Skocz do zawartości

yenerau

Użytkownik
  • Zawartość

    71
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Days Won

    2

yenerau last won the day on 28 Czerwiec 2014

yenerau had the most liked content!

Reputacja

141 Excellent

O yenerau

  • Tytuł
    Zadomowiony
  • Urodziny 08.02.1982

Informacje o profilu

  • Płeć
    Mężczyzna
  • Lokalizacja:
    Warszawa
  • Motocykl
    F650 (1999) R1100GS (1998)
  • Przebieg
    42000
  1. No trochę zaniedbań, ale łożyska w kardanie wymieniłem przed wyjazdem.
  2. Zwięźle, bo jestem z nim w Maroku wlaśnie i nie chcę żeby usłyszał :P Rozregulowane wtryski, wycieki oleju, łożysko w kardanie, cieknącą pompka hamulcowa i trochę "eksploatacji": Padnięty wydech, akumulator (gniazdo podpięte bezpośrednio do aku - nie polecam), złamana obudowa filtra powietrza, zgubiona śruba mocującą zbiornik... :) Pozdrawiamy z Casablanc'i (eFcia, bielizna, Gustaw i ja)
  3. dakarowy, nie warto... Same problemy z nim w porównaniu z efka :)
  4. Hehe Peterka, dokładnie po kawałeczku! Dzięki Peterka, red i ben!
  5. Siedziałem sobie w lipcu zeszłego roku i zastanawiałem gdzie by tu pojechać. Zawsze marzyłem o Maroku, ale jak to zrobić? Wypożyczyć na miejscu - bez sęsu. Nie po to mam dwa motocykle, żeby wypożyczać niewiadomo-co za niewiadomo-ile. Jakoś trzeba przetransportować tam swój motocykl. Skorzystać z usług firm przewozowych - drogo i nie po mojemu. Pojechać po prostu - za długo. Na Maroko chcę mieć trzy tygodnie. Z przejazdem tam i nazad robi się pięć tygodni i jeszcze w Maroku jestem zmęczony po Europie. Zawieźć przyczepką - z tydzień krócej, ale brak przyczepki a i jazda z przyczepką to już żadna frajda. Tak siedziałem przy piwku i nagle eureka! Podzielę sobie wyprawę na etapy! Wywiozę motocykl na prawie rok, on sobie będzie tam stał a ja będę do niego przylatywał. Mając dwa bolidy, nie zostaję w Polsce bez motocykla (co byłoby nad wyraz smutne). I jeszcze można pojeździć sobie po Hiszpanii. Trzeba znaleźć miejsce, gdzie lata dużo linii i względnie niedrogo, z dobrą pogodą. Padło na Alicante – znajomi mieszkają nieopodal i pomogą ogarnąć temat. No to zostaje wybrać motocykl. I tu zonk po kokardy - eFka sprawdzona, niezawodna, świetna w terenie ale trochę mała dla mnie. Do tego 120km/h to raczej maks tak na stałe. A mam długą drogę przed sobą, na pewno trochę autostrad. Muszę robić 500-600km dziennie. Gustaw - wygodny, świetny na trasę ale świeżo kupiony, tzw "po przejściach" no i beznadziejny w terenie - ciężki, niezwrotny. Do tego znacznie więcej pali. Po długich przemyśleniach, wielu konsultacjach, jeszcze większej liczbie piw, pada na Gustawa (ale spokojna rozczochrana - eFka jeszcze pojawi się w tej opowieści). Z bólem serca (eFkę kocham miłością pierwszą, jedyną i absolutną) i niezłym strachem (mam go od maja 2014 a sprawny jest od lipca 2014 i tak po prawdzie nie działa jak powinien chyba nadal) przystąpiłem do przygotowania motocykla do wyprawy. Głównie chodziło o zakup kufrów – dwóch bocznych i centralnego. Padło na Pancernika – raz że cena znacznie odbiega od rozwiązań firm takich jak Touratech, dwa że sprawiają solidne wrażenie, trzy że to polska firma a ja lubię wspierać polskie firmy gdy robią coś dobrego. No i jadę sam – nikt ze znajomych nie daje się namówić na lekko szaleńczą misję (głównie ze względu na to, że wszyscy posiadają jeden motocykl). Pozostało wybrać termin i mniej więcej trasę. Termin powrotu został ustalony dość szybko przez zakup biletu na samolot. Połowa Października – w Hiszpanii już nie upały a w Polsce jeszcze da się jeździć. Założyłem, że na przejazd mam tydzień i jadę jak najbardziej lokalnymi drogami (jazda autostradą motocyklem, nie sprawia mi żadnej frajdy). Na zachód, ku słońcu, przez Niemcy, Francję, omijając góry w których już mogłoby być chłodno. I pierwszy problem – jak się ubrać? Bardziej na lato czy na zimę? Trzeba się spakować w dwa kufry (jeden jest na narzędzia, części i płyny) no i tak, żeby wracając zmieścić się w standardowym bagażu podręcznym. Lekko nie było J Ruszam 16 października. W Polsce pogoda nie zachęca do wojaży. 8 stopni i siąpi deszcz. Niemniej jednak, zgodnie z założeniem, docieram tego samego wieczoru do Lubska. Gustaw gdy jeszcze wyglądał jak motocykl: 17 października przekraczam granicę w Forst i próbuję dalej jechać drogami lokalnymi. Nie udaje się – pada deszcz, jest chłodno (6 stopni) i duży ruch. Moje spostrzeżenia z Niemiec są takie, że drogi lokalne są generalnie dość mocno obciążone. Żadnego motocyklisty nie spotkałem, ale z wcześniejszych pobytów w tym kraju, wnioskuję że tu się nie jeździ między samochodami. Droga do Drezna to była masakra. Od Drezna wskoczyłem na autostrady. Było zimno (drugi stopnień grzania manetek) i mokro. I tu po raz pierwszy cieszyłem się, że jadę Gustawem – znacznie lepsza ochrona przed wodą i wiatrem, no i eFka nie ma grzanych manetek. Nocleg u znajomej pod Frankfurtem nad Menem (Aschaffenburg). Tuż przed granicą: 18 października wyjrzało słońce, ale temperatura nadal nie zachęca – rano 1 stopnień na plusie... Ponownie wskakuję na autostradę – z sat24 wiem, że muszę wyjechać tylko z Niemiec i zacznie się na stałe słońce i ciepło. Granicę z Francją przekraczam pod Mullheim i zaczyna się raj. Zjeżdżam z autostrady i jadę do Roanne. Kierowcy we Francji regularnie zjeżdżają do prawej, aby umożliwić bezpieczne wyprzedzenie (co dodatkowo świadczy, że „monitorują” to co się dzieje w lusterkach). Samochodów jest mało, pogoda fantastyczna – słońce, okolice 20 stopni. Po ciężkiej przeprawie przez Polskę i Niemcy, to jak ziemia obiecana. Ziemia obiecana w rzeczy samej Więcej raju 19 października ruszam do znajomej w Montpelier. Pół dnia „tracę” na górskie drogi w Livradois-Forez, potem kieruję się do Millau. Wiadukt robi wrażenie. Do Montpelier dojeżdżam wieczorem i idziemy na rynek arabski. Wieczór ciepły, tak jak i cały dzień. Zostaję frankofilem pełną gębą. Ale uwaga na stacje automatyczne (czyli gros stacji we Francji)! Po włożeniu karty, blokują jakąś standardową kwotę na karcie (czasem 180, czasem 250 euro - nie pytają o nią) i po zatankowaniu pobierają kwotę za jaką się wlało a kwotę blokady zwalniają. Tylko że jak jest to karta polska, zdjęcie blokady potrafi zająć 5 dni! W Barcelonie miałem 700 euro zablokowane... Viaduct de Millau Mają rozmach sq... Arabska część Montpellier 20 października ruszam do Barcelony. Do póki jadę przez Francję, jest jak dotychczas – pusto, ciepło i słonecznie. Żyć nie umierać. Po przekroczeniu granicy z Hiszpanią zaczyna się potężny ruch na drogach. Włącznie z ciężarówkami. A na autostrady nie chcę wjeżdżać – w Hiszpanii dochodzi dodatkowy argument przeciw – bramki na autostradach (które kompletnie nie są przemyślane pod motocyklistów). Przy wyprzedzaniu, kierowcy już bardzo z rzadka zjeżdżają do prawej a zdarza się że ci z przeciwka, wygrażają mi, pomimo baaardzo dużego zapasu... Do tego co chwilę jakaś odmiana policji. Najbardziej widoczni są ci z Guardia Civil, które jest formacją... wojskową (u nas nie ma odpowiednika takiej formacji, najbliżej temu do włoskiej Arma dei Carabinieri czyli Karabinierów). Po Francji gdzie nie spotkałem żadnego patrolu, kilkanaście patroli na drodze z Figueres do Barcelony, to lekki szok. Policia municipal, Guàrdia Urbana de Barcelona, Mossos d'Esquadra – więcej grzechów nie pamiętam. Normalnie czuję się jak w policyjnym państwie (nie pierwszy raz tak się czuję w Hiszpanii). Późnym wieczorem dojeżdżam do Barcelony. Upał 21 października muszę dojechać do Javea, gdzie zostawię motocykl. Dalej trzymam się dróg lokalnych. Ale od Tarragony zaczyna wiać bardzo silny wiatr. To drugi raz kiedy nadzwyczajnie cieszę się z wyboru R1100GS. Na eFce najpewniej musiałbym się poddać. Wierzcie mi, że do tego przejazdu czegoś takiego nie widziałem. Do tego wyprzedzanie ciężarówek, no pyszota po prostu. Trochę wybiegając w przód – będąc trzy raz w Hiszpanii, zawsze mi wiało potężnie. A byłem jesienią, zimą i wiosną, na wschodzie, południu i zachodzie. Może mam pecha, ale jak dla mnie to od niedawna pi***i jak w Hiszpani a nie Kieleckiem ;) Jednocześnie zaczęło się robić gorąco – zacząłem zrzucać kolejne warstwy, by w Amposta zrobić z kurtki buzzer (Retbike City – polecam! I nie, nie pracuję ani dla Retbika ani dla Pancernika – po prostu cieszy mnie gdy Polacy robią coś fajnego). Na obwodnicy, Walencji miałem już 34 stopnie w cieniu. Tak zostałem lekkim Iberofobem ;) Do Javea dojeżdżam wieczorem. Następnego dnia jadę kolejką TRAM Metropolitano de Alicante, autobusem C6 na lotnisko, lecę do Londynu a z stamtąd już prosto do wawy (gdzie w autobusie na Okęciu, tracę portfel z kasą, na miłe zakończenie podróży...) Plaża nieopodal Javea, A na filmie można zobaczyć jak fajnie było :)
  6. yenerau

    F650 - a gabaryty kierowcy

    Przy 189cm i 88kg zupełnie nie narzekam. Podobno wyglądam śmiesznie, bo mam nieproporcjonalnie długie nogi i w zasadzie to kierownicę mogę trzymać kolanami, ale mi to nie przeszkadza. Nawet na R1100gs nie wyglądam dostojnie.
  7. yenerau

    Ameryka Południowa i dwie E(f)-ki

    Ale czad!
  8. JacekJ moja wiedza jest podparta kilkoma/kilkunastoma wyprawami do Skandynawii. W Szwecji to mój czwarty, wpół do piąty raz, jednak pierwszy motocyklem. Nie sposób by było tyle się dowiedzieć w ciągu pięciu dni :) dakarowy :-D z tego co pamiętam DK22?
  9. Ben, chalimon, Centrino, ahela, dziękuję :beer: JacekJ ludzie w Szwecji są grzeczni, pomocni, ale nie ma co liczyć na Słowiańską gościnność :drinkbeer: . Alkohol jest tu dobrem bardzo luksusowym i każdy przychodzi na ognisko z własnym. Nawet na weselach alkohol kupuje zainteresowany wypiciem. Nie są też zbyt rozmowni - do Włochów im trochę brakuje ;) Natomiast każdy Szwed mówi po angielsku - spotkaliśmy tylko dwóch nie mówiących w języku Shakespeare'a: Serba i Bośniaka :) Na stacji benzynowej nikt Cię nie wygoni jeśli chcesz się tylko wysuszyć. Tu ludzie podróżują po 3000 kilometrów, często w bardzo trudnych warunkach. Społeczeństwo jest świadome trudów podróży i podróżnik (szczególnie z dalekich stron) jest traktowany z pewnym szacunkiem. Im bardziej na północ tym bardziej to widać. szefuncio, enlil, nie mam żadnego podsumowania (nie robię takowych co by nie zwariować). Promy kosztowały 450zł. Na noclegi każdy wydał ok 800SEK czyli jakieś 350zł. Paliwo jest po ok 6zł. Jedzenie - zależnie gdzie się stołujesz: w Lidlu jest mniej więcej 1,5x drożej niż u nas. Restaurację ciężko znaleźć otwartą po 19tej, z pomocą przychodzą niezawodni Turcy i Włosi: kebab kosztuje ok 20zł, pizza 40-50zł. Najgorzej sprawa się ma z alko - na stacjach i w sklepach jest dostępny tylko browar do 3,5% (generalnie woda i zanim się urżniesz to prędzej wykitujesz z przebomblowania), kosztuje 7-8zł. Mocniejszy alkohol można kupić jedynie w ichnich monopolach (Systembolaget), tyle że tych sklepów na CAŁĄ Szwecję jest całe 426, więc znaleźć jakiś nie jest łatwo (szczególnie na północy). A jak już znajdziesz, to zapewne będzie zamknięty, bo godziny otwarcia są niezwykle atrakcyjne, np. 9-11 i 12-14... Tutaj mała dygresyjka - jest to celowy element walki rządu o trzeźwość narodu. Godziny pracy są celowo tak ustawione, żeby nie było Ci za łatwo kupić alko. :roll: Do tego dochodzi rejestracja sprzedaży (Szwedowi jest liczone ile kupił flaszek i zapisywane w centralnym rejestrze) i niebotyczne ceny - 0,5l polskiej wódki kosztuje 80-100zł (im dalej na północ tym gorzej). To i tak nic niż np. w północnej Norwegii, gdzie 0,7 wyborowej widziałem za 500NOK czyli 250zł. ARG, człowiek zatrzymywałby się na focenie co chwila, ale wtedy byśmy nie zrobili nawet połowy tej trasy :( tutaj są wszystkie zdjęcia z wypadu: https://picasaweb.google.com/108124123779612736609/Szwecja2oo06_2014
  10. Kastankas bo fotorelacje z wypraw mają inspirować! Anie być świadectwem bałwochwalstwa. Ja to sobie dozuję przeglądanie tego działu, tak do jednej relacji dziennie. Po przeczytaniu każdej mam ochotę wystrzelić w pogoni za widokami i przygodami z relacji :) Kastankas, Icoo, ben dziękuję, staram się aby to było czytliwe :)
  11. ...I wróciliśmy z Karlskrony do Gdyni Steną. W czasie całej wyprawki nocowaliśmy na kempingach. Nie jest to najtańsze rozwiązanie (400-900SEK za domek) ale mieliśmy kiepską pogodę i nie chciało nam się wystawiać namiotów na deszcz. Dla tych co wolą namioty jest i dobra wiadomość - w Szwecji można namiot rozbić dosłownie wszędzie. Łącznie z prywatnym terenem. To jest Allemansrätten - każdy człowiek ma prawo do kontaktu z naturą i nie można mu tego ograniczać. Nie naruszając prywatności właściciela terenu (nie rozbijaj namiotu przed tarasem) możesz korzystać z jego dóbr natury. Mówi to bardzo wiele o mentalności Szwedów i jak bardzo różni są od Polaków. Nie ma tu płotów betonowych, zbrojonych stalą, prawie nie ma ogrodzeń. W domach nie ma zasłon. Kierowcy są dla siebie znacznie milsi. Prawdziwe dzieci z Bullerbyn ;) A co do pogody - my mieliśmy sztywny termin wyjazdu. Ale jeśli jesteś w stanie dopasować wyjazd pod pogodę, obserwuj czy nie utworzył się wyż skandynawski. To jest takie coś, że na mapie typu sat24.com nad półwyspem skandynawskim nie ma chmur, i wtedy masz gwarantowane tygodnie pięknej bezchmurnej pogody. Nie zapomnij jednak, że to jest północ i a) nie jest tu za ciepło - nawet w lipcu, od Sztokholmu wzwyż, 20 stopni Celsjusza to raczej max. Mają dobrze przesuniętą wegetację.: Kwitnąca pozioma (u nas już praktycznie zbiory) B) jest masa komarów, więc weź coś do czyszczenia szyby. Dużo tego czegoś. Ogólnie czerwiec to najfajniejsza pora do jazdy po Szwecji. Bardzo długie dni (na północy białe noce!), raczej ciepło. W lipcu Szwedzi uprawiają swój sport narodowy i porzucają domostwa pakując się w swoje Volvo z przyczepą i ruszają w podróże jak kraj długi i szeroki. A w sierpniu dzień się już skraca dość poważnie i noce są już bardzo chłodne. O pozostałych miesiącach nie wspominam, chyba że ktoś lubi spać w kasku :) Stacje benzynowe, szczególnie na północy nie są częstym widokiem ale za to jak są to najczęściej są to automaty - nie ma pieprzenia czy może zbiera Pan punkty, a może płyn do spryskiwacza etc. Raczej dobrze mieć kanister, szczególnie jak się ma 200km zasięgu (jak bielizna hehehehehe). Za to nie ma obaw co do jakości paliwa nawet w najgorszej dziurze. Paliwo jest cacy nawet na takich stacjach: Jednym słowem - polecam! My dojechaliśmy jedynie do Värmland, czyli tak 1/3 wysokości Szwecji. Ale w przyszłym roku, planuję powtórkę z dojechaniem za Kirunę.
  12. Ale promy są bezpłatne - wszak to dalszy ciąg drogi a te w Szwecji są bezpłatne i koniec kropka. Droga (tym razem w słońcu): Fabryka tamponów: Ostatni dzień poświęciliśmy na Olandię która jest zdecydowanie inna niż Szwecja kontynentalna:
  13. albo tak: A szutry wyglądają tak: Główniejsze drogi zaś tak: Czasem droga się kończy:
  14. No i stało się. eFcia (moja F650), kawa (W650) i bielizna (Bonneville) postanowiły odwiedzić daleki kraj zamorski. Cóż zrobić, trzeba im było potowarzyszyć. Skład znany tym co mokną w dolinie kłodzką w maju :) - Kaśka, Przemek i moja skromna osoba. Dość długo zastanawialiśmy się, czy nie pojechać do Danii. Jako że ja mam dość silne związki z tym krajem, optowałem za tą opcją. Ze względów logistycznych, wygrała jednak Szwecja. W niedzielę, 01.06 musieliśmy być w Szczecinie, a w następną 08.06 nazad we wulkanie Warszawie. Tak więc uwzględniając dojazdy, na Szwecję mieliśmy 5 dni. Na Danię mielibyśmy 4. Szwecja to zupełnie dziki kraj - mają równe, puste drogi, ich szuter jest równiejszy niż nasza DK7. Ludzie też są dzicy - wrzucasz kierunkowskaz, że będziesz wyprzedzał a ten ci zjeżdża tak żebyś nie musiał wyprzedzać po przeciwległym pasie - to wszak niebezpieczne! Na głównych drogach i w miasteczkach mają nas*ane fotoradarami jak obornikiem po polu. I niech Ci się nie wydaje, że na dwóch kółkach jesteś bezkarny - większość masztów jest on-line i potrafią wysłać radiowóz na spotkanie śmiałkowi, co by wyjaśnić niejasności. Mandaty są kolosalne, mogą przekroczyć wartość motocykla. Odradzam też z całego serca, "dogadywanie się" - to co Tobie może wydawać się próbą negocjacji, dla nich jest próbą korupcji. A jest to jeden z krajów o najniższym wskaźniku korupcji na świecie! Spokojnie można wylądować za kratkami (inna sprawa, że te kratki bywają wygodniejsze niż nasze ośrodki wypoczynkowe...) i bez wsparcia konsulatu/ambasady nic dobrego nie wróżę. Ponadto, policjant w Szwecji zarabia ok 10 tys złotych, więc czym ich niby korumpować? W drodze do Szczecina, na S3, eFka rzuciła picie i palenie Niestety, zabrakło narzędzi żeby się dobrać do gaźnika. Odholowywaliśmy się do najbliższego MOPa i tam czekałem na lawetę. 300pln zasiliło budżet pewnego sympatycznego holownika w Szczecinie. Tak swoją drogą, znaleźć holownik dla motocykli nie jest łatwo i ostatecznie eFka przyjechała zwykłym - dość ciekawe metody mocowania motocykla zaobserwowałem tego wieczoru. Znajomi u których się zatrzymaliśmy, podjęli nas chlebem i solą. Następnego dnia (niedziela), rześcy przystąpiliśmy do planu naprawczego Winowajcą okazał się oczywiście gaźnik, a w zasadzie to polskie paliwo. Nie żeby eFka (jak każda porządna kobieta) nie wysyłała sygnałów ostrzegawczych - zdarzało jej się krztusić. A ja głupi ignorowałem to, że TTTM. Żadnych faflunów nie zlokalizowaliśmy ale po przedmuchaniu eFka wróciła do starych nałogów i mogliśmy wrócić do konsumpcji chleba i soli. Następnego dnia (poniedziałek), zerwaliśmy się świtem bladym i pognaliśmy na prom do Świnkowa. Stąd odchodzą promy do Ystad (Polfreries i UnityLine) oraz Trelleborga (TTline). My wybraliśmy Polfferies ze względu na najkrótszy czas jaki trzeba być przed odpłynięciem promu (1,5h). I od razu taka rada - motocykliści są z reguły wpuszczani jako jedni z pierwszych i dobrze jest być na początku załadunku, bo później może być problem z miejscem. Tak wygląda mocowanie motocykli na promie. Szczerze to na 12B albo inaczej je mocują albo nie biorą motocykli na pokład :) My mieliśmy gładką wodę Uważny obserwator spostrzeże, że prom zostawia nie tylko solidny kilwater (co mówi że do najszybszych nie należy) ale także "kilsmog" (co mówi że do najnowszych też nie należy). Obecnie jest sporo promocji dla motocyklistów na połączenia ze Szwecją. Pod każdym względem Stena bije na głowę Polferries i Unity - cena, cena posiłków na promie i standard promu. Tyle że Stena nie pływa ze Świnkowa :( Dopłynęliśmy i zatrzymaliśmy się na kempigu w Sätofta: Standard rewelacyjny, cena akceptowalna - 700SEK za domek. A dalej to już było jeżdżenie, moknięcie, jeżdżenie moknięcie i tak bez końca. Jeździliśmy drogami jak najbardziej pobocznymi, które wyglądają mniej więcej tak:
×