trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 8 Czerwiec 6 godzin temu, Dziadek napisał: Odpaliłem wszystkie Twoje filmiki naraz z dźwiękiem Zdaje się, że zrobiłem sobie Dakar . Super, dawaj dalej ! Bedzie, bedzie! Niedlugo odezwe sie w sprawie Pakistanu, bo juz mamy kupione bilety:-) pozdrawiam trolik 2 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 9 Czerwiec 14 dzień, 22 Marca. Wracamy do Zebrabar Obudziłem się rano zmęczony jak cholera, bo dyskoteki na ulicy skończyły się jakoś koło 3ciej nad ranem. Muzułmanie, a potrafią się bawić!:-). Zebraliśmy się w miarę szybko i ruszyliśmy w drogę powrotną. Pamiętając o zajebistości drogi przez miasto przy plaży włączyłem kamerę, ale.... zapomniałem wyczyścić szkiełko kejsu i z filmików wyszła dupa:-(. Wydaje mi się, że powodem tego fakapu kamerkowego była duża wilgotność w Dakarze powodowana bliskością oceanu. Ale może się mylę. Jadąc na północ mieliśmy2 drogi do wyboru: płatną autostradę lub drogę "wojewódzką". Wybraliśmy drogę wojewódzką, bo była położona bliżej wody i liczyliśmy na więcej chłodku. Chłodniej chyba nie było, ale za to droga była całkiem przyjemna Nie mam tego na kamerce, ale zauważyłem większą ilość śmieci podczas tej drogi. Często mijaliśmy całe hałdy śmieci leżące przy drodze w workach-podejrzewam, że jest to materiał opałowy do przygotowywania posiłków itd. Miasteczka przy drodze miały swój urok-w każdym z nich znajdował się ruchliwy targ wypełniony pięknymi, kolorowo ubranymi ludźmi. Przejazd przez takie miejsca sprawiał mi dużo radochy, która była nieco zakłócana korkami na drodze i spalinami z wlekących się przez miasteczka ciężarówek. Poza miasteczkami droga była fajna, choć monotonna- piaskownica poprzetykana krzakami. Późnym popołudniem dotarliśmy do Zebrabaru i mieliśmy jeszcze czas na ostatni spacer po senegalskiej plaży. 3 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 11 Czerwiec (edytowane) 15 dzień, 23 Marca. Ponownie w Mauretanii. Po jeździe w upale poprzedniego dnia miło było spać w chłodku blisko plaży, choć ptaszory obudziły mnie dosyć wcześnie. Tak czy owak nie chciałem spać za długo, bo nie mogłem się doczekać przejazdu przez park narodowy Diawling, gdzie poprzednio widziałem całe tłumy guśców i pelikanów. Plan na park był taki, że przybiję piątkę z guścem i podczepię się pod pelikana:-). Droga z kempingu do granicy zajęła nam jakąś godzinę i po mauretańskich ceregielach granicznych już byliśmy w parku!:-) Guśce to strasznie śmieszne zwierzaki-nie boją się, podchodzą całkiem blisko i bardzo szybko się rozpędzają:-) Z pelikanami był pewien problem. Zauważyłem wielkie stado niedaleko drogi. Zostawiłem Gienię przy drodze i podszedłem bliżej na jakieś 20 metrów, żeby wystartować drona. Stado było wielkie i liczyło ponad 100 bombowców, które na mój widok poderwały się do lotu. Widok był niesamowity! Ptaszyska były tak wielkie, że ich tłum startując zasłonił mi słońce:-). Już cieszyłem się na piękny film z drona, kiedy zauważyłem że nie włączyłem kamery...:-(. Tak czy owak pisząc teraz widzę te piękne wielkie ptaki przelatujące mi nad głową. Coś pięknego! Po 2 godzinach spokojnego pyrkania przez park wjechaliśmy na asfalt prowadzący do Nałakszut Widoki poza rzadko pojawiającymi się wioskami były trochę lepsze Tak czy owak jazda przez różne rodzaje piaskownicy zaczęła być dla mnie trochę monotonna i zacząłem tęsknić za górami czekającymi na mnie w Maroku. Po kilku godzinach dojechaliśmy do Nałakszut i zalogowaliśmy się w znanym nam już zajeździe. Edytowane 11 Czerwiec przez trolik 4 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 11 Czerwiec 16 dzień, 24 Marca. Walka o paliwo. Nie wyspałem się za bardzo tym razem w Triskelu, bo Grzesiek strasznie chrapał:-). Celem dzisiejszego dnia był dojazd do Naładibu- miasta położonego na półwyspie. Podobno było tam cmentarzysko statków, które można obejrzeć podczas odpływu. Ruszyliśmy po śniadanku zatrzymując się jeszcze w mieście na stacji benzynowej, bo wiedzieliśmy że po drodze może być problem z paliwem. Na wszelki wypadek wzięliśmy również paliwo do butelek. Po drodze nie było jakichś nadzwyczajnych widoków, ale jechało się nieźle. Po około godzinie jazdy zauważyłem, że jakoś tak dziwnie szybko schodzi mi paliwo. Grzesiek zauważył to samo, więc wlaliśmy zawartość butelek i pojechaliśmy dalej. Po kolejnej godzinie to samo-paliwo schodzi jak szalone!:-) Przypomniałem sobie, że jadąc na południe tankowaliśmy w Mauretanii tylko raz - w Nałakszut, a resztę jechaliśmy na paliwie marokańskim lub senegalskim. Dodatkowo przypomniałem sobie, że w Nałakszut dopełniliśmy tylko zbiorniki bo mieliśmy jeszcze paliwo w butelkach z Maroka:-). Tak.....no to szukamy stacji benzynowej...Na szczęście udało nam się znaleźć paliwo w połowie drogi i uszczęśliwieni pojechaliśmy dalej. W przypływie tej szczęśliwości zapomnieliśmy jednak zabrać paliwo do butelek i po kolejnej godzinie znowu wskaźnik paliwa zaczął szaleć:-). Hjuston mamy problem!:-) Nie przypominałem sobie żadnej stacji benzynowej na tym odcinku drogi. Nie przypominałem sobie nawet żadnej wioski po drodze do granicy!:-). Gienia chlała paliwo jak szalona w tempie ponad 6 litrów podczas gdy normalnie bierze 4,2....Troszkę zmartwieni uruchomiliśmy wszystkie zmysły i jechaliśmy czujnie jak zające próbując wywąchać paliwo na pustyni:-). Gienia zaczynała już domagać się kolejnego tankowania kiedy wywąchałem coś w rodzaju dystrybutora za jakąś szopą. Jest! Za paliwo zapłaciliśmy ostatnimi mauretańskimi digidongami mając nadzieję, że uda nam się znaleźć nocleg za dolary. Znaleźliśmy taki nocleg u Holendra pod Naładibu Zła wiadomość była taka, że cmentarzyska statków już nie ma - wszystko zostało pocięte i sprzedane na złom. 5 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 14 Czerwiec 17 dzień, 25 Marca. Znowu te granice:-) Dobrze, że spaliśmy w przygotowanym dla nas namiocie hotelowym, bo poranek tak blisko plaży był strasznie wilgotny i mielibyśmy problem z suszeniem gratów. Po śniadanku szybko się zebraliśmy i ruszyliśmy w drogę, bo smażenie glacy czekając na granicy w samo południe to żadna przyjemność:-). Po godzinie jazdy zajechaliśmy na przejście i po następnej godzinie już śmigaliśmy sobie spokojnie na północ. Ponowny wjazd do Maroka dobrze mi zrobił-byłem już zmęczony monotonnym krajobrazem Senegalu i Mauretanii, zmęczony śmieciami walającymi się w każdym kącie itd. W Maroku poczułem, że jeszcze jest szansa na fajną wyprawę!:-). Co prawda nadal czekały nas 2-3 dni telepania się przez pustynię, ale teraz będziemy jechali wzdłuż fajnej plaży, co jakiś czas trafi się fajne miasteczko z żarciem...:-) Nocleg znaleźliśmy niedaleko drogi za pagórkiem. Było bajkowo, bo rozłożyłem namiot na tyle daleko że nie słyszałem grześkowego chrapania:-) 3 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 15 Czerwiec 26 Marca, 18 dzień wyprawy. Zimno. W nocy nastąpiła zmiana pogody i rano było już zdecydowanie chłodniej. Na domiar złego pojawił się silny północno-zachodni wiatr dmuchający nam prosto w kaski wilgotnym, zimnym powietrzem. Nie trzeba było długo czekać, abyśmy zmarzli do kości....Mimo założenia ciepłych ciuchów nadal trząsłem się z zimna, bo wilgoć w powietrzu powodowała osłabienie właściwości izolacyjnych moich super hiper ciuchów termo. Po koniec dnia dojechaliśmy do fajnego miasteczka Akfenir. Minus był taki, że było cholernie zimno i zaczynało mnie boleć gardło i zatoki. Plus był taki, że pierwszy raz od kilku dni udało nam się znaleźć żarcie w dużych ilościach!!:-) Jedzonko Jedzonko widoczne na zdjęciu to tylko starter podany nam w hotelu. Po szybkim ogarnięciu się wyszliśmy na miasto po zachodzie słońca i zatankowaliśmy brzuszki po brzegi cudownym jedzonkiem. Oj, jak mi było dobrze! W końcu po kilku dniach życia na chlebie i konserwach rybnych jadłem coś ciepłego! Do tego perspektywa jutrzejszej jazdy w góry....:-) To był super dzionek!. Gienia też była szczęśliwa, bo Radż (właściciel hotelu) znalazł dla niej piękny pokój na noc:-) 4 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 16 Czerwiec 19 dźień wyprawy, 27 Marca. Wreszcie góry!! Noc minęła mi źle-miałem okno od strony ulicy, a miasteczko okazało się wielkim nocnym parkingiem dla ciężarówek robiących strasznie dużo hałasu. Na domiar złego miałem coraz większe problemy z zatokami, które sa zniszczone po 25 latach windsurfingu i kitesurfingu w ciepłych bałtyckich wodach:-). Na szczęście dzisiaj miałem pozegnac sie z wilgotnym, zimnym wybrzeżem i ruszyć samotnie w góry. Jazda z Grześkiem była spoko-dogadywaliśmy sie bez problemu. Wyzwaniem był jednak czas. Ze względu na prace Grześka mieliśmy napięty plan, który nie pozwalał na elastyczność w wyborze trasy czy tez miejsc które chcieliśmy odwiedzić. Po prosu każdego dnia trzeba bylo robić kilometry na południe lub na pólnoc i tyle. Wiedzialem o tym oczywiście od samego początku, ale mialem nadzieję ze uda sie zaoszczędzic czas na wiecej odpoczynku, skoki w bok itd. Pożegnaliśmy sie z Grzesiem w Guelmim-on pojechał na północ, a ja skrecilem w prawo w góry. Po drodze wziąłem żarcie, wodę i paliwo w malej sennej wiosce i chwile później bylo tak: Nocleg znalazłem na pierwszej lepszej górce, którą udało mi się wypatrzyć. Było cudownie-żadnych ciężarówek, hałasu, krzyków, asfaltu...Po prostu cisza., Natura i ja. Jak ja tego potrzebowałem! Biwak rozłożyłem wcześnie, bo czułem się zmęczony drogą i choróbskiem. Grzałem się na słoneczku, obżerałem i podziwiałem widoki. Przed snem zapodałem sobie jeszcze pół tony chemii, która miała mnie uzdrowić:-). Dzień był ciepły, ale Atlas w marcu na wysokości 1500 m to nie plaża i musiałem założyć na siebie wszystkie ciuchy coby nie zmarznąć na kość. Tak czy owak było zajebiście!! 5 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 17 Czerwiec (edytowane) 20/21 dzień wyprawy, 28/29 Marca. Odpoczynek u Mohammada Rano obudziłem się chory, ale piękna pogoda i widoczki osłodziły mi życie. Po szybkim przejrzeniu internetu znalazłem miejscówkę do spania pod dachem, bo potrzebowałem trochę ciepła i dobrego jedzenia. Do tego pogoda miała popsuć się następnego dnia, więc decyzja o noclegu pod dachem była tym bardziej uzasadniona. Plan na dzisiaj był taki, żeby pyrkać sobie spokojnie po górkach w kierunku noclegu i przed zachodem słońca zjechać do cywilizacji. Atlas jest zajebisty do mojego stylu jazdy-wąskie, kręte asfalty, ofrołd kiedy tylko chciałem, dobre szutry kiedy na to miałem ochotę. Ta część Atlasu miała jeszcze jedną zaletę: górki nie były zbyt wysokie i prawie na każdy szczyt prowadziła lepsza lub gorsza droga, którą należało wypatrzyć. Była to fajna zabawa, bo czasami wjeżdżałem do wioski w poszukiwaniu drogi na pobliską górkę i wjeżdżałem ludziom na podwórka:-). Było po prostu cudownie! Po prostu tak jak lubię:-). Choróbsko brało mnie coraz bardziej, więc późnym popołudniem zacząłem kierować się no wioski o trudnej do wymówienia nazwie. Arabskie nazwy jestem w stanie jako tako wymówić, ale berberyjskie nazwy to już czarna magia:-). Miejscówka była idealna - w miarę tania, czysta, z dobrym jedzeniem i miejscem dla Gieni. Moja frustracja związana z językiem berberyjskim spowodowała, że poprosiłem Ajuba i Aszrafa o pomoc w rozszyfrowaniu berberyjskich liter. Okazało się to łatwiejsze, niż myślałem:-) Było tak fajnie i czułem się tak źle, że postanowiłem zostać tutaj jeszcze jeden dzień i dojść do siebie. Edytowane 17 Czerwiec przez trolik 3 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 19 Czerwiec 30 Marca, 22 dzień wyprawy. Cudowna Jazda! Choróbsko nadal mnie trzymało po obudzeniu, a pogoda nie zapowiadała się zbyt dobrze na ten dzień. Plus był taki, że prognoza na kolejne dni była już całkiem spoko. Nie miałem konkretnego planu, więc po śniadanku i pożegnaniu z rodziną Mohamada ruszyłem w kierunku wąwozu Al Mansur. Pogoda nie sprzyjała niestety i żałowałem trochę tych utraconych widoczków. Na szczęście warunki zaczęły troszkę się poprawiać i zrobiło się cieplej. Potrzebowałem tego ciepełka, bo choroba nie odpuszczała i nie było mi zbyt komfortowo. Po jakichś 2 godzinach wyjechałem z wąwozu i trafiłem na skrzyżowanie dróg. Co dalej? hm.... droga na wprost wyglądała najgorzej, więc tam się skierowałem. Po kilkunastu minutach jazdy zobaczyłem to! Ziemia Obiecana!!! Okazało się, że w dolinie znajduje się kopalnia złota Akka, że pogoda zdecydowanie się poprawiła, że są tam cudowne szutry i piękne widoki, że będę tam sam...mniammmm!!! No to jadziem!! Śmigając w tej odludnej krainie czułem, że wszystkie poprzednie dni telepania się po asfalcie w środku niczego jadąc na południe i później na północ miały jednak sens - zasłużyłem mianowicie na RAJ!:-). Pisząc te słowa przenoszę się tam w tej chwili i znowu czuję tą wolność, przestrzeń i radość. Po drodze spotkałem też dżygita, który również śmigał w tym tym terenie. Po kilku godzinach samotnej jazdy miałem wrażenie, że to Marsjanin, a nie lokales jadący do pracy w kopalni:-). W końcu dojechałem do asfaltu i śmignąłem do wioski po paliwo, wodę i żarcie. Oczywiście ze względu na Ramadan nie było nic ciepłego więc żarłem konserwy rybne przetykane chlebem i cebulą:-) I tak już od 3 tygodni...:-). Po wyjeździe z wioski znowu trafiłem na skrzyżowanie:-). Najgorsza droga wywiodła mnie ponownie do pięknej doliny. Zbliżał się wieczór i rozpocząłem poszukiwania miejscówki do spania. Niestety nie był to łatwy proces, bo albo trafiałem na miękki piasek, albo do wyschniętego koryta strumienia (ryzyko flash flood, bo pogoda nie była stabilna) albo na kamienie. No i tak jechałem sobie kręcąc łepetyną na lewo i prawo w poszukiwaniu dogodnego miejsca aż dojechałem do wioski...z kempingiem!:-) To znaczy czymś w rodzaju kempingu - wydaje mi się, że to miejsce powstało w ramach jakiegoś projektu państwowego - niby wszystko tam było, ale nic nie działało. Koleś siedzący tam był bardzo zdziwiony moim pojawieniem się i nie do końca wiedział co robić. Wieczorem okazało się, że kemping jest również świetlicą wiejską z co najmniej tuzinem chłopaków oglądających tv, grających w bilarda itd. Na szczęście byli w miarę cicho więc zasnąłem bez problemu. 3 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 22 Czerwiec 31 Marca, 23 dzień wyprawy. Tisslit Noc minęła źle-wiatr pizgał mi w namiot mimo tego, że spałem za budynkiem. Choroba też nie pomagała, choć było troszkę lepiej. Po śniadanku ruszyłem w dalszą drogę, której celem był wąwóz Tisslit. Zaraz za wioską zaczął się wjazd na przełęcz z pięknymi widokami. Pogoda na przełęczy była zmienna, ale na szczęście nie padało i mogłem cieszyć się widoczkami. Po zjeździe z przełęczy wjechałem na asfalt _drogi wojewódzkiej" i telepałem się powoli do drogi krajowej. Dzień był trochę bezbarwny może dlatego, że było zimno i i szaro, a ja nie czułem się najlepiej. Po jakichś 3 godzinach zacząłem wspinanie na przełęcz, z której miałem wjechać na drogę do Tisslit. Tisslit położone jest na wysokości ponad 2 km npm, co oznaczało zimno..... Do tego zaczął padać deszcz i ostatnie kilkadziesiąt kilometrów przejechałem w temperaturze 8 stopni i padającym deszczu. Na szczęście droga była całkiem dobra i tylko ostatnie pół godziny jechałem ofrołdem. Po dojeździe do Tisslit zalogowałem się w fajnej miejscówce. Tak czy owak było warto! Nie widziałem jeszcze w życiu nic, co przypominałoby wąwóz Tisslit. Czułem się jak w bajce - widoki były tak nierealistycznie piękne, można było bez problemu wdrapać się na te przedziwne kształty i podziwiać wąwóz z góry. Bajka!! Nie jestem fachowcem od geologii, ale wydaje mi się, że musiała tam kiedyś płynąć całkiem duża rzeka, która wyżłobiła te zajebiste kształty. Jestem wdzięczny też rzece za wyprodukowanie tak pięknego miejsca!! Po kilku godzinach wróciłem do miejscówki, gdzie zjadłem super obiadokolację z Rodziną Mohhamada. Mimo zimna i deszczu po drodze ten dzień był zajebisty!! 2 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 24 Czerwiec 24 dzień wyprawy, 1 kwietnia. Znowu jest ciepło!:-) W nocy temperatura miała sięgnąć zera, więc na wszelki wypadek wieczorem naćpałem się chemii coby spokojnie przespać noc. Wysokość 2 km npm w kombinacji z zimnem, wiatrem i deszczem niszczyła moje zatoki w zastraszającym tempie. Musiałem uciekać w dół, do ciepła!:-). Rano po dobrym śniadanku zebrałem się szybko, pożegnałem z Mohamadem i ruszyłem w drogę do Todry. Pierwsze 2 godziny jazdy to był raj! Poruszałem się nadal po wysoko położonym płaskowyżu, ale słoneczko grzało więc mogłem spokojnie jechać. Do tego piękne, marsjańskie widoki... zobaczcie sami: Po dojeździe do drogi krajowej telepałem się dalej na północny wschód bez wielkich wydarzeń. Plus był taki, że zjeżdżałem coraz niżej i robiło się cieplutko i komfortowo. Postanowiłem wykorzystać tą okazję i wbić się w coś w rodzaju skrótu, który stanowiła droga powiatowa. Nie zyskałem na tym czasowo czy kilometrowo, ale było super-ofrołdu na ten dzień miałem już dosyć, więc jazda po praktycznie pustej drodze w tak pięknym miejscu to był po prostu odlot. Piszę te słowa i znowu przenoszę się do tego miejsca i czasu i czuję tą samą radość i wolność! Temperatura cały czas rosła i późnym popołudniem było już około 30 stopni. Zajechałem do Todry ok. godz 18tej, zrobiłem małe zakupy, poczyniłem uzgodnienia dot. następnego dnia i grzałem się w słońcu jak kot. To był cudowny dzień! 3 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 25 Czerwiec 25 dzień wyprawy, 2 kwietnia. Arete Nord. Poranek był przepiękny - było ciepło, świeciło słońce, a ja w planie miałem dzisiaj fajny wspin!:-) Mój trener dał mi namiar na lokalną szkołę, w której wynająłem instruktora na ten dzień. Jechałem już prawie tydzień bez przerwy i potrzebowałem trochę ruchu, żeby nie zgnuśnieć na tym motorku do końca:-). Było pięknie: nie za trudno, nie za łatwo, jednym słowem w sam raz dla mnie:-) Zejście na dół było prawie tak trudne, jak wspinanie, ale po godzince udało mi się doczłapać do drogi, gdzie pożegnałem się z Alim. Resztę dnia spędziłem na wygrzewaniu się w słoneczku i obżeraniu tadżinami. Todra to turystyczna miejscówka, więc na szczęście dostęp do ciepłego jedzonka był powszechny. Cudowny dzień! 2 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 30 Czerwiec 25 dzień wyprawy, 3 kwietnia. Wąwóz Dades. Pobudka rano była cudowna - czułem jeszcze fajne zmęczenie fizyczne po wysiłku, ale nic mnie nie bolało i nie miałem zakwasów. Lubię się tak czuć:-). Po szybkim śniadanku objuczyłem Gienię i ruszyliśmy w dalszą drogę do wąwozu Dades. Ale najpierw przejazd przez Todrę!:-) Było zajebiście. Pyrkałem sobie powoli ciesząc się każdą chwilą, wspominając wczorajsze widoki tych samych miejsc z góry, kontemplując je dzisiaj z dołu. Piękna pogoda dopełniała całości tego "kiczowatego" obrazka:-). Po jakieś godzinie rajskiej jazdy zacząłem wjeżdżać na płaskowyż, w którym wyżłobiony był wąwóz Todry. Zaczęło mi brakować paliwa, więc zacząłem węszyć po wioskach. W jednej wiosce nie byłem przekonany co do zawartości 5cio litrowej butelki, ale już w następnej miejscowości udało mi się znaleźć dobry stuff:-) Po wzięciu paliwa zacząłem wspinać się drogą 704 w stronę wąwozu Dades. Początek był fajny - trochę asfaltu, trochę fajnego szuterku. Najwyższe miejsce było chyba na przełęczy 2500 m npm jeśli dobrze pamiętam. Po minięciu przełęczy zacząłem zjeżdżać do wioski z nadzieją znalezienia jakiegoś jedzonka. Cała ta sprawa z Ramadanem zaczęła mi już trochę działać na nerwy - nie jem zbyt dużo, wręcz ograniczam jedzenie. Dbam jednak o jakość i aspekt zdrowotny posiłków. Ze względu na Ramadan żywiłem się jakimś szitem z puszek i tylko od czasu do czasu udawało mi się znaleźć gotowane warzywa itd. Trochę mnie to męczyło. Na szczęście w wiosce moje modlitwy zostały wysłuchane!:-) Tego mi było trzeba!:-). Po zatankowaniu brzuszka ruszyłem w dalszą drogę i zaraz za wioską zaczął się wąwóz Dades. Nie był on tak malowniczy jak Todra, ale fajnie się jechało i widoczki były niczego sobie. Poniższy filmik zostanie na długo w mojej pamięci: szukałem fajnego miejsca do startu drona i wydawało mi się, że znalazłem taki spot. Trzeba było zjechać z drogi i podjechać kawałek po kamienistym single tracku. Tak mi się wydawało znaczy...:-). Kiedy wjechałem na ten single track okazało się, że za zakrętem jest zajebiście stromy, kamienisty podjazd na krawędzi przepaści...Zobaczywszy to prawie zemdlałem ze strachu, ale nie miałem już wyjścia - o zawrocie nie było mowy, więc dałem gazu i pognałem do przodu! Brrr, kiedy to teraz piszę to mam dreszcze:-). Tak czy owak było warto, bo dronik wyszedł całkiem spoko: Po wyjeździe z wąwozu ujechałem jeszcze kawałek i zacząłem szukać miejsca do spania. Szału nie było, ale miejscówka była cicha i spokojna. 3 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
dakarowy 26 241 Zgłoś ten post Napisano 30 Czerwiec Żeby nie ten słup energetyczny, to ta ostatnia fota byłaby nawet fajna Wysłane z mojego SM-A525F przy użyciu Tapatalka Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Seb 3 870 Zgłoś ten post Napisano 30 Czerwiec Na masz... Wysłane z błota 2 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 1 Lipiec 10 godzin temu, dakarowy napisał: Żeby nie ten słup energetyczny, to ta ostatnia fota byłaby nawet fajna Wysłane z mojego SM-A525F przy użyciu Tapatalka Co poradzić - ten słup tam był. Kłamać nie mam zamiaru:-) pozdrawiam trolik 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 2 Lipiec 4 kwietnia, 26 dzień wyprawy. Tizi ait imi Rano było tak: Zobaczcie ile się trzeba namęczyć, żeby mieć spokój w nocy! Wyjazd z biwaku do asfaltu to było spokojnie 15 minut telepania się w ofrołdzie:-) Dzisiaj miałem w planie przejazd na drugą stronę Atlasu coby następnego dnia dostać się do Marakeszu. Śnieg na graniach sugerował mi, że może nie być to najłatwiejszy dzień na tej wyprawie. Z pewnością jednak był to dzień zajebistej jazdy! Okazało się, że mam do przejechania nie jedną, ale trzy przełęcze:-) Pierwsze dwie wyposażone były w lepszy lub gorszy asfalt. Wjeżdżając na pierwsze dwie przełęcze miałem wrażenie, że nie posuwam się do przodu - przestrzenie nieporośniętych lasem dolin sprawiały wrażenie niekończącej się, cudowniej jazdy. Pierwsze dwie doliny były dosyć głębokie, było tam trochę roślinności i może po jednej osadzie ludzkiej. W trzeciej dolinie nie widziałem już ludzi - może osady były ukryte w głębi doliny. Tak czy owak miałem wrażenie przebywania na księżycu. Kiedyś oglądałem wywiad z R. Messnerem na temat wspinaczki wysokogórskiej - mówił on o ataku szczytowym. W pewnym momencie zmęczenie, ból i strach są tak wielkie, że umysł "odrywa" się od ciała i wspinacz przechodzi do stanu, który Messner opisał jako "Nirwana". Wjeżdżając do tej przepięknej, samotnej, księżycowej doliny i pnąc się później na przełęcz ja też miałem Nirwanę, ale moja była lepsza-bez zmęczenia, bólu i strachu:-). To był po prostu odlot! W tym momencie przeszły mi wszystkie żale związane z rozczarowaniami pierwszych dwóch tygodni wyprawy. Zapomniałem o Ramadanie, problemach z kasą i takich tam innych pierdołach. Cieszyłem się Nirwaną. Po dojeździe do szczytu przełęczy okazało się, że jednak nie jestem sam w tych górach:-). Było tam jeszcze dwóch pasterzy. Zatrzymałem się chwilę dłużej kawałek za przełęczą .Zjazd w dół też byl super, bo jechałem do ciepłej, zielonej doliny. Okazało się że nie dam rady dojechać do Marakeszu, więc zacząłem szukać miejscówki pod drodze. Potrzebowałem też zjeść coś ciepłego i dużego. Niełatwo było znaleźć takie miejsce w tych górkach. W końcu jednak się udało!:-) Cudowny dzień! 3 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 6 Lipiec (edytowane) 05-09 kwietnia, 26-30 dzień wyprawy. Powrót do Europy. Wyspałem się pięknie w tym zielonym ogrodzie i po dobrym śniadanku ruszyłem w stronę Marakeszu. Nie będę się rozpisywał na temat tego miasta, bo można się tam wybrać za rozsądne pieniądze z Polski. A naprawdę warto!:-) Ze względu na koszty (i przygodę) postanowiłem nie wracać autostradą, ale spokojnie telepać się drogami wojewódzkimi na północ do Tangeru. W czasie naszego pobytu w Senegalu północna część Maroka została obficie polana deszczem i wracałem sobie wśród zielonych łąk i zielonych lasów. Było to fajne przeżycie po kilku tygodniach spędzonych wśród piachu i wysuszonych gór. Ostatni nocleg w Maroku wypadł mi w fajnym miasteczku godzinę drogi od portu. Kilka godzin później... Pierwszy biwak w Europie wypadł mi mniej więcej w połowie drogi między Algeciras, a Malagą. Jedna z piękniejszych miejscówek do spania na tej wyprawie!:-) Edytowane 6 Lipiec przez trolik 3 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 8 Lipiec 10-15 Kwietnia. 30-35 dzień wyprawy. Nadal jest pięknie! Wstajesz se rano. Jest cicho, spokojnie. Ptaszory wydzierają się wniebogłosy. I masz taki widok do kawy: Do tej pory w Hiszpanii byłem tylko przelotem lub służbowo w Madrycie. Nie miałem okazji poznać tego kraju w taki sposób jak lubię - czyli wioski, małe miasteczka, wąskie asfalty itd. Tym razem udało mi się zupełnie przypadkowo wpakować właśnie w rolniczą Hiszpanię, która mnie oczarowała!:-). Kawka na cudownym spocie była wyśmienita - świeciło słońce, ale w kwietniu było jeszcze na tyle chłodno że poranne promyczki nie gotowały mi mózgu pod łysą glacą. Zamiast tego wygrzewałem się i kontemplowałem tą chwilę. Było pięknie. Koncepcja na przejazd przez Hiszpanię była taka, że wpisuję do gugla "unikaj płatnych autostrad", wybieram drogę prowadzącą blisko wybrzeża i tak sobie spokojnie pyrkam na północ. Udało mi się tak jechać przez... jakieś 3 godziny:-). Po tych ok 3 godzinach pomyliłem się na jakimś ślimaku i skręciłęm w lewo i do góry:-). Na początku próbowałem zawrócić, ale po kilkunastu minutach i wjeździe w górki zaczęło mi się podobać. Początkowa autostrada zmieniła się w ekspresówkę, potem w drogę wojewódzką, następnie powiatową...a na koniec jechałem wąskim asfaltem wśród nieziemsko pachnących pól, winnic i ogrodów Jechałem takimi zadupiami, że obawiałem się gdzie zatankuje paliwo przy końcu zbiornika:-). To była super jazda! Nocleg znalazłem w małym lasku położonym wśród winnic Kolejny dzień też przyniósł fajną jazdę - początkowo w górach, a następnie w okolice Girony i dalej na wschód do wybrzeża. Tam zanocowałem u kolegi motocyklisty z FAT w pięknej willi!:-) Był prysznic, dobre jedzenie i fajne gadki o przygodach. Gienia też była zadowolona, bo stała na twardym podłożu:-) Wyspałem się pięknie w wygodnym łóżeczku i po obfitym śniadaniu ruszyłęm w dalszą drogę Okazało się, że ten kawałek Francji przez który jechałem też jest super!:-). Wczesnym popołudniem zacząłem wspinać się na płaskowyż, którym następnie jechałem dalej na północny wschód. Były wąskie asfalty, zakręty, lasy - zajebioza!:-) Mały problem był taki, że było zimno na tym płaskowyżu i już zacząłem się niepokoić, że wieczorowa pora zastanie mnie na górze i znowu będzie zimno w nocy. Na szczęście zbliżałem się do Lyonu i zacząłem w związku z tym zjeżdżać trochę niżej. Miejsce na biwak znalazłem kilka minut od drogi w fajnym i cichym lesie Rano standard - śniadanie, pakowanie i jazda. Reszta Francji nie była już jakaś strasznie ciekawa i zacząłem się nudzić trochę. Po wjeździe do Niemiec postanowiłem więc nie jechać autostradą na północ jak podpowiadał gugiel. Zamiast tego postanowiłem jechać na zachód przez Szwarcwald i później wbić się na 9tkę. Ogólnie wszystko było fajnie do wieczora. Bo za cholerę nie mogłem znaleźć miejsca na biwak. Niemcy to strasznie gęsty kraj-wszędzie pełno ludzi, domów, szlaków, atrakcji turystycznych...nawet kawałka lasu nie ma spokojnego!:-). Koniec końców udało mi się znaleźć skrawek spokojnego miejsca po 2 godzinach szukania. Za to rano zostałem nagrodzony koncertem! Po zjeździe z gór wjechałem już na autostradę i telepałem się na północ 9tką. Ostatni nocleg wypadł mi na terenach pokopalnianych za Halle. 3 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 9 Lipiec Podsumowanie. Okazało się, że moje emocje mnie nie myliły - jazda po płaskim terenie, pozbawionym lasów i większych zbiorników wodnych nie jest dla mnie. Oczywiście fajnie było zobaczyć Mauretanię i Senegal, ale dla mnie lepszą opcją byłoby po prostu wsiąść w samolot i polecieć do Dakaru. Utwierdziłem się w przekonaniu, które miałem już wcześniej: motocykl jest tylko narzędziem dowożącym mnie w fajne miejsca do fajnych ludzi. Jazda sama w sobie nie jest dla mnie celem podróżowania. Kiedyś być może tak było, bo mniej jeździłem, byłem głodny przeżyć związanych z samą jazdą. Teraz widzę to inaczej. Zauważyłem też, że wraz z upływem wieku coraz gorzej znoszę wysokie temperatury. Kilka lat temu przejazd przez kazachski step w temp 45 stopni był wręcz fajną przygodą:-) . Tym razem w Senegalu walczyłem o życie i nie miałem żadnego poczucia przygody. Maroko to inna bajka. Jest to jeden z moich ulubionych, "wszystkomających" krajów, które nie mogą wręcz rozczarować. Mam wrażenie, że wiedza o tym kraju nie jest rozpowszechniona w Polsce. A naprawdę warto się tam wybrać, bo każdy znajdzie tam coś dla siebie. Bardzo fajnie jechało mi się w Hiszpanii i Francji - dużo przestrzeni, poczucie wolności, zieleń i ciepełko już w kwietniu. Środek Hiszpanii zdecydowanie mam na celowniku do eksploracji!:-) 2 2 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
dakarowy 26 241 Zgłoś ten post Napisano 11 Lipiec Zazdroszczę chyba jedynie wolnego czasu na wyprawę. Maroko chciałbym odwiedzić kiedyś czymś lżejszym, nie 8setką.. Huska byłaby ok. Ale do Dakaru, na podstawie nie tylko Twojej relacji, to chyba już się wyleczyłem, że jechać nie chcę Dzięki wielkie za tą relację Tomek Wysłane z mojego SM-A525F przy użyciu Tapatalka 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Marcin N 9 265 Zgłoś ten post Napisano 12 Lipiec Sprobujemy wykroić Hiszpanię na przełomie września i piździernika.Jak skombinujemy busa to będzie miejsce na 3 motocykl taptarapta 2 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 12 Lipiec 19 godzin temu, dakarowy napisał: Zazdroszczę chyba jedynie wolnego czasu na wyprawę. Maroko chciałbym odwiedzić kiedyś czymś lżejszym, nie 8setką.. Huska byłaby ok. Ale do Dakaru, na podstawie nie tylko Twojej relacji, to chyba już się wyleczyłem, że jechać nie chcę Dzięki wielkie za tą relację Tomek Wysłane z mojego SM-A525F przy użyciu Tapatalka Oczywiscie im mniejszy motorek tym lepiej, ale sugeruje zabrac graty na biwak. Kilka biwaków które tam mialem to bylo mistrzostwo swiata w samotnosci, ciszy i widokach!:-) 2 godziny temu, Marcin N napisał: Sprobujemy wykroić Hiszpanię na przełomie września i piździernika. Jak skombinujemy busa to będzie miejsce na 3 motocykl Dzieki za zaproszenie, ale we wrzesniu jade do Pakistanu. pozdraiam trolik 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 12 Lipiec Mauretania 2 2 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 285 Zgłoś ten post Napisano 18 Lipiec Senegal 1 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach