Skocz do zawartości
Jagna

Andalucía 2009

Recommended Posts

Ciepełko bije ze zdjęć i Twej opowieści . To lek na zimową depresję.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Czytam i oglądam na dyżurze i od razu czas płynie szybciej. Super wspomnienia. Gratulacje no i czekam na cd... w końcu dyżurów mam od groma i trochę a nie lubię sie nudzić :lol:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Po tych wszystkich perypetiach z kluczami (chyba godzinę nam to zajęło) padamy wieczorem na twarz. P. jeszcze sennie w łóżku mamrocze: "Jak myślisz, jak Xena (alarm na tarczy w GSie) zacznie w nocy wyć, to usłyszymy z tego drugiego bloku?".

Jak już wspomniałam, w Torrevieja Hiszpanów (i Hiszpanii) brak. Trochę żałujemy, no ale kto to wiedział, rezerwując nocleg via Internet. Mieszkanko jest jednak ok, klima działa, 2 pokoje na 2 osoby - rozpusta po prostu. Miała być i jest pralka, więc odkopujemy proszek do prania (czy już wspominałam, że kufry bmw mieszczą wszystko?) i robimy wieeeelkie pranie wszystkiego. Widać, że wynajmowane jest wielu różnym nacjom, bo w łazience wisi dość długi text o tym do czego służy i jak należy używać zasłony po prysznicem. Czyżby Amerykanie tu bywali :lol:

Okoliczne domy i mieszkania są w całości wykupione przez Brytyjczyków i Szwedów oraz innych "ludzi północy". Wszystkie napisy po angielsku, gazety też. Z jednej strony plus - w końcu rozumiemy, co do nas mówią i gazetę można przeczytać, ale my chcieliśmy do Hiszpanii.... :cry:

Lekarstwo na powyższe jest jedno - trzeba jechać w bok :lol: Na pierwszy rzut wybieramy skok na południe do prowincji Murcia, a dokładnie miasta Cartagena. Po drodze mijamy kilka takich fajnych budowli, charakterystycznych dla tego regionu:

561403390_2a2aa3bc2d_o.jpg

Szkoda tylko, że większość w takiej rozsypce...

Po drodze lekki szok klimatyczny. Ogólnie w Walencji jest już chłodniej (czytaj 35 stopni zamiast 40). Ale nagle zjawiają się chmury. Deszczowe!!! Kondomy mamy, ale zostawione w mieszkaniu, bo z założenia miały być ewentualnie na podróż powrotną koło 15 września przez Niemcy i Polskę. A tu coś kapie :evil: Ale na szczęście przez jakieś 5 minut.

Cartagena to dość stare miasto. Podoba mi się opis w przewodniku: Założona w 227 p.n.e. przez Fenicjan, II w p.n.e. opanowana przez Rzymian, od V w. n.e. Bizancjum, VI w zdobyta przez Wizygotów, w VIII w przez Arabów, od XIV w w końcu hiszpańska :lol:. To się nazywa zmienność losu! Zachowały się zabytki właściwie ze wszystkich tych epok.

Katakumby wczesnochrześcijańskie:

IMG_5463.JPG

Rzymski amfiteatr, odkryty kilkanaście (!) lat temu. Był tak szczelnie zabudowany domami, że nic nie było widać...IMG_5483.JPG

Amfiteatr jest największą atrakcją miasta i widać go z daleka. Jak widać na zdjęciu jest na górce. Prowadzi do niego mnóstwo schodów. No to idziemy. Jak już ledwo dyszymy na górze schodów, to okazuje się, że nie tędy droga. Wysoki płot. No to na dół i z lewej. Na górze to samo. Do cholery ciężkiej, w środku są ludzie. Jak tam wleźli?? Dlaczego nie ma żadnego napisu "entrada"?? Jest tylko "salida" i pan ochroniarz, który krzyczy, że tu jest tylko i wyłącznie salida. No go gdzie ta entrada???? Lituje się nad nami jakiś ciut-anglojęzyczny turysta i tłumaczy, że mamy iść na rynek. Ale ja nie chcę na rynek (który jest 200 m w drugą stronę) tylko do amfiteatru!!! Mamy dość. W końcu z boku też coś widać. Idziemy na ten rynek. A tam napis "anfiteatro entrada"... Wejście było przez podziemny tunel z muzeum, które było na rynku....

Do tego fajny port, fajne knajpki (paella smakuje tylko w Hiszpanii, i to tylko tam, gdzie widać morze, z którego pochodzą jej składniki). Pomnik zmartwionego marynarza (tylko czym?)

IMG_5487.JPG

A samo miasto też klimatyczne, jako w Hiszpanii. Zdjęcie pod tytułem roboczym "Los Balcones"

IMG_5466.JPG

Z Cartageny wracamy wybrzeżem, zaliczając największą atrakcję turystyczno - przyrodniczą Walencji: Mar Menor, czyli lagunę oddzieloną od Morza dwoma mierzejami (coś jak Hel x 2). Fajne, tylko nic nie widać spoza 20to piętrowych hoteli... wrrrrr...

IMG_5506.JPG

Mierzeje tak wąskie, że mieszczą akurat drogę oraz 2 rzędy hoteli po bokach...

Wieczór chcemy spędzić nad basenem, który "przynależy" do naszego apartamentowca. Całkiem spory, nawet popływać się da. Kocyk, piwo, książka pod pachę - idziemy. W wodzie jakieś 5-6 chłopa mocno podpite. I język też jakiś znajomy, a w szczególności słówka na "k" oraz "ch", Jakoś nie nabieramy ochoty na polsko-polską integrację, a w zasadzie lekko wstyd się nam robi, bo inni dyskretnie basen opuszczają. Na szczęście książka, którą czytam jest po niemiecku i mogę się czuć bezpiecznie 8-)

Niestety nie na długo, bo kiedy do moich uszu dochodzi pieśń "Falubaz pany", to nie mogę powstrzymać się ze śmiechu i czas na ewakuację (a jesteśmy rodowitymi zielonogórzaninami...)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Chyba was rozpuściłam :lol:

Ja jeszcze mam inne rzeczy do roboty niż stukać w klawiaturę :lol: jakaś hala w Gorzowie czeka na dokumentację podłoża :oops:

Dla przykładu: na forum afryk się śmieją z Sambora, że dopiero jak mu się uzbiera strona-dwie komplementów i próśb o ciąg dalszy, to on coś wrzuca :lol:

Nie żebym też tak chciała ;)

A co będzie, jak już do domu wrócimy? Poprzednią wyprawę mam zacząć opisywać? :mrgreen:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Nawet smuty z kombinatu wakacyjnego sprzedajesz, tak, że "o ja Cię kręcę". ;) Więc coś tam masz do opowiedzenia. Najfajniejsze, że pisząc o zwykłych, najprostszych sprawach robisz, to w sposób barwny i zjednujący Ci grono wiernych oraz bardzo niecierpliwych czytelników. Coś na kształt sienkiewiczowskiej Trylogii, publikowanej przed książkowym wydaniem, w gazecie. Społeczeństwo wówczas się domagało i teraz także się domaga. Wtedy było ku pokrzepieniu serc...teraz też wygląda, że ku temu samemu. :lol:

Pisz niewiasto! Pisz i nie dyskutuj, bo przyjedziemy z pikietą do ZG i będziesz musiała opowiadać na żywca, a na żywca trudniej. :lol:

Miej litość nad Bawarką, która gotowa uschnąć na dyżurze. Twoje zdrowie i Twoich czytelników, czyli także moje. :lol: :beer: :beer: :drinkbeer:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Jakoś nie nabieramy ochoty na polsko-polską integrację, a w zasadzie lekko wstyd się nam robi, bo inni dyskretnie basen opuszczają. Na szczęście książka, którą czytam jest po niemiecku i mogę się czuć bezpiecznie 8-)

Niestety nie na długo, bo kiedy do moich uszu dochodzi pieśń "Falubaz pany", to nie mogę powstrzymać się ze śmiechu i czas na ewakuację (a jesteśmy rodowitymi zielonogórzaninami...)

Też bym się z takimi nie dogadał. Kibicuję Polonii Bydgoszcz :lol:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Jakoś nie nabieramy ochoty na polsko-polską integrację, a w zasadzie lekko wstyd się nam robi, bo inni dyskretnie basen opuszczają. Na szczęście książka, którą czytam jest po niemiecku i mogę się czuć bezpiecznie 8-)

Niestety nie na długo, bo kiedy do moich uszu dochodzi pieśń "Falubaz pany", to nie mogę powstrzymać się ze śmiechu i czas na ewakuację (a jesteśmy rodowitymi zielonogórzaninami...)

Też bym się z takimi nie dogadał. Kibicuję Polonii Bydgoszcz :lol:

Kurcze, a ja zawsze w rozkroku, bo tak samo blisko do ZG jak i Gorz. Wlkp. Jednak z rodzinnych względów bliżej serca była STAL. :lol:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Fantastycznie to wszystko opisane.Podziwiam styl i nabieram ochoty na więcej.Za oknem śniegu mnóstwo więc człowiek spragniony motocyklowych wrażeń. :lol:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Suuuuuuuuuuperrrrrrrrrrrrrrrr opisy i fotki, czekam na ciąg dalszy

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jagienka - strona już się chyba uzbierała :lol:

wrzucaj resztę bo fotki i Twój opis są rewelacyjne.

a co do hali w Gorzowie - robota nie zając-nie ucieknie :lol: - Czy Ty może jakąś Geolożką jesteś ?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
robota nie zając-nie ucieknie

Robota pewnie nie, ale inwestor może tak :| Co mu powiem, że w Andaluzji byłam :lol:

Czy Ty może jakąś Geolożką jesteś ?

O jak ja sobie cenię tę gender-poprawność !!! Właśnie geolożką jestem a nie geologiem!

Hala na ukończeniu, jeszcze tylko malutkie obliczenia stateczności skarpy nad Bobrem i mogę dla Was pisać dalej :lol:

A propos : jak ładnie wyglądają nasze avatary jeden pod drugim!!! nawet rocznik ten sam!

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Wieczór spędzamy na balkonie, "delektując" się polskimi śpiewami dochodzącymi znad basenu. Do tego krótki spacerek nad morze. W Torrevieja mamy tylko 4 noclegi, więc za dużo czasu nie zostało. Ale w zasadzie okolica nie bardzo nadaje się do wycieczek, więc nie ma za bardzo czego żałować. Niestety z 16 dni urlopu aż 6 to przeloty... Że też człowiek musi mieć takie a nie inne hobby...kupiłoby się wycieczkę samolotem i byłoby się w Alicante po 4 godz...

Postanawiamy jeden dzień pojeździć, a drugi, zgodnie z ogólnie panującymi tendencjami, pobyczyć się na plaży. W dodatku znaleźliśmy na balkonie maty plażowe - grzech nie skorzystać (BTW : poprzedniego lata kupiliśmy takie mini- maty w Grecji i wróciły z nami do kraju. Doskonale się wpasowały pod tylny kufer :lol: ale oczywiście zostały w domu :evil: )

Wybieramy obiekt z listy Unesco (nie wiem już który z kolei) - ogrody palmowe w Elx, czyli Huerto del Cura. Jak ogród, to może będzie cień? P. się pyta, czy będą kury :lol:

Ogród imponujący rozmiarami nie był, ale ogólnie cały gaj to podobno największe skupisko palm w Europie:

IMG_5539.JPG

zawartość owszem, owszem, przynajmniej dla mnie. P. się chyba lekko nudził:

IMG_5535.JPG

a ja rozpoznawałam kaktusy z domowej kolekcji, tylko duuużo większe :twisted:

IMG_5525.JPG

Ogólnie dopadło nas lekkie zmęczenie/znudzenie i kolejne 2 godziny spędziliśmy nad kawą na rynku w Elx (albo Elche, bo tu nazwy były dwujęzyczne, po hiszpańsku i walencku? walencjańsku?)

Podjechaliśmy jeszcze do Parque Natural de La Mata y Torrevieja , czy słonej laguny. Fajnie to wygląda, ale raczej z lotu ptaka. Podejść za bardzo nie można, bo podobno się flamingi wystraszą. Parking hen, hen od laguny, wstęp pieszo lub rowerem. Szybki test szerokości bramki wjazdowej (jak przejdzie kierownica, to przejdzie i silnik (boxer!), czyli całe moto) , nikogo nie ma, jedziemy.

IMG_5548.JPG

Niestety ścieżka biegnie dość daleko od samej wody, i tylko się domyślamy, że te różowe plamy na horyzoncie to flamingi... Nie decydujemy się na jazdę "na szagę" bo to w końcu rezerwat a my i tak już chyba mocno przpisy łamiemy :?

Jeździmy jeszcze trochę "dookoła komina" , ale jakoś nic szczególnie interesującego się nie trafia.

Następny dzień do południa spędzamy na plaży (wybaczcie brak zdjęć, ale to niestety typowa plaża z hotelami dookoła)

usiłując znaleźć jak najmniej zaludniony kawałek. Ech, greckie plaże... Kilometry piachu (albo kamieni) były tylko nasze...

Po obiadku ostatnie zakupy (czyli ile puszek z małżami, ośmiornicami itp. można wrzucić do kufra ponad to, co przewidział producent), ostatni rzut oka na miasto ( w sumie nasz apartamentowiec stoi daleko od centrum), snobistyczną z lekka marinę o zachodzie słońca:

IMG_5565.JPG

Ostatnie zdjęcia w temperaturze ponad 30 stopni na rok pański 2009:

IMG_5568.JPG

i powoli trzeba się pakować. Przed nami ok. 2600 km do domu. Ale jeszcze kawałeczek Prowansji chcemy zobaczyć przy okazji. O ile się dogadamy po francusku;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Po wysiłku fizycznym (1 km w basenie) mogę przejść do wysiłku umysłowego.

Raniutko ruszamy na północy wschód, czyli ku domowi. Etap pierwszy równiutko 1000 km do Avignon. Jakoś tak mi się ładnie ten Avignon kojarzy z mostem (byle nie z piosenką Kombii...) i chcemy to zobaczyć. 1000 km autostradami, czyli tak liczymy 7-8 h. Ale nie wzięliśmy pod uwagę, że jest weekend, a my jedziemy wzdłuż wybrzeża... Chyba pół Francji się tam wybrało.... W okolicy Narbonne zaczynamy żałować, że żałowaliśmy kasy na AutoZug, bo właśnie w Narbonne władowalibyśmy moto w zug i obudzilibyśmy się prawie w domu, czyli w Berlinie... A tu korek przed nami, totalnie stojący , na jakieś 20-30 km. Wszyscy wiemy, że moto się zasadniczo mieści między autami, ale R1150GS mieści się jakby nieco mniej. Ogrania nas lekkie zwątpienie, czy boxer to aby na pewno najlepszy motor na świecie :D (na co dzień P. dałby się za to zabić). Okazuje się, że korek jest spowodowany bramkami, których jest chyba ze 20, ale i tak nie dają rady. My jak zwykle służbowo, poza kolejką :D

Po tym wszystkim muszę nieco dojść do siebie:

IMG_5572.JPG

Ale nieco mi w tym przeszkadzają modły na dywanikach Francuzów o nieco smaglejszej karnacji...

Pod wieczór docieramy do F1 pod Avignon, powoli już ciemnawo, więc zwiedzanie zostawiamy na jutro. Kolacja w McDonalds, który jest 100 m dalej. Kolejka do kasy prawie jak korek na autobanie :lol: Gdzież ten słynny kulinarny gust Francuzów?

Rano zaczynamy od okolic Avignon: najpierw słynny rzymski akwedukt: Pont du Gard. Jest wcześnie rano, i jesteśmy przed tłumami turystów. To dość duża atrakcja i sam wjazd na parking kosztuje chore pieniądze. Ale jakiś miły pan wychyla się z budki, sugeruje, że możemy śmiało przecisnąć się obok szlabanu. Po czym dodaje "I've never seen you"

Akwedukt jest ogromny i prześliczny:

pont%20du%20gard%2001.jpg

A to małe czarne z boku to ja:

IMG_5578.JPG

Następnie Avignon i pałac papieży:

IMG_5596.JPG

Jakoś te zdjęcia za ładne nie wyszły... Pałac jest ogromny i nie da się go za cholerę zmieścić...

A w zasadzie, zgodnie z nauką polskiego kościoła, to byli anty-papieże :lol: W XIV wieku, kiedy się musieli ewakuować z Watykanu... Robi to duże wrażenie, szczególnie w środku

IMG_5611.JPG

Całe stare miasto jest ciekawe, w końcu to XIV wiek

No i słynny most w Avinionie. Nie weszliśmy na niego, bo chyba go lepiej widać z daleka, niż jak się na nim stoi:

IMG_5645.JPG

I jeszcze po drodze Orange (strasznie mi się podoba, jak to się wymawia "orąż") z kolejnym rzymskim amfiteatrem, ale podobno jedynym w całości zachowanym w Europie. I faktycznie robi wrażenie. I znowu to małe coś w dole to ja :)

IMG_5664.JPG

W Orąż usiłujemy zjeść coś tamtejszego, niestety w knajpach vis a vis najlepiej zachowanego rzymskiego amfiteatru w Europie nie ma nie-francuskich menu....wrrrr.... Na migi tłumaczę, że chcę coś prowansalskiego i prostego. Dostaję rosół z małżami aż zielony od rozmarynu. Ocena ogólna: fuj.

Po drodze jeszcze jedna przygoda z paliwem po francusku. Nie chce nam się za często zatrzymywać i w zasadzie jedziemy "od baku do baku". GS posiada całkiem porządny wskaźnik poziomu paliwa, a znaki na autobanie informują co kilka km, za ile stacja. Tak już widzę, że na następną powinniśmy zjechać, za jakieś 2 km. Nagle moto robi pff, pff, zwalnia i staje. Że co proszę?? Od czego jest kierowca??? Ja mam pilnować paliwa?? I co teraz? Po jakiemu będziemy prosić o pomoc? Ciekawe ilu kierowców wozi ze sobą kanister! Zsiadam z chęcią mordu w oczach (na szczęście przez ciemne okulary nie widać), a mój szlachetny małżonek się cieszy. Moja chęć mordu narasta zdecydowanie. A on się cieszy, bo w końcu może sprawdzić, czy faktycznie jak się bardzo GSa przechyli, to jeszcze trochę paliwa zleci z zakamarków &%$#! Przechylamy ile się da i faktycznie działa. Dojeżdżamy te 2 km. Po następnych 200 znowu zaczynam się do P. odzywać :lol:

No nic, trzeba grzać dalej, kolejny nocleg w znanym nam już hotelu w Miluzie z przemiłym recepcjonistą ;) Na szczęście już wiem , od której dają śniadania ;) Tym razem jednak śniadanie będzie późne, bo poprzednim razem P. wypatrzył na moje nieszczęście Musee National - Cite de l'Automobile, które mieści 450 starych aut... Diabli nadali... Z doświadczenia wiem, że zwiedzanie tego typu przybytków może zająć 3/4 dnia, a my mamy przecież dojechać przez całe Niemcy do domu. Ale cóż. Zaciskam zęby i jestem najlepszą żoną pod słońcem. Umawiamy się na 12tą przed hotelem, mam być zwarta i gotowa do wyjazdu. A P. leci zwiedzać:

IMG_5703.JPG

Coś koło 13 ruszamy w ostatni etap: 950 km do domu. Wszystkie ciuszki na grzbiet , bo jest tylko 20 stopni.

Gdzieś za Norymbergą zaczyna być chmurzaście i zimno, a od Lipska regularnie leje. Kondomy na się i jedziemy na Olszynę. Mój "ulubiony" odcinek zjazd z A18 do domu to 50 km przez las pełny zwierzaków i bardzo nie lubię jeździć tamtędy nocą. Zawsze mam wizję bliskiego spotkania z sarną... Ale co zrobić... Tuż przy zjeździe tankujemy polskie paliwo, patrzę na termometr: 8 stopni.... To już wiem, czemu nie mogę portfela rozpiąć i tak się trzęsę... A gość na Shellu uprzejmie pyta, skąd tak po nocy jedziemy. No to ja mu na to, że z Gibraltaru ;) Pewnie pół roku to kolegom opowiadał...

Na podwórko zajeżdżamy po północy, zdezorientowany pies sąsiada nawet zapomniał, że zawsze poluje na nasze nogawki od spodni, moto do garażu, kufry byle gdzie, my do wyra. Po 5 min. P. wstaje: "bez malinówki się nie obędzie". Dwa mocne łyki i zasypiamy.

Dedykacje są zwykle na początku, ale...

Poświęcam ten tekst Przemkowi, który odszedł pół roku po tej wyprawie. Tam u góry też muszą być żółte GSy...

IMG_5324.JPG

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jagienka, czuję nieprzepartą potrzebę serdecznego wyściskania Cię. Weź się za pisanie książek. Żadnych tam smętnych doktoratów, habilitacji itp. dupereli z życia seksualnego ślimaków winniczków albo wpływu żuków gnojarzy na ostatnie zlodowacenie na półkuli północnej. Naprawdę masz co opowiedzieć i oddajesz każdą myśl najprostszymi słowami. Pięknie...

Teraz będę miał nockę z głowy, bo po takich cudach, choć smutnych niekiedy, trudno zasnąć. @-;--

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jagienka,coooooo?!...to ostatnie zdanie! Jestem wstrząśnięty i to podwójnie,kołatała się we mnie chęć poopisywania tamtejszych okolic(pracowałem tam kiedyś,a konkretnie w Nimes),rozczytywałem się i przypominałem sobie tamte cudowne klimaty,już miód napełniał moja duszę a teraz jestem w szoku! Zdrętwiałem! Przepraszam.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Przeczytałem ostatnie zdanie i obraz mi się rozmazał... Na pewno "Tam u góry też muszą być żółte GSy..."

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzięki za cudowną , wspaniale opisaną relację.

Na pewno ciężko Ci było opisywać ostatnią wyprawę z "Panem P".Przekazałaś nam tyle emocji...

Tam u góry na pewno każdy ma "swojego żółtego GS"

pozdrawiam Radek

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzięki za miłe słowa.

Dla mnie pisanie tego tekstu nie było trudne, bo to był świetny kawałek mojego życia. Jasne, że przychodzą myśli "miało być inaczej, dłużej, więcej". trzeba się cieszyć z tego co było. I mieć nadzieję, że los jeszcze coś ciekawego szykuje biggrin.png

Jagienka, czuję nieprzepartą potrzebę serdecznego wyściskania Cię.

To może w Ramlejach wink.png Tylko co na to kobieta twojego życia wink.png

A jak śnieg nie stopnieje i nadal będzie mi się nudzić, to jeszcze wam Bałkany AD 2008 opiszę. A co!

Edytowane przez Jagna

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
robota nie zając-nie ucieknie

Robota pewnie nie, ale inwestor może tak :| Co mu powiem, że w Andaluzji byłam :D

Czy Ty może jakąś Geolożką jesteś ?

O jak ja sobie cenię tę gender-poprawność !!! Właśnie geolożką jestem a nie geologiem!

Hala na ukończeniu, jeszcze tylko malutkie obliczenia stateczności skarpy nad Bobrem i mogę dla Was pisać dalej :D

A propos : jak ładnie wyglądają nasze avatary jeden pod drugim!!! nawet rocznik ten sam!

Jakoś tak ostatnio, zaraz jak przyjdę do pracy to pierwsze co robię to wchodzę w wątek Andalucia - jakoś tak fajnie się czyta. Jagienka - mam nadzieję, że na poniedziałek rano zapewnisz mi lekturę?

Dzisiejszy jednak jak przeczytałem do końca to się zawiesiłem na dłuższą chwilę... kurcze...nigdy nie wiem co w takich sytuacjach powiedzieć :lol:

...

Grunt to mieć zdrowe i optymistyczne podejście do życia. Ja też bym Cię chętnie wyściskał - jakby co to jestem drugi :lol:.

Ojj... Geolożko :lol: ... ładnie, ładnie wyglądają te nasze avatarki :beer:

I słusznie zauważyłaś, że nawet roczniki te same ;). Na zlocie poszukamy różnic ;)

a teraz czekamy na Bałkany ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.

Zaloguj się teraz

×