Skocz do zawartości
trolik

Górny Karabach 2019 by trolik and Wojtek

Recommended Posts

Dzień dziesiąty - w drodze do Armenii!

Po przebudzeniu na pięknym pagórku i po śniadanku u Państwa Papidze pożegnaliśmy się  i ruszyliśmy w dalszą drogę na południowy wschód. Przez pierwsze 30 kilometrów jechaliśmy po szutrowych serpentynach pokonując przełęcz za Goderdzi na wysokości ok 2700 metrów, 

Po wjeździe na asfalt daliśmy się ponieść świetnym zakrętom w stronę Vardzi, gdzie dotarliśmy po około 3 godzinach jazdy. Co można powiedzieć o Vardzi...? Kurde no nie wiem. To trzeba samemu zobaczyć.... Wojtek podsumował tak: lepsze od Haghia Sophia, bo tańsze bilety!! Zresztą sami zobaczcie!

 

Już sam wjazd do Skalnego Miasta zrobił na nas wrażenie - strome, surowe ściany skalne w dolinie, rzeka płynąca w głębokim i stromym wąwozie...Po prostu inny wymiar zwiedzania zabytków. Niestety (a może stety) i tutaj dotarła cywilizacja. Trzeba jednak oddać Gruzinom, że wszystko zrobione jest bardzo fajnie - bilety są tanie, toalety czyste i darmowe, duży parking i minimum ingerencji w samo sedno Vardzi, czyli w skalną ścianę będącą niegdyś domem dla setek ludzi..

DdFTMoc_VkRJwXpOR4-WWiniGGlhvJ_DWJW4WNAB

mSl_TVQsKggetMwM2fUE3wrQOnxIj3xwChuk85h5

Zwiedzanie Vardzi zajęło nam około trzech godzin. W tym czasie pokonaliśmy kilka ładnych kilometrów i kilkaset schodów, zanurzaliśmy się w mroczne komory, cieszyliśmy pięknymi widokami oglądanymi z perspektywy skalnego miasta...Po prostu CZAD!

Ale czas było jechać dalej - Armenia czekała! Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze nieopodal Skalnego Miasta na małą sesję filmową:

Dalsza droga w stronę granicy przebiegła bez większych wydarzeń z wyjątkiem przejścia granicznego - nie dość, że trzeba było zapłacić za strachowkę, to jeszcze musieliśmy wypełnić wriemienny wwoz, za który Ormianie również nie omieszkali nas skasować..Brrrr! Do tego okazało się, że nasz sprytny plan niepłacenia za strachowkę w Gruzji jest do D...y! Gruzińskie komputery pokazały, że dwóch polskich drani nie zapłaciło strachowki przy wjeździe z Turcji i "budiet' sztraf!" Postanowiliśmy jednak przełknąć tą żabę podczas ponownego wjazdu do Gruzji za naście dni...

Przepychanki ze strachowkami na granicy zajęły nam trochę czasu, a słońce w połowie września zachodzi już dosyć wcześnie. Po przejechaniu kilku kilometrów zjechaliśmy więc na polną drogę z zamiarem znalezienia noclegu. Okazało się to niełatwym zadaniem, bo za każdym pagórkiem znajdowaliśmy jakąś ukrytą przed światem wioskę, z której obszczekiwani byliśmy przez czujne psy. Wioski wyglądały naprawdę ubogo- nie miały asfaltowych dróg, brak było nie tylko oświetlenia ulicznego, ale także prądu w domach - po zmroku  przypominały więc one czarne dziury ulokowane między pagórkami oświetlanymi przez księżyc. Znajdowaliśmy się na wysokości ok 2500 metrów, więc wieczorny chłodek dopadł nas już w trakcie gotowania kolacji. Jedliśmy sobie i rozmawialiśmy spokojnie, kiedy nagle poczułem się jakbym siedział na olbrzymim żelku, który wprawiony został w drgania potężnym kopniakiem! Okazało się, że dane mi było przeżyć pierwsze trzęsienie ziemi w moim życiu! Po głównym trzęsieniu nastąpiły jeszcze trzęsienia wtórne, ale Wojtek jako człowiek bywały w świecie wytłumaczył mi o co kaman i resztę bujanek tego wieczora traktowałem już jako fajną rozrywkę:-)

Kolejny wspaniały dzień zakończony fajną przygodą!

  • Like 12

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

 

11 godzin temu, trolik napisał:

Dalsza droga w stronę granicy przebiegła bez większych wydarzeń z wyjątkiem przejścia granicznego - nie dość, że trzeba było zapłacić za strachowkę, to jeszcze musieliśmy wypełnić wriemienny wwoz, za który Ormianie również nie omieszkali nas skasować

Skubańcy, chyba z tym wriemiennym wwozem kombinują zależnie od przejścia … My przekraczaliśmy granicę Gruzja/Armenia  w Sadakhlo, po stronie ormiańskiej wszystkie kwity wypełnił urzędnik w okienku bardzo szybko i całkowicie za free , a jeżeli chodzi o gruzińską strachowkę to od tego roku właśnie wprowadzili obowiązkową dla obcokrajowców (Gruzini nie muszą mieć ;)

Ale kij tam … zazdroszczę trzęsących żelków :) , filmiki oczywiście superanckie, bardzo mi się podoba ten Twój hiper krótki metraż  :) Dawaj dalej :default_icon_beer:

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
10 minut temu, Dziadek napisał:

Skubańcy, chyba z tym wriemiennym wwozem kombinują zależnie od przejścia …

Nie nowina. Daleko nie trzeba szukać jak u naszych wschodnich sąsiadów. Tam co przejście to inne procedury zależne jak dziś czapka leży u białoruskiego celnika. 
W Połowcach trzeba wpisać własny adres domowy w deklaracji celnej i nawet ścigają za ilości wywożonego alkoholu, szlugów, wędlin, co jest kompletną bzdurą i wymysłem celników by osztrafować klienta z Polski, a w Kuźnicy dostaje się karteczkę do zbierania pieczątek ale wywieźć można prawie wszystko i dowolnych ilościach, za to w Druskiennikach oprócz wypełnienia deklaracji celnej nie trzeba robić nic, wszystko sami wpisują w systemie komputerowym. 

A najbardziej ich wqurwia to, że ktoś może być czysty, zachowywać się na luzie i się jeszcze uśmiechać.

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Czad relacja i tak, jak powiedział Dziadek: filmiki po 20-30 s to strzał w dziesiątkę!

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień dwunasty - Góry Gegamskie

Przebudzenie na przygranicznym biwaku nie należało do najprzyjemniejszych – przez pół nocy padał deszcz, a rano temperatura wynosiła 3-4 stopnie.

Z okolicznych gór majestatycznie spływały ciemne chmury niosąc ze sobą potencjał kolejnego deszczu, więc czym prędzej wypiliśmy kawkę, wciągnęliśmy śniadanko i po spakowaniu udaliśmy się w kierunku Erewania. Udało nam się to w ostatniej chwili, bo wyjazd z doliny ‘umilał’ nam już rzęsisty deszcz.

ZLaErC9Uqaa1sWfSw9D-2k9rzVKBSayTQTDHe1mr

Droga przebiegała sprawnie, a ruch nie był zbyt wielki; od czasu do czasu wspinaliśmy się na przełęcze, mijaliśmy zabiedzone wioski i dziesiątki patroli policyjnych polujących na nie wiadomo kogo. Dziadek dał nam namiar na Dom Polski w Gyumri, ale byliśmy tam w samo południe więc za wcześnie na nocleg, także po małych zakupach pojechaliśmy dalej. Wrażenie przebywania w ubogim kraju trwało praktycznie do momentu wjazdu do centrum Erewania, zaś sama stolica Armenii przywitała nas ciepełkiem, choć słońca nie było zbyt wiele. Po zalogowaniu się w hotelu i rozwieszeniu gratów do suszenia udaliśmy się na rekonesans.

V2YK7tR1-I-S_7I1fZNmDKhILrv6mqmW9MMhfD5B

S3IZTFmzlwQ4t2PTRpHQds9yjGXl4to0UlYgF3VA

Pozwolę sobie w tym miejscu na dygresję polityczno-socjologiczną. Nie śledzę zbyt wytrwale wydarzeń politycznych w tamtym rejonie, ale po wojnie o Górny Karabach Armenia zbliżyła się politycznie do Rosji. No i było to widoczne…Tuż za granicą mieliśmy wrażenie, że wjechaliśmy do państwa policyjnego, a wrażenie to pogłębiało się wraz z kolejnymi przejechanymi kilometrami. Auta policyjne stały za każdym prawie zakrętem, policjanci non stop buszowali w bagażnikach samochodów lub gadali przez te swoje megafony. W Erewaniu było to już przegięcie pały – miałem wrażenie, że wciąż jedzie za mną auto policyjne na sygnale z mundurowym  w środku gadającym bzdury przez megafon. Miasto samo w sobie nie było złe, ale ten brak poczucia wolności osobistej źle na mnie wpływał.

Następnego dnia rano spakowaliśmy się i umknęliśmy z cywilizacji w kierunku Gór Gegamskich. Pierwszym postojem była miejscowość Garni, gdzie znajduje się świątynia rzymska. Droga była całkiem spoko, ale wjazd do Garni przypominał przejazd przez Krupówki, a sama świątynia była oblężona przez niemieckich turystów – podejrzewam, że bliskość Erewania i łatwość dojazdu powodowała to niekoniecznie przyjemne dla nas zjawisko. VpZ47YY1oky4jple_K6SwCYAizo0gm4toxt-fyfL

9PhFuraONZFTCt_uvPhEsCpKE8K5Ps0yqbXWUmF9

Podobnie było z klasztorem Gegard – już na dojeździe widzieliśmy klika autokarów i wysypujących się z nich turystów. Po podjechaniu bliżej postanowiliśmy  więc zawrócić i zrobić to, co misiaczki lubią najbardziej: WJECHAĆ W GÓRY!!!:-).

 

Nie udało nam się zwiedzić klasztoru Gegard od dołu, więc postanowiliśmy obejrzeć go od góry....:-)

Celem tego dnia był nocleg nad jeziorem Komeritmiunt, ale już sama droga do niego była nieziemska. Pogoda nie była dla nas szczególnie łaskawa – deszczu nie było, ale gęste chmury maszerowały nad nami strasząc opadem w każdej chwili. Na szczęście po wjeździe do góry od czasu do czasu spoglądało na nas słoneczko. Góry Gegamskie to tak naprawdę płaskowyż położony na wysokości ok. 2500 metrów, z którego co jakiś czas wystają wyższe lub niższe stożki wulkaniczne. Najwyższy stożek widziany przez nas miał wysokość  (jeśli się nie mylę) ok. 3500 metrów.

Już pierwsze podjazdy pokazały nam, z czym mamy do czynienia – kamienie wielkości główki dziecka (baby heads), mokra trawa i śliskie błoto na sporadycznie występujących drogach to była nasza nawierzchnia przez najbliższe 100 kilometrów. Nie spieszyliśmy się nigdzie – droga nie była zbyt łatwa dla naszych obciążonych osiołków, a widoki po prostu nie pozwalały jechać szybko.

Jedynymi ludźmi spotkanymi przez nas w Górach Gegamskich byli Pasterze Jezydzcy (na naszej drodze spotkaliśmy Ich siedmiu. Tu będzie kolejna dygresja polityczno-socjologiczna: Jezydzi to mniejszość etniczno-religijna (wcześni Chrześcijanie), zamieszkująca podobnie jak Kurdowie pogranicza kilku krajów w tamtym rejonie, szczególnie północ Syrii. W czasie wojny syryjskiej ISIS stosował wobec Jezydów praktyki rodem z Hitlera – mordował całe wioski, gwałcił kobiety i tak dalej. Niektóre kraje przyjmowały Uchodźców Jezydzkich (na przykład Niemcy i Armenia). Mój kraj (z tego co wiem) nie przyjął Uchodźców Jezydzkich. Jest mi z tego powodu bardzo przykro i wstydzę się. Spotkania z tymi Ludźmi traktowałem jako wyróżnienie i bardzo cieszyłem się widząc Ich w naszym pobliżu.

Po kilku godzinach pięknej jazdy dotarliśmy do jeziorka. Więcej już nie będę pisał: popatrzcie sami.

Po chłodniej nocy na wysokości około trzech tysięcy metrów obudziło nas piękne słoneczko i taki oto widok:

 

Edytowane przez trolik
  • Like 9
  • Thanks 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Po raz kolejny: Super to "malujesz" fotograficznie, z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.

Mała uwaga - to nie wojna o Górski Karabach zbliżyła Armenię do Rosji...właściwie ten konflikt w pewnym senie nawet rozluźnił tą zależność (wystąpienie w ONZ), ale to nie miejsce do takich dyskusji....

Pisz dalej.....

  • Like 3

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień trzynasty: walka w Gegamie i zasłużona nagroda...

Przebudzenie nad jeziorem nie należało do najprzyjemniejszych - nawet tak daleko na południe temperatura na wysokości 3000 metrów potrafi spaść nad ranem do -5 stopni:-). Piękny widok na Ararat i oszałamiająca cisza rekompensowały jednak chłodne powitanie nowego dzionka. Trudno było się spakować, a kawa nie chciała się skończyć. Odległy Ararat czarował nas bez przerwy, a atmosfera nad jeziorem wytwarzała dodatkową grawitację, która nie pozwalała naszym tyłkom oderwać się od krzesełek...

Kolejne przygody jednak czekały, więc NAPRZÓD!!!:-)

To, co widzieliśmy na naszych mapach zupełnie nie zgadzało się z rzeczywistością i całą trasę przejechaliśmy na azymut. Od czasu do czasu spotykaliśmy pasterzy, którzy pomagali wybrać nam właściwy kierunek w taki sposób, aby efektywnie omijać stożki wulkaniczne.

Przez kilka pierwszych kilometrów droga nas rozpieszczała - kamienie pozwalały na łapanie trakcji na podjazdach, a suche podłoże dbało o nasze bezpieczeństwo

Stopniowo jednak ta sielanka zaczęła się zmieniać wraz z naszą wspinaczką w wyższe góry - miejsce jakichś tam dróg zajął brak jakichkolwiek dróg, a kamienie zostały zastąpione mokrą trawą. Nasze adwenczurowe opony słabo sobie radziły w takich warunkach. Efcia miała tutaj szczególnie ciężko, bo Wojtkowe przydasie przeniosły środek ciężkości do góry motocykla. Efekt był taki, że piękny i drogi strój beemwe wycierał się często o armeńską trawę...:-)

Księżycowy krajobraz prowadził nas wciąż w kierunku jeziora, jednak nasza radość z jazdy w tym pięknym miejscu ustępowała miejsca zmęczeniu. Ciągłe ślizganie się na mokrej trawie nie pozwalało na sycenie się widokami - na szczęście zatrzymywaliśmy się często żeby strzelić sobie jakąś słit focię czy dronika.

oM7mLqBQj-mdKfGKRte1vsvZX_CHOc1KpsejUfxo

Po kilku godzinach walki z mokrą trawą rozpoczęliśmy zjazd z gór w kierunku jeziora Sewan. Z jednej strony cieszyłem się z tego, bo kończyła się nasza nierówna walka ze ślizganiem, zimnem i głodem. Z drugiej strony zakochałem się w tym dzikim miejscu i chciałem tam zostać na zawsze. Mam nadzieję, że będzie mi dane odwiedzić Góry Gegamskie jeszcze kiedyś.

Na poniższym filmie nie widać tego, ale jezioro Sewan jest ogromne!! Jego widok działał na nas jak plaster szyneczki, jak chlebek, jak parująca golonka, jak fryteczki, jak kebabik...:-)

Po zatankowaniu brzuszków i zbiorników w miasteczku na dole ruszyliśmy wzdłuż jeziora w kierunku Górnego Karabachu!!! Nie mam zdjęć znad jeziora, bo takiego syfu na plażach nie widziałem chyba nigdzie...Pominę ten aspekt milczeniem...

Po minięciu jeziora zaczęliśmy wspinać się na przełęcz dzielącą Armenię od Górnego Karabachu. Brzydko nie było..Wspólnie z Wojtkiem doszliśmy do wniosku, że na tych serpentynach każdy gieesiarz miałby orgazm za orgazmem...:-)

Po zjeździe z przełęczy na drodze stanął nam posterunek graniczny , choć granicy nie ma....Taka jest rzeczywistość w tamtych rejonach. Później podobne zjawisko napotkaliśmy jadąc z Rumunii przez Mołdawię do Ukrainy. Człowiek uczy się całe życie...No cóż - mam nadzieję, że nie będzie tam wojny kiedy pojawię się kolejnym razem.

Procedura graniczna zajęła nam chwilkę i ruszyliśmy w dalszą drogę. To, co nastąpiło później.....Hm....Dziadek miał rację mówiąc mi, że to jedna z najpiękniejszych dróg, po jakich jechał.... Popatrzcie sami

Po zjeździe z asfaltu skierowaliśmy się w kierunku gejzerów Zuar. Kurde nie wiem co mam pisać więc pokażę :-)

Po około godzinie pięknej jazdy dotarliśmy do Zuar. Mogę powiedzieć tak: było warto mrozić tyłek w Górach Gegamskich....:-). To co działo się w Zuar to już opowieść na kolejny odcinek... :-)

 

 

Edytowane przez trolik
  • Like 13
  • Thanks 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
19 minut temu, trolik napisał:

Dzień trzynasty: walka w Gegamie i zasłużona nagroda...

Po obejrzenie tego odcinka same cisną się na usta słowa...

Cytuj

Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć: orzeźwia moją duszę. Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoje imię. Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Twój kij i Twoja laska są tym, co mnie pociesza. Stół dla mnie zastawiasz wobec mych przeciwników; namaszczasz mi głowę olejkiem; mój kielich jest przeobfity. Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną przez wszystkie dni mego życia i zamieszkam w domu Pańskim po najdłuższe czasy.

Jestem pod wrażeniem!

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Kurcze, kawę sobie specjalnie zrobiłem na okoliczność oglądania i oglądam ... raz , drugi ... no i nie ma wybacz muszę jechać raz jeszcze tylko chyba na trochę dłużej :) 

A widzę, że moczycie się w tym gorętszym kociołku, no to musiało Was dobrze przypizgać w górach :D . Dawaj dalej bo się doczekać nie mogę :default_cafe2: 

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Dnia 20.12.2019 o 16:13, Dziadek napisał:

 A widzę, że moczycie się w tym gorętszym kociołku, no to musiało Was dobrze przypizgać w górach

Siedząc w gorącym kociołku miałem wrażenie, że jajka już będą do niczego...

Dlatego testuję je dosyć często i ku mojemu zdziwieniu jest ok!:-)

pozdrawiam trolik

  • Like 1
  • Haha 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień czternasty: Aram, czyli gościnność po karabachsku.

Po zimnej nocy w Górach Gegamskich i walce z mokrą trawą gorąca woda gejzerów Zuar była cudownym doświadczeniem dla naszych zmarzniętych tyłków. Miejsce w którym się rozbiliśmy było czymś w rodzaju kempingu - oczywiście według standardów postsowieckich, czyli wszystkie śmieci wrzucane były do dołu 20 metrów od nas, brak było bieżącej wody, a toalety trzeba było omijać szerokim łukiem. Ale nic to - co kraj to obyczaj, a my nie jesteśmy od krytykowania kogokolwiek i czegokolwiek. Okazało się, że kemping jest miejscem spotkań i imprez dla ludzi mieszkających w dalszej i bliższej okolicy. Przez całą noc ruch był jak na Krupówkach, grzmiało armeńskie diskopolo i słychać było typowe przy takich okazjach wrzaski.

Dwóch wariatów z Polski i ich wielkie motocykle wzbudziło zrozumiałą ciekawość wśród imprezowiczów. Przezornie nie dotykaliśmy więc naszych zapasów jedzenia wiedząc, że zaproszenie jest tylko kwestią czasu...

Aram jest strażakiem i podobnie jak inni przyjechał ze swoją ekipą poimprezować do Zuar. Dzięki Niemu i reszcie Chłopaków w trakcie imprezy dowiedzieliśmy się jak żyje się w tej krainie, o jej historii oraz o ludziach. Nie można też zapominać o jedzonku...MNIAMMM! Warzywa  bez chemikaliów, mnóstwo granatów, mięsko świeżo ubitej owieczki...Melodia dla naszych brzuszków.

Rozmawialiśmy o wielu aspektach życia w Górnym Karabachu - ja wspomnę tutaj o jednym, czyli wojnie Armeńsko - Azerskiej. Po zajęciu tych terenów i zakończeniu działań wojennych Ormianom bardzo zależało na przekonaniu społeczności międzynarodowej o wieloletniej, chrześcijańskiej przeszłości tej krainy. Celem była oczywiście legitymizacja zdobyczy terytorialnej. Skutkiem tej działalności była między innymi kampania odbudowy zabytków chrześcijańskich, czyli Monastyrów. Dostaliśmy namiary na kilka z nich od Arama i postanowiliśmy zwiedzić je następnego dnia. Lecz na razie trwała impreza...:-)

07F7ic5Dwpnl--7poSeEhyg0r6zWTTml4q2ro3-C

NqyzoJkS0S9vGs6Cye7vIJJEPmAePkit0BnWjuER

Położyliśmy się spać coś około godziny trzeciej nad ranem mając nadzieję, że imprezy obok nas również skończą się niedługo. Niestety nie doceniliśmy wytrwałości miejscowych ludzi i pojemności ich akumulatorów. Wrzaski i ryk diskopolo trwały do białego rana...Wojtek zaprawił się samogonem i spał jak dziecko, niestety ja jako niepijący męczyłem się do rana. Rano na szczęście była nagroda...

Po kąpieli w Gejzerze, śniadaniu z Chłopakami i spakowaniu gratów ruszyliśmy w dalszą drogę szlakiem ormiańskich Monastyrów. Ruch na drodze był minimalny, asfalt dobry, więc nasze osiołki żwawo pokonywały piękne winkle

Pyrkaliśmy sobie w  ten sposób cały dzień, od czasu do czasu tankując paliwo lub brzuszki w zależności od potrzeb.To była jazda w motocyklowym raju- spokój, piękna pogoda, przyjaźni ludzie, cudowne widoki. Wspomnę tu jeszcze o jednym zjawisku bardzo dla nas miłym:  przez cały nasz pobyt w Górnym Karabachu czuliśmy się bardzo bezpiecznie zarówno na drodze jak i wśród ludzi. Wydaje mi się, że ciągłe zagrożenie konfliktem powoduje szacunek dla życia i zdrowia innych oraz daje umiejętność czerpania radości nawet z małych rzeczy. Spotykani przez nas ludzie byli uśmiechnięci i pomocni mimo niełatwych warunków życia. A może piękno Ich kraju skutkowało takim zachowaniem...?? Nie wiem, Dla nas jednak było to super przeżycie i długo pamiętane doświadczenie.

Po cudownym dniu jazdy rozbiliśmy się na biwak w hotelu miliongwiazdkowym...

Kn136zIOLrMheJH31dLeHtgJ9CSS6fipIniVB6a-

To był piękny dzień.

  • Like 11

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Super wyjazd, ale rozbiliscie się w takim miejscu, że za potrzebą do najbliższego lasu możnaby nie zdążyć ;)

Ride, eat, sleep, repeat!

  • Haha 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień piętnasty: wyjazd z Górnego Karabachu i zwiedzanie Khondzoresk

Tej nocy spało nam się bardzo dobrze...

4p1BNQr_IURZZvcryQGDrtRvOorKrl1g8kM2Mp8o

qVwVEdvyGlekZCLQt1_c9NE6sQ3sjOeRxLnQ_q5H

Celem tego dnia był wyjazd z Górnego Karabachu i wizyta w skalnej wiosce Khondzoresk. Jak już jednak pisałem wcześniej, celem była dla nas sama droga i nie przejmowaliśmy się za bardzo tym, czy dojedziemy w określone miejsce czy też nie.

Po przebudzeniu na ściernisku i wysuszeniu namiotów ruszyliśmy sobie spokojnie dalej.

Teraz będzie mała dygresja socjologiczno - gastrologiczna: w trakcie wypraw dużą rolę przywiązujemy do tego co, jak i gdzie jemy. Na szczęście mamy z Wojtusiem podobne gusta w tym zakresie i chciałbym je przedstawić na przykładzie jednego z obiadków. Po kilku godzinach cudownego pyrkania postanowiliśmy zatrzymać się na tankowanie brzuszków i znaleźliśmy w tym celu wielce obiecujące miejsce

e24N42jZUPEgoR2clU42NDf01-EvxldAEl70lCQa

Tę jakże prestiżową restaurację prowadziła Rodzina składająca się z Mamy, Taty i Córki. Bardzo fajni, mili i uśmiechnięci Ludzie zaproponowali nam na początek supersmaczne soczki wyciskane, a w tym czasie Gospodarze zajęci byli przygotowaniem nam jedzonka.

8Te_ZNMBO1Qzn-BJaD7z1dO5vOccUmtRWABolQCG

Po kilku minutach nasz stół wyglądał tak:

DBQN_94b2h-ddDutK5UzZqaE5ULwYm1vVo3yOXkE

Jedzonko było super prześwietne, a miła rozmowa z Gospodarzami dodała tylko smaku naszej uczcie. 

Po obiadku ruszyliśmy w stronę granicy. Droga wyjazdowa była cudowna, a widoki po prostu nie pozwalały nam jechać.

Po jakimś czasie wspięliśmy się na przełęcz oddzielającą Górny Karabach od Armenii, a widok po prostu wyrwał nas z butów

Podsumowując naszą krótką wizytę w tej krainie mogę powiedzieć, że zdecydowanie za mało czasu poświęciliśmy na przygotowanie trasy przez Górny Karabach. Jestem przekonany, że można tam spędzić co najmniej dwa tygodnie pięknej jazdy przeplatanej fajnym ofem, zwiedzaniem, dobrym jedzonkiem i rozmowami z ludźmi. Mam nadzieję, że będzie mi dane odwiedzić to piękne miejsce raz.

Po zjeździe z przełęczy skierowaliśmy się do armeńskiego odpowiednika Vardzi, czyli skalnej wioski Khondzoresk.

Khondzoresk położony jest na ścianie głębokiego wąwozu, na którego dnie płynie wartka rzeka. Zaparkowaliśmy motocykle po drugiej stronie wąwozu i udaliśmy się przez most do wioski.

sidUIDmy6bg9nZ9y6J817BVBwipeylCyswi_I4g1

uWvMptndu1YFdkVTL9l89yaOi6NxTU9X8iAxGZdt

6MXNs35xtnPkOIE59nxkxHOM1-tQdXMug-IU_IMG

W czasie dronowania na moście dron mi zwariował z powodu dużej ilości metalu i o mało nie spadł do wąwozu. Na szczęście udało mi się go złapać, ale śmigła zostały uszkodzone i musiałem drałować pół godziny po stromej ścianie do motocykla po nowe śmigła. Kilka filmów zostało zrobionych, ale byłem wykończony tym bieganiem - może dlatego nie potrafiłem cieszyć się pobytem w wiosce, choć było naprawdę wspaniałe...Może Wojtek coś byś napisał..???

Z Khondzoresk skierowaliśmy się do miasta Goris szukając po drodze noclegu. Niestety okolica była sucha i nocleg znaleźliśmy kilkanaście kilometrów za Goris w małej dolince w pobliżu jakiejś wioski. Dzięki strumykowi mogliśmy się umyć po dwóch dniach jazdy...:-)

Hhc1MnKx0Xe2FhWOualf_GM3OqltNjvjailh0SmE

fsMxtmcc85tqdV8ggClPm7f9fETTYTq6Ac938y2C

diL-oAGDfZq30Gm1lZVPRXjjEjjibDnYUa_PpSIM

Wieczorem przyszli do nas miejscowi i poczęstowali granatami i winem. Fajnie się z nimi gadało, ale byliśmy naprawdę zmęczeni i po rozłożeniu namiotów i jedzeniu poszliśmy spać. Rano z kolei mieliśmy takich gości...:-)

tJkdTRRK81GIMLw_wkgOFwsjiMnHrDCyUmxOHpNn

Edytowane przez trolik
  • Like 11

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Czytam, chłonę i nadziwić się nie mogę! Świetny wyjazd, świetna relacja!

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Fotek niet!

Ride, eat, sleep, repeat!

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
27 minut temu, Jezier napisał:

Fotek niet!

Ride, eat, sleep, repeat!
 

Kurde do tej pory było ok...U mnie zdjęcia są w albumie udostępnionym na guglu...

pozdrawiam trolik

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień szesnasty - cudowny Noravank.

Po obudzeniu i przywitaniu z konikami zebraliśmy się powoli do dalszej jazdy. Droga wiodła nas pustynnymi płaskowyżami, które oddzielone były od zielonych dolin pięknymi serpentynami. Natychmiast prawie po wjeździe do Armenii pogorszyło się też bezpieczeństwo jazdy - dwa razy miejscowi wariaci na drodze chcieli nas zabić tego dnia, więc trzeba było mieć oczy dookoła głowy...

Po drodze spotkaliśmy również pstrąga, którego sami wybraliśmy sobie z basenu znajdującego się przy górskim potoku...:-)

r7zx8Nzvbvmx2VrsdJYG7Ti1uJ3Mm0hKd8-dWuuz

Droga prowadziła nas do miejsca o nazwie Noravank. Wiedzieliśmy, że jest tam jakiś monastyr, że trzeba będzie telepać się kilkanaście kilometrów jakąś doliną żeby się tam dostać...Do tej pory monastyry były fajne, drogi do nich też niczego sobie. Trudno, co robić - zaliczymy jeszcze jeden monastyr tego pięknego dnia...

Ach Ignorancjo ty moja kochana!! To co zobaczyliśmy po wjechaniu do doliny było po prostu z innej planety. W czasie tej wyprawy byliśmy już kilka razy wyrwani z butów - tym razem w butach zostały nawet skarpetki...

MvL_ycBVW3WiTkG2rECbh0grqseLAfjNUm-duDXh

W Noravank nie daliśmy się odstraszyć turystom - stawka była zbyt wysoka:-). Przez cały pobyt w dolinie miałem poczucie nierzeczywistości związane z faktem, że miejsce to było tak inne od wszystkiego co znałem. Podczas wyprawy wiele rzeczy było dla mnie nowych i wydawałoby się, że trudno będzie mnie już zaskoczyć. Dolinie Noravank  i Monastyrowi udała się sztuka. Mogę dodać tylko jedno - kto nie był niech żałuje!

Po kilku godzinach i nasyceniu się pięknem tego miejsca ruszyliśmy w dalszą drogę do jeziora Sewan.

Przejeżdżaliśmy już brzegiem tego wielkiego jeziora udając się do Górnego Karabachu - teraz droga ponownie prowadziła nas wzdłuż jeziora z powrotem do Gruzji. Na razie jednak trzeba było znaleźć nocleg w jakimś fajnym miejscu, co nie było wcale takie proste ze względu na bałagan panujący przy brzegu. Po dłuższych poszukiwaniach udało się na szczęście znaleźć fajną miejscówkę osłoniętą od wiatru.

Po rozłożeniu gratów i zrobieniu kawy naszą uwagę przykuło zjawisko zstępowania chmur po drugiej stronie jeziora. Widziałem coś takiego wiele razy w górach, ale nigdy w takiej skali. Powiem szczerze, że byliśmy trochę przestraszeni tym widokiem...

aPfwan4Yvq-ADuN_eKk1GOZkupXTynchGn04dat7

BRStx5aNtdDGMiVT0iT4B226J2e9nTfJV0U1qbKE

NHNV1OQob4YFUCwZsJoi3v82NMY555kZoIhrKad2

Na szczęście jednak wszystko uspokoiło się wieczorkiem i mogliśmy zapaść w zasłużony sen:-)

9lEA7pY9AieTHlAJSlBuqKjjJZrlex7LbgnMfQZT

To był piękny dzień

 

  • Like 6

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Przejeżdżając tamtędy gadaliśmy o wrażeniu jakie kiedyś wywarł na nas rumuński Bicaz  ... ;) Taaaak  droga przez wąwóz do Noravank to inny wymiar :D. Podobnie jak sam monastyr na tle skalnej ściany .... Ani film, ani fotki nie są w stanie tego oddać, tam trzeba być. Zajebiście, dawaj dalej !!! Armenii i Karabachu nigdy za dużo :D

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Kurde, ale w tapatalku fotek nie widać

Wysłane z mojego SM-J730F przy użyciu Tapatalka

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

 

Dzień siedemnasty i osiemnasty: jedziemy do Gruzji!

Po wietrznej i chłodnej nocy nad jeziorem Sewan obudziło nas piękne słoneczko, a temperatura szybko wzrosła do ok. 20 stopni. Poranna kawka i  śniadanko z pięknym widokiem zmotywowały nas do dalszej drogi, więc ruszyliśmy w stronę granicy Armeńsko – Gruzińskiej ciesząc się fajnymi serpentynami i małym ruchem na całkiem dobrym asfalcie.

 

Na granicy nastąpiło katharsis – gruzińscy celnicy tak jak obiecali oczyścili nas z 200 lari za brak strachowki na poprzednim wjeździe….do tego doszła oczywiście opłata za strachowkę na obecny wjazd…Witamy w Gruzji…J Cała operacja zajęła nam chyba z godzinę, bo była kolejka do kasy bankowej, ale koniec końców daliśmy radę i śmignęliśmy w kierunku monastyru Udabno. Od samej granicy zaczęły nas gonić chmury burzowe – jedna z nich była szczególnie natrętna i kilka razy zahaczyła nas deszczem. Ze względu więc na to chmurzysko i na zbliżający się wieczór zalogowaliśmy się w znalezionym na chybcika hotelu, który okazał się całkiem fajną miejscówką w cenie 20 złotych polskichJ. Rankiem po śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę przejeżdżając na początku przez przedmieścia Tbilisi – dzielnica ta nazywała się Rustavi i przypominała Nową Hutę w Krakowie – smog ścielący się po ziemi, mnóstwo kominów, torów kolejowych i innych tego typu udogodnień cywilizacyjnych… Na szczęście udało nam się szybko opuścić tę jakże ponętną krainę i zaczęło się to, co misiaczki lubią najbardziej…

Po dojeździe do monastyru Udabno spotkaliśmy trzy dziewczyny z Polski, które zdały nam relację z wizyty w tym zabytku. Relację można podsumować tak: nuda! J. Wojtek niedowiarek pofatygował się jednak 50 metrów wyżej i 300 metrów dalej do monastyru płacąc za to nawet jakieś monety. Ja jako przyszywany Poznaniak szukałem w tym czasie miejscówek do dronowania, bo widoki były przepyszne… i to prawie dosłowne przepyszne, bo te skały wyglądem przypominały mi smaczny, ociekający tłuszczykiem bekon…

g2lzp9pU8_i9NImxeMZfvCg7PrGqmoLObNp2F7CR

Po sesji zdjęciowo - dronowej w Udabno ruszyliśmy w drogę do Omalo.

 - przygoda pierwsza: pozbycie się 50 lari za wyprzedzanie na linii ciągłej. Tomek

 - przygoda druga: pozbycie się (przez wymianę J)przedniej opony targanej na bagażniku przez 10 tys. kilometrów. Wojtek

 - przygoda trzecia: wymieszanie gruzińskich snikersów z winogronami i wynikła z tego wojna gazowa. Tomek i Wojtek.

Bx4QjiKA6sOenMBVrJEoEnveEaOwygzf9nP7Xz5U

 - przygoda czwarta: CUDOWNA DROGA DO OMALO.

 - przygoda piąta: najlepsze żarcie w moim życiu. Tutaj trochę się rozpiszę, bo to dygresja kulinarna ma być. W poprzednim wcieleniu miałem fuchę polegającą w dużej mierze na jedzeniu i w związku z tym z niejednego stołu zawijałem różne smakołyki. Stoły te bywały naprawdę wykwintne i umieszczone w różnych krajach – miałem więc również przegląd kuchni z całego prawie świata. Piszę te słowa, bo żadna z wyżej wymienionych wyżerek nie umywa się do tego, co spotkało nas w drodze do Omalo. Ze względu na zapadający wieczór rozbiliśmy się na biwak w małej dolinie tuż przy drodze. Tak się złożyło, że kilka minut po nas do doliny tej zawitali pasterze goniący stado owiec do miasta. Po przywitaniu zaprosili nas oni na kolację, więc po zgarnięciu gruzińskich snikersów (tylko to mieliśmy) udaliśmy się do ogniska, nad którym skwierczały już szaszłyki ze świeżo zadźganego baranka. Uczta to jedyne słowo przychodzące mi na myśl godne użycia w tej sytuacji. Takiego baranka, takiego chlebka i takiego miodu nie jadłem nigdy w życiu. Na samą myśl o tych smakołykach łezka kręci mi się w oku. To było najlepsze jedzonko w moim życiu. Oczywiście smaku barankowi dodawały rozmowy z pasterzami, którzy mówili dobrze po rosyjsku. Spędziliśmy przy ognisku na jedzeniu i rozmowach chyba z dwie godziny – dwie wspaniałe godziny, warte były telepania się z Polski na motocyklach. Na poniższym zdjęciu obok Wojtka widać Bacę, z którym było trzech Juhasów.UIvgg3YrPbUrwjr7Yingl0IPx8bnExrcheMKw1_b

Po powrocie do namiotu byłem tak objedzony, że nie było mowy o śnie – dzięki temu spędziłem pół nocy gapiąc się w rozgwieżdżone, niezakłócone cywilizacyjnym smogiem, piękne niebo. A rano…było tak:

JFqSnu0A5zM0YP7yf9yAX-zEsUk8L9x81KmNs5df

h3u4mY42hG-VNrjLwLlZdrhoK6gb4ENldJplNOzs

  • Like 11

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Świetne są te filmiki.

Na smak jedzenia ma też wpływ ,,magia chwili,,. Kromka chleba ze śmietaną i cukrem na wakacjach u babci smakowała o niebo lepiej niż szynka w domu.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
7 godzin temu, Mario 6na9 napisał:

Świetne są te filmiki.

Na smak jedzenia ma też wpływ ,,magia chwili,,. Kromka chleba ze śmietaną i cukrem na wakacjach u babci smakowała o niebo lepiej niż szynka w domu.

Na smak jedzenia ma też z pewnością wpływ wytworność towarzystwa:-). Wygląda na to, że żarcie z prezydentami i ministrami nie smakuje mi tak dobrze jak z Gruzińskimi Pasterzami:-)

Pozdrawiam trolik

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
13 godzin temu, NorthWest napisał:

Faktycznie... jakość filmików z drona robi robotę.

Mały, ale wariat:-)

pozdrawiam trolik

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.

Zaloguj się teraz

×