Skocz do zawartości
Jagna

O tym, jak zachód pojechał na wschód i co z tego wynikło…

Recommended Posts

1. Prolog, czyli po co na wschód?

Pomysł był Rafa. Nienowy, bo ubiegłoroczny, ale wciąż niezrealizowany.

Żebym znów się nie wywinęła, zostałam postawiona pod ścianą już w kwietniu.

Ściana była gładka, aluminiowa i przybrała postać płyty bagażnikowej do DR 350.

I w dodatku sama do mnie przyjechała i się zamontowała!

DSC00799.JPG

Tak więc nie mogłam nie pojechać ;)

Nie da się także ukryć, że znaczący wpływ na chęć bliższego poznania wschodnich krańców Polski miało pewne podlaskie weselicho forumowe ;)

Pomysł był następujący: 5 dni wolnego + 2 weekendy i jedziemy offowo wzdłuż Bugu. Raf na AT, ja na DR 350. Raf znał moje offowe „umiejętności” na F650GS z Rumunii oraz kilku weekendowych wypadów, i jestem pewna, że gorąco się modlił, żeby na DR szło mi lepiej ;)

Oczywiście problemy przedwyjazdowe musiały wystąpić, a jakże:

1. Jagna ma zajęty weekend spotkaniem z beemiarzami.

2. Raf nie ma urlopu.

3. Jagna zafundowała sobie w czerwcu „awulsyjne złamanie paliczka dystalnego” (czy jakoś podobnie), wsadzając paluchy nie tam gdzie trzeba (a konkretnie między obudowę wiertnicy a świder).

4. Polska jednak nie jest małym kraikiem i z rubieży zachodnich (Zielona Góra) na wschodnie (Hrebenne) jest 750 km!

Ale ponieważ nie ma problemów nierozwiązywalnych, to:

1. Wyjazd zaczniemy od spotkania z beemiarzami, Raf jakoś to przeżyje;

2. Lepiej nie wnikać jak, ale Raf dostał jednak urlop 3 dni przed wyjazdem;

3. Załóżmy, że ortopeda mówiąc „rehabilitacja palca” miał na myśli wciskanie sprzęgła, a 130 kg wagi jagnięcej DR mieści się w zaleceniu „tylko niech pani nie dźwiga nic ciężkiego!”

4. Wypożyczy się lawetę.

Wypożyczy się lawetę…

- Dzień dobry, czy jest wolna laweta motocyklowa na 2 sztuki w terminie…?

- Jest.

- To mogę podjechać zarezerwować?

- Proszę.

- To jak mąż przyjedzie po lawetę, to ja wtedy fakturę dam…

- A skąd ja panu męża wytrzasnę do piątku?

- No to kto przyjedzie?

- Ja.

- Pani? I pani będzie ją ciągnąć?

- A ma pan coś przeciw kobietom? (tu sobie wyobraźcie wyraz moich oczu…)

- eeee.. no nieee… A co pani będzie przewozić na tej lawecie?

- A czy to nie jest przypadkiem motocyklowa laweta??

- eeee.. no tak…

- no więc będę ciągnąć motocykl na tej motocyklowej lawecie…

- tylko niech pani nie mówi, że to pani motocykl… i sama pani tak?

- sama.

- boże, co za czasów dożyłem…

Kolejny „malutki” problem, to brak haka w moim vw. Rozwiązanie niby proste: kupić, zamontować.

Kupuję używkę, bo cena nowego zbija z nóg. Podobnie jak cena montażu w ASO, ale nie bardzo mam wyjście – hak jest elektryczny, ma miliony sterowników i trzeba przeprogramować komputer. Pan Zenek w warsztacie raczej sobie nie poradzi…

Montaż zajmuje 2 dni, na koniec panowie w ASO przyznają się, że w tym modelu robili to po raz pierwszy w życiu…

- Proszę, tu kluczki, proszę podpisać odbiór auta, tylko taki jeden malutki, tyci, tyci problem jest…

- taaak?

- taka malutka kontrolka się pali, że żarówka przepalona w przyczepie, ale ona tylko się pali, wszystko działa…

- i tak mi to zostawiacie?

- to tak na razie, bo nie wiemy dlaczego tak, pani wróci z tej Białorusi, my pomyślimy i naprawimy…

Hak zatem mam, piątek rano ruszam po lawetę, robię sobie przy okazji żarty z właściciela wypożyczalni pt. „niech pan mi to podłączy, bo ja taka głupia i nie wiem gdzie” oraz „to jak ja mam teraz jechać w zakrętach”, pan się prawie żegna z lawetą i ręce mu się nieco trzęsą…

Na podwórku ładowanie DR za pomocą kobiecych rączek, pierwszy raz w życiu zapinam motocykl pasami, nie bardzo wiedząc jak…

Mimo wszystko DR stoi prosto, ani dygnie, jest szansa, że ją dowiozę… Na razie tylko 200 km, do Walimia, gdzie czeka 30 beemiarzy i Raf.

Chyba trochę nietypowo wygląda taki zaprzęg prowadzony przez niewielką Jagnę…

DSC01556.JPG

cdn...

  • Like 20

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Bialorus :-) piękne klimaty, byłem tam jakiś czas temu

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

jagna, pisz szybko, bo chce w ten weekend tam pojechac :)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jaka Białoruś???

Uprasza się czytać ze zrozumieniem ;)

(...) to tak na razie, bo nie wiemy dlaczego tak, pani wróci z tej Białorusi, my pomyślimy i ... (...)

Wybacz ze nie doczytalem di końca :-)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Normalnie wysyp fotorelacji. Super :)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Wypożyczy się lawetę…

- Dzień dobry, czy jest wolna laweta motocyklowa na 2 sztuki w terminie…?

- Jest.

- To mogę podjechać zarezerwować?

- Proszę.

- To jak mąż przyjedzie po lawetę, to ja wtedy fakturę dam…

- A skąd ja panu męża wytrzasnę do piątku?

- No to kto przyjedzie?

- Ja.

- Pani? I pani będzie ją ciągnąć?

- A ma pan coś przeciw kobietom? (tu sobie wyobraźcie wyraz moich oczu…)

- eeee.. no nieee… A co pani będzie przewozić na tej lawecie?

- A czy to nie jest przypadkiem motocyklowa laweta??

- eeee.. no tak…

- no więc będę ciągnąć motocykl na tej motocyklowej lawecie…

- tylko niech pani nie mówi, że to pani motocykl… i sama pani tak?

- sama.

- boże, co za czasów dożyłem…

Genialne... :)

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 2, czyli w końcu ruszamy na wschód, choć na razie na 6 kołach

Spotykany się z Rafem w Rzeczce koło Walimia, gdzie zaliczamy weekendowe spotkanie ze „starymi, dobrymi beemiarzami”, jeździmy trochę po Górach Sowich, denerwujemy resztę wjeżdżając tam, gdzie oni nie za bardzo mogą, na przykład przez nieczynny tunel kolejowy, najdłuższy w Polsce, 1600 m (to był pomysł Pastora! :haha2:)

DSC01542.JPG

(w DR działały chwilowo tylko światła długie ;) )

Niedziela rano, czas wrzucić obie DRki na lawetę i jechać na wschód

(Raf, skubany jeden, zostawił AT w garażu i przyjechał na DR 650 Wilczycy, irytując mnie tym niesamowicie, bo przy AT miałam jeszcze szanse jakoś go po krzakach dogonić…)

Ale… Cofnijmy się nieco w czasie… Sobotnia późna noc, Jagna idzie do VW po zapomnianą kosmetyczkę i po pierwsze odkrywa otwartą od 2 dni szybę od kierowcy, a po drugie kompletny brak reakcji auta na cokolwiek, a w szczególności na pilota

Ale spokojnie, niemieccy inżynierowie z VW nie takie rzeczy przewidzieli,

zresztą już raz Faziemu udało się zepsuć pilota tak, że wymagał ponownego zestrojenia z autem i pamiętam co w takim przypadku należy zrobić.

Otóż przede wszystkim należy wczołgać się przez otwarte okno do środka, wyjąć ze schowka instrukcję i przeczytać, co producent zaleca.

Zgodnie z zaleceniami VW zostaje otwarty za pomocą kluczyka awaryjnego, jednak totalnie nie daje się odpalić, ani nawet mrugnąć pojedynczą kontrolką.

Czyżby aku? Podejrzenia padają na hak oraz „fachowców” z ASO…

Sięgam ponownie za instrukcję, gdzie czytam, że aku w aucie z systemem rekuperacji (czy jakoś tak) nie wolno: dotykać, wyjmować, ładować, itp., itd. :

A co wolno? Wolno zadzwonić po bezpłatny, całodobowy serwis VW. Do którego numer znajduje się na naklejce. Naklejka natomiast znajduje się na szybie od kierowcy, która to szyba… Patrz 5 akapitów wyżej… Szlag! Albo raczej Scheisse!!!

Trudno. Będziemy postępować wbrew zaleceniom producenta…

Na szczęście jestem na spotkaniu beemiarzy, więc mamy i kable rozruchowe, i miernik, i prostownik ;)

Aku ląduje na całą noc na prostowniku, pokazuje bowiem 6 V, a ja zaczynam układać w głowie eleganckie zdania, jakimi powitam pracowników ASO VW Zielona Góra po powrocie…

Na szczęścia rano vw odpala, komp wydaje się nieuszkodzony, jest zatem nadzieja!

Trzeba tylko pamiętać o rozłączeniu haka zaraz po przyjeździe…

Ładujemy DRki na lawetę i w drogę, na wschód!

Temperatury przerastają wszystkich:

DSC01559.JPG

Mamy do przejechania „tylko” 600 km, z czego prawie 400 po nudnej autostradzie.

Nawet do końca nie wiemy, ile wolno nam z lawetą jechać, ustalamy więc na tempomacie 120 km/h i można spać…

DRki wydają się już zaprzyjaźnione:

DSC01560.JPG

Żeby jednak przyjaźń nie zaszła zbyt daleko, moje najlepsze wyprawowe skarpetki zabezpieczają zbiorniczki z płynem hamulcowym:

DSC01557.JPG

Dokładnie po 8 godzinach docieramy do Lubaczowa, gdzie parkingu oraz łóżka użyczyli nam Lena oraz Wojtekm72.

Nie będziemy szczegółowo opisywać, jak wspaniale nas przyjęli, bo się wszyscy im zaczniecie zwalać na głowę;) Lena, Wojtek – naprawdę nadal nie wiemy, jak się Wam odwdzięczyć!

Wieczorem, przy piwku i cytrynówce, zastanawiamy się – mamy w końcu jakiś plan na ten wyjazd, czy nie? I Raf stwierdza: „to jedźmy wzdłuż Bugu do środy, a potem zawracamy”.

Plan udało się zrealizować w całości ;)

cdn.

  • Like 13

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Szacun Jagna :beer:

Taka rada praktyczna na przyszłość - z niektórymi pracami taniej i w moim odczuciu lepiej - nie jechać do ASO a do Firm które specjalizują się w ich wykonywaniu - tzn. np. - wymiana tłumika do firmy która wymienia tłumiki, - malowanie do dobrego lakiernika i konsekwentnie - hak do Firmy która montuje haki. ASO takie "specjalistyczne" prace (hak, wymiana szyby itp.) wykonuje rzadziej, bardzo często zdarza sie, że sama zleca ich wykonanie w takich Firmach dorzucając tylko swój narzut, Stąd jak robi sama, pomimo, że mamy wrazenie, że będzie fachowo to może być to tylko nasze wrażenie - a Firma która specjalizuje się tylko w jednego rodzaju usłudze ma doświadczenie i rzeczywiście zrobi to lepiej Pzdr :beer:

Edytowane przez Wojbm6
  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Niestety nie zawsze tak się da. Po pierwsze, auto jest na gwarancji. Owszem, mam prawo każdą naprawę wykonać gdzie indziej nie tracąc gwarancji, ale jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, to się na mnie wypną... i np. będę musiała zapłacić kilka tysięcy za nowy sterownik.

Poza tym, ciężko mi uwierzyć, że w zwykłym serwisie od haków gość będzie widział, które piny przepiąć w kompie w danym modelu vw... co innego zwykły hak bez elektroniki...

Widziałam na własne oczy, jak moja b7 była wybebeszona dla głupiego haka... Cóż, nowoczesne auta...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Poza tym, ciężko mi uwierzyć, że w zwykłym serwisie od haków gość będzie widział, które piny przepiąć w kompie w danym modelu vw... co innego zwykły hak bez elektroniki...

Widziałam na własne oczy, jak moja b7 była wybebeszona dla głupiego haka... Cóż, nowoczesne auta...

W przypadku gwarancji nie dyskutuje :-)

Jeżeli chodzi o "wiarę ":-) to byś sie zdziwiła :-) Pzdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 3, czyli tym razem już na dwóch kółkach

Poniedziałek rano.

Trzeba w końcu zacząć ten offowy wyjazd!

Zaczynamy jednak od wspaniałego śniadania podanego przez Lenę (nabawiłam się babskich kompleksów…), aż nie chce nam się wyjeżdżać z takiej miejscówki ;) tym bardziej, że zewnętrzne temperatury nie zachęcają do offa (36 stopni!).

Ale mus to mus. Enduro nie pęka czy jakoś tak.

Zakładamy GPSy (Jagna: Garmin zumo, Raf: Lark z milionem wgranych map), wyciągamy dwie prehistoryczne (1995!) mapy wschodu Polski i patrzymy, gdzie ten Bug.

Człowiekowi z zachodu kraju wydaje się, że cała wschodnia granica Polski biegnie brzegiem Bugu.

A tu guzik! Raptem ze 200 km! Zmieniamy więc nieco założenia: na razie jedziemy nie tyle najbliżej Bugu, co granicy.

Ładujemy bagaże na DRki i jesteśmy gotowi do drogi. Ja testuję nowy worek Ortlieba (śliczny, żółciutki ;) ), 31 litrów, wodoszczelny, łatwy dostęp (w przeciwieństwie do rogala…). Niestety okaże się wkrótce, że materiał jest zbyt mało odporny na przesuwanie się worka po płycie i wrócę z kilkoma dziurami w dnie. Szkoda, bo poza tym sprawdził się doskonale. Albo trzeba wymyślić jakieś super-hiper mocowanie zapobiegające jakiemukolwiek przesuwaniu.

Raf ma inny worek, duuużo większy, ale wpakowuje w niego dodatkowo mój namiot i swój niezbyt mały śpiwór.

Mamy jeszcze dylemat dotyczący kurtek. Jeździmy oboje w zbrojach, ale w końcu może kiedyś padać…

A ponieważ na pewno będzie padać, jeśli kurtek nie weźmiemy, to je bierzemy. I oczywiście nie zakładamy ani razu ;)

Ruszamy z Lubaczowa prosto na wschód, najpierw asfaltem, potem połatanym asfaltem, potem resztkami asfaltu, a potem w końcu bez asfaltu. I to nam się najbardziej podoba!

Dobijamy do granicy polsko – ukraińskiej we wsi Radruż, gdzie zatrzymujemy się przy cerkwi, niestety zamkniętej:

DSC01563.JPG

Jagna nawija pierwsze kilometry po prawie dwumiesięcznej przerwie, musi się w końcu przyzwyczaić do używania zrośniętych już palców ;) ale i tak je jakoś głupio układa ciągle:

DSC01564.JPG

Z Radruża jedziemy już na azymut, jak najbliżej granicy. GPSy są tu bardzo przydatne – albo po prostu patrzymy gdzie jesteśmy i w którym kierunku należy jechać, albo wyszukujemy w Garminie najcieńszych kreseczek na mapie i tamtędy każemy się prowadzić ;)

Omijamy Horyniec i przez Dziewięcierz docieramy do Prusia, ładną leśną dróżką powyżej wąwozu.

_IGP1146.JPG

Po drodze jagnięca DR dostaje kilka razy korzeniami i gałęziami i odnosi pewne straty: pogięło siatkę osłaniającą zębatkę zdawczą.

DSC01567.JPG

Jest niemiłosiernie gorąco i fajnie jechać lasem:

DSC01568.JPG

_IGP1147.JPG

Czasem ścieżka jest tak zarośnięta, że trzeba się kulić, a i tak ciągle dostajemy gałęziami i pokrzywami w twarz ;)

W zasadzie ciężko jechać na innym biegu niż pierwszy, bo widoczność nie przekracza 5-6 m, a ścieżki z cyklu „no była tu kiedyś panie droga, i nawet traktor tu kiedyś przejechał”.

Ale droga na Garminie jest ;)

W Prusiach na chwilę godzimy się z asfaltem, żeby podjechać do sklepu uzupełnić płyny. A najbliższy sklep dwie wsie dalej…

To nas dość dziwi przez cały wyjazd, jesteśmy przyzwyczajeni, że nawet w najmniejszej wsi są ze dwa sklepy, ale nie tu…

Wracamy do Prusia i dalej wzdłuż granicy, na Hrebenne:

DSC01569.JPG

Niestety za Hrebennem kończy się las i jedziemy głównie przez pola, jest nadal ładnie, ale słońce wściekle pali…

DSC01574.JPG

Polami jedzie się fajnie, ziemia gliniasta, ubita, praktycznie zero kopnych piachów.

DSC01575.JPG

Musimy też trochę pojechać asfaltem, czasem nie widać żadnych dróg bliżej granicy, a nie chcemy jechać na azymut przez pola, bo żniwa w pełni ;)

Na asfalcie jest niesamowicie pusto, zdarza się, że przez 20-30 km nie mija nas żaden samochód, ewentualnie ze trzy traktory…

No i kombajny. Co najmniej dziesięć na dobę!

DSC01576.JPG

Wszędzie w ogromnych ilościach występują boćki:

DSC01572.JPG

W końcu dobijamy do Bugu, a raczej w okolicach wsi Gołębie Bug wpływa do Polski z Ukrainy.

Bug płynie doliną, nie ma wzdłuż niego żadnej ścieżki, musimy więc zadowolić się asfaltem do Hrubieszowa.

Ale widząc zjazd w bok i w dół, nie możemy sobie darować ;)

Proszę Państwa , oto Bug:

_IGP1153.JPG

i DRki pasące się na nadbużańskiej podmokłej łączce:

_IGP1149.JPG

Pomiędzy asfaltem a rzeczoną łączką było niewielkie zielone bagienko. A ponieważ Jagna uwielbia jeździć środkiem błota / kałuż / bagienek, to potem felgi wyglądają tak:

DSC01580.JPG

wracając z łączki na asfalt Raf na swoich prawie łysych Mitasach rozrył błotko tak, że Jagna miała problem przejechać na niełysych AC-10 (swoją drogą rewelacyjne opony!)

DSC01582.JPG

wyząbkowane dunlopy z przodu trochę gorzej dawały radę:

DSC01583.JPG

W Hrubieszowie poczyniliśmy zakupy na wieczór. Tekst pt. „poproszę dowolne wino, byle nie słodkie i nie półsłodkie i powyżej 15 złotych” zawsze budzi popłoch w wiejskich sklepikach ;)

Tym razem musieliśmy pójść na pewien kompromis. Wino było co prawda półwytrawne, ale za 12,60 …

Znaleźliśmy na mapie jeziorko, nad którym można by się rozbić, jakieś 30 km na północ od Hrubieszowa.

Ładny dojazd przez Strzelecki Park Krajobrazowy, po prostu szuter-autostrada ;)

DSC01584.JPG

DSC01586.JPG

Co prawda na końcu drogi był szlaban, ale od południa nie było żadnego zakazu, przysięgam!

Tu na mapie było jezioro:

DSC01588.JPG

Łąka ładna, ale po kilkunastu godzinach jazdy powyżej 35 stopni bardzo chcieliśmy się umyć…

W najbliższej wiosce patrzyli na nas dziwnie, kiedy pytaliśmy się o nieistniejące jezioro i skierowali nas nad sztuczne jeziorko „Dębowy Las” pod Chełmem.

Nad jezioro oraz plażę prowadziła wąska droga z płyt betonowych. Jagna, chcąc być uprzejmą i nie zmuszać aut do zjeżdżania w trawę, jedzie obok płyt.

Ale w pewnym momencie widzi przed sobą dziury i rowy, więc postanawia wrócić jednak na beton.

Niestety… Okazuje się, że w tym miejscu krawędź płyty jest wysoko (nie było tego widać w trawie…) i nie da się na nią wjechać pod małym kątem…

DR się natychmiast kładzie i dalej leci szlifując beton. Jagna (na szczęście) sunie osobno za DRką. I tak dobre 5 metrów…

To była moja pierwsza wywrotka nie-offowa i najadłam się sporo strachu. Sunąc na brzuchu przez beton byłam pewna, że to już koniec wyjazdu…

Tymczasem okazało się, że szkód w zasadzie brak. DR nieco przerysowała błotnik (któremu już niewiele zaszkodzi po marokańskich wyczynach lotnych Wilczycy) oraz podnóżek, a Jagna otrzepała się i wstała…

Wnioski z tego są dwa: po pierwsze DRka to prawie niezniszczalny sprzęt – tak prosty, że nie ma co się uszkodzić, a po drugie – porządne ciuchy z ochraniaczami to podstawa.

Mimo szorstkiego betonu nie mam najmniejszej dziury ani na spodniach, ani na zbroi!

Sprawdzamy bak, klamki, lusterka, odpalamy, wszystko działa, ręce mi się nieco trzęsą, ale zostało kilkaset metrów do celu, dam radę.

Dojechaliśmy ;)

DSC01592.JPG

i nawet było ładnie:

DSC01594.JPG

DSC01596.JPG

Jagna wymaga lekkiego podniesienia na duchu po szlifie, pomaga w tym Raf („Jagna, każdy by się tam wyjebał”) oraz białe półwytrawne, niestety jego smak dokładnie odzwierciedla jego cenę (12,60…)

wina to chyba nie dotyczyło :confused:

DSC01595.JPG

Po zmroku niemożebnie tną komary, które mają w głębokim poważaniu Autan z 16% DEET… Robimy więc ostatni rzut oka na jeziorko i idziemy spać.

cdn.

  • Like 16

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

jak zwykle świetna narracja, super się czyta - brawo!

ps. nie będę się powtarzać, jak Ci zazdroszczę takiego wypadu :)

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 4 , czyli jak do cholery wydostać się z tej łąki?!

Budzę się rano, wyjmuję z uszu najważniejszy element mojej kosmetyczki na wyjazdach, czyli stopery, a następnie wyglądam z namioty z nadzieją, że ci którzy przez pół nocy darli się 20 m od naszego namiotu, śpią gdzieś słodko obok i będę mogła pod ich namiotem odpalić DRkę. Z przegazówką najlepiej.

Niestety… jesteśmy na polu sami…

Pierwszy nocleg namiotowy upewnia mnie, że wybrałam dobry namiot na wyjazdy 2-osobowe. Nie jest co prawda najlżejszy (3,2 kg) ale ma dwa ogromne przedsionki, gdzie da się bez problemu upchnąć cały motocyklowy szpej. I jeszcze da się wejść do środka ;)

_IGP1159.JPG

Śniadanko, pakowanie, smarowanie łańcuchów i w drogę.

Bierzemy Chełm bokiem, przejeżdżamy Chełmski Park Krajobrazowy (ciekawe, że od naszej strony nigdy nie ma zakazu wjazdu, a i tak na wyjeździe jest szlaban…).

Na mapie mamy teren podmokły, ale rzeczywistość jest taka:

DSC01600.JPG

czyli to, czego Jagny najbardziej NIE lubią.

A później tylko gorzej:

DSC01601.JPG

ale akurat ten odcinek udało mi się jakoś pokonać na 3cim biegu i nawet zdobyć słowo uznania u Rafa („Jagna, jak chcesz to jednak potrafisz”).

Zauważamy oboje, że przy załadowanej DR (mam jakieś 8 kg bagażu) i mojej niezbyt wielkiej masie, nie do końca sprawdza się w kopnym piachu metoda „wypnij tyłek”, bo przednie koło zaczyna żyć własnym życiem i lata od prawej do lewej. Kiedy zaczynam stać mniej więcej prosto, jedzie się lepiej…

Piaszczyste dróżki zaprowadziły nas do wsi Łukówek, gdzie zatrzymujemy się pod lokalnym sklepem (o dziwo jest!), przed którym (na oko) siedzi pół wsi. Męskie pół wsi.

Stanowimy na tych mocno oddalonych od cywilizacji wsiach niemałą sensację, a w szczególności żeńska część teamu… Do tego kiedy mówię, że przyjechałam z Zielonej Góry…

Raf twierdzi, że i tak nikt nie wie gdzie to jest, ale on się nie zna ;)

Asfaltem docieramy do Uhruska, witając się ponownie z Bugiem.

_IGP1162.JPG

DSC01604.JPG

Czasem robienie zdjęć wymaga pewnych poświęceń:

DSC01603.JPG

Po analizie mapy postanawiamy na moment oddalić się od granicy i przejechać przez Sobiborski Park Krajobrazowy, który kusi bagienkami.

Jest ładnie, bo las liściasty:

DSC01606.JPG

Ścieżki szerokie prawie jak autostrada i oczywiście brak zakazów wjazdu:

DSC01607.JPG

W okolicy Kosynia robi się faktycznie bagienkowato, ale nadal przejezdnie :

DSC01608.JPG

W pewnym momencie widzimy czerwony szyld „Rezerwat żółwi błotnych”. Hm, chyba nie powinniśmy tędy jechać… ale skoro już tu zabrnęliśmy… i żadnych zakazów po drodze jak zwykle nie było… postanawiamy przejechać więc najostrożniej i najciszej jak się da ;)

Widoki są rewelacyjne, zarośnięte, malownicze jeziorka :dizzy:, a tu jak na złość kontemplujący ciszę rowerzyści, więc tylko zmykamy dalej… Raf twierdzi, że widział żółwia, który prawie rzucił mu się pod koła, ale nie wiem, czy należy mu wierzyć…

DSC01609.JPG

Jagnięca DR trochę się ubrudziła, bo w przeciwieństwie do Rafowej, nie omija kałuż ;)

DSC01611.JPG

Na końcu zrobiło się sucho i piaszczyście, a DRka 350 zaczęła pod górkę prychać i zdychać. Aż zdechła. Jagna już w myślach robi przegląd wszystkiego, co mogło się zepsuć (przecież tym razem filtr powietrza NA PEWNO dobrze zamontowałam!), zjawia się Raf, który był na przedzie i pyta „a paliwo ci się przypadkiem nie skończyło?”

O ja głupia c… ! :mad: Takie są konsekwencje zbiorników akcesoryjnych o zasięgu 400 km, człowiek w ogóle zapomina o czymś takim jak rezerwa! (Fazi, Sambor, jeszcze raz dzięki za prezent!)

DSC01612.JPG

Raf (a raczej Wilczyca) ma w DR seryjny zbiornik, więc na moje jedno tankowanie przypadają jego dwa. Zjeżdżamy na stację we Włodawie, i zastaje nas tam deszcz. A ponieważ pora jest obiadowa, postanawiamy go przeczekać w knajpianych okolicznościach:

DSC01615.JPG

Jak tylko z grubsza przestaje padać ruszamy dalej, wsiami na zachód od drogi 816. Czasem szuter, czasem polna ścieżka, czasem asfalt…

Deszcz nie daje jednak za wygraną, przeczekujemy na przystanku:

_IGP1177.JPG

Przynajmniej się nie kurzy:

DSC01617.JPG

W Żukach jedziemy gruntówką, pięknie widoczną na Garminie, nieco mniej w rzeczywistości:

DSC01618.JPG

przedzieramy się z pół godziny, aż w końcu ilość powalonych pni nas przerasta i postanawiamy kontynuować jazdę równolegle do drogi, ale łąką.

Łąka jest cywilizowana:

DSC01619.JPG

Ale Jagna oczywiście musi wjechać w jakiś przeorany i rozryty przez krety kawałek, z którego nie umie wyjechać, bo jej tradycyjnie nóg brakuje… :mur: Więc wyjeżdża Raf:

_IGP1189.JPG

_IGP1191.JPG

na bardziej cywilizowany kawałek:

_IGP1192.JPG

Łąka przechodzi w ściernisko, dróg polnych i miedz brak…

DSC01622.JPG

Ściernisko nieco podmokłe, ale jedzie się ok.

DSC01625.JPG

W końcu wyjeżdżamy we wsi Władysławów. W godzinę przejechaliśmy może ze 3 kilometry ;)

Suniemy dalej na północ, mamy mały problem z przejechaniem linii kolejowej na Terespol (2 tory, wysoki nasyp, brak przejazdu), jedziemy kawałek równolegle do torów i znajdujemy w końcu przejazd.

Przeskakujemy DK 2 i jedziemy ładną piaszczystą drogą z Horbowa na północ.

Droga jednak ewidentnie kończy się na łące, choć i Garmin, i Automapa każe jechać prosto.

To jedziemy…

DSC01627.JPG

DSC01628.JPG

Próbujemy wszelkich możliwych kierunków, ale za każdym razem na końcu jest trzcina, a za nią rzeka…

Trawy akurat dla pasących się Jagniąt ;)

DSC01626.JPG

Łąka mocno podmokła i spod kół tryska woda….

DSC01629.JPG

Postanawiamy jechać dokładnie po śladzie Garmina, może w końcu trafimy na drogę.

Zamiast drogi trafiamy na resztki mostu:

DSC01630.JPG

Widzimy ślady jakiego auta, Raf się śmieje, że pewnie jakieś 4x4 jechało z Garminem ;)

Deski są mocno niekompletne i spróchniałe, nie będziemy ryzykować…

DSC01631.JPG

Po krótkim postoju przy moście postanawiamy trzymać się jednej z naszych wyjazdowych zasad („tylko łosie zawracają”), zjeżdżamy z łączki i próbujemy alternatywnej drogi na wschód.

Przez moment mamy nawet coś, co przypomina dojazd na pole, ale kończy się w polu kukurydzy, a przed nami dzikie krzaki wielkości małych drzew. Raf idzie miedzą szukać przejazdu (klapa, szeroki rów melioracyjny…), a Jagna w krzaki, przez które Garmin widzi drogę.

Droga kiedyś była (pewnie wtedy, kiedy funkcjonował most), bo pomiędzy drzewami jest przerwa z 1,5 m, tylko zarośnięta chaszczami. Ale skoro Jagnie udało się przedrzeć przez chaszcze na drugą stronę, to uda się i motkom ;)

A po drugiej stronie cudowna, szeroka prawie na cały metr, polna droga!

Nasze szczęście nie trwa długo, droga bowiem kończy się w polu kukurydzy. Na szczęście kukurydza posiana jest rzadko i udaje się nam przejechać pomiędzy…

Potem jeszcze tylko pszenica, ściernisko, ponownie kukurydza i jesteśmy w końcu na asfalcie. Po jakiś 2 godzinach jesteśmy może 2 km od miejsca, w którym byliśmy przedtem ;)

Jest już po 19, znów zaczyna padać, starczy nam chwilowo offa, zjeżdżamy więc do Janowa Podlaskiego i szukamy noclegu. Widzimy piękną reklamę agroturystyki w sąsiedniej wiosce, jedziemy, tylko najpierw małe kolacyjne zakupy. I białe wytrawne za całych 24,99!

(„Jagna, naprawdę będziesz czuła różnicę między 12,60 a 24,99?” – tyle Raf…)

W agroturystyce właściciel mętnie się tłumaczy, że pokoje miał, ale już nie ma, a na moje pytanie „to po cholerę reklama oraz szyld na budynku?” jeszcze mętniej opowiada „nooo, musi wisieć…” ehhh, dopłaty unijne….

Na szczęście daje nam namiary na sąsiednią wieś, Bubel – Łukowiska i bardzo przyjemne miejsce, gdzie dostajemy bez problemu pokój.

Żeby kontynuować tradycję, Jagna tuż pod bramą musi się wywalić, bo skręcając z szutru w piach hamuje przodem:

DSC01635.JPG

a Raf bezczelnie: „Jagna, poczekaj, nie wstawaj, tylko ci fotkę pstryknę!”

eh, gdzie ci dżentelmeni….

cdn.

PS. różnica między 12,60 a 24,99 była spora!

PS.2. rzeczony mostek był na Krznie…

  • Like 18

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 5 , czyli przekraczamy Bug

Miejscówka w Łukowiskach rewelacyjna, piękny pensjonat i domki i jakieś 50 m od Bugu, czyli granicy. Anektujemy cały taras i wywieszamy mokre motociuchy. Nie chciało nam się wyjmować kurtek na taki mały deszcz, to teraz suszymy zbroje ;)

Poranny spacer nad Bug:

DSC01643.JPG

_IGP1203-1.JPG

nasze koniki po prawej:

_IGP1209-1.JPG

a po lewej:

_IGP1206-1.JPG

jeden w coś się zaplątał i trzeba było 2 ludzi, żeby mu pomóc ;)

DSC01652.JPG

Kolejny dzień zaczynamy od przekroczenia Bugu, który ucieka z granicy i płynie na wschód. Przekraczamy do promem w Gnojnie:

DSC01654.JPG

_IGP1210-1.JPG

Prom jest mikroskopijny:

DSC01658.JPG

Czekając kontemplujemy przyrodę nadbużańską:

_IGP1211-1.JPG

_IGP1212-1.JPG

oraz zastanawiamy się , co inżynier ruchu drogowego miał na myśli ;)

_IGP1216-1.JPG

miejsca dla nas starczyło :

_IGP1217-1.JPG

DSC01660.JPG

Za rzeką jedziemy na północ na azymut i dalej szuterkami wzdłuż granicy białoruskiej.

Szukamy stacji (bez lokalesów byłoby trudno). Kolejna „inna” rzecz dla człowieka spod zachodniej granicy. Tu są stacje „no name”! a nie same BP i inne Statoile…

Za Czeremchą (gdzie w końcu znaleźliśmy stację) zaczyna się raj dla wielbicieli szutrów. Wszystkie drogi między wsiami to rewelacyjne, szybkie szutry!

Skrzyżowanie dróg powiatowych:

DSC01666.JPG

Motki mamy chwilowo (po wczorajszym deszczu) prawie czyste, to sobie urządzimy małą sesję foto ;)

DSC01668.JPG

DSC01669.JPG

W okolicy Opaki Dużej droga biegnie w zasadzie granicą:

DSC01670.JPG

Zatrzymujemy się na fotkę:

_IGP1221-1.JPG

co wzbudza pewne zastrzeżenia przejeżdżającej właśnie straży granicznej. Ale chyba są po prostu bardziej ciekawi ;) Jest ich chyba z ośmiu, w tym ze trzy kobiety. Standardowe sprawdzanie dokumentów, które po moim jęku „ale ja na samym dnie bagażu mam!” kończy się „aaaa, to tylko pana poprosimy”, a później już tylko wypytywanie o motki ;)

Solennie obiecujemy nie wchodzić na zaorany pas graniczny (ludzie wskakują robić zdjęcia na pasie, a oni później mają aferę ze śladami stóp…) i jedziemy dalej. 500 m później wpadamy na pierwszą i ostatnią ekipę motocyklową na tym wyjeździe.

I oczywiści musi być ktoś z FAT ;) xwa_jacek – pozdrawiamy i dzięki za poniższe zdjęcia!

p7315116.jpg

p7315111.jpg

p7315110.jpg

hpim5293.jpg

Po krótkiej rozmowie (ekipa raczej asfaltowa) bierzemy kurs na Białowieżę.

Szutrowego raju ciąg dalszy:

DSC01672.JPG

DSC01673.JPG

_IGP1225-1.JPg

_IGP1223-1.JPG

Ostatnia wieś przed parkiem, Wygon:

DSC01675.JPG

No teraz pytanie: taki znak stoi chyba na drodze publicznej? Tylko gdzie ta droga?

DSC01676.JPG

Bez żadnego zakazu dojechaliśmy z Wygonu do Topiła, gdzie zakaz wjazdu oczywiście był… z drugiej strony. Mamy dylemat moralny, czy wracać do legalnego asfaltu, czy też na skróty szerokim szutrem do drogi na Białowieżę… 10 km przez zakaz…

Zasięgamy języka w sklepie… no jeżdżą tamtędy, no straż też czasem jeździ…, czasem daje mandaty, czasem nie… Liczymy: 10 km to jakieś max 15 minut, może się uda ;) Raf jako porządniejsza część ekipy ma opory, ale w końcu daje się przekonać ;)

No cóż , był to jeden z najszybciej pokonanych przez nas odcinków offowych ;)

Wyjeżdżamy na legalną już szutrówkę na południe od Białowieży i postanawiamy odwiedzić żubry.

Żubry jednak nie bardzo są zainteresowane odwiedzinami, i podobnie jak cała reszta zwierzaków, schowała się w najdalszych zakątkach w cieniu. Przypominam sobie, dlaczego programowo nie odwiedzam zoo i innych takich miejsc. Niby zwierzaki mają to nieco lepiej, duże wybiegi, reintrodukcja żubrów, itp., itd… Chyba jednak nie popieram…

_IGP1230-1.JPG

_IGP1246-1.JPG

najlepiej mają się dziki:

_IGP1233-1.JPG

i znów szuter na północ, do Narewki:

_IGP1249-1.JPG

DSC01692.JPG

Żubry zabrały nam sporo czasu, więc postanawiamy poszukać noclegu nad zalewem w Siemianówce (na Narwi).

Niechcący znajdujemy piękny , nowy ośrodek, składający się z plaży, mola, pola namiotowego, łazienek, miejsc pod ognisko i mnóstwa innych wodotrysków (52.929, 23.782, Stary Dwór, jakby ktoś był zainteresowany) , wszystko nowe, czyste, tanie i …bezludne w środku sezonu!

Według Garmina stoimy na środku wody:

DSC01695.JPG

(Niestety na lokalnych podlaskich asfaltach Garmin w ogóle się nie sprawdzał. Ścieżki w lesie oraz asfalty były oznaczone dokładnie tak samo… i do tego kupa błędów.)

Rozbijamy się:

_IGP1253-1.JPG

kąpiemy w jeziorze, nawet czysto, i tym razem spędzamy wieczór w towarzystwie piwnym, a nie winnym ;)

DSC01709.JPG

DSC01704.JPG

takie niebo podobno zapowiada pogodę...

DSC01702.JPG

cdn.

  • Like 15

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

_IGP1210-1.JPG

Patrzcie Państwo a jeszcze niedawno:

PIC_0143.JPG?gl=PL

PIC_0309.JPG?gl=PL

PIC_0311.JPG?gl=PL

Edytowane przez tomaszI
  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

"....Żubry zabrały nam sporo czasu, więc postanawiamy poszukać noclegu nad zalewem w Siemianówce (na Narwi).

Niechcący znajdujemy piękny , nowy ośrodek, składający się z plaży, mola, pola namiotowego, łazienek, miejsc pod ognisko i mnóstwa innych wodotrysków (52.929, 23.782, Stary Dwór, jakby ktoś był zainteresowany) , wszystko nowe, czyste, tanie i …bezludne w środku sezonu! ...."

a moze jakis zlocik tam by mozna bylo zrobic... ?

  • Like 4

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 6, czyli tylko krowa nie zmienia poglądów i choć już czwartek, jedziemy dalej

Rano budzi nas słońce wchodzące do namiotu i nieustannie podwyższające jego wewnętrzną temperaturę, mimo otwartych na oścież wszelkich możliwych wywietrzników.

Raf jak zwykle wstaje koło 7 i czeka. Bo Jagny nie mają w zwyczaju wstawać przed 9, no ewentualnie przed 8.30 ;)

Ale Rafowe czekanie nie jest takie bezproduktywne ;) obie DRki mają dokładnie i precyzyjnie wysmarowane pędzelkiem łańcuchy ;)

moja chyba nigdy nie była tak zadbana ;)

W końcu Jagna też wstaje, poranna toaleta w luksusowych wręcz łazienkach (tu kolejna „wschodnio – zachodnia” dygresja: zastanawiamy się, gdzie można jeszcze kupić taki szorstki, szary, makulaturowy papier toaletowy, który króluje w tutejszych toaletach).

Jagna niechcący zostawia rolkę Rafowego papieru w toalecie, i potem przez trzy dni będzie wysłuchiwać „ale taki ładny był! pachnący! i w kwiatki!”…

DSC01710.JPG

Ruszamy do pierwszego napotkanego sklepu i wcinamy na ławeczce śniadanie. Raf już szczęśliwszy, bo ma swoje ukochane śledzie ;)

Mamy już czwartek, czyli powinniśmy być już w drodze powrotnej. Ale jakoś nie chce nam się wracać ani trochę ;) więc zatwierdzamy korektę planów – jedziemy do Kruszynian zobaczyć meczet, potem do Krynek zobaczyć rondo z 11 wyjazdami a potem jedziemy do Podlasiaków do Bielska. Trzeba zobaczyć jak sobie para młoda radzi po ślubie ;)

Pod sklepem odbywamy jeszcze bardzo ciekawą rozmowę z lokalesem (to jest to, co oboje w podróżach lubimy), który zawile i socjologicznie tłumaczy nam „bezludność” ośrodka kempingowego, na którym spaliśmy.

I suniemy dalej na północ szutrami. Szybkimi szutrami. Autostradoszutrami!

DSC01712.JPG

DSC01713.JPG

_IGP1257.JPG

_IGP1265.JPG

W Jałówce naszą uwagę przyciąga nowoczesna cerkiew:

_IGP1271.JPG

a my uwagę pogranicznika: (zdjęcie ze specjalną dedykacją dla Mygosi)

_IGP1272.JPG

trochę plotkujemy o ktm, tkc, itp. itd. ;)

W końcu pada hasło „a pokazać wam kilka fajnych rzeczy?” No ba!

Pilnie strzeżona granica białoruska:

_IGP1273.JPG

_IGP1274.JPG

Ruiny kościoła w Jałówce:

DSC01718.JPG

_IGP1277.JPG

_IGP1275.JPG

poza adekwatna do miejsca :dizzy:

DSC01720.JPG

I znów szutry, plus kocie łby we wsiach…

_IGP1294.JPG

_IGP1291.JPG

Jestem zachwycona wsiami. Jest po prostu sielsko. Nie znajduję lepszego słowa do opisu… Cicho, spokojnie, czysto, bajkowo, zadbanie, skromnie, drewniane domki, kwitnące kwiaty, dziadkowie na ławeczkach pod płotem…Dublany, Mostowlany, Świsłoczany… Czas tu chyba płynie inaczej… :bow:

DSC01725.JPg

_IGP1296.JPG

_IGP1298.JPG

_IGP1300.JPG

(...)

Edytowane przez Jagna
  • Like 18

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jak zwykle super opis i fotki :-D

Czekam na cd :cafe4:

Edytowane przez jasinek

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.

Zaloguj się teraz

×