Skocz do zawartości
Jagna

Wilk syty i Jagnię całe, czyli Maroko na zimowo

Recommended Posts

Szutry jeszcze będą ;) Rzeczywiście, w 2012 chyba położyli asfalt na N16. W ogóle asfaltują na potęgę, trzeba się śpieszyć ;)

Choć pewnie takich "kozich ścieżek" w Atlasie to jednak asfaltować nie będą ;)

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

taaa, N-16 w 2011 jeszcze była fajna...

P1070138.JPG

  • Like 4

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Wilczo-Jagnięcina wróciła w całości z Bieszczad, Bieszczady pozostawiłyśmy również w całości, można pisać dalej.

Odcinek 6, czyli nie wywołuj wilka z lasu

Wstaję sobie i czuję, że nie jest dobrze. A wręcz, że jest słabo… Co za wściekłe bakterie opanowały mój układ pokarmowy??

Na szczęście nie muszę długo Wilczycy namawiać, żeby zasiadła na mojej DR, a ja zajmuję znów miejsce koło kierowcy, czyli Sambora.

Trochę śpię, trochę patrzę za okno. Jest ładnie, choć nie za ciepło:

_IGP9103.JPG

śnieg leżący dookoła coś mówi o panujących temperaturach:

DSC05995.JPG

Chłopaki coraz częściej mówiąc coś o ciepłej Afryce, pustyni i innych takich :Sarcastic:

DSC05996.JPG

…coraz mniej widać:

_IGP9107.JPG

Momentami się przejaśnia:

DSC_9836.JPG

i wtedy jest ładnie...

IMGP8668.JPG

ale nie na długo…

i w sumie to się cieszę, że mogę na moją DR patrzeć zza szyby Dacii Logan ;)

_IGP9108.JPG

Janusz jest przygotowany na deszcz, inni za bardzo przejęli się faktem, że jadą do Afryki ;)

DSC_9809.JPG

w końcu rozpadało się na całego, jest zimno i wieje. Wjeżdżamy na płaskowyż, brak drzew i wszyscy zaczynają tańczyć na asfalcie.

Mamy przed sobą widok Wilczycy na DR 350 i Waldka na DR 650 – wygląda to dość ciekawie…

Robi się mniej ciekawie, jak widzimy ciężarówki jadące w pochyle, a chwilę później Wilczycę zsuwającą się na pobocze. Pobocze po lewej!

Wilczyca się zatrzymuje i widzimy, że ma spore problemy z utrzymaniem motocykla a nawet siebie. Po kolejnej chwili zatrzymuje się Waldek, tym razem na poboczu prawym.

Wilczyca raczej nie ma szans w tym wietrze, lekkie moto + lekka kierowniczka… Zastępuje ją Sambor, a Waldek walczy dalej.

Na szczęście w końcu płaskowyż się kończy i wiatr traci na sile.

Gdzieś przed Errachidia Sambor stwierdza, że zaraz zamarznie i zjeżdżamy do knajpy:

DSC06007.JPG

Tam widząc dwóch zziębniętych i przemoczonych od razu przynoszą piecyk ;)

DSC06009.JPG

Reszta czeka w mieście i ma lekko dość pogody. Zostało nam 130 km do Merzougi, chłopaki jednak są tak zziębnięte, że nie bardzo mają ochotę na dalszą jazdę.

Jednak Sambor używa całego dostępnego mu uroku własnego i udaje się mu przekonać ekipę do dalszej jazdy, mamiąc przy okazji, że w Merzouga czeka na nich ciepła pustynia ;)

Najbardziej poszkodowanego (=zmarzniętego Jasia) wsadzamy do Logana, Jagna za kierownicę, Wilczyca z powrotem na swoją DR.

Jasio szybko znajduje pod siedzeniem czerwone wytrawne i przestaje marudzić.

Dodatkowo udaje mi się go skutecznie rozgrzać, kiedy usiłuję Loganem wyprzedzić i przekonuję się, że silnik 1,5 Dacii niewiele ma wspólnego z 2,0 w moim vw.

Na zmieszczenie się nie ma już szans, usiłuję zahamować i przekonuję się o kolejnej istotnej różnicy pomiędzy wyżej wymienionymi pojazdami.

Otóż Logan, choć nowe auto, nie posiada ABS-u , można zatem pięknie zablokować koła i sunąc sobie dalej po asfalcie…

Udało się jednak odzyskać kontrolę nad trakcją i zjechać na odpowiedni pas ruchu ;)

Sambor sunie na jagnięcej DR, kolana ma chyba tuż pod kaskiem ;)

DSC_9843.JPG

A Wilczyca znów na swojej DRaculi:

DSC_9845.JPG

Sambor dużo nie nakłamał z pogodą, bo przestaje padać. Stajemy w Erfoud i rozdzielamy się na 2 grupy.

Dacia, Waldek oraz GSy jadą asfaltem, reszta offem do Merzougi.

DSC06018.JPG

Dostałam zadanie odnalezienia kasby „Panorama” („no przecież byłaś tam 5 miesięcy temu”), co w sumie nie jest takie trudne, bo stoi na szczycie górki.

Podjazd jest dość stromy i zastanawiam się, co na to Dacia. Ale Dacia nie takie rzeczy nam jeszcze pokaże ;)

Kasba Panorama to bardzo klimatyczne miejsce (tu posiłkuję się fotkami z poprzedniego pobytu)

IMGP8760.JPG

IMGP8734.JPG

(za kotarką jest łazienka)

IMGP8761.JPG

DSC_2663.jpg

Ekipa offowa zajeżdża niecałą godzinę po nas, oczywiście z uśmiechami od ucha do ucha. Sambor wręcza mi tablicę rejestracyjną, która odpadła z DR, na szczęście ktoś to w porę zauważył.

Stwierdzamy, że nie bardzo jest sens ją montować ;)

W tablicy Wilczycy zaczęły za to puszczać nity, ale od czego najlepszy wynalazek świata, czyli trytytki?

Pytamy, czy jutro będzie ładna pogoda, bo chcemy zostać tu 2 noce, pojeździć po ergu (czyli pustyni piaszczystej) oraz hamadzie (czyli pustyni żwirowo-kamienistej).

Odpowiedz brzmi oczywiście „Inszallah” ;)

cdn…

Edytowane przez Jagna
  • Like 11

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Wole zime w Rifie niz obecna w Warszawie. Ale fajnie, ze nas tam przenosisz!

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

To raczej już Atlas Średni ;)

Tak dla wyjaśnienia:800px-Atlas-Mountains-Labeled-2.jpg

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 7, czyli z wilka nie uczynisz barana

(a w zasadzie powinno być „z wilka nie uczynisz latającego ptaka”)

Allah czy ktoś tam był w miarę dla nas łaskawy, bo pogoda jest ładna i nawet ciepło.

Plan mamy taki: popróbować sił na piachu, czyli Erg Chebbi, a potem pojeździć dookoła komina, czyli w tym przypadku po hamadzie.

Sambor pomiędzy te dwa punkty wstawia jeszcze naprawę spalonych sprzęgieł ;)

Się zatem zbieramy:

DSC_9861.JPG

Mój żołądek się uspokoił, ale kilkudniowa dieta nie wpłynęła na mnie zbyt dobrze. Jednak zdecydowanie mam dość obserwowania innych zza szyby Dacii, więc jadę, choć mina nietęga…

DSC06047.JPG

Erg Chebbi to punkt obowiązkowy w Merzouga. To tu robi się te wszystkie lansiarskie fotki w piachu, które potem oglądamy na FAT ;), o na przykład takie:

IMGP8769.JPG

Erg (czyli wydma po arabsku) to taka większa kupka piachu, mniej więcej 5 na 20 km, największa w Maroko. I systematycznie rozjeżdżana przez polskich motocyklistów…

_IGP9109.JPG

Nasz wyjazd nosi nazwę „Maroko dla początkujących” więc różnie nam na piachu idzie…

Rozpoczynamy na płaskim:

_IGP9110.JPG

i niektórzy (w tym ja) na tym poprzestają. Lansiarskie fotki mam już z października ;)

Ostatnie zdjęcie nieposzkodowanego Jasia oraz nieposzkodowanej DRki:

DSC06068.JPG

Jasio Harleyowiec radził sobie niespodziewanie dobrze na wydmach:

DSC_9862.JPG

Podobnie jak Krzychu Harleyowiec:

_IGP9133.JPG

Maciek na AT oraz Janusz na KTM walczyli dzielnie z materią:

_IGP9124.JPG

choć czasem potrzebowali pomocy:

_IGP9130.JPG

Jazda ciężką maszyną bywa wyczerpująca:

_IGP9131.JPG

niektórzy zajeżdżali całkiem daleko:

DSC06063.JPG

i znikali na dłuższy czas. Sambor wyrusza na poszukiwania chwilowo zaginionych najlżejszym motocyklem:

DSC_9864.JPG

Ponieważ mnie nie bardzo kręci skakanie po wydmach, DR stoi i się nudzi. Podobnie jak Wilczyca, której DRką jeździ Jasio.

Jako dobra koleżanka mówię więc Wilczycy: masz, popróbuj sobie… Na początku Wilczyca jeździ grzecznie, po płaskim i wzdłuż wydm. Nieźle sobie radzi. :Thumbs_Up:

Nagle widzę, jak wdrapuje się na wydmę. I zamiast u jej szczytu skręcić, jedzie prosto!

A wydma, jak to zwykle bywa, drugi stok ma zdecydowanie bardziej stromy. Żeby nie powiedzieć, prawie pionowy.

I właśnie ku temu pionowemu sunie Wilczyca… i wykonuje piękny lot kilka metrów w dół, mijając w locie Jasia, spadającego z innej wydmy, po czym ląduje tuż obok Janusza pogrzebanego w piachu…

cdn...

Edytowane przez Jagna
  • Like 17

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jakimś cudem Wilczyca wyszła z tego tylko z kilkoma siniakami, a DR… No cóż…

dsc08639.JPG

trąba jej się nieco zakrzywiła…

Tu już chyba po trudnej rozmowie z Wilczycą, bo miny lepsze:

dsc08638.JPG

DR z Wilczycą wyjeżdża samodzielnie na płaskie, znajduje się kolejna drobna (acz upierdliwa) szkoda: przepadł dekielek zamykający schowek na narzędzia, choć wisiał na lince…

A inni jeżdżą dalej. Tu przewaga AT nad KTMem (gdzieś tam w tyle…)

dsc08583.JPG

Jasio jeździ jak nakręcony:

dsc08590.JPG

Tak się rozochocił, że nie można go dogonić.

Niestety jeden z jego upadków kończy się bliższym kontaktem żeber z kierownicą, a zbroi Jasio nie ma…

Nie jest fajnie. Jasiek ledwo oddycha i stoi. I zdecydowanie odmawia dalszej jazdy na dwóch kółkach. Czyli kolejna zmiana w ekipie Dacii…

Sambor namawia właścicieli AT, KTM i BMW na wypróbowanie swych sił na lekkich DRkach. Oczywiście jego, bo ja na dłuższy czas mam opory przed pożyczaniem sprzętu :mur:

Chłopaki zachwyceni, że życie nagle stało się prostsze ;)

Po kilku godzinach zabawy wracamy do Panoramy, zrywa się wiatr, robi się szaro i mamy coś na kształt lekkiej burzy piaskowej. Widoczność kiepska, pył wciska się w oczy, nie bardzo da się jechać.

Więc przeczekujemy:

DSC_9934.JPG

Powyższe zdjęcie ma dużą wartość historyczną. Uwiecznia ono bowiem Wilczycę CERUJĄCĄ spodnie. W dodatku męskie! Nie zdradzę, który z ekipy zdołał ją do tego namówić ;)

Jasiu cierpi:

DSC_9944.JPG

W końcu robi się jakby jaśniej i wyruszamy na przejażdżkę pustynną. W planach objechanie Erg Chebbi. W Panoramie zostaje poszkodowany Jasiek oraz Waldek (który orzekł, że piach nie jest jego powołaniem).

GS-y też się mocno zastanawiają, ale namawiam ich słowami: Chłopaki, jeśli ja dam radę, to i wy na pewno ;)

Trochę będą później na mnie źli, bo jednak na DR lepiej przeskakuje się piaszczyste łachy niż na 1200ADV…

Widoki oszałamiające, pył, pył i jeszcze raz pył...

_IGP9136.JPG

DSC_9887.JPG

Widoczność wynosi kilkadziesiąt metrów, pył oblepia wszystko i natychmiast zaciera ślady. Trzeba mocno uważać, żeby jadący przede mną nie zniknął z horyzontu ;)

Wiatr jest na tyle silny, że przewrócił moją DRkę, stojącą spokojnie na bocznej nóżce. No i kolejna rzecz do listy napraw: kierunkowskaz…

_IGP9139.JPG

Aż mi ciężko uwierzyć, że z poprzedniego marokańskiego wyjazdu, gdzie w sumie było więcej offu, DR wróciła bez żadnych uszkodzeń (no, nie licząc pogiętej rejestracji, w którą wjechał Agent ;)).

I tak sobie jeździmy:

DSC_9919.JPG

DSC_9921.JPG

Narada GS Brothers, którzy zaliczyli właśnie pierwsze wywrotki na piachu:

DSC_9922.JPG

DSC_9875.JPG

Pogromcy wydm, tu już na hamadzie:

DSC06109.JPG

Na jednym z postojów zauważamy wyciek oleju pod jedną z DR650. Chyba znów simmering…

Do tego burza piaskowa (czy jak to nazwać) przybrała na sile, pył jest już wszędzie, prawie nic nie widać, wracamy więc do Panoramy.

Tym chyba pył nie przeszkadza:

DSC_9897.JPG

Narada, którędy jechać:

DSC_9873.JPG

I z powrotem w Merzouga:

DSC_9926.JPG

I już na dziedzińcu Panoramy. Chłopakom coś brody zrudziały ;)

DSC06113.JPG

Ja zabieram się za rekonstrukcję kierunkowskazu za pomocą czarnej taśmy izolacyjnej (żarówka cała), Wilczyca robi za jednoosobowy rescue team i jedzie z narzędziami i simmeringiem (Sambor miał nosa, że nabył 2 sztuki) ratować DR, która została na pustyni.

W międzyczasie jednak Sambor poradził sobie za pomocą jakiś magicznych sztuczek sam.

Kiedy walczę z puzzlami, na które rozpadł się mój kierunkowskaz, na dziedziniec Panoramy zajeżdża fachowo okufrzony F800GS na brytyjskich blachach, z którego zsiada starszy pan. Trochę sobie rozmawiamy skąd przyjechał, co objechał, opowiada gdzie deszcz rozmył drogi itp.

Wieczorem, od Sambora dowiaduję się, że miły starszy pan to Tim Cullins, marokańskie guru na Horizons Unlimited. Jeździ tam nieprzerwanie od 1976...

cdn.

  • Like 19

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Bo motóra się nie pożycza :-) :beer:

Edytowane przez dakarowy

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Bo motóra się nie pożycza :-)/> :beer:/>

Kasku Danielu, kasku ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 8, czyli złego psa prędzej wilki zjedzą

Poranek. Wiosna, ciepło, słońce, chillout…o, jak ta kicia, Giulietta zdaje się jej było…

DSC06123.JPG

A to Giulio:

DSC06136.JPG

Poranne widoki z Panoramy na miasto i Erg Chebbi:

DSC_2648.jpg

Ech, aż się nie chce ruszać… Ale droga wzywa…

Od dziś ekipa kierowców Dacii to Sambor + kontuzjowany Jasio, reszta na dwóch kółkach. Po burzy piaskowej ani śladu, w końcu piękna pogoda.

Jedziemy asfaltem do Alnif, obserwując do drodze efekty przedwczorajszej ulewy:

DSC_9984.JPG

ciekawe, że na tym pustkowiu ktoś to sprząta, dzieci najczęściej...

i ładne widoczki dookoła:

DSC06152.JPG

DSC06160.JPG

Pierwszy na dziś odcinek do przejechania nie za długi, chyba niecałe 100 km

Asfalt świetny, więc zaczynam tęsknić za moją maszynką nr 2 , czyli Jagnięciną (bmw f650gs)

Ech, odkręciłabym na asfalcie… włączyła grzane manetki… schowała się za szybą… no i najważniejsze, nie bolała mnie aż tak końcówka pleców ;)

Mam najsłabszy motocykl w ekipie, więc na asfaltach siłą rzeczy jadę najwolniej, nic tu nie wskóram.

Na szczęście bracia gieesowcy (jest chyba jakaś więź między właścicielami bmw ;)) polubili jakoś jazdę za mną (albo widok moich pleców?) i tak sobie we trójkę zamykamy peleton. A za nami Dacia.

_IGP9145.JPG

Czasem jeszcze dołącza do nas Waldek:

_IGP9150.JPG

W Alnif przerwa na obiad (ja znów poszczę, wczorajszego wieczora mój żołądek ponownie powiedział dobitne: NIE!) oraz kolejne problemiki techniczne.

Tym razem zaginął prąd w DR Krzycha. Jeszcze nie wiadomo, czy to aku, czy to ładowanie…

_IGP9151.JPG

Za Alnif zjeżdżamy z asfaltu na drogę do Ikniouln. Jechałam tamtędy w zeszłym roku, fajnie będzie porównać ;)

Droga jest zupełnie przyzwoita i sunie za nami Dacia. Oczywiście odpowiednio wolniej. Myślę jednak, że właściciel wypożyczalni nie byłby zbytnio zadowolony ;)

Droga wiedzie przez kilka wsi, jest ładnym szutrem, ma może ze trzy ostrzejsze kamieniste podjazdy, trochę serpentyn a na końcu kilka brodów (tych jesienią nie było).

No i nieskończoną ilość pięknych widoków dookoła:

_IGP9157.JPG

_IGP9159.JPG

Wilczyca sunie:

_IGP9164.JPG

A tu Jagna, za nią GS-Brothers i gdzieś tam w tyle Daćka ;)

DSC_0030.JPG

GS-y mają największe problemy na tym odcinku, niestety manewry 300kg maszyną nie są łatwe.

Bracia, przerażeni z początku faktem, że ich wymuskane beemki mogłyby zaliczyć jakiś upadek, zaciskają zęby i podnoszą maszyny...

Jak tylko stajemy w zasięgu wzroku wsi, to po pięciu minutach mamy tłum:

DSC_0032.JPG

Oj, będą się kiedyś zakochiwać w takich oczkach:

DSC_0035.JPG

A tu się pogubiliśmy w październiku, bo zamiast zawierzyć w drogowskaz, pojechaliśmy lepiej wyglądającą drogą… A tam czekały (w szczególności na Milenę i mnie) serpentyny z luźnego żwiru i kamieni. Które trzeba było pokonać dwa razy, bo droga okazała się niewłaściwa…

A należało skręcić w prawo:

_IGP9167.JPG

teraz więc mocno się zastanawiamy na każdym rozjeździe, albo czekamy na Sambora…

_IGP9168.JPG

DSC_0045.JPG

Czasem na drodze leżą kamyczki, co właśnie oderwały się od skały, albo łacha piachu naniesiona przez spływającą wodę. Czasem ktoś lekko fika na piasku albo jakieś niespodziewanej skałce, ale to nic groźnego.

DSC_0047.JPG

Ja, pomimo moich porannych tęsknot za Jagnięciną, jestem bardzo zadowolona z mojej DR. Kilka razy już obliczam w głowie trajektorię upadku, bo moto jest tak przechylone, że MUSI upaść, po czym jakimś cudem prostuję się, odbijam nogą, jadę dalej. Jagnięcina tak nie potrafi… Albo raczej: Jagna na Jagnięcinie tak nie potrafi ;)

A tu taki „mały” kamyczek na drodze. Maciek zajął strategiczne stanowisko i czeka na przyjazd Dacii

DSC_0066.JPG

chyba trzeba kamyczek odsunąć…

DSC_0070.JPG

eeee, Daćka nie takie rzeczy w życiu omijała!

(szkoda, że na zdjęciu nie widać bieżnika tylnych opon. Miał mniej więcej 0,001 mm)

DSC_0073.JPG

to suniemy dalej:

Jagna:

DSC_0016.JPG

Jagna raz jeszcze (a co, polansuję się ciut)

DSC_0017.JPG

GS-Brothers tradycyjnie za mną:

DSC_0025.JPG

Wilczyca zwiedza pobocze:

DSC_0078.JPG

Krzysiek:

DSC_0081.JPG

A tu przedstwiciel FAT:

DSC_0087.JPG

Waldek:

DSC_0101.JPG

A tu daleko, daleko sunie duma rumuńskiej motoryzacji:

DSC_0114.JPG

Kończą się górskie serpentyny i kamienie, zaczyna porządny szuter:

_IGP9176.JPG

Zieleń najzieleńsza z możliwych, wiosenna (tak, tak, istnieje taka pora roku…)

_IGP9179.JPG

Za Ikniouln dobijamy do asfaltu (coś mi się kołacze, że jesienią jeszcze go nie było…)

DSC_0145.JPG

Jest filmowy zachód słońca:

DSC_0173.JPG

Lądujemy w Boumalne Dades, w ładnym pensjonacie, tradycyjna kolacja z tajinem w roli głównej.

Ostrożnie próbuję jeść, uff, żołądek jakoś przyswaja gotowane warzywa…

cdn…

  • Like 18

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 9, czyli natura ciągnie wilka do lasu

Poranek w Boumalne Dades. Bajkowo? Mało powiedziane!

_IGP9197.JPG

Może to i jest jakaś odmiana północnoafrykańskiego kiczu, ale taki kicz to ja jestem w stanie znieść ;)

Pakujemy się na dziedzińcu pensjonatu, okazuje się, że Dacia po wczorajszym offroadzie niedomaga na jedno koło.

Dziury brak, ale gdzieś ucieka cenne powietrze. Ale od czego mamy motocyklowe kompresorki!

_IGP9189.JPG

Jedni się pompują, ja idę pooglądać świat za murami:

_IGP9191.JPG

_IGP9195.JPG

Na początek mamy 53 km asfaltem do Tinerhir (Tinghir), skąd odbijamy na północ do wąwozu Todra. Takie marokańskie „must see” ;)

Gaje palmowe koło Tinerhir:

DSC06276.JPG

A to już przy wjeździe do wąwozu:

_IGP9199.JPG

Spotykamy tam polską ekipę 4x4 + ktmy, która mówi nam, że tzw. „łącznik” między wąwozami Todra i Dades jest zasypany śniegiem i nie mamy szans na przebicie się.

Po chwili widzę w wilczych oczkach błysk „ja się nie przebiję?” ;)

Ale na razie jedziemy wąwozem. Ta najwęższa część jest oblepiona „cepelią”, majfrendami i turystami. Strach myśleć , jak tu jest w sezonie…

_IGP9200.JPG

DSC06302.JPG

DSC06303.JPG

DSC06304.JPG

(to ładne czerwone w czarnym to sztuczne!)

DR znów zgubiła prąd, następuje zatem przekładanie aku pomiędzy DRkami Waldka i Krzycha. jeden ładuje, drugi korzysta…

Jest konkretnie ciepło, Sambor walczy z aku, a majfrendzi ciężko pracują …

_IGP9204.JPG

Dyskutujemy, co zrobić z łącznikiem. Dacia raczej nie przejedzie, skoro 4x4 zawróciły.

Ale nasi offroadowcy koniecznie chcą spróbować ;)

Ja pamiętam łącznik z października, piękna szutrowa trasa, „jedyna” trudność to przejazd przez kilka łożysk rzecznych. W październiku wody nie było, było za to mnóstwo luźnych otoczaków i przejechanie przez nie było dla mnie sporym wyzwaniem.

Dzielimy się na dwa zespoły. Wilczyca, Maciek na AT, Janusz na KTM oraz Krzychu na DR jadą zmierzyć się ze śniegiem na łączniku, a my dookoła asfaltem. Spotkamy się w wąwozie Dades ;)

Na razie jednak wszyscy jedziemy na północ w stronę Tamtattouchte, gdzie zaczyna się łącznik. Piękna droga (asfaltowa, choć miejscami mocno zniszczona) wije się wzdłuż rzeczki.

Jest bajecznie ;)

_IGP9209.JPG

_IGP9218.JPG

czy ja mam jakieś zdjęcie, że GSbracia są osobno?

_IGP9212.JPG

_IGP9226.JPG

Ekipa offowa dociera do początku łącznika, reszta zawraca

DSC06308.JPG

I tu głos oddaję do studia (czyli Wilczego Szańca)…

  • Like 14

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Pisz Jagna Pisz, bo co spojrzę za okno, to jedynie Twoja relacja utrzymuje mnie przy zdrowych zmysłach :-D

  • Like 3

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 9 i cztery dziesiąte...

DSC07394%2520%2528Medium%2529.JPG

Plan był następujący: dwa wąwozy. Z jednej strony połączone asfaltem. Z drugiej... enigmatycznie brzmiącym "łącznikiem", owianym mgłą tajemniczości... Jagnięce przestrogi rozbudziły moją wyobraźnię i zagoniły ją w przestrzeń niepewności, ba: wręcz kącik strachu, zwątpienia. Wilczość jednak zobowiązuje, więc odwróciłam się i wymaszerowałam raźnym krokiem z tego ciemnego kąta. Głowa do góry, oczy na wszelki wypadek zamknięte, ręce skrzyżowane na piersiach. Jadę z Wami!

Uf, trochę odetchnęłam, kiedy napotkani na drodze Polacy zapewnili nas o nieprzejezdności offowej trasy między dwoma bardzo spektakularnymi widokowo kanionami. Podjechaliśmy jeszcze do budek z suwenirami, gdzie zaopatrzyłam się w chustę turbanową... taki atrybut kobiecości... [choć w zasadzie służyć powinna mężczyźnie – wiem, wiem, Puzatku…] Podczas długich negocjacji cenowych prowadzonych przeze mnie ze sprzedawcą [mającym kumpli z Polski, oczywiście] ekipa coś tam kombinowała. W końcu zdobywszy łup zadowolona dosiadłam DRaculi i ruszam w kierunku uzbrojonych już towarzyszy podróży. Słyszę od któregoś kogoś z czołówki: no jesteś w końcu, jedziemy na łącznik! Nie mając czasu na inną reakcję wrzucam jedynkę i gonię Maćka, Janusza i Krzyśka podążających ku przygodzie...

We wspomnianym miasteczku na Te szukamy zjazdu z asfaltu. Trochę się miotamy, odkrywamy jakąś odnogę, ale chcemy sprawdzić jeszcze kawałek dalej. Wyjeżdżamy poza zabudowania i zatrzymujemy się w celu konsultacji między posiadaczami GPS’ów i map. Zatrzymuje się pickup jadący z przeciwka. Krótka rozmowa z kierowcą i wiemy już, że nasza trasa odbija jednak w wiosce. Jeden z gości siedzących na pace oferuje swoją pomoc w znalezieniu dokładnego punktu odbicia – zawracamy, a lokales… podchodzi do Janusza i otwiera podnóżki pasażera… Osłupiały Janusz stabilizuje motocykl, kiedy autochton wspina się za jego plecy… Jaka duma rozpierać musiała owego osobnika, kiedy wieziony przez miasteczko z rozwianym włosem unosił dłoń w geście pozdrowienia…

Ruszyliśmy więc w nieznane, nie wiedząc, czy dotrzemy chwalebnie „na drugą stronę”, czy też konieczne będzie zarządzenie odwrotu i przyznanie polskiej ekipie [próbującej przebić się dzień, czy dwa wcześniej] słuszności…

DSC06280%2520%2528Medium%2529.JPG

Parę pierwszych kilometrów jak z bajki: stabilny, równy szuter, szeroka droga, można pędzić i łapać górskie powietrze w nozdrza.

DSC06311.JPG

Wbrew pozorom nie jesteśmy na tym górskim pustkowiu sami.

DSC06310.JPG

Droga, jak to w górach robi się coraz węższa i bardziej kręta. W pewnym momencie postanawia nie być już normalną drogą i koleiny schodzą swobodnie tam, gdzie kiedyś płynęła woda. Teraz jej nie ma, więc można wykorzystać przetarty przez nią szlak… Przed nami musiały jeździć tędy jakieś dwuślady – staramy się w miarę możliwości trzymać utartych ścieżek, ale bywa, że trzeba pokonać żłobiącą swoje korytko rzeczkę lub przemieścić się między starym a nowym szlakiem.

DSC06318.JPG

Pojawia się biały kolor – zapowiadający przygody śnieg wita nas wzorkami na wzgórzach i przybliża się z każdym kilometrem.

DSC06316.JPG

Droga jest urozmaicona: najpierw lekki szuterek, później trochę więcej kamieni, ścieżki z dużymi, ostrymi i nieruchomymi skałkami. Są w końcu wymagające stałej czujności i balansowania ciałem odcinki ciągnące się korytem rzeki, która pozostawiła po sobie sporo większych i mniejszych skał, kamieni i rozmiękłego żwirku, który to właśnie dostarcza nam rozrywki w postaci „pływania”.

Widoki wkoło są powalające… dlatego żeby je podziwiać, muszę się od czasu do czasu zatrzymać w ramach dbania o bezpieczeństwo : )

DSC06323.JPG

W końcu łapiemy granicę śniegu. Śniegu i błota. Roztopy… Od wczoraj zapewne wiele się zmieniło, to, co roztacza się przed nami to błoto przykryte warstwą bardzo już rozmiękłego śniegu. O ile się da, wybieramy jednak błoto, mijamy zawiany na zakrętach śnieg, posuwamy się ostrożnie wzdłuż krawędzi drogi, nie patrząc co by było, gdyby mnie wyniosło pół metra w lewo… Czasem przecinamy łachę śniegu. Przed tą prostą mieliśmy chwilę przerwy.

DSC06327.JPG

Tu już nie ma ściemy – trzeba zmierzyć się z pełnometrażowym bagnem wink.gif Pierwszy rusza Krzychu – DR jak rowerek słucha jeźdźcy i karnie, choć zygzakami pokonuje drogę. Tak, drogę. Podobnie Afryka Maćka. I sam Maciek. Dalej pcham się ja – szukam kolein: wybrać tę starą, czy tę po Krzyśku? A może skusić się na bezkoleinowość? Dracula wykonuje popisowy taniec, ale nie myli kroków. Teraz czas na dostojnego KTM’a. Kiedy my odpoczywamy po chwilach grozy, ten walczy ze swoją nadwagą i próbuje przejąć władzę nad kierownikiem.

DSC06337.JPG

Bezskutecznie… Janusz dociera do nas zadowolony smile.gif Tylko rąbek daszka sugerować by mógł, że była między nimi próba sił.

DSC06336.JPG

„Na górce” robimy chwilkę przerwy, wypijamy tryumfalnego browara [oczywiście bezalkoholowego wink.gif ] i zbieramy się do zjazdu: taki właśnie…

DSC06339.JPG

Pokonując kolejne metry w dół przemawiam czule, na głos do Draculi… wychwalam go pod niebiosa, jak to miło z jego strony, że jest taki dzielny i przebija się przez całkiem głęboki śnieg nie chcąc mnie brykąć w zaspę. Myślę, że był z tych uwag zadowolony, bo zwiózł mnie w pokoju…

Pełni entuzjazmu i dumy, że udało nam się to, co nie udało się dzień wcześniej bojowo wyglądającej ekipie wyprawowej, cieszymy się dalszą drogą:

DSC06351.JPG

A jest pięknie...

DSC06356.JPG

DSC06360.JPG

Zwycięzcy!!! [plus Krzysiek po drugiej stronie aparatu]

DSC_0227.JPG

P.S. A tu spocony/zbłocony Dracula

DSC06464.JPG

Dziękuję za uwagę.

Z "wilczego szańca" nadawała wilczyca.

  • Like 13

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

... a tymczasem...

Ekipa mniej offowa wraz asfaltem do Boumalne Dades, a następnie skręca na północ w kierunku wąwozu Dades. To droga 704, która tak do połowy jest asfaltowa, a dalej jest piękny szuter wspinający się na ponad 3000 m. (Miałam okazję pojechać nim w październiku i uważam go za jeden z ładniejszych kawałków Maroka , jakie widziałam.)

Niestety w marcu nie mamy szans na przejechanie tej drogi, spotykamy się na wysokości łącznika (jeszcze na części asfaltowej) z ekipą off.

Asfaltowa część R704:

_IGP9236.JPG

_IGP9240.JPG

_IGP9241.JPG

w dole rzeka Dades:

_IGP9249.JPG

w pewnym momencie trzeba wspiąć się od poziomu rzeki na górę efektownymi serpentynami:

_IGP9260.JPG

aż dojeżdża się do właściwego wąwozu:

DSC06372.JPG

który aktualnie był ciut zalany:

DSC06375.JPG

Śmiać mi się chce, bo okazuje się, że w październiku, kiedy jechaliśmy od północy, zawróciliśmy właśnie za wąwozem , myśląc, że to już wszystko i nie widzieliśmy tych serpentyn…

Na północ od wąwozu Dades droga wiedzie górą, a widoki przypominają jako żywo Wielki Kanion Kolorado… (poniżej fotki z października)

DSC_2820.jpg

IMGP8883.JPG

IMGP8892.JPG

IMGP8888.JPG

Tuż za wąwozem spotykamy zabłoconą po uszy ekipę off i spotykamy się w knajpie z widokiem na serpentyny.

Zamawiamy obiad, dzielimy się wrażeniami…

DSC06394.JPG

Ja przeprowadzam ciekawą dyskusję z Samborem dotyczącą mojego łańcucha. Poprzedniego dnia stwierdziliśmy zgodnie, że łańcuch był umarł, i nawet nie ma sensu go smarować.

Należy się za to modlić, żeby starczył do końca ;)

Tymczasem łańcuch wydaje coraz dziwniejsze dźwięki. Sambor wykonuje jazdę testową, po czym stwierdza: a może jednak go smarować? ech…

Takie widoki podczas obiadu rekompensują niezbyt przyjemne ceny:

DSC06403.JPG

Posileni wracamy do Boumalne Dades (dopiero trzeci raz tego dnia ;))

_IGP9255.JPG

_IGP9251.JPG

a następnie bierzemy kurs na zachód na Ouarzazate, zatłoczoną drogą N10.

Jest późne popołudnie i przepiękny zachód słońca. Jednak po jakiś 10 km wszyscy mamy szczerze dość tego zachodu.

Słońce jest tak nisko, że oślepia wszystkich. Każdy jedzie z dziwnie wygiętą głową – w bok, w dół, byle jakoś zasłonić tę pomarańczową kulę…

Dojeżdżamy do Skoury, gdzie znajdujemy nocleg w klimatycznym zajeździe, podobno mocno zabytkowym.

W środku są dwa patia:

DSC06432.JPG

z których wchodzi się do pokoi. Też klimatycznych ;)

DSC06452.JPG

DSC06445.JPG

My jednak wdrapujemy się na dacho-taras, gdzie łapiemy ostatnie promienie zachodzącego słońca.

Niektórzy jakby zamyśleni…

DSC06416.JPG

Zaraz znajduje się jakieś winko i tak sobie patrzymy przed siebie:

DSC06430.JPG

cdn…

  • Like 17

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Bardzo Pięknie................... :slina:

prosimy o więcej !!!

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 10, czyli choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie

Wilczyca poczuła wieczorem klimat i postanowiła spędzić noc na dachu. Ja myślałam nad tym tak długo, aż zasnęłam w łóżku ;)

Śniadanie obowiązkowo na dachu:

DSC06454.JPG

Janusz się opala:

DSC_0274.JPG

Rano jak zwykle dopychanie kopniakami bagaży w Dacii oraz pompowanie jej dętki...

Ruszamy w stronę Skoury. Za Skórą odbijamy na północ, w piękną i malowniczą R307 na Demnate. To wąski, górski asfalt o długości ponad 130 km. Obowiązkowy!

DSC06470.JPG

Zakrętami wdrapujemy się wyżej i wyżej, co kilkaset metrów zatrzymując się na fotki. Nie wiadomo, gdzie lepiej patrzeć ;)

DSC06474.JPG

Dacia goni Jagnę:

DSC_0280.JPG

Żeńska część teamu:

DSC_0281.JPG

pojawiają się ośnieżone szczyty:

DSC_0284.JPG

_IGP9275.JPG

Droga wiedzie zboczami:

_IGP9284.JPG

i znów Jagna:

DSC_0299.Jpg

GS-brothers:

DSC_0302.JPG

DSC_0306.JPG

Asfalt wąski, ale NIC nas nie minęło przez ponad 100 km !

_IGP9288.JPG

_IGP9297.JPG

Jest początek wiosny, dopiero co zeszły śniegi, i droga co jakiś czas jest uszkodzona, wyrwany asfalt, rozmyte podłoże. Ubytki połatane kamieniami… Czasem trzeba przeskoczyć jakiś mniejszy rów…

_IGP9299.JPG

_IGP9301.JPG

_IGP9302.JPG

Czasem asfalt ginie:

DSC06504.JPG

Patrzymy z niepokojem na Daćkę – są miejsca, gdzie osobówka po prostu nie ma prawa przejechać nie urwawszy zawieszenia.

Ale Dacia plus Jasio za kierownicą to team, dla którego nie ma przeszkód. Brak bieżnika, żwir na zakręcie, kamienie, rowy – Jasio chyba rozminął się z powołaniem.

Powinien zostać kierowcą rajdowym, i to rajdów terenowych…

_IGP9274.JPG

W połowie drogi rzeczka i most:

_IGP9302.JPG

DSC06513.JPG

Z rzadka mijamy małe wsie, w dole migają zabudowania. Z gliny, więc wtapiają się pięknie w krajobraz.

_IGP9308.JPG

Czuć wiosną:

_IGP9318.JPG

_IGP9320.JPG

_IGP9324.JPG

DSC06532.JPG

Żeby nie było za dobrze, DR Krzycha (mówiła już, że Krzychu psuł wszystko ;) ) zaczyna kapać olejem. No cóż, znów simmering…

DSC_0377.JPG

Jeden Krzychu patrzy, drugi naprawia…

DSC06536.JPG

W końcu przestaje kapać, ruszamy dalej. W Demnate przypada pora obiadowa, ale jakoś miejsc odpowiednich brak.

Sambor każe grzecznie jechać za nim i lądujemy na lokalnym targu, gdzie za 40 DH RAZEM wszyscy najadamy się szaszłykami, zupą i oczywiście miętową herbatą.

Należy tylko chwilowo zapomnieć o sanepidzie, higienie i innych wymysłach europejskich…

DSC06556.JPG

turyści tu nie zaglądają, więc to my jesteśmy atrakcją

DSC06544.JPG

Niektórzy jednak nie chcą się skusić na szaszłyka zrobionego brudnymi rękoma. A przecież temperatura grilla na pewno wybiła wszystkie bakterie !

DSC06550.JPG

Szaszłyki na planie pierwszym, te żółte:

DSC06561.JPG

Oczywiście nikt z nas nie miał potem najmniejszych problemów żołądkowych.

Ruszamy dalej na wschód. Podjeżdżamy prawie do 3000 m n.p.m. i …

DSC06572.JPG

czujemy się jak w Polsce ;)

DSC06573.JPG

DSC06574.JPG

Asfalt jest czysty, więc problemów brak ;)

_IGP9336.JPG

Krótka bitwa na śnieżki :

_IGP9333.JPG

po drugiej stronie gór pożegnanie z asfaltem:

_IGP9333.JPG

Czeka nas 80 km szutru, bardzo porządnego jak widać. Szuter zachęca do szybkiej jazdy

Ale kiedy robi się mocno w dół i trzeba przyhamować, robi się zabawnie. Ja przekonuję się co znaczy stwierdzenie „tylne koło wyprzedziło przednie” na szczęście DR wraca na właściwy tor jazdy ;)

Robi się ciemno, a trafia się mała miejscowość z boku, więc Dacia rusza na zwiady, a my czekamy.

_IGP9340.JPG

W mieścinie Zaouiat jest coś na kształt hostelu i postanawiamy korzystać.

Zjazd do Zaouiat jest ciekawy:

_IGP9339.JPG

Maciek najpierw zalicza glebę na jednym winklu, wstaje, jedzie 50 m do następnego i znów kładzie Afrykę. Dla zabawy chyba, bo sam się z siebie śmieje ;)

Wjeżdżamy do wsi, Sambor stoi i czeka, mijamy go i suniemy dalej za Daćką. A Dacia właśnie wpakowuje się w wąskie i strome uliczki, ślepe w dodatku. Jakieś 15 minut zajmuje jej wycofanie się…

W tym czasie podjeżdża jeepem kobieta. Okazuje się, że to amerykanka, która tu sobie po prostu mieszka z rodziną...

W końcu przyjeżdża Sambor i wskazuje właściwą drogę… Mieścina jest bardzo klimatyczna:

DSC06595.JPG

to taki raczej „koniec świata”. Poprzedni goście w hotelu byli w październku…

pokoje nie nastrajają zbyt optymistycznie:

_IGP9345.JPG

wiec postanawiamy zanocować pod gwiaździstym niebem na dachu:

DSC06599.JPG

co prawda w nocy będzie jakieś +5, ale to doskonała okazja, żeby przetestować puchowy śpiwór ;)

cdn.

  • Like 12

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 11, czyli kto chce z wilkami przestawać, musi wyć jak one

Noc z widokiem na gwiazdy… GWIAZDY, nie taki erzatz jaki mamy w mieście… i do tego szum nieodległej rzeki… Jest pysznie, śpimy we trójkę na dachu, powietrze rześkie…

(offtopic o spaniu pod gwiazdami dla niedowidzących:

Dwa lata temu wpadłam na genialny (w moim mniemaniu) pomysł wstawienia dwóch okien dachowych nad swoim łóżkiem. Mmm, będę leżeć i patrzeć w gwiazdy…

Okna wstawione, czas na podziwianie nieba. Kładę się, patrzę i ….

…jak ja k…a mam widzieć gwiazdy przy moich -8 dioptriach? )

Puchowy śpiworek – rewelacja. małe to, zgrabne, lekkie (0,45 kg!) a nawet takiemu zmarzluchowi jak ja ciepło… Lupus – jeszcze raz dzięki za namiary ;)

A ta rzeczka nam szumiała do snu:

DSC06615.JPG

Rano Maciek zaczyna od prostowania kilku elementów w AT po wczorajszych bliższych spotkaniach z winklami:

DSC06608.JPG

W mojej DR lekko ciągnie sprzęgło, więc najlepszy mechanik wśród wilków bierze się do dzieła:

_IGP9346.JPG

tradycyjne już pompowanie koła w Dacii i jazda!

DSC06616.JPG

Mamy jakieś 40 km szutru przed sobą. Kręty, na zboczach, ale najczęściej gładki jak stół.

_IGP9350.JPG

Jedziemy nieco niżej, lasem, widoki zatem nowe:

_IGP9347.JPG

Jest wczesna wiosna. Wczesna wiosna w górach objawia się intensywnym topnieniem śniegu. A to powoduje następnie wezbranie rzek.

A na górskich szutrowych drogach mostów raczej brak, Brody w zupełności wystarczą ;)

Ale wczesną wiosną brody mogą wyglądać tak …

DSC06629.JPG

Rzeka trochę wyszła z koryta. No to jedziemy… wody jest tak na wysokość mojego buta, czyli ze 25 – 30 cm. Rwącej wody. W sumie to nie woda jest problemem, tylko kamienie, które w niej są i nie bardzo są widoczne.

DSC06624.JPG

Po kolei wszyscy przejeżdżamy. Stoję i myślę, jak to zrobić.

Rzeczki zdarzało się przejeżdżać, ale nie tak intensywnie płynące…

Podchodzi Sambor i pyta „Jagna, dasz radę czy Ci przejechać?” A ja chyba się ambicji zaraziłam od Wilczycy, bo mówię „spróbuję”…

Oczywiście dokładnie w połowie rzeczki robię swój standardowy błąd, czyli się przestraszam kamienia i odpuszczam gaz. I czuję, że mnie woda przechyla na bok, a boku jak widać jest taki fajny schodek w dół…

Nie zostaje nic innego jak ściągnąć nogi z podnóżków i się podeprzeć. Lodowata woda wlewa się górą butów…

Ale co tu zrobić dalej? Ledwo utrzymuję maszynę, przed przednim kołem kamlot, trzeba go wziąć rozpędem. Podsumowując – sytuacja przerosła Jagnę…

Sambor się lituje, ściąga buty i robi za asekurację, dzięki czemu Jagna nie ląduje całkiem w wodzie i jakoś wyjeżdża…

A z drugiej strony patrząc kamieni w wodzie nie widać i w ogóle jakoś lajtowo to wygląda…

DSC06626.JPG

Sambor nie wkłada butów, pomaga jeszcze GSom, na końcu Dacia. Woda jest zdecydowanie powyżej progów…

Uff…

Dalej znów fajny szuter i widoki na górę zwaną El Cathedrale:

DSC06631.JPG

_IGP9354.JPG

I kolejna rzeczka, ale tym razem to nawet nie ma o czym wspominać:

DSC_0436.JPG

Za rzeczką czekamy na Dacię, coś długo jej nie ma. Kapcia złapała ;) dobrze, że nie w tej rzece poprzedniej ;)

_IGP9353.JPG

Dacia dojeżdża, jedziemy dalej

DSC06655.JPG

Kończy się szuter (to już definitywny koniec offa) , zaczyna asfalt, ale nadal jest ładnie. Zjeżdżamy nad zbiornik Bin el-Ouidane

DSC06660.JPG

DSC06664.JPG

Piękny wiszący most nad rzeką:

_IGP9358.JPG

Dobijamy do głównego asfaltu… no i dalej jest jakby nudno. Została przejazdówka do promu, którym musimy odpłynąć jutro.

Po południu zaczyna padać, kto ma, wyciąga kondom, reszta moknie.

W okolicy Rabatu zjeżdżamy na wybrzeże i nocujemy w hotelu żywcem przeniesionym z późnych lat 60tych. Piękny futurystyczny wystrój wnętrz…

Wieczorem narada bojowa, Wilczyca i Sambor ruszają na wschód, do Tangeru oddać Dacię, zabrać busa i wpakować do niego TT, która z połamanym wahaczem został w El Jebha.

Po czym wrócić i zdążyć na prom. W dodatku muszą już wziąć nasze bagaże. Niełatwy plan ;)

A reszta w spokoju, po raz ostatni, i korzystając z faktu zrobienia zakupów alkoholowych, urządza integrację.

Integracja kończy się zagubieniem komórki przez jednego z braci, zbiciem kilku kieliszków oraz totalną niepamięcią u Maćka, który osobiście zintegrował się z 0,7 l whisky.

Poranek nie będzie łatwy…

Cdn…

  • Like 16

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Świetnie super!!!. Czytam i palcem na mapie leżącej przedemną podażam z wami....

Prosze dalej.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Lato w pełni, wszyscy jeżdżą, nikt nie czyta, nikt nie komentuje, czas więc kończyć.

A zatem...

Odcinek 12, czyli czekaj tatka latka, a kobyłę wilcy zjedzą

Poranek rzeczywiście nie był łatwy, w szczególności dla Maćka. Cała ekipa (minus Sambor i Wilczyca, którzy są gdzieś w trasie) zbiera się na śniadaniu, Maciek w samotności dochodzi do siebie.

Taki mamy śniadaniowy widok na niespokojny Atlantyk:

_IGP9365.JPG

Pakowania niewiele, bo bagaże jadą od wczoraj autem. Drogi też mamy niewiele, dotrzeć do promu w Tangerze, przeprawić się do Tarify i przejechać do Malagi.

Spotkanie z Samborem i Wilczycą ustalone w porcie. Szczególnie dla mnie jest to istotne, bo nie mam biletu na motocykl, w tamtą stronę jechał na busie.

Dojazdu do portu opisywać nie ma po co, autostrada. Jagnięca DR wyciąga z górki i z wiatrem 127 km/h ! Oficjalnie zmierzone jako prędkość maksymalna podróży w Garminie ;)

Łańcuch jest już tak wyciągnięty, że rysuje powoli wahacz…

W porcie czeka nas niemiła niespodzianka. Morze jest niespokojne, promy odwołane.

Jak długo – tego nie wie nikt.

Każą nam jechać do drugiego portu – Tanger Med, skąd odchodzą większe promy, a więc bardziej odporne na wiatr…

Po konsultacjach z Samborem, który ma opóźnienie, postanawiamy przemieścić się 30 km na wschód do Tanger Med.

Niestety razem z nami przemieszcza się ulewny deszcz. Dojeżdżamy zmoknięci i zziębnięci.

Prom odchodzi o 17, czyli mamy 2 h, bilety kupione powrotne. Mnie nagle oświeca, że w tamtą stronę przeprawiałam się osobno z Wilczycą, inną kompanią i mam bilet na inny statek…

Nie bardzo wiem co robić. Nie mam ochoty wydawać 50 E na nowy bilet, mój statek odchodzi planowo o 19, ale ciągle nie ma busa, na który mogłabym się załadować… Kolejny telefon do Sambora, spokojnie dojadą na 19. No to czekam, macham chłopakom na pożegnanie.

I przychodzi mi do głowy, że Sambor ma bilet na statek chłopaków, a nie nasz… W dodatku bus jest na niego, więc musi płynąć razem z busem, a bilety są osobno… Eh, zamieszanie…

W końcu znajomy biały bus pojawia się na horyzoncie, okazuje się , że prom chłopaków jeszcze nie wypłynął, podwozimy więc Sambora, może zdąży się załapać…

Czekamy chwilę na parkingu, czy przypadkiem się nie wróci i obserwujemy marokańskie taksówki…

DSC06741.JPG

A jednak. Nie wypuszczą człowieka bez auta… Sambor musi płynąć z busem i basta. Kupuje więc drugi bilet, na nasz prom.

Tymczasem okazuje się, że prom nasz, owszem, jest, ale gdzieś w Hiszpanii jeszcze, i na pewno nie wypłynie o 19. Może o 22, a może nie. Inshallah…

Wszystko fajnie, tylko o 5 rano muszę być na lotnisku, które jest po drugiej stronie cieśniny i do którego trzeba jeszcze 2 h jechać.

Zaczyna mi się robić ciepło. Dzwonię do chłopaków, też jeszcze nie wypłynęli, mają już 4 h spóźnienia. Robi mi się jeszcze bardziej ciepło…

Wjeżdżamy do portu, bajzel jak zwykle, nie wiadomo z jakiego stanowiska co odpływa…

Zaczynam kombinować, żeby jednak popłynąć z chłopakami, bez motocykla, ktoś mnie weźmie na pasażera. Sambor twierdzi, że histeryzuję, ale chwilę myśli, patrzy na zegarek, liczy godziny i już nie mówi, że histeryzuję.

Podjeżdżamy szybko pod prom chłopaków, prawie już zamykają klapę i zaczynamy we dwójkę z Samborem uśmiechać się do obsługi, żebym mogła wejść na prom jako Krzysztof Samboroski (w sumie i tak się już nazwisko nie zgadza). Na początku absolutnie nie, w życiu i nigdy, jednak po 10 minutach wbiegam na trap.

Po czym wykonuję najszybszy sprint życia, biegnąc z powrotem. O mało co nie odpłynęłam z biletami Sambora i Wilczycy!

Chłopaki nieco zdziwione moim widokiem, muszę jeszcze pouśmiechać się do braci GS żeby któryś wziął mnie za plecaczek.

W końcu, 22 z minutami, odbijamy… Ufff…

Jednak to nie koniec na dziś. Koło północy zjeżdżamy z promu (a Sambor z Wilczycą jeszcze nie odpłynęli). Mamy jakieś 150 km do Malagi, gdzie mamy zabukowany hotel.

Nie planowaliśmy jazdy nocą, a jedna z DR nie ma świateł, druga nie chce za toodpalić. Waldkową DR odpalamy z przebojami na pych, a Krzychu robi coś z niczego, czyli ersatzlampę:

2013-03-10%252022.45.25.jpg

Ja zasiadam z tyłu jednego z GS1200, ubieram kondom, bo lekko kropi, jest mi sucho, ciepło i śpiąco. I przypominają mi się stare podróże na tylnym siedzeniu GS 1150, po tej samej drodze Gibraltar – Malaga zresztą… Pomruk boxera kołysze mnie do snu i budzę się pod hotelem w Maladze.

Jest 2 w nocy, obalamy Jim Beama i idziemy na godzinę spać.

Teraz dla odmiany nerwy ma Maciek, czy Sambor zdąży dojechać na lotnisko i dowieźć nam bagaże. Zapomniał wyjąć klucze od auta...

O 4 zostawiamy w hotelu motocykle, szpej motocyklowy oraz Maćka i ruszamy na lotnisko.

Tam czeka na nas umęczona ekipa Sambor + Wilczyca (oni nie spali nawet godziny), odbieramy bagaże i to już powoli koniec naszej przygody…

Dziękuję za uwagę,

oddaję głos do Wilczego Szańca, może Wilczyca opisze swoje ostatnie dni i rajzę przez ¾ Polski z motocyklami na lawecie ;)

Do usłyszenia w następnej relacji ;)

Jagna

PS. Zostało mi jedno niewykorzystane przysłowie: „Z wierzchu owca, wewnątrz wilk”.

Może to o mnie?

  • Like 15

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.

Zaloguj się teraz

×