Skocz do zawartości

Recommended Posts

Dzień 3 (19.09.2014)

Kolejny dzień naszej w bałkańskiej tułaczki to realizacja głównego jej celu jakim była wizyta w miejscowości Theth oraz pokonanie drogi, która do niej prowadzi. Theth położona jest w Albanii w Narodowym Parku Thethit na wysokości około 700 m n.p.m. Jest jedną z najbardziej izolowanych osad w Europie. Po konsultacjach z Icoo oraz kilku filmikach na YouTobe wiemy, że będzie to wymagający fizycznie, dzień. To pewnie, dlatego nie zjedliśmy śniadania!!! :)

A tak naprawdę chcieliśmy jak najszybciej przekroczyć granicę i wjechać do Albanii, do której mieliśmy 35 km oraz znaleźć lokum nad wybrzeżem. Plan w samych swoich założeniach był sprytny, przewidywał śniadanie po drodze, miły hotelik na albańskim wybrzeżu gdzie zwalimy graty przed atakiem na Theth oraz gdzie po powrocie miło spędzimy czas pluskając się w błękicie wody lekko podochoceni regionalnym trunkiem. Planować zawsze warto, jednak często w różnych okolicznościach z dużych planów wychodzi jeszcze większy ich planowy niewypał tudzież rozjazd.

dzie%C5%843.jpg

Granicę przekroczyliśmy w miejscowości Muriqan. (Inaczej niż wskazuje mapa, jaka załączyłem powyżej) Postanowiliśmy, że kierujemy się w kierunku miasta Shkoder a następnie odbijamy w stronę wybrzeża by jak najszybciej znaleźć lokum, które stanie się dzisiaj miejscem wypadowo-rozrywkowym. Optymalnie pada na miejscowość Velipoje do której pozostaje nam około 45 km. Nasz wizyta, w Shkoder była dla mnie ciężkim przeżyciem gdyż pierwszy raz w życiu gościłem w miejscu gdzie przepisy ruchu drogowego, na których się wychowałem były tylko moją imaginacją. A może po prostu nie ma w Albanii przepisów o ruchu drogowym. Tu wygrywa ten, co głośniej trąbi, ma większego i bardziej rozpadającego się mercedesa :-D lub najszybszego osła z zaprzęgiem. Ludzie łażą po drodze gdzie popadnie, jeden na rowerze z kopą siana na plecach, drugi na ośle poganiając biedaczysko rękodzielniczym pejczykiem. Dość ciężko było mi wybałuszać wszystkie moje gały, jakie w jednej chwili wylazły mi wokół mojej łysej łepetyny by ogarnąć otoczenie.

Duszne od dymu powietrze miesza się w upale z fetorem padłych przy drodze zwierząt a chude świnie taplają się w przydrożnym błocie. Zapach palących się koszy na śmieci i składowanego przy drodze obornika uniemożliwiał racjonalne funkcjonowanie mojej percepcji. Gdzie ja jestem? Zadaje sobie pytanie ochlapany gnojem płynącym po drodze przez tylne koło motoru kompana wyprawy. Myślałem, że podczas moich rumuńskich wojaży to właśnie Rumunia i jej „uroki” przydrożnych mieścinek spowitych biedą to wyjątkowo przykry obraz, jaki nakreśliłem w swojej pamięci. Niestety! Albania pobija moje rumuńskie doświadczenia o dużą kupę śmieci.

Wszystko ma jednak swój urok! Myślę i szukam każdych możliwych pozytywów dla miejsca, w którym aktualnie się znalazłem. Jedziemy nad wodę tam na pewno będzie lepiej. Widziałem przecież tyle pięknych zdjęć albańskiego wybrzeża w internecie :)

Czas mija ospale a droga wije się przez małe mieściny pełne leniwych lokalesów o ciemnej karnacji. Przedzieramy się przez łany kukurydzy a ja liczę każdy kilometr, który pozostał nam do plaży. Przecież jest już 11- ta a my oddalamy się od Theth zamiast się do niego zbliżać. Na wybrzeże prowadzi nas okazały bilbord „Palm Resort And Beach”, którego niesiona treść napawa optymizmem. Jest 11.30 docieramy do wybrzeża szukając dogodnego miejsca postoju. Kiszki grają mi marsza a okolica nie zachęca do miłego wakacyjnego wypoczynku. Koszmarne budowle odziane we wszelakie kolory tynków, jakie mieści paleta barw RAL powala mnie, jako budowlańca na moje obolałe kolana. Kurde mam wyrzuty sumienia, bo to ja chciałem i uparłem się by zobaczyć albański brzeg, Paweł chciał ulokować się, w Shkoder by resztę czasu poświęcić Theth. Niestety! :( Smutną i szarą plaże, pustą o tej porze roku obserwujemy z pobliskiego parkingu obsadzonego palmami na obrzeżach, którego śmieci wylewają się za budki spełniającej rolę szalety. Skruszony wykonuje kilka urokliwych zdjęć by pozostał ślad naszej tu obecności i pospiesznie gramolę się na moje, moto by rozpocząć powrót do Shkoder.

Ba%C5%82kany%2B2014%2B160.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B163.JPG

Realizujemy plan Pawła. W centrum miasta Shkoder znajdujemy kilkugwiazdkowy hotel, ilość gwiazdek hotelu raczej nie ma znaczenia warunki jak w naszym PTTK’a, cena 30 Euro za pokój dla 2 osób ze śniadaniem.

Pośpiesznie zwalamy graty pozostawiając na motorach tylko kufry centralne pełniące funkcję technicznych. Jest godzina w okolicach 13 tej. Jesteśmy pod kreską z czasem! Pochłaniam w pośpiechu snickers’a i popijam go wodą, musi mi to wystarczyć na drogę do Theth. Walcząc z lokalnym zgiełkiem wyzbytym wszelkich norm i zasad poruszania się po drodze wydostajemy się z miasta w kierunku celu dzisiejszego dnia.

Białe wzgórza północno albańskich gór witają nas z oddali a my z każdym kilometrem zbliżamy się do ich majestatycznego oblicza. Do Theth pozostaje nam tylko 60 km. Super! Myślę sobie…. Niestety mój optymizm rozwiany zostaje przez świadomość trudności, na jakie możemy tam natrafić. Szybciej, ciaśniej, krócej. Ale co to, tu miał być szuter!!! Przynajmniej tak wynikało ze zdjęć, jakie dużo wcześniej przesłał mi Icoo.

Ba%C5%82kany%2B2014%2B168.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B170.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B179.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B174.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B186.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B189.JPG

Niestety podobnie jak w Rumunii na Alpinie i Fogarskiej taki i tu bezlitosna i czarna jak noc lawa asfaltowej powłoki zalewa piękno dziewiczego dotychczas obrazu. Szkoda! Gdzieś na szczycie jednego ze wzgórzy mijamy asfaltowych szutrożerców i ich maszyny. Nareszcie rozpoczynamy prawdziwie off’owe zmagania z dalszą częścią drogi.

Droga wije się jak spinacz biurowy a luźne kamienie, liczne kałuże i rwące potoczki zmuszają nas do maksymalnej koncentracji, niestety mocno zdrętwiałe i obolałe już ręce odmawiają nam często posłuszeństwa. Droga, mimo że mocno wymagająca kondycyjnie i technicznie jest zarazem lekiem na całe dzisiejsze zło. Głód, odparzoną dupę, bolące kolano i zdrętwiałe ręce.

Ba%C5%82kany%2B2014%2B191.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B194.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B196.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B200.JPG

Na miejsce docieramy koło godziny 16 tej. Miejsce jest magiczne … i ta cisza przerywana tylko szumem rwącej, turkusowej wody. Seria zdjęć, kilka ujęć na resztkach baterii GoPro i dalsze poznanie miejsca, które ciężko ogarnąć wzrokiem. Upojeni urokiem i leniwą ciszą miejsca szukamy czegoś do jedzenia, będzie to nasz pierwszy posiłek od wczorajszej kolacji!!! No, bo przecież, kto by tracił czas na jedzenie jak przed nami takie uroki motocyklowej poniewierki :)

Ba%C5%82kany%2B2014%2B204.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B206.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B211.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B212.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B213.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B214.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B215.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B216.JPG

Wybór nie jest zbyt duży, bo i mieścina mała. Z dwóch knajpek wybieramy tą najokazalszą tuż przy szkole i nieczynnym punkcie ambulatoryjnym szczelnie zakutym przez kraty. Po umyciu rączek w miejscu gdzie król chodzi piechotą i gdzie sika się do dziury w podłodze niecierpliwie czekamy by ktoś z obsługi zwrócił na nas uwagę. Niestety po 40 minutach i kolejnych mętnych izopolifonicznych pieśniach dowiadujemy się, że właśnie upieczony prosiaczek się skończył i najlepiej to pewnie jak byśmy sobie już poszli, bo zawracamy komuś tu głowę. No cóż! Ich prawo. Lokalni mieszkańcy ważniejsi są od przyjezdnych. Coś w tym jest przecież będziemy tu pierwszy i ostatni raz a oni codziennie chcą coś zjeść czy się napić.

Kierujemy się do drugiej a zarazem ostatniej knajpy tuż przy zjeździe z mostu. Miły młody pan proponuje nam rybkę z tutejszej rzeczki lub świnkę z patelni, frytki i szopską sałatę. Decyzja padła na zestaw nr 2 ze świnką oraz bonus, jaki otrzymałem w postaci wypasionej muchy lub bąka usmażonego razem z mięskiem. No cóż menu okazało nietrafnie, urozmaicone muchą jednak zawartość talerza znikła w oka mgnieniu. (Dzięki Pawciu ;-) )

Ba%C5%82kany%2B2014%2B221.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B223.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B222.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B227.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B228.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B229.JPG

Nasyceni zaserwowaną potrawą i opowieścią, jaką sprzedali nam napotkani Polacy o kawie i kałasznikowie, jako narzędziu pomocnym podczas negocjacji cenowych w Albanii rozpoczynamy powrót. Założenie jest jedno….”do góry to Panie dzida! Będzie łatwiej pokonywać wzniesienia, bo zjeżdża się inaczej niż wjeżdża no i zostaje nam godzina do zmroku…trzeba się sprężać”

Cebulowy oddech w kasku po wchłoniętej sałatce przyprawia mnie o łzawienie oczu. Myślę sobie ….”no cebulę to mają tu zacną”

Mobilizuję swoją uwagę na każdym ruchu manetki gazu a ciągły balans ciała uzupełnia enduro’wą ucztę. Z zakrętu w zakręt coraz bardziej ponosi mnie off’owa fantazja, wybijam się na wzniesieniach by oderwać koła od podłoża a operując gazem doprowadzam do lekkich uślizgów tyłu. Ten motocykl stworzony jest do jazdy w takich okolicznościach podłoża.

Ba%C5%82kany%2B2014%2B234.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B236.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B237.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B239.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B242.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B244.JPG

W hotelu jesteśmy w okolicach godziny 19 tej 30 … To był udany dzień, choć jego początek nie napawał nas optymistycznie, co do realizacji założonych celów.

Parkujemy motocykle i prosto kierujemy się do hotelowego baru. Piwo smakuje jak nigdy dotąd, lekko otępiali po jego procentach ostatkiem sił udajemy się do pokoju. Szybki prysznic, schodzimy na dół i poprawiamy poprzednią kolejkę. Na więcej nie mamy sił. Zapominając o zdjęciach hotelu wracamy do naszego ciasnego *** lokum z niedziałającym telewizorem.

Przykrywając się dziurawym prześcieradłem odgrywającym rolę kołdry zapadamy w głęboki i zasłużony sen ……cdn.

Edytowane przez DYROTON
  • Like 18

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Czy ktoś w przyszłym roku pojedzie ze mną do Albanii? Sama się trochę boję...

  • Like 3

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Czy ktoś w przyszłym roku pojedzie ze mną do Albanii? Sama się trochę boję...

Kurde! Doodek. Ja już byłem!!! :-( :-D

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Ależ tam jest ku******wa pięknie... :shock:

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

oj tam, ja tez kiedyś byłam w teatrze, ale to nie znaczy, że mam nie być drugi raz ;)

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dyrotonku to nie byłem ja ;-)

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Umknęło mi jeszcze kilka fotek! Już wklejam!!!! :-D

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dyrotonku to nie byłem ja ;-)

Z jednej strony to szkoda a z drugiej może dobrze bo bym sobie w gębę pluł że nie uścisnąłem Ci dłoni!!!

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

a i ja chciałbym pojechać drugi raz do Albanii, ani razu tam nie byłem ale raz już chciałem :) :P

  • Like 5

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Czy ktoś w przyszłym roku pojedzie ze mną do Albanii? Sama się trochę boję...

Jest taki projekt :D

pozdrawiam

Artur

  • Like 4

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Czy ktoś w przyszłym roku pojedzie ze mną do Albanii? Sama się trochę boję...

Kto wie, co człowiekowi do głowy przyjdzie ;)

Świetna relacja :)!

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzięki Icoo! Dzięki za pomoc i za "zaszczepienie" tym regionem. :beer:

PS

Dla wszystkich których i ja zaszczepiłem Theth! Śpieszcie się ..... "asfaltowi szutrożercy" już tam są!! :evil: :evil: :evil: Urok Theth to także dojazd do tej miejscowości. Kamienisto-szutrowy dojazd. :!: :!: :!:

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień 4 (20.09.2014) Część nr.1

Kolejny dzień naszej albańskiej tułaczki nastaje z porannym wyciem koguta, który pieje niemiłosiernie za oknem naszego hotelowego pokoju. Wycie czy pianie jak zwał tak zwał ciekawą staje się regułą gdyż jest to nasza trzecia bałkańska noc i zarazem trzecia pobudka o tak swoistym i wiejskim charakterze. Skoro kura budzi nas do życia to i jajo na śniadanie dopełnia całe to drobiowe zamieszanie.

dzie%C5%84%2B4%2Bcz1.jpg

dzie%C5%844%2Bcze%C5%9B%C4%872.jpg

Plan na dzisiejszy dzień to realizacja drugiego po Theth z najważniejszych celów naszego pobytu na Bałkanach i zarazem początek powrotu do domu. Musimy dostać się do miejscowości Koman skąd promem przepłyniemy do Fierze i następnie dostaniemy się do Kukes rozpoczynając powrót do domu przez Republikę Kosowa. Plan ambitny, ale realny.

http://mapcarta.com/18755704

Hotelowy wywiad owocuje informacją, że prom odpływa o 10 tej rano z Koman, czyli miejsca, do którego mamy jakieś 53 km od naszego hotelu. Po koguciej arii wstaliśmy dość wcześnie może i dobrze, bo z posiadanych przez nas informacji, jakie uzyskaliśmy dużo, dużo wcześniej wynika ze prom odpływa o 9 tej a nie 0 10 tej jak twierdzi lokalny „profesore”.

Postanawiamy przyjąć naszą wersję, dynamicznie pakujemy się na motory. Mamy jedną godzinę na dojechanie do promu a przed nami nieznana droga. Sugerując się mapą zrobimy ją w 40 minut. Będzie git.

Ba%C5%82kany%2B2014%2B251.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B253.JPG

Niestety! Droga, choć malownicza okazuje się być koszmarnie dziurawa. Startując o 8 rano ze Skodra spóźniamy się na prom 15 minut!!! Jest 9.15, wbijamy się w kamienny tunel by na jego końcu wyjechać wprost na parking, przy którym czeka na nas prom lub bardziej trafne określenie to coś co prom przypomina. Ot taki wodny Frankenstein. :shock:

Ba%C5%82kany%2B2014%2B258.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B259.JPG

Dosłownie czeka wszyscy już siedzą poupychani w dziwnej konstrukcji przypominającej autobus a lokalesi obsługujący prom „rzucają” się na nas i nasze motocykle. Jedni kasują za załadunek 2 euro za dwa motory a drudzy ściągają kufry i wręcz drą maszyny, za co popadnie upychając je na łajbie. Nie pamiętam ile cały proces ten trwał, ale chyba było to max 5 minut!

Pamiętam tylko uwagę jakiegoś Czecha, który przypłyną ze swym motocyklem ze strony przeciwnej bym zamknął oczy podczas załadunku, bo moje moto wygląda na nowe. Po czym na jego twarzy zagościł kwiecisty uśmiech.

Nie patrzeć! Myślę! Mało, trzeba to nagrać …..

Ba%C5%82kany%2B2014%2B254.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B255.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B256.JPG

Uff… Płyniemy. Przed nami 3 godziny rejsu. Motocykle upchnięte gdzieś na lewej burcie a my lokujemy się na dziobie zanurzając nogi w turkusie wody.

Ba%C5%82kany%2B2014%2B261.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B272.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B287.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B264.JPG

CDN....

Edytowane przez DYROTON
  • Like 13

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Nagranie rozumiem będzie... :-)

Pracujemy nad albańskim klipem ale pewnie jeszcze to potrwa. Myślę jednak że zrobię kilka małych filmików np. z załadunku moto czy z drogi do Theth, itp....

  • Like 3

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

no to rychtuj ten film :D żebym się podczas oglądania poczuł jakbym tam był :moto1:sam WIESZ że chciałem :twisted: Może do przyszłego roku nie położą wszędzie asfaltu a widzę że SĄ CHĘTNI to może się uda. Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg relacji .

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Działaj. Szykują sie "wyprawy w poszukiwaniu śladów ubiegłorocznej wyprawy" jak u MontyP.

pozdrawiam

Artur

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień 4 (20.09.2014) Ciąg dalszy

Upchnięci między bańkami z benzyną a workami jutowymi z bliżej nieokreśloną zawartością chłoniemy otaczające nas widoki. Dziesiątki zdjęć i liczne ujęcia z kamer GoPro wzbudza na łajbie duże zainteresowanie lokalesów. Każdy z nich patrzy na nas jak na kosmitów. Ale czemu???

Opłacamy nasz rejs za bagatela 25 Euro od motocykla i już spokojnie możemy podziwiać tutejsze widoki.

Szukając podobieństw miejsca odgrzebuję w pamięci rejs promem przez jeden z norweskich fiordów, jaki odbyłem kilka lat wcześniej. Pamiętam, że siedziałem tuż przy burcie a otwartą z wrażenia japę zatykał mi wszechogarniający mnie wiatr… niestety szybko wracam na ziemię widząc dziesiątki, setki a nawet tysiące pływający jak spławiki plastikowych butelek i przeróżnych śmieci. Z każdą minutą rejsu zastanawiałem się, czemu? Czemu nikt w tym kraju nie docenia i nie szanuje bogactw, jakimi obdarowała ich natura?

Czas mija bardzo szybko. Wpływamy do pięknego kanion, w którym łyse od roślinności, pionowe góry bezczelnie dominują nad resztą otoczenia a nasza mała kosmiczna łódeczka wyklepana ze starego autobusu przedziera się przez turkusowe szambo wody. Co jakiś czas spoglądam na nasze motocykle upchnięte ciasno przy burcie i dumny jak paw cieszę się w duchu z miejsca, w jakim się znajduję.

Ba%C5%82kany%2B2014%2B270.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B277.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B309.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B328.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B330.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B284.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B272.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B276.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B367.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B280.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B285.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B307.JPG

Foto w znanym Wam klimacie. Stoner pozdrawiam!

Ba%C5%82kany%2B2014%2B333.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B335.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B337.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B346.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B351.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B369.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B373.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B382.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B388.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B391.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B392.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B398.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B405.JPG

Rejs upływa nam bardzo szybko. Dopływamy do Fierze gdzie w pośpiechu rozładowujemy nasze motocykle, analizujemy dalszą trasę i rozpoczynamy powrót do domu.

Podczas rejsu dowiadujemy się od płynącego z nami lokalesa dość płynnie posługującego się jeżykiem angielskim, że trasa do Kukes jest bardzo przyjemna widokowo. Taki obieramy, więc cel dalszej naszej podróży.

Ba%C5%82kany%2B2014%2B408.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B413.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B414.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B417.JPG

Zaczyna się chmurzyć w pośpiechu przywdziewamy nasze przeciwdeszczowe kondony i pożeramy każdy kawałek krętej jak domek ślimaka drogi.

Droga z Fierze do Kukes była jedną z najpiękniejszych dróg, jakimi jechałem. Setki zakrętów usłanych w na łonie czerwonych skał wprawiało nas w osłupienie a ciasne zakręty jeden po drugim zmuszały nas do dużego skupienia. Zroszona przez leniwie opadającą mżawkę droga staję się coraz to bardziej śliska a tu każdy zakręt styka się z następnym swoją krawędzią.

Do autostrady mamy lekko ponad 140 km czas mija nam powoli. Kilometr za kilometrem, minuta po minucie. Jesteśmy rozdarci między odczuciem pośpiechu i potrzebą przejechania jak największej ilości kilometrów a nieodpartą chęcią jak najdłuższego upajania się otaczającym nas motocyklowym rajem.

Ba%C5%82kany%2B2014%2B424.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B423.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B429.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B432.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B437.JPG

Po kilku godzinach wbijamy się na nudną autostradę, która doprowadza nas do granicy z Kosowem. Po drodze pochłaniamy dziwną fasolową polewkę z kawałkiem wieprzka, która przygotował nam młody lokales, który jeszcze kilka minut wcześniej przeganiał swoje krowy z głównej drogi prowadzącej do przejścia granicznego z Serbią.

Ba%C5%82kany%2B2014%2B439.JPG

Po kilkuminutowej wymianie zdań na temat Putina i graniczenia naszego kraju z jego folwarkiem dostajemy się na przejście graniczne. Zaczyna mocno padać! Ospały i znudzony życiem celnik lekceważy naszą zieloną kartę i nakazuje nam zakup ubezpieczania naszych motocykli za bagatela 20 Euro.

Przez Republikę Kosowa przejeżdżamy dość szybko. Może jest spowodowane sugestią młodego Albańczyka, który odradził nam nocleg w okolicach Prisztiny. „Fajne macie motocykle” mówił „szkoda by ich było ….”

Nieprzyjemnie pada deszcz, robi się chłodno a zmrok zapadł już jakiś czas temu. Tuż za granicą szukamy noclegu, po kilku podejściach odbijamy w bok od wytyczonej przez nas trasy by dotrzeć do miejscowości noszącej nazwę Kursumlija.

Ba%C5%82kany%2B2014%2B449.JPG

Jak na warunki Serbskie lokum jest dość nowoczesne i bardzo przyjazne. W pośpiechu i przed prysznicem spożywamy przywiezioną z Polski nalewkę o smaku czarnej porzeczki. Wstyd! Wstyd by do domu przywieść nienaruszoną butelkę tak zacnego trunku.

Odurzeni procentami porzeczkowego specyfiku sprawnie jeden po drugim zapodajemy sobie prysznic by tak wyrychtowani udać się na nocne zwiedzanie miejscowości.

Smaczne i orzeźwiające lokalne piwo smakuje jak nigdy dotąd. Niestety dzisiaj także nieudało się nam zjeść kolacji. No może mi ;-)

Po przejechaniu 440 km i trzech godzinach rejsu po albańskich fiordach grzecznie kładziemy się spać.

Cdn….

  • Like 17

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Trasy SH22 i SH23 są po prostu zajebiste! :D Pamiętam ile czasu mi zajęło wertowanie internetu oraz map żeby przygotować zarys 14 dniowego wyjazdu tam ;) Te przygotowania i oczekiwanie na wyjazd, są tak samo fajne jak sam wyjazd :)

Świetne fotki :)!

  • Like 3

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień 5 (21.09.2014)

Dzień piaty naszej bałkańskiej polatanki to kolejny dzień powrotu. Poranek napawa optymizmem, choć przed nami nuda autostradowych kilometrów. Przejazd przez Serbię do granicy z Węgrami a tam tyle dojedziemy na ile pozwolą nam nasze odparzone 4 - ry litery.

Ba%C5%82kany.JPG

Hotel, w którym ulokowaliśmy się wieczorem nie serwuje nam śniadanka, ale zapewnia je pobliska knajpka w cenie noclegu.

Wstajemy dość wcześnie jak na wczorajszą wybuchową mieszaninę nalewki porzeczkowej z serbskim piwnym wyrobem. Kierujemy się, więc energicznie do wskazanej jadłodajni na poranne, co nieco by ponownie przekonać się, że w tym regionie europy turysta na swoja kolejkę poczekać grzecznie musi.

Sympatyczne panie oraz pan o charakterystycznym odorze pachy popijając kawkę i dopalając ramkę ichnich cygaretów sugerują nam cierpliwe oczekiwanie. Po 45 minutach, jako ostatni z wizytujących w tym czasie knajpkę otrzymujemy wybraną wcześniej potrawę. Wybór nie był trudny gdyż w ramach hotelowego porozumienia przysługiwała nam „kanapka” lub omlet. Wybór padł na to drugie. Dość obfity jak na moje przyzwyczajenia omlet skomponowany z jaj, tłustej szynki i słonego sera posypanego na wierzchu nasycił nas do granic możliwości strawienia.

Ba%C5%82kany%2B2014%2B450.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B452.JPG

Po obfitym śniadaniu rozliczamy się z właścicielem hotelu uiszczając 30 euro opłaty za pokój dla 2 osób z omawianą już poranna strawą. Pakujemy się na nasze konie i rozpoczynamy nudną „jak flaki z olejem” podróż.

Na Węgry dolatujemy w okolicach godziny 16 tej za nami 550 km, więc czas zacząć rozglądać się za jakąś gorącą sadzawką i miłym hotelikiem w pobliżu. Z tych dwóch ambitnych na tą chwile planów udaje nam się znaleźć tylko miły i pusty od gości hotelik. W niełatwy sposób (dzięki tłumaczowi Google) udaje nam się dojść do porozumienia z młodym Węgrem, co do ceny naszego lokum oraz zawartości znajdującej się w karcie win.

Niestety wybór wina a może bardziej jego cena zmusza mnie szybkich odwiedzin w Tesco gdzie zakupuje po zestawie uwzględniającym nasze upodobania.

Po szybkim prysznicu oraz stwierdzeniu, że nie ma w europie żadnego programu telewizyjnego ani żadnej stacji, w której możemy obejrzeć finał siatkówki mężczyzn (Polsat rządzi) udajemy się przed hotel do pobliskiego ogrodu celem spożycia wcześniej zakupionego trunku.

Ba%C5%82kany%2B2014%2B457.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B458.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B462.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B464.JPG

Za każdą szklaneczką wyśmienitego trunku czas mija nam bardzo miło i nawet nachalność tutejszych komarów nie jest w stanie przerwać nam tej wieczornej degustacji.

Po kilku chwilach popadając w głód postanawiamy wyczyścić do zera nasze wyprawowe zapasy urozmaicając je wyborną cebulką i zmrożonym pomidorkiem zakupionym w restauracyjnym barze u lekko już znudzonego swoją pracą młodego człowieka.

Wszystko smakuje wybornie!

Ba%C5%82kany%2B2014%2B466.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B468.JPG

Dochyliwszy naszą baterię do samego końca utylizujemy puste butelki w pobliskim koszu na segregowane śmieci (witamy w UE) i z uśmiechem na ustach udajemy się w kierunku naszego pokoju.

Cdn…..

Edytowane przez DYROTON
  • Like 12

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Witaj, jakoś nie mogę spać (jest 5,30 wiesz gdzie) myślę poczytam moze to przyniesie jakąś drzemke ale nie, ale nie Twoja relacja przyniosla odwrotny skutek. Po prostu rozbudzila mnie na dobre. Z pełną odpowiedzialnością powtórzę że masz talent literacki, trzeba go tylko doszlifować przy kilku butelkach n.p. pisco :-) lub innego trunku. Czekam jeszcze na film.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Witaj, jakoś nie mogę spać (jest 5,30 wiesz gdzie) myślę poczytam moze to przyniesie jakąś drzemke ale nie, ale nie Twoja relacja przyniosla odwrotny skutek. Po prostu rozbudzila mnie na dobre. Z pełną odpowiedzialnością powtórzę że masz talent literacki, trzeba go tylko doszlifować przy kilku butelkach n.p. pisco :-) lub innego trunku. Czekam jeszcze na film.

oj tam , oj tam lecisz gdzieś na koniec świata.....klimat suchy i po prostu pić Ci się chce!!! :drinkbeer: :drinkbeer: :drinkbeer:

Nie bądź taki odpowiedzialny tylko wracaj to się napijemy normalnej polskiej wódki a nie jakieś tam pisco srisco ....... :beer: :beer: :beer:

Dziękuje :!: :!: :!:

PS

Bier se co na sen :-D :-D :-D

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień 6 (22.09.2014)

Dzisiejszy dzień jest ostatnim w naszej wyprawie. Do domu pozostało nam 490 km, dlatego leniwie i bez zbędnej spinki pochłaniamy wypasioną jajecznicę i dalej ogarniamy się przed startem.

dzie%C5%84%2B6.jpg

Pogoda tego dnia przeplata się miedzy słońcem a deszczowymi chmurami niestety zapowiedzi pogodowe informują nas, że w dalszej części dnia dopadnie nasz deszcz. Dlatego też ja już od „progu startowego” wdziewam przeciwdeszczowe wdzianko.

Wczoraj do miejsca noclegu dolecieliśmy na oparach, dlatego wieczorem zlałem resztę paliwa z zapasowego kanistra, co pozwoliło mi „zaoszczędzić” na powrocie kilka złotych i bez obawy dojechać do najbliższej stacji. Pawłowi niestety się to nieudało. Tuż po starcie w okolicach godziny 9 tej już na autostradzie Pawła GS gaśnie i cichutko zatrzymuje się na poboczu autostrady. Kurde, co jest ??? Kontrolka paliwa szwankowała u niego już wcześniej tak jak i u mnie. Ot taki Ci urok tych naszych bawarskich ślicznotek. Jechaliśmy na km czyli po 350 – ciu tankujemy. Teraz jednak komputer jego BMW – ki troszkę przegina, bo wskazuje ½ bak. Jestem pewny, że to paliwo! Szkoda, że wieczorem rezerwowy bak, który wiozłem ze sobą przez prawie 3000 km dzisiaj jest pusty!!! Przecież zlałem go wczoraj do mojego motka. Bez zastanowienia zjeżdżam z autostrady w poszukiwaniu stacji. Po kilku chwilach docieram do miejsca zjazdu, za którym dostrzegam jedną z nich. Tankuje się na max’a oraz uzupełniam kanister. Docieram do Pawła. Tankujemy! Moto odpala na dyk. Możemy jechać…..

Niestety po kilku chwilach dopada nas deszcz i porywisty wiatr. Nie wiem, co jest gorsze czy ulewny deszcz czy bardziej wiatr, z którego porywami przychodzi nam się zmagać. „Miota nami jak szatanami” a z każdym kilometrem przybliżającym nas do domu spada także temperatura powietrza. Ulewa narasta a wiatr robi z nami, co chce! Tumany wody wznoszone w górę przez rozpędzone samochody powodują, że jazda staje się dość niebezpieczna. Musimy zwolnić do max 100 km/h gdyż każdy wyprzedzany tir w takich warunkach to istne starcie Dawida z Goliatem, z którego jednak nie łatwo, ale za każdym razem udaje nam się wychodzić obronna ręką (tak jak Dawidowi, zresztą)

Dolatujemy do Słowacji. Stajemy jak zawsze na pierwszej stacji za granicą by dygocząc z zimna pochłonąć jakąś kawę i kanapki, jakie udało nam się przygotować podczas śniadania. Ubieramy grubsze i cieplejsze wdzianka, wykręcamy rękawiczki z wody i odpalamy nasze rumaki, wcześniej ustawiając grzane manetki na MAX.

Tuż przy granicy z Polską pogoda lekko się poprawia. Deszcz ustępuje a słońce niemrawo przedziera się zza chmur. Jak zawsze, gdy jesteśmy na Słowacji tak i teraz postanawiamy wciągnąć nosem [wyprażany syr z hranolkami i tatarską Omanką]

Ba%C5%82kany%2B2014%2B472.JPG

Ba%C5%82kany%2B2014%2B473.JPG

Miła pani kelnerka zagajając rozmowę mówi, że ona i jej mąż też jeżdżą na motocyklu. Przysiada się do nas by po chwili zadać pytanie.

„…to gdzie dzisiaj jeździliście?”

Pyta się. A my na to, że wracamy z Albanii odpowiadamy przeżuwając lekko zimny już słowacki przysmak.

„O Boże!”

Odpowiada zdumiona.

„A gdzież to w ogóle jest!!!”

Pyta. Opowiadając jej krótką historie naszej wyprawy dojadamy do końca [hranolki] i dopijamy colę by następnie miło się z nią pożegnać.

Do domu dolatujemy przed godziną 16 tą tak jak przystało na dobrego męża, który wraca do domu z pracy. No może różnica jest tylko w powitaniu, bo zazwyczaj jest milsze niż dzisiaj!!!

No cóż trzeba odpokutować i oswoić się z fochem. Jednak warto było!!!!

Przejechaliśmy 3045 km w 6 dni. Często tankowaliśmy i mało jedliśmy, ale to pewnie, dlatego że żywiło nas otoczenie, z jakim za każdym km dane nam było się zapoznać.

Dziękuję Pawciu za kolejną świetną wyprawę!!!

Relacje moją rozpoczynałem mając jedną sprawną na 100% nogę, bo druga była jakby jej niebyło dzisiaj kończąc te bałkańskie wypociny także mam tylko jedną nogę sprawną, w 100% ale druga się już goi by móc tej pierwszej dorównać.

Miałem kończyć tą relacje w szpitalu, w którym poddałem się przeszczepowi i rekonstrukcji wiązadeł krzyżowych mojego kolana. Bardzo chciałem, ale się nieudało! Czemu? Na to pytanie odpowiedz znają tylko Ci, którzy przeszli taki lifting!!!! :-( :-( :-( :-D

IMG_3441.JPG

Pozdrowienia i do następnej relacji. ;-)

Edytowane przez DYROTON
  • Like 16

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.

Zaloguj się teraz

×