Skocz do zawartości
trolik

Górny Karabach 2019 by trolik and Wojtek

Recommended Posts

 

Dzień dziewiętnasty: Niemieccy Gieesiarze.

Po przebudzeniu w dolince i po śniadanku poszliśmy się pożegnać. Stado z Pasterzami już ruszyło - został tylko Baca, któremu jeszcze raz podziękowaliśmy za gościnę. Droga do Omalo zajęła nam około godziny. Sama wioska jest położona na takim śmiesznym pagórku znajdującym się pośrodku wielkiej doliny - żeby wjechać do wioski trzeba więc najpierw wjechać do doliny, a następnie wspiąć się kilkadziesiąt metrów w pionie na wspomniany pagórek. Dla nas oznaczało to fajne serpentyny w kopnym piachu

Z tej dziwnej topografii wioski zdaliśmy sobie sprawę  dopiero wieczorem, Kiedy rozłożyliśmy się na biwak. Po wjeździe do Omalo ukazały nam się widoki tego typu...

GajNGii_Qf51aIMgntNoT0hC25ruggiFxEyd3s1j

Trudno było jechać dalej widząc takie cuda. Rozłożyliśmy się więc na pierwszej napotkanej polance i cieszyliśmy pięknem tego miejsca popijając kawkę.

Po kawce ruszyliśmy dalej w kierunku twierdzy królującej nad wioską. Sama wioska nie zrobiła na nas większego wrażenia, ale nie była też jakoś szczególnie brzydka.

 

Po sesji dronowo-zdjęciowej w twierdzy ruszyłem samotnie do Dartlo, a Wojtek został w Omalo ze względu na niewielką ilość paliwa pozostałą w brzuszku Efci. Droga do Dartlo zajęła mi może pół godziny, a na miejscu znalazłem wioskę klejącą się pięknymi budynkami do stromej ściany doliny. Poniższy film nie jest może najlepszy technicznie, ale widać na nim praktycznie całą dolinę Dartlo

Po obiadku ruszyłem w drogę powrotną do Omalo

Po powrocie do Omalo odnalazłem Wojtka i ruszyliśmy na poszukiwanie miejsca na nocleg. Po kilku minutach znaleźliśmy jedynie słuszne miejsce - małą łączkę położoną na krawędzi ponadstumetrowej przepaści...:-)

W trakcie rozbijania biwaku usłyszeliśmy warczenie Afry - okazało się, że to Siergiej z Rosji również szukał noclegu

3O_slTHMjHIbpOP0FMVW6IkRcA-POVajM1CuRZtf

Po kolejnych kilku minutach znów usłyszeliśmy warczenie - tym razem był to piękny dźwięk starych bokserów. Przybyli Niemieccy Gieesiarze!!

RA9KXKvArgoimlBbJjRtQw8HeL0jyPnZN3h5QFqF

Nie byli to jednak Niemieccy Gieesiarze, do których jesteśmy przyzwyczajeni - nie byli ubrani od stóp do głów w stroje beemwe, nie mieli tony gratów z turatecha, nie byli 70-cio letnimi dziadkami i babciami!!!:-). Zamiast tego byli młodymi, uprzejmymi i uśmiechniętymi chłopakami ujeżdżającymi piękne stare boksery, marznącymi w swych cienkich dżinsach i lekkich skórzanych kurteczkach, przeznaczającymi skromne zasoby pieniężne jedynie na paliwo i alkohol. Cała moja hierarchia wartości rozpadła się w pył!!!:-) Dobrze, że nie jestem gieesiarzem, bo mógłbym nie podnieść się po takim ciosie...:-). Po powitaniach i oglądaniach maszyn zapłonęło ognisko, znalazło się jakieś jedzenie i alkohol. Chłopaki byli naprawdę porządni - jeden z nich dbał o to, żeby obozowisko pozostało czyste, inny przygotował ognisko i okopał je, pozostali targali żarcie, czaczę i piwo ze wsi. Po imprezie poszliśmy spać około północy, a rano po przebudzeniu zastaliśmy takie widoki:FCj4sH3eTffFT_j0KrnOpWW4BCNKKVUjWbD3pccj

Ei4S-Mg-6QDOGbgXHDCsfrbUe4niu27t1Fl79wm2

mBRljensrUK1nlTAHo5J4av-Yk6O-JEo78-OTrX4

  • Like 15
  • Thanks 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Super !!! Jednak stereotyp Gieesiarza może być odmienny od tego co się mówi i widać z załączonych fotek, na takie wyprawy nie trzeba jakiegoś specjalnego ubioru ani sprzętu . 

  • Like 3
  • Thanks 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

I tu młodzi Niemcy mi zaimponowali..... Wrócili do korzeni i udowodnili że można płynąć pod prąd..... Brawo !

Rosjanin też jest mocny.

  • Like 3

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
2 godziny temu, JeyJey napisał:

Sna takie wyprawy nie trzeba jakiegoś specjalnego ubioru ani sprzętu . 

Kiedyś myslalem, ze trzeba kupe sprzetu zabierac Teraz wiem ze trzeba wykonac jedynie 2 czynnosci: wbic jedynke i puscic sprzeglo:-). Cala reszta sama sie zalatwi po drodze:-)

Pozdrawiam trolik

  • Like 5
  • Thanks 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
38 minut temu, Mario 6na9 napisał:

Petarda.

Nasze chłopaki też są kozaki.

W tym towarzystwie międzynarodowym Polaka nazywać kozakiem to raczej niefortunna wypowiedz :default_wink::default_laugh:

Ci ze wschodu i Ci z zachodu dobrze wiedzą, że Polak to Gość i nie ma srania po krzakach :default_cool:

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień dwudziesty: jedziemy do Tbilisi.

Po przebudzeniu w hotelu miliongwiazdkowymi i spiciu kawki pożegnaliśmy się z Niemieckimi Gieesiarzami , po czym ruszyliśmy w dół do wioski na śniadanko. To, co przygotowały dla nas obie Panie w małej restauracji było po prostu niewiarygodne - śniadanie królewskie przy tym to żarcie dla psów!qySZUECXtykvJWrMd4aWHD862DIF3BPGlIGOF-Rq

 Siergiej postanowił jechać z nami do Tbilisi, więc po wspólnym biesiadowaniu porannym jakimś cudem udało mi się przerzucić nogę przez siodło Gieni i ruszyć w dół. Było tak sobie...

Wyjazd z Omalo zajął nam cztery piękne godziny życia. Pogoda nie była jednak tak ładna jak na wjeździe do Omalo - powyżej 2 tysięcy metrów jechaliśmy już w chmurach, ale nadal było po prostu wspaniale! Droga do Omalo moim zdaniem to obowiązkowy element dla każdego motocyklisty odwiedzającego Gruzję.  Po zjeździe zalogowaliśmy się w super klimatycznym pensjonacie w wiosce Luhuri.

vSoMCv01HQxG3CqumBuVnnZqboZTjOpN7lAIqSjjPo dziennych temperaturach w granicach 20 stopni i nocnych około zera ciepełko Luhuri było dla nas błogosławieństwem. Zrobiliśmy małe pranie, odwiedziliśmy lokalny sklepik i toczyliśmy długie rozmowy z Siergiejem na temat motocykli, życia w naszych krajach i tak dalej. Ja tego popołudnia przede wszystkim  "trawiłem" w głowie piękno natury,  którego doświadczyłem w ostatnich dniach, doznania związane ze spotkaniami i w ogóle wszystko, co nam się przydarzyło w ostatnich dniach. 

Rano zebraliśmy się szybko i ruszyliśmy w kierunku Tbilisi. Mimo sporego ruchu jechało nam się dobrze i szybko. Od czasu do czasu zatrzymywaliśmy się na sesje dronowo - zdjęciowe w szczególnie ładnych miejscach.

Po zbliżeniu się do Tbilisi pożegnaliśmy Siergieja, który zarezerwował nocleg w innym miejscu i zanurkowaliśmy w miasto w poszukiwaniu naszej miejscówki. Już sam wjazd do miasta zwiastował fajne popołudnie i wieczór! Po zalogowaniu się w hostelu zrobiłem coś, na co czekałem już prawie trzy tygodnie:-)

O Tbilisi nie będę wiele pisał. Kto chce (a powinien chcieć każdy!!!) ten przyjedzie i zobaczy. Najważniejsze jest jedno - duszę tego miasta wyczuwałem od samego początku mojego pobytu w nim. mgG-uHKDoo6T8wxAWD6pA-49-SzbbksAt1N68Jhr

d8lKoMi9kOjkU7zT-TCpwWNBI554HDti0AWo498WNEvdeFuzFH-vFJVUkt-z1wmLg56e5cv0dflkUIr8kLCmI47KwC3wDAexVRaNc0Hj1tqc12zOdICjyij5Z

Zwiedzanie Tbilisi było świetną przygodą, ale nadchodził wieczór...Na kolację udaliśmy się do dzielnicy restauracyjnej, która mieściła się niedaleko naszej miejscówki. Restaurację wybraliśmy z jednego powodu - była tam szisza:-). Później okazało się, że szisza była tylko dodatkiem do dobrego jedzonka i wspaniałej muzyki granej przez tych trzech Panów;

 

Wojtuś podsumował to w ten sposób - ten koncert urywał dupę!! Od czasu do czasu wysyłaliśmy pocztówki filmowe naszemu pilotowi Radziowi. Oto jedna z nich:

Mimo delikatnego chłodku zostaliśmy w tej knajpce do końca koncertu. Nie jestem jakimś wielkim fanem muzyki, ale to co tam doznałem zostanie na długo w mojej głowie.

To był kolejny piękny, piękny dzień!

Edytowane przez trolik
  • Like 14

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień dwudziesty pierwszy, drugi i trzeci: Mestia.

Prognozy pogody nie dawały nam szans na odwiedzenie Stepancmindy, więc postanowiliśmy wykorzystać fakt, że chmury zrucające swój ładunek nad Sepoancmindą właśnie opuściły Mestię:-).Pierwsze 150 kilometrów pokonaliśmy piękną autostradą, ale porywisty wiatr czołowy powodował, że prawie staliśmy w miejscu na naszych maszynach Po autostradzie była już zwykła walka o życie na lokalnych drogach aż do Kutaisi, gdzie zakręciliśmy się jak słoiki na świeżo budowanej autostradzie i straciliśmy chyba godzinę szukając drogi do Mestii. Koniec końców udała nam się ta sztuka i pomknęliśmy piękną górską drogą do gruzińskiego Zakopca!:-). Droga była świetna - nie było już śladu po opadach deszczu, a po minięciu Kutaisi zniknął też wiatr i pojawiło się do tego piękne słoneczko. Droga (choć asfaltowa) była jak marzenie - piękne widoki, zakręty i mały ruch. Jedyny problem polegał na tym, że chcieliśmy zatrzymywać się za każdym winklem w celu podziwiania widoków...:-). 

lWqDBdTzHJNWt4PANaFxAue75bQy5DjOBlTx5I85

Cały czas trzeba było jednak pozostać czujnym - na drodze często pojawiały się krowy, psy i moje ulubione zwierzątka, czyli świnki. Ten jeden zwierzak na zdjęciu poniżej był chlubnym wyjątkiem, bo leżał spokojnie przy drodze i nie rzucił nam się pod koła tak jak tuziny jego kumpli...:-)OzLC6huD1ZieATTLmnb08aqndeNmO-uhqTHardSP

Do Mestii wjechaliśmy na krótko przed zmrokiem i po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy zarezerwowany wcześniej pensjonat. Po przywitaniu z gospodarzami wprowadziliśmy nasze osiołki do stajni, rozpakowaliśmy się , wrzuciliśmy coś do brzuszków i poszliśmy zmęczeni spać, bo następny dzień miał być bardzo pracowity...

Po obfitym (czyli typowym w Gruzji) śniadaniu założyliśmy trampki, sandały  i co tam jeszcze i ruszyliśmy na podbój Kaukazu!! :-). Czekał nas spacer około 1200 metrów w pionie i 15 km w poziomie do słynnych jeziorek umieszczonych nad miastem. Jako wprawieni turyści wybraliśmy oczywiście trudną, mało uczęszczaną drogę przez las i zgubiliśmy się po jakichś 15 minutach. Wojtek zwątpił w moje zdolności topograficzne  i po włączeniu gps w telefonie zaufał technologii. Ja jednak nie dałem za wygraną i śmignąłem dalej w górę kierując się instynktem turysty (jeśli w ogóle jest coś takiego:-)). Po godzinie szwędania w końcu wyszedłem na jakąś łąkę...

zrAMM0Zq4LJ_DDe1Y1I4hsjKK3pt0M6pvRcHe0L3

Po następnej godzinie dołączył do mnie zziajany Wojtek i od razu zażyczył sobie sesję filmową w tych typowo gruzińskich okolicznościach przyrody. Co było robić - trza działać!

Po kilku minutach gwiazdorzenia Wojtuś zmęczył się jednak i postanowił naładować baterie na górskim słoneczkuptS2smPWWXzhfvesF9Ji5F6x7rgHKHJJ2VOQdc9O

Było cudownie. Mimo chłodu słoneczko pięknie nas ogrzewało, a świeży śnieg w połączeniu z przejrzystym powietrzem zafundował nam prześliczne widoki na dolinę i otaczające góry.4tnp0sn8E1GSql3JvwJQRGh-X__TGF3Vgj804mes

SdW40xzBTBzdodT89gcX59CEuqe8uys1FsP8AYIcP

Po trzech godzinach na górze zaczęliśmy schodzić na dół z powrotem do miasta i dotarliśmy tam późnym popołudniem. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze tą ślicznotkę:NhK-pB-_uogACDDui6-06JPDfnZczu12uivD2Ds_

Wieczorową porą dyskutowaliśmy z Wojtkiem drogę wyjazdową z Mestii oraz strategię na dalszą podróż - okazało się bowiem, że na Ukrainie jest kiepska pogoda i nasze plany odwiedzenia Zakarpacia raczej się nie spełnią. Postanowiliśmy więc, że skierujemy się na południe....różnymi drogami:-). Jako miejsce docelowe na następny dzień ustaliliśmy hostel w Kutaisi, gdzie mieliśmy zrobić serwis motocykli korzystając z oleju zostawionego nam przez Mirmiła. Przy okazji: Mirmił jeszcze raz dzięki za pomoc! Wojtek postanowił wrócić tam asfaltem, a ja wybrałem bardziej ambitną drogę przez Uszguli...Następnego dnia rano kiedy wsiadałem na Gienię temperatura wynosiła jakieś minus pięć stopni i świeciło piękne słoneczko - idealne warunki do podróży motocyklem! Po około godzinie jazdy i z tyłkiem przymarzniętym do siodła znalazłem się w Uszguli

VGldN8WwQbtrHLpMfSfktb7Zqb7MCrWUFKSHrHm-

Droga do tej pory była piękna i myślałem, że nie może być już lepiej...To co zdarzyło się za Uszguli po prostu wyrwało mnie z butów. Niestety jutub rozpieprzył jakość filmiku:-(

Po dwóch, może trzech godzinach cudownej, samotnej jazdy po pustkowiu dotarłem do pierwszej większej wioski o nazwie Lenteki. To było jak wkroczenie do raju. Czułem się tam wspaniale - po pierwsze dlatego, że wciągnąłem tam przesmaczne chaczapuri, po drugie bo było tam pięknie i ciepło, po trzecie bo droga była cudowna, po czwarte...piąte...9fKu0bCuCshbDE6bPcee9JklB55lsOG147KldLMl

IGSb1jmWE58WKeCqU-4wyPaTqDmajwl9KPo-Rk2R

Chciałem tam zostać. Na zawsze. Tylko niepokój o Wojtusia gonił mnie do Kutaisi. Bałem się, że się zgubi, że jest głodny, że Jego motorek nie chce jechać...:-).A więc Gieniu - zawieź mnie proszę do Kutaisi! Dotarłem tam po około trzech godzinach spokojnej jazdy - Wojtek trafił tam wcześniej i załatwił spanko, olej i miejsce do serwisu!IVr3XvuFRGYTw8_t9cw7h24dnlJ975ewDFGkw_Jn

oBYz4UusWrtNpmVQNhm58OnSeJfP4GOYKEjLCMrQ

Po lodowatym powietrzu w Mestii ciepełko Kutaisi było jak najbardziej pożądane. Miejscówka do spania była super, serwis został zrobiony, więc możemy jechać dalej :-)

 

To był cudowny dzień.

  • Like 12

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień dwudziesty czwarty, piąty i szósty: 133 balony.

Apel do Gruzinów: Kochani proszę Was - nie zmieniajcie się! Zostańcie tacy, jacy jesteście: dumni, gościnni, radośni. Kocham naszą Unię Europejską i jestem jej wielkim zwolennikiem, ale jedna rzecz została sp...na, a mianowicie taka, że wszyscy tutaj stajemy się zbyt podobni do siebie jeśli chodzi o obyczaje, kulturę itp. Myślę, że możliwa i wskazana jest Wasza integracja z Zachodem, ale proszę - nie zapominajcie o Waszej tożsamości!!!

Koniec filozofii, jedziemy dalej!

Jak po takim śniadanku wyjeżdżać z tego pięknego kraju?? No jak???!!!

K48XSbZdJ62uAVlulnsNy5ZUzg9JZwMSf_aIB_NJ

Po wczorajszej wymianie oleju naszym motorkom jakby przybyło koników, więc po pożegnaniu z gospodarzami ruszyliśmy w kierunku Turcji. Pogoda była piękna i droga umykała nam szybko. Po wjeździe do Turcji skierowaliśmy się na Trabzon, a następnie w kierunku Gumusane przecinając pasmo górskie z przełęczami na wysokości około 2500 metrów. Jak to powiedział Wojtek: "w zakresie budowy autostrad Turcy jeńców nie biorą!". I rzeczywiście - podziwialiśmy zdolności inżynierskie Tureckich drogowców, bo budowa autostrad w takich warunkach to musi być poważne wyzwanie. Uświadomiłem sobie, że  w tym aspekcie Polska jest całe lata świetlne za Turcją. Tylko na samych przełęczach droga zwężała się do trzech pasów. 

Przejeżdżając przez wioski i miasteczka zagubione na Wyżynie Anatolijskiej często spotykaliśmy się z dziwnym rodzajem budownictwa - grupą wieżowców mieszkalnych postawionych na polu obok wioski. Nie wiem jaka jest filozofia budowania czegoś takiego, ale wyglądało to dosyć ciekawie

 

Po kilku godzinach pięknej jazdy znaleźliśmy nocleg w malutkiej dolince 

Góry były suche, więc następnego dnia rano nie trzeba było suszyć gratów i po kawce i śniadanku ruszyliśmy w dalszą drogę

 

Po następnych kilku godzinach fajnej, spokojnej jazdy krajobraz zaczął się zmieniać i dotarliśmy do wioski Goreme w Kapadocji...:-). Nocleg znaleźliśmy na tanim kempingu (chyba 17 pln) w samym centrum wydarzeń:-)

Pogoda była piękna, a krajobraz jak z bajki, więc po rzuceniu naszych gratów byle gdzie pobiegliśmy na pierwsze lepsze górki i cieszyliśmy się widokami jak małe dzieci :-)

Spać poszliśmy wcześnie, bo następnego dnia rano czekała nas pobudka :-)

YYkG9nWpSQE3vPLqdn9ji55BDXpom0RIyfw2XVme

Widok był wręcz nierzeczywisty....:-). Próbowaliśmy oczywiście zalogować się do balonu, ale właściciel kempingu powiedział że mimo 133 balonów w Kapadocji ceny poszły do góry o kilkaset procenta za sprawą milionów Chińczyków marzących o lataniu....no i teraz bilet zamiast 50 euro kosztuje powyżej 300 eurisów. Do tego rozwinęły się inne "gałęzie przemysłu turystycznego" takie jak kłady i motorki enduro, na których miliony Chińczyków rozjezdżają te piękne okolice. Jeśli chcecie jeszcze jeszcze zobaczyć Kapadocję to spieszcie się! Po nacieszeniu się widokiem balonów i zjedzeniu śniadanka udaliśmy się naszymi ścieżkami na podziwianie starochrześcijańskich zabytków.

W Polsce byłyby to zabytki klasy zerowej, ale w Turcji zabytki innej religii nie cieszą się chyba wsparciem rządu...Nic to, ja tam byłem i Wojtek też! Po spacerku wróciliśmy na kemping, gdzie właściciel nakarmił nas godnie8Fsz9jOzTVd35Xbkx-oHdMqVzIYT6C-sA2RWlI1I

Stęskniliśmy się już za motorkami, więc zabraliśmy je na przejażdżkę po muzeum. Miliony Chińczyków czekały w tym czasie chyba na zelżenie upału..

eIXMgXYeBzjJ9OfAmSduz-ANiYmG1EVU2lbPYxdB

Na spacerach i motorkowaniu upłynął nam cały piękny dzień. Czułem się tam prawie jak w raju nawet mimo widocznej na każdym kroku atmosfery centrum turystycznego - podejrzewam jednak, że w środku sezonu przebywanie tam może być dosyć uciążliwe. 

Kolejny piękny dzień za nami...:-)

  • Like 12

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień dwudziesty siódmy, ósmy i dziewiąty: duuużo wody!

Poranek kolejnego dnia w Kapadocji minął nam całkiem szybko - zjedliśmy śniadanko patrząc na balony majestatycznie krążące nam nad głowami, a następnie po szybkim pakowaniu ruszyliśmy na zachód w kierunku Istambułu. To był dzień nabijania kilometrów i zbliżania się świetnymi tureckimi autostradami przez Ankarę do Istambułu. Cel został zrealizowany i rozbiliśmy biwak wieczorem na jakimś pagórku niedaleko Istambułu. Po gorącej, słonecznej Kapadocji przebudzenie rano nie było zbyt miłe...

Było zimno, mokro i wietrznie - czyli pogoda w sam raz dla nas:-). Po szybkim pakowaniu ruszyliśmy w drogę z nadzieją na słoneczko, bo nasze namioty i śpiwory przypominały mokre szmaty...

Istambuł po raz kolejny nas zaskoczył - tym razem zaskoczenie dotyczyło spraw gospodarczych. Mieliśmy wrażenie, że cały turecki przemysł skupiony jest w tym mieście! Przejazd przez miasto zajął nam około 3 godzin, jechaliśmy ze stałą prędkością ok 90 kmh autostradami widząc po obu stronach drogi setki fabryk, magazynów, budów itd. Naprawdę to miasto to potwór, ale taki raczej pozytywny, dobrze zorganizowany, dobrze skomunikowany. No i ten most...

Po minięciu Istambułu skierowaliśmy się na północ w stronę Burgas przemieszczając się przez pół-stepowy, pół-rolniczy obszar Turcji. Piękna autostrada prowadziła nas w kierunku Bułgarii, a krajobraz zmieniał stopniowo kolor z piaskowego na zielony. W końcu około 30 kilometrów przed granicą wjechaliśmy do pięknego lasu, który w końcu dał nam cień przed palącym tureckim słońcem. Przejście graniczne było raczej skromne  - po obu stronach małe budyneczki i maksymalnie kilkanaście osób odprawiających się do Bułgarii. Podoba mi się!

Bułgaria przywitała nas pięknymi, szybkimi zakrętami w lasach, małą ilością wiosek po drodze i idealną temperaturą do jazdy. 

Po jakimś czasie zobaczyliśmy taki znak...

I już nie mogłem się doczekać kąpieli w morzu. Na bookingu znaleźliśmy miejscówkę na przedmieściach Burgas, w dzielnicy Krajmorie. Po szybkim odstawieniu osiołków i pośpiesznym zrzuceniu gratów w końcu.....

A tak przy okazji: czy znacie kogoś, kto na 6-cio tygodniową wyprawę motocyklową liczącą 14000 kilometrów zabiera okulary do pływania...? Bo ja znam...

Było tak fajnie, że postanowiliśmy zostać tam jeszcze jeden dzień - niby mieliśmy dzień bez jazdy w Kapadocji, ale narobiliśmy wtedy setki kilometrów na nogach więc odpoczynek i leżenie do góry gwizdkiem były jak najbardziej wskazane. I tak własnie było - leżeliśmy na plaży i obżeraliśmy się winogronami, pomidorami (prawdziwymi, a nie z jakiejś fabryki jak u nas) i innymi specjałami miejscowej kuchni. Ooooj jak mi tego było trzeba - kocham plażę i słoneczko!

Następnego dnia z żalem pożegnaliśmy Burgas i ruszyliśmy w kierunku Rumunii. Droga wiodła fajnymi serpentynami położonymi na pagórkach wzdłuż wybrzeża Słonecznego Brzegu. Widoki na morze były cudowne, a miejscowości zdarzały się rzadko - droga  była więc naprawdę przyjemna i kilometry szybko mijały. 

No i już!:-) Welcome back in Romania! Gnamy dalej - celem dzisiejszego dnia jest dojazd do Mahmoudii. Na szczęście rumuńskie wybrzeże nie jest zbyt szerokie i po małych zakupach w Tulczy dojeżdżamy do takiej miejscówki..

Potem było już tylko lepiej - zaraz podeszli do nas lekko nawaleni wędkarze z zaproszeniem na wieczorną wyżerkę. No cóż, nie będziemy protestować. A więc - do roboty!!

Zacytuję Wojtka: "w zakresie jedzenia i zabawy Rumuni jeńców nie biorą!". Chłopaki mieli zajebisty system - jeden z nich zawsze spał narąbany, a pozostali łowili, gotowali, pili i pływali łódką. Zmieniali się średnio co 2 godziny, więc ekipa cały czas utrzymywała wysoki poziom sprawności. Zwracam również uwagę na sposób grillowania na filmie powyżej: dzięki temu sprytnemu rozwiązaniu można grillować na dole podczas gdy u góry na blasze smaży się jakieś dobre jedzonko. Jeszcze pocztówka dla Radzia:

Nie wiem kiedy wróciłem do namiotu. Wiem za to, że nie mogłem zasnąć z przejedzenia...:-)

 

  • Like 8
  • Thanks 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Po wyżerce poprzedniego wieczora obudziłem się ociężały, jednak gotowy na kolejną przygodę. Poprzedniego dnia dogadaliśmy się na wynajęcie łodzi wraz z kierownikiem, który miał nas przewieźć po różnych zakątkach rumuńskiej części Delty Dunaju. Mogę Wam powiedzieć, że Delta to cudowne miejsce-warto było się telepać taki kawał, żeby tam być i zobaczyć to miejsce. Nie wszędzie można podziwiać na wyciągnięcie ręki orły, pelikany, dzikie kaczki  i mnóstwo innego ptactwa. Do tego wiele kilometrów zarośniętych krzakami, wąskich kanałów wychodzących na piękne jeziora... to był po prostu inny wymiar zwiedzania...

Ta piękna podróż trwała kilka godzin, a po powrocie znowu była wyżerka u Chłopaków...:-). 

Rankiem kolejnego dnia zebraliśmy się powoli, pożegnaliśmy z chłopakami i  ruszyliśmy na północ, aby promem przepłynąć Dunaj w drodze do Mołdawii a później na Ukrainę. Celem było dotarcie do Odessy. Droga na północ do promu biegła po zboczach pagórków spoglądających na piękny Dunaj, więc widoki były śliczne, a mały ruch na drodze sprzyjał podziwianiu krajobrazów . Po około dwóch godzinach dojechaliśmy do promu w mieście Gałacz i przeprawiliśmy się na wschodni brzeg Dunaju. Koszt przeprawy to 10 lei

Po przeprawie przez Dunaj mieliśmy przed sobą kolejną przeprawę - tym razem przez dżunglę kwitologiczną. Z powodów politycznych (zatarg o jakiś tam kawałek ziemi) Rumunia nie ma przejścia granicznego z Ukrainą, choć niedaleko Tulczy jest piękne, przygotowane miejsce na przeprawę promową. Zamiast tego musieliśmy przejechać dwie granice: rumuńsko - mołdawską i mołdawsko - ukraińską. Do tego jadąc przez Ukrainę w kierunku Odessy zahaczyliśmy o Naddniestrze...- to był dzień przekraczania dziwnych granic:-)

 

 

Przeprawy przez granice zajęły nam większość dnia, więc do Odessy wjechaliśmy wieczorem tuż przed zmierzchem. Pogoda była piękna, i miasto wyglądało wspaniale. Jednym z marzeń z mojego dzieciństwa było odwiedzenie Odessy - czytałem o tym mieście w jednej z książek i to marzenie przetrwało ze mną prawie 40 lat...W końcu jestem w Odessie!!! Miasto wieczorową porą było czarujące, niemniej jednak znalezienie hotelu w plątaninie przedwojennych kamienic zajęło nam większość wieczora i znaleźliśmy czas tylko na małą kolację w pobliżu naszej miejscówki.Niestety ten wspaniały wieczór był ostatnim tchnieniem ładnej pogody na naszej wyprawie...Kolejnego dnia pogoda była tragiczna - temperatura spadła do 10 stopni i padał deszcz wymieszany z silnym wiatrem - idealne warunki do zwiedzania, prawda?9jtl4Z1M3so0o4La7ALoezSlq6GI5A71SJfW91Ru

M1-kIKVLV7LbYRFFAT55MptmUufeZejgkua-hV5h

wCZEnOTZvmhHPDkkTsVd4XzBY-3MecgOxAQZG9Gm

Tego dnia zmarzliśmy i przemokliśmy okrutnie podczas dwóch prób zwiedzania miasta. Niemniej jednak kolejne moje marzenie zostało spełnione i następnego dnia mogłem z czystym sumieniem ruszyć na poszukiwanie nowych przygód!!

Edytowane przez trolik
  • Like 8

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Poranne pakowanie sakw w Odessie nie należało do najprzyjemniejszych - padał rzęsisty deszcz, a temperatura rano wynosiła około 5 stopni. Żal było zostawiać piękną Odessę bez nasycenia się nią, ale z drugiej strony jest motywacja do ponownej wizyty w tym czarodziejskim miejscu. Po opuszczeniu miasta skierowaliśmy się na północ, a celem naszej podróży była mało znana miejscowość o nazwie Pierwomajsk. Jednak zanim tam dojechaliśmy...

Było naprawdę zimno ,a my po ponad miesiącu jazdy w towarzystwie pięknego słoneczka nie byliśmy mentalnie gotowi na stawienie czoła jakże popularnemu we wschodniej Europie deszczowi. Ubrałem na siebie wszystko co miałem, a zęby nadal trzaskały mi z zimna. Najgorzej było jednak ze stopami, więc postanowiłem temu zaradzić...

W końcu zmarznięci i przemoknięci dotarliśmy do bazy strategicznych pocisków nuklearnych w Pierwomajsku. Pierwomajsk to miasto zbudowane na potrzeby jednej z dywizji strategicznych wojsk rakietowych byłego ZSRR. Wokół tej miejscowości rozlokowanych było kilkadziesiąt baz podobnych do odwiedzanej przez nas. Po wejściu na teren bazy zostaliśmy przywitani przez to bydlę:

 

To rakieta SS-18 Szatan, wciąż w użytku u Wołodii Putina, ale w troszkę nowszej wersji. Po przywitaniu z bydlakiem zanurkowaliśmy do innego świata...

Z racji wykonywanego wcześniej zawodu mogę stwierdzić, że ta budowla i zainstalowane w niej urządzenia naprawdę funkcjonowały i były skuteczne. Pamiętam, że będąc tam na dole z przerażeniem uzmysłowiłem sobie, że nasze życie i istnienie świata było i wciąż jest na ostrzu noża...brrrr!!! Na domiar złego uświadomiłem sobie, że podobne instalacje nadal funkcjonują w Rosji, Stanach i innych krajach...wcale mnie to nie uspokaja...d5CfxIOe88TBf6NEQsz1lOM_8H5AXfN2i1l3yM0f

786Td5j2nezbJimpMqOisuzvp52uM4A412NXX0XX

jcZoYmmRh0ke0lNOY6laZmN6npVw4abPCB3JmuKe

Naładowani negatywną energią ruszyliśmy w dalszą drogę, tym razem kierując się na północny Zachód. Nocleg tego dnia wypadł nam w małym miasteczku o nazwie Kristianiwka. Wjeżdżając tam spodziewaliśmy się rozlatujących bloków, drewnianych chat itd. Jakież było nasze zdziwienie kiedy zaparkowaliśmy nasze osiołki na czystym, schludnym i do tego ładnym rynku!. Na zakupy poszliśmy do świetnie wyposażonego sklepu, wieczorkiem wyskoczyliśmy na sziszę do super knajpki....Kristianiwka rządzi!!!0kE_FjMlub6Rd24QWv4tLIE8jdgerGzvetSkg4E4

9A1mvxSdU4NHtmMRKAi0ghvna2qh4Von2e6wlpyY

I0EFyBcaR3O_up048qR_800oihYGIvsVX05iJlLs

Na zakończenie dnia oczywiście pocztówka dla naszego pilota Radzia: 

 

  • Like 13

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Po noclegu w Kristianiwce zebraliśmy się rano i postanowiliśmy odwiedzić Pana Michała. Drogę wybraliśmy w ten sposób, że w giepeesa zapodaliśmy "znajdź najkrótszą drogę" - ta opcja zapewniła nam mnóstwo szutrów, dziurawe drogi asfaltowe i wizyty w wioskach na końcu świata.... Było wspaniale!!! Pogoda nam sprzyjała, a zbliżająca się jesień zapewniła piękne kolory po drodze, choć niestety nie było już tak ciepło jak wcześniej. Po dojeździe do Kamieńca Podolskiego i znalezieniu noclegu śmignęliśmy na stare miasto, które wraz z zamkiem położone jest na skalistym cyplu wyrzeźbionym przez rzekę. Kolejnego dnia z kolei wybraliśmy się do nowego miasta i zwiedziliśmy zamek oraz wdrapaliśmy się na kilka miejscowych pagórków. Spędziliśmy w Kamieńcu naprawdę 2 fajne dni - było trochę historii (a nawet geologii :-)), trochę zabawy, zwiedzania...

Poniżej krótkie wspomnienie z Kamieńca

 

  • Like 9

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Relacja jeszcze nie skonczona, ale obecnie mam wenę na skręcanie filmików:-)

Miłego oglądania!

 

  • Like 7

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Właśnie sobie uświadomiłem, że trza wrócić do Bohorny i Ushguli... 

Dzieki panowie za przypomnienie wszystkim jak pieknie tam jest! Mega przygoda.

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Gruzja po raz pierwszy:--)

 

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dorzucam z moich archiwów. Czasem mam wrażenie, że mnie tam wcale nie bylo...

... i tak przez 50km :)

  • Like 4

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Armenia...inny wymiar turystyki.

 

  • Like 6

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Góry Gegamskie. Jest wiele powodów żeby wrócić do Armenii, ale ten mnie najbardziej przekonuje. Piękne, odludne miejsce. Jedyni spotkani tam przez nas ludzie to Jezydzcy Pasterze. Miłego oglądania:-)

 

 

  • Like 5

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Gegamy suuuuper ! Nam niestety brakowało na nie czasu. No cóż wszystkiego na raz się nie da i dlatego koniecznie trzeba tam znowu jechać :) . 

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
9 godzin temu, Dziadek napisał:

Gegamy suuuuper ! Nam niestety brakowało na nie czasu. No cóż wszystkiego na raz się nie da i dlatego koniecznie trzeba tam znowu jechać :) . 

Ja sie zastanawiam czy w tym roku znowu tam nie śmignąć...

pozdrawiam trolik

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.

Zaloguj się teraz

×