Skocz do zawartości

Wyszukaj

Wyświetlanie wyników dla tagów 'Argentyna' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukuj po tagach

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukuj po autorze

Typ zawartości


Forum

  • Na dzień dobry
    • Przywitalnia
  • Ogólne
    • Zamierzam kupić moto...
    • Inne motocyklowe
  • Dział Techniczny
    • Mechanika ogólna
    • Dział elektryczny
    • Odmieńcy i inne przypadki
    • Nasze samoróbki i modyfikacje
  • Wyprawy
    • Foto(i)relacje bez blokady
    • Przewodniki
  • Techniczno-historyczne
    • Modele
    • Historia
    • Testy, porównania
  • Giełda
    • Sprzedam
    • Kupię
    • Nie związane z motocyklami
    • Jest robota

Znajdź wyniki...

Znajdź wyniki które...


Data utworzenia

  • Rozpoczęcie

    Zakończenie


Ostatnia aktualizacja

  • Rozpoczęcie

    Zakończenie


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Rozpoczęcie

    Zakończenie


Grupa podstawowa


AIM


MSN


Strona WWW


ICQ


Yahoo


Jabber


Skype


Gadu-Gadu


Lokalizacja:


Motocykl


Przebieg

Znaleziono 1 wynik

  1. Chcieliśmy oderwać się na dłuższy czas od codziennego życia. Zrobić sobie przerwę od obowiązków. Pojechać na kilka miesięcy gdzieś daleko i prawie bez planu… No dobrze jakiś tam plan mieliśmy… Plan naszej podróży do Ameryki Południowej narodził się zaraz po powrocie z 2 miesięcznego wyjazdu do Azji wiosną 2012r. Najpierw myśleliśmy o Karaibach. Dokładnie chcieliśmy rozpocząć podróż od Kuby, a następnie poprzez Jamajkę, Haiti, Gwadelupę, Martynikę, Barbados, dotrzeć na Trynidad i Tobago. Jednak po rozeznaniu się w możliwościach przemieszczania się między wyspami i ich sporych kosztach zdecydowaliśmy, że wolimy jednak własny środek transportu i więcej jazdy na moto. :) Żeby za długo nie przynudzać napiszę tylko, że po jakichś 2 miesiącach myślenia, zdecydowaliśmy się na Argentynę, Chile i Boliwie. To dla wielu motocyklistów bardzo popularny kierunek. Chociaż daleki z punktu widzenia Europejczyka. I właśnie ta odległość była dla nas sporym wyzwaniem logistycznym. Na początku chcieliśmy polecieć do Buenos Aires i tam kupić jakieś motocykle produkowane w Brazylii. Ale okazało się że może to zająć sporo czasu, ponieważ przy rejestracji dla obcokrajowca wymagany jest czasowy meldunek, jakiś numer podatkowy itp. Tak więc postanowiliśmy wysłać motocykle z Polski. :-P Cena transportu lotniczego była niestety dla nas zaporowa. Tym bardziej, że mieliśmy dwa motocykle. Sporo taniej wychodziło wysłać je statkiem jako cargo. Jednak oprócz opłaty po „naszej” stronie, która była do przyjęcia, musieliśmy się liczyć z kosztami „wyjęcia” maszyn w porcie docelowym. A tu jak się okazało mogła nas czekać spora, niemiła niespodzianka. Opłaty wyssane z palca przez agentów po około 1000$ za jeden motocykl nie są rzadkością. :shock: Co robić w takiej sytuacji ? O rezygnacji lub zmianie kierunku wyjazdu nie myśleliśmy już. Została nam tylko jedna możliwość znaleziona na forach podróżniczych. Rejs statkiem przez Atlantyk. Nie zastanawialiśmy się długo i kupiliśmy bilet na statek Ro-Ro z Hamburga do Montevideo. Tym samym nasze planowane wcześniej minimum 3-4 miesiące podróży przedłużyło się o kolejny miesiąc rejsu przez Atlantyk. Początek rejsu planowany był na 29 listopada 2013r, więc zostało nam około 9 miesięcy na dopięcie przygotowań. Z jednej strony dużo, ale biorąc pod uwagę moją pracę za granicą miałem do dyspozycji właściwie tylko trochę ponad miesiąc na przygotowania techniczne. Wszystkie sprawy udało nam się pozałatwiać pozytywnie. Z obiecanym urlopem bezpłatnym w pracy musiałem się niestety pożegnać. Co zrobić, takie życie… Ale przygoda czekała i może to nawet lepiej, więcej możliwości… Trochę stresu przysporzyło nam śledzenie daty wypływu statku zaplanowanej na 3 grudnia, który przesunął się ostatecznie na 16 grudnia 2013r. :twisted: 10 grudzień 2013 - dzień pierwszy Chcieliśmy wystartować o 6.00. Nie udało się. 7.00 była już bardziej prawdopodobna, ale okazało się, że korki na obwodnicy Trójmiasta nie pozwoliły przybyć wcześniej naszym przyjaciołom, niż o 8.00. Jeszcze tylko tankowanie, zarówno samochodu jak i motocykli i niby wszystko ok, ale jednak nie. Przyczepka z motocyklami dostała małpiego rozumu i ma gdzieś zwarcie. Albo to brak masy. W każdym razie nie działały kierunkowskazy po jej podłączeniu. Na szczęście udało się znaleźć przyczynę i już o 9.00 jechaliśmy z prędkością światła w stronę Hamburga. Przymusowy przystanek w Koszalinie - musieliśmy odwiedzić pewien bank (piszę "pewien", żeby tu nie robić kryptoreklamy) i tuż przed granicą zatrzymaliśmy się na obiad. W knajpie pod wdzięczną nazwą Brodway zjedliśmy przyzwoity posiłek i już za parę minut przekroczyliśmy niepostrzeżenie granicę. Do Hamburga dotarliśmy około 21.00. Jednak jazda z przyczepką z naszym drogocennym ładunkiem nie należy do przyjemności i co chwila oglądaliśmy się za siebie, by w tylnej szybie sprawdzić, czy nasze motocykle jeszcze stoją, zatrzymywaliśmy się by skontrolować czy pasy się nie poluzowały, czy koła nie wypadły z zabezpieczeń i tak dalej. Dodatkową uciążliwością była mżawka i gęstniejąca mgła, która dawała się naszemu kierowcy we znaki. Jednym słowem - ciężki dzień. :drinkbeer: 11 grudzień 2013 – 15 grudzień 2013r Ogarnęliśmy się w kwestiach wypływu naszego statku. Agent z Hamburga potwierdził nam datę wypływu na 16, mamy jeszcze 5 spokojnych dni na zwiedzanie tego miasta. Pewnie później na statku też będzie spokojnie, ale na razie przynajmniej nie buja. Nie możemy już się doczekać dnia kiedy zapakujemy się na maszyny i zaczniemy naszą „właściwą”, motocyklową podróż. Wyekspediowaliśmy naszych przyjaciół, którzy przywieźli nas do tego pięknego miasta, z powrotem do Polski, a sami przeszliśmy się trochę po mieście, odwiedziliśmy park, jeden z najpiękniejszych w Hamburgu - Planten und Blumen - jesienna aura nie sprzyja zbytnio długiemu przebywaniu na dworze, ale nie jest źle. Po wczorajszych zakupach zrobionych przez naszych gospodarzy w polskim sklepie, gotujemy obiadek. W menu na dziś są pierogi. Ruskie i na słodko z twarogiem. Staramy się jak możemy, aby wyszły dobre i chociaż trochę przybliżyły smaki znane z Polski… Po południu jedziemy na miasto. Spacerujemy po Hamburgu. Sławek i Grażyna pokazują nam tunel pod rzeką Elbe. Specjalna winda zwozi auta i pieszych 21 m pod ziemię, a następnie przechodzimy tunelem na drugą stronę gdzie ponownie wjeżdżamy windą na górę. Później przejeżdżamy przez Hafencity. Leży ona pomiędzy Dzielnicą Spichlerzy i portem, bezpośrednio w sercu miasta, na dotychczasowym obszarze portu . To największy i najbardziej interesujący projekt rozbudowy miasta w Europie. Ogromne wieżowce, apartamentowce, biurowce. Do głównych atrakcji architektonicznych będzie pewnie wkrótce zaliczać się filharmonia "Elbphilharmonie", nowa hala koncertowa, która od wielu lat pochłania coraz większe i zaskakująco przekraczające budżet kwoty. Panorama nocnego, oświetlonego Miasta jest piękna. Hamburg wieczorową porą wygląda po prostu bajecznie. Przechodzimy spacerem koło ratusza miejskiego. Monumentalna budowla z 1897 roku zastąpiła wcześniejszy, który spłonął w 1842r. O tej porze roku gigantyczna choinka na placu przypomina o zbliżających się świętach i wprowadza miły nastrój. Lekko zmarznięci wracamy do domu. Wieczorem pijemy z Grażyną Glühwein. To rodzaj grzanego wina, które pije się litrami w czasie Adwentu. Jest to nieodłączny symbol czasu przed Bożym Narodzeniem. ;-) Jednego z wieczorów poszliśmy na St. Pauli. Dzielnica ta słynie z czerwonych okien, które jak wszyscy dorośli wiedzą, oznaczają dostępność do kobiet lekkich obyczajów. My oczywiście także chcieliśmy zobaczyć tą dzielnice. Główna ulica przypomina trochę okolicę Moulin Rouge w Paryżu. Mijamy wiele lokali dla dorosłych... Okna wystawowe kuszą przechodniów swoją zawartością. Pomimo stosunkowo wczesnej pory tłok jest spory. Idziemu pomiędzy licznymi grupkami wycieczek, które przyjeżdżają tu chłonąć atmosferę tej dzielnicy Byliśmy dziś oglądać terminal, gdzie mamy się zgłosić. Zbliża się godzina zero - nasz odpływ. Nasz statek - Grande Amburgo powoli zbliża się do Hamburga. Jeszcze chwileczkę, jeszcze momencik, a będzie zacumowany do nabrzeża. Cały dzień dziś mży. Sprawdziliśmy działanie motocykli. Odpalają, więc jest dobrze. Jak napiszę, że znowu pijemy Glühwein'a to będzie straszne, ale delikatnie, żeby na jutro być w formie, kiedy to o 9.00 rano wyjedziemy do portu. W każdym razie nie poprawiamy żadnym innym mocniejszym alkoholem. I zagryzamy kopytkami, bo ziemniaki z wczoraj zostały. :-D Wpłynął. Pojechaliśmy dziś do portu go zobaczyć. Jest! jest piękny. Wielki. Ma napis Grimaldi Lines i mniejszy - Grande Hamburgo a poniżej Palermo. Nie jest nawet tak zardzewiały, jak mówi Grażyna. Jego imponująca wielkość pozwala mieć nadzieję, że nie będzie fruwał tak na falach i nie będzie nas zmuszać do karmienia Neptuna… Niestety ciągle mży, jest mokro i wilgotno na zewnątrz. Mam nadzieję, że jutro spokojnie dojedziemy do portu. CDN...
×