Skocz do zawartości
Jagna

O tym, jak zachód pojechał na wschód i co z tego wynikło…

Recommended Posts

za mundurem Panny sznurem :roll:

chyba szutrem ;)

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Delektujemy się widokami podlaskich wsi, suniemy powoli na północ, do Kruszynian.

DSC01725.JPG

Nachodzi mnie refleksja, że postrzeganie „ściany wschodniej” przez ludzi z moich okolic (czyli „ściany zachodniej” jest totalnie błędne.

I niesprawiedliwe. Obiegowa opinia to „bida z nędzą”, a tymczasem…

Może faktycznie za bogato nie jest, ale pięknie, czysto i zadbanie. I mówię tu tylko o tym, co widać oczyma, bo o charakterze Podlasiaków to można by pewnie książkę napisać ;)

Oj, zmieniłam i ja swoje poglądy ;)

Szuterkami dobijamy do Kruszynian, gdzie z koreańską wycieczką oglądamy cmentarz, bardzo klimatyczny:

DSC01727.JPG

DSC01728.JPG

(gdzie BTW pojawia się często jedne z forumowych nazwisk)

a następnie z wycieczką brytyjską meczet:

_IGP1303.JPG

_IGP1304.JPG

litujemy się nad wycieczką i nasze buty zostawiamy na zewnątrz, a nie w korytarzu ;)

_IGP1305.JPG

puścili nas w skarpetkach ;)

_IGP1315.JPG

Po meczecie oprowadza lokalny Tatar, trafiła nam się przemowa po angielsku, a raczej czymś co miało chyba być angielskim ;)

_IGP1306.JPG

W Kruszynianach nie ma już na stałe imama, zostały zdaje się tylko 2 rodziny tatarskie…

Po zwiedzaniu lądujemy vis a vis w „Tatarskiej jurcie”, gdzie co prawda tanio nie jest, ale dobrze karmią zupełnie nieznanymi mi rzeczami… Szkoda tylko , że nie ma baraniny ani jagnięciny…

_IGP1328.JPG

w jurcie:

_IGP1326.JPG

_IGP1323.JPG

Po bardzo sytym obiedzie nie bardzo chce nam się ruszyć, siedzimy, pijemy fantastyczny domowy kompot z porzeczek i Raf wypala „Wiesz Jagna, nie sądziłem, że zajedziemy tak daleko”.

Bo to już prawie końcowy punkt wyjazdu. Zaraz trzeba zacząć wracać… Jest czwartek, a sobota wieczór musimy być w Lubaczowie po auto.

Ale na razie jeszcze trochę na północ, do Krynek, gdzie Raf koniecznie chce mieć fotkę na drugim największym rondzie w Europie.

To jedziemy:

_IGP1329.JPG

_IGP1332.JPG

Jest cudnie!

_IGP1336.JPG

_IGP1342.JPG

_IGP1345.JPG

W Krynkach chcemy zatankować, znaczy Raf musi, ja chcę. Ale gdzie? W końcu za pomocą lokalesów odnajdujemy niewielką stacyjkę, dystrybutory są, ale nikogo nie ma… jest nawet otwarta kasa! W końcu z budynku obok wychodzi jakiś człowiek i nas kasuje. I na nasze zdziwienie odpowiada: no przecież jest numer telefonu na ścianie wymalowany, jakby co!

No i słynne rondo:

DSC01730.JPG

11 wyjazdów!

DSC01732.JPG

Z Krynek kierujemy się na Puszczę Knyszyńską, gdzie przejazd zabiera nam nieco więcej czasu, niż zamierzaliśmy, bo jest miejscami trochę błotniście.

Jagna uparcie (oraz z bananem na twarzy) bierze wszystkie kałuże środkiem, Raf wymija ;)

Jedna z kałuż okazuje się nieco głębsza niż to wyglądało, a wyjazd z niej dość stromy i w dodatku na środku sterczy sobie wielki korzeń.

Jagna wykonuje swój tradycyjny manewr, czyli się wystrasza i odejmuje gazu, zamiast dodać, no i koło nie wskakuje na korzeń tylko klinuje się przed nim.

DR leci sobie powolutku, powolutku na lewy bok, a Jagna usiłuje ratować sytuację, czyli podpiera się lewą nogą.

No cóż, niezbyt jest miło, kiedy błoto wlewa się do wysokiego buta od góry…

Upadek DR chwilowo powstrzymany, jednak kąt nachylenia niebezpiecznie zbliża się do 45 stopni, a w głowie Jagny jedna myśl „Jeśli on teraz wyciągnie aparat zamiast szybko podbiec, to ja….”

Ale podbiegł ;)

Reszta kałuż została pokonana bez większych problemów ;)

Zajechaliśmy do monastyru w Supraślu:

_IGP1350.JPG

_IGP1347.JPG

_IGP1348.JPG

jest właśnie remontowany, warto!

Sam Supraśl też przyjemny:

_IGP1354.JPG

Z Supraśla nie do końca wyjechaliśmy tak jak chcieliśmy, ale było ładnie:

_IGP1356.JPG

DSC01733.JPG

DSC01735.JPG

Ominęliśmy Białystok jakimiś szutrami i dalej już głównym asfaltem na Bielsk Podlaski, bo się późno zrobiło ;)

No i zawitaliśmy u Podlasiaków:

_IGP1360.JPG

_IGP1370.JPG

A na honorowym miejscu stał weselny prezent od ekipy „Slunskiej Rajzy do Rusyje”

_IGP1368.JPG

cdn.

  • Like 9

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 7, czyli ponownie przekraczamy Bug, choć nieco inaczej...

Podlasiaki nas nakarmiły, napoiły i przespały. Aż się jechać dalej nie chciało! Posileni jajecznicą ruszamy jednak na południe. Szybko zjeżdżamy z asfaltu:

DSC01740.JPG

Na wschód od Siemiatycz:

DSC01739.JPG

Jedziemy na skróty do Grabarki, czyli „prawosławnej Częstochowy”.

W okolicy mieściny o ciekawej nazwie „Nurzec Stacja” wszystkie leśne ścieżką są wybrukowane, i żadna nie jest zgodna z mapą.

DSC01741.JPG

Jedziemy więc na azymut:

DSC01745.JPG

zgodnie z zasadą: jeśli raz będę skręcać w lewo, a raz w prawo, to w końcu dojadę na wprost ;) chyba co 100 m zmieniamy kierunek jazdy!

Bruk miejscami jest tak zarośnięty, że kulimy się pod gałęziami, i zamykam kask po tym jak dostałam pokrzywą w policzek ;)

Do samej Grabarki są już szutry:

DSC01746.JPG

Dookoła samej cerkwi jest las krzyży wotywnych: niektóre w podziękowaniu, niektóre po prośbie…

_IGP1376.JPG

DSC01752.JPG

DSC01755.JPG

_IGP1381.JPG

_IGP1382.JPG

Z Grabarki jedziemy znów na południe:

DSC01756.JPG

DSC01757.JPG

dojeżdżamy szutrami do Mielnika, gdzie jest kopalnia kredy:

DSC01760.JPG

Dla tych, co lubią wiedzieć :

_IGP1394.JPG

W Mielniku jest przeprawa promowa na drugą stronę Bugu, chcemy się na nią zaokrętować. Niestety, trafiamy właśnie na dwugodzinną przerwę. Hm, nie będziemy tyle czekać, jedziemy do Gnojna na inny prom. Ale zatrzymuje nas lokalny pijaczek i z pewnym trudem tłumaczy, że nie ma sensu jechać bo się prom w Gnojnie przedwczoraj zepsuł i nie wiadomo kiedy naprawią. No szlag!

Jedziemy zatem na most , jakieś 15 km na zachód. Ale pojedziemy sobie wzdłuż Bugu ;)

Przejeżdżamy przez tory i widzimy z daleka most kolejowy, na dość szerokim nasypie. A jakby tak? ;)

DSC01761.JPg

DSC01762.JPG

po takim czymś lajtowo przejedziemy !

DSC01764.JPG

DSC01768.JPG

DSC01765.JPG

DSC01771.JPG

zdziwiłam się nieco na końcu, gdzie był konkretny uskok między dechami a tłuczniem …

Amortyzator skończył się ze dwa dni wcześniej, więc było to dość bolesne :mur:

Po drugiej stronie polna ścieżka prowadzi do wsi.

Postanawiamy nadgonić trochę asfaltem , bo mamy do celu 500 km, a mamy tam być jutro wieczór ;)

Jedziemy więc do Białej Podlaskiej, a dalej odbijamy na lokalne drogi w stronę Poleskiego Parku Narodowego. Widzimy na mapie szarą linię przecinającą park i chcemy spróbować. W Jamnikach odbijamy na wschód i mamy całkiem fajną ścieżkę: całkiem głębokie błota. Ale ścieżka jest coraz bardziej zarośnięta i coraz bardziej błotnista. W końcu robi się nieprzejezdnie i musimy się wycofać (jeden jedyny raz na tym wyjeździe!).

Przy zawracaniu proszę nieśmiało o pomoc….

DSC01779.JPG

DSC01778.JPG

A po błocie mamy piasek:

DSC01775.JPG

Objeżdżamy park dookoła, chcemy „zaparkować” nad jeziorem. Jezioro jest, ale mało kąpielne ;)

_IGP1403.JPG

ale jest ładnie, więc rozbijamy się na łączce.

_IGP1400.JPG

_IGP1411.JPG

Raf dokonuje autorskich poprawek w mojej płycie bagażnikowej:

_IGP1409.JPG

Przy okazji odkrywam, że z torby narzędziowej Rafa, która jest w moim worku, wystawał brzeszczot. I zawdzięczam mu kolejną dziurę w dnie torby!!!

Zestaw kolacyjny mamy dość oryginalny (wino się nie załapało na fotę):

DSC01792.JPG

I kontemplujemy zachód słońca:

_IGP1412.JPG

Jutro ostatni dzień wycieczki… :(

cdn.

  • Like 12

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

...

_IGP1304.JPG

Po meczecie oprowadza lokalny Tatar, trafiła nam się przemowa po angielsku, a raczej czymś co miało chyba być angielskim ;)

Ja trafilem na Dzemila - motocykliste. Jezdzil kiedys transalpem ale musial sprzedac ze wzgledu na malzonke. Zostal mu tylko quadzik :). Bardzo sympatyczny gosc.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 7, czyli wszystko kiedyś się kończy… ale jeszcze trochę zostało na następny raz

Noc mamy ciekawą. Okazuje się, że jezioro, pomimo wielgachnych napisów „teren ochrony” „zakaz” „nakaz” itp. stanowi ulubiony punkt wypadowy wędkarzy. W dodatku nocnych wędkarzy. A że noc była chłodnawa, to jeden z nich jakąś godzinę grzał siebie i silnik w golfie zaparkowanym jakieś 50 m od nas.

Na mój słuch był to 1,9 TDI. Raf po jakimś kwadransie przyznał mi rację.

_IGP1420.JPG

Lubię takie poranne niespodzianki ;)

Ruszamy na południe, dziś dzień mocno asfaltowy, musimy zdążyć na wieczór do Lubaczowa…

ale skróty sobie robimy. I jak to zwykle skróty… Droga jakoś znika… jedziemy na azymut przez pola, na szczęście już po żniwach ;)

w końcu odnajdujemy polną drogę i ze szczęścia postanawiamy sparwić sobie wspólną fotkę. Jedyną a tym wyjeździe!

wymaga to nieco poświęceń:

DSC01803.JPG

a to efekt:

_IGP1424.JPG

Mijamy najnowocześniejszą kopalnię węgla kamiennego w Polsce, czyli Bogdankę pod Lublinem:

_IGP1422.JPG

Wiochami jedziemy na Szczebrzeszyn. To głównie dziurawy asfalt, czasem jakiś piaszczysty skrót. Oboje jesteśmy już mocno zmęczeni, ale ja chyba bardziej.

Na tyle, że na większych , kopnych piachach już nie daję rady. Bolą nogi, bolą ręce, sił brak.

Raf: „Jagna, nie takie rzeczy przejeżdżałaś!” Wiem, ale to było kilka dni temu… teraz zaczynam marzyć o asfalcie…

Jakoś dowlekamy się do Szczebrzeszyna, obowiązkowa fota ze świerszczem:

DSC01808.JPG

_IGP1428.JPG

i nabieramy sił w bardzo fajnej knajpie naprzeciw świerszcza

_IGP1430.JPG

Przed nami trochę lasów (ja się cieszę, bo las to raczej błoto niż piach), Roztoczański Park Narodowy oraz Puszcza Solska.

Chcemy przejechać przez park choć mogą być zakazy ;)

początek obiecujący:

DSC01811.JPG

piachu nie ma ;)

DSC01810.JPG

błota trochę jest, na oponach ;)

DSC01813.JPG

niestety błoto szybko się kończy i jest piasek. Piach. Piaskownica. Aaaaaa!!!! Niekończący się piach przede mną… Nawet Raf zaczyna tańcować, a moja DR przechodzi samą siebie, przednie koło lata po całej drodze, a ja już nie mam siły na nic.

Ale zajechaliśmy na tyle daleko, że nie ma sensu się cofać… W końcu piach się kończy, zaczynają porządne błotne kałuże. Uff…

Nasze szczęście nie trwa długo, drogę przegradza szlaban. Rezerwat…

A za szlabanem coś przepięknego, coś za czym wprost tęsknię: piękny, szeroki, prosty szuter.

Niestety. Zaraz za szlabanem jest leśniczówka, a na jej progu siedzi leśniczy. Jakoś tak głupio przejechać… Jeszcze wyśle za nami straż leśną albo co…

Postanawiam porozmawiać, czy nie dałoby się ten jeden jedyny raz puścić motocyklistów, że my tak cichutko, szybciutko i w ogóle… Bo jak myślę o powrocie przez ten cholerny piach…

Niestety, leśniczy jest totalnie odporny na wdzięki motocyklistki. Zresztą mu się wcale nie dziwię. Brudne toto, ubłocone, roczochrane…

no nic, zawracamy. Ale widzimy jakąś mniej uczęszczaną ścieżkę w bok, może wyminiemy tę piaskownicę…

Piachu faktycznie nie było:

DSC01816.JPG

i ścieżki prawie też ;)

już nie wiem, którędy byśmy dłużej jechali…

DSC01815.JPG

jest sporo błota, zarośniętego i przez to niewidocznego. Jedziemy żółwim tempem, przedzierając się przez krzaki ;)

W pewnym momencie usiłuję jechać po „Rafałowemu” czyli ominąć kałuże, a nie środkiem. Ale motocykl ześlizguje się po poboczu, nie zdążyłam dodać gazu i pięknie kładę DR w błoto, stojąc nad nią w rozkroku.

Nie możemy jej we dwoje odessać z tego błocka!

W końcu wydostajemy się z lasu i grzecznie objeżdżamy Roztoczański Park…

Za Zwierzyńcem namawiam Rafa na odwiedziny w Zagrodzie Guciów, takim małym prywatnym skansenie, gdzie jest zachowane kompletne gospodarstwo zamojskie. Rewelacji nie ma, ale zobaczyć można.

DSC01819.JPG

_IGP1437.JPG

_IGP1433.JPG

A za Krasnobrodem czai się horror…

Pewnie normalnie zacisnęłabym zęby i jakoś walczyła, ale chwilowo mam dość. Mam już za sobą 1000 km, czuję to w nogach, rękach, placach, plecach, o tyłku nie wspominając. I takie coś na koniec ?!?

DSC01822.JPG

Opis kilkukilometrowego przejazdu tą drogą pominę milczeniem. Za dużo musiałabym wykropkować…

W końcu lądujemy na asfalcie, przysięgając sobie, że nie zjeżdżamy z niego ani na metr. Zostało nam jakieś 50 km do celu, powoli robi się ciemno.

Dojeżdżamy w końcu do Wojtka i Leny, dochodzimy do siebie, przepakowujemy. Ponieważ kolejnego dnia czeka mnie 750 km jazdy, postanawiamy jeszcze dziś wrzucić motki na lawetę.

Podchodzę do vw, sięgam do klamki i… patrz dzień 2.

No szlag!!!!! Więc jednak nie podłączenie przyczepy robiło zwarcie, tylko sam vw.

No to dalej, awaryjnie otwieramy... no usiłujemy... i raz jeszcze... no przecież złamię zaraz ten plastikowy kluczyk!!!

Dlaczego ten zamek nie da się przekręcić ?!?

Po pół godziny prób chwytam za telefon i wybieram numer do całodobowej pomocy vw. I słyszę "w trosce o jakość usług, nagrywamy, dziękujemy, wciśnij 4 a potem 5, żeby połączyć się z konsultantem, bla, bla... przygotuj dowód rejestracyjny" Że co?? Z chęcią, ale niech mi ktoś otworzy to cholerne auto, żebym mogła się do niego dostać!!!

Nagle jakimś cudem zamek przekręca się w rękach Wojtka i możemy otworzyć maskę... ładujemy aku …

A ja znów obmyślam, co zrobię panom „specjalistom” z ASO VW Zielona Góra. Bo zamordować to mało…

Rano pakowanie, ładowane na lawetę, na szczęście vw odpala, jedziemy.

Do Krakowa prowadzi Raf, dalej się rozstajemy i jadę sama:

_IGP1442.JPG

trochę błota przywożę ze sobą ;)

_IGP1444.JPG

450 km autostradą z lawetą opisu nie wymaga. Nudzi mi się straszliwie, tiry wyprzedza się fatalnie, bo jakoś wszyscy zakładają, że auto z lawetą nie będzie chciało wjeżdżać na lewy pas…

W końcu, w niedzielny wieczór dobijam do domu, na wszelki wypadek nie próbuję nawet wjeżdżać na podwórko tyłem tylko zawracam na ogrodzie. Sił jeszcze starcza na zdjęcie DRki, lawetę odda się rano.

Jestem niepocieszona, że w wypożyczalni nie ma pana, który ją mi wydawał. Ciekawe, jak bardzo się zdziwił, kiedy ją zobaczył całą ;)

Wypadałoby coś posumować?

To krótko i na temat:

To był jeden z moich najbardziej udanych i najmniej zaplanowanych wyjazdów.

Wschód rulez !

  • Like 13

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Na początek - relacja wzór.

Kiedy Ty pisałaś o Jałówce ja akurat tam byłem na motku. Kiedy na Twojej relacji zobaczyłem ruiny kościoła to, szlag mnie trafił. Dlaczego nie trafiłem na kola, który powiedziałby do mnie 'a pokazać Ci kilka fajnych rzeczy' :evil: To chyba trzeba się Jagienką urodzić ;-)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Super, hiper, zajefajnie :beer:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Świetny wyjazd i trasa pokrywa się częściowo z moim ostatnim wyjazdem w zeszłym sezonie ;)

Fajnie jest patrzeć na te same miejsca z punktu widzenia innej osoby (innej relacji :).

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Mam dwa pytania: kiedy robimy tam zlot?

I co w koncu był0 temu misiu czyli VWu?

Edytowane przez alik
  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Mam dwa pytania: kiedy robimy tam zlot?

I co w koncu był0 temu misiu czyli VWu?

Podejrzewam, ze ciolki zrobili zwarcie gdzies w instalacji do gniazda przyczepy.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Co do zlotu: polecam Rajd Podlaski, kolejna edycja niedługo ;)

VW - było zwarcie, gdzieś w okolicach podpięcia sterownika haka, odpięcie przyczepy nic nie dawało.

Po powrocie vw spędził 4 dni w ASO, nim chłopaki wyprostowali wszystko...

Na przyszły weekend znów pożyczam lawetę, ciekawe, jak będzie tym razem ;)

Edytowane przez Jagna
  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

W zeszłym tygodniu przypadkiem trafiłem na nocleg do agrotustyki w Sobiborze gdzie akurat był jakiś mini zlot AT z tego regionu i tam pytali mnie czy jadę trasą Jagny :-D i też ten podlaski rajd polecali :)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

W zeszłym tygodniu przypadkiem trafiłem na nocleg do agrotustyki w Sobiborze gdzie akurat był jakiś mini zlot AT z tego regionu i tam pytali mnie czy jadę trasą Jagny :-D i też ten podlaski rajd polecali :)

Ale relację jakąś tam z tego zrobisz? :-)

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Co do zlotu: polecam Rajd Podlaski, kolejna edycja niedługo ;)

A ja pytam o nasz, prywatny, forumowy :)

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

odcinek 8 , czyli Ściana Wschodnia vol. 2.0

2013 to był fajny rok.

A wyjazd pod tytułem „Ściana wschodnia” to już całkiem.

No i trochę nam namieszał w życiu ;) Jedni zaczęli kursować na trasie Kraków – Zielona Góra, inni robić wolne miejsce w szafie…

Później było kilka następnych fajnych wyjazdów (no, cóż, o prawie o wszystkich Wam opowiedziałam;) ) , ale ten wschodni niedokończony jakoś w nas siedział drzazgą.

A Raf zaczął powtarzać jak mantrę: Jagna, może skończymy w końcu tę ścianę wschodnią?

A że uparty jest, to nie było wyjścia ;)

Mam małe deja vu – znów zamawiam lawetę (ale teraz to jestem już stały klient, żadnego wydziwiania na babę ;) i rabat nawet mam ), zastanawiamy się, kogo „uszczęśliwić” parkowaniem zaprzęgu na podwórku.

W dodatku właściciel wypożyczalni: Pani Agnieszko, ja specjalnie dla Pani, nówka sztuka, jak malowanie, tylko proszę na nią chuchać i dmuchać! (o lawetę rzecz jasna chodzi).

Na szczęście mam pod Warszawą kuzynostwo posiadające odpowiednie podwórko.

No może nie do końca kuzynostwo (babcie były siostrami), ale w naszej familii to lepiej niż najbliższy szwagier.

Zastępstwo w robocie załatwione (poradzi sobie pan, prawda? MUSI pan …) wszelkie możliwe autorespondery ustawione.

Zostawiamy rozgrzebany totalnie remont, który oczywiście miał się skończyć PRZED wyjazdem, ufając, że beżowy będzie w salonie, a butelkowa zieleń w holu, a nie odwrotnie…

Stop, rozłączamy się, czas wrzucić czas wschodni ;)

Tym razem VW lepiej współpracuje z lawetą, choć przejazd przez wielkopolski odcinek A2 dostarcza bardzo niemiłych cenowych wrażeń.

Opłata x2, choć nie przekraczamy 3,5 tony. Za to docieramy na miejsce w niecałe 6 godzin i nawet Pałac Kultury pod drodze nam mignął ;)

Kuzynostwo ma za płotem linię kolejową, podwójną nawet. Ale za chwilę się przekonuję, co mieli na myśli mówiąc : niee, pociągi nam wcale nie przeszkadzają. Hałas startujących samolotów jest zdecydowanie większy ;)

Tym razem nie nastawiamy się na wielki offroad i przedzieranie przez krzaki, a raczej szutry. Żadne z nas nie szlajało się jeszcze po Mazurach i chcemy coś zobaczyć. Najlepiej jakieś jeziora ;)

Postanawiamy zacząć od Siemianówki, czyli zalewu na Narwi, gdzie nocowaliśmy 2 lata temu.

Niedziela rano, ruszamy na wschód!

11845233_1619605331655616_7997835326109339934_o.jpg

cdn...

  • Like 7

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 9, czyli podlaskie deja vu

Na szczęście jest niedziela i wyjazd ze stolicy nie jest koszmarem.

Przekraczamy Wisłę i bocznymi asfaltami przemy na wschód.

Dość majestatycznie, bo szkoda nam kostek i z rzadka przekraczamy 80 km/h ;) a Raf i tak marudzi, że słyszy szum zjadanych opon ;)

Przystanek koło starego znajomego, czyli Bug pod Drohobyczem:

DSC07406.JPG

jakoś susza go mniej dotknęła niż inne rzeki. Choć i tak wody po kolana ;)

IMGP3729.JPG

Zamiast kamyczków prawie same muszle i jakieś dziwne pływające zwierzątka:

DSC07414.JPG

Bierzemy kurs na Hajnówkę, gdzie stajemy na obiad zwabieni szyldem „wschodnia kuchnia domowa”.

Mmmm, było pysznie. W ogóle kuchnia na Podlasiu i Mazurach bardzo nam odpowiadała i nie mogliśmy zrozumieć turystów zamawiających poczciwego schabowego ;)

Na pierwszy ogień poszły kartacze (znane też jako zeppeliny), czyli pyzy ziemniaczane o wydłużonym kształcie nadziane mięsem oraz babka ziemniaczana. Niebo w gębie, choć trzeba przyznać, ociekające lekko tłuszczykiem i skwareczkami ;)

W dodatku ceny były jakieś 30% niższe niż u nas ;)

Usiłujemy wcelować na znane nam pole namiotowe nad zalewem Siemianówka, ale nie możemy sobie przypomnieć, gdzie to dokładnie było.

Jedziemy dość wolno, bo przyglądamy się każdej dróżce w bok, a tu zza zakrętu łowi nas policja na suszarkę.

Biedni, nawet nie mają za co wlepić mandatu, w dodatku my sami do nich zjeżdżamy i pytamy o pole namiotowe ;)

Policjanci pokazują skrót przez las, a nasze wątpliwości co do legalności przejazdu kwitują „eee tam”.

Dojechaliśmy ;)

No cóż , wschód też ulega cywilizacyjnym zmianom. W 2013 nad wodą było może kilkanaście osób, a teraz chyba kilkaset.

Do tego hot dogi, lody, budka z piwem, uchhh, nie całkiem o to nam chodziło.

Ale spokojnie, widzimy gremialny odwrót ludności i zamykanie budek. Nie mija pół godziny, a jesteśmy prawie sami ;)

Rozbijamy się:

DSC07420.JPG

najważniejszy składnik na kolację jest:

DSC07418.JPG

(i nie za 12,6 pln!)

po chwili mamy całe pole dla siebie i pomost też ;)

DSC07430.JPG

cdn..

  • Like 8

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

DSC07418.JPG

cdn..

:shock: :shock: :shock: :shock: :shock: w metaaaloooowymmm kubku :shock: :shock: :shock: :shock:

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

DSC01600.JPG czyli to, czego Jagny najbardziej NIE lubią.

Jaguś, Ty też NIE lubisz? ;)

A później tylko gorzej: DSC01601.JPG

ale akurat ten odcinek udało mi się jakoś pokonać na 3cim biegu i nawet zdobyć słowo uznania u Rafa („Jagna, jak chcesz to jednak potrafisz”). Zauważamy oboje, że przy załadowanej DR (mam jakieś 8 kg bagażu) i mojej niezbyt wielkiej masie, nie do końca sprawdza się w kopnym piachu metoda „wypnij tyłek”, bo przednie koło zaczyna żyć własnym życiem i lata od prawej do lewej. Kiedy zaczynam stać mniej więcej prosto, jedzie się lepiej…

ciekawe skąd ja to znam ;)

Żeby kontynuować tradycję, Jagna tuż pod bramą musi się wywalić, bo skręcając z szutru w piach hamuje przodem: DSC01635.JPG

Jagna, nie bierz przykładu ze mnie ;) proszę! ;)

A tak poważnie, to gratulacje za talent narracyjny. trzy lata temu spędziliśmy ponad tydzień w tamtych okolicjach zjeżdżając wszystko co sie da dużym GS... ale w życiu bym tak nie opowiedziała tej historii ;) muszę się do Ciebie na nauki wybrać. i więcej fotek pstrykac ;)

Jeszcze raz gratzy

  • Like 4

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 10, czyli przez moment było nieciekawie…

Budzimy się na kompletnie pustym polu namiotowym:

DSC07437.JPG

Nie ma już nawet złomiarza, który o szóstej rano zbierał puszki i każdą z nich energicznie zgniatał :(

Śniadanie, pakowanie, wyjazd.

No właśnie, nie tak prędko.

- Raf, czy ciebie też coś w nocy pogryzło?

- Nie, a ciebie? Przecież ostatni komar skonał z miesiąc temu!

- Ale ja mam trzy takie dziwne bąble na nodze.. o kuźwa, teraz to już chyba trzydzieści trzy!

Bąbli coraz więcej i w dodatku swędzą niesamowicie. Po jakimś kwadransie mam zabąblowane nogi, ręce i brzuch.

Jakieś uczulenie, ale na co? Nie mam żadnej alergii pokarmowej!

No nic, pewnie zaraz przejdzie, byle nie rozdrapać. Ubieram zbroję, rękawiczki, wsiadam na DR, nie będzie się jak drapać ;)

Ruszamy po starych śladach, czyli szutrami przez bardzo malownicze, drewniane wsie: Dublany, Mostowlany. Jest tak samo pięknie, jak poprzednim razem.

DSC07442.JPG

W jednej z wiosek zatrzymujemy się celem uzupełnienia płynów.

- Raf, swędzi mnie niemożebnie! I mam jeszcze więcej bąbli!

- Pokaż!

Nie jest fajnie:

DSC07440.JPG

Wypijam zakupione wapno, podwójną porcję, może pomoże?

Jedziemy dalej, usiłuję nie myśleć, jak mnie swędzi…

Chcemy zatrzymać się w Kruszynianach, meczet już widzieliśmy, ale chcieliśmy znów spróbować tatarskiego pierekaczewnika ;)

W Łosinianach szuter zamienia się w piękny asfalt – tego w 2013 tu nie było!

- Jagna, nie będziemy przecież jechać tym asfaltem , pojedźmy sobie bokiem przez Ozierany, taki ładnych piach…

- Raf, sprawdź lepiej, jak dojechać do najbliższego szpitala… Ja chyba powinnam dostać zastrzyk antyhistaminowy…

Od kilkunastu minut czuję, jak twarz puchnie mi pod kaskiem.

A usta mam już lepsze niż pani Minge z panią Siwiec razem wzięte.

Tylko mniej symetryczne ;)

DSC07441.JPG

Zaczynam się na serio niepokoić, wysypka nie znika, tylko przechodzi w opuchliznę.

Jesteśmy hen, hen od cywilizacji, a ja mam przed oczami wizję puchnącej tchawicy i w konsekwencji duszenia się…

- Mamy 40 km do szpitala w Sokółce, dasz radę?

- A mam inne wyjście?

Odpuszczamy szutry, suniemy asfaltem. Dojeżdżając do Krynek widzimy aptekę i pytamy, czy przyjmuje gdzieś jakiś lekarz, powinien mieć na stanie zastrzyk.

Owszem, przychodnia czynna.

Przychodnia w drewnianym domku, ale nowoczesna i schludna. I ciekawy (przynajmniej dla mnie) sposób zwracania się do ludzi:

Pielęgniarka: Co dolega?

Jagna: Coś mnie wysypało, spuchłam strasznie… Jesteśmy w podróży...

P: A stać może? Poczekać w kolejce może? Słabo jej?

J: Znaczy mi? Nie, mogę poczekać…

P: To niech się rozbierze i pokaże tę wysypkę.

i po chwili:

PANI DOKTOR!! Mamy nagły przypadek!!!

cdn.

  • Like 7

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.

Zaloguj się teraz

×