Skocz do zawartości
Jagna

Rock, sand & heat, czyli babska wyprawa na Dziki Zachód

Recommended Posts

Niestety obawiam się, że tych zdjęć laski nie dopuszczą do publikacji, nawet na tak niezmiernie dyskretnym forum jak nasze. :lol:

Trochę cierpliwości, jeszcze nie doszłam do plaż nad Morzem Karaibskim :lol:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Myślę, że wystarczy odpowiednio długi czas ekspozycji (-naście sekund), statyw i manualne ustawienie czułości na niskie ISO 200 i przesłony odpowiednio mocno zamkniętą. Pomocne może być w takich warunkach rzucenie zgromadzonego na dole pyłu w górę, wirujący w powietrzu kurz podkreśli wpadający promień słońca.

Szkoda, że na dole pod promieniem nie widać szczegółów piasku - może drugie zdjęcie z ustawieniem na ten jasny punkt i potem scalenie tego w jedną całość w PSie byłoby dobrym rozwiązaniem? :lol:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Pięknie dziękuję autorce w imieniu wszystkich zainteresowanych sprawami geologicznymi. :lol: Proszę o więcej i bardziej szczegółowo. Naprawdę uwżam to za bardzo interesujące informacje i ciekawe. Tym bardziej, że serwowane przez fachowca I klasy. :lol:

Użyłem wyżej słowa "geologicznymi", które brzmi podobnie do wyrazu "ginekologicznymi". Skoro więc dotknąłem tematów ze stref intymnych, to mam pewne spostrzeżenia. Otóż oglądając galerię z ostatniego Jagienkowego posta, mam nieodparte wrażenie, że autorka przemyca nam w swojej relacji obrazy, o podłożu erotycznym. O ile wcześniej tzw. ostańce budziły jednoznaczne skojarzeniaa natury fallicznej, to tym razem, jaskinie, nieodparcie przywołują refleksje natury waginalnej albo jak kto woli cipecznej. :lol:

Zastanawiam się kto byłby ciekawszym przypadkiem dla Freuda: Jagienka czy skromna osoba piszącego te słowa. :lol:

:beer: :beer: :beer:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Niestety obawiam się, że tych zdjęć laski nie dopuszczą do publikacji, nawet na tak niezmiernie dyskretnym forum jak nasze. :lol:

Trochę cierpliwości, jeszcze nie doszłam do plaż nad Morzem Karaibskim :lol:

Widzisz Lffie? Wiara! Wiara czyni cuda. :lol:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

hey boys, this is Jagna post. F...k off with this offtop :lol:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Panie kierowniku, ale przecież my trzymamy się blisko tematyki postu.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Nawet gineologiczne wtręty są :lol:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

A tu taki mały filmik podsumowujący Utah & Arizona:

X38lrwbsyI4

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień 8

Lekko skacowane budzimy się hotelu (do którego nigdy się nie przyznamy). W sumie kac jest łatwiejszy do zniesienia w hotelu ***** niż w hostelu. I mamy dostęp do sieci!

Ostatni dzionek w USA przed nami. Plan "beznapinkowy": przemieścić się z Page do Las Vegas, skąd o 5 rano następnego dnia odlatuje nasz samolot. Noclegu nie przewidujemy, bo i tak musiałybyśmy o 3 rano wstać. A po drodze Crème de la crème, czyli Wielki Kanion Kolorado.

Na początek wspominamy wczorajszy wieczór:

IMGP2802.JPG

Na pamiątkę od zespołu dostałyśmy CD z autografem. Na płycie są 4 utwory, każdy nagrany po 3 razy. No cóż, przynajmniej puste miejsce się nie marnowało Nam te 3 razy wystarczyły w zupełności... Panowie zdecydowanie lepiej sprawdzali się w coverach... Choć niektórym z nas spodobał się tekst jeden z piosenek: "She's the boss, she wears the pants" :mrgreen:

Tuż za Page podziwiamy zabytkowy most (czyli ma ze 100 lat...) nad Colorado.

IMGP2813.JPG

IMGP2815.JPG

Koło Page jest jedyne miejsce w Arizonie, gdzie można zjechać do rzeki Colorado, były tam nawet kiedyś promy. No to zjeżdżamy (uprzejmie donoszę, że nie wrzuciłyśmy 9 $ do puszki za przejazd ):

IMGP2829.JPG

Cały czas jest ponad 40 stopni, więc jak tu nóg nie zamoczyć w Colorado River? Łoj... Na tym zdjęciu uśmiech jest zdecydowanie wymuszony. Temperatura wody oscylowała chyba koło 5 stopni!

IMGP2826.JPG

Jedziemy drogą 89, widoki zapierają dech w piersi. Na tyle, że nie mam żadnego zdjęcia. Jakiś smętny filmik tylko.

Po jakimś czasie zaczyna się las (chyba nasz pierwszy las w USA) i krajobraz jakiś taki beskidzko - tatrzański się zrobił. Przerwa na tankowanie, siusiu oraz przymierzanie kowbojskich kapeluszy:

IMGP2831.JPG

Przy okazji dowiaduję się co to skakało wszędzie dookoła przez ostatni tydzień. To chipmonki były!

IMGP2833.JPG

W Jacobs Lake odbijamy z 89 na Wielki Kanion. Droga cały czas wiedzie malowniczymi zakrętami przez las. W pewnym momencie jesteśmy ponad 3000 m n.p.m. i to czuć. Już nie ma 40 stopni, tylko przyjemne 30.

Niestety wszędzie widzimy znaki "uwaga pożar i dym" a pod spodem "proszę nie raportować".

Dojeżdżam do North Rim, czyli północnej krawędzi kanionu. Jest tu osada drewnianych domków letniskowych. Ciekawe ile lat naprzód trzeba robić rezerwację ...

Mamy cholernego pecha, bo dym z pożarów zaczyna powoli wypełniać kanion. I zdjęcia ostre nie są. Ale nawet gdyby dymu nie było, to zdjęcia nie oddałyby ogromu tej struktury.

To zdjęcie publicznie dostępne:

GRANDVIEWREVB.jpg

Grand Canyon w tym miejscu miał ok. 16 km szerokości, ponad 1,5 głębokości. Rzeki na dnie absolutnie nie było widać. Żeby dostać się na drugi brzeg trzeba przejechać prawie 400 km.

I takie sobie moje zdjęcia z North Rim:

IMGP2836.JPG

IMGP2839.JPG

IMGP2846.JPG

IMGP2854.JPG

IMGP2867.JPG

dojdzie ten dym czy nie dojdzie?

DSCN1640.JPG

a jednak doszedł:

IMGP2870.JPG

Przerwa na indianską cepelię:

IMGP2871.JPG

Podobał mi się tekst tego gościa przy mikrofonie: "wszyscy oczekują, że będę nazywał się co najmniej "Szemrzący strumyk" a ja jestem po prostu John Smith i mieszkam w Page"

Pytamy się rangersów, czy na innych punktach widokowych też jest dym. Podobno nie. No to jedziemy na kolejny , dymu nie ma , ale za to powoli zmrok zapada.

IMGP2879.JPG

IMGP2880.JPG

IMGP2881.JPG

IMGP2882.JPG

Jest 20ta i nie zostaje nic innego jak jechać dalej. Wklepujemy w GPSa jako punkt docelowy wypożyczalnię aut w LV i wsiadamy do auta. Gośka chce mnie zamordować, kiedy słyszy, że do celu jest 450 km. Rano coś tam mówiłam o dwustu. No co, każdy się może pomylić... Ale na razie musimy wyjechać z parku. 30 mil lasem. Pierwszy jeleń, drugi jeleń, trzeci jeleń... Przy 20 przestajemy liczyć. Cholera, jak tu jechać, jak dookoła stada jeleni? I co rusz jakiś przechodzi przez drogę? I jest ciemno? I tak się wleczemy do Jacobs Lake z powrotem...

Na 22 zjeżdżamy na kolację do miasteczka Fredonia (od Free Donna, co bardzo nam się podoba), Dana prosi o "very, very well done steak" i w końcu dostaje stek, z którego nie płynie krew. Jak zwykle zapominamy, żeby zamówić porcję na dwie i znów zostawiamy ponad połowę.

Jeszcze jakieś 100 km drogami stanowymi i wbijamy się na highway 15. Las Vegas widać z bardzo daleka:

IMGP2890.JPG

Jeszcze tylko przepakowanie wszystkiego z auta do bagażu (a przybyło tego trochę) i można ruszać na lotnisko. Ze dwie godziny snu i lecimy do Denver, tam przesiadka. O 15tej wysiadamy w Meksyku...

Ale o tym później...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Fajna przygoda, fajne zdjęcia - mam nadzieję, że Wam też było fajnie na tej fajnej "wycieczce" Jest trochę pięknych zakątków na tym świecie - dalekim i bliskim.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Piękna wyprawa :)

Najfajniejsze jest realizowanie swoich marzeń.

Powodzenia dziewczyny :beer:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Pięknie :)

Prosiamy o wincyj :)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień 9

Wczesnym popołudniem opuszczamy lotnisko w Cancun. Już w hali przylotów jakoś duszno i gorąco, ale wyjście na zewnątrz... :shock:

Poczułam się jak w saunie. Tylko obłoków pary brak... Mniej więcej po pięciu sekundach zaczyna płynąć pot po plecach i tak już zostaje.

Gośka kilka dni wcześniej zarezerwowała shuttle bus do hotelu. mamy nr rezerwacji, ale nie mamy nazwy korporacji. A jest ich z dziesięć... A naganiacz każdej jest głośniejszy od poprzedniego... Po pół godzinie biegania w tej saunie znajdujemy swój busik. W którym dla odmiany panuje temperatura nie wyższa niż 18 st.

Przez cały pobyt cierpimy na zmianę: a to duchota niemożebna na dworze, albo lodówka w pomieszczeniach i autach. Bez długiego rękawa ani rusz. Że też oni nie chorują przez te klimy!

Na razie jedziemy do naszego burżujskiego hotelu (to nie nasz wybór, tu jest konferencja i już, na szczęście ceny są posezonowe). W Cancun są jakby dwa miasta: jedno to Zona Hotelara, czyli mierzeja o długości 20 km wypełniona szczelnie hotelami, oraz miasto na lądzie, gdzie mieszka obsługa tychże hoteli. A samo miasto założone w latach 70.tych. Trochę szkoda, bo ciężko poczuć tu "prawdziwy" Meksyk. Ale nie zamierzamy spędzić tygodnia siedząc na d... :)

Nim dojdziemy do siebie, robi się wieczór.

Pod księżycem na plaży:

IMGP2900.JPG

Rano Gośka i Dana zaczynają konferencję, a zaczynam byczenie się na plaży z ksiązką i empetrójką:

IMGP2904.JPG

Ze słońca uciekam po 3 piosenkach - a ja raczej taka ciepłolubna jestem, wiec naprawdę było gorąco.

W cieniu da się wyleżeć, jest tak ciepło i błogo, że zasypiam po 3 stronach.

Morze Karaibskie jest obłędnie turkusowe, bialutki piasek składa się prawie wyłącznie z połamanych muszelek. Mimo tego, że hotel ogromny, ludzi prawie brak. Jedyny malutki minusik - spore fale.

Po południu wybieram się do miasta, zorientować się w możliwościach wyjazdów poza Cancun. Zamiast cierpliwie czekać na autobus R-1, który według mojego amerykańskiego przewodnika jedzie do downtown, wsiadam w R-2, który też ma downtown napisane na szybie. I pytam się kierowcy, czy do downtown dojadę... Si, si...

Przejeżdżam całą mierzeję, wjeżdżam na ląd, ale ulice jakieś inne niż na mojej mapie cetrum. I do tego jestem jedyną turystką w tym pojeździe (bez klimy na szczęście). Pytam się ludzi obok, oni nie znają angielskiego, ja hiszpańskiego. A za oknem coraz bardziej slamsowato się robi. W końcu idę do kierowcy, gdzie to downtown??? A kierowca, że nie tu. No tyle, to ja też wiem:mur: Wysiadam w końcu na jakimś skrzyżowaniu i podobno mam złapać R-17. Przystanki to są tylko w części hotelowej, w mieście autobusy zatrzymują się głównie tam gdzie się macha.

Dookoła mnie rozpadające się szopki, biegające golutkie dzieci i kury samopas. I do tego ja w białej sukieneczce i klapeczkach. :) Nie widzę żadnego R17, macham w końcu na taxi i po dwudziestu chyba minutach ląduję w downtown. ufff....

Tu już bardziej cywilizowanie:

IMGP2906.JPG

Przed szukaniem dworca muszę nieco ochłonąć, siadam się na małe co nieco w knajpce na rynku. Czas zacząć spotkanie z kuchnią meksykańską! Na początek enchiladas, czyli tortille wypełnione czym się da. Na szczęście wściekle ostre sosy podawane są osobno. Kelnerka pokazuje na ten najmniej pikantny. Nooo... Sosów to my tu jeść na pewno nie będziemy.... Całe piwo poszło na uspokojenie popalonego przełyku...

Ale za to dają normalne piwo, nie to co w USA...

Posilona udaję się na dworzec, autobusy są taniutkie, wycieczki też połowę tego co w hotelu (jak zwykle), jutro usiądziemy we trzy co poplanujemy gdzie i kiedy. Jeszcze małe zakupy (ćwierć ceny hotelowej), tym razem grzecznie wsiadam w R-1, uprzejmy kierowca pyta się o nazwę hotelu i sam woła, kiedy mam wysiąść.

Wieczór spędzamy plażowo - basenowo = zdjęcia cenzurowane :lol:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Ej, no druhno zastępowa… nie bawimy się tak :)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Wkurzasz Jagna, bo ładnie zaczynasz, ale kończysz w momencie, kiedy chciałoby się więcej...jak laska z ogólniaka przed pierwszym razem :)

Zrobiłaś porównanie między piwem amerykańskim i meksykańskim. To mi przypomniało pewną zagadkę: czym się różni amerykańska kawa (albo piwo) od seksu w canoe?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

To zagadka. :lol: Odpowiedź brzmi: niczym się nie rożni i w jednym i w drugim przypadku jest blisko wody... :)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Przerwa techniczna do 20go.

Będziem testować GSa w Rumunii :mrgreen:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Do miłego przeczytania!

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Rumunia zdobyta, piszemy dalej. Trzeba kończyć, żeby pisać o Rumunii :)

Dzień 10

Dziewczyny mają kolejny pracowity dzień (a w zasadzie pół), a ja znów na plażę z książką. Spotykam rodaków, których poznaję po okładce książki, i usiłuję wypytać o ciekawe okolice. Dostaję odpowiedź: Jesteśmy tu dopiero 5 dzień, jeszcze nie zdążyliśmy wyjść z hotelu... no comments...

W południe opuszczamy hotel i udajemy się promem na Isla Mujeres. Jak tu nie odwiedzić Wyspy Kobiet? Cele mamy dwa: podobno najpiękniejszą plażę w okolicy oraz żółwiarnię. Zgadnijcie, którego nie zdążyłyśmy zrealizować...

Na promie ciut ochłody:

DSCN1825.JPG

DSCN1823.JPG

Na powyższym zdjęciu nie bardzo widać, ale siedzę obok mulatki. I z przerażeniem obserwuję, że mój odcień skóry na nogach jest identyczny!

Isla Mujeres jest totalnie nastawiona na turystów, ale mimo to coś w sobie ma. No i sprzedawcy na szczęście nie są nachalni. Żadnych "majfrendów" :)

Ciut Meksyku:

IMGP2935.JPG

IMG_0123.JPG

I ciut turystycznego Meksyku:

IMG_0116.JPG

IMG_0101.JPG

Docieramy na Playa Norte, faktycznie jest ładnie:

IMG_0129.JPG

Postanawiamy nie wydawać 15$ na leżaki i rozkładamy własne ręczniki. 2/3 z nas mieszka w Poznaniu :lol:

Plaża jest boska. Fal - brak. W końcu można spokojnie popływać:

IMG_0190.JPG

Albo poleżeć (moja ulubiona czynność):

IMGP2915.JPG

(Dunia: piasek i muszelki ochoczo wpływają do majtek, podobnie jak w Acapulco :D)

Albo popozować do zdjęć:

IMGP2928.JPG

Kiedy zaczyna nas boleć skóra (mimo filtrów) uciekamy na obiad. Znajdujemy fajną knajpkę z zacienionym patio:

IMGP2937.JPG

I delektujemy się kuchnią meksykańską:

IMG_0324.JPG

No i trzeba wracać, bo zaraz odpływa ostatni prom do Cancun...

IMG_0306.JPG

Na powyższym sytuacja typowa, czyli pot spływający po plecach i mokra koszulka. Ale co ciekawe, nawet siedząc w nieklimatyzowanym autobusie nie czuć "ludzkich" smrodków, w przeciwieństwie do naszego kraju... Inny metabolizm, czy co?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Od tych widoczków, to aż się ciepło robi :)...a tutaj za plucha, deszcz i jesienna syfioza nadeszła :)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Może nie metabolizm, a klub przyjaciół mydła?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień 11 i 12

Wykupujemy wycieczkę do najważniejszego zabytku Majów w okolicy, czyli Chichén Itzá. To prawie 4 h jazdy w jedną stronę.

Po drodze zatrzymujemy się przy jednym z cenotów. To taki rodzaj krasowej jaskini (cały Jukatan jest wapienny, ale płaski, skałek brak) , na dnie której jest jeziorko. Chłodnej wody :)

IMGP2941.JPG

IMGP2955.JPG

A w Chichén Itzá trochę ludzi było. Ale chyba trzeba by przyjechać o ósmej rano, żeby było inaczej... Poniżej Świątynia Kukulkana. Jest tak zorientowana w przestrzeni, że w dniach równonocy promienie słoneczne schodzą po schodkach, co przypomina pełzającego węża.

IMGP2968.JPG

Świątynia wojowników, Templo de los Guerreros:

IMGP2969.JPG

Ale można było znaleźć fragmenty mniej oblegane:

IMGP2986.JPG

IMGP2989.JPG

I te bardziej zarośnięte dżunglą:

IMGP3000.JPG

Gorąco było niemożebnie:

IMGP2992.JPG

Tej formy zwiedzania (szybko, szybko, maj frends) raczej nie polecamy, ale nie miałyśmy innego wyjścia...

Poza tym wieczorem była uroczysta konferencyjna kolacja z tańcami prawie do świtu. Pierwszy raz w życiu tańczyłam salsę :)

Kolejny dzień spędzamy plażowo (trzeba się było po ubiegłej nocy porządnie wyspać), ale w innej miejscowości, Playa del Carmen. Mniej turystycznie nieco...

IMGP3014.JPG

I wracamy fantastycznym autobusem (nigdy nie wiadomo, na co się trafi. Może być nowiutki, z klimą, a może być prehistoria zupełna) z dziurami w podłodze i drewnianą kasą u kierowcy. Nie bardzo zdjęcie wyszło...

IMGP3015.JPG

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.

Zaloguj się teraz

×