Skocz do zawartości
Jagna

Wilk syty i Jagnię całe, czyli Maroko na zimowo

Recommended Posts

Odcinek 1, czyli ciągnie Wilka do lasu

Ostatni mój wyjazd należy zaliczyć do tych bardziej spontanicznych.

Telefon od Sambora gdzieś w środku stycznia: Jagna, nie chciałybyście z Wilczycą dołączyć do ekipy marokańskiej? Pytanie retoryczne! Choć byłam tam w październiku, nadal mam niedosyt. Podjęcie decyzji zajęło krótką chwilę. Choć prawdopodobnie było to znacznie ułatwione Bliźniakową cytrynówką ;)

W porównaniu do października tym razem kilka rzeczy jest bardziej skomplikowanych: Sambor musiał przyjechać po moje moto do Zielonej Góry, bo jak tu w śniegu jechać gdzieś dalej? Do tego jest przed sezonem i nie lata jeszcze samolot Wrocław – Malaga, musimy kombinować z przesiadkami.

Na weekend przybywa niemiecka siła fachowa w postaci Fazika, robimy szybki acz skuteczny przegląd DR połączony z wymianą oleju. Opony muszą starczyć (Dunlop Sport kupione na poprzedni wyjazd), łańcuch też, w końcu ma dopiero 3 kkm.

W niedzielę wieczór dojeżdża Iveco Team w składzie Sambor, Wilczyca, Maciek. Z powodu roztopów nie ma opcji podjechania pod dom, załadunek następuje przy głównej drodze, w świetle lamp mojego vw. Żegnam czule swoją DR…

DSC05552.JPG

DSC05557.JPG

Trzyosobowe Iveco Team podąża zaśnieżoną Europą do Malagi. Lepsze sprzęty pochowane w busie, Suzuki x 5 na przyczepie, smagane śniegiem i wiatrem. I niestety narażone na sól drogową…

DSC05558.JPG

Środa rano wsiadam w vw i ruszam na Wrocław. Auto na parking, ja na lotnisko. Rozglądam się za resztą ekipy – nie znam nikogo. Na szczęście zjawili się w motocyklowych ciuszkach. Ekipa dość zróżnicowania: trzech kumpli jeżdżących na co dzień HD: Waldek, Krzychu, Jasiu, samotny KTMiarz, czyli Janusz oraz GS-Brothers (a właściwie powinno chyba być GS-Brüder), czyli Adam i Sławek. Razem 10 osób. W tym 20% kobiet ;)

W trakcie przesiadki w Liverpoolu następuje szybka integracja poparta kilkoma dzbankami brytyjskiego piwa. Wygląda na to, że się dogadamy ;)

Wieczorem lądujemy w Maladze i kręcimy nosem na temperaturę, jest zaledwie +10. Na lotnisku czeka Sambor z Wilczycą, ładujemy się do busa i ruszamy w kierunku Gibraltaru, gdzie stoją nasze motki.

Wieczorem część druga integracji, tym razem przy hiszpańskim czerwonym wytrawnym. Ponownie wygląda na to, że się dogadamy ;)

cdn...

Edytowane przez Jagna
  • Like 23

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 2, czyli nosił Wilk razy kilka, ponieśli i Wilka

Rano wstaję z lekkim szumem w głowie (to z pewnością efekt nocnego spaceru nad szumiące morze, przecież po czerwonym wytrawnym nie szumi).

Mamy kilka godzin na „wjeżdżenie” się, w końcu mamy koniec lutego i pewne zaległości ;) Ruszamy z Wilczycą w stronę morza.

Najpierw robimy rzut oka na gibraltarską skałę:

DSC05669.JPG

Gonią nas GS Brothers:

DSC05675.JPG

Trzeba koniecznie zmyć sól z maszyn, bo jakiś dziwnie rudy nalot zaczyna się pojawiać:

DSC05680.JPG

Koło południa każdy się mniej więcej skompletował z maszyną i ruszamy w stronę Afryki. Dojeżdżamy na prom w Tarifie, w ramach oszczędności DRki Wilczycy i moja lądują na busie.

Kupujemy bilety, pani w okienku myli się tylko trzy razy przy wypisywaniu (za każdym razem woła całą ekipę z powrotem) a na koniec okazuje się, że bus nie wjedzie na prom, bo jest za wysoki. Hm.

Sambor musi jechać z resztą ekipy, bo jest właścicielem części motocykli i chce pomóc chłopakom przebrnąć przez odprawę celną.

Koniec końców męska część ekipy odpływa jednym promem, a bus z Wilkiem i Jagną czeka na drugi.

Mamy zatem czas na szybki spacer po Tarifie:

DSC05698.JPG

połączony z degustacją tortilla de camarones ;)

Europa żegna nas gradobiciem, wjeżdżamy na prom:

DSC05705.JPG

i zaczynamy wzbudzać pewną sensację. Dwie dziewczyny + niemałe Iveco z dwoma DRkami na pace…

DSC05734.JPG

Sensacja ma swoje dobre strony, dostajemy pierwsze miejsce w kolejce do wjazdu, a przy zjeżdżaniu kierujący ruchem zatrzymuje inne samochody i każe nas przepuszczać ;)

W kolejce na cle jest jeszcze ciekawiej, bo Marokańczycy zaczynają nas pokazywać palcami i robić dziwne miny. Bierzemy się za wypisywanie kwitów celnych (są wyłącznie po arabsku i francusku) i uświadamiamy sobie, że przecież i tak nic nie zrobimy, bo żadna z nas nie jest właścicielką busa! Na szczęście nadchodzi Sambor, i „już” po godzinie przepychanek paszportowo-celnych możemy odjechać.

W Tangerze Iveco zostaje zastąpione wozem serwisowym, które będzie wiozło nasze bagaże oraz niezbędny ekwipunek:

DSC05741.JPG

Marka naszego wozu serwisowego będzie obiektem niewybrednych żartów do czasu, jak zobaczymy je w akcji na górskich serpentynach ;)

Sambor wsiada do Dacii a Jagna z Wilczycą robią obstawę na DR. Nasza ekspedycja zaczyna się z grubej rury, przejazdem przez centrum Tangeru… Uf, niby to już przerabiałam, ale zawsze… Trzeba się przestawić na afrykańskie zasady ruchu, szczególnie na rondach ;)

Lądujemy w hotelu na starym mieście, jest całkiem klimatycznie, i oczywiście integrujemy się dalej, tym razem czymś o bursztynowej barwie i smaku samogonu…

DSC05747-1.JPG

I znów część ekipy nie umie grzecznie spać, tylko idzie na miasto. A medyna w Tangerze jest warta grzechu… W dodatku w środku nocy jest pusto i przez to jeszcze bardziej klimatycznie. Znajdujemy nawet otwartą knajpkę i rozpoczynamy przygodę z marokańską kuchnią ;) Tylko dlaczego nikt nie wziął aparatu?

cdn.

  • Like 25

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

opowiesci w srodku zimy sa najbardziej smakowite....

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 3, czyli o wilku mowa, a wilk tutaj

(albo: jak niewierna Jagna usiłowała wtargnąć do meczetu )

Poranek w Tangerze jest rześki, ale już niedługo potem temperatura przekracza magiczne +20º ;)

Po śniadaniu jedni szukają wulkanizatora:

DSC05744.JPG

Inni mają problemy ze zbyt krętymi hotelowymi schodami:

DSC_9605.JPG

Jeszcze inni mają niedosyt i jadą w miasto:

DSC_9640.JPG

W końcu, koło południa, ruszamy. Cel na dziś: El Jebha. Droga wiedzie wzdłuż Morza Śródziemnego, piękny, zakręciarski asfalt.

DSC05757.JPG

W końcu ciepło, morze i palmy:

_IGP9051.JPG

Kolejne podejście do kuchni marokańskiej, która na samym początku wybitnie podpadła Jasiowi:

DSC05768.JPG

Jasiek tropi specyficzną marokańską przyprawę (jakaś currypodobna mieszanka) w każdym daniu (łącznie z deserem) i nie może się nadziwić, że prosząc o kotlet dostał grillowane żeberka. Marudzi przy tym straszliwie…

Maciek narzeka na jakieś łożysko w Afryce:

_IGP9053.JPG

I niestety szybko wciela problem w życie na kolejnym rondzie. Zalicza przepiękny szlif asfaltowy, na szczęście osobno szlifuje Maciek, osobno AT. Obserwuję w lusterkach z przerażeniem iskry wydobywające się spod gmoli…

Tymczasem Maciek wstaje , otrzepuje się, stawia AT na kołach i jedzie dalej. Konsekwencje całego zdarzenia to mała dziura w kurtce oraz starty gmol. Twarde sztuki…

Upewniwszy się , że wszyscy będą żyć, jedziemy dalej.

DSC05779.JPG

DSC05781.JPG

DSC05784.JPG

Kobieca część teamu:

DSC_9693.JPG

Zaczynają się górki i podjazdy, a moja DR zaczyna prychać powyżej 6000 obrotów. Hm, już to przerabiałam jesienią, konieczne było czyszczenie gaźnika wykonane przez Szparaga. Ale teraz Szparaga niet…

Dojeżdżamy do El Jebhy, parkujemy pod hotelem (albo raczej „hotelem” ;) )

Trzeba wjechać na dość wysoki krawężnik, za bardzo się rozpędzam w tym celu, ręka coś za wolno przenosi się z manetki na klamkę i … zabrakło mi metra do wyhamowania. Koncertowo wjeżdżam w Wilczycę. Wilcze DR stoi, Jagnięce DR pada, a sama Jagna pada na kolana ...

Towarzystwo męskie jakoś mało skore do pomocy, zaczynam już powoli zbierać się do głośnego wyrażenia co myślę o tej sytuacji, ale podchodzi Sambor i mogę w końcu wyleźć spod maszyny.

Widzę lekkie przerażenie w oczach Sambora, nic nikomu się nie stało, ale musiałam o coś zahaczyć nosem i poleciała krew. Na nic nie zdają się tłumaczenia, że Jagny tak mają i to nic groźnego. Usiłuję tylko nie zabrudzić całego kasku od środka ;)

Na szczęście nikt nie zdążył wyciągnąć aparatu ;)

Wieczorem pożywiamy się w fantastycznej knajpce rybnej

DSC05804.JPG

Na zdjęciu ekipa HD, w tym główny kontestator kuchni marokańskiej. Mina Jasia (ten po prawej) pokazuje , że i tym razem nie spodziewa się on niczego dobrego..

A jednak! Były krewetki, kalmary i lokalne, nieznane nam bliżej rybki. Wszystko świeże i pachnące!

DSC05814.JPG

Sambor podsumowuje przy kolacji moją kolizję; „Jagna, w sumie do nawet dobrze, że Wilczyca stanęła ci na drodze. Bo inaczej wjechałabyś w meczet i mielibyśmy konflikt religijny”.

Po kolacji Wilczyca i ja otwieramy woman-garage-service czyli czyszczenie gaźnika wersja lejdis. Wilczyca w roli Werkstatmeisterin, a ja pomagier.

Najpierw jednak herbatka, kuchenka rozstawiona w toalecie:

_IGP9061.JPG

W tle słynne zielone wiaderko do spłukiwania ubikacji. Niebieskie wiaderko posłużyło natomiast do spuszczenia benzyny z DR w celu wyczyszczenia gaźnika.

A tu się już czyści:

_IGP9062.JPG

W trakcie czyszczenia, wraz z pojawieniem się męskiej publiki, znikło rzeczone wiaderko. Po pewnym czasie rozległy się okrzyki „czemu tak śmierdzi w kiblu???”. No cóż. Dobrze, że Jasiu nie miał nawyku palenia siedząc na sedesie…

Schodzę kolejny raz po benzynę i możemy dokończyć dzieła. Gaźnik wygląda na czysty, zobaczymy jutro, czy leczenie pomogło…

Nasza sypialnia przypomina zapachem CPN, więc idziemy na piwko pokój obok

DSC05825.JPG

cdn.

  • Like 19

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Z tego co wyczytuje miedzy wierszami to meska czesc nie byla chyba za bardzo pomocna:(

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Z tego co wyczytuje miedzy wierszami to meska czesc nie byla chyba za bardzo pomocna:(

Bo facetów czasem onieśmielają twarde kobiety :) Najlepiej na męską inicjatywę działa bezradna minka i spojrzenie typu "królu, tylko ty to potrafisz, ratuj mnie biedną istotkę, oj ratuj" ;) A dziewczyny... no cóż, jak widać "cohones" niejedni, niezależnie od płci, mogą im tylko pozazdrościć ;)

Jagna, nie znam Cię, ale nawet nie wiesz jak już Cię lubię! :)

Edytowane przez Kastankas
  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzięki Kastankas, może się poznamy na babskim zlocie?

Na tym wyjeździe z facetami było OK, najważniejsze, że się nie przemądrzali, tylko normalnie podchodzili do kwestii, że kobieta też to i owo wiedzieć może. A to już baaardzo dużo ;)

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 4, czyli nie taki wilk straszny jak go malują

Wstajemy całkiem wcześnie, plany mamy ambitne, śniadanie, upychanie kolanem bagaży w wozie serwisowym (tylne drzwi wydają się jakby lekko wypukłe…), ruszamy.

„Krzychuuu!! Stój!!!! Olej!!!!!”

ale Krzychu oczywiście nie słyszy i jedzie dalej, zostawiając za sobą piękną plamę oleju oraz znacząc wyraźnie swój ślad. Na szczęście jechał niedaleko, tylko na stację.

Szybko formuje się konsylium:

_IGP9064.JPG

…i nie ma już wątpliwości: wywaliło simmering wałka zdawczego. A zapasowego brak. Sambor rusza na zwiady do wszystkich okolicznych mechaników, ale takiej gumy akurat nie mają.

Sprawca nieszczęścia, czyli Krzychu:

DSC05835.JPG

Krzychu ogólnie przynosi pecha sprzętom – na co nie wsiądzie, MUSI się popsuć nie dalej niż za 100 km…

Sambor wraca bez simmeringu, ale za to z różnymi preparatami:

DSC05839.JPG

które niestety nic nie dają. Jest problem. Simmering trzeba skombinować. Czekając na rozwiązanie:

DSC_9725.JPG

Do tego w trakcie Wilczo-Jagnięcych oględzin TT (były zaciekawione niebieskawym wyciekiem z maszyny) objawił się kolejny problem, zdecydowanie dobitniejszy:

DSC_9720.JPG

Ta maszyna już raczej nie pojedzie…

No to mamy podwójny problem.

Następuje rozdzielenie ekipy, ci, którzy mają czym, zrobią rundkę po górach Rif, reszta jedzie do Tetouan po simmering. Oraz do Mariana ;)

No to jedziemy ;) Wybieramy krętą drogę prowadzą z El Jebha na południe, do drogi N2 (chyba N2…) droga z początku wydaje się szutrowa, ale chwilę później jest asfalt, niekiedy poprzerywany szutrem. Jest wąsko, kręto i górsko, czyli tak jak Jagnięta lubią ;)

_IGP9065.JPG

GS Brothers polujące na Wilczycę:

_IGP9070.JPG

Momentami mam wrażenie, że moja DR znów pod górę się lekko dusi, ale może jestem przewrażliwiona...

_IGP9074.JPG

Niestety nie ma słońca, ale i tak jest wiosennie:

_IGP9076.JPG

Soczysta zieleń…

_IGP9077.JPG

Kobiety mają różne sposoby na podróżowanie:

DSC05867.JPG

Jakoś tak mało fachowo wyglądają te z prawej przy tych z lewej:

DSC05872.JPG

Wjeżdżamy na ponad 2000 m n.p.m. i DR zaczyna coraz bardziej prychać i dusić się, w końcu gaśnie. Czyli jednak nie gaźnik…

DSC05876.JPG

Oczywiście musiała stanąć w największym błocie i zimnie… Robimy oględziny, Wilczyca znajduje wiszący wężyk nie-wiadomo-od czego-i-po-co, a ja zaczynam obstawiać dolot powietrza, skoro problemy narastają z wysokością. Do tego niektórym nie podoba się dodatkowy filtr paliwa zamontowany przez Fazika.

Ponieważ nie wiemy, co DR dolega, postanawiamy rozwiązać wszystkie powyższe problemy. Czyli:

1. wywalić filtr paliwa

2. wetknąć wężyk gdzie się uda

3. obejrzeć filtr powietrza

Po zdjęciu baku znaleziono otwór, który nadawał się do wetknięcia wężyka, a po zajrzeniu do filtra (mokry) stwierdzono pewne nieprawidłowości w jego montażu (następnym razem spróbuję ograniczyć spożycie noteckiego jasnego w czasie czyszczenia filtra, obiecuję!).

Po zamontowaniu wężyka, baku oraz filtra powietrza ruszam. Jedzie! Jedzie! Oj, oj, jednak nie… gaśnie!

Podjeżdża Maciek. „A kranik otworzyłaś?” Ehhh, it’s not easy to be a woman….

DSC05878.JPG

Edytowane przez Jagna
  • Like 20

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Po otwarciu kranika DR furczy, aż miło! i będzie tak aż do końca wyjazdu! I do dziś nie wiem, która z przyczyn była tą główną. A może wszystkie po trochu?

Jedziemy dalej!

I znów jest ładnie:

DSC05852.JPG

Wjeżdżamy na główniejszą drogę i kierujemy się na Chefchaouen, jedno z piękniejszych miast w Maroko, słynące z niebieskiej barwy ścian budynków.

DSC_9732.JPG

Ale na razie przedzieramy się przez Bab Berred. Ciekawe, że w miastach jakoś zwykle brak asfaltu…

DSC05881.JPG

W końcu wyłania się zza wzgórz Chefchaouen, faktycznie niebieskawe:

_IGP9087.JPG

dojeżdżamy do Chefchaouen, gdzie Maciek chce nas zaciągnąć do knajpy, w której kiedyś był. Sporo kluczymy, zawracamy w ciasnych uliczkach, w końcu Maciek jedzie pod prąd, reszta nie i znikamy sobie z oczu.

Postanawiamy czekać na niego tam gdzie się nam zgubił.

Czekamy:

DSC05900.JPG

podziwiamy klimatyczne zaułki Chefchaouen:

DSC05903.JPG

a Maćka niet. Wilczyca jedzie na zwiady (polowanie?), ale go nie znajduje. No cóż, idziemy sami na późny obiad i wracamy do El Jebhy. Robi się ciemnawo, więc nie ryzykujemy nieznanej drogi przez góry, którą mieliśmy zaplanowaną, tylko takie bardziej główne, czyli P4105 do Oued Laou i dalej znaną nam już N16 brzegiem morza.

To był dobry pomysł, bo już do N16 dobijamy praktycznie po ciemku. N16, choć główna, obfituje w zakręty, nieoświetlonych pieszych i rowerzystów oraz wałęsające się psy. Jedziemy więc dość wolno i asekuracyjnie. Janusz stwierdza: „K…, nie wiedziałem, że w nocy może być tak ciemno!”. Witamy w Afryce…

Tuż przed El Jebha w DR Wilczycy kończy się paliwo (ma najmniejszy bak, fabryczny) i tradycyjnie benzyną służy DR Jagny, pseudo „cysterna” (bak akcesoryjny). Cysterna była chyba jednak skąpa, bo jakieś 300 m przed miasteczkiem Wilczyca ponownie staje ;)

W końcu dobijamy do hotelu, tym razem nawet nie próbuję wjeżdżać na krawężnik. Czeka na nas z lekka wkurzony Sambor („czy nie można było zadzwonić, że się spóźni?”) oraz urażony głęboko Maciek (ten dla odmiany nic nie mówi).

Na szczęście wyjazd do Tetouan był udany, zakupiono dwa simmeringi (jak się okaże niebawem, to był bardzo dobry pomysł) oraz odwiedzono Mariana*. Czyli znów możemy się integrować!

(...i do tego trzeba udobruchać Maćka, który po kątach mamroce coś o upartych, nieposłusznych i ogólnie niedobrych motocyklistkach ;) )

cdn.

*dla niewtajemniczonych: Marian to sieć sklepów z alkoholem, trudnodostępnym w Maroko

  • Like 12

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Uwielbiam ultramarynę!

Kiedyś kupiłam sobie 1kg i pomalowałam kącik do spania ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Za oknem snieg pada a tu takie widoki, kiedys sie tam wybiore,

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Za oknem snieg pada a tu takie widoki, kiedys sie tam wybiore,

Relacja i widoki zachęcają do takiego wyjazdu :)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jagna, jak zwykle bez sensu... :-P :beer:

...a filterek jest zbędny, wręcz przeszkadza i nie należy go tam montować bo ma prawo powodować właśnie takie szopki, gdyż (przynajmniej w moim wehikule czasu i u Ciebie pewnie też) :-) paliwo dostaje sie do gaźnika grawitacyjnie, a nie podciśnieniowo i takie dodatki tylko zakłócają przepływ paliwa ;-)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

kiedyś też tam pojade ale kiedy to będzie? narazie chociaż poczytam pooglądam pozazdraszczam

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

kiedyś też tam pojade ale kiedy to będzie? narazie chociaż poczytam pooglądam pozazdraszczam

czym? :-P :-D :beer:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Soczysta zieleń…

Czasem, aż dziw, że te błękitne budynki w Szefszawanie nie są okopcone od dymu... ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Czym, czym, autobusem ! ;)

Nie śmiej się z kolegi :-P ;-)

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Czym, czym, autobusem ! ;)

Nic śmiesznego. Byłem akurat w Szefszawanie lokalnym autobusem... trauma na całe życie. Nawet w dalekiej Azji takie wehikuły się nie poruszają ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

czym? :-P :-D :beer:

Czym, czym, autobusem ! ;)

prześmiewcy przecież mam tego motorowera zielonego :P

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 5, czyli kto boi się wilków, nie powinien chodzić do lasu

Oj, noc nie była łatwa. Mimo rezygnacji z kolacji oraz profilaktycznego zdezynfekowania żołądka czystą, zatrucie na całego. I to w tak porządnej knajpie! Mam coś pecha do Maroka, już drugi raz przerabiam to samo. Tamtejsze bakterie wybitnie mnie nie lubią, a zdarzało mi się jadać w miejscach, które były dużo bardziej na bakier z higieną…

Niewyspana oraz słaba (brak kolacji i śniadania) wsiadam na motocykl. W końcu to podobno lekarstwo na wszystko ;) chce się być motocyklistką, trza zagryźć zęby (patrz tytuł odcinka ;))

Na szczęście jest ciepło, słońce, i ogólnie wiosna. Lecimy N16 (zakręciarski asfalt), a później odbijamy na południe, na drogę również asfaltową, ale z przerwami ;)

DSC05917.JPG

_IGP9095.JPG

Sambor z Wilczycą prowadzą wóz serwisowy

DSC05925.JPG

Reszta tradycyjnie:

_IGP9097.JPG

DSC05937.JPG

Czasem krajobrazy jakieś takie irlandzkie?

DSC05938.JPG

DSC05946.JPG

DSC05954.JPG

Ładnie to tak wyprzedzać na ciągłej?

DSC_9799.JPG

Dobijamy w końcu do N16, ale w Ketamie zjeżdżamy na mniej główną, znów na południe.

Czekamy, aż Dacia pokona dziurawy asfalt. Oj, wytrzymałe musi mieć to zawieszenie…

Za Ketamą zaczynam mieć spore problemy z koncentracją, a wjechanie w każdą dziurę kończy skurczem żołądka. Mam chwilowo dość. W końcu od czego mamy wóz serwisowy?

Zjeżdżam na pobocze, czekam na Dacie zamykającą naszą karawanę i proponuję Wilczycy zamianę. Ale Sambor jest szybszy ;)

Wsiadam obok Wilczycy, usiłuję nie wydawać jęków, kiedy Dacia zakręty pokonuje bokiem i zaraz zasypiam. Pamiętam jakąś pauzę niedaleko Fezu, towarzystwo pije espresso, a ja dostaję rumianek w termosie…

Śpię dalej…

Omijamy Fez, ładna droga przez wysokie dość góry, sporo śniegu. Na każdej większej łacie śniegu dziesiątki ludzi z sankami!

DSC_9805.JPG

Śpię dalej…

Budzi mnie pytanie Wilczycy: „dlaczego wyprzedzają mnie motocykle, sokoro jechałam ostatnia?” Hmmm…

Śpię dalej…

Ale niezadługo… telefon od Sambora „Gdzie wy wszyscy jesteście?” No cóż, jako dopiero obudzona nie bardzo wiem. Co gorsza, Wilczyca też za bardzo nie wie… Ton głosu Sambora nieco wzrasta, więc grzecznie odpowiadam, że zorientuję się , gdzie jesteśmy i oddzwonię.

Orientacja zajmuje nam chwilę i widzę, że pojechaliśmy nieco inaczej niż było zaplanowane, ale za kilka km dojedziemy do odpowiedniej drogi. Dzwonię zatem do Sambora i mówię: „Sambor, zdaje się, że pojechałyśmy drogą alternatywną…” Dalszej konwersacji nie będę przytaczać ;)

(Hasło „droga alternatywna” zostało mi jeszcze wypomniane kilka razy…)

Czekamy na Sambora na skrzyżowaniu „drogi alternatywnej” z N13, gdzieś na południe za Ifrane:

DSC05965.JPG

Niestety czekając widzimy, jak mija nas Maciek oraz Waldek i jadą dalej, dokładnie w przeciwną stronę niż powinni. Grrrr… Jedyna nadzieja, że zobaczą jadącego z naprzeciwka Sambora i zawrócą. Maciek zawraca, natomiast Waldek w najlepsze mija Sambora i jedzie dalej. No więc Sambor zawraca… Ehh, jazda w grupie… ;)

W końcu jesteśmy wszyscy i jedziemy dalej na południe. Jest zimno i zaczyna padać, do tego już szarzeje.

DSC_9807.JPG

Zapada decyzja o szukaniu noclegu.

Trafia się oberża (Auberge po francusku) za Timahdite, są toalety, jest prysznic, nawet kaloryfery ciepłe!

Ja pakuję się do łóżka, cała reszta wcina spaghetti na kolację, nade mną lituje się Wilczyca i pitrasi makaronik ryżowy… Resztę wieczoru dogorywam w łóżku, a ekipa korzystając z zapasów miło spędza wieczór przy kominku….

DSC05979.JPG

cdn…

Edytowane przez Jagna
  • Like 14

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jagna, az milo popatrzec i poczytac. Ale poczatek mieliscie z przygodami. Zanim polozyli asfalt, droga do El Jebhy byla milym, pierwszym lekkim kawalkiem offu. Fajno, czekam z apetytem na wiecej.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.

Zaloguj się teraz

×