trolik 3 169 Zgłoś ten post Napisano 29 Październik 2018 Przełęcz Torugart położona jest na wysokości bodajże 4100 metrów. Po zatankowaniu zaczął padać deszcz,, który w kombinacji z temperaturą (7 stopni na tej wysokości) dał nam się nieźle we znaki aż do karawanseraju Tasz Rabat. Sam karawanseraj raczej nas rozczarował - może dlatego, że była mgła, padał deszcz, a my byliśmy zmarznięci po godzinnej jeździe w temperaturze poniżej 10 stopni. Jedynym plusem było to, że mogłem założyć kalesony w suchym miejscu :-) Po wyjeździe z karawanseraju chcieliśmy przejechać skrótem przez góry do miejscowości Bajetowo, jednak widok "zniszczonych" rowerzystów jadących w odwrotnym kierunku skutecznie nas zniechęcił do tego pomysłu. Szkoda, że nie zrobiłem im zdjęcia, bo mieli na sobie tyle gliny ile sami ważyli.... Nie pozostało nam nic innego, niż skierowąć się do Narynia i następnie dalej przez Kazarman do Dżalalabadu i potem Sary Tasz. Na szczęście za Naryniem przestało padać i nieśmiało wyszło słoneczko, choć gdzieniegdzie czaiły się burzowe chmury. Po kilkudziesięciu kilometrach GPS skierował nas z asfaltowej drogi w szuter-myślałem, że pomyliliśmy drogę i dlatego zapytałem kolesia w przejeżdzającym aucie czy to jest droga na Dżalalabad. Z uśmiechem odpowiedział, że tak. Przed nami było 300 kilometrów szutru... Po kilkudziesięciu kilometrach jedna z goniących nas chmur burzowych zbliżyła się niebezpiecznie blisko i postanowiliśmy poszukać noclegu pod dachem. Pośrodku niczego znaleźliśmy samotny budynek, w którym gospodarzył Jeseń (to ten Pan drugi od lewej). Jeseń latem zajmował się pracą na gospodarstwie, a zimą dbał o nawierzchnię drogi przebiegającej w pobliżu jego gospodarstwa. Spędziliśmy wspólnie z nim przemiły wieczór i ranek. Proszę zwrócić uwagę na naklejkę przyklejoną do osiołka. Legenda głosi, że po ceremonii naklejenia osiołek ten stał się świętym graalem wszystkich motocyklistów Rano zostaliśmy nakarmieni przez Jesenia i z żalem musieliśmy się pożegnać. Zaraz po opuszczeniu gospodarstwa rozpoczęliśmy wspinaczkę na jedną z kilku przełęczy które dane nam było pokona tego dnia. Miałem łzy wzruszenia w oczach kiedy wjechaliśmy na asfalt przed Dżalalabadem. Sam przejazd z Narynia okazał się fajną przygodą, na którą my jednak nie byliśmy mentalnie przygotowani bo w głowach mieliśmy już Pamir... Na biwak rozbiliśmy się jakieś 80 km przed Sary Tasz na skraju jakiejś wioski. Plusem było to, że można było umyć się w strumieniu. Minusem było to, że lokalesi myli samochody w strumieniu... 20 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Rademenes 27 Zgłoś ten post Napisano 31 Październik 2018 (edytowane) Tomcio dobrze się czyta Jak to dobrze mieć ze sobą na wyprawie kronikarza Można po powrocie sie poopier...lać i wygodnie poczytać, wpominając jak było... Dzieki, że nie jesteś leniwy tak jak ja :p Edytowane 31 Październik 2018 przez Rademenes 2 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 169 Zgłoś ten post Napisano 1 Listopad 2018 (edytowane) 10 godzin temu, Rademenes napisał: Tomcio dobrze się czyta Jak to dobrze mieć ze sobą na wyprawie kronikarza Można po powrocie sie poopier...lać i wygodnie poczytać, wpominając jak było... Dzieki, że nie jesteś leniwy tak jak ja :p Dla Ciebie wszystko Radziu!!! :-) Jeśli uważasz, że gdzies coś przekłamałem lub ominąłem to zmieniaj. Dla mnie te relacje to inwestycja na emeryture-bedzie co wnukom opowiadać.:-) pozdrawiam trolik Edytowane 1 Listopad 2018 przez trolik 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Rademenes 27 Zgłoś ten post Napisano 1 Listopad 2018 12 minut temu, trolik napisał: Dla Ciebie wszystko Radziu!!! :-) Jeśli uważasz, że gdzies coś przekłamałem lub ominąłem to zmieniaj. Dla mnie te relacje to inwestycja na emeryture-bedzie co wnukom opowiadać.:-) pozdrawiam trolik Eeee wszytsko git, ja nie potrafie pisać to i do dodania nic nie mam Ale lubie czytać Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
rutkos 8 137 Zgłoś ten post Napisano 3 Listopad 2018 Gratulacje dla Was, a czyta się wyśmienicie. Mam taki małe ale-dlaczego mapa nie świeci? https://eur-share.inreach.garmin.com/Pamir2018 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 169 Zgłoś ten post Napisano 3 Listopad 2018 (edytowane) Dnia 23.09.2018 o 10:10, trolik napisał: Sorki za zamieszanie, ale inreach nie do końca spełnia rolę jako zapisywacz tracków:-) Tutaj działa: https://eur-share.inreach.garmin.com/ZakarpacieiBieszczady Edytowane 3 Listopad 2018 przez trolik 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
artex 8 447 Zgłoś ten post Napisano 4 Listopad 2018 Łowcy Niewygód! Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 169 Zgłoś ten post Napisano 4 Listopad 2018 4 godziny temu, artex napisał: Łowcy Niewygód! Skoro odgadłes to musisz wsiąść na tego osiołka i wysikać się pod tym słupkiem...:-) Pozdrawiam trolik 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 169 Zgłoś ten post Napisano 6 Listopad 2018 Przebudzenie 20 sierpnia nie było do końca miłe-obudziły nas krowy, samochody przejeżdżające przez bród w strumieniu oraz biegunka w moim wykonaniu...problem polegał na tym, że mimo iż czułem się już zdecydowanie lepiej to nadal musiałem brać loperamid który właśnie mi się skończył... Ale nic, może coś wymyślimy po drodze. Celem tego dnia był wjazd do Tadżykistanu. Mimo iż odległość do Sary Tasz nie była duża (ok 100 km), to dojazd zajął nam około 3 godzin, bo po drodze trzeba było przejechać 2 przełęcze. Pogoda była piękna, więc widoczki były super, szczególnie z przełęczy nad Sary Tasz-widać z niej było potężną, białą ścianę Pamiru, w którą mieliśmy wjechać chwilę później. W Sary Tasz wzięliśmy wodę i jedzenie, wymieniliśmy pieniążki na stacji benzynowej oraz znaleźliśmy aptekę z loperamidem:-)!! Po wyjeździe z Sary Tasz wjechaliśmy na drogę prowadzącą do przełęczy Kyzył Art, czyli do przejścia granicznego. Nie mam zdjęć z tego miejsca, ale wrażenie jest niesamowite-stoisz na drodze i widzisz wielką białą ścianę przed sobą. W tej ścianie jest mała szczelina, w którą wjedziesz za godzinę lub dwie i będziesz półtora kilometra wyżej...coś wspaniałego. Po dojeździe do przejścia granicznego kirgiski tamożnik skasował nas po 500 somów - co robić, trza płacić... :-( W akcie zemsty Radzio nakleił swoją tajemniczą naklejkę, która będzie odstraszała wszystkich motocyklistów chcących przejechać tym przejściem... Po wyjeździe z Kirgistanu wjechaliśmy na piękną drogę prowadzącą nas po ziemi niczyjej do Tadżykistanu. Pierwszy raz od kilku dni zobaczyliśmy śnieg, a widoki stały się bardziej "surowe". Gdzieś w środku mnie poczułem podniecenie-wjeżdżam w Pamir!!! Już drugi raz!!! To podniecenie szybko się ze mnie ulotniło po dojeździe do przejścia tadżyckiego-okazało się bowiem, że Tadżycy nauczyli się kroić turystów podobnie jak Kirgizi...kolejne 10 dulków wyparowało...brrrr. Oczywiście przyczłapał się do nas również "inspektor sanitarny", który chciał nas skasować po kolejne 10 dulków za olanie motocykli jakąś cieczą nieznanego pochodzenia. Wydarliśmy się na niego że w życiu, że nie ma mowy, że w zeszłym roku nie płaciliśmy, że koledzy co przejeżdżali wczoraj nie płacili....udało się :-) Za przejściem na dobre skończyła się kirgiska zieleń, a rozpoczął się księżycowy krajobraz Pamiru Po jakimś czasie dojechaliśmy do granicy chińskiej-kurde podejrzewam, że w Chinach nie ma już lasów, bo wszystkie drzewa zostały ścięte w celu zrobienia tego jakże potrzebnego płotu w środku niczego... Po kolejnej godzinie jazdy pojawił nam się taki widok i już wiadomo było, gdzie tego dnia rozbijemy biwak... :-) Po kilkunastu minutach błądzenia znaleźliśmy fajną miejscówkę na brzegu jeziora Karakol-będzie spanko na wysokości 4100 metrów!!!:-) Słoneczko pięknie świeciło, było całkiem cieplutko a widoki po prostu zabijały. Nie było wyjścia-trza rozkładać krzesełka... I troszkę się umyć... Piękne popołudnie nie przełożyło się jednak na piękny wieczór-zimny wiatr termiczny szybko wygonił nas do namiotów. Noc nie była spokojna, bo wiało naprawdę mocno, a zmieniający kierunek wiatr nie dawał nam szans na skuteczną ochronę przed nim. Na chwilę jeszcze wychyliłem się w nocy żeby zrobić takie zdjęcie: 18 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 169 Zgłoś ten post Napisano 7 Listopad 2018 Szalejący w nocy wiatr termiczny kolejny raz nie pozwolił nam się wyspać i rano zebraliśmy się dopiero około 10tej. Świeciło piękne słoneczko, temperatura oscylowała w okolicach 20 stopni, więc były idealne warunki do dalszej jazdy. Po około godzinie zaczęliśmy wspinaczkę do najwyższego punktu naszej wyprawy, czyli przełęczy Ak--Bajtał (4655) - wtedy też zaczęła się nieprzyjemna tarka, towarzysząca nam przez kolejne 20 km aż do samej przełęczy. Krajobraz stawał się coraz bardziej księżycowy, temperatura spadała, a w uszach czuć było dzwonienie spowodowane spadkiem ciśnienia. Na szczęście byliśmy już zaaklimatyzowani, więc żaden z nas nie odczuwał dolegliwości związanych z wysokością. Wjazd na tą przełęcz był jednym z marzeń Radzia - jakaż była jego wściekłość kiedy okazało się, że słynna tablica z naklejkami NIE znajduje się na samym szczycie przełęczy!! Powiem szczerze, że pierwszy raz widziałem Go w takim stanie i nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać. Koniec końców zaproponowałem przeniesienie tablicy 200 metrów wyżej żeby tylko Radzio przestał na nas krzyczeć... :-). Chciałbym również poinformować, że na tablicy owej Radzio nakleił tajemniczą naklejkę - w związku z tym nie ma sensu, aby inni motocykliści jeszcze się tam pchali. Dajcie se już spokój i szukajcie innych miejsc do naklejania naklejek! :-) Po zjeździe z przełęczy skierowaliśmy się do Murgab, gdzie mieliśmy zatankować baki i żołądki. Jazda w księżycowym krajobrazie była nadzwyczajnym przeżyciem, ale po jakimś czasie zauważyliśmy przesyt tymi widokami. Droga też nie ułatwiała nam zadania-asfalt przez większość czasu był ok, ale co jakiś czas zdarzały się półmetrowe wgłębienia, na których można było nieźle się przelecieć.... Tankowanie baków... Po tankowaniu ruszyliśmy w dalszą drogę-celem było jezioro Czukur-Kul leżące mniej więcej w połowie drogi łączącej Trakt Pamirski z Korytarzem Wahańskim od strony wschodniej. W zeszłym roku jechałem tą trasą w odwrotnym kierunki i wiedziałem, że można się spokojnie rozbić nad jednym z jeziorek przy tej drodze. Miejsce było urocze, ale nauczeni doświadczeniem poprzedniej nocy chcieliśmy znaleźć spot osłonięty od wiatru-w związku z tym nie mieliśmy dostępu do wody ze względu na muliste dno w tej okolicy...:-( Ale i tak było fajnie :-)..... .....do zapadnięcia zmroku. Po zmroku wiatr zmienił kierunek i zaczął pizgać prosto w nasze namioty. Kolejna noc z tropikiem na twarzy... 16 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 169 Zgłoś ten post Napisano 7 Listopad 2018 W zeszłym roku wjeżdżałem do Korytarza Wahańskiego od zachodu. Zresztą nie miało to dla mnie wtedy większego znaczenia, bo w głowie miałem strach o mojego młodszego synka, który właśnie trafił do szpitala. Tym razem zaatakowaliśmy od wschodu i to był dobry pomysł, bo mieliśmy więcej sił i chęci w najpiękniejszym i najdzikszym odcinku korytarza. Naszego podniecenia nie zepsuła nawet słabo przespana noc. Zebraliśmy się sprawnie i w miarę wcześnie zameldowaliśmy się na posterunku granicznym, który był...pusty :-). Na szczęście nasz przyjazd widzieli żołnierze z pobliskiej bazy, którzy po chwili przyszli nas odprawić. No to....JEDZIEM!!!! https://photos.google.com/share/AF1QipOC8i1cpGTlzkp5DY6jpSMEavaleMlNsPVnEpomm6Ug6ajIMfcBlfujpqycxJYTKw/photo/AF1QipO6HbVJUdeTTtb4Mq4hJLtqYe4HSP6srTJ_SG3J?key=dlV6Xzc5dDZyZURpOEVYN2tDVWphU3hyMnZsYUFn https://photos.google.com/share/AF1QipOC8i1cpGTlzkp5DY6jpSMEavaleMlNsPVnEpomm6Ug6ajIMfcBlfujpqycxJYTKw/photo/AF1QipMhgGBYDo-EGIH-pioLYV1OocVB3iK4UYnuILnf?key=dlV6Xzc5dDZyZURpOEVYN2tDVWphU3hyMnZsYUFn Często zatrzymywaliśmy się, bo widoki nie pozwalały jechać dalej. Innym razem przystanek na kawę, a jeszcze innym razem po to, aby posiedzieć sobie na kamieniu i zapamiętać tą chwilę. Wielkość tej doliny i jej surowość z jednej strony mnie urzekały, ale gdzieś tam w środku czułem też taki mały strach przed tą olbrzymią przestrzenią. Polubiłem tą mieszankę doznań... Po kilku godzinach jazdy pojawiły się wysepki zieleni, wśród których ukryte były małe, spokojne wioski. Im dalej na zachód tym miejscowości było więcej. Kilkanaście kilometrów przed Iszkaszim zaczęliśmy wypatrywać tablicy upamiętniającej Iziego- Wojtkowi oraz mnie nie udało się jej znaleźć, ale jadący za nami Radzio wypatrzył ją wśród zieleni. W Iszkaszim wzięliśmy paliwo i skierowaliśmy się dalej do Chorogu. Po kilku dniach spania z namiotem na twarzy marzyliśmy o spokojnej nocy w łóżeczku, o prysznicu... Takie miejsce znaleźliśmy w przybytku zwanym Pamir Lodge 15 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 169 Zgłoś ten post Napisano 8 Listopad 2018 (edytowane) Kolejny dzień miał przynieść spełnienie mojego marzenia, czyli przejazd doliną rzeki Bartang. Zebraliśmy się dosyć późno, ale nie miało to większego znaczenia, bo nigdzie się nie spieszyliśmy. Po dojeździe do Ruszan wzięliśmy paliwo i śmignęliśmy w prawo zanurzając się w nieziemskie widoki. https://photos.google.com/share/AF1QipOC8i1cpGTlzkp5DY6jpSMEavaleMlNsPVnEpomm6Ug6ajIMfcBlfujpqycxJYTKw/photo/AF1QipMGAOU5ItHJjzJJJBqSpg8IV16V200pWPXHUMVT?key=dlV6Xzc5dDZyZURpOEVYN2tDVWphU3hyMnZsYUFn Różnica między Bartangiem, a miejscami przez które przejeżdżaliśmy wcześniej była ogromna. Tutaj nie było wielkich przestrzeni-czasami miałem wręcz wrażenie, że jest za ciasno i wielkie skalne ściany zwalą mi się za chwilę na głowę. Może nie było szczególnie trudnych sekcji offowych, ale jazda na kilkunastometrowej skarpie z widokiem na rzekę szalejącą pod spodem dawała niezłego kopa adrenaliny.... Podobało mi się to - może nie postąpiłem zbyt mądrze, ale oddzieliłem się od chłopaków i większą część drogi jechałem samotnie delektując się tymi adrenalinowymi strzałami... Co jakiś czas doganialiśmy się na wszelki wypadek. Tego dnia Radzio nie czuł się najlepiej i potrzebował więcej czasu na odpoczynek. Mniej więcej w połowie doliny powinniśmy wjechać na płaskowyż, który widoczny jest na poniższym zdjęciu w oddali. Niestety nie udało się Nadzwyczajnie wysokie temperatury w ciągu ostatnich 2-3 dni spowodowały szybsze topnienie lodowców i podwyższenie poziomu wody w rzece. Most umożliwiający wjazd na płaskowyż został odcięty od prowadzącej do niego drogi... I to był koniec naszej pojezdki doliną Bartangu. Lokalesi chcieli nam pomóc w przeprawie, ale ryzyko było zbyt duże i postanowiliśmy poczekać do następnego dnia na spychacz, który miał udrożnić przejazd. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło :-). Cofnęliśmy się do wioski Ipszorw w celu znalezienia noclegu. Na poniższym zdjęciu wioska ukryta jest za zielenią w oddali. To był strzał w dziesiątkę:-). Tuż po wjeździe podeszło do nas 3 chłopaków i bardzo dobrym angielskim zapytali nas czy mogą w czymś pomóc....Oczywiście że tak!:-) Chwilę później parkowaliśmy już motocykle pod domem Nawszoda, który jest studentem uniwersytetu w Chorogu. Nawszod, podobnie jak jego koledzy, nauczył się angielskiego korzystając tylko z książek i radia....SZACUN!! Tata Nawszoda oddał nam do dyspozycji typowy dom pamirski... oraz nakarmił nas do syta (Nawszod to ten chłopak w czapce na zdjęciu poniżej) Całe jedzenie pochodziło z ich własnych zbiorów i było po prostu cudowne! Tak dobrych pomidorów, ogórków i innych rzeczy w życiu nie jadłem. Kurde, nasze europejskie pomidory nie zasługują nawet na tę nazwę po spróbowaniu pomidorów pamirskich!. Zaskoczył nas również dom - z zewnątrz przypominał raczej kurnik, ale po wejściu do środka przeżyliśmy szok kulturowy - było po prostu zajebiście! Resztę wieczora spędziliśmy na rozmowie z Nawszodem i Jego Tatą. Było prawie jak na przesłuchaniu...:-), ale oczywiście z zachowaniem szacunku i grzeczności. Byliśmy strasznie ciekawi Ich życia na takim odludziu. Nawszod przyjeżdża do domu na wakacje oraz na dwa tygodnie w zimie (jeśli droga pozwala) - mimo niewielkiej odległości od Chorogu (120km) przejazd jest drogi i nie stać go na częstsze odwiedzanie rodziców. Tata Nawszoda jest wiejskim nauczycielem i zarabia ok 60 euro miesięcznie... Nasi gospodarze początkowo nie chcieli od nas pieniędzy za nocleg i wyżywienie, jednak po dłuższej chwili wytłumaczyliśmy im że nie ma w tym nic złego, a pieniążki z pewnością się przydadzą. Cieszę się, że mieliśmy okazję zostać w tej wiosce - dużo nauczyliśmy się o miejscowych ludziach i Ich zwyczajach. No i to jedzonko...:-). Jeśli ktoś z was będzie przejeżdżał Bartangiem-sugeruję nocleg w Ipszorw. Nie pożałujecie!:-) Edytowane 8 Listopad 2018 przez trolik 21 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Rademenes 27 Zgłoś ten post Napisano 8 Listopad 2018 (edytowane) Jeśli któryś z czytelników będzie w Chorogu to bardo polecam nocleg w Pamir Lodge. Fajny hipisowski klimat. Zlatują się tu wszystkie podróżne świry. Najwięcej rowerzystów, dla których mam wielki szacunek. Są tez motocykliści i oszołomy podróżujące wszelkimi możliwymi wrakami Bardzo pozytywne miejsce... Wieczorną porą leje się tu dużo wina i unosi zapach marihuany Ale najważniejsze że..... można w koncu się porządnie umyć Tyle razy brałem prysznic, że aż byłem później osłabiony w dolinie Bartang A nie od dziś wiadomo, że "częste mycie skraca życie" Edytowane 8 Listopad 2018 przez Rademenes 6 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 169 Zgłoś ten post Napisano 9 Listopad 2018 Następnego dnia rano zostaliśmy nakarmieni dobrym jedzonkiem na śniadanie, po czym wybraliśmy się na oględziny przeprawy licząc na to, że spychacz wkrótce załatwi sprawę i będzie można jechać dalej. Spychacz rzeczywiście pracował, ale nie było szans na szybką naprawę drogi-to, co wczoraj jeszcze wyglądało całkiem dobrze zostało zmyte w nocy przez rzekę. Za to nieprzejezdny poprzedniego dnia odcinek teraz wyglądał całkiem ok.... :-( Pracujący przy naprawie ludzie nie byli w stanie określić kiedy droga będzie zrobiona, a nam kończył się czas ze względu na ruską wizę. W tej sytuacji zdecydowaliśmy się wracać do Chorogu i potem śmigać dalej Traktem Pamirskim do Kirgistanu. Oczywiście przed wyjazdem zostaliśmy nakarmieni obiadkiem, po którym nastąpiła sesja zdjęciowa. Obok Nawszoda na zdjęciu stoją jego rodzice. Smutno było wyjeżdżać, ale nie jest powiedziane, że tam nie wrócimy :-) Dolina Bartangu w drodze powrotnej wyglądała zupełnie inaczej - słońce świeciło z innej strony, a poza tym jechaliśmy z górki. Po wyjeździe z doliny wróciliśmy do Chorogu i ponownie ulokowaliśmy się w Pamir Lodge. Brrrr... znowu prysznic.... Byłbym pewnie bardziej zadowolony, gdyby udało nam się przejechać całą dolinę, ale i tak było super. Widoki były przepiękne, poznaliśmy fajnych ludzi i ich sposób życia, zaliczyliśmy fajny kawałek porządnego ofu. Mimo wszystko to były udane dwa dni:-) 17 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
rutkos 8 137 Zgłoś ten post Napisano 9 Listopad 2018 W zeszłym roku wjeżdżałem do Korytarza Wahańskiego od zachodu. Zresztą nie miało to dla mnie wtedy większego znaczenia, bo w głowie miałem strach o mojego młodszego synka, który właśnie trafił do szpitala. Tym razem zaatakowaliśmy od wschodu i to był dobry pomysł, bo mieliśmy więcej sił i chęci w najpiękniejszym i najdzikszym odcinku korytarza. Naszego podniecenia nie zepsuła nawet słabo przespana noc. Zebraliśmy się sprawnie i w miarę wcześnie zameldowaliśmy się na posterunku granicznym, który był...pusty :-). Na szczęście nasz przyjazd widzieli żołnierze z pobliskiej bazy, którzy po chwili przyszli nas odprawić. No to....JEDZIEM!!!!https://photos.google.com/share/AF1QipOC8i1cpGTlzkp5DY6jpSMEavaleMlNsPVnEpomm6Ug6ajIMfcBlfujpqycxJYTKw/photo/AF1QipO6HbVJUdeTTtb4Mq4hJLtqYe4HSP6srTJ_SG3J?key=dlV6Xzc5dDZyZURpOEVYN2tDVWphU3hyMnZsYUFnhttps://photos.google.com/share/AF1QipOC8i1cpGTlzkp5DY6jpSMEavaleMlNsPVnEpomm6Ug6ajIMfcBlfujpqycxJYTKw/photo/AF1QipMhgGBYDo-EGIH-pioLYV1OocVB3iK4UYnuILnf?key=dlV6Xzc5dDZyZURpOEVYN2tDVWphU3hyMnZsYUFn Często zatrzymywaliśmy się, bo widoki nie pozwalały jechać dalej. Innym razem przystanek na kawę, a jeszcze innym razem po to, aby posiedzieć sobie na kamieniu i zapamiętać tą chwilę. Wielkość tej doliny i jej surowość z jednej strony mnie urzekały, ale gdzieś tam w środku czułem też taki mały strach przed tą olbrzymią przestrzenią. Polubiłem tą mieszankę doznań... Po kilku godzinach jazdy pojawiły się wysepki zieleni, wśród których ukryte były małe, spokojne wioski. Im dalej na zachód tym miejscowości było więcej. Kilkanaście kilometrów przed Iszkaszim zaczęliśmy wypatrywać tablicy upamiętniającej Iziego- Wojtkowi oraz mnie nie udało się jej znaleźć, ale jadący za nami Radzio wypatrzył ją wśród zieleni. W Iszkaszim wzięliśmy paliwo i skierowaliśmy się dalej do Chorogu. Po kilku dniach spania z namiotem na twarzy marzyliśmy o spokojnej nocy w łóżeczku, o prysznicu... Takie miejsce znaleźliśmy w przybytku zwanym Pamir Lodge Kawa była a gdzie krzesełka?Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 169 Zgłoś ten post Napisano 9 Listopad 2018 28 minut temu, rutkos napisał: Kawa była a gdzie krzesełka? Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka Trawa była gęsta i miękka jak dywan więc nie trzeba było rozkładać krzesełek:-). Prośba-mógłbyś wyrzucić zdjęcia z posta? pozdrawiam trolik Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Pszemo 8 690 Zgłoś ten post Napisano 9 Listopad 2018 @rutkos mam do Ciebie taką prośbę: Czy mógłbyś podczas cytowania wywalać "niepotrzebną" treść/zdjęcia z cytowanego postu? Bo podczas przeglądania trzeba bez sensu przewijać cały poprzedni post, który ma niekiedy do kilkuset wierszy. Z góry dzięki za zrozumienie. 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 169 Zgłoś ten post Napisano 10 Listopad 2018 (edytowane) Celem kolejnego dnia był dojazd jak najbliżej granicy TAJ-KGZ. Po dobrym śniadanku w Pamir Lodge ruszyliśmy w kierunku Murgabuu. Praktycznie zaraz za miastem zaczęły się piękne widoczki, a po dwóch godzinach słoneczko nam dopomogło oświetlając góry zza naszych pleców. Gry kolorów były po prostu cudowne. Zaraz za Chorogiem Radzio miał bliskie spotkanie 3-go stopnia z krową, która w ostatniej chwili przypomniała sobie o swoim stadzie po drugiej stronie drogi i postanowiła przebiec do niego tuż przed Słoniem Dominikiem. Już się cieszyłem na myśl o stekach na wieczór, jednak Radzio jakimś cudem zdążył wyhamować na nierównym szutrze i musiałem obejść się smakiem :-). Droga przez większość czasu była ok-ww miarę równy asfalt. W tym asfalcie jednak co jakiś czas pojawiały się trudno dostrzegalne wgłębienia i przy większej prędkości można było zaliczyć niezły lot...Asfalt zamieniał się w szuter przy podjazdach i zjazdach z przełęczy. Jakieś 50 km przed Aliczur Radzio miał niemiłą rozmowę ze Słoniem Dominikiem. Radzio: K...wa, ch..j, pi...da, du...a nie chce jechać!!!!!Słoń nie odezwał się ani słowem. Właściwie to w ogóle się nie odzywał... Według relacji Radzia Słoń zaczął kichać, bekać, pierdzieć i w końcu stanął. I tyle. Podejrzewaliśmy problemy z paliwem, ale trudno było coś wymyślić na środku niczego. Po kilkunastu minutach Dominik jednak przemówił, ale było to rzężenie starego słonia w zoo tuż przed śmiercią. Radzio postanowił jednak dosiąść staruszka i pogonić go do Aliczur. W wiosce znalazło się "szambo, którym można było rozpuścić szambo znajdujące się już w zbiorniku" (cytat Radzia) i Dominik zaczął chodzić jak pracownik hipermarketu w wieku przedemerytalnym. Jednym słowem dało się jechać dalej :-) Kilka kilometrów przed Murgabem nad głowami przeleciał nam śmigłowiec, który wylądował na środku miasteczka. Po dojeździe na rogatki zostaliśmy zatrzymani przez policjanta-jakiś ważniak przyleciał tym śmigłowcem i zabrał nam prawie godzinę czasu, bo droga została zamknięta....Po tym jakże miłym incydencie zatrzymaliśmy się na noc w hotelu w Murgabie, bo już czuć było wiatr termiczny, a żadnemu z nas nie uśmiechało się spędzenie kolejnej nocy z tropikiem na twarzy. Wieczorkiem zjedliśmy kuraka w sosie garam masala i poszliśmy spać, a wiatr pizgał całą noc. Tego dnia zauważyliśmy, że jakoś tak dziwnie szybko ścierają nam się opony-u mnie przód (Mitas e09), a u chłopaków tył (chyba Pirelli). Zacząłem mieć wątpliwości, czy dojadę do domu na tej oponie, tak samo było z Radziem. Wojtka tył wyglądał znośnie, choć po przejechaniu 3kkm powinien wyglądać lepiej. W dniu 26 sierpnia ruszyliśmy w dalszą drogę, której celem był dojazd do obozu bazowego pod Pikiem Lenina. Było zimno tego dnia-temperatura nie przekroczyła 10 stopni, a na przełęczy Kizył-Art byly 2 stopnie i delikatny opad śniegu. Oba przejścia graniczne poszły nam sprawnie i dwie godziny później byliśmy już pod Pikiem. Pogoda była beznadziejna - wiał wiatr, było zimno i pochmurnie. Gór nie było widać nic a nic. Wielkim plusem za to była jurta i kolacja... :-) Obok naszej jurty rozbiła się w namiocie polska rodzina, która przyjechała autem wynajętym w Biszkeku. Spędziliśmy z nimi miły wieczór. Edytowane 10 Listopad 2018 przez trolik 17 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
dakarowy 25 991 Zgłoś ten post Napisano 10 Listopad 2018 PKP Wysłane z mojego SM-J530F przy użyciu Tapatalka Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Rademenes 27 Zgłoś ten post Napisano 10 Listopad 2018 (edytowane) Opony, które zużyły się nadzwyczaj przedwczesnie to były Michelin Anakee Wild. Lubię te opony ale na dalekowschodnie wyprawy nie polecam. Na przód ta dualowa kostka jest jak najbardziej OK. Na tył najbardziej sprawdzi się jodełka typu Mitas E07 lub Heidenau Scout. Powodem choroby mojego słonia ostatecznie okazał się poluzowany na pamirskim highway'u akumulator Tak zachowuje się GS, kiedy nie styka.... Chodzi tylko na wolnych obrotach lub gaśnie całkowicie nawet na wolnych. Odkryłem to kiedy jadąc w offie jechałem na stojąco i nie dociskalem dupskiem siedzenia, które z kolei nie dociskało poluzowanego akumulatora Wtedy objawy się nasilały... Edytowane 10 Listopad 2018 przez Rademenes 6 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 169 Zgłoś ten post Napisano 11 Listopad 2018 9 godzin temu, Rademenes napisał: Opony, które zużyły się nadzwyczaj przedwczesnie to były Michelin Anakee Wild. Lubię te opony ale na dalekowschodnie wyprawy nie polecam. Na przód ta dualowa kostka jest jak najbardziej OK. Na tył najbardziej sprawdzi się jodełka typu Mitas E07 lub Heidenau Scout. Powodem choroby mojego słonia ostatecznie okazał się poluzowany na pamirskim highway'u akumulator Tak zachowuje się GS, kiedy nie styka.... Chodzi tylko na wolnych obrotach lub gaśnie całkowicie nawet na wolnych. Odkryłem to kiedy jadąc w offie jechałem na stojąco i nie dociskalem dupskiem siedzenia, które z kolei nie dociskało poluzowanego akumulatora Wtedy objawy się nasilały... Kurde patrz jaka ta starość jest wredna-całkiem zapomniałem o przyczynie tej awarii :-). Dobrze że można pisać takie relacje, bo za rok pewnie bym zapomniał o tej wycieczce, a za dwa o motocyklu w garażu:-) pozdrawiam trolik 1 2 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 169 Zgłoś ten post Napisano 12 Listopad 2018 Po obfitej kolacji noc upłynęła nam spokojnie i rano obudziliśmy się w dobrych nastrojach mimo temperatury w okolicach zera. Pogoda znacznie się poprawiła i słonko wychodziło co chwila zza chmur ogrzewając Pik i nas. Śniadanko zaserwowane nam przez gospodarzy jurty było wyśmienite i zmotywowało nas do małego trekkingu w stronę tablicy upamiętniającej alpinistów poległych w trakcie zdobywania góry. Poprzedniego wieczora Radzio miał problemy ze Słoniem Dominikiem i postanowił zrezygnować z trekkingu w celu zmotywowania tego ciężkiego zwierzaka do dalszej wycieczki. Rozmowa chyba nie szła im zbyt dobrze, bo kiedy opuszczaliśmy jurtowisko od strony Słonia leciały steki przekleństw... Wspólnie z Wojtkiem ruszyliśmy pod górę, ale nie zaszliśmy daleko-okazało się, że grubasy zwane świstakami są tutaj bardziej oswojone niż w innych odwiedzanych przez nas miejscach i postanowiliśmy zrobić im małą sesję zdjęciową. Uuups, to nie świstak, ale zdjęcie ładne:-) Najbliżej udało nam się podejść na kilka metrów do tych fajnych zwierzątek Po powrocie zastaliśmy Radzia upaćkanego w smarach, spoconego i wk..go. Okazało się, że system włącznika stopki bocznej w biemdablju składa się z kilku bardzo ważnych podsystemów (w Tenerce za to jest kawał druta:-)), a naprawa zajęła prawie 2 godziny... Trzeba było mierzyć napięcia, mostkować, łączyć, rozłączać...brrr Podobno cała społeczność jurtowiska pomagała pchać słonia w celu odpalenia go po poszczególnych etapach naprawy...szkoda że nas przy tym nie było bo zdjęcia byłyby super....:-) W końcu około 11-tej udało nam się ruszyć w dalszą drogę. Oczywiście jeszcze mała sesja zdjęciowa... Oczywiście nie mogło zabraknąć Radziowej naklejki...:-) Dalsza część drogi przez Kirgistan upłynęła w miarę spokojnie...dla mnie i Wojtka, bo Radzio miał 2 przygody:-) Przygoda 1: Policja. Tak jak pisałem wcześniej moja średnia prędkość przelotowa za dzień wynosi 87 kmh. Jazda w celu utrzymania takiej średniej wymaga dużego skupienia i odrobiny umiejętności, szczególnie w zakresie unikania policji...Tego dnia Radzio miał trochę mniej szczęścia-kiedy przygotowywał się do wyprzedzania jadąc na ogonie toyoty zrobiono mu piękne zdjęcie. Policjanci zaraz Go zatrzymali chcąc pochwalić się swoimi umiejętnościami fotograficznymi i przy okazji sprzedać tą piękną fotografię. W lusterku zobaczyłem to zamieszanie i czym prędzej zawróciłem podniecony w celu uczestnictwa w tych targach Wojtek już tam był i wspólnie z nim obserwowaliśmy Radzia walczącego jak lew z chmarą otaczających go policjantów. Dowód mieli słaby-zdjęcie przekraczającej prędkość toyoty (nie zdążyli jej zatrzymać), a za nią Radzio przygotowujący się do wyprzedzania. Ostatnio widziałem Radzia w takim stanie wkurwienia kiedy okazało się, że tablica naklejkowa nie znajduje się na szczycie przełęczy Ak-Bajtał.... Po półgodzinnej walce Kirgizi zrozumieli ważną rzecz wyrażoną w takich mniej więcej słowach: Poljaki nie płacit, da?. Chórem odpowiedzieliśmy DA!!! Przygoda 2: Kolano Pod koniec wieczora zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na nocleg. Nie było to łatwe zadanie, bo znajdowaliśmy się w gęściej zamieszkanym obszarze Kirgistanu. Po jakimś czasie Radzio wyczaił na mapie potencjalnie fajną miejscówkę i skierowaliśmy się w jej stronę-Radzio jak zwykle prowadził poszukiwania miejsca na spanko. Po kilkunastu minutach błądzenia znaleźliśmy fajne miejsce, ale trzeba było tam dojechać po stromej drodze w głębokim piachu. No nic-ściemnia się i nie ma czasu na wybrzydzanie. Dosłownie dwa metry od miejsca zatrzymania zauważyłem, że tylne koło Słonia Dominika buksuje i chwilę później słoń przygniata nogę Radzia upadając na lewą stronę i siłą rozpędu przesuwa się jeszcze metr do przodu. Radzio nie zdążył się obrócić i jego kolano przekręciło się pod słoniem prawie o 180 stopni. Radzio pięknie ujął to później w słowach: "Tego wieczora zrozumiałem, co to znaczy dosłownie zesrać się z bólu". Szybko zeskoczyłem z Gieni i pomogłem Radziowi wydostać się spod motoru. Z mojego punktu widzenia nie wyglądało to dobrze-nie mógł chodzić, a kolano bolało go również bez obciążania. No ale cóż - Radzio to Kozak z Wybrzeża, a tacy nie poddają się łatwo. Wyrzucił z siebie kilka skomplikowanych wiązanek przekleństw i wziął się za rozkładanie namiotu. Wieczór nie upłynął nam zbyt miło-miejsce nie było najlepsze, a obserwacja kumpla zwijającego się bólu to żadna przyjemność. 19 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Piotreo 2 189 Zgłoś ten post Napisano 12 Listopad 2018 (edytowane) Kurka, wyobraźcie sobie gości, którzy siedzą wgapieni w monitor i czytają tę Waszą relację. Piją piwo (bo tylko to im pozostało) i zaciskają zwieracze z zazdrości... Tak, ja jestem jednym z nich PS. Zajebiaszcza podróż. Dawać więcej pls. Edytowane 12 Listopad 2018 przez Piotreo 2 1 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 169 Zgłoś ten post Napisano 12 Listopad 2018 6 godzin temu, Piotreo napisał: Kurka, wyobraźcie sobie gości, którzy siedzą wgapieni w monitor i czytają tę Waszą relację. Piją piwo (bo tylko to im pozostało) i zaciskają zwieracze z zazdrości... Tak, ja jestem jednym z nich PS. Zajebiaszcza podróż. Dawać więcej pls. Fajnie, że ktoś to czyta :-) pozdrawiam trolik 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
dakarowy 25 991 Zgłoś ten post Napisano 13 Listopad 2018 9 godzin temu, trolik napisał: Fajnie, że ktoś to czyta :-) pozdrawiam trolik Ale są jeszcze tacy co zdjęcia oglądają 1 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach