Skocz do zawartości

Recommended Posts

06.06.2012 wypłyneliśmy z Gdańska do Nynashamn, wróciliśmy do Gdańska dzisiaj 16.06.. W międzyczaszie przejechaliśmy w trzy motorki około 3788km po skandynawi. Celem były Lofoty, gdzie spędziliśmy klika uroczych dni. Pogoda była w miarę niezła, przejechalismy przez lato wiosne i zimę. Noclegi w namiotach i w przygodnych kwaterach. Wyżywienie własne. Po powrocie tylna opona do wymiany. Jak się nieco ogarnę to wkleję kilka fotek.

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Ogarniaj się byle szybko :-P

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dawaj Mguzzi, czekamy na relację!

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Wyjazd zaplanowaliśmy troszke przedsezonowo, z jednej strony żeby uniknąc zamieszania związanego z zawodami w piłke kopana, a z drugiej wiadomo przed sezonem jest luźniej. Plan był prosty: w miarę szybki przjazd przez Szwecjęna jak najbardziej na północ i na wysokości Umea/Luleai odbicie do Norwegii (Mo i Rana) dalej "drogą północną"przjazd na Lofoty przeprawą promową z Bognes do Ledingen. Później objazd wysp Vesteralen, następnie Lofotów (dwa archipelagi położone obok siebie, czemu rózne nazwy - nie wiem) do miejscowości A (a z kropkami). Jest to ostatnia miejscowośc na Lofotach, nazwa wynika z faktu, że liatera ta jest ostatnią w alfabecie norweskim. I faktycznie kończy się tam droga. Powrót w odwrotnej kolejności. Odległość z Nynahamn do Bognes to około 1400km.

Ze względu na małą ilość czasu (minimalna ilość urlopu piatek po B.C. wygospodarowany/odrobiony w pracy i pięć dni z nastęnego tygodnia) odpadł wariant przejazdu przezs Pribałtykę, prom do Karlskrony, czy podróż przez Danię i most. Celem były LOFOTY

Do przystani promowej w Gdańsku dojechalismy po zbiórce na Mazowszu. Prom jak prom, wypłynął w morze, szybkie zakupy w sklepie uwzględniające zapotrzebowanie na cały wyjazd.

Przełamaliśmy oczątkowe opory związane ze skorpionem i dalsza podróż dosłownie "przepłyneła "szybko. W Nynasham zjechaluiśmy z promu około 13 i drogą nr 73 przez Sztokholm (przejazd przez centrum miasta bez problemowy, częsciowo tunelem) dalej drogą "autostrada pólnocna" E4. Około godz 20 jeden z kolegów zauważył ze "słońce jest jeszcze wysoko jedźmy ile się da", miał dziwną minę, gdy mu powiedziałem że ciemno to się zrobi, ale za tydzień jak będziemy wracali. Ile się da na pólnoc oznaczało około 530-550km. Zatrzymaliśmy sie na przydrożnym miejscu biwakowym (możliwy kemping przez 1 dobę, przyzwoita toaleta, kran z wodą, wyznaczone miejsce na ognisko, stoły z ławami)około 1km przed m. Ullanger. polecam. Inne miejsce gdzie można robić namiot to troche wczęśniej około 5km przed m. Sundsvall po prawej stronie, nad brzegiem morza/zatoki wyznaczone miejsce na kemping.

Edytowane przez mguzzi
  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Nastęnego dnia dalej w kierunku Umea, za radą GPS skrót drogą 353 do m.Lycksele. Droga akurat była w remoncie, grubo wysypana nieubitym tłuczkiem, jazda nie była przyjemna, mój ciężki moto nie był zbyt stabilny - raz myślałem że będzie paciak. Na przydrożnym parkingu nad rzeczką, opodal krzaczka znaleźliśmy szczupaczka i okonka, które przygarneliśmy i zabraliśmy na przjażdżkę aż do kolacji. Po drodze pierwsze spotkane renifery. (kiszka ze zdjęciami nie dadzą się załączyć, wyczerpałem limit) Nocleg w m.Tarnaby w prywatnym domku (mieszkanie nad garażem za 400 koron). Tu juz jest zimno, następnego dnia załozyliśmy wszystko co było + ciągłe grznie manetek. Wjechaliśmy w zimę. Na poboczach leży śnieg, asfalt czarny, temo około 6*C, na mijanych jeziorach lód Pominięciu symbolicznej granicy Szwedzko Norweskiej (znajk zmiana państwa). wjechaliśmy w okolicy Mo i Rana strefę wiosny. Dalej pojechaliśmy drogą E6 w kierunku Narwiku. Po drodze wjechaliśmy na płaskowyż (około 600-700m.n.p.m.), znowy strefa zimy, dookoła snieg, gdzie przekroczyliśmy krąg polarny. Okrągły budynek, parking, globus, sklep z pamiatkami full wypas komercja. Pamiątkowe fotki i jazda dalej. Na płaskowyżu dopuszczalna prędkość to 90-100, na szybkim pełnym zkretów zjeździe 80 i niespodzianka fotoradar od tyłu (jechaliśmy 82), ale jak nas nikt nie zatrzymał przez najbliższe kidka kilometrów uznaliśmy że się zmieściliśmy w dopuszczalnej granicy. Dalej nieprzyjemny deszcz, zimno, zdradliwe tunele i tuż przed przeprawą promową - słońce. Prom w zależności od pory dnia kursuje co 1 -2 godziny, płynie około 1 godz. Prosto z promu pojechaliśmy na wyspy Vesteralen, gdzie za m. Sortland zaplanowałem znany z poprzedniego wyjazdu nocleg w budynku portu. Po dojechaniu niemiła niespodzianka, standardowe pytania, odpowiedzi motocyklliści z Polski - nie ma dla nich miejsca do wynajęcia. MOcno zdziwieni i zniesmaczeni pojechaliśmy w kierunku wyspy Andoya gdzie znaleźliśmy ofertę łóżko ze śniadaniem, po telefonie do właścicielki, krótkie nogocjacje (z 900 koron do 600 bez śniadania). Znowu standardowe pytania i odpowiedzi, tym razem Pani Właścicielka, gdy się upewniła, że przyjechaliśmy tymi motorkami aż POlski, stwierdziła że jesteśmy waraiatami, my że to dla nas komplement. Ugoszczeni kawą wypiliśmy z emocji po dwie. W środku nocy, ale świeci słońce, poszedłem łapać obiad na nastęny dzień, kilka zaczepów, urwane przypony i zerwane blachy - będzie głodówka. Nastęny dzień jutro.

  • Like 3

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Rozumiem, że wiozłeś że sobą jakiś teleskopik?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

no takie połączenie to rozumiem..

motocykl i rybki..

Właśnie zastanawiam się nad zakupem jakiejś niewielkiej wędki teleskopowej mieszczacej się w kufrze..

Edytowane przez Bartek

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Zgodnie z planem objechaliśmy dookoła wyspę Andoya droga nr 82 (przeciwnie do ruchu wskazówek zegara), na „szczycie” wyspy jest jej największa miejscowość Andenes – stare miasteczko wielorybnicze, obecnie stare statki wielorybnicze przebudowano na wycieczkowce i organizują „wielorybnicze safari” . Jest to wyprawa na cały dzień, płynie się w miejsce gdzie kaszaloty pomiędzy polowaniem w głębinach Atlantyku na olbrzymie kałamarnice wygrzewają się tuż pod powierzchnią wody. Jeśli ma się szczęście faktycznie je widać, wraz z charakterystyczną fontanną, nurkując – efektownie pokazują ogon. Jeśli nie ma się szczęścia i nie ma wielorybów, firma nie zwraca za bilety, ale następny rejs gratis. I tak aż do skutku. Koszt takiej wycieczki kilka lat temu to około 2000koron (co prawda z miasta Sto z sąsiedniej wyspy Langoya, ale oferta powinna być podobna). Wschodnie wybrzeże wyspy jest mało atrakcyjne widokowo, ale podłodze mijamy położony malowniczo na brzegu można biały okrągły drewniany kościółek. Później olbrzymią „kopalnię odkrywkową” gdzie pozyskują torf, na wjeździe do miasta najpierw po lewej stronie kemping, następnie po prawej stronie lotnisko wojskowe. Po zachodniej stronie miasteczka dostępne bardzo urocze, wręcz kiczowate plaże (biały piasek, turkusowa woda, góry – po prostu bajka). Wyjeżdżając z miasteczka kierujemy się drogą wzdłuż zachodniego wybrzeża wyspy. Dużo bardziej widowiskowa niż poprzednia droga prowadzi na zmianę wykutą w skałach półką, lub wzdłuż nadbrzeżnych torfowisk, również malownicze plaże i naprawdę piękne widoki (w oddali widać zarysy wyspy Langoya – naszego dalszego celu). Wzdłuż drogi zachodniego wybrzeża widziałem kilka ofert noclegowych. Z braku czasu odpuszczamy szutrówkę okalającą południowy cypel wyspy i dojeżdżamy do punktu wyjścia mostu przy m. Risoyhamn (miasteczko w którym nocowaliśmy). Wracamy drogą znaną z poprzedniego dnia do n. Sortland, gdzie mostem przejeżdżamy na wyspę Langoya. Powody są dwa. Pierwszy: drogą 820 następnie 821 jedziemy do m. Myre, w której za makietą orki skręcamy w drogę po prawej stronie, po około 1km skręcamy w drogę w lewą stronę kierując się do NYKSUND – opuszczonego miasta. W połowie ub. wieku rybackie miasteczko z przyczyn ekonomicznych zostało opuszczone przez ostatnich mieszkańców. W latach 90 grupa zapaleńców postanowiła ponownie je ponownie zaludnić. Początkowo kilka osób w ciągu lata, później więcej, później ktoś przezimował. 10 lat temu prawie wszystkie budynki to była ruina, poj. budynki odnowione. Dziś jest zupełnie na odwrót, dominują hotele, restauracje, galerie i firmy turystyczne. Ale są jeszcze domy do kupienia i zagospodarowania. Miasteczko warte zobaczenia, ale to co najlepsze jest przed nim. Około 2km od zjazdu z drogi dojeżdżamy do bardzo malowniczej zatoki. Przed nami prowadząca do Nyksund droga SZUTROWA!. 6-8km. częściowo wykuta w skale półka – Miejscami tak wąska, że osobówki się nie miną, konieczne są mijanki. W miejscu przejścia asfaltu w szuter od morza drewniane rusztowanie długości około 50metrów, szerokości u podstawy 5-8metrów i tyleż wysokie. Na nim suszą się SZTOKFISZE – suszone w sposób naturalny (jak u nas siano) dorsze. Lofoty ze względu na swój specyficzny klimat są jedynym miejscem gdzie ta sztuka się udaje. Cena takich suszonych dorszy jest dla mnie kosmiczna, są one eksportowane na cały świat, głowy sztokfiszy są głównym składnikiem narodowej potrawy (kurde nie jestem pewien ale prawdopodobnie Nigerii). Takie suszarnie dorszy są na Lofotach normalnym widokiem. W podobny sposób tubylcy suszą dorsze np. na balkonach, tarasach czy szczytach domów. Jeśli ktoś zaślepiony perspektywą przejazdu szutrówką spróbuje zignorować widok suszarni, to nie pozwoli mu na to otaczająca ją aureola ZAPACHU, bardzo specyficzna, intensywna, paniom się na pewno nie spodoba. Tu można przy suszarni sztokfiszy zaparkować (jest stół i ławki) wejść, obejrzeć, dotknąć NIE ZABIERAĆ ryb bo utłuką. Dodatkowy bonus szutrówke przejeżdża się co najmniej dwa razy. Jadąc do i z miasta.

Wracamy do m. Sortland skąd mamy jechać na „prawdziwe” Lofoty Po drodze zbaczamy po ryby na znane z poprzedniego wyjazdu łowisko (powód drugi). I tu mała dygresja na temat pogody na Lofotach. Wyspy są po prosty wysokimi górami wyrastającymi z oceanu, pogoda jest specyficzna. Jeśli jakaś chmurka uwiesi się na górze to może się jej trzymać i trzymać. Dookoła piękna pogoda, a tu chmurka i pada. Przejeżdża się mostem, czy tunelem na drugą stronę wyspy lub Inną wyspę i jest diametralna zmiana pogody. I tak właśnie było na łowisku. Koledzy za cholerę nie mogli zrozumieć czemu mamy łapać ryby akurat w miejscu w którym PADA DESZCZ. Schowali się za motorki i wstawili wodę na kawę. Nie zdążyli jej zrobić, ani wypić. Po pierwszym rzucie również przyszli łowić. Pięć rzutów, pięć dorszy. Limit połowowy wyczerpany. Ustaliliśmy sobie limit połowowy, łapiemy tyle ryb ile potrzebujemy (możemy zjeść). Jedziemy dalej drogą 85, następnie E10 przez wyspy Lofotów. (alternatywna droga: drogą 82 do m. Melbu i promem do Fiskebol – moim zdaniem znacznie mniej atrakcyjna; Wyspa Langoya została do dalszego spenetrowania na inny czas). Na mijane widoki w końcu częściowo obojętniejemy. Nie możemy się co parę kilometrów zatrzymywać i robić fotek. Po drodze przejeżdżamy przez szereg mostów i tuneli. Jeden z nich jest specjyficzny, pod cieśniną Sloverfjorden, 3km w dół i 3km w górę. W dalszej drodze Svolvaer – stolica Lofotów. Ciekawy ryneczek ze stoiskami wyrobów regionalnych, supermarkety, sklepy i kolorowy port. Wyjeżdżając ze Swolvaer w kierunku zachodnim po ok. 5 km po lewej stronie zjazd do oceanarium (wejściówka drogowa ok. 100koron ale jeśli ktoś lubi akwarystykę to warto, proponuję nie przegapić stojącej na uboczu szopy, w której jest akwarium wielkości dużego pokoju z naprawdę duuuuużymi rybami). Jedziemy dalej (E10) w kierunku Laknes. Za mostem w m. Sundklakk droga się rozdwaja. Szybsza, prostsza jest E10, my pojechaliśmy bardziej malowniczą, wąską i krętą 815 (odchodzi w lewą stronę, jeśli czas nie goni to polecam). Z zaplanowanego noclegu „U Arnolda” nici. Ostatni domek został zajęty 30 minut wcześniej, wszystkie domki zostały zajęte przez Polaków. Cóż robić. Znajdziemy inne miejsce, będzie nowe doświadczenie, zobaczymy, poznamy coś innego. Jedziemy dalej, przygoda czeka. W Leknes skręcamy na E10 i „wracamy” w kierunku wschodnim na Svolwaer. Nocleg znajdujemy po kilkunastu kilometrach, w okolicy Vonheim. Prywatne typowe domki kempingowe (po 400k), małe klitki z kuchenką elektryczną, lóżka piętrowe, toaleta i woda w innym budynku. Wybraliśmy większy „apartament” wydzielony z budynku gospodarczego (Na dole część dzienna z aneksem kuchennym i węzeł sanitarny, na poddaszu łóżka) początkową cenę 500 za dobę zmieniliśmy na 800k za dwa dni. Ogrzewanie farelką i grzejnikami kuchenki elektrycznej. Z najmniejszej rybki powstała zupka rybna, pozostałe upiekliśmy w żarze z ogniska rozpalonego nad wodą. Cdn.

post-1991-0-84832600-1340227313_thumb.jpg

droga do/z Nynasham

Edytowane przez mguzzi
  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Mieliśmy w sumie trzy wędki, jedna typowo morska ze stosownym multiplikatorem (kolegi) - nie korzystaliśmy, druga lekki jerk dwuczłonowy spining Robinson 1,90m, wyrzut 30-60g, trzecia spining teleskopowy Shimano Catana 3,om, 15-40g.

Straty:

  • złamany spining Robinson
  • złamany podbierak no name
  • złamana waga (PRC do 6kg)
  • stosowna ilość przyponów i blach

Wędki i podbierak początkowo woziłem w worku, później (praktyczniej) przytroczone do relinga kufra centralnego.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

SSSSSuuuuuppppeeeerrrrrrr :beer:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dawaj Mguzzi, czekamy na relację!

Że nie wspomnę o zdjęciach, bo po jednej dobrej fotce czuję mega niedosyt! :evil:

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Mguzzi - gdzie Ci się skończył limit zdjęć?

Jeśli mówisz o forum, to tutaj wstawiamy tylko linki do zdjęć, które "leżą" na innych serwerach - picasie, fotosiku, itp

pokaż cosik, pls, pls, pls!

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Sorki, ale kolejna próba wklejania zdjęć zgodnie z instrukcją nie powiodła się, wyświetla się napis "nie możesz użyć grafiki o takim rozszerzeniu na tym forum". KOmpletnie nie rozumiem o co chodzi, więc wklejam jak potrafię.

348713abf4daae27gen.jpg

skorpionówka na promie

de4a7e8d396503a3gen.jpg

pierwsza "biała" noc

54ce24b87f55fa26gen.jpg

pierwsze spotkane renifery jeszcze w Szwecji

60f264b7f30ccfd4gen.jpg

nocne zdjęcie nad jeziorem

477f4782c72cf229gen.jpg

j.w.

580d4232628799d0gen.jpg

j.w.

5f77781c253c22dfgen.jpg

szczupaczek "spod krzaczka" jak główny gość kolacji

4c360b09b300f525gen.jpg

spacerek po kolacji, czyli wyjście przed ganek

f43d47d521f3fcabgen.jpg

wjeżdzamy w strefę zimy, jeszcze Szwecja

f7a9daadcad604fbgen.jpg

zamarznięte jezioro na granicy Szwecko Norweskiej

01d08a313f52b5f0gen.jpg

koło podbiegunowe, w budynku wszystko w jednym, sklep, toaleta, restauracja itp

66c555ccc149a5e9gen.jpg

nasze motorki na parkingu na kole podbiegunowym

d6026cda923c9115gen.jpg

przystań promowa w Bognes, skąd popłyniemy na Lofoty

be389759a665e67cgen.jpg

stara przystań promowa w Bognes

4de3402530569562gen.jpg

gniazdo mewy z jajkami (sa jadalne)

3650c01801843168gen.jpg

witajcie Lofoty, zfjęcie z promu

bc71f2c5ab25b55cgen.jpg

typowy lofocki mostek, oczywiście zdjęcie "nocne"

d3f8caa08fc8282fgen.jpg

plaża na wyspie Andoya

e8200ad34d597bebgen.jpg

Wyspa Andoya

810ac054168e631fgen.jpg

Wyspa Andoya, opisywany "okrągły" kościółek, trzy powyższe fotki sa z tego samego miejsca

fa2ece3ffdd9f359gen.jpg

plaża w Andenes, widok z latarnią morską

a6d88c2f90eac13dgen.jpg

ta sama plaża, widok "w drugą stronę"

d8c31399d1a93eb1gen.jpg

A to już prawdziwa plaża przy kempingu w ANdenes

29a58d6dc049f21fgen.jpg

zachodnie wybrzeże wyspy Andoya

ffaaff9bf6dd17f8gen.jpg

to samo, tylko w druga stronę, w oddali widać inne wyspy archipelagu Westeralen, nasz następny cel

f91f4806e7511ce1gen.jpg

Już jesteśmy, na widocznej na poprzedmin zdjęciu wysepce, widok z parkingu przy drodze 821 do Myre

82d203079c5683a9gen.jpg

suszarnia dorszy przy drodze do Nyksund (wymarłe miasto)

f315174d99262a67gen.jpg

wnętrze suszarni, no i ten zapach

7bf95645d6e92712gen.jpg

suszące się dorsz mają piękny widok na zatokę

e7ab851414a42802gen.jpg

ta sama zatoka, ale bez sztokfiszy

f5d06ee574f61dfbgen.jpg

znak zakazu przy wjeździe do Nyksund

64c614cfd1ab73d9gen.jpg

no i same Nyksund , widok z grobli za miastem

ab295d5c815a8c04gen.jpg

droga powrotna z NYksund

c25f952a7056802dgen.jpg

nasze pięć "rzutów" na kolację

To już jutro, dzięki MYGOSI poprawiłem wklejki, zostało jeszcze kilka fotek i będę mógł dalej pisać. JESZCZE RAZ MYGOSIA DZ I Ę K I !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Edytowane przez mguzzi
  • Like 9

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Próbowałeś wkleić link do strony html, na której znajduje się zdjęcie, a nie do pliku ".jpg" :)

Z tej strony

http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/348713abf4daae27.html

klikasz na Twoje zdjęcie prawym klawiszem myszki - wybierasz "Kopiuj adres obrazka" [albo cos w ten deseń - zależy od przeglądarki]

i zyskujesz adres pliku

http://images40.fotosik.pl/1656/348713abf4daae27gen.jpg

teraz bierzesz i klikasz na pasku "narzędzi" na forum taki kolorowy obrazek z drzewkiem [taka jakby ikonkę] - i masz miejsce gdzie wystarczy wkleić adres pliku i masz:

348713abf4daae27gen.jpg

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Mguzzi, ładna wycieczka!

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Faktycznie była to wycieczka, a raczej rozruch przed głownym wyjazdem sezonu.

Ale zostało jeszcze kilka fotek z tego dnia.

679b699ff3b53f1egen.jpg

Widok z drogi E10, okolice Hanoy, w górach mało widoczna ale jednak tęcza.

461fce70d5dcbbb9gen.jpg

To samo miejce, widok w drugą stronę.

26de1bf857e09a9egen.jpg

Svolwaer, widoczek ze stacji benzynowej, jedna z odnóg portu.

ad8e5c153dcc106dgen.jpg

Nasza baza na dwie noce

79808813515198e7gen.jpg

Widoczek z okna, ok. godz 22.

d12917a0d2169d8egen.jpg

Przydomowa suszarnia dorszy

5c3f94a98d0cdfa2gen.jpg

Widoczek z brzegu, gdzie rozpaliliśmy ognisko.

aa8999d653572a81gen.jpg

j.w.

4184deda70a6e4cegen.jpg

j.w.

20f15c14de113b40gen.jpg

ognisko płonie, czekamy na żar.

7ae76c1ea7533ecfgen.jpg

świerzy dorsz faszerowany czosnkiem, w aromatycznych ziołach, zapiekany w żarze ogniska

koniec dnia

  • Like 12

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Na następny dzień (to już poniedziałek) zaplanowaliśmy objazdówkę po wyspach, miało być pięknie. Od rana na zmianę siąpił, padał, lał deszcz z chwilowymi przejaśnieniami. Uznaliśmy, że w innym miejscu będzie lepsza pogoda. Jedziemy. Niestety. V-Strom odmówił współpracy, nie kręci rozrusznik. Nasza szybka „uliczna diagnoza” – alarm rozładował akumulator. Wypychamy motka na drogę i odpalamy na pych. Droga do tej pory luźna nagle zaroiła się od samochodów, a my zasapani pchamy i blokujemy ruch. Asfalt mokry, my w ciuchach motocyklowych, ale było lekko z górki i już po kilkuset metrach ODPALIŁ. Wróciliśmy do swoich maszyn, wyjeżdżamy na drogę. ZGASŁ. Tym razem poszło nam sprawniej. Kierujemy się do A. Przejeżdżamy tunelem pod cieśniną. Po drodze widoki, widoki, widoki, pogoda zmienna, co tunel i wyspa to zmiana pogody.

9881ca89359112dbgen.jpg

d6311366684ee309gen.jpg

145a3cc1fe6014bcgen.jpg

ebe6772897fd2d14gen.jpg

c2a03b9fe1d48704gen.jpg

Zatrzymujemy się rzadko. Szczególnie warte polecenia: około 4km przed m. Ramberg po prawej stronie drogi niewielki biały kościółek, wybudowany całkowicie z drewna wyrzuconego na brzeg przez morze,

c90b215b67719984gen.jpg

97a610f863d012a0gen.jpg

kilometr za nim bardzo malowniczo położony kemping.

8d3d0ecf46b843b1gen.jpg

Następnie pomiędzy m. Hamnoya a Reine położony w rozległej uroczej zatoce „najładniejszy port świata”.

f317b6d05ac60dabgen.jpg

70c9c960bbf9c600gen.jpg

4020d5a68d9df1b8gen.jpg

Przed wąskim mostem (ruch kierowany światłami) po prawej stronie sklep z miejscowymi specjałami, w którym pracuje przemiła Polka (pochodząca z Białegostoku, od 5 lat mieszaka na Lofotach).

156e3e02ac7f10ebgen.jpg

43f5c436b1064dabgen.jpg

W sklepie można obejrzeć/zakupić prawie wszystkie miejscowe specjały, ale również zdegustować np. wieloryba, halibuta czy łososia.

9d4f08f6cbe598a5gen.jpg

Obok sklepu ”witryna” z zasuszonymi rybami,

ab43e6a096b330cbgen.jpg

i okno do wielkiego pojemnika służącego za akwarium ( ryby głownie łososiowate). Naprawdę warto się tu na chwilę zatrzymać.

6cbbed027f5b250bgen.jpg

na fotkach powyżej i poniżej zaplecze sklepu

d307d711c45be0bdgen.jpg

Ta okolica to prawdziwe zagłębie sztokfiszy. Jest tu bardzo dużo "suszarni". Co ciekawe rybie łby suszone są oddzielnie. Tuż przed końcem miejscowości a przed wjazdem do tunelu - dwa punkty widokowe na port i zatokę. Przy drugim z nich jest zjazd do centrum m. Reine. Za tunelem m. Moskenes skąd wypływają/przypływają promy do/z Bodo.

8182d00c1f8439b9gen.jpg

Miejscowość A jest niewielka, duży parking i stosowany sklep z pamiątkami jest na końcu drogi za krótkim tunelem.

93aedf798f479983gen.jpg

To jest już koniec drogi, dalej nie da się już jechać. W samym A muzeum rybołówstwa, część eksponatów na zewnątrz.

Wracając do V-stroma, okazało się że to jednak nie alarm i akumulator są przyczyną awarii. Jeśli była krótka przerwa na fotki, to go nie gasiliśmy, jak dłuższa, to później pchaliśmy. Widoki piękne, a każdy z nas jechał i w myślach diagnozował awarię. Na każdej przerwie Właściciel wykonywał telefony, my wszyscy gorączkowe narady, rozważania, próby ustalenia przyczyny usterki i jej naprawy (oczywiście główny worek z narzędziami przezornie zostawiliśmy w bazie). Wszystko bez powodzenia. Pierwszy telefon oczywiście do warszawskiego serwisu suzuki, które przygotowywało moto do wyjazdu. Rada serwisu: „proszę znaleźć najbliższy autoryzowany serwis suzuki i od….. się pan panie”. Powoli wracamy do bazy. Nasze nastroje, tak jak i pogoda – kiepskie. Odpuszczamy zaplanowane zjazdy w boczne drogi. Jedziemy do zlokalizowanego przez Internet (dzięki rodzinie w Polsce) serwisu suzuki, które okazuje się serwisem toyoty. Już zamknięte, ale pracownik jeszcze był, wykazał zainteresowanie, podszedł, pomacał. Ale cóż on mechanik samochodowy. W mieście jest serwis suzuki, ale też samochodowy. Serwisów moto na wyspach nie ma. Na pewno jest w Narwiku i w Bodo. Jedziemy jeszcze na punkt widokowy (przełęcz pomiędzy m. Ramswika – m. Senneswika)

f7f907bd77323dafgen.jpg

i do bazy na naradę. Tam w zakresie posiadanej wiedzy, umiejętności i narzędzi „badamy” stroma. Do rozrusznika nie dochodzi prąd, akumulator sprawny, pozostała elektryka sprawna, włącznik rozebrany oczyszczony przesmarowany. Podczas próby rozruchu siada napięcie w instalacji. Najbardziej podejrzany jest przekaźnik (stycznik, lub jak go tam zwą). Przy pomocy łyżki do opon „na krótko” zwieramy instalację i …………..JEST. ODPALA. Od tej pory łyżka do wymiany opon będzie "głównym kluczem" do odpalania stroma. Zmęczeni dniem, zmotywowani sukcesem idziemy to uczcić. Koniec dnia.

cdn

  • Like 13

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Pięknie się czyta, dawaj dalej :-D

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

No szacun panowie.Piękna wyprawa i ciekawy opis,że o fotkach nie wspomnę.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

ja tam chce

Eee tam chcę, kiedy jedziesz...? w końcu trzeba coś zaplanować.. :-)

Edytowane przez dakarowy

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Nowy dzień (wtorek), podczas śniadania, „na trzeźwo” analizujemy sytuację. Planowaliśmy powoli rozpocząć powrót nieco „na okrętkę”. Jednak biorąc pod uwagę nowe okoliczności ( niepełna sprawności Stroma, nie do końca zdiagnozowana usterka, odpalanie na pych lub z „klucza”) decydujemy się na powrót najkrótszą „drogą serwisów”. Najbliższy jest w Bodo. Prom odpływa za dwie godziny, więc bardzo szybkie pakowanie i JAZDA. Znaną nam z poprzedniego dnia drogą jedziemy do Moskenes. Do portu docieramy razem z promem.

295c2c12fd881f9egen.jpg

Kolejka niby nieduża, ale młody pan z obsługi nie chce nam sprzedać biletu, „nie ma miejsc, wasze trzy motorki nie zmieszczą się, następny prom za 3 godziny”. A my chcemy przecież zdążyć do serwisu. Patrzymy z przerażeniem, jak w paszczy promu kolejno nikną kampery i osobówki. Zdesperowany zaczynam machać do innego, w średnik wieku pana z obsługi. Niby nie zwraca na nas uwagi, ale jak już zapełnili prom samochodami, macha na nas zachęcająco ręką i już po chwili byliśmy na pokładzie (około300-400koron/moto z kierowcą).

1fe29390929a5a65gen.jpg

Żegnajcie Lofoty :cry:

7580389c12a18f42gen.jpg

Do nastębego razu :-D

I już po czterech godzinach, w Bodo zjeżdżamy z promu. GPS kieruje nas na adres serwisu. Troszkę objazdów, bo akurat remontują drogę. Typowy korek, ale wszyscy jakoś jadą. Okazuje się, że tambylcy na zakładkę jeżdżą na zwężeniach, ale w tym przypadku również na skrzyżowaniach(z drogą podporządkowaną). Jak na naszą średnią wieku dość szybko załapaliśmy o co chodzi i już po chwili byliśmy pod serwisem …………. YAMAHY. Panowie w serwisie uprzejmie wyjaśnili, że niestety ale innymi motorkami się nie zajmują. Ale w mieście jest serwis Suzuki. Jedziemy więc pod podany przez nich adres. Na miejscu parkujemy motorki pod serwisem ………………….. BMW i HONDY. Okazuje się, że Suzuki, to oni się raczej nie zajmują, ale po drugiej stronie placu naprawiają wszystko. Jedziemy. Na miejscu (ok100metrów dalej) przed warsztatem stoją motorki, sprzęt, ale nie ma nikogo z obsługi. Zdesperowani dopadliśmy sąsiadów, - „mechanik poszedł do domu już o 15tej”. Wracamy do BMW i Hondy, ale tam w międzyczasie zamknęli sklep. Jednak pracownicy kręcili się jeszcze w środku i po paru minutach wyszedł do nas najmłodszy pracownik. Wyjaśniamy kolejny raz jaką Strom ma przypadłość. Chłopak sprawia wrażenie jakby chciał pomóc, ale już zamknięte, nie ma części, mogą je sprowadzić ale to potrwa kilka dni itd. Mimo to podszedł do motka, pomacał, postukał, sprawdził to samo co my, wnioski chyba podobne. Pod ścianą wypatrzyliśmy Suzuki, Endriu twierdzi, ze ma te sam silnik i osprzęt co nasz strom. Chłopak znika w środku, wraca po dobrej chwili i nic z tego. Motor jest klienta, nic z niego nie wyjmą, nie wymienią, nawet do sprawdzenia. A poza tym przekaźnik może i ten sam, ale na pewno inna kostka. Chwilowo mamy dosyć serwisów, następny w Mo i Ranie odpuszczamy. Skoro dajemy radę odpalać motka i jeździ on normalnie, to jedziemy dalej, tzn. powolutku i ostrożnie potoczymy się na Sztokholm i do promu. Z Bodo jedziemy drogą nr 80 w kierunku Fauske. Ale po 20km odbijamy na południe na drogę nr 17. Naszym celem jest Saltstraumen. Mała osada nad cieśniną łączącą fiord Skjerstadfjorden z Atlantykiem. Fiord dosyć spory, a cieśnina wąziutka. Przy każdym przypływie i odpływie przetaczają się przez nią ogromne ilości wody. Powstają przy tym bardzo silne wiry morskie, które można obserwować z mostu. Przed mostem po prawej stronie mieści się chyba jedyne na świecie muzeum i ośrodek badania wirów morskich. W pobliżu wirów znaleźliśmy nocleg (400koron za pokój lub mniejszy pokój ewentualnie barak) Wzieliśmy duży pokój.

3b51655394cdb2a8gen.jpg

cieśnina i most z którego można obserwować wiry, na brzegu wędkarze.

59830854e854ea36gen.jpg

Zwróćcie uwagę na kwietnik pośrodku zdjęcia

Poszliśmy pomoczyć kije w wirach. Jak tylko doszliśmy, to jeden z wędkarzy złapał rybę sei (czarniak) ok. 0,5kg. Pomyślałem: szczęściarz”. Tak wyglądała późniejsza telefoniczna relacja Endriu, który do tej pory nigdy nie łapał ryb, do rodziny: „Poszliśmy nad wiry, a tam na skałach nad brzegiem od zaj….. wędkarzy. Jacyś sami pop…. profesjonaliści, mają specjalne kamizelki, sprzęt z kosmosu, jakieś skrzyneczki, stołeczki, cholera wie jakie pierdołeczki, ……., maja założone rękawiczki do łapania ryb. I rzucają i rzucają. I nic. Na moście i skałach od cholery kibiców, obserwują jak profesjonaliści „łapią” ryby. I przychodzimy my, w trampkach, polarkach i dwiema blachami w ręku (twister i lekki pilker/50g). Jasiek zmontował wędki, na swoją złożył jakiś dziwny kołowrotek (multiplikator) - bo się będzie uczył nim łapać i włożył „robaka” do wody, żeby zobaczyć jak pływa. Potem rzucił go na 5 metrów. Pokręcił głową, odszedł na bok coś poprawił przy „kołowrotku” i rzucił już na poważnie, ale blisko. I złapał KROKODYLA!!!!!!!!!!! Takiego duuuuuuuuuuuuuuuużżżżżego że jak go wyciągaliśmy to podbierak się złamał, a jak chcieliśmy go zważyć, to w wadze (do 6kg) sprężyna się zerwała, a jeszcze nie do końca na niej wisiał. A ci ludzie to nam brawo bili. Potem pieprznął wędką, bo się na narzucał, i powiedział, że to już koniec łapania na dzisiaj, bo nie zjemy więcej”. Mimo wszystko, koledzy przekonali mnie, że oni też by chętnie coś złapali tym razem na jutrzejszą kolacje. Porzucali jeszcze przez pół godziny i złapali każdy po dwie sei (czarniak), tak między 0,5 a 1kg. W międzyczasie jedna z ryb uciekła pod kamienie i wyczepiła się powodując zaczep. To na nim złamaliśmy wędkę, ale przypon z blachą i tak wyczepiliśmy. Zakończyliśmy łapanie, zwineliśmy wędki i poszliśmy oporządzać rybki.

1a03e82f056b506dgen.jpg

"krokodyl" w eskorcie sei

Profesjonaliści, którzy nic nie złapali odetchnęli z ulgą i rzucili się łapać z „naszej” skały. Jak widzieliśmy -bez rezultatu. Ale wiadomo początkujący amatorzy, a zwłaszcza głupi, zawsze mają szczęście. Co tu dużo pisać, krokodyl, który okazał się być dużym dorszem, po przyrządzeniu przez Przema był pyszny (proces przyrządzania trwał wieczność, tzn. około 1 godziny). Na kręgosłupie ugotowaliśmy zupę rybną na śniadanie, a sei schłodziliśmy na następny dzień.

6ae973d5e60a1520gen.jpg

nowy wzorzec miary 1 DANSKA (litrowa)

71954f843dba7587gen.jpg

cdn

  • Like 10

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.

Zaloguj się teraz

×