Skocz do zawartości
szefcunio

MotoBracia - Bałkany 2015 -

Recommended Posts

Pomysł na wspólny wyjazd rodził się odkąd obaj zaczęliśmy jeździć na 2 o o. Ja i mój brat, z którym wiążą mnie dość mocne więzi. Jak to zwykle z takimi wyjazdami bywa koledzy, którzy chcieli nie wyrobili się z zakupem moto, pracą itd. itp. Zamiast kumpla na moto Daniel ma partnerkę na plecak :P Zamiast Turcji decydujemy się jednak na nawrotkę w Grecji, ostatecznie modyfikujemy trasę i umawiamy się na dzień i godzinę wyjazdu.

Jeszcze tylko ostatnie zakupy (dętki, łatki, menaszka, butle, śpiworki, maty)...ten pierwszy wyjazd jest zdecydowanie droższy w organizacji ;)

Kilka zapytań na forum i pakowanie.

Klamka sprzęgła hmm (jest zapasowa to wezmę, choć ktoś się śmiał, że całe moto na części biorę ;) )

ZACZYNAMY:

DSC_0014.JPG

Daniela do Wałbrzycha dojeżdża z Poznania. Startujemy o 6 żeby spokojnie dolecieć na winko nad Balaton.

6 czy 14 kto by liczył... My to nawet na urlop się spóźniamy.

Ważne, że jedziemy.

Zaraz za Wałbrzychem zaczyna padać, widząc przed nami liczne dziury w ciemnych chmurach olewamy przeciwdeszczówki i przez chwilę mokniemy. Po kilkunastu kilometrach jest już ok, a przebłyski słońca suszą nasze kurtki. Spokojnym tempem dojeżdżamy do Boboszowa, żeby dotankować do pełna. Ilość paliwa wlanego do Helgi jest o połowę mniejsza niż ta lana do transalpa - jak się okaże będzie tak niemal przez całą wyprawę (z wyłączeniem odcinków autostradowych ;) ).

Fotka na granicy i dalej przez Czechy.

Tuż za granicą, w słoneczku, mkniemy czeskimi zakrętami. Wpadamy na krajówkę Ołomuniec - Brno - Bratysława. Na tym odcinku zaliczamy trzy kolosalne korki spowodowane remontami i wypadkiem. Szczęśliwie udaje nam się prześlizgiwać, a to zamkniętym pasem, a to poboczem i trochę między autami. Mimo wszystko tempo spada. Relaksując się przy kawce rozważamy opcje zostania w Bratysławie. Gdy robi się nieco ciemniej, a niebo spowijają niepewne chmury stwierdzamy, że to jasny sygnał do zwiedzania stolicy Słowacji. Ogarniamy nocleg w hostelu Freddie close to Mercury (czyli hostel koło wskazanego hotelu ;) ) Blisko centrum, pokoje czyste, śniadanko za grosze. Fajny klimat. Jeszcze tylko spacer po mieście, smażony ser w bułce, jakieś piwko i winko.

Starówka całkiem klimatyczna, sporo rzeźb wyłaniających się z kanałów, siedzących na ławkach itp. Niska, ciekawa zabudowa i oświetlony zamek górujący nad miastem. Wracamy do hostelu, winko i spać :)

DSC_0018.JPG

serek smażony na starym oleju :P

DSC05886.JPG

jak w tytule ;)

DSC05898.JPG

zaspał w pracy ...

DSC05892.JPG

DSC05887.JPG

zamek

Edytowane przez szefcunio
  • Like 13

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Fajnie się zapowiada! Tylko nie wiem dlaczego najbardziej zapamiętałem, że Twój brat jest kobietą

Pomysł na wspólny wyjazd rodził się odkąd oboje zaczęliśmy jeździć na 2 o o.

[..]

Daniela do Wałbrzycha dojeżdża z Poznania.

...i w dodatku lesbijką...

Zamiast kumpla na moto Daniel ma partnerkę na plecak

No ale czekam na dalszy ciąg :beer:

  • Like 3

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień II - Nowy Sad SERBIA

Żegnamy się ze Słowacją odwiedzając zamek w Bratysławie skąd roztacza się fantastyczny widok na miasto.

DSC_0020.JPG

Red Bull akurat szykuje downhill na rowerach ale start popołudniu więc impreza nas ominie.

Startujemy.

Autostrada do Węgier...tu przejeżdżamy zjazd z autostrady A nie chcąc kupować winietki musimy uciekać techniczna droga ze stacji...

Przejazd przez Węgry wygląda tak...prosta prosta prosta płasko dwa zakręty prosta płasko. nagle na środek wyjeżdża radiowóz... Hmmm pewnie z lornetka stał i nie podoba mu się nasze wyprzedzanie. Chodziło jednak o zablokowanie drogi dla przejazdu weselnych gości. Ciągnie się za kolumna prowadzona przez radiowóz jakieś 100-120 km/h przez pola wsie i miasta. Policja wszędzie ma prawa.

Docieramy do Baja na Węgrzech gdzie szukamy gulaszu. Właśnie odbywa się triatlon więc pół miasta wyłączone z ruchu. W końcu znajdujemy knajpę nad Dunajem ale gulaszu nie ma...są zarówno ryby jak i zupy rybne. Daniel zachwycony bo ich nie lubi :?

2 x zupa mięsna i moja rybną z karpia który wraz z zupa ląduje obok na talerzu....Pycha

Później jeszcze ciastko i kawa i dalej.

Przed kawą Helga ma jakieś fochy z odpaleniem co troszkę mnie stresuje jednak okazuje się że to poprostu chwilowy problem ze znalezieniem luzu i czujnik otwarcia nóżki bocznej nie pozwala odpalić. Po kawie siadam odpalam znajduje luz i jest ok.

Wyjeżdżamy z UE...są pierwsze pieczątki i kontrola graniczna . Panowie podziwiają naszą wyprawę i czujemy się fajni Emotikon wink

Początkowo Serbia wydaje się zaniedbana i biedna ale to tylko w pasie przygranicznym. Dalej jest europejsko, na stacji Pan płynnym angielskim mówi nam jaka jest relacja dinara do euro. Dojeżdżamy do Nowego Sadu. Piękne miejsce...świetna starówka.. Śpimy obok knajpy gdzie delektujemy się plejskawicą i rewelacyjnym domowym winem...3 osoby litr wina to koszt ok 70 zł. Jest ok.

Stare Miasto jest odnowione i naprawdę piękne...A na placu wita nas....festiwal wina :cool:

Co zrobić..jeszcze jakis miły Pan daje nam kupony na dwa kubeczki winka :drinkbeer:

Obsługa stoiska dopytuje mnie skąd jestem co i jak, gimnastykuje się swoim pseudo rosyjskim po czym okazuje się że młoda dziewczyna która tam pracuje świetnie mówi po angielsku... Ooooo jak łatwo.

Spacer powrotny i lulu spać.

Aaaaa jeszcze jedno. Komisyjnie orzeklismy że Serbki mają gen długich nóg ;-)

Jako że wszyscy jesteśmy zajęci to za dziewczynami nie oglądamy się pojedynczo tylko wszyscy naraz ;-)

DSC05910.JPG

gdzieś czytałem, że lubicie takie zdjęcia ;) (nasze super butki)

DSC_0027.JPG

zupka rybna (piwo bezalkoholowe! )

DSC05940.JPG

Novi Sad

DSC05945.JPG

geny...

DSC05952.JPG

festiwal wina

Edytowane przez szefcunio
  • Like 14

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

O to, to, "Po kawie siadam odpalam znajduję luz i jest ok" To tak jak ja tylko, że nie palę :)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

O to, to, "Po kawie siadam odpalam znajduję luz i jest ok" To tak jak ja tylko, że nie palę :)

Ale tak że nic, nic??? Ani w piecu, ani zioła żadnego - no tak na prawdę nic???

A wiesz, że zioło działa zdrowotnie??? Nawet w leczeniu raka pomaga.

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Ale tak że nic, nic??? Ani w piecu, ani zioła żadnego - no tak na prawdę nic???

A wiesz, że zioło działa zdrowotnie??? Nawet w leczeniu raka pomaga.

Jak w szkole pracuje to musi palić...nie wierzę, że uczniowie nie częstują ;)

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień III:

Wstajemy trochę później niż chcieliśmy bo po 8... Ale co tam wakacje są. Na śniadanie burek z serem i burek z mięsem. Jeszcze tylko poszukiwanie magnesów, które doprowadza nas na piękny stary fort, z fantastycznym widokiem na miasto. Nowi Sad wart polecenia.

Decydujemy się a drogę poza autostrada...i to był błąd. Serbowie uwielbiają chyba sygnalizacje świetlne bo jest na każdym skrzyżowaniu i przejściu dla pieszych. Pierwszy odcinek do Belgradu (80 km) pokonujemy w 2 godziny. Słabo.

Belgrad ograniczamy do fortecy i jednego z największych w Europie monastyrow... Ten jednak jest dopiero w budowie więc poza wielkością nie ma co podziwiać.

Dalej autostrada w kierunku Miasta Diabla. Po drodze przeczekujemy deszcz w knajpie przy autostradzie gdzie kelner gratisowo serwuje nam bułeczki i kotleta na sprobowanie (pomimo że go zamówiłem... Ale Dani i Ania też muszą) . Miły gest.

W asyście tęczy przemierzamy kolejne kilometry trochę jeszcze moknac. Za przejechanie ok 150 km płacimy ok 10 zł. Dalej droga kręci wzdłuż sztucznego jeziora. Plan - Djavolija Varos... Miasto Diabla. Docieramy tam niestety po zmroku więc zwiedzanie polega na marszu z latarkami co Anię przyprawia o wizję psychopatycznych handlarzy pamiątek którzy nas zabiją i zjedzą Emotikon wink

Niestety nasze czołówki dają za małe światło aby w pełni podziwiać formy skalne a Daniel i Ania zabraniają mi bawić się bezpiecznikami od oświetlenia... Trudno. Wracając kręcimy kilka ujęć do horroru. Emotikon grin

Zatrzymujemy się na stacji...ale benzyny brak, kolejna zamknięta, a napotkani Serbowie mówią, że dalej to już żadnej nie ma....ryzykujemy dalszą jazdę na oparach (w końcu mam lekki zapas w zbiornikach)

Lecimy do Kosova. Na granicy kupujemy konieczne ubezpieczenie 15 euro i dajemy sobie wbić pamiątkowa pieczątkę do paszportów. Trudno najwyżej już nigdy nas nie wpuszcza do Serbii Emotikon wink

Za granicą trochę inny świat. Meczety, nowoczesne stacje benzynowe i otwarte sklepy. Rewelka.

Szukanie noclegowa zajmuje nam trochę czasu ale ostatecznie lądujemy w hostelu z mega klimatycznym ogródkiem. Pan pozwala nam nawet wjechać do środka. Oczywiście degustacja winka, lokalnego piwka i lulu.

DSC05966.JPG

Novi Sad

DSC05965.JPG

Stary i Novi Sad ;)

DSC05978.JPG

Belgrad

DSC05989.JPG

Lokalesi

DSC05990.JPG

Lokalesi 2

DSC05993.JPG

Serbski "Licheń" w budowie

IMG_20150621_170630.jpg

Koka Kola

DSC05975.JPG

companieros :D

DSC06008.JPG

Miasto diabła nocą :\

DSC06013.JPG

"zwiedzanie" w kondomach - zły pomysł ;)

IMG_20150622_013412.jpg

chyba najlepsze piwo na wyjeździe

  • Like 13

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzień IV:

Zaczynamy od pyszności z pobliskiej piekarni. Obsługa naszego hostelu stawia nam do tego kawkę. Pakowanie wszystkiego, pogaduchy z właścicielem White Tree Hostel o urokach starch budynków.. Doskwiera mu trochę kanalizacja ale te niewielkie braki wynagradza wspaniale urządzonym własnoręcznie ogrodem. Poznajemy jego psa Emotikon smile Wszyscy uśmiechnięci i radośni.. Znajomi barmana od rana chilluja przy kielonku...

My niestety ruszamy dalej..

Do Macedonii....

Przed wyjazdem jeszcze spacer centralnym bulwarem i zakup magnesów. Tu zaczynam swoją przygodę z zostawianiem kluczyków w zamku centralnego kufra. Szczęśliwie nikt ich nie zabrał.

Droga do Macedonii dłuży się niemiłosiernie. Połączenie sznurka aut których strach wyprzedzić bo zawsze któreś może nagle skręcić, z upałem i słońcem tak intensywnym że w pewnym momencie pod blende zakładam okulary przeciwsłoneczne. W Kosovie największe biznesy związane są z motoryzacja, szroty , felgi i stacje benzynowe. Jednak ludzie są niesamowicie uczynni i serdeczni . Granicą z Macedonia mija szybko i po chwili jesteśmy w stolicy. Zapada decyzja żeby zostać na noc, więc dzisiaj zrobiliśmy pozwalający dystans ok 70 km. Na początek wizyta w twierdzy...szału nie ma. Gabarytowo duża i pewnie kiedyś była niesamowita ale dzisiaj nie powala. Znajdujemy świetny hostel Hi Skopje gdzie pani wita nas kawką i lokuje w 6cio osobowym pokoju zastrzegając że innych będzie układać w pozostałych pokojach tak byśmy mieli swobodę. No i na spacer do miasta. Mijamy kolejne pomniki i miasteczko namiotowe manifestuje siłę Macedonii. Naszym celem jest skosztowanie lokalnej kuchni. Zamawiamy więcej niż głodni potrzebują

Emotikon wink

Miasto pełne jest pomników, budowli i mostów. Wszystko nowe stylizowane na stare. Pewnie za parę lat będzie nie do poznania. Imponująca jest turecka cześć miasta. Człowiek jakby przenosi się do Turcji. Bardzo klimatycznie.

Powrót do hostelu, wino i spać

Emotikon wink

Jutro Ohryd

IMG_20150622_103627.jpg

Poranny chill

DSC_0031.JPG

Kolorowe stópki ;)

DSC06015.JPG

Prisztina

DSC06016.JPG

Przywódca...albański

DSC06019.JPG

NEWBORN

DSC06029.JPG

Welcome to Macedonia

DSC06037.JPG

Już wiem gdzie, je Angole sprzedali

DSC06043.JPG

Lokalesi z manifestacją w tle

DSC06044.JPG

Jak zabytki się zawalą w czasie trzęsienia...to zbuduj nowe...

DSC06046.JPG

DSC06047.JPG

DSC06051.JPG

DSC06053.JPG

Bałem się poprosić o lód do wina ;)

DSC06060.JPG

DSC06061.JPG

DSC06069.JPG

takie tam wygłupy

DSC06077.JPG

Olek Wielki

DSC06087.JPG

Pomnik nr 3285 ;)

DSC06093.JPG

Turecka dzielnia...tu alko nie kupisz

  • Like 13

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Po nocnym spacerze po Skopje śpimy jak dzieci. Rano prysznic (jak pozniej sie okaze Ania zostawia kosmetyczkę), kawa i śniadanie w hostelowym ogrodzie. Dolewam oleju do helgi...niech ma setę z rana Emotikon wink Jedziemy do Kanionu Matka. Droga wije sie wzdłuż rzeczki, lasu i skał. Piekna odskocznia od miast. Przebieram się w cywil i na cwaniaka idziemy kanionem. Uważamy na węże (jak kazali w przewodniku ;-)). Dochodzimy do miejsca gdzie można wynająć łódź dowożącą do jakskini...na piechotę 2,5 h. Odpuszczamy jedno i drugie. Wracamy do naszych maszyn i widzę kluczyki od Helgi w kufrze. 2 raz taki numer

Piotr - Roztargnienie 0:2

Autostradą lecimy do Tetova...strzelali tu niedawno... jednak Kolorowy meczet motywuje nas do przyjazdu.

Z zewnątrz jakby obklejony kartami do gry, w środku bogactwo zdobień i malowideł, przygniata, a taki niewielki jest.

Idziemy do knajpy nad rzeką na lokalne jedzenie...tylko Dani wyskakuje z pizza. Tak czy siak wszyscy smacznie zjedli.

Wracamy na autostradę. Daniel wyciąga kartę z tankbaga, która roluje mu się w palcach od temperatury. Kilka potarć o nogę i wyprasowana działa jak nowa ;) Autostrada nietypowa, bo na mapie nie ma ani jednego zakrętu. Płacimy mniej niż wczesniej bo tylk 40 den. chyba dlatego że rzeczywiscie nie ma nawet łuku drogi. Po zjeździe za to witają nas pierwsze konkretne winkle. Co przystanek sprawdzamy ile jeszcze do zamknięcia opon...jeszcze trochę Emotikon frown

Spokojnie dojeżdżamy do Ohridu. Zwiedzamy fortecę , starowkę, monastyr św Sopfhi odpuszaczmy. Mrozona kawka nad jeziorem i dzida na camping. Jeszcze tylko zakupy.... Kupujemy pyszny ser...ale jego cena to 1/3 calych zakupów, a pozycji nie mało ...ale warto <mniam> Miejsce rozbicia tuz nad jeziorem. Wita nas pamiątka po rodakach - buraczanych cebulakach..no cóż.

Odświeżam się w jeziorku i zasiadamy do kolacji. Dekustujemy lokalne specjały.

DSC06099.JPG

DSC06102.JPG

DSC06109.JPG

DSC06113.JPG

grunt to wszystko zabezpieczyć ;)

DSC06114.JPG

Kolorowy meczet - Tetovo

DSC06116.JPG

Kolorowy Meczet

DSC06119.JPG

DSC06130.JPG

Ohrid

DSC06139.JPG

ocena sytuacji

DSC06148.JPG

DSC06155.JPG

buraki cebulaki zostawiły pamiątkę...ale wstyd

  • Like 13

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Pierwsza noc pod namiotem mija spokojnie...do 5 kiedy synchronicznie budzimy sie na sik... gimnastykę. Po ćwiczeniach spimy dalej. Jade na moto po śniadanie. Warzywa, kawa i JAJECZNICA. Z druga kawą idziemy sie kąpać... Nurkowanie foto.. Ohrid to wspaniałe jezioro. Idziemy na spacer do nieczynnego beach baru. Teraz jeszcze pakowanie i w drogę. Po drodze mijamy muzeum podwodnej osady prehistorycznej..odpuszczamy i dzida dalej.

Za kilka kilometrów pan niczym na rozpoczeciu OS zatrzymuje nas na bramce ale zamiast PKC musimy zapłacić po 2 euro za wjazd. WARTO bo droga meandrami prowadzi nas na szczyt gdzie możemy podziwiac ekipe na glide'ach nad urwiskiem. Po jednym z zakrętów zauważam że coś snuje sie po drodze. Krecik bidula niucha i niucha jak zejść z asfaltu. Pomagam mu kuksańcami naprowadzajac na wlasciwy tor niuchania Emotikon wink

Jeszcze tylko serpentynami w dół i jesteśmy przy najczystszym jeziorze Europy.

Po drodze zauważam ze stelaż Daniela kufra zwisa niestandardowo Emotikon wink bo jedna nakrętka puściła. Szczęśliwie w miejscu gdzie pijemy kawę właśnie coś budują więc nie ma problemu z nakrętkami.

Robimy skrót przez Albanie. Na granicy ciekawy widok.. Mercedes beczka obładowany sianem od bagażnika po dach...cos jak kontrabanda wloskiej mafii tylko siano inne

System zawiesza sie na moim paszporcie więc tracimy ok 30 min czekając na restart komputera.

Ta część Albani wita nas gładkim jak masło drogami wijącymi się wzdłuż czerwonoziemiastych wzgórz. Trzeba tylko uważać na leżące co jakis czas kamienie na drodze. Daniel leci przodem, po jednym z wielu prawych łuków na przeciwległym pasie staruszka prowadzi stado osłów. Daniel dostaje kuksańca od swojej pasażerki co znaczaco ogranicza ruch dłoni obslugujacej manetke gazu

Wychodzę na prowadzenie i z rogalem na twarzy mijam kolejne winkle. Nagle znika mi Danielowe moto w lusterku... Tuż po minięciu ciężarówki. Czarne wizje skłaniają mnie do nawrotu. Po chwili sie pojawiają... Ania fociła. Uff

W ostatnim mieście tankujemy paliwo do moto i zasilamy brzuszki pyszna pita z gyrosem. Z telewizji dowiadujemy się że rozbito jakiś wielki gang narkotykowy, może to stąd kontrole, na rogatkach miasta. Po kilku dniach podrozy wracamy do UE. Śmieszne uczucie bo czuje troche jakbym wracał do domu... To chyba po tych wymianach mi sie zrobiło

Po monotonnym przejazdu autostrada na ktorej co rusz stoja znaki uwaga niedzwiedzie przekraczajace droge zjezdzamy na parking. Zapada ostateczna decyzja o zjezdzie do Meteorów. Ania niepocieszona bo chciala by juz nad morze ale panuje demokracja i poza tym my prowadzimy więc staje na naszym Fajnie bo bedzie okazazja spotkać sie z Bartkiem i Laura. Ich wyprawa jest fajniejsza bo dookola świata (vvagary.pl). Droga do Meteorow to mila odskocznia od autostrady. Kolejne winkle i nareszcie za jednym z nich pojawiają sie monumentalne formy skalne z Monastyrami na szczycie. Na spotkanie wychodza nam Bartek z Laura. Na szczęście bo nie rozkładam nóżki do końca i zsiadając przewracam Helge. Bartek ratuje ja w ostatniej chwili. Zakupy, rozbicie namiotów i wieczorna biesiada.

DSC06153.JPG

camp

DSC06157.JPG

DSC06161.JPG

Ohrid w tle ;)

DSC06174.JPG

ucztowanie

DSC06177.JPG

grunt to dobra guma (LEGUANO - polecamy)

DSC06180.JPG

komu w drogę temu focia ;)

DSC06188.JPG

Edytowane przez szefcunio
  • Like 7

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Wspólne śniadanie, kilka fotek na basenie na tle Meteorów. Bartek z Laura wbswoja stronę a my jeszcze pokrecic się wokół Meteorów. Na wyjazd jeszcze pita gyros i ogień przed siebie. Droga kreci serwując mam wspaniale widoki i niesamowitą frajdę. Wysokość powyżej 1000 m n.p.m daje ulge od upału. Dojezdzamy do krzyżówki... prosto na autostrade, w prawo na stara drogę. Stoi niby zakaz wjazdu ale skoro Bartek i Laura przejechali od strony Joaniny to my w druga też damy radę. Pada propozycja przyspieszenia autostradą, jednak mój delikatnie mówiąc stanowczy sprzeciw powoduje wjazd na zamknietą drogę. Po chwili znajdujemy sie na 1650 m. Widoki zapierające dech w piersiach. Do tego po drodze nie mijamy ani jednego auta. Niesamowity przejazd. Przed Joannina wpadamy na autostradę i ogien do portu. Szczęśliwie na autostradzie co jakis czas mamy tunele pp 400 - 600 metrow wiec mozna sie ochłodzic.

Dwie godziny promem i jesteśmy na Korfu. Przejazd przez centrum stolicy wyspy i do apartamentów. Villa Tasos to urocze miejsce na północy wyspy w miejscowości Acharvi, koło Roda. Wypity właściciel nas wita i oferuje nam fajny apartament na dwie noce za 50 euro za trzy osoby. Cena spoko, jest basen, bar i świetna atmosfera. CHILL na Korfu rozpoczęty :D

Pierwszy dzień na Korfu. Postanawiamy dać odpocząć naszym czterem literom i nie siadamy na moto. Dzień zaczynamy od spaceru do Rody. Trafiamy akurat na bardzo wietrzny dzień a jedyne pasmo chmur jest właśnie nad nami. Nie przeszkadza nam to jednak wyluzować się na plaży na leżaczkach z Gavros i ouzo podanymi do stoliczka. Na obiad idziemy do polecanej przeze mnie Roda Park. Ośmiornica na zamówienie może być dopiero jutro, trudno poczekam. Na stole lądują souvlaki i baranina (miał być kurczak z kumkwatem ale pan coś namieszał). Niebo w gębie. Spacerkiem wracamy do naszego pokoju zaliczając po drodze pluskanie się w falach. Wieczór kończymy przy barze nad basenem prowadząc dyskusje z właścicielem,jego synami i ich znajomymi. Przy barze siedzi też Erica- kanadyjka z serbskimi korzeniami, ponieważ bardzo brakuje mi pracy postanawiam pokazać parę tanecznych trików. Ekipa ciągnie jeszcze do baru obok ale pasuje i grzecznie idę spać.

Dzień kolejny chillu

Po typowym greckim śniadaniu z fetą, pomidorami, oliwkami, aspiryną i jogurtem jedziemy oglądać północną część wyspy. Canal d'amour i klify robią wrażenie. Po drodze zaliczamy plażę i pół dziką droga wracamy się pakować. Pierwsza jazda szutrem i piachem cieszy jak zabawa w piaskownicy.

Szybkie pakowanie i do Roda Park na zamowioną osmiornicę. Właściciel rekomenduje nam odwiedzenie laguny co skłania nas do decyzji o zostaniu na jeszcze jedną noc. Przez Pantokrator, Paleokastrice ladujemy w malej miejscowości gdzie czas zwalnia o połowę. Uliczka otoczona stolikami przy ktorych leciwi Grecy graja w karty i tavle. Kawę pijemy w barze założonym w 1939. Zdjecie dziadka na honorowym miejscu...dożył 90tki, ojciec gra w karty przed lokalem, a syn nas obsługuje. Cisza i spokój to ich recepta ma długowieczność.

Ostatecznie ladujemy na plaży gdzie przy rozpalonym ognisku testujemy mozliwosci wykorzystania butelki z ouzo. Odkrywam np. ze butelka z kropelkami ouzo wrzucona do ogniska potrafi wystrzelić korek z siłą armaty. Szczęśliwie trajektoria lotu biegnie pomiędzy braćmi

DSC06202.JPG

w drodze na wyspę

DSC06206.JPG

chillowo

DSC06230.JPG

jeszcze bardziej chillowo

DSC06257.JPG

Lamb chops in Roda Park (polecam)

DSC06260.JPG

Buty do wszystkiego :)

DSC06265.JPG

Pantokrator (najwyższy szczyt)

DSC06267.JPG

taki będę na emeryturze ;)

IMG_20150626_095224.jpg

Villa Tassos

IMG_20150625_225312.jpg

powitanie wyspy ;)

IMG_20150627_120507.jpg

kawka w fajnym miejscu

IMG_20150627_121848.jpg

IMG_20150627_232614.jpg

nocleg na lagunie :D

(nie wrzucajcie takich butelek do ogniska ;) )

  • Like 6

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Po porannej kąpieli w morzu pakujemy nasz plażowy obóz i jedziemy na prom. Godzinę oczekiwania spędzamy zapadają pitę w lokalnej knajpce. Poznajemy Grecka który ma żonę Polkę. Pół roku mieszka w NY a pół w Grecji gdzie ma hotel. Ciekawa opcja emerytury. Z Ingumestii droga wzdłuż nabrzeża lecimy na przejście graniczne z Albanią. Jeszcze tylko duty free i odprawa paszportowa. Jakiś narwany Albanczyk coś do mnie mówi i pogania co kończy się dla niego szczegółową kontrolą na bocznym pasie. Celnik z uśmiechem pokazuje że mam się nie spieszyć. Tuż za granicą widzimy pierwsze z 700 tys bunkrów wybudowanych w przeszłości w celu obrony przed imperialistycznymi zapedami Rosji i zachodu. Dojezdzamy do Sarande gdzie przy posiłku snujący dalsze plany.

Sarande to typowy kurort gdzie obrazek nowo postawionych hoteli kontrastuje z dziećmi żebrajacymi na ulicy i rodzynkami grzebiacymi w smieciach. Ciekawa zbita widoków.

Wracamy się do Ksamil gdzie za 5 euro od osoby rozkładam namioty. Pani wita nas zimna wodą i kawa frape. Oprócz nas jest tu ekipa motocyklistów z Polski. Wieczór spędzamy z Mariuszem i Weronika. Wymieniamy się doświadczeniami i informacjami o punktach wartych zobaczenia.

11224665_983455538352200_4346708851915555752_n.jpg

Ksamil - polecamy ten camping

camp.jpg

Polska ekipa

10411756_983455621685525_3953930750049959054_n.jpg

dobry but to podstawa - be protected ;)

Albańską przygodę czas zacząć...

c.d.n.

  • Like 6

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Widzę że jeździliśmy podobnym szlakiem :) Miejsca nie do końca się pokrywają - to dobrze - będzie można jeszcze raz... i jeszcze. Kamping Ksamil też BARDZO miło wspominamy - to niesamowite, że na takim skrawku kamienistej ziemi można ustawić tyle namiotów, wpakować je także na dach, a mimo to nikt na nikogo nie fuka, nikt do nikogo nie ma pretensji, trwa idealna koegzystencja :)

  • Like 3

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Haha, nawet ujęcia mamy podobne :P

Kamping Ksamil też BARDZO miło wspominamy - to niesamowite, że na takim skrawku kamienistej ziemi można ustawić tyle namiotów, wpakować je także na dach, a mimo to nikt na nikogo nie fuka, nikt do nikogo nie ma pretensji, trwa idealna koegzystencja :)

Nawet jak się wszystkich wędzi grillem na którym dochodzi cały ruszt świeżutkich owoców morza :D

  • Like 2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.

Zaloguj się teraz

×