskich wojsk. Staraliśmy się wejść do środka i się nam to udało. W kościele ksiądz Bogusław Wójtowicz własnoręcznie tynkował ściany. Oprowadził nas opowiadając krótką historię świątyni i klasztoru, mówiąc o potrzebach i tego, że państwo białoruskie zupełnie nie interesuje się tym zabytkiem. Kościół pw. Św. Jana Chrzciciela jak i poklasztorne budynki w czasach sowieckich zamienione były na magazyn sztucznych nawozów i warsztat. W czasach niezależnej Białorusi w budynkach poklasztornych ulokowała się jakaś filia muzeum państwowego. Muzeum zwinęło się wtedy gdy budynki wymagały remontu i dużych nakładów finansowych. Ogromny wkład w remoncie zniszczonego wnętrza świątyni wniosło państwo Polskie. Ołtarz główny restaurowali artyści z Polski. Ksiądz Wójtowicz twierdził, że po składzie nawozów jaki zrobiono z kościoła w czasach ZSRR trudno jest usunąć chemię zawartą w murach kościelnych. Po usunięciu farb olejnych jakim był wymalowany i usunięciu tynków i położeniu nowych, nowe tynki odpadają zaczynają odpadać od ściany już po kilku miesiącach. Franciszkanin zatrzymał się przy powyższym obrazie nazywając go Matką Boską Bolesną i Okradzioną. Obraz jest ponoć oryginalny jakich niewiele udało się odzyskać, z tym, że został okradziony z wszystkich sukien i drogocennych kamieni. Uwielbiam ten klimat wiekowych budynków, te niskie drzwi i masywne mury, przenoszą mnie w tamte dalekie czasy. A to są wały dawnego zamku, w którym urodziła się Zofia Holszańska. W latach międzywojennych Holszany były siedzibą wiejskiej gminy. Były budynek "Zakopianka" Urzędu Gminy w Holszamach, wykorzystywany obecnie jako zwykły dom mieszkalny. Styl zakopiański w II RP a szczególnie na Kresach był stosowany powszechnie. Udajemy się do koleinych ruin holszańskiego zamku Sapiehów. Obecnie trwa odbudowa zamku. Tam jeszcze w oddali widać dalsze pozostałości tego ogromnego zamku. A tak wyglądał zamek w latach swojej świetności. Poniżej zarys, na którym widać co dziś dziś zostało. W roku 1939 zamek nawała się jeszcze do zamieszkania. Po wojnie został rozebrany na budulec dla pobliskiego kołchozu. Lata 30 ub.w. Kominek w wieży zamkowej, fot. z lat 50-60 XX w. Stare fotografie pochodzą z radzima.org cdn...
  23. KaeS

    Lekki i tani kombinezon przeciwdeszczowy

    Najprościej ubrać się w motocyklowe ciuchy i się pomierzyć.
  24. KaeS

    Lekki i tani kombinezon przeciwdeszczowy

    Uwaga, audycja zawiera lokowanie produktu 20 cm x 30 cm x 8~10 cm Po właściwej, tylko ta granica przesunęła się o kilkaset kilometrów na zachód.
×