Skocz do zawartości
Jagna

Zdążyć przed asfaltem, czyli Oman 4x4

Recommended Posts

Odcinek 0, czyli inaczej zajawka ;)

- Oman? To gdzieś w Afryce?

- Do Arabów? Teraz? Nie wrócicie w całości!

- Jagna, a burkę już kupiłaś? I będziesz chodzić dwa kroki za Rafem?

- Będziecie lecieć nad Syrią czy Irakiem? A nie, to w Turcji ostatnio strzelają do samolotów, przepraszam…

Projekt „Oman” nie spotkał się z wielkim entuzjazmem wśród naszych znajomych ;)

Musieliśmy jednak przekonać się na własnej skórze, i teraz z czystym sumieniem możemy powiedzieć:

Oman nie leży w Afryce, do samolotów i ludzi się tam nie strzela, a my wróciliśmy w całości.

I był to jeden z najbardziej udanych moich wyjazdów ;)

DSC08386.JPG

PS. Nie odpowiem na najczęściej zadawane pytanie: „skąd wytrzasnęłaś ten Oman?”. Po prostu nie wiem ;)

  • Like 13

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Smak już jest, teraz czekam na ucztę :-D

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

I był to jeden z najbardziej udanych moich wyjazdów ;)

No to opowiedz nam o tym ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 1, czyli jak sójki za morze, ale w końcu wyruszyliśmy

Idea omańska pojawiła się koło października, do dziś nie wiadomo skąd i jak.

Ponieważ najtrudniej wycofać się z pomysłu, o którym wszyscy wiedzą, nie omieszkałam pochwalić się nim na zielonogórskim motocyklowym piwku.

I dzień później dzwoni do mnie kierowniczka BMW R1100GS, czyli Lilka.

„Słuchaj, wy tak serio z tym Omanem? A nie szukacie towarzystwa może?”

No i teraz wycofać się jeszcze trudniej ;)

Po chwilach zwątpienia (zamachy w Paryżu) Jagna stwierdza w styczniu: o zamachach w Omanie nic mi nie wiadomo, polecimy liniami arabskimi, do swoich strzelać nie będą.

I kupiliśmy 4 bilety Berlin – Doha – Muscat na Quatar Airlines :D

Do tego szybka rezerwacja największego dostępnego 4x4, czyli Toyoty Land Cruiser, kupno przewodnika i mapy (ha, ha…) i mały research online.

Mały research wykazał po pierwsze, że do Omanu wszyscy jeżdżą z małymi dziećmi.

Hm. Tego załatwić się raczej już nie da. Trudno.

Pod drugie – noclegi są przeraźliwie drogie. Tu akurat łatwo zaradzić –bierzemy namiot.

Po trzecie – pełza i łazi tam sporo jadowitych zwierzątek. No cóż, będziemy uważać. (ha, ha…)

Po czwarte – Omańczycy jeżdżą jak wariaci. No to pojedziemy w offa ;)

Przed wyjazdem trzeba się nieco poznać, więc umawiamy się na przegląd swoich garaży.

Mamy więc 2 x BMW (Jagna i Lilka), AT (Raf) oraz KTM (Stachu). BMW jak zwykle górą ;)

Wieczorny odlot z „zielonogórskiego” lotniska, czyli Tegel w Berlinie nie mógł odbyć się bez Fassiego. Butelka czerwonego wytrawnego poszła na raz ;)

No cóż, czekało nas w końcu 10 dni całkowitej abstynencji…

Quatar Airlines dostarczyło nas bezproblemowo do Muskatu wczesnym lutowym rankiem.

Jedna pani w hidżabie wymieniła nam $$ na riale, druga sprzedała wizę, a trzecia wbiła pieczątkę.

Hm, może jednak nie będzie tak konserwatywnie-islamsko?

Znajdujemy swoją wypożyczalnię aut (zwykły, międzynarodowy Budget) , pokazujemy rezerwację i powoli przestawiamy się na arabski tryb działania.

Mija pół godziny.

„Możemy zobaczyć raz jeszcze Pani rezerwację?”

Kolejne pół.

„Już chwileczkę, tylko najpierw znajdziemy samochód tamtego pana”.

Stachu przysypia na siedząco, Lilka na stojąco, Jagna przy ladzie. Raf udaje, że nie śpi.

Uff, po dokładnie 2 godzinach dostajemy kluczyki. A dokładniej Jagna, bo rezerwacja poszła z jej karty.

Toyota jest wieeeelka. I o to nam chodziło ;)

DSC08285.JPG

Co prawda specjalnie szukaliśmy takiej z manualem, a tu automat.

Ale na myśl o powrocie do okienka szybko stwierdzamy: niech będzie.

W tej samej chwili Raf uświadamia sobie brak jakichkolwiek dokumentów oprócz paszportu. Czyli prawa jazdy też. Trudno.

Pierwszy przystanek – zakupy żywieniowe. Idziemy na łatwiznę i wklepujemy do GPSa zapytanie o centrum handlowe.

Najważniejszy zakup – kartusze do kuchenki. Niestety te, które były w bagażu Lilki zamieniły się w urzędowe pismo od niemieckiego Zollamtu.

Pasujących kartuszy brak, nie zostaje nam nic innego, jak zainwestować 9 riali w nową kuchenkę.

Wybieramy znany murmański model:

DSC08306.JPG

Do tego kawał blachy oraz węgiel drzewny na grilla (drewno to towar mocno deficytowy) i możemy jechać w dzicz :D

Na razie jednak musimy przedrzeć się przez cywilizację, czyli przemieścić 100 km autostradą.

Zasypiamy po pół godziny, łącznie z kierowcą. Zjeżdżamy na drogę alternatywną, wzdłuż morza. Od razu lepiej.

Zatoka Omańska jakaś zielonkawa:

IMGP4141.JPG

Miejscowi też jacyś inni:

DSC08287.JPG

Kilka fajnych muszli przywiozłam ;)

IMGP4143.JPG

W końcu zjeżdżamy z autostrady, zaczyna się ściemniać (jest zima, więc około 19 już całkiem ciemno), czas poszukać ustronnego miejsca na nocleg.

Skręcamy w szuter główny, później szuter boczny, myk za górkę. O, tu może być:

IMGP4148.JPG

i za moment ciemno

DSC08291.JPG

Premiera grilla, jagnięcina z kością w roli głównej:

DSC08305.JPG

a jutro zaczynamy prawdziwą jazdę, czyli góry i bardzo boczne drogi ;)

cdn

Edytowane przez Jagna
  • Like 14

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 2, czyli pierwsze kozy za płoty

Pobudka, kawa pod gołym niebem, ciepły wiaterek zwiastujący jakieś +30 stopni…

Taaaak, dokładnie o taki luty chodziło ;)

Na śniadanie zaznajamiamy się z lokalną florą bakteryjną (to najlepszy sposób na uniknięcie sensacji żołądkowych) za pomocą , hmmm, jogurtu? maślanki? w każdym razie czegoś mlecznego z dodatkiem zielonej papryczki

DSC08316.JPG

pakowanie i odjazd:

IMGP4150.JPG

Jedziemy kawałek drogą 9 na południe, w stronę gór.

Ciekawe, czy ten napis znaczył coś w stylu „obiekty widziane w lusterku są bliżej niż ci się zdaje” ;)

DSC08325.JPG

jedziemy szeroką doliną, czyli wadi. Albo وادي, jak kto woli ;)

Polski termin to chyba dokładnie ued, ale to oznacza suchą dolinę, która rzadko wypełnia się wodą.

Tymczasem po dnie omańskich wadi z reguły coś tam sobie ciurka.

Droga 9 prowadzi dnem Wadi al-Hawasina.

IMGP4159.JPG

Tyle wody! Woda jest krystalicznie czysta, korzystamy więc z okazji i wypełniamy oba bukłaki prysznicowe.

Mosty w Omanie występują jedynie na najnowszych drogach

IMGP4166.JPG

Tu już ani śladu po wodzie:

IMGP4154.JPG

IMGP4157.JPG

IMGP4156.JPG

Za miejscowością Ghab mamy pierwszy konflikt mapowo – gps-owy. Czyli jedna mapa pokazuje drogę na lewo, jedna na prawo, a gps obie.

Wybieramy tę bez asfaltu i bardziej krętą ;)

IMGP4175.JPG

IMGP4173.JPG

Jagna zaczyna krzyczeć co 100 metrów: stój!

Przecież nie może sobie darować takich pięknych fałdów w skałach ;)

IMGP4152.JPG

albo takiej niezgodności kątowej pomiędzy warstwami:

IMGP4177.JPG

i znów fałdy ;)

IMGP4182.JPG

Droga mało uczęszczana,

IMGP4183.JPG

choć chyba często równana

IMGP4185.JPG

Kózki są wszędzie…

DSC08328.JPG

Giewont??

DSC08332.JPG

Czas na lunch w pięknych okolicznościach przyrody:

IMGP4191.JPG

IMGP4189.JPG

Ekspresowy recykling resztek melonów:

IMGP4187.JPG

IMGP4192.JPG

P2210073.JPG

Mija nas jedno z niewielu aut, daje po hamulcach i ze środka wychodzi trzyosobowa rodzinka.

Wszyscy zostajemy uwiecznieni na fotach, wypytani, jak nam się podoba itp., itd.

A kobieta na pożegnanie podaje wszystkim rękę. Hm.

Coś się nam tu nie zgadza z opisem Omanu;)

cdn

  • Like 16

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jedziemy dalej:

IMGP4194.JPG

Kozy są wszędzie:

DSC08330.JPG

Na dnie wadi pojawia się nawet woda i nawet są żyjątka-nie-będące-kozami:

DSC08326.JPG

Wracamy na asfaltową 9, też jest ładnie

IMGP4195.JPG

I za Yanqul robimy pętelkę przez Wadi Fidda, bardzo polecane przez przewodnik.

W jedną stronę (wg naszej mapy) powinna być droga n-tej kategorii (cienka, szara kreska na mapie…)

Asfaltu jeszcze nie ma, ale to zapewne kwestia miesięcy ;)

IMGP4199.JPG

A w drugą stronę piękny asfalt po całości.

Za to mamy pierwszego wielbłąda !

IMGP4203.JPG

IMGP4204.JPG

Wracamy do Yanqul, gdzie pomimo sjesty działa knajpa.

Zresztą okaże się, że żadne knajpy nie respektują południowej przerwy ;)

Knajpka bardzo nam się podoba, bo ma obrazkowe menu, zjadamy kurczaka w różnych postaciach, zapijamy świeżo wyciskanym sokiem z mango i płacimy coś koło 25 zł na osobę.

No naprawdę strasznie drogi ten Oman ;)

Ruszamy na wschód, w stronę Prawdziwych Gór (bo te dzisiejsze, to jeszcze popierdółki były, głupie 1000 m n.p.m.).

Niestety znów asfaltem…

Docieramy pod wieczór do Bardzo Ważnego Zabytku z Listy UNESCO: Grobowców Bat.

Trzeba mieć sporą dozę samozaparcia, żeby tu trafić. W terenie brak jakichkolwiek oznaczeń, w przewodniku opis lakoniczny.

Na szczęście Garmin wiedział, gdzie ;)

Nie wygląda to imponująco:

DSC08339.JPG

z bliska też:

IMGP4209.JPG

ani w środku ;)

P2210130.JPG

IMGP4210.JPG

Tymczasem to najstarsza rzecz w Omanie – ma „jedynie” 5000 lat !

No cóż, ani historia, ani zabytki nie są jak widać priorytetem w Omanie ;)

Brak jakiejkolwiek tabliczki, w zasadzie można sobie taką cegiełkę wziąć ze sobą i oczywiście zero ludzi dookoła.

A my mamy przed sobą jakieś 30 km szutru, słońce coraz niżej, więc szukamy ustronnego miejsca.

Pod tą górką będzie OK.

Chłopaki szukają drewna na ognisko:

P2210147.JPG

i montują prysznic na drzewku. Pełen luksus ;)

Pierwszy testuje Raf:

DSC08342.JPG

(i nie pozwala zamieścić większego zbliżenia ;) )

Dziś wieczorem w roli głównej wołowina z puszki. Tak dobra, że ¾ zawartości ląduje w pobliskich krzakach ;)

Niech kozy też mają coś z życia ;)

  • Like 15

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 3, czyli gdzieś tu powinno być wadi…

Śniadanie w słońcu uświadamia nam, że chyba będzie dziś grzało.

IMGP4211.JPG

Nic nas nie goni, powolne śniadanko (tym razem ser z puszki, o niebo lepszy niż wołowina) i ruszamy dalej szutrem

IMGP4213.JPG

Przerwy na fotki:

DSC08357.JPG

podziwianie dziwnych kształtów gór:

P2220164.JPG

Szuter pierwszej kategorii:

IMGP4220.JPG

W końcu coś się za nami kurzy ;)

DSC08350.JPG

A góry coraz konkretniejsze:

DSC08354.JPG

Dobijamy do asfaltu i jedziemy wzdłuż ciekawego szczytu, ma koło 2000 m

IMGP4222.JPG

Dojeżdżamy do Al-Ayn, gdzie podobno znów są grobowce sprzed 5 tys. lat. Tym razem, gdzie one są , nie wie nawet Garmin ;)

Jedziemy na nos, przez suchą rzekę, prawie przez podwórka, nic.

Już prawie mamy zamiar wracać na asfalt, kiedy z daleka widzimy takie coś na górce:

IMGP4223.JPG

No dobra, to wysiadamy i obejrzymy z bliska:

DSC08368.JPG

Stachu wdrapuje się na samą górę, Lilka z boku:

IMGP4229.JPG

Jagna woli oglądać uławicenie warstw mułowców ;)

DSC08370.JPG

Wracamy na asfalt i jedziemy na wschód, pomiędzy dwoma łańcuchami górskimi:

IMGP4230.JPG

W ramach przedwyjazdowego researchu znalazłam fajną stronę opisującą ciekawe kawałki Omanu, prowadzoną przez Omańczyka:

http://www.omantripper.com

Kilka proponowanych tras mam w kajeciku i teraz szukamy wjazdu do وادي ضــم , czyli Wadi Dhum, zwanej też Wadi Damm lub Wadi Dham.

Serio, każda nazwa arabska występuje w 3-4 wersjach angielskich.

Na każdej mapie i drogowskazie oczywiście inna.

Strasznie to ułatwia szukanie czegokolwiek w GPSie :(

Kierując się opisem z www kończy nam się droga na podwórku ;)

No nic, to może skręcimy jedną wcześniej ;)

Oooo, ładnie jest, dróżka pnie się do góry

IMGP4234.JPG

a po lewej taka „mała” rozpadlinka w skałach, czyli zapewne Wadi Dhum ;)

DSC08388.JPG

Co prawda według opisu mieliśmy wjechać do wadi, a nie oglądać je z góry, ale co tam ;)

IMGP4242.JPG

P2220199.JPG

IMGP4233.JPG

Można sobie podejść na sam brzeżek:

IMGP4243.JPG

i odważnie spojrzeć w dół:

DSC08384.JPG

Nasze papierowe mapy w ogóle nie pokazują tej drogi, a GPS ma jakiś kozi szlak.

Tymczasem w jednej relacji przeczytałam, że z Wadi Dhum można się przebić do Wadi Ghul. No to jedziemy dalej:

P2220208.JPG

robi się coraz fajniej, coraz kręcej i coraz ciaśniej ;)

DSC08389.JPG

Niestety po jakiś 2 km kończymy w małej plantacji palm daktylowych. Ciężko nawet znaleźć miejsce na nawrotkę.

Trudno - wracamy do asfaltu.

A może by tak znaleźć fajny cień pod palmami i skonsumować arbuza? Tam niżej były takie fajne palmy!

Fajne palmy okazały się być jeszcze fajniejsze, bo rosły sobie koło wejścia do … Wadi Dhum ;)

IMGP4251.JPG

Wadi Dhum, zaliczane do jednych z piękniejszych wadi w Omanie, mimo szczytu turystycznego, jest całkowicie puste.

Odkopujemy buty, czapki i ruszamy na krótki trekking w górę wadi.

Oczywiście po zaplanowanej konsumpcji ;)

cdn

  • Like 14

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Gdzie się tylko da (a da się o dziwo prawie wszędzie), kupuję przewodniki geologiczne.

Ale tylko ten omański zaczynał się taką inwokacją:

„All praise is due to Allah, the Lord of the worlds, and the prayers and peace by upon Prophet Mohammed and his household”.

Dalej już było standartowo, czyli głównie o skałach ;)

No może jednak nie do końca, bo jeszcze dedykacja:

„With the phrases of love and the feelings of loyalty, we dedicate this guidebook to our beloved leader His Majesty Sultan Qaboos bin Said, May Allah protect him.”

No cóż, Oman jest po pierwsze krajem muzułmańskim, po drugie monarchią absolutną. Sułtana kochać trzeba i już.

O jakiś tam parlamentach i demokracjach nikt tam nawet nie wspomina ;)

Według przewodnika geologicznego w Wadi Dhum występują jurajskie i triasowe wapienie.

Bardzo śliskie wapienie, o czym przekonał się Raf ;) Na szczęście mimo upału wzięliśmy buty trekkingowe, sandały byłyby gwarancją co najmniej skręconej kostki.

Początek wadi:

IMGP4252.JPG

To po lewej to współczesny falaj – system doprowadzający wodę z gór do wsi, w zasadzie taka rynienka. Ten akurat betonowy, ale znaleźć można takie kamienne, sprzed kilku tys. lat. Nadal działają;)

DSC08396.JPG

Po drodze dnem wadi mijamy kilka małych gajów palmowych:

P2220219.JPG

I małą zaporę :

DSC08400.JPG

Za zaporą pokaźne (jak na Oman) zapasy wody, oczywiście idealnie czystej…

IMGP4255.JPG

Ruszamy w górę wadi. Oczywiście jakichkolwiek znaków czy szlaku nie ma, więc idziemy na wyczucie.

I nie raz i nie dwa zawracamy, bo przejścia brak ;)

IMGP4258.JPG

DSC08403.JPG

DSC08401.JPG

IMGP4271.JPG

Tu na przykład musieliśmy stronę prawą zamienić na lewą:

IMGP4259.JPG

Każdy skrawek cienia na wagę złota!

DSC08406.JPG

W pewnym miejscu potrzebne były liny, na szczęście ktoś je tam zainstalował.

P2220252.JPG

Bardzo wysoko to nie było, ale na tak wyślizganych wapieniach nie było kompletnie gdzie oprzeć stopy

IMGP4274.JPG

DSC08413.JPG

DSC08414.JPG

Żyłki kalcytowe, jakby je ktoś od linijki namalował ;)

IMGP4262.JPG

IMGP4265.JPG

DSC08415.JPG

IMGP4268.JPG

Mamy nadzieję, że to spadło dawno temu

IMGP4287.JPG

Po jakiś dwóch godzinach widzimy koniec wadi:

IMGP4285.JPG

Można wracać ;)

IMGP4293.JPG

IMGP4296.JPG

Tu pięknie widać ogrom tej „dolinki”

P2220270.JPG

A tu żyło jakieś zwierzątko:

P2220280.JPG

Hm, w tamtą stronę jakoś przeszliśmy suchą stopą …

P2220298.JPG

Na koniec kąpiel:

P2220305.JPG

Można wracać ;) Cały , kilkugodzinny spacer nie spotkaliśmy żywej duszy…

IMGP4297.JPG

Wracamy na asfalt i skręcamy w stronę Bahli. Znów mamy konflikt mapowy.

Moja mapa twierdzi, że droga kończy się w Sant, mapa Lilki, że to nie asfalt tylko szuter, a GPS widzi drogę, której nie ma na mapie.

Ponieważ są to góry i cały czas jesteśmy ponad 1000 m n.p.m., możliwe jest wszystko.

Na początku mamy asfalt:

DSC08429.JPG

a później już nie ;)

DSC08433.JPG

Choć wszystko wskazuje na to, że będzie tam wkrótce…

DSC08435.JPG

Chcemy zjechać w ten dół, co go nie widać na zdjęciu ;)

P2220317.JPG

Zjazd był, trzeba przyznać, emocjonujący. Jeszcze lepszy musiał być, nim przejechały równiarki ;)

P2220324.JPG

Kilkunastoma serpentynami zjechaliśmy pół km w dół

P2220326.JPG

IMGP4298.JPG

Dobrze, że zjazd był w miarę krótki, bo nie bardzo wiedzieliśmy, jak automatem hamuje się silnikiem ;)

Toyota przyśpieszała z górki, aż miło ;)

DSC08437.JPG

Zajeżdżamy do Bahli, to całkiem spore miasto, zwiedzanie twierdzy zostawiamy sobie na jutro, bo już zamknięta.

W miejskiej okolicy ciężko znaleźć ustronne miejsce na camp, i jak na złość brak górek.

W końcu, po półgodzinnym krążeniu coś znajdujemy.

P2220330.JPG

Dopiero po rozbiciu namiotów dowiadujemy się, co jest źródłem dochodzącego (na szczęście tylko lekko) smrodku:

P2220331.JPG

W ramach zadośćuczynienia mamy taki zachód słońca:

IMGP4306.JPG

IMGP4310.JPG

DSC08445.JPG

cdn.

  • Like 14

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 4, czyli wodzimy młodzież omańską na pokuszenie ;)

Wstawanie świtem według Jagny nie ma żadnych zalet.

Lilka jest innego zdania i może potem pokazać ładny wschód słońca:

P2230353.JPG

Postanawiamy jednak wstawać nieco wcześniej. Krótkie urlopy mają ten minus, że są krótkie. A tu chciałoby się jak najwięcej zobaczyć ;)

Wybitnie przeszkadza w tym wieczór, który zapada przed 19. Czy w zasadzie o 18 musimy już kończyć jazdę.

Oczywiście wieczorne posiedzenia przy ognisku też mają spore zalety, ale niestety znikła jedna z nich.

Nie mamy już ani grama alkoholu, ani szans na zdobycie najmarniejszego piwka… :(

Dziś nieco cywilizacji, czyli miasto Bahla.

Odzwyczailiśmy się prawie od widoku ludzi ;)

W Bahli zwiedzić można fort, których w Omanie są chyba dziesiątki, ale ten należy do tych najważniejszych.

DSC08447.JPG

Fort pochodzi z ok. 1000 roku, ale w dużej mierze jest rekonstrukcją.

DSC08448.JPG

Częściowo kamienny, częściowo … gliniany?

DSC08449.JPG

DSC08455.JPG

Mury to po prostu mieszanka piaski, gliny, słomy i muszli… Niezbyt odporne to na deszcz.

Podobno co kilka lat należy nakładać nową warstwę.

Fort jest w środku kompletnie pusty:

IMGP4316.JPG

IMGP4318.JPG

IMGP4319.JPG

Nie licząc szkolnej wycieczki ;)

P2230385.JPG

Mamy wrażenie, że dla chłopaków to my jesteśmy największą atrakcją fortu ;)

P2230390.JPG

P2230394.JPG

Nauczyciel nie jest do końca zadowolony z frajdy, jaką chłopaki mają ze zdjęć z Lilką ;)

P2230405.JPG

Trudno ;)

Obchodzimy fort dookoła

IMGP4325.JPG

P2230395.JPG

Oglądamy resztki murów obronnych:

DSC08466.JPG

oglądamy miasto:

IMGP4328.JPG

W Omanie bardzo ważną częścią architektury są drzwi i furtki. Prawie każde miasto takie symboliczne „wrota do miasta”:

DSC08458.JPG

A wychodząc z fortu mamy resztki starej zabudowy, z tego samego budulca:

P2230376.JPG

Przypuszczam, że takie gliniane domki były jeszcze zamieszkane ze 20-30 lat temu, bo w zasadzie nie ma starszego „współczesnego” budownictwa.

Zgodnie stwierdzamy, że kultury i zabytków starczy, wracamy w góry ;)

A przed nami najwyższe omańskie góry, czyli Jabal Shams, który ma przeróżne wysokości, zależnie od mapy ;), ale mniej więcej 2990 - 3100 m n.p.m.

Najpierw kawałek asfaltem:

IMGP4334.JPG

IMGP4346.JPG

Mijamy opuszczoną wioskę Ghul, zajrzymy tam na powrocie. Ghul to taki żeński demon podobno ;) Wioska tak wkomponowała się w zbocze, że ledwo widać:

IMGP4331.JPG

Pauza na kafej, czyli kontynuacja murmańskich tradycji ;)

IMGP4335.JPG

Tam, tam jak pojedziecie, to będzie taki zaje…sty widok. Tak przynajmniej nam się wydaje, że mówił ;)

P2230413.JPG

IMGP4340.JPG

Koniec asfaltu, ale równiarki już pewnie jadą ;)

IMGP4343.JPG

IMGP4344.JPG

Hm, tę górę chyba już widzieliśmy, tylko z drugiej strony ;)

IMGP4345.JPG

IMGP4348.JPG

DSC08480.JPG

do góry, do góry…

IMGP4351.JPG

Raf: hmm, mieliśmy sprawdzić, jak się automatem hamuje silnikiem, przecież jakoś musimy stąd zjechać później…

Ale ma razie dojechaliśmy tu:

IMGP4354.JPG

Widok z góry na Wadi Nakhr, albo po prostu Wielki Kanion Omanu.

IMGP4353.JPG

To jedyne miejsce przygotowane pod turystów, jest nawet barierka ;)

DSC08486.JPG

Oczywiście 100 m dalej można bez przeszkód podejść do samej krawędzi.

DSC08482.JPG

Żadne zdjęcie nie pokaże ogromu tego kanionu. Ponad 1 km w dół…

IMGP4356.JPG

IMGP4361.JPG

Dół kanionu też jest osiągalny, prowadzi tam nawet szlak turystyczny.

Zresztą jest to jedno z najbardziej turystycznych miejsc w Omanie, o czym świadczy parking. Było tam co najmniej 10 aut!

DSC08487.JPG

DSC08488.JPG

Na samym końcu krawędzi położona jest malutka wioska Al Khateem, skąd też można zrobić sobie spacer nieco poniżej krawędzi kanionu

P2230454.JPG

DSC08491.JPG

Nawet jest oznakowanie!

DSC08497.JPG

Wioska zamieszkała:

P2230472.JPG

a mieszkańcy bardzo przyjaźni:

P2230468.JPG

Czas wracać 1,5 km w dół.

Jagna znajduje w schowku grubaśny Manual Land Cruisera, testujemy wszystkie możliwe tryby jazdy po górach, ale żaden nie powoduje hamowania silnikiem ;)

W końcu Raf wrzuca tryb „ręczny” i jedziemy na pierwszym (no czasem drugim) biegu w dół.

DSC08499.JPG

DSC08502.JPG

Rowerzyści?? Tak wysoko? W tej temperaturze? Podziwiamy…

DSC08504.JPG

Wracamy do Wadi Ghul i opuszczonej wsi Ghul. Jest po drugiej stronie wadi, za rzeką i dość ciężko trafić.

P2230406.JPG

Do tego naprawdę trudno wypatrzyć niewielką furtkę w płocie otaczającym meczet, a za nim ścieżkę do wioski.

Turysta naprawdę musi chcieć ;)

Ruiny wioski Ghul:

IMGP4374.JPG

IMGP4375.JPG

A po drugiej stronie współczesna wioska:

P2230495.JPG

Nie mam pojęcia, kiedy wioska została opuszczona, ale obstawiam, że było to w drugiej połowie XX wieku ;)

IMGP4378.JPG

IMGP4381.JPG

Zjeżdżamy do miasta Al Hamra, gdzie siadamy w pierwszym lepszym Coffe Shopie, czyli barze.

Już wiemy, że nie ma co pytać o menu. I tak będzie tylko kurczak z ryżem w wersji hinduskiej lub pakistańskiej ;)

Wbrew minie Jagny, jedzenie było bardzo dobre:

P2230518.JPG

DSC08515.JPG

Nadszedł wiekopomny moment. Toyota pokazuje rezerwę.

Minęliśmy dziesiątki stacji, ale na żadnej nie wyświetlały się ceny, więc będą one dla nas niespodzianką ;)

P2230519.JPG

Prawie 102 litry.

Dokładnie 15 riali i 600 bahtów.

156 złotych.

Jesteśmy w raju :)

cdn

Edytowane przez Jagna
  • Like 14

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 4 i 3/4, czyli coś dla żeńskiej części społeczeństwa ;)

Odcinek dla bab, bo będzie o modzie.

Arabska moda jest różna od tej naszej.

A arabska konserwatywna moda (czyli m.in. omańska) różni się totalnie ;)

I jak to zwykle w krajach muzułmańskich, mężczyźni ustawili się znacznie lepiej.

Omańczycy, jak jeden mąż, noszą długie, przewiewne i nieskazitelnie białe koszule zwane diszdaszami.

Są one obecne w wielu krajach Zatoki Perskiej i po rodzaju kołnierzyka od razu wiadomo, z jakiego kraju przybył delikwent.

P2230394.JPG

Te omańskie mają u szyi (mówiąc po staropolsku) kutasik ;) zwany furakha. Zwykle jest perfumowany ;)

Obowiązkowe nakrycie głowy to kumah (albo kuma) czyli okrągła czapeczka we wzory. Dużo rzadziej jest to chusta zawiązana na czubku głowy.

DSC08813.JPG

Najbardziej podobały nam się chusty moro noszone przez wojskowych (oczywiście wersja pustynna ;) )

Strój taki jest idealny na upały, które latem dochodzą do 45-48 stopni w cieniu.

Pod diszdaszą nie ma bielizny w naszym rozumieniu, ale panowie powinni mieć na biodrach cienką bawełnianą przepaskę chroniącą przed … powiedzmy że przed zbytnim okazywaniem entuzjazmu dla płci przeciwnej ;)

A tu ściąga, jak rozpoznać typa po jego diszdaszy ;)

know-your-throbe-580x774-1.jpg

Kobiety mają „nieco” trudniej. W domu mogą ubierać się w co chcą, ale na zewnątrz powinny wychodzić w płaszczu zwanym abają oraz hidżabie.

Z reguły czarna (w ten upał!), ale co nowocześniejsze Omanki dopuszczają inne kolory.

Kobiety w abajach potrafią być niesamowicie piękne i kształtne, niestety kobietom zdjęć nie wypada robić, więc muszę się posiłkować netem :(

Takie Omanki to raczej tylko w Muskacie:

Abaya-fashion-20131.jpg

Ale taką można było już bez problemu spotkać w sklepie:

Abaya-Plan-Islamic-Overstated-Fashion-1.png

Te bardziej konserwatywne noszą nikab, czyli chustę zasłaniającą także twarz.

Kobiety w Omanie prowadzą auta, pracują, studiują, choć zapewne na wiele rzeczy potrzebują powalenia ojca czy też męża.

Jest nawet pierwsza pilotka Omanka:

dtl_24_5_2015_8_52_33.jpg

A młodzież oczywiście odchodzi od tradycji i zdarzają się chłopaki w dżinsach zamiast diszdaszy ;)

P2260945.JPG

A na koniec co nieco o naszych "podróżniczych" strojach.

Nikt od zagranicznych kobiet nie wymaga zakrycia włosów, ani specjalnego „zakrytego” stroju.

Jednak wszystkie przewodni proszą o uszanowanie tradycji i ja się z tym zgadzam.

Zapakowałam więc długie spodnie, spódniczkę za kolano i koszulki z rękawami.

Szorty były w użyciu wyłącznie podczas trekkingu (miejscowych tam nie było prawie wcale), a w miejscach publicznych (sklep, restauracja) miałam na ramionach dodatkowo szal.

Lilka zdecydowanie mniej się przejmowała ;)

Nie spotkały nas nigdy żadne uwagi, głupie miny ani oglądanie się zbytnie mężczyzn.

No może troszkę ;)

  • Like 9

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Spodobało nam się bycie celebrytami ;)

Piątkowe slajdowisko było chyba całkiem udane, więc zapraszamy na kolejne:

plakat%2BOman.jpg

a do relacji wrócę niebawem ;)

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

wracamy do odcinka 4 ;)

Najedzeni w Al Hamrze jedziemy na północ z myślą o noclegu gdzieś w Wadi Bani Awf, polecanym przez wszystkich, i co najważniejsze : BEZ ASFALTU!

No, przynajmniej nie było w 2015 ;)

Początek asfaltowy, ale niczego sobie, bo serpentynami wspinamy się 1000 m w górę.

Widzimy parking PEŁEN aut. Dziwne.

Widok ładny, bo jesteśmy na przełęczy:

DSC08516.JPG

Ale czemu wszyscy zawracają na tym parkingu?

No tak, bo dalej droga wygląda tak:

DSC08521.JPG

Jeeee! W końcu kawałek porządnego offa!

DSC08520.JPG

Ale jakoś inne auta nie podzielają naszego entuzjazmu i nikt nie rusza naszym śladem ;)

DSC08522.JPG

W końcu widzimy jakiegoś SUVa, który usiłuje nas dogonić ;)

DSC08524.JPG

Wszystko pięknie, tylko zaczyna zapadać zmrok, a tu nie ma nawet 2 m2 płaskiego na namiot :D

DSC08529.JPG

No nic, jedziemy i rozglądamy się ;)

DSC08542.JPG

Doganiamy jakiegoś miejscowego Pick-upa:

DSC08532.JPG

Gdzie tu się rozbić? A raczej: gdzie tu zjechać autem??

DSC08526.JPG

Widzimy w oddali małą oazę i zjeżdżamy do niej. Ewidentnie wjeżdżamy komuś na podwórko…

Podwórko bardzo klimatyczne, trzeba przyznać:

P2230536.JPG

Pan siedzi i zawija … koszyk chyba?

P2230535.JPG

Niestety nie jesteśmy się w stanie dogadać z panem , a on raczej nie zachęca nas rozbicia się. Trudno, wracamy do góry ;)

DSC08528.JPG

DSC08523.JPG

W końcu, widzimy kawałek płaskiego, choć ewidentnie pomagał tu spych ;)

Nieważne, Toyota i 2 namioty się zmieszczą ;)

Jesteśmy po prostu na poboczu drogi, ale jazda po ciemku nad przepaściami raczej nas nie bawi, a zapewne jutro będziemy dostawać skrętu szyi od widoków ;)

Rozbijamy się, jest nawet kłoda robiąca za ławeczke ;)

P2240544.JPG

Stachu idzie na rekonesans i szybko wraca zwijając się ze śmiechu.

Okazuje się, że dosłownie 100m dalej, za górką, jest najprawdziwsze boisko i właśnie trwa na nim mecz.

Nie wiem, kto jest bardziej zdziwiony – my obecnością boiska w środku gór, czy chłopcy dziwnymi ludźmi rozbijającymi namioty przy drodze ;)

Boisko w całej okazałości już za dnia ;) :

DSC08554.JPG

No to co, kafej?

P2230538.JPG

Układamy się spać z myślą, że nikt przecież po nocy po takiej drodze jeździć nie będzie. Taaaa…

cdn.

  • Like 10

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odcinek 5, czyli jak nie z jednej strony, to z drugiej ;)

W nocy minęło nas co najmniej 10 aut. Zakładam , że to miejscowi, bo chyba nikt inny nie odważyłby się jechać tu po ciemku ;)

W nocy widzimy poświatę gdzieś w dole, pewnie to wieś, dla której zbudowano to boisko.

Poranne widoki całkiem ładne:

DSC08547.JPG

Po analizie GPSa oraz map (gdzie cały wczorajszy offowy odcinek to jakieś 4 mm) dochodzimy do wniosku, że jesteśmy niedaleko zjazdu do wsi Bilat Sayt i to pewnie stamtąd ta poświata.

Ta dróżka powyżej zapewne prowadzi do wsi:

DSC08545.JPG

Słońce zaczyna oświetlać wyższe partie gór (wstajemy nieprzyzwoicie rano, koło 7):

IMGP4386.JPG

IMGP4388.JPG

IMGP4391.JPG

W przewodniku piszą, że Bilay Sayt to najpiękniejsza wieś w omańskich górach.

No to chyba zboczymy z głównej drogi, żeby to zobaczyć ;)

W czasie śniadania mija nas wojskowy łazik, a za nim wloką się żołnierze w pełnym rynsztunku. Niestety strasznie machają rękami, kiedy chcemy im zrobić fotkę ;)

Mają piękne maskujące mundury, moro idealnie zlewa się z górami, łącznie z chustami na głowie ;)

Ruszamy w górę:

IMGP4392.JPG

Mijamy boisko:

DSC08553.JPG

Swoją drogą, niezłe prace ziemne trzeba było uskutecznić, żeby tyle płaskiego tu zrobić ;)

Okazuje się, że za pierwszych zakrętem jest zjazd na Bilat Syat. Jedziemy:

IMGP4396.JPG

IMGP4397.JPG

Przy tej drodze na lewo spaliśmy ;)

DSC08555.JPG

IMGP4398.JPG

IMGP4399.JPG

Bilat Syat w całej okazałości:

IMGP4403.JPG

Ze wszystkich stron otoczona górami, piękna oaza:

DSC08557.JPG

IMGP4402.JPG

DSC08556.JPG

Kto znajdzie minaret?

P2240567.JPG

ciut starszej zabudowy:

DSC08560.JPG

Krótka sesja foto:

IMGP4406.JPG

IMGP4407.JPG

Jechaliśmy tu chyba pół godziny, a ciągle widać to boisko w oddali:

DSC08563.JPG

IMGP4408.JPG

Wracamy do „drogi głównej”:

IMGP4410.JPG

IMGP4412.JPG

Piękna rozpadlina w ziemi, czyżby to Snake Canyon, który mamy w planie?

DSC08564.JPG

IMGP4415.JPG

IMGP4416.JPG

Całkiem stromy odcinek w dół:

IMGP4420.JPG

P2240604.JPG

P2240605.JPG

Ale ciężko ten odcinek nazwać trudnym ;)

IMGP4421.JPG

DSC08565.JPG

IMGP4423.JPG

IMGP4424.JPG

Objeżdżamy spory wąwóz:

IMGP4425.JPG

IMGP4427.JPG

Po jakieś godzinie docieramy do wejścia do Kanionu Węża, czyli Wadi Bimmah.

Czas rozprostować nogi ;)

IMGP4431.JPG

cdn

  • Like 11

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Odzew na relację niesamowity ;) aż normalnie nie nadążam odpisywać ;)

Snake Canyon to jedna z ciekawszych rzeczy w Omanie.

Niestety w całości niedostępna „przeciętnemu” turyście, bo wymaga umiejętności nurkowania oraz zakładana lin.

My jednak chcemy dojść, dokąd się tylko da ;)

Przy wejściu do kanionu ciekawa tabliczka:

P2240611.JPG

Nie wyglądało to na cmentarz…

Kanion jest naprawdę wąski i wysoki, jest dość chłodno i oczywiście cień ;)

IMGP4433.JPG

IMGP4434.JPG

IMGP4436.JPG

Kanion jest bardzo ciekawy geologicznie, niestety opis w przewodniku geologicznym, który kupiłam (a było nie oszczędzać, tylko kupić porządny niemiecki, było!) jest tak nic nie warty, że wkurzam się do dziś.

DSC08568.JPG

Są tu skały prekambryjskie, z okresu tzw. „snowball earth” czyli czasu, kiedy nasza planeta była całkowicie pokryta lodem.

Tylko nie pytajcie mnie, które to…

Być może te brązowe na górze…

DSC08570.JPG

To szare, cholernie śliskie po którym idziemy to wapienie formacji Hajir, często występują w nim złoża ropy

DSC08573.JPG

Wchodząc do kanionu należy dokładnie przeanalizować ilość chmur na niebie.

Już zwykły deszcz powoduje kompletne zatopienie kanionu w pół godziny. Ze wszystkimi turystami w środku ;)

DSC08574.JPG

Stachu, jak na prawdziwego turystę z zachodu przystało, nie rozstaje się z butelką coca-coli ;)

IMGP4440.JPG

DSC08575.JPG

Te wszystkie zakola w wapieniach wyżłobiła woda…

DSC08576.JPG

Ta dam! To byłoby na tyle ;) Za tym „kamyczkiem” jest niżej o jakieś 4 m. Zejść by się może i dało, ale wejść z powrotem na pewno nie.

IMGP4442.JPG

Cała czwórka obchodzi głaz ze wszystkich obu stron:

DSC08577.JPG

No nie ma przejścia i już…

IMGP4443.JPG

Może jednak?

IMGP4445.JPG

Stachu oczywiście nie wypuszcza coca-coli z ręki ;)

P2240636.JPG

Niestety…

IMGP4447.JPG

No to wracamy…

DSC08578.JPG

IMGP4449.JPG

P2240635.JPG

Jeszcze raz wyślizgane wapienie:

IMGP4451.JPG

DSC08579.JPG

i powrót na parking.

IMGP4452.JPG

Patrząc na mapę – zrobiliśmy w 2 godziny jakieś 500 m w linii prostej ;)

Ciekawe, jak daleko zajdziemy od drugiej strony?

cdn.

  • Like 11

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Ładujemy się w Toyotę i jedziemy kilka km na drugi koniec Snake Canyon.

Kanion z góry – taka sobie „szczelinka”

IMGP4454.JPG

Zjeżdżamy w dół:

IMGP4455.JPG

IMGP4456.JPG

Wejście „od drugiej strony” znacznie większe. I nawet kilka samochodów stoi przed, znaczy, jakieś inne turysty przyjechały ;)

DSC08580.JPG

Początek lajtowy:

IMGP4464.JPG

DSC08584.JPG

pół godziny łazi za nami małe koźlątko i strasznie zawodzi:

DSC08585.JPG

Zaczynają się solidne kamulce:

IMGP4469.JPG

Skaczemy z kamyczka na kamyczek:

IMGP4470.JPG

Ślisko jak cholera:

DSC08587.JPG

i jeszcze bardziej ładnie ;)

DSC08589.JPG

Stachu z nieodłączną coca – colą:

IMGP4473.JPG

Lewą? Prawą?

DSC08591.JPG

IMGP4476.JPG

DSC08593.JPG

Zdarzyło nam się nawet minąć ze 2 Niemców ;)

DSC08595.JPG

Woda…

IMGP4481.JPG

Robi się trudniej:

DSC08597.JPG

Hmmm…

DSC08601.JPG

Coraz trudniej…

P2240674.JPG

I to by było na tyle dla turystów bez lin…

P2240686.JPG

Nawet, gdybyśmy przeszli, to dalej trzeba przepłynąć przez w pełni zalaną jaskinię, czyli umieć nurkować ;)

Ale i tak było super.

Podziwiałam niemieckich emerytów dzielnie skaczących przez skałki ;)

Wracając natykamy się na stadko kóz, sikających do strumienia z którego wszyscy turyści korzystają ;)

P2240706.JPG

A tu krótki filmik, co się dzieje w kanionie, kiedy pada. Tam gdzie płynie ta rzeka, stała nasza Toyota. Na szczęście wtedy nie padało ;)

pa4AV7YkKmU

A my wracamy do Wadi Bani Awf:

IMGP4482.JPG

IMGP4484.JPG

i wyjeżdżamy po 2 dniach na asfalt:

IMGP4487.JPG

Omańczycy na swoim blogu polecali mało znane miejsce: وادي الأبـيـض, czyli Wadi Al Abyad.

Mamy rzut beretem, więc odbijamy w bok

po kilku km asfaltu wjeżdżamy do bardzo szerokiego koryta rzeki.

Wypełnionego drobnymi otoczakami, gdzieniegdzie płynie trochę wody.

Raf tylko się uśmiecha, zapina 4x4 i jazda ;)

Jedziemy w głąb, jak daleko się da ;)

DSC08602.JPG

Znajdujemy miejsce, gdzie wody jest więcej.

Będzie kąpiel!

DSC08603.JPG

Jesteśmy chyba w raju.

Woda idealnie czysta. Idealnie ciepła. A nad głową palmy ;)

DSC08605.JPG

Dookoła żywej duszy, można ubrać normalny strój kąpielowy;)

DSC08606.JPG

Niezbyt to może ekologiczne, ale każdy zaczyna od szamponu ;)

Stacha dorwała telefonicznie robota, ale z zasięgiem tu kiepsko:

P2240720.JPG

A później wylegujemy się po szyję w rzece.

Auć! Boli!

DSC08613.JPG

Rybki robią pedicure i manicure ;) Szczególnie uwielbiają zadrapania i ranki ;)

Wszystko dobrze, kiedy szczypią w dłonie czy stopy, zdecydowanie mniej przyjemnie, jak gryzą w brzuch ;)

Melon, arbuz, kawa…

Aż ciężko nam się zebrać z powrotem do auta ;)

DSC08624.JPG

Powrót – jazda z ułańską fantazją ;)

IMGP4501.JPG

Na nocleg znajdujemy niewielką dolinkę ze strumyczkiem. Ale widać, że dolinka wypełniona jest otoczakami, czyli strumyczek bywa ogromną rzeką ;)

No cóż, oby nie tej nocy ;)

DSC08626.JPG

Jesteśmy hen, hen za wsią, a tuż po zmierzchu słyszymy nawoływania do modlitwy chyba z trzech minaretów na raz…

A wieczorem, przy ognisku, widzimy powoli zbliżająca się parę świecących oczu...

Powoli, majestatycznie mija nas kot...

cdn.

  • Like 7

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Nic ująć, nic dodać, PKP :-D

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

A może do Stolycy na jakieś slajdowisko podjedziecie :)

Miło było by posłuchać na żywo.

Zapraszamy!

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Widoki łeb urywają. Historia Ziemi w pigułce.

  • Like 1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.

Zaloguj się teraz

×