Dzień 12   Chillout chillout'em ale ileż można... Jako że nasi towarzysze nie przejawiają chęci do aktywnego spędzenia poranka, idziemy sami. A idziemy nad jeziorko i do malowniczego miejsca przy jeziorze – parku z pięknie rozlaną rzeczką płynącą kaskadami i małymi wodospadami między małymi zabytkowymi domkami.                           Pogoda piękna, widoki pocztówkowe.. Pozachwycaliśmy się, narobiliśmy zdjęć, fajny poranek.     Wracamy i już w pełnym składzie organizujemy wyjazd do Jajec. Same Jajce – miejscowość wybitnie turystyczna, atrakcje płatne – weszliśmy pod największy wodospad i na twierdzę. Widzieliśmy.                     Po tych spacerach żarełko smakowało wybornie         Poznajemy parę Polaków z Sosnowca na Afryce – Krysię i Mirka (pozdrawiamy) którzy do nas dołączają na kampingu. Jedziemy jeszcze poszukać wąwozu który Karson miał upatrzony w okolicy, ale... bez dokładnych koordynatów nie znajdujemy go, więc robimy odwrót. Na kampie w powiększonym towarzystwie (dosiadają się jeszcze sąsiedzi – Czesi, którzy podróżują wspólnie na Pegaso) biesiadujemy do dość późnych godzin nocnych... Jest to nasz ostatni wspólny wieczór – tygrysy jutro obierają kierunek powrotny, a my z Moniką.. niby też ale okrężną drogą – przez Chorwację i Słowenię.
    • Thanks
    • Like
    18