Skocz do zawartości
Jagna

Ślůnsko rajza do Rusyje

Recommended Posts

Murmańsk. Koło podbiegunowe. Morze Arktyczne. Białe noce.

Niedźwiedzie, komary, daleko, zimno, pusto.

Nie pytajcie, dlaczego akurat tam, bo odpowiedzi jasnej nie ma.

Może przez

?

Może dlatego, że mało kto tam jeździ?

A może dlatego, że po prostu Murmańsk jest?

Nie pytajcie też, dlaczego pojechaliśmy dwoma starymi rupciami.

Chyba po prostu doskonale pasowały do naszej koncepcji ;)

logo%2520murma%25C5%2584sk.jpg

Na początek krótki cytat z wątku przygotowawczego:

No to jadymy. A jedzie ekipa ze Ślonska + Jagna, czyli 3 synki, 1 pieroński gizd (tyn gizd to je tysz chachor) i 2 dziouchy wyzgerne, w składzie Jagna, Aga, Jarek, Patryk, Tomol i jou czyli tyn pieroński gizd/chachor (starou ekipa Złombola 2012).

Już na krzcie nom potek życoł, ze cza roz pingwiny widzieć w zyciu. No, a wszyjscy wiymy, że pingwiny w śniegu daleko stond miyszkajom, a sniyk to zawsze z północy przeca leci, to my tak sie pejdzieli pewnego dnia, ze pojadymy te pingwiny obejrzeć bo to nasze marzynie życiowe i spełnienie tyj rajzy.

Żeby zicher do tych pingwinów w śniegach północy dojechać, to my sie wybrali na nojblizszy skup złomu i wymiyniyli my za halba i litra, na te dwie kary rajdowe. Pierwszoł kara juz zaprawionoł w bojach na poludniu, w hicu Grecji, na hołdach Albanii, na autobanie w Chorwacji, dobry jargang po liftingu, i wytegowaniu wihajstra.

Dziouchy i Synki, to je skodnik:

2012-08-13%252017.36.48.jpg

Dobry to je rocznik, ze szlachetna odmianum rdzy, dachym z reno klijo, normalnie jak w kabryjolecie merca sie jedzie. do tego muza na pokladzie umcy umcy i słoma na delówce. Jak słoma je ważnou w naszym życiu to musicie przijechać do nous na wiejś na Ślonsk i sie łobejrzec.

Przi tych skreczach i nie ino, oprócz widoku dampfujoncego silnika som my dobrych myśli, ze dojadymy do tych pingwinów, okompiymy sie w morzu arktycznym, cigareta zakurzymy i przijadymy do dom. Jak nous jaki misiu nie bajsnie w rzić, silnik sie nie wybuchnie, to 30go czerwca meldujymy sie nazout z jajcym od pingwina (to do szwagra, co nie moge jechać, ajerkoniak chce zrobić). Spać banymy przi miejsionczku, hajcować fojer, a na gambie baje nec na kopruchy. W pukyltaszy momy trampki, hantuch, fuzekli 3 poury i srajtasma. W wersji de luxe banum taszyntuchy. We wsi nom farorz pejdzioł, że w Murmansku kajś tam w Rusyji bezmajś całe hołdy pingwinów furgajom. No to tez tam pojadymy...

Dobra, juz koncza heblać abyście nie zynkli. Na pokładzie baje jeszcze Jagna, co nie godou po naszymu (ale sie napewno naucy)…

Narajzie to tela do wous. Jakbyco to Grucha z naszego i swojego na wasze pociśnie. W piontek bierymy wizy od konsula, w sobota rano poszpurtomy w lidlu i sztartujymy.

Kusiki dlo Wous od Skodnik & Imprezowytrzeżwiałkowóz Rejli Tim

To był prolog śląski. Oraz Fazikowa wersja pomysłu. Teraz będzie moja ;)

... a pomysł urodził się w styczniu, jak zwykle gdzieś w kablu telefonicznym między Berlinem a Zieloną Górą …

- Jagna, widziałaś, gdzie w tym roku Złombol jedzie?

- Na Nordkapp, fajnie…

- No fajnie, ale nie lepiej dookoła Bałtyku?

- No wiesz, Rosja, ludzie się boją, wizy i tak dalej…

- A ty się boisz?

- Zgłupiałeś? Czego?

- To co, jedziemy alternatywnym Złombolem przez Rosję?

- A czym? Dwa czy cztery kółka?

- A twoja jagnięcina da radę?

- [foch]

- To co, czerwiec? Białe noce? Niedźwiedzie i komary?

- Przekonałeś mnie!

Ponieważ jednak Fazi takich pomysłów na co najmniej dwa na miesiąc, szybko o tym zapomniałam. Ale w maju sprawa jednak nabiera rumieńców, kompletują się ludzie (same Ślązaki…), maszyny, chyba jednak pojedziemy, czas załatwiać wizy…

Okazuje się to nie takie łatwe (tzn. po stronie polskiej, bo Fazi dostał swoją bez problemu w germański paszport). Mi się nie chce użerać, biorę namiary od Sambora na jedną agencję warszawską, tam mnie przekierowują na Poznań (bo jest rejonizacja), gdzie gość zamyka sprawę „pani tylko płaci, ja robię resztę” i po tygodniu kurier przynosi paszport z wizą. Wydaną w Gdańsku. Rejonizacja w wydaniu rosyjskim ;)

Jednak śląska cześć ekipy upiera się, że da radę sama i poddaje się dopiero po trzecim odrzuceniu wniosku przez ambasadę ;) kończy się to tym, że Fazi jedzie na wariata do Poznania po trzy paszporty kilka godzin przed wyjazdem…

Do tego pod koniec maja, Jagna w ferworze badań naukowych, gdzieś w polu, usiłuje odciąć sobie trzy palce, na szczęście u lewej dłoni i na szczęście nie do końca skutecznie. Palce zostały, choć połamane i poharatane.

Ambulatorium chirurgiczne, już po zastrzyku przeciwbólowym, przeciwtężcowym, rentgenie, czyszczeniu rany…

- Panie doktorze, bo ja za trzy tygodnie na motocyklu do Murmańska jadę…

- ??? Pani się cieszy, że pani do końca tych palców nie obcięła, a nie jakiś Murmańsk!

Kolejny tydzień upływa mi na łykaniu ketonalu, łażeniu od ortopedy do chirurga, wysłuchiwaniu wzajemnych opinii „kto to tak założył?” „a czemu tego nie zszył?” „a po ta szyna, jak złamanie w bok?” „pod tym opatrunkiem się nie zagoi nigdy” itp. itd.

No żesz… To skąd ja mam wiedzieć co robić, jak mam tyle sprzecznych opinii? W końcu postanawiam zaufać Blobowi, który udziela mi rad telefonicznie na podstawie RTG oraz MMS :)

Tydzień przed wyjazdem:

- Jagna, a jakby tak na wesele podlaskie zajrzeć przy okazji?

- Wiesz, że stamtąd to my szybko nie wyjedziemy?

- eee tam, damy radę ;)

Dzień przed wyjazdem:

- Jagna , k….a!!!!

- ??

- Nie mamy czym jechać, Jarek musi zostać w domu, a polonez był na niego, nie zdążymy załatwić papierów !!!

- przecież w piątkę nie wejdziemy do favoritki…

- biorę swoją astrę!

- jezu, nie, ja nie chcę, przecież to do Suwałk nie dojedzie!!!

- jak nie !!!

No to mamy skład ustalony:

Załoga Opla Astry wersja OST, rocznik 1994, czyli Jagna, Fazi i Patryk.

Załoga skody favorit vel Szkodnik czyli Aga i Krzychu.

Piątek, 14 czerwca, gdzieś koło 19, siadam obok Faziego do OST i następuje koniec znanej mi rzeczywistości. Polskiej rzeczywistości. Odtąd wszystko jest po śląsku… :dizzy:

Gdzieś koło północy dojeżdżamy do familii fazikowej, gdzie dodatkowo czeka komitet powitalno – pożegnalny w składzie Wilczyca, Lupus, Naczelny Filozof. Komitet nie tylko czekał, ale zaczął powoli rozkręcać imprezę garażową. Tym razem nie było tańców do rana, a rolę główną odgrywała astra i jej szybki nocny przegląd. Pierwszy od xxx lat…

Lupus chyba wątpi w OST…

sam_1246.JPG

Fazikowy bracik poprawia auspuff:

sam_1256.JPG

I tylko chyba Fazi jest przekonany o niezawodności swojego pojazdu…

sam_1255.JPG

Podglądnięcie od spodu astry uświadomiło nas tylko o ilości korozji oraz niezbędnych napraw, które powinny zostać przeprowadzone natychmiast.

Zamiast tych wszystkich napraw Fazi wymienił olej... i z czystym sumieniem mogliśmy prześć do imprezey garażowej właściwej ;)

Rano Fazi z braćmi lata po garażu, montuje CB, przypomina sobie o niezapłaconym OC…

A ja prowadzę interesującą rozmowę z Fazikową bratanicą. Która mówi wyłącznie po śląsku. Uruchamiam swoje wszystkie możliwe translatorskie zdolności i jedyne co rozumiem to „Ouma, moga na hof?”. Jak ja przeżyję następne dwa tygodnie, skoro nie potrafię dogadać się z trzyletnią dziewczynką??

Z Wilczycą i Agą pucujemy z grubsza oba auta i obklejamy abcybildrami (znaczy naklejkami). + 10 do lansu !

No i w końcu w południe ruszamy na wschód…

DSCN1735.JPG

Szybko osiągamy naszą prędkość przelotową (czyli jakieś 90 km/h) i testujemy CB radio.

Oczywiście spełniają się moje przewidywania i wszyscy mówią po śląsku. Znaczy ja odpowiadam po polsku, udając, że tak, oczywiście, wszystko doskonale rozumiem… I dziękuję sobie samej, że znam niemiecki, bo bez tego nie rozumiałabym już zupełnie nic…

- hallo skodniki

- coooooooooooo

- zeżarlibymy co?

- abo kafeja?

- jaaa, kafejaaaa!

- no to szukej jaki parkplac!

Ewentualnie:

- ej, skodniki, warzimy kafeja?

- ja! A mousz tam cigarety?

- mooom… A bombony jakie?

Przez 400 km na Podlasie były ze trzy kafepauzy, cigaretenpauz to już nie liczę, do tego przerwa na zakup czereśni pod Grójcem, oglądanie dużego fiata pod Mińskiem, itp. itd.

Oczywiście na sam koniec się lekko pogubiliśmy, zrobiło się nawet offroadowo:

_IGP9939.JPG

I trochę się pyli:

_IGP9935.JPG

Ze skodnika dobiega do nas:

- pierona, chyba niymom filtra kabiny, bo mi maras we slypia leci!

Zakurzeni i spóźnieni docieramy na podlaskie wesele…

cdn

  • Like 25

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Wesele podlaskie…

To umyka wszelkim opisom…

Mam tylko jakieś przebłyski…

Tańce na boso, bo od szpilek rozbolały stopy…

Nogi za to brudne po łydki od kurzu ;)

Rozmowy przy ognisku…

Lokalny wyrób spirytusowy…

Dziesiątki ludzi z forum, wszyscy roześmiani, rozgadani...

O świcie ktoś odpala beemkę ślubną…

Eh, szkoda nocy na spanie…

Jednak moja kondycja ma jakieś ograniczenia i wcale już nie bladym świtem opuszczam towarzystwo i idę spać, zostawiając Faziego w akcji (który z założenia zawsze kończy imprezę).

W głowie szumi, przed oczmęczona jak pieron, spaaaać!!! Zaciskam mocno oczy, bo już całkiem widno i …

Kukuryku! kuukkurykku! KUUUKURYYYKU!!!

aha, więc ten wybieg tuż za namiotem był dla kur…

nie… nie mogę… no nie da się…. dwa metry od mojej głowy stado kogutów!! litości…

Stopery, gdzie są moje stopery?? W kosmetyczce. A ta w astrze. Zamkniętej. A kluczyki ma Patryk. No nie, nie jestem aż tak wredna, żeby go budzić o 5.30…

Mimo szumu w głowie i szarych komórek na wakacjach przypominam sobie jedną z wielu „zalet” astry. Otóż wieki temu odpadł „kręcik” od opuszczania szyby i działa ona w trybie ręcznym, tzn. daje się jej położenie swobodnie regulować ręką ;)

Wypełzam z namiotu, dłonie na szybę, ruch posuwisty w dół i już mam wszystko…

Stopery w uszy (od czasu kiedy po Twierdzy Kłodzko wyjmował je laryngolog jestem dość ostrożna :) ) i słyszę już tylko subtelne „kururyku” zamiast „KUUUKURYYYKU!!!”

Ufff…

śpię…. tak mniej więcej do 7, kiedy do namiotu wkracza (choć… nie… to nie jest najlepsze określenie, sugeruje bowiem kroki…), wczołguje się Fazi.

śpię… gorąco strasznie, słońce w pełni, może rozepnę namiot, będzie przewiew?

śpię… ale ktoś się na mnie patrzy. Tak jakoś bokiem? Śnię? Kura? KURA? Tak, zaciekawiona, przekręcająca głowę na bok kura w przedsionku namiotu. Siooo!

kura_jup_460.jpeg

śpię…

nie, nie śpię! Nie śpię, bo z namiotu obok słyszę „Krzysiu, warzimy kafeja?”

aaaa!

  • Like 14

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

I co, i co, i co :?:

I koko koko - Jasiinku spoko........

.. Jagnie doping dajmy !!

:-P :-P Pzdr :beer:

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Poddaję się.

Wyśpię się w aucie. Zostawiam w namiocie trupa, który wczoraj był jeszcze Fazim, patrzę na jego „czorne giry”, potem na swoje – są nie mniej czarniejsze…

Nieforumowa część naszej ekipy, która poszła spać o przyzwoitej porze jest gotowa do wyjazdu. Chcą jednak zaliczyć niedzielną mszę (jedziemy w końcu na Dziki Wschód, a nawet Północ, lepiej więc poprosić tego i owego o wsparcie), umawiamy się więc na wyjazd koło 11. Patrzę na zawartość mojego namiotu i już wiem, że łatwo z tym nie będzie…

Ślązoki pojechały rzykać* do kościoła, a ja udaję się w stronę reszty namiotów. Nie bardzo widać tam jakikolwiek ruch ;)

Za to króluje moje “ukochane” ptactwo:

DSCN1791.JPG

i w klimacie, nieco historycznie:

Aga, Krzychu i Patryk wracają pod silnym wrażeniem kazania lokalnego farorza* oraz dyscypliny panującej w parafii. Jednak co wschód, to wschód ;)

Coś koło 13 towarzystwo jest mniej więcej skompletowane, załapujemy się jeszcze na poprawinowy obiad i w końcu już naprawdę jedziemy…

jeszcze krótki lans w wykonaniu młodej pary:

DSCN1795.JPG

OST poprowadzi Patryk, pozostała część teamu za dobrze się wczoraj bawiła, i w końcu ruszamy:

DSCN1797.JPG

Plan mamy sprytny: spędzić noc na procedurach granicznych unijno – rosyjskich. Znaczy jeden lata po okienkach, reszta śpi.

Ale żeby go zrealizować musimy najpierw dojechać do granicy… a energia raczej z nas nie tryska:

DSCN1802.JPG

Ale jedziemy… Na Litwie przerwa paszowa. Ilość artykułów spożywczych przewożonych przez szkodnika pozwoliłaby nam chyba dojechać do Mongolii ;)

Po kolacji (wurszt* z patelni+zupki kuksu) ślunskie chopy pomywają beszteki* ;)

DSCN1810.JPG

Coś koło 2 w nocy dobijamy do granicy, przygotowani na kilometrowe kolejki. Tymczasem stoją tu aż 3 auta. Co wcale nie znaczy, że będzie szybko ;)

Fazi i Krzychu biorą papiery i znikają, reszta próbuje spać. Ale ciemnej nocy już nie ma, tylko szarówka…W sumie nie jestem pewna, czy to szarówka, czy miliardy komarów… Skoro tyle ich jest tu, to co będzie na północy??

Na granicy mamy pierwsze spotkanie z językiem rosyjskim. Wychodzi na to, że tylko ja się go kiedyś uczyłam, i to w zamierzchłej, podstawówkowej przeszłości. Reszta zna głównie “da swidanja” oraz “ruki w wierch” ;) no i jeszcze Fazi przypomina sobie różne przydatne rozmówki ze swojej rosyjskiej podróży sprzed roku…

Tak więc chwilowo obejmuję stanowisko Naczelnego Kryptografa i przekładam na drogowskazach literka po literce z cyrylicy na nasze ;)

Chłopaki dwie godziny latają między okienkami, papierologia niezła, w końcu Fazi wraca do auta. Sięga po komórkę i udaje, że dzwoni.

- Patryk wejrzyj ino wew kalendorz. 12 kwitnia 2010 jaki to je dziyn? Bo nie puszcza nas bez granica jak nie podom daty wydania paszportu Fotra (auto nie jest na Fazika ino na Fotra)..

Przeca nie banam dzwonił do niego w środku nocy, nawet nie wiy, kaj mo paszport…

W końcu, już za jasnego, opuszczamy granicę, szukamy pierwszej lepszej drogi w bok i zarządzamy drzemkę poranną ;)

DSCN1819.JPG

Mimo pełnego słońca gryzą nas pierdyliardy komarów. Śpimy więc góra dwie godziny i wstajemy na śniadanie, nadal w towarzystwie komarów. Na szczęście Krzychu kupił nam takie coś (znaczy nec na kopruchy* kupił). Nobla powinni dać temu co to wymyślił. Pokojowego!

DSCN1818.JPG

Oczywiście, nawet na polnej drodze, udało nam się zaparkować tam gdzie nie wolno:

DSCN1821.JPG

Ciut wyspani ruszamy na Psków i dalej na Sankt Petersburg.

W jakiejś dziurze zabitej dechami zatrzymujemy się przed sklepem:

_HGP9978.JPG

gdzie dają, ooo, takie dobre pierogi na ciepło:

DSCN1827.JPG

ciasto smażone w tłuszczu jak nasze pączki, a w środku przeróżne farsze: kapusta, kartofle, powidła… mniam… Chyba trzy razy wracamy po dokładkę ;)

Sankt Petersburg bierzemy obwodnicą, jakoś się nam udaje ominąć korki, choć jazda po pięciopasmowej obwodnicy, gdzie zmiana pasa z najbardziej zewnętrznego na ten najbardziej wewnętrzny jest na porządku dziennym i to oczywiście bez kierunkowskazu jest bardzo emocjonująca ;)

Przy zjeździe z obwodnicy widzimy coś, co nie nastraja zbyt optymistycznie:

_HGP9981.JPG

1388 km to przy naszej prędkości jakieś miliony godzin...a gdzie kafepauzy? Cigaretenpauzy?

Przecież my:

Warzimy kafeja co 50 km.

⅘ teamu kurzy cigarety co 25 km

Te 1388 km to w zasadzie jedna, długa, nudna droga oznaczona jako M18. Nie ma przy niej miast ani wsi, wszystko pozostało z boku. Jest tylko las, coraz bardziej rachityczny i podmokły, w końcu tylko brzózki i bagna, a na samej północy tundra.

W obu autach mamy w navi Automapę z Hołowczycem. Równocześnie więc wybuchamy śmiechem, kiedy Krzysiu H. charakterystycznym głosem zapowiada:

“za. siedemset. dwadzieścia. cztery. kilometry. skręć w prawo”

_HGP9992.JPG

W oplu mamy z tyłu szlafabtajlung, czyli wszystkie koce, poduszki itp do spania. I tylko troszeczkę kapie na głowę w czasie deszczu i tylko z jednej uszczelki ;) Po jakiś dwóch godzinach oglądania brzozowego lasu, bagnistego brzozowego lasu, suchego brzozowego lasu, ewentualnie młodnika brzozowego moszczę sobie z tyłu wygodne miejsce i odsypiam i wesele, i granicę… A Fazi z Patrykiem prowadzą techniczną rozmowę o wyższości jednych traktorów nad drugimi, w której występują wyłącznie słowa niemieckie (terminy techniczne) oraz śląskie (cała reszta) i z której nie rozumiem nic. Znaczy, CHYBA o traktorach gadali...

Gdzieś za Petersburgiem widzimy dziwny zwodzony most (przez rzekę Świr) i Fazi koniecznie musi go z bliska zobaczyć:

DSCN1851.JPG

Parkujemy więc na szerokim poboczu po lewej stronie drogi. Po kilku minutach podjeżdża policja. Bojowo nastawiony policjant pyta, jak wjechaliśmy na to pobocze, skoro jest tu podwójna ciągła?

Na moment zapada krępująca cisza, po czym Fazi oznajmia (po polsku, z rosyjskimi końcówkami):

Więc to było tak panie policjancie, oczywiście widzieliśmy, że podwójna ciągła, oczywiście, ale ten most taki ładny i nowoczesny, no mus był obejrzeć, więc pojechaliśmy do przodu, o tam, za tym łukiem jest rondo, więc tam zawróciliśmy, wróciliśmy z powrotem, wjechaliśmy w tą tam uliczkę, zawróciliśmy i przodem na poboczu stanęliśmy tutaj. Piękna ta Rosja, pogoda też ładna, a do Pietrozawodska to ile jeszcze?

Biedny policmajster pomyślał chwilę, podrapał się i powiedział powoli “ahaaaa”, po czym… odjechał.

Nie patrząc na to, że ślady kół obu aut dobitnie pokazywały, jak przejechaliśmy podwójną ciągłą…

I to było nasze jedyne spotkanie z tą okropną, łapówkarską rosyjską policją...

I znów M18…Lasy, brzozy, bagienka, las…

Po drodze przerwa na jednym z niewielu parkingów, gdzie dają coś zjeść. Próbujemy zjeść coś lokalnego - szaszłyki z baraniny. Oj, stary to był baran… albo oponami karmiony…

DSCN1853.JPG

Jedziemy, jedziemy, wieczór, noc, a tu ciągle jasno… W końcu o potrzebie rozbicia namiotu przypomina nam ziewanie…

Zjeżdżamy sobie w polną drogę w bok i szukamy dogodnego placu.

Najważniejsza rzecz to fojer*, więc frele* (czyli Aga i Jagna) rozbijają namioty, a chopy bierą siekiera i idą w las po suszki.

Mamy piękny fojer, to ostatnia noc, kiedy jest choć ciut szaro, miliardy komarów dookoła…

DSCN1877.JPG

Gadamy do wczesnych godzin porannych, bo jakoś tak kompletnie nie chce się spać jak jest jasno, w końcu koło 5 rano odpadamy. Fazi postanawia spędzić noc przy ognisku, a komary bardzo się z tego cieszą ;)

Słownik ślunskiej godki:

rzykać - modlić się

farorz - ksiądz

nec - siatka

kopruch - komar

wurszt - kiełbasa

beszteki - naczynia

fojer - ogień, ognisko

frela - dziołcha

foter - ojciec

Edytowane przez Jagna
  • Like 14

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Pisz Jagna, pisz, naprawdę super się czyta :-D :beer:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Rano Fazi przedstawia nam swoje nowe, nieco spuchnięte oblicze. Komary ucztowały sobie pół nocy na jego policzku ;)

DSCN1884.JPG

a maska szkodnika robi za kuchnię i oddział opatrunkowy dla połamanych jagnięcych palców ;)

Krzychu sięga w przepastny kufer Szkodnika po kolejne zupki kuksu:

DSCN1885.JPG

Po śniadaniu wracamy na szlak. Jest coraz bardziej pusto. Czasem 10 - 20 minut nie mijamy żadnego samochodu…

_IGP0022.JPG

Zjeżdżamy na chwilę do cywilizacji, czyli najbliższego miasta, póki jeszcze jakieś są ;) bo na mapie mamy już powoli tylko jeziora i lasy…

Zajeżdżamy więc do Miedwieżiegorska, który okazuje się niezłą prowincjonalną dziurą ;) ale jest bank, są sklepy… Choć czas jakby stanął gdzieś koło roku 1985...

Chopy idą do banku wymienić pieniądze, frele zostają przy autach…

Podoba mi się ten apcybilder*:

_IGP0023.JPG

Mina kota jakoś przypomina minę Fazika pod lodówką ;)

Po chwili do Agi i Jagny podchodzi miejscowy chłopak z pytaniem, czy naprawdę jesteśmy z Polski, bo on ma pradziadka Polaka ;) I tak poznajemy Saszę. Sasza jest magistrem rusycystyki, pracuje w fabryce (skąd my to znamy…) i jest właścicielem typowej rosyjskiej duszy ;)

Po kwadransie siedzimy u niego w kuchni, pijemy porządny rosyjski czaj, oglądamy zdjęcia pradziadka-Polaka (w sumie to raczej Białorusina, ale co tam ;) ) i słuchamy koncertu gitarowego w wykonaniu Saszy…

DSCN1902.JPG

To nasza pierwsza styczność z niesamowitą życzliwością Rosjan.

Ale nie jest to takie proste…

Mimo wszystko Rosjanie są dość “na dystans”. Mało kto potrafi przemóc się i podejść do nas na ulicy, zagadać z ciekawości...

Pewnie to jeszcze skutek dawnych czasów, kiedy za kontakty z innostrańcem można było pójść siedzieć.

Ale za to kiedy już kontakt zostanie nawiązany… Gość w dom, Bóg w dom to przy tym pikuś ;)

Obiecujemy Saszy solennie, że go odwiedzimy drogą powrotną, Sasza w zamian poprawia błędy na naszych naklejkach (oj, było ich, było…)

_IGP0027.JPG

DSCN1914.JPG

I wracamy na M18…

DSCN1915.JPG

Jesteśmy już na wysokości Archangielska i Morza Białego… Znów kilometry bieżące brzozowych lasów dookoła…

Naszą główną rozrywką są niezbyt mądre rozmówki przez CB, Krzychu żali się, że już na pamięć zna każdą nutę każdej z ośmiu piosenek jakie ma w komórce (radia już nie mmm w tej brzozowej pustce…) Ja dla odmiany mam ich w komórce więcej, ale nie mam jej jak podłączyć ;)

Fazi wpada na pomysł przegrania muzyki z mojej komórki na Krzychową, bierze więc obydwie i przesiada się do szkodnika, a Aga do opla.

Do jakiejś godzinie jazdy efekt jest następujący:

- komórka Krzycha wzbogaciła się o jedną piosenkę (zdaje się , że była to Adele)

- komórka Jagny dostała najważniejszą śląską piosenkę (nieśmiertelna Cila…)

- zapasy piwa w szkodniku uległy zdecydowanemu zmniejszeniu...

- zapada decyzja o kupnie kabelka w najbliższej cywilizacji, czyli za jakieś 800 km ;)

Chłopaki tak się wczuły w przegrywanie międzykomórkowe, że….:

_IGP0048.JPG

Przerwa obiadowa (ponieważ poszliśmy spać koło 5, a wstaliśmy koło południa, to obiad wypadł koło 20) w formie fasolki po bretońsku pichconej w astrze:

_IGP0057.JPG

Burdel mamy już niezły ;) A raczej bardak ;) Jakieś to mało śląskie, złośliwie zauważę...

Jesteśmy już w Republice Karelii, jest jeszcze bardziej pusto, dookoła cienkie brzózki rosnące tak gęsto, że do lasu w zasadzie nie da się wejść.

Robimy sobie przerwę na kawę:

_IGP0065.JPG

Kawie towarzyszy puszczona na cały regulator “Cila”. Wszystkie karelskie niedźwiedzie pewnie uciekły głęboko w tajgę słysząc śląski ;)

Patrzymy na mapę, analizujemy i postanawiamy użyć pierwszego kontaktu przekazanego nam przez ekipę “Projektu Aurora” czyli Igora z Kandałakszy (motocyklisty rzecz jasna). Damską część ekipy bardzo pociąga perspektywa możliwości wzięcia prysznica… Eh, płonne to były nadzieje …

Igor oczywiście zaprasza, będzie czekać na wjeździe do miasta. Nie zauważamy, że jest już prawie północ i trochę głupio o takiej porze zwalać się ludziom na głowę ;)

Igor bez problemu instaluje nas w swoim domu, i ani słowa nie mówi o dziwnej porze odwiedzin ;)

Kiedy wjeżdżamy na podwórko, nagle wyskakuje Igor i krzyczy “halt, halt!!” Czyżby coś dowiedział się o niemieckich paszportach części ekipy??

Uff, chodzi jedynie o to:

DSCN1972.JPG

Tak kończą zbyt długi anteny CB radia na Igorowym podwórku ;) Na szczęście w porę zahamowaliśmy! Co byśmy zrobili bez CB radia? Jakbyśmy umawiali się na kafeja??

Igor przekazuje nam we władanie swój dom (a nie wie o nas przecież nic…) a sam nocuje u znajomej.

Dom typowy dla rosyjskiej wsi. Biednie, skromnie…

DSCN1965.JPG

Jest już po północy, ale co to ma za znaczenie, jak jeszcze o 1 świeci słońce?:

DSCN1953.JPG

Niestety na prysznic nie ma co liczyć, więc dziewczyny radzą sobie tak:

DSCN1946.JPG

To po prawej to przykład techniki radzieckiej obecnej prawie w każdym domu ;) Plastikowy zbiornik od spłuczki łazienkowej, a w środku grzałka z termostatem ;) Od góry otwarte, łatwo dolać wody, od dołu kranik ;) Jedyny minus - kopie prądem ;)

Domek jest mikroskopijny, jeden pokój robi za wszystko:

_IGP0088.JPG

ale jest komputer! I nawet internet! Co prawda szybkości żółwia, ale zawsze ;)

I do czegóż ten komputer służy Ślązakom?? Do oglądania śląskich kabaretów!!

Słownik ślunskiej godki:

apcybilder - naklejka

  • Like 9

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Kolejny raz przesunęła nam się noc, idziemy spać nad ranem, wstajemy w południe…

Chłopaki organizują prysznic. Zimny…

DSCN1962.JPG

_IGP0092.JPG

Pakowanie…

_IGP0094.JPG

Fota pamiątkowa:

_IGP0102.JPG

Odjazd…

I znów na M18… Do Murmańska niecałe 500 km, szafniemy* to dziś chyba…

M18 mogłaby służyć do kręcenia filmów drogi. Prosto, pusto, monotonnie … i w jakiś sposób fascynująco…

Dookoła nie ma już prawie w ogóle wsi, tylko gęsta, nietknięta ręką człowieka tajga…

Jedyne odstępstwo od czasu do czasu to przemysłowe miasta, wyrosłe przy kopalniach rud metali czy innych surowców…

I oczywiście obiekty wojskowe. Jeszcze z 15 lat temu moglibyśmy tylko pomarzyć o zwiedzaniu okolic Murmańska...

M18…

_IGP0115.JPG

Kłócimy się wszyscy przez CB, na jakiej szerokości jest koło podbiegunowe, bo zaraz powinniśmy je przekroczyć. 66 33 ? 67 33? 67 66? Fazi patrzy na mnie z wyrzutem, bo podobno ukończyłam Wydział Nauk Geograficznych ;)

I tak, nie wiadomo do końca jak, przegapiliśmy to koło! A podobno miał być wieeelki pomnik… :mur:

No nic, będziemy się lepiej rozglądać, wracając ;)

Na wysokości Apatytów las robi się niższy, i pojawiają się góry. Jest w końcu na po popatrzeć ;)

_IGP0116.JPG[/img]

Na razie nie dostąpiłam zaszczytu prowadzenia opla, ale Fazi powoli mnie do tego przygotowuje:

- Jagna, suchej tera i pamiyntej, bo nie banam godac na zaś. Nie macej ryncznego…

- Bo?

- Bo jak zaciongniesz, to już tak zostanie. I o heblach* myśl, to nie je twój fauwej i abeesu tysz niy ma… Aha, zadnia wycieraczka nie działa …

- No, to z przodu to też raczej nie wycieraczka, tylko zamazywaczka…

- Oj tam, jak padze to się same myje… Aha, i jak lampka ze silnika blinkuje* to na nia nie patrz. Bo jak niy patrzysz to zgasnie od samosci a jak patrzysz to sie scieknie...

- A co zrobić, żeby szyba sama nie opadała w dół?

- no właśnie szyba..., Patryk, niy ma tam na zadku tyj kurble kaj? Kajś tu musi być…

O takich drobiazgach jak podsufitka wisząca na jednym zatrzasku chyba nie ma co już wspominać ;)

Zresztą szkodnik miejscami też prezentuje się podobnie :

DSCN2000.JPG

Posuwamy się nieubłaganie w stronę Murmańska:

DSCN1978.JPG

200 km - co to jest! Jak do szwagra i z powrotem!

Jakieś 50 km przed Murmańskiem (czyli prawie na jego przedmieściach patrząć z naszej strony) zauważamy coś totalnie odmiennego: łąka! No, to się nie obędzie bez kafeja!

DSCN2010.JPG

Kafepauza zamienia się zaraz w porządny mitag*, bo w szkodniku znajduje się wurszt, który za długo już nie pociągnie, i trzeba go szybko usmażyć

DSCN2007.JPG

Po mitagu trochę słońca na łące i w końcu jesteśmy duchowo i fizycznie przygotowani na Murmańsk.

Zatrzymujemy się oczywiście na “kultową” fotkę ;)

I kleimy nasz apcybilder. Obok innych polskich ;)

DSCN2015.JPG

_IGP0132.JPG

No, dobra, dwa kilo mi się przytyło przez zimę, ale po co zaraz taka mina, noooo…

DSCN2014.JPG

Najważniejsza fota na wyjeździe, dla oumy* i oupy*:

_IGP0136.JPG

Oczywiście tradycji musi stać się zadość i odsłuchujemy uroczyście śląskiej “Cili”, wykonując przy tym mniej lub bardziej skoordynowany taniec ;) Kilka rosyjskich aut mija nas baaaardzo szerokim łukiem ;)

Dziś bierzemy Murmańsk bokiem, przejeżdżamy na drugą stronę fiordu i dalej M18 na Zapoliarnij, do tamtejszego klubu motocyklowego. Szlak przetarty przez “Projekt Aurora”.

Most na drugą stronę fiordu:

DSCN2024.JPG

Zauważamy piękne jezioro z plażą (!), więc na nią wjeżdżamy ;)

DSCN2031.JPG

Chłopaki udają, że woda ciepła, ale ma może +0,1 stopnia ;)

DSCN2033.JPG

jest za to krystalicznie czysta….

DSCN2039.JPG

Za Murmańskiem mamy już klasyczną turdrę, czyli brak lasów, jedynie niskie krzaki, karłowate brzózki, mchy i porosty.

_IGP0185.JPG

Droga się pięknie wije, a do tego idzie raz w dół, raz w górę. Szkodnik jadący przed nami nagle znika, a potem się pojawia …

_IGP0180.JPG

Dostajemy smsa od szefa klubu w Zapoliarnym, (cyrylicą!) że chwiliowo jest nieobecny ale oddeleguje kogoś do opieki nad nami.

Po chwili następny sms “Куда вы?” Jak tu wytłumaczyć, że stoimy pod pięknym, komunistycznym domie kultury?

W końcu słyszymy odgłos choppera - nadciąga Anton.

Anton - oooo, tak wygląda prawdziwy motocyklista!

Chopper.

Skóra.

Kamizelka klubowa. Co tam klubowa. MC!

Broda. Pekesy.

Słuszny brzuszek.

Nie to co my...

Jedziemy za Antonem do klubowego garażu.

_IGP0191.JPG

Garaż, oprócz standardowego wyposażenia ma kantorek, w nim kącik kuchenny i sofę ;)

_IGP0190.JPG

Po chwili na stole ląduje lokalny wyrób spirytusowy w wersji 65+

No, w końcu jesteśmy naprawdę w Rosji ;)

Słownik ślunskiej godki:

szafnąć - dać radę

ouma - babcia

oupa - dziadek

heble - hamulce

blinkować - świecić

mitag - obiad

  • Like 11

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

takie fifne pindy i galantne szczuny, a tak sie na te rajze wyrychtowali że miyndzy lumpami i innemi klunkrami badejek zapomnieli co by sie wybachać pod tym Murmańskiem?

macie jednak rułe żeby takiemi rzęchami w te i wefte jechać :)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Na nasze lekkie krygowanie, że przecież jeszcze będziemy dziś jechać, a tu bimber, dostajemy mniej więcej taką odpowiedź:

“Policja? Jaka policja? To miasto jest nasze! My tu rządzimy!”

Za chwilę dołączają kolejni członkowie klubu, po pierwszej połówce nie ma już śladu, pojawia się kolejna…

Chłopaki do dziś wspominają Szparaga, podobno nie dał się pokonać w rosyjskiej dyscyplinie narodowej, czyli sami wiecie w czym ;) Myślę, że mogą teraz wspominać także Faziego ;)

Chcieliśmy zanocować w garażu, jak Pastor i reszta zimą, ale gdzie tam…

Anton, przydzielony nam Anioł Stróż jest byłym wojskowym (jak chyba 90% mężczyzn w tej okolicy) i nie ma mowy o żadnym sprzeciwie...

Ruszamy zatem w eskorcie Antona i Dimy do mieszkania tego pierwszego.

_IGP0194.JPG

Żaden z kierowców nie jest do końca trzeźwy…

Jedziemy powoli za motocyklami.

Nagle nasi MC-chopperowcy hamują przed pasami, żeby przepuścić staruszkę.

Tja, faktycznie, rządzą w tym mieście ;)

A tu mała próbka ślůnskiej szkoły filmoweji w wykonaniu Krzycha:

72KNCabapvg

Dojeżdżamy do najbardziej luksusowego bloku w mieście (i jedynego nowego), gdzie zaczyna się impreza właściwa ;)

DSCN2070.JPG

Na stół wjeżdża wszystko, co Anton ma. Urzekły nas pielmienie, czyli małe pierożki, tu akurat z mięsem, polane śmietaną…

Reszta wieczoru jakoś tak zatarła się w mojej pamięci. Na pewno:

- był męski konkurs pieśni polsko - rosyjskiej (przegraliśmy sromotnie…)

- były pytania historyczne, dlaczego jesteśmy tacy niewdzięczni i kazaliśmy wojskom radzieckim opuścić w 1991 nasz kraj...

- był bimber, whisky, wino, wódka i coś jeszcze…

- muzykę było słychać do 4 rano na całym osiedlu, ale nie przyszedł na skargę żaden sąsiad,

- okazało się, że rosyjscy motocyklowi twardziele słuchają Bee Geesów ;)

- na koniec (pewnie na skutek mętnych naszych tłumaczeń o mniejszości niemieckiej w PL) pojawił się Jaegermeister.

I to nas zabiło ;)

  • Like 11

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Na wszelki wypadek szczegóły nocnej imprezy pominę.

Gdzieś o 4 rano Aga i Krzychu idą spać do Dimy, Patryk i ja odpadamy nieżywi, a Fazi ciągnie nocno - poranne śląsko - rosyjskie rozmowy z Antonem…

Gdzieś w południe budzę się obok dwóch półtrupów, Anton już szaleje w kuchni…

Na śniadanie przychodzą Aga i Krzychu, przecierając oczy z niewyspania.

Dostali u Dimy reprezentacyjne łoże w salonie, na które pół nocy skakał wilczur i biegało takie śmieszne coś:

DSCN2088.JPG

Niewyspana Aga stwierdziła “Ta kurzofretka biegała cały czas zupełnie jak Fazi”.

I tak Fazi został kurzofretką ;)

W końcu wyciągamy towarzystwo z wyra:

DSCN2092.JPG

Anton i Dima chcą nam pokazać najciekawsze rzeczy w okolicy, a potem chcemy zajrzeć na słynny Półwysep Rybaczij. Dziś frele muszą robić za kierowców, bo ślunskie chopy są zdecydowanie przedwczorajsze… Ale oczywiście Anton i Dima siadają na motocykle ;)

Fota pamiątkowa w Zapoliarnym:

_IGP0199.JPG

W każdej najmniejszej miejscowości rosyjskiej musi być pomnik wojny ojczyźnianej, jak tu nazywają II Wojnę Światową.

Tu akurat jest pomnik - działko:

DSCN2108.JPG

Offtopic historyczno-kulturowy:

W przeciwieństwie do Polski, gdzie wojna to dla większości po prostu historia, tu ciągle ją czuć.

W każdym mieście pomnik, pod każdym pomnikiem świeże kwiaty.

Ślady II wojny to najważniejsze zabytki w Rosji i powód do dumy każdego Rosjanina.

Dla nich to Związek Radziecki wygrał tę wojnę i wyzwolił całą Europę i dlatego do dziś to najważniejsze dla nich wydarzenie.

Mamy jednak mały problem: dla Rosjan II wojna zaczęła się w 1941, kiedy to Hitler napadł na Związek Radziecki.

Przecięty Rosjanin nie słyszał ani o pakcie Ribbentrop - Mołotow, ani o Katyniu, ani o 17 września… I kompletnie nie wie, o co tym niewdzięcznym Polakom chodzi...

Oglądamy nowobudowany erem (czyli prawosławny klasztor) gdzieś koło Zapoliarnego.

Chłopaki nie kryją się ze swoim antykościelnym (antycerkiewnym?) nastawieniem…

DSCN2112.JPG

Kolejny “punkt obowiązkowy” - dawne miasteczko wojskowe, gdzie przez kilka lat służył Gagarin.

DSCN2126.JPG

Miasto jest w opłakanym stanie, rozwalające się budynki, porzucone maszyny… Mniej więcej jedno mieszkanie w każdym bloku jest zamieszkałe…

Jedyny zadbany element miasta to pomnik-samolot, na którym uczył się latać Gagarin:

_IGP0219.JPG

DSCN2132.JPG

Jagna wyraźnie zyskuje w oczach Antona, kiedy mówi, że Gagarin odwiedził kiedyś Zieloną Górę ;)

Potem mijamy podobnie wyglądające miasta, ale wbrew pozorom to czynne garnizony…

No jeśli cała armia rosyjska jest w takim stanie, to…

Kolejny pomnik (przebiegała tu dość ważna linia frontu niemiecko - rosyjskiego)

_IGP0226.JPG

Jest też “chichot historii” , bo najpiękniejszym i najbardziej zadbanym pomnikiem w okolicy jest cmentarz w miasteczku Peczenga, gdzie pochowano 12 tys. Niemców, którzy zginęli na “Eismeer Front”... Oczywiście urządzony i opłacany przez Niemców...

_IGP0231.JPG

Każde jedno nazwisko zostało wyryte na granitowych stalach...

_IGP0234.JPG

DSCN2176.JPG

Ogrom tego cmentarza daje do myślenia… dużo bardziej niż czołg pomalowany na biało…

Pod cmentarzem żegnamy się z Dimą, który idzie do pracy na nockę i chce odespać nocną imprezę ;)

Jedziemy z Antonem na parking u podnóża Półwyspu Rybaczij, gdzie Fazi i Krzychu usiłują dobudzić się kawą aby przejąć stery swoich aut.

Półwysep Rybaczij jest niezamieszkały i do niedawna stanowił teren wojskowy, czy po prostu poligon. Od kilku lat jest dostępny i powoli wkracza tu komercja… Jest już nawet wypożyczalnia quadów… Na razie jest to jedyny dostępny dla cywilów kawałek wybrzeża Morza Barentsa, cała reszta to nadal teren wojskowy.

Anton zostawia swojego choppera na parkingu i dosiada się do Astry…dosiada się jako czwarty pasażer… do auta załadowanego po sufit...

Zaczynamy offroadową część wyjazdu ;)

Edytowane przez Jagna
  • Like 10

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Proponuję uzupełnienie opcji "Lubię to" o opcję "Uwielbiam to !!!" :)

Jagna, wydaj to swoje pisanie gdzieś hurtem, bo piszesz jak marzenie !!!

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jagna sprawiasz ze mam ochote znow tam ruszyc !! Dziekuje za opis i foty ...

A klub Sierwienyj Ordiel tez pamietam... nocowalismy u nich w 2011 roku. w tym kantorku na podwyzszeniu. wreszcie bylo ciemno w nocy (znaczy w godzinach w jakich spalismy). w narodowym sporcie rosjan specjalnych osiagniec nie bylo, a koledzy wtedy korzystali z okazji i uprzejmosci gospodarzy i robili wymiane przedniej opony w 690EnduroR i lutowanie kabli czujnika abs w r1200gs ...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jagna juz w Murmansku a ja jeszcze toboly w Berlinie pakuje, po tylu zdjeciach bedzie bez zdjec, no to jazda....

Klik, to poczatek podrozy dla mnie, ten jeden klik, choc slyszany conajmniej kilka razy za dzien odroznia sie od innych. Ten klik to zamek w drzwiach ktore zamykam za soba, nawet nie na klucz bo nier ma czasu, tylko zamykam i zaczyna sie podroz. Jak przejscie do innego wymiaru gdzie czas nie gra roli, pojazd niegra roli, wszystko niegra roli oprocz ekipy. A ekipa wyjatkowa i bez nerwow, to ostatnie najwazniejsze bo stresu i nerwow na codzien mam tony. Ekipa prawie w calosci sprawdzona na zlombolu 2012 do Grecji. Wybuch opony, bez nerwow, brak paliwa no to najpierw zapalimy fajka, wybuch silnika-odpalamy ognisko i dumamy co dalej. To jest najwazniejsze - bez nerwow.

Obraz ekipy dla niektorych jest obrazem rozpaczy. Wszystkie przygotowania w ostatni dzien, zero planu, nie ma nawet wymiany oleju w silniku, nawet zadnego poganiania, nic. Kompeltnie nic. Ale maja to cos co jest najwazniejsze w podrozowaniu, to cos z czym moge jechac na koniec swiata i jeden metr dalej, to cos nazywa sie brak planu i pelen spontan, reszta nie istnieje...

ten obraz rozpaczy to:

Aga i Krzysiu - malzenstwo z doswiadczeniem i jeszcze wiekszym humorem. Oni oddychaja usmiechem. Jak sie nie usmiechaja to znaczy ze nie dychaja. Na codzien maja leb jak sklep, w podrozy maja skode favorit z dachem reno klijo, wiszace kable w nim, bardak, zapasy jedzenia na podroz dookola swiata i radio CB przez ktore ustalaja przerwy na jedzenie i kafej. Z Krzysiem chodzilem razem w technikum, po technikum znalazl Zone i tak sie skonczylo. Jak skonczylismy technikum to upadly 4 bary, 2 puby i 2 sklepy nocne w okolicy szkoly. Bylismy prymusami w nieusprawiedlionych godzinach w klasie. Na koniec miesiaca prowadzilismy w rankingach...

Patryk - osobnik spokojny, nad wyraz spokojny. Wybuch opony komentuje: hmmmm, mamy pifko? Jedyny na pokladzie ktory ma fajki, zawsze. Nawet jak ich nie ma to i tak ma. Do Patryka przylega stado sepow, jak sepy nie maja fajek. Patryk sprawdzony w bojach greckich, pije umiarkowanie aczkolwiek niemalo. Malo mowi, ale jak powie to plujemy na przednia szybe. Opcykany w traktorach i pojazdach mechanicznych. Dycha usmiechem jak Ci powyzej. Ukryta opcja niemiecka...

Jarek - moj byly szef, dlatego byly bo ucieklem mu do berlina i nie mogl mnie dogonic. Jak na bylych szefow to nie ma lepszych. Duzym fiatem pojechal do Grecji i z powrotem. Jako szef firmy transportowej nie mogl powiedziec czym i dokad jedzie. Pracownicy zwolniliby sie od razu. Jako szef rzadzi wszystkim. Najczesciej leje i to tak okrutnie ze puste butelki rano wywozi sie taczkami. Na codzien grzeczny szef i przykladny maz nauczycielki (tez grzecznej). Niestety Jarek w przeddzien wyjazdu odbywa wycieczke z NFZtu do najblizszego szpitala. Ale wyszedl zdrow jak ryba. W polnocnej rosji przez to spadly obroty w sklepach alkoholowych. Kazde problemy pokonuje usmiechem, brakowalo nam go na tym wyjezdzie

Jagna - co tu duzo mowic, kazdy zna i widzie jakie to Jagnie. Rzucam haslo: Jedziesz? Slyszysz: juz jestem spakowana. Jagne znacie, ciezko ja spotkac w domu. Bez Jagny ani rusz, nie przezyje nawet dnia w podrozy. Przed glodem, zimnem i komarami chroni mnie Jagna za co jej dziekuje i nie tylko za to. Jakby nie ona to wogole bym nie wrocil. Jagna na codzien psuje Beemki, kolejna w kolejce to deerka a ja naprawiam i holuje. W podrozy Jagna uzera sie ze mna i moim chaosem. Jakby nie Jagna to polowy rzeczy ktore zapomne to nie mam i bez nich nie przezyje. Spraj na komary tez ma, ja zapomnialem. Jagna prymuska na codzien pracuje na uczelni wybiera sie z megawagarowiczami na wyjazd. Po wyjezdzie Jagna zaczyna wagarowac... Jedyna osoba na pokladzie ktora wie gdzie jestesmy i dokad jedziemy.

No i w koncu ja. Moja skromnosc nie pozwala mi na jakikolwiek opis. Opisze tylko ze nie zycze nikomu na wyjazd ze mna, jesli ten ktos ma jakikolwiek plan, to moj chaos postara sie ten plan zmienic. Notoryczny brak przygotowania (nienawidze tego) zmusza uczestnikow do zmiany planu na chaos. W podrozy liczy sie tylko przygoda i spraj na niedziwedzie zeby nie mialy planu zeby mnie zjesc...

No i jeszcze nasze zlomy. Opel stra i skoda favorit. Na granicy okazuje sie ze skoda mlodsza od opla. Trabia, hamuja i skrecaja. Wiecej nie trzeba

Dlaczego murmansk? moze ze tak fajnie brzmi, mozna sie pochwalic przed kumplami, naklejke przykleic, do konca niewiem. Po czesci to spadek po projekcie aurora na motocyklach w zimie 2012, po czesci zlombol 2013, po czesci ze wodka droga w norwegii wiec lepiej po rosji jechac, po czesci tanie paliwo, po czesci brak planu i wielkiej czesci przygoda i spontan bo bez planu... Aaaa, pingwiny chcielismy zobaczy i renifery i dzien polarny, w sumie to wszystko...

Berlin, Czwartek, okazuje sie ze Jarek nie jedzie, jego polonez tez nie bo nie ma uzyczenia notarialnego wiec wyszlo ze odpalam mojego zloma. Stoi od 3 miesiecy, w koncu lato wiec auta sie nie uzywa. Nie odpalam bo niewiem jak akumulator, poczekam na moment wyjazdu. Kilka dni przed podroza co przechodze przez pokoj i widze ze musze cos wziac to biore i wyrzucam na srodek pokoju ( bo nienawidze przygotowan) i tak zbiera sie pokazna kupka. W momencie wyjazdu biore tylko to co najbardziej potrzebuje, tylko tyle ile uniose i wychodze przed drzwi wejsciowe. Nie wracam, nie sprawdzam, mam tylko tyle ile uniose. Rzucam na klatke schodowa ten caly majdan i patrze na drzwi, lapie za klamke i powoli ciagne, zawias skrzypi, drzwi sie zbilzaja, klik sie zbliza, czuje ze za chwile bedzie zajebiscie, bedzie ten moment o ktorym marze conajmniej kilka razy w nocy i w dzien. 10 cm... 5 cm, centymetr... Reka prowadzi bardzo plynnie, delektuje sie tym i czeka na ,,,, KLIK ... Jeeeest! podroz rozpoczeta!!! Majdan na bary, biegiem do windy, winda na dol, wybiegam na chodnik pedze do auta, pomylilem ulice, wracam bo nie tam auto stoi. Otwieram klape, skrzypi ochydnie, majdan do srodka... Szarpie przyklejone drzwi, ufff otwarly sie. Kluczyk do stacyjki, lampki sie jarza czyli dobry znak. Przekrecam klucz, silnik kreci ale nie odpala, jeeest odpala ale narazie 2 cylindry, skacze pod maska, 3 cylinder budzi sie do zycia..., czekam na czwarty... czekam,... czekam.... jeeest, czwarty cylinder tez chce podrozy. Sprzeglo, wsteczny, auto stoi, dodaje gazu, auto jak przyspawane.... niestety tarcze hamulcowe zardzewiale...

Lekko szarpie aby nie zepsuc sprzegla ktore ma juz 300 tys. puscil przod ale tyl trzyma jakby zaspawany. przd tyl, przod tyl, puszcza jeden tyl, przod tyl przod tyl nic sie nie dzieje. Lewa strona przyrdzewiala. Eeee tam, pusci pewnie za chwile. Wyciagam zloma z zatoczki na zablokowanym kole. Na drodze przod tyl przod tyl... jeeeest puscilo. Teraz tylko bez hamowania dojechac 700km do warsztatu. Tocze sie uliczkami, hamulce piszcza, piluja, obcieraja, ludzie sie patrza aja jak z bananem tocze sie do glownej.. Mijam merca s klase z bizmesmene w srodku, Matka z dziecmi ucieka z przejscia dla pieszych a ja sie tocze ku przygodzie... W tym momencie nie wazne czym jedziesz i dokad, wazne ze jedziesz i z kim. Autostrada, zweikszam predkosc, hamulce sie uspokajaja, rdza wylatuje jest dobrze, moze zawsze byc gorzej... Kierunek poznan po odbior paszportow. Niewazne ze na przedostatni dzien, niewazne czym, wazne ze wizy sa i jedziemy...

Autostrada, fajek, muzyka, podroz juz leci. Mimo ze znam ta trase to teraz sie delektuje, w koncu to podroza a nie jazda. 100 na blacie, wyprzedzaja mnie wszyscy ktorzy sie spiesza. Ja mam czas, mam podroz, bez planu, bez spieszenia... W Poznaniu na zjezdzam na umowiony parking po paszporty z wizami, inaczej byc nie moze, przeca musi byc na statni dzien..., nagle ni ma wolnych obrotow, otwarcie maski, skrzypi..., szukam przyczyny, a tu widze ze wezyk podcisnieniowy ze starosci se peknal na wejsciu. Scyzoryk mam przeca, wiec obcinam koncowke, nakladam, wolne obroty sa... jest dobrze, jest git, moze byc zawsze gorzej... Podjezdza Beemka, motocyklista, kumpel JAgny przywozi paszporty, sa wszystkie, wizy pachna swiezoscia, flaszka w podziece, strzala, kierunek zielona gora po Jagne.

Jakies 20 km przed zielona widze chmury gradowe na horyzoncie.. wali deszczem, pozniej mgla, pozniej snieg, na koncu grad. Przed furtka Jagny dochodza blyskawice.... Aaaaa, zapomnialem calkeim ze sie spoznilem o 4 godziny, no ale w podrozy przeca niewolno sie spieszyc... trzeba delektowac. Przez 15 minut przechodze pieklo, ale po chwili wychodzi slonce i Jagna sie juz nie gniewa za spoznienie. Obiadek pyszny, toboly do auta, kierunek opole. Tam czekaja w warsztacie u mojego brata Lupus, Wilczyca i Naczelny Filozof, lepiej byc nie moze, bedzie zajebiscie, to bedzie dluga noc przygotowania materialu do podrozy a jutro spokojnie pojedziemy na podlaskie wesele...

  • Like 9

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

W piątek odbyło się spotkanie ekipy "Slunskiej rajzy", moja pisanina dostała zielone światło, więc...

... jadymy dalej!

Półwysep Rybaczij.

Najbardziej północna część Półwyspu Kolskiego. 100 km na północ od Murmańska.

Linia frontu niemiecko - rosyjskiego, później radziecki poligon.

Teraz dostępny dla wszystkich. Także dla nas.

Dla nas Rybaczij to offroad w wydaniu rosyjskim.

Czyli:

brak napędu 4x4

przeładowane auta

brak hamulców (no dobra, szkodnik coś tam miał)

żadnych lin holowniczych, wyciągarek itp.

skacowani kierowcy...

Fazi stwierdza, że pomimo kaca jest lepszym ofrołdowcem niż Jagna i siada za kierę.

Zaczynamy!

_IGP0242.JPG

Chcemy dojechać do zatoki Morza Barentsa, ale po drodze Anton chce pokazać nam ruiny poniemieckiego młyna oraz wodospady.

Na Rybaczim przez prawie dwa lata stałą linia frontu (Eismeerfront), Niemcy usiłowali zdobyć, a Rosjanie nie oddać Murmańska).

Efektem tego jest mnóstwo wojennego złomu. Bez problemu można zdobyć niezłą kolekcję pocisków ;)

Zostało także trochę innych śladów.

Ruiny młyna:

_IGP0249.JPG

A za nimi niewielkie wodospady, czy kaskady raczej:

_IGP0259.JPG

_IGP0247.JPG

No i piękne skały gnejsowe ;)

_IGP0271.JPG

Do rzeki zjeżdżało się łatwo, gorzej z wyjazdem.

Muldy są takie, że OST ma z reguły jedno koło w powietrzu ;)

Anton wspomaga nas okrzykami w stylu “Wy Paliaki” tudzież “Job twoju mać!”

i mniej więcej za 10tym razem się udaje.

Wyjazd szkodnika był dużo łatwiejszy, auto krótsze i wyższe…

Uff, już na górze:

_IGP0280.JPG

Przejeżdżamy przez ciekawy most:

_IGP0288.JPG

z którego kiedyś spadł czołg a czołgista… no cóż, taki ma pomnik:

DSCN2210.JPG

Ciekawi mnie sposób odbudowy tego mostu. Po co komu rozbiórka, postawić nowy i już ;)

Dalej prowadzi już cywilizowany szuter, choć osobówka raczej nie rozwinie tam wyższych prędkości.

Czasem są niespodzianki:

_IGP0293.JPG

Tą właśnie kałużę Fazi wziął środkiem z rozpędu.

I to był błąd, słyszalny przez wszystkich ;)

Ups. Coś się ciągnie po ziemi … Na szczęście szybkie oględziny pokazują, że paliwo nie leci ciurkiem , poszło tylko mocowanie.

Naprawa rejli i jedziemy dalej ;)

_IGP0291.JPG

I znów był most:

_IGP0296.JPG

Wdrapujemy się powolutku (tak mniej więcej 15 km/h) wyżej i wyżej a tam czeka na nas słońce!

_IGP0298.JPG

Widoki zaczynają być skandynawskie. Skały, mchy, jeziorka…

_IGP0302.JPG

Porzucam chwilowo astrę i wsiadam do szkodnika, gdzie nie ma dachu i można swobodnie pstrykać.

Tylko zawsze jakaś antena włazi mi w kadr!

_IGP0330.JPG

_IGP0323.JPG

_IGP0325.JPG

powoli zbliżamy się do zatoki Morza Barentsa, wcinającej się w półwysep

_IGP0335.JPG

Anton nie może wyjść z podziwu, że droga po której jedziemy jest w Automapie. Podobno była ściśle tajna i nie ma jej na żadnych rosyjskich mapach.

W jego oczach widzę pytanie “Wy może szpiony?”

_IGP0339.JPG

Czasem mijają nas auta bardziej przystosowane do warunków, i nawet jeden Transalp!

Jakoś dziwnie się na nas patrzą …

_IGP0355.JPG

Znów ostry zjazd, ciekawe, jak będzie z powrotem ;)

_IGP0343.JPG

_IGP0345.JPG

no, lajcik już:

_IGP0350.JPG

i zajechaliśmy po jakiś 2 godzinach na plażę:

_IGP0361.JPG

_IGP0359.JPG

Wygład polodowcowy:

_IGP0364.JPG

Nie obędzie się bez kafeja !

DSCN2244.JPG

ooo, tam była linia frontu!

_IGP0366.JPG

Tu jesteśmy w najbardziej północnym punkcie Ślunskiej Rajzy:

_IGP0372.JPG

No i powrót…

_IGP0375.JPG

Szkodnik mierzy siły na zamiary…

_IGP0377.JPG

jeszcze trochę, jeszcze ciut:

_IGP0378.JPG

a już witał się z gąską …

_IGP0380.JPG

Reszta drogi przebiegła bezproblemowo i znów jesteśmy na parkingu przy M18.

Anton szuka dla nas telefonicznie swarki, czyli spawarki (no coś trza zrobić z bakiem, bo coś jednak kapie)

Fazi ogląda sprzęt pozostały po budowie M18:

_IGP0390.JPG

Jest już wieczór i zapada decyzja o zmianie decyzji.

Wracamy do Zapoliarnego do Antona, nocujemy, a rano będziemy sważyć.

W oczach Agi widać popłoch “jeszcze jedna noc z kurzofretką??”

a w oczach Jagny tylko rezygnację “znów Jaegermeister??”

Edytowane przez Jagna
  • Like 11

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

no zajebiście. Jagna dawaj dalej, nie każ czekać!!!

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.

Zaloguj się teraz

×