Skocz do zawartości
mguzzi

DOOKOŁA TRZECH MÓRZ – czyli G R U Z J A 2013

Recommended Posts

Wstęp

Motocykliści w Polsce dzielą się na tych którzy byli w Gruzji i na tych którzy tam jeszcze nie byli. Postanowiłem przejść z grupy drugiej do pierwszej. Ponieważ punkt docelowy jak i termin wyjazdu był zbieżny w dwóch mniejszych grupach, w sposób naturalny połączyły się one ze sobą. I tak do wyjazdu stanęła grupa w pięcioosobowym składzie: Oczkins, Grucek, Bolek, Przemek no i ja. Trzech pierwszych z listy jechało na BMW 1150 GS, Przemek na KTM 990 Adventure. U mnie wybór pojazdu zależał do Przemka. Jeśli będzie z nami jechał to pojadę na KTMem, jeżeli nie to tak jak pierwsza trójka Kolegów – BMW 1150 GS. Ponieważ wystartowaliśmy cała piątką, pojechaliśmy z Przemkiem KTMami. Aczkolwiek nie ukrywam, że w mojej ocenie najbardziej odpowiedni byłby Dakarek, ale o tym może nieco więcej słów w podsumowaniu.

Jak na dalszy wyjazd, pięć motocykli to już spora grupa. Do tej pory nigdy wszyscy razem nie jeździliśmy, więc mieliśmy pewne obiekcje czy i jak się dogadamy. Czy proces docierania się nie zaburzy planu wyjazdu i czy upragniony urlop nie okaże się koszmarem.

W planach wyjazdowych przewidziane były różne drogi, niekoniecznie asfaltowe. Dlatego Koledzy z Beemek jechali na oponach szosowych i brali ze sobą na wymianę opony kostkowe (głównie TKC 80). KTMiarze ograniczyli się do przedwyjazdowej wymiany standartowych Pirelli Scorpion A/T na Heidenau Scout K60 i pojechali na jednym zestawie. Spowodowało to pewną niepewność w „zespole BMW”. Wynikała ona, w kontekście planowanych dróg, z obaw co do słuszności naszego wyboru i troski o zachowanie możliwości trakcyjnych grupy.

W ramach przygotowania do wyjazdu przejrzeliśmy fora internetowe, Oczkins zarzucał nas książkami i przewodnikami po Gruzji (których wstyd się przyznać, ale jednak nie przeczytałem), oraz pojechaliśmy do Łodzi na Lewarowe gruzińskie slajdowisko. Jak dla mnie najwięcej dowiedziałem się, podczas dwugodzinnej pogadanki, od Lewara. Mianowicie uzyskałem wyobrażenie czego się możemy spodziewać i kilka praktycznych uwag. No ale przecież nie doczytałem przewodników, więc sam jestem sobie winien. Jeśli chodzi o wpisy i relacje na forach, to była dla mnie porażka. Była to po prostu licytacja, gdzie kto był, co widział, gdzie wjechał/zjechał, czego dokonał, jaki to on jest bohater i zaliczanie „Gruzińskiej listy przebojów”. Niewiele praktycznych i przydatnych w wyjeździe uwag. Być może jest tak dlatego, że piszący uważają, że na tak popularnej trasie już wszystko jest jasne i klarowne. Dla mnie nie było. Dlatego w mojej relacji postaram się zawrzeć jak najwięcej praktycznych dla MotoPodróżników informacji. Czy są one przydatne czy też nie, może wypowie się Wojtek który jechał miesiąc po nas po bliskiej trasie przejazdu. Dlatego sorki, ale raczej nie będzie opisów (i zdjęć) zabytków, kolejnych klasztorów, kościołów, katedr, muzeum itp. których staraliśmy się unikać. Nie będzie zaliczania „listy przebojów”. Raczej swobodne, żeby nie napisać wręcz chaotyczne, przemieszczanie się żeby nieco zasmakować Gruzińskich klimatów.

Plan wyjazdu jest prosty. Jedziemy przez Ukrainę i Rosję do Gruzji. Wiemy, ze droga na Krym jest mocno obstawiona przez wygłodniała i żądną krwi Ukraińską milicję, więc jedziemy nieco dłuższą, ale podobno lepszą drogą przez Kijów. Wracamy promem lub przez Turcję. Początkowo planowaliśmy przejazd w obie strony przez Rosję. Ale - ale. W Warszawskim biurze wizowym poprzez które załatwialiśmy wizy do Rosji uzyskaliśmy informację, że ponieważ jedziemy do kraju z którym Rosja pozostaje w stanie wojny to nie uzyskamy wizy dwukrotnego wjazdu. Przepychanka trwała parę tygodni. Ponieważ zbliżał się termin mojego innego wyjazdu, nie mogłem dłużej czekać i stąd decyzja o powrocie przez Turcję lub promem. Jak się okazało nie do końca dogadaliśmy sprawę kierunku jazdy (Koledzy woleli jechać przez Turcję i wracać przez Rosję). Ale ponieważ załatwiałem wizę jako pierwszy, a nie znałem preferencji Kolegów, to pojechaliśmy jak pojechaliśmy.

Z reguły z początkowej listy startowej im bliżej wyjazdu tym mniej osób zostaje. Nie tym razem. Z początkowej piątki wszyscy dotrwali do wyjazdu. Chociaż jak się okazało, to ja w ostatniej chwili mogłem nie jechać. Mianowicie tydzień przed planowanym wyjazdem, wróciłem z innej wycieczki ze sr…ką że palce lizać. Ledwo się wyleczyłem, to przypadłość wróciła ze zdwojoną siłą (mimo że już poprzednio nie było lekko). Sytuacja była na tyle poważna, że pojechałem tylko przez wzgląd na Przemka, który poza mną nie znał innych uczestników wyjazdu. Myślałem sobie: „pojadę ile się da, może wytrzymam ze dwa, trzy dni. Przemek pozna nowych kolegów, zaadoptuje się do stada, a ja spokojnie jeszcze z Ukrainy zawrócę”. Zabrałem więc stosowne do sytuacji leki, suplementy diety, witaminy, minerały, które i tak były do d..py i nie odczuwałem żadnej poprawy.

Ze spraw organizacyjnych. Dzienne przebiegi będę podawał wedle wyliczeń GPS (różniły się od motocyklowych). Będę trzymał się reguły: jednego dnia staram się relacjonować jeden dzień wyprawy. Z wyjazdu wybrałem kilka najważniejszych (niekoniecznie najlepszych) fotek. Będę starał się żeby każdego dnia pojawiła się jakaś fotka.

  • Like 23

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Tej, kurde_e a gdzie ciąg dalszy :shock: ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jutro. :-(

Chciałbym każdego dnia umieszczać relację z jednego dnia wyjazdu.

Ale spoko. Jutro jest już po 24. :roll:

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Ok, poczekam jeszcze te 68min. Tylko bez opóźnień proszę. Gruzji nigdy dość.

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

00:01

czekam na relacje :)

lubie te faktograficzne z praktycznymi wskazowkami, zdjec cerkwi i kosciolow nie lubie... :)

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

14.06.2013r Piątek

Umówiliśmy się na spotkanie w piątek wieczorem w gospodarstwie agroturystycznym „Nadbużańska cisza" MATCZE 52. Miejscówka znaleziona przez Internet, godna polecenia. Mamy kilkuosobowy domek z ciepłą wodą, wyszło nas 50pln/osobę, dosłownie kilkadziesiąt metrów do granicznej rzeki. Na miejsce zbiórki dojeżdżamy w podgrupach (zobowiązania rodzinne, w pracy i takie tam).

P6155382.JPG

Nasz pierwszy nocleg w gospodarstwie agroturystycznym (zdjęcie z rana)

Startujemy z okolic Płocka, o różnych godzinach i jedziemy różnymi trasami. Oczywiście w dniu wyjazdu nie byłem jeszcze spakowany i wyjeżdżam z opóźnieniem. Jadę przez Warszawę skąd zgarniam Przemka i razem jedziemy dalej jak te dwa pomarańczowe Teletubisie w kierunku granicy. Tankujemy w okolicach Chełma, żeby jutrzejszego ranka nie rozpoczynać szukaniem stacji benzynowej. Ostatni 30km drogi z Dorohuska, prowadzi wzdłuż Bugu, granicy, przez las. Wygląda na malowniczą, ale pojawia się mgła, droga nie za szeroka, dziurawa, ze żwirkiem na zakrętach. Do tego zwierzaki, dzieciaki, tubylcy i Straż Graniczna (ostatni spotkany patrol jedzie za nami aż do samego noclegu). Nie ma czasu na podziwianie krajobrazów.

Na miejsce docieramy już po zmroku jako ostatni. Witamy się, wyciągamy z prowiantu, co kto ma do jedzenia i picia i zaczynamy integrację. Zdziwieni? Pierwszy wieczór i już biesiada! Co niektórzy z nas widzieli się pierwszy raz. Musieliśmy się zintegrować, poznać i omówić parę spraw. Bolek mieszka w Irlandii, Przemek w Wawie. Sami stachanowcy i pracusie. Nie znaleźliśmy przed wyjazdem terminu w którym wszyscy moglibyśmy się spotkać. Dotychczasowe ustalenia robiliśmy w mniejszych, przeplatających się podgrupach.

Po pierwsze ustaliliśmy priorytety. Co jest dla każdego najważniejsze podczas tego wyjazdu. Okazało się, że dla Oczkinsa istotny był Elbrus, dla Bolka Grozny, dla pozostałych po prostu jeździć ile się da i gdzie się da, a najlepiej gdzieś w Gruzji i okolicach. Pozwoliło to nam na wstępne ustalenie trasy uwzględniające preferencje i priorytety wszystkich uczestników wyjazdu.

Omówiliśmy kwestię zachowania się podczas kontroli przez milicję. Dominują dwie „szkoły”. Pierwsza mówi, że zatrzymuje się prowadzący. Pozostali jeśli mogą to ………… jadą dalej i za czekają za kilkaset metrów. Zatrzymany prowadzący płaci mandat/łapówkę czy co tam trzeba ze wspólnej kasy. Teoria ta zakłada, że wysokość opłaty zależy od ilości zatrzymanych pojazdów. Druga „szkoła” twierdzi zupełnie co innego. Na wschodzie znane nam reguły cywilizacji zachodniej nie działają. Tam wysokość opłaty nie zależy od tego ilu? i za co?/po co? zatrzymają. Ci których zatrzymają i tak muszą zapłacić za pozostałych. W takiej czy innej formie, niezależnie czy chcą zapłacić czy nie. Po prostu muszą. Jedziemy wszyscy razem, zatrzymujemy się wszyscy razem. Jednego mogą „zadziobać” i zrobić z nim co tylko chcą. W kupie „jest bezpieczniej, kupa śmierdzi, kupy nikt nie ruszy”, a jeśli już to z niechęcią i obrzydzeniem. Poza tym im więcej świadków, tym mniej mogą sobie panowie milicjanci poczynać. Biorąc pod uwagę wschodnie doświadczenia Kolegów, wybieramy opcję drugą.

Ustalamy tempo jazdy – raczej zgodne z przepisami, w granicach zdrowego rozsądku. Godziny ruszania, kwestie noclegów, posiłków, postojów, tankowania (jeśli tankujemy, to tankujemy wszyscy niezależnie od tego ile kto ma w baku i ile jeszcze może przejechać).

Jeśli zatrzymujemy się na założenie deszczówek, to zakładamy wszyscy (jeśli ktoś się decyduje że nie zakłada, to trudno drugiej szansy na założenie nie będzie). Przy zdejmowaniu deszczówek podobnie.

Wyjazd ma być raczej niskobudżetowy, bez szaleństw, pięciogwiazdkowych hoteli, spa, i innych wynalazków. Jeśli tylko będzie możliwość, to priorytetem będzie spanie w namiotach. Grupa rusza, grupa jedzie, grupa się zatrzymuje. Na odcinkach specjalnych dopuszczalny jest, po wcześniejszym ustaleniu, luźniejszy szyk.

Główne decyzje podejmuje grupa i wszyscy się im podporządkowują. Podjęte decyzje są akceptowane przez wszystkich. Bieżące, mniej ważne decyzje podejmuje prowadzący w danym momencie grupę. Jeśli komuś nie odpowiada np. nocleg, to proszę bardzo przejmuje prowadzenie grupy i dalej sam szuka tego noclegu. Wszystko to było już omówione i ustalone przed wyjazdem (poza priorytetami), ale teraz wszyscy razem to sobie powiedzieliśmy i potwierdziliśmy. Wydaje mi się, ze te ustalenia i ich respektowanie spowodowały że podczas wyjazdu nie było żadnych nieporozumień, fochów i jak się na koniec okazało wszyscy miło wspominamy wyjazd. Zmęczeni ustaleniami, ustalmy na jutro godzinę wyjazdu i spanko.

Zgodnie ze wskazaniami GPS przejechałem 389km.

https://maps.google.pl/maps?saddr=Wyszogrodzka&daddr=DW816&hl=pl&ll=51.6998,21.928711&spn=4.181362,7.064209&sll=50.906713,23.998947&sspn=0.132927,0.351562&geocode=FaavIQMdWtIsAQ%3BFYRoCQMdN7ptAQ&oq=zosin&mra=dme&mrsp=1&sz=12&t=m&z=7

  • Like 16

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Zajebiście Mguzzi................. ale daj ze 3 (trzy) zdjęcia na dzień chociaż :-) :beer:

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Fajnie się zapowiada.

Strasznie dużo ustaleń :-D

  • Like 5

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Fajnie się zapowiada.

Strasznie dużo ustaleń :-D

Ja się już pogubiłem, ale..... to chyba też dobrze :-)

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Daniel, wychodzi na to ze następną razą musimy parę rzeczy wcześniej ustalic :-D

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Zajebiście Mguzzi................. ale daj ze 3 (trzy) zdjęcia na dzień chociaż :-) :beer:

chociaz 3, gora 5 :)

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Zajebiście Mguzzi................. ale daj ze 3 (trzy) zdjęcia na dzień chociaż :-) :beer:

No tak.

Później będzie jeszcze gorzej :cry:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Fajnie się zapowiada.

Strasznie dużo ustaleń :-D

Oj tam. Oj tam.

Jakoś musiałem wypełnić cały dzień relacji.

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

15.06.2013r Sobota

Po konsultacjach z Gospodarzami, zamiast cofać się do Drohobycza, jedziemy w kierunku przejścia granicznego w ZOSINIE. Przejście graniczne z Ukrainą kameralne, tylko dla osobówek.

Przed granicą jest kantor, ale jest za wcześnie i nie mają pieniędzy na sprzedaż. W kolejce do przejścia dosłownie 2-3 samochody. Cała odprawa i przekraczanie granicy trwała 30-50 minut. Bez złośliwości, zbędnego przeciągania, niepotrzebnego wytrącania czasu.

Tuż za przejściem po Ukraińskiej stronie jest kantor, ale pan z obsługi odradza nam wymianę walut u niego. Twierdzi że kurs jest niekorzystny, za to parę kilometrów dalej w najbliższej miejscowości kantor ma jego szwagier i tam jest już zupełnie co innego. No cóż nie to nie. Jedziemy do szwagra. Faktycznie parę kilometrów dalej, po lewej stronie jest „pasaż handlowy” – budki spożywcze i kantor, a tuż za nimi stacja benzynowa. Tankujemy na poleconej nam stacji benzynowej z logo lwa (podobnego do tego z Pegouta).

Początkowo planujemy dojechać jak najszybciej do głównej drogi na Kijów. Ale prowadzącemu Oczkinsowi jakoś tak się omsknął palec na mapie, że jedziemy dalej tak jak jechaliśmy. Temperaturę mamy około 25°C, ale od południa bawimy się z deszczem w chowanego. Spod jednej chmury uciekamy i wjeżdżamy w inną. Ogólnie jestem miło zaskoczony. W mijanych miejscowościach i wioskach budynki są murowane (inaczej niż w Rosji), stacje benzynowe ogarnięte, ceny paliwa około 11ichnichpieniązków/litr. W miastach ład i porządek. Nie widziałem specjalnej różnicy z Polską. No może tylko mniej ludzi. No i kwestia toalet. Ze skrajności w skrajność. Albo klasyczny wschód, czyli wiadomo co, albo normalnie. A przypominam, ze ta kwestia miała dla mnie bardzo duże znaczenie.

Ruch drogowy przy większych miastach rośnie. Samochody skromniejsze niż u nas, ale nie ma jakiejś szczególnej zawziętości w kierowcach. Pewnego przyzwyczajenia wymaga sygnalizacja świetlna. Puszki z lampkami nie wiszą, jak u nas, nad jezdnią. Tylko stoją skromnie obok drogi, a światełka mają jakieś takie niemrawe i wyblakłe że na początku w ogóle ich nie dostrzegałem. To znaczy dostrzegałem, ale były takie marne, że odruchowo nie interpretowałem ich jako normalną sygnalizację świetlną. Naprawdę trzeba uważać.

Późnym popołudniem przebijamy się jednak na główną drogę na Kijów i średnia prędkość nieco wzrasta. Przejście graniczne w Zosinie jest godne polecenia, ale jeśli komuś zależy na czasie, to powinien od razu kierować się na główną drogę na Kijów. Pod wieczór zbliżamy do Kijowa. Nie mamy szansy na przejechanie go za dnia, więc szukamy noclegu. Znajdujemy go tuż przed zjazdem na m. TSARIVKA (ok. 90km do Kijowa). Kierując się za drogowskazem zjeżdżamy w boczną drogę w prawą stronę i dojeżdżamy do motelu „Cariv Hutir” nad niewielkim zalewem.

P6155391.JPG

Mają pokoje gościnne, ale jest sobota w środku lata i akurat mają imprezę „wieczór panieński”. Taka mała wprawka przed weselem. Wszystkie pokoje pozajmowane. Ale jest to inicjatywa prywatna, więc właściciel szuka możliwości żeby nas zatrzymać. Różnicy cenowej pomiędzy zaproponowanym miejscem pod namioty, a spaniem na łóżkach polowych w niewykończonej sali grilowej dwoma toaletami nie ma.

P6155395.JPG

Więc wybieramy salę grilową.

Porządna łazienka z ciepłą wodą bez ograniczeń, przy saunie w głównym obiekcie, w cenie. Kolację Koledzy jedzą i zapijają w motelowym barze/restauracji. Twierdzą, ze było naprawdę smacznie. Ja pozwiedzałem lokal (wystrojony fotografiami złowionych w zalewie rybek, między innymi jedno dziwadełko przypominające małego delfina z długim nosoryjkiem - nie mamy pojęcia co to za ryba) zjadłem kromkę suchego chleba, toaleta i spanko. Nie wiem jak to wychodzi cenowo, ale lokal wart uwagi. Czysto, schludnie, miła obsługa, życzliwie usposobiony właściciel, basen, leżaczki, zalew, las. Gdyby nie język obsługi, nie ma możliwości stwierdzenia w jakim zakątku europy się znajdujemy.

Kurcze czemu robiłem tak mało notatek. Dobrze że jeszcze coś pamiętam, resztę dopowiem. Tak naprawdę jestem „na głodzie”, ciągnę na wodzie i zjedzonej ukradkiem, żeby flaki nie widziały, jednej kromce chleba rano i drugiej wieczorem. Na motocykl jakoś wejdę i na nim siedzę, ale to raczej on prowadzi mnie niż ja jego.

Przejechaliśmy 423km, na granicy zegarki przesuwany o 1 godzinę do przodu.

https://maps.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=Nieznana+droga&hl=pl&ll=50.296358,26.773682&spn=4.309662,7.064209&sll=50.344474,29.266548&sspn=0.033632,0.055189&geocode=FRVnCQMduM5tAQ%3BFZguAAMdNY--AQ&oq=Tsariv&mra=dme&mrsp=1&sz=14&t=m&z=7

  • Like 19

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jak już się wyspałeś to pisz dalej ;-)

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Piszesz że droga całkiem całkiem i prawie jak w Europie, trzeba tam było jechać jak ja na Kijów z kilkanaście lat temu, że ja stamtąd wróciłem cały i zdrowy to sam się do dzisiaj dziwie, dlatego robię wielkie oczy jak słucham opowiadań ludzi którzy teraz w tamtych rejonach byli, no ale świat się zmienia tylko człowiekowi niemiłe wspomnienia zostają.

Ps. Zdjęć mało!!

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

16.06.2013r Niedziela

Rankiem idziemy na zamówione śniadanko i niespodzianka. Koledzy jeszcze poprzedniego wieczora zamówili dla mnie na śniadanie miseczkę ryżu z odrobiną masełka. Szczęśliwy, jak mały Wietnamczyk, najadłem się nią na cały dzień.

Szybciutko dojeżdżamy do Kijowa, który w ciągu 30minut objeżdżamy obwodnicą. Sama obwodnica to 3-4 pasy ruchu w jednym kierunku bez linii wyznaczających pasy ruchu.

Zabudowa w okolicach Kijowa to po prostu wybuchowa mieszanka słowiańskiej fantazji, wschodniego rozmachu i czegoś co jest w notatniku nieczytelne ale pewnie miałem na myśli niegraniczone nowobogackie fundusze okraszone lekkim brakiem smaku i wyczucia.

Tuż po zjeździe z obwodnicy, po prawej stronie mijamy cerkiew/pomnik wydaje mi się że upamiętniający rewolucyjne ofiary głodu. Ruch na drodze taki sobie, da się sprawnie jechać. Policji tez tak sobie nie za dużo nie za mało. Po prostu są i łapią za prędkość. Na szczęście kierowcy się ostrzegają światłami. W pewnym momencie wyprzedza nas przeciskając się „na chama/Kurskiego/trzeciego/czwartego/grubość lakieru” biały merolek, którego kilometr dalej zatrzymuje milicja. Gdy ich mijamy, milicjant raźno do niego podbiega. Ale już pięć kilometrów dalej ten sam merolek znowu nas wyprzedza. Albo kierowca merolka jest nietykalny, albo wysoko wypłacalny. O ile poprzedniego dnia był spokój, to dzisiaj w kierowców jakby diabeł wstąpił. Szczególnie tych w dużych terenówkach, ale i pozostali nie zostają daleko w tyle. Po prostu taki dzień.

Tak około 200 kilometrów za Kijowem zmienia się krajobraz urbanistyczny. Płynnie przechodząc w taki postsocjalistyczny radziecki realizm. Pojawiają się drewniane zabudowania, gospodarstwa są skromniejsze. Co nie znaczy że od razu zaniedbane czy brudne. Wzdłuż drogi stoją stragany z wiejską żywnością (owoce, warzywa, jajka, miód).

Dzień jest ciepły i słoneczny.

P6165411.JPG

Następnie w Korsuniu pomnik zwycięstwa Kozaków nad "Lachami" w 1648r. Mijamy kolejno miejscowości Smila, Oleksandrija (przed którą zatrzymaliśmy się w przydrożnej jadłodajni, która była o tyle ciekawa, że gospodarz był weteranem sowieckiej armii i wystrój wnętrza zdobiły wypchane zwierzaczki i inne weterańskie pamiątki, kucharka przybiegła z domu żeby realizować nasze zamówienie – nic wyszukanego jakieś pierożki, a do toalety przechodziło się przez pokój gościnny).

Dniepropietrowsk omijamy obwodnicą kierując się na Solone i dalej w kierunku Zaporoża.

P6165413.JPG

Scenka rodzajowa przy parkingu.

P6165415.JPG

U nas takiego adresu nie znajdziesz: ulica Lenina 23A

Wg GPS po 8 godz. jazdy i 3 godz. postoju (kurcze przecież to niemożliwe żebyśmy przez 3 godziny pili kawę i tankowali paliwo? No tak zapomniałem, że jedliśmy pierożki) na godzinę przed zmrokiem zaczynamy szukać miejsca na nocleg. Około 10km przed Zaporożem, starym zwyczajem dajemy pierwszą w prawo i powoli jedziemy dopóki nie znajdziemy tego czego szukamy. W pierwszej wsi robimy zaopatrzenie w sklepie w jedzenie i picie.

P6175451.JPG

Miejsce na namioty, kierując się wskazówkami tubylców „na skraju wsi za rozwaliuchą ze stawoczkiem”, znajdujemy ze 2kilometry dalej na grobli nad niewielkim rozlewiskiem. Ustawiamy motocykle w szyku obronnym w głębi grobli, rozstawiamy przed nimi namioty.

W międzyczasie Bolek ścina suche drzewo i rozpala ognisko. Kto może ten je i pije.

Uznaję, ze jeszcze dam radę i pojadę dalej w kierunku granicy z Rosją, żeby chociaż zobaczyć morze Czarne.

Z przykrością stwierdzam, że mój Olympus nie robi zdjęć w trybie nocnym.

SAM_1168.JPG

Za to Przemkowy Samsung, owszem tak.

Przejechaliśmy 643km.

https://maps.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=48.681724,33.1143908+to:47.9971423,34.9768096+to:Nieznana+droga&hl=pl&ll=49.088258,32.080078&spn=4.41803,7.064209&sll=48.264913,34.178467&sspn=2.245269,3.532104&geocode=FZguAAMdNY--AQ%3BFfzS5gIdFkn5ASknIW-Z8Z3QQDFtgC1bAruX8w%3BFdZg3AIdKbQVAikTXrzfv3DcQDGrCpua9cMh4A%3BFdhw3AId4kIUAg&mra=dpe&mrsp=1&sz=8&via=1,2&t=m&z=7

  • Like 12

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Piszesz że droga całkiem całkiem i prawie jak w Europie, trzeba tam było jechać jak ja na Kijów z kilkanaście lat temu, że ja stamtąd wróciłem cały i zdrowy to sam się do dzisiaj dziwie, dlatego robię wielkie oczy jak słucham opowiadań ludzi którzy teraz w tamtych rejonach byli, no ale świat się zmienia tylko człowiekowi niemiłe wspomnienia zostają.

Ps. Zdjęć mało!!

U nich się zmienia, u nas też się zmienia. Kto pamięta jakie mieliśmy drogi kilkanaście lat temu?

A o Ukraińskich dziurach w których mieściły się całe samochody też słyszałem.

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

chociaz 3, gora 5 :)

To dzisiaj ze zdjęciami dobiłem do górnej granicy.

Nie za bardzo się rozpędziłem? ;-)

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Wolno jedziesz.

To wyjazd turystyczny, nie wyścig. ;-)

W końcu są wakacje. :-D

Mamy spokojnie i bezpieczne dojechać do celu a potem wrócić cali.

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

To wyjazd turystyczny, nie wyścig. ;-)

W końcu są wakacje. :-D

Mamy spokojnie i bezpieczne dojechać do celu a potem wrócić cali.

Pojedz z nami kiedyś,

Jest czas, są wakacje, bezpieczeństwo, cel jest i wracamy cali....

Tylko ciągle każdy się gdzieś spieszy :-D

  • Like 3

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Pojedz z nami kiedyś,

Jest czas, są wakacje, bezpieczeństwo, cel jest i wracamy cali....

Tylko ciągle każdy się gdzieś spieszy :-D

Zawyżyłbym średnią wieku :?

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

17.06.2013r Poniedziałek

Wstajemy o 6 rano. Okazuje się, że wczorajsza wieczorna decyzja o dniu dziecka była słuszna. Nasze obawy związane z nienaturalnie brązowawym kolorem wody i jej dziwny zapach były w pełni uzasadnione. Mieliśmy możliwość obserwowania porannej kąpieli dużego stada krów.

Ruszamy w drogę.

Wjeżdżając do Zaporoża, na środku jednego z większych skrzyżowań siedzi/leży roznegliżowany pijany w drobiazgi młody człowiek. Który nie jest w stanie wstać, przemieścić się, wykonać żadnego skoordynowanego ruchu. Wszystkie pojazdy omijają go i jadą w swoim kierunku. Nie robi on na nich większego wrażenia. Na nas robi. Ale ponieważ musimy się dynamicznie włączyć z podporządkowanej w dwupasmówkę skrętem w lewo, to nie ma czasu na zrobienie fotek.

Przez Dniepr przejeżdżamy jeszcze zakorkowanym starym mostem. Ale obok widzimy budowaną nową kilkupasmową przeprawę. Kierujemy się drogą E105 w kierunku Melitopola. W Vasyliwka odbijamy w bok na drogę P37 będącą skrótem na Berdjansk. Ten ostatni odcinek drogi jest w porzo. Długie proste, dobry asfalt, można nieco podgonić. Mijamy charakterystyczny słup z motocyklem na szczycie (fotki nie mam).

P6175463.JPG

Ale w zamian jest łabądek.

P6175466.JPG

Podczas przerwy na kawę.

P6175470.JPG

Dalej jedziemy M14 w kierunku Mariupola i granicy z Rosją. Wyjeżdżając z miasta widzimy krajobraz jakby żywcem wzięty z filmy sf/katastroficznego „Rok 2tysiącektóryśtam, jak doprowadziliśmy naszą planetę do zagłady”. Plątanina starych hal fabrycznych, taśmociągów, przewodów, rur wszelkiego rozmiaru. A wszystko to w specyficznym wszechogarniającym brązowym kolorze rdzy uwydatnionym przez słońce wczesnego lata. Niesamowita sceneria. Oczywiście obiekt jest o znaczeniu strategicznym i zdjęć robić nie należy.

Za miastem czeka na nas nagroda.

P6175484.JPG

Widok na Morze Azowskie.

Plan podróży zakładał kąpiel w Morzu Azowskim, ale ponieważ jest jeszcze za wcześnie na biwak, postanawiamy przekroczyć granicę, i poszukać noclegu już w Rosji.

Za Nowoazowskiem, 500-800metrów przed przejściem granicznym z Rosją, po lewej stronie jest stacja benzynowa na której warto się zatrzymać. Wydać ostatnie Ukraińskie pieniążki i zakupić Rosyjskie. Część Kolegów nie uznała za stosowne zakupienie rubli, co odpokutowaliśmy następnego dnia. Mianowicie po rosyjskiej stronie nie ma kantoru. W konsekwencji trzeba szukać banku w mieście, a nie jest to takie łatwe jak u nas.

Na przejściu granicznym przed podjazdem pod szlaban, po prawej stronie jest stoisko samoobsługowe gdzie pobiera się i wypełnia papier „Wriemiennyj wwoz”. Na tablicy jest instrukcja obsługi po radziecku i angielsku. W razie potrzeby tubylcy pomogą. Przekroczenie granicy zajęło nam 1,5 godziny. Bez żadnych złośliwości, nagabywań. Po prostu tyle trwa procedura zaliczania kolejnych okienek. Miłym zaskoczeniem był brak kolejki oczekujących. Podjechaliśmy pod szlaban i okienka „z marszu”. Po przekroczeniu granicy znowu musimy przestawić zegarki jedną godzinę do przodu. Zapomniałem o swoich dolegliwościach i trochę niechcący pojechałem dalej, oczywiście z opcja nawrotki i powrotu.

Kilkanaście kilometrów za przejściem granicznym, tuż za mostkiem dajemy w pierwszą w prawo i dojeżdżamy do wsi nad brzegiem morza.

W sklepie spożywczym robimy zakupy (picie, jedzenie i suszone ryby i kalmary).

P6175499.JPG

Przemiła Pani Sprzedawczyni nakłada dla nas suszone kalmary.

Dalej jedziemy zgodnie ze wskazówkami miejscowych (bezpośrednio za bliźniakiem skręcić w lewo i dojedziecie na plażę). Już po kilkunastu minutach, po przejechaniu przez pas nadmorskich wydm jesteśmy na brzegu morza.

P6175504.JPG

Robimy szybki rekonesans, miejsce wydaje się spokojne, w zasięgu wzroku kilka samochodów, kilka osób „w piaskownicy”, przepłoszyliśmy jakąś parę.

P6175543.JPG

Rozbijamy obozowisko za niską wydmą, kilkanaście metrów od piaszczystej drogi którą przyjechaliśmy i 20-30metrów od morza. Woda nie jest zachęcająca do kąpieli, nie ma klarowności, sprawia wrażenie mętnej i brudnej. Do tego jest bardziej słodka niż słona. Z mapy wynika, że jesteśmy nad Zatoką Taganrodzką do której wpływa pobliski Don. Słońce już nie grzeje, ale całodzienny upał powoduje że wszyscy, mniej lub bardziej zażywamy kąpieli. Rozpalamy ognisko.

Mamy gości. Skuterem podjeżdża dwóch tubylców. Starszy około 60 i Młodszy około dwudziestki. Obaj narąbani jak szpaki. Przyjechali łapać ryby siecią. Ale przedtem wyciągają flaszkę z bimbrem. Ponieważ nie jesteśmy za bardzo chętni do degustacji, radzą sobie sami, ale zostawiają co nice na później. Stawianie sieci wyglądało w ten sposób, ze Starszy wszedł do morza (do 1,5m głębokości) i rozwiesił sieci na tyczkach w poprzek do linii brzegowej. Po godzinie pracy zjawili się przy ognisku jak duchy i zaczęli się rozgrzewać. Okazało się, że starszy to były wojskowy, który stacjonował kiedyś w Polsce (Legnica?).

Ryby (śledzie i byczki) łapią, żeby mieli co jeść. A tak w ogóle to bieda.

Starszy mówi też coś o KONDIUKACH. Nie wiemy co to jest, więc pokazuje ruchy dłonią.

Myślimy że chodzi mu o ryby.

On się denerwuje. Nie, nie ryby. I dalej pokazuje swoje. Tym razem uzupełnione o grubość przedramienia i długość całej ręki . Może chodzi mu o węgorza?

Nie znowu nie to. I znowu pokazuje to samo.

Czy to coś żyje w wodzie?

Nie. I znowu te same ruchy dłonią.

Tym razem unosi górną wargę odsłaniając nieliczne zęby i przykłada do nich dwa rozłożone palce, którymi rusza na bok.

Eureka!

- Wąż?

- Żmija?

- TAK!

NIEDOBRZE.

Pytam się, czy są jadowite.

A ten skubaniec śmiejąc się mówi „Tak jadowite”.

A po chwili dodaje „Ale nie tak bardzo”.

No to nas pocieszył.

Faktyczne, od plaży do skarpy na której jest wioska rozciąga się kilometr niskich wydm, a na drodze widziałem rozjechanego, wysuszonego,

P6185581.JPG

jak się okazało kondiuka.

W podziękowaniu za odwiedziny poczęstowaliśmy ich papierosami, piwem i wodą życia. Zmęczeni drogą, znużeni towarzystwem, zostawiamy naszych gości przy ognisku i chowamy się w namiotach. Rybacy po kolejnej godzinie poszli w morze, zebrali sieci z rybami i zniknęli.

Przejechaliśmy 390km.

Temperatura w dzień 32°C.

https://maps.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=Nieznana+droga&hl=pl&ll=47.070122,36.760254&spn=4.594641,7.064209&sll=47.118037,38.534889&sspn=0.143447,0.220757&geocode=FR8gzwIdw9RLAg%3BFdhw3AId4kIUAg&mra=me&mrsp=0&sz=12&t=m&z=7

  • Like 16

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.

Zaloguj się teraz

×