Skocz do zawartości

mguzzi

Użytkownik
  • Zawartość

    831
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Days Won

    21

Zawartość dodana przez mguzzi

  1. mguzzi

    Witam

    :beer:
  2. Zapomniałem o szczelności kufrów. Skleroza, za dużo masła, za mało :drinkbeer:
  3. mguzzi

    Kufry Bizon ?

    Kufry jak kufry, na zdjęciach wyglądają naprawdę dobrze. Ważne że są malowane. Ale weź pod jeszcze pod uwagę stelaż.
  4. Masz chłopie zacięcie. ;-) Jak dla mnie kufry są za szerokie. Co z wytrzymałością zestawu, stelaży i kufrów. Nośność? To nie wygląda na blachę aluminiową. Jaka jest jej wytrzymałość, grubość? Jakie wyszły koszty. Może jednak lepiej było zainwestować w jakąś używkę? Ale za to naklejki są fajne. :) Niech się kuferki dobrze sprawują. :beer:
  5. mguzzi

    Witam wszystkich :)

    :beer:
  6. mguzzi

    Cześć Wszystkim :)

    :beer:
  7. mguzzi

    Witam wszystkich

    :beer:
  8. mguzzi

    Mongolia 2012

    Rampus Dzięki za komentarz. To co przedstawiłem, to jest tylko mój punkt widzenia. Bajkał i kolej transsyberyjską specjalnie zamieściłem w podsumowaniu gdyż moja ocena jest inna niż oczekiwałem że będzie (przed wyjazdem). Co do Bajkału nie ma między nami rozbieżności. Co do kolei transsyberyjskiej - jest. Stąd symboliczne kopnięcie w d.... ;-) :beer: :drinkbeer: Mam nadzieję, że takie rozbieżności w ocenie będą zachętą dla innych żeby sami tego zaznali i ocenili. :beer:
  9. mguzzi

    Mongolia 2012

    Oj Kusiciele. Sprawdziłem, w sobotę nie pracuję. Ale jestem uwiązany ze swoim zwierzaczkiem. Taki duży misiek. Wielki jak brzoza i głupiutki jak koza. Szczeniaczek jeszcze. Ale czasami zupełnie nieprzewidywalny, albo chce zagryźć, albo zalizać. Narobilibyśmy Zwierzowi i sobie NAPRAWDĘ strasznego ambarasu. Najbardziej obawiam się jak zareagują na mojego misia zwierzaki Zwierzaka i vice versa.
  10. mguzzi

    Mongolia 2012

    Podsumowanie Generalnie wszystkie ważniejsze wątki, uwagi i obserwacje zawarte są w relacji. Warte uwagi adresy i namiary są ukryte w relacji. Oby się komuś przydały. Jak pisałem na początku, jest to relacja widziana moimi oczami i odczuwana moimi zmysłami. Dlatego nie może być obiektywna. Proszę to uwzględnić podczas planowania swoich wojaży. Czy było Warto tam jechać? TAK! TAK! TAK! Przygoda jak ta lala. Najważniejsze miejsca: - Ałtaj, piękne urozmaicone krajobrazy, wspaniała droga, rozwinięta baza turystyczna, możliwość porozumienia się z miejscowa ludnością. Jadąc przez Ałtaj myślałem co i jak zrobić żeby tam wrócić, (myślę o tym i teraz , tylko ta odległość); - Mongolia za egzotykę, krajobrazy i przyrodę, minus za bardzo duże trudności w porozumiewaniu się. Bajkał – beż żadnej podniety, przynajmniej to co widzieliśmy z okien pociągu, ale było deszczowo, myślę że przy dobrej pogodzie i bliższych oględzinach byłoby znacznie lepiej. Kolej transsyberyjska, jeśli ktoś będzie wam mówił o jej romantyzmie, uroku czy innych tego typu pierdołach, to śmiało możecie go kopnąć w d…pę. Jest to tylko alternatywny, drogi, długotrwały środek lokomocji. Nic więcej. ŻADNEJ magii czy egzotyki. Ale dla chcących zaznać tej rozkoszy: www.ticket.rzd.ru Patrząc z perspektywy po wyjazdowej, słuszne były wyjściowe koncepcje: - pierwsza, żeby polecieć samolotem i wynająć na miejscu motocykle. Opcja droga, ale zaoszczędza się b. dużo czasu; - druga, że wszyscy jadą takimi samymi motocyklami. Wybór motocykla Wydaje się, ze na taki wyjazd zgodnie z naszym pierwszym wyborem najlepsza jest Yamaha Tenere XTZ 660, jako najbardziej odporna mechanicznie na trudy wyjazdu, duży zbiornik paliwa, niewielkie spalanie, duży zasięg, dobre właściwości terenowe, niezła na asfalcie. Dakar jest za to najlepszy na dojazd ze względu na wygodę podróżowania i bezpieczeństwo na drodze asfaltowej (ABS). W daleki wyjazd po bezdrożach jest trochę za delikatny (w sensie nie pancerny). Kawasaki jest za to najprostsze w naprawie. Drogi były urozmaicone: od monotonnych długich po horyzont prostych, różnej maści dwupasmówek, przez kręte górskie, mongolskie nieprzewidywalne asfalty, drogi w budowie, polne dróżki, stepowe autostrady. Niech nie zmylą Was pozory. T o że droga jest asfaltowa, prosta, dobra nawierzchnia to wcale nie znaczy, ze za chwilę nie będzie ciągnącego się w poprzek drogi wykopu, czy dołu głębokiego na pół koła. Dla mnie bardziej przewidywalne były polne drogi, dlatego że wiedziałem że jest to polna droga i co to oznacza. Bezpieczeństwo W Rosji i Mongolii trzeba uważać na pijanych kierowców jadących odwrotnymi samochodami, przepisy drogowe są umowne, rację ma zawsze większy. Osobnym rozdziałem są zwierzęta na drodze. Zwłaszcza w Mongolii i azjatyckiej części Rosji. Krowy przechodzące w poprzek drogi, leżące na drodze kozy i owce, spłoszone konie i wielbłądy. Na południe od Ułan Bator sfory bezpańskich psów. Wilków nie widzieliśmy. Niedźwiedzia na szczęście tylko w klatce, ale nie zmienia to faktu, że są i trzeba to brać pod uwagę. Zwłaszcza podczas biwaków na dziko. Jeśli chodzi o nie/bezpieczeństwo ze strony ludzi, to poza Myfriendami, nachalnymi próbami zatrzymania tuż przy granicy, kradzieżą worka z zupkami, a później w Ułan Ude okradzeniu motocykli to nie spotkały nas większe przykrości. Naciąganie przy obliczaniu paliwa i nagminnym niewydawaniu paragonów uznaję za „normę”. Ale zastanawia uzbrojona po zęby ochrona stacji benzynowych na części trasy przez Rosję. Generalnie normalni, zwykli jak i my ludzie chętnie pomagali i nie odczuwaliśmy wrogości. Inna sprawa, że nie zawsze wiedzieliśmy jak reagować (zwłaszcza w Mongolii). GPS Garmina ze standardową mapą jest przydatny tylko jako licznik kilometrów, kompas i do powrotu po ścieżce. Lepszym wyjściem jest zakup miejscowego, radzieckiego GPSa lub samej mapy. Mój GPS służył właśnie jako licznik kilometrów, kompas i wskaźnik powrotnej ścieżki. Koszty wyjazdu, to około 2200$ plus 1500pln. Do tego trzeba dodać koszty wiz, ubezpieczenia i wyposażenia. Skoro jesteśmy przy wyposażeniu. Czegoś za dużo? Za mało? Czegoś brakowało? Miałem kilka rzeczy za dużo, ale z drugiej strony, nie wiadomo czy by ich nie zabrakło przy innym układzie wydarzeń lub innej pogodzie. Na daleki wyjazd niekoniecznie trzeba wielkiego krążownika, samochodu serwisowego, przewodnika, kucharki (niewielka złośliwość wobec spotkanych Szwajcarów i Włochów) czy kontenera z wyposażeniem. Można jechać wyjazdem niskobudżetowym, z niewielkim bagażem i wtedy jest się znacznie bliżej ludzi i miejsc przez które się jedzie. My a raczej ja (przynajmniej częściowo) z racji wieku i wrodzonego wygodnictwa staraliśmy się „te sprawy” nieco wypośrodkować. Na pewno nie można oszczędzać na dobrym namiocie i naprawdę ciepłym śpiworze. W pogodzie mieliśmy temperatury od –2° do +45°C, upał, deszcz, grad. Przeważała jednak bardzo ładna pogoda. Części zapasowe? U mnie cały jeden kufer, był techniczny. Miałem w nim sprzęt wędkarski, palnik do kuchni gazowo benzynowej, pojemnik do tejże kuchenki, oleje do smarowania łańcucha i do silnika, resztę zajmowały części i narzędzia. Z reguły psuje się to czego akurat nie zabraliśmy. Jadąc często myślałem jakich części nie zabrałem ze sobą, a powinienem był zabrać. Niepotrzebnie braliśmy olej motocyklowy na wymianę, można go było kupić na niektórych stacjach benzynowych. Trzeba było tylko tradycyjnie zabrać co nieco na ewentualne dolewki (ja akurat nie potrzebowałem). W trakcie wyprawy mieliśmy jedną nietypową awarię – zepsuł się palnik do kuchenki gazowej. Nie było stresu, mieliśmy drugi zapasowy, a w razie potrzeby trzeci od kuchenki benzynowo- gazowej. Moim zdaniem ZAPASOWE OPONY (i dętki) TRZEBA ZABRAĆ. Wyżywienie Opisywałem w jednym z postów. W skrócie: Niepotrzebnie zabrałem tak duży zapas jedzenia. W Rosji można kupić wszystko, co potrzebne. W Mongolii nieco gorzej. Z drugiej strony mieliśmy to szczęście, że nie zatrzymał nas w Mongolii deszcz i nie musieliśmy rozbijać się z kilkudniowym przymusowym biwakiem. Tradycyjnie najlepszym assistance na Rosję i Azję są mocne, wytrzymałe taśmy do mocowania motorka na pace. Międzynarodowe prawo jazdy, tym razem nie było potrzebne. Reszta uwag w relacji. P.S. Przyczyną awarii był wirnik pompy płynu chłodzącego. Plastikowa pierdoła za kilkanaście złotych. Podsumowanie podsumowania Czy była to wyprawa życia? Za każdym razem jak wyjeżdżam w podróż, to myślę, że to właśnie może być ta największa wyprawa. Ale jak z niej wracam, to już w myślach planuję następne. I myślę, że to właśnie one będą/mogą być tą największą. A propos Co dalej? Planuję już wyjazdy na nowy rok. Już teraz wiem, że jeden z nich nie dojdzie do skutku, drugi raczej na pewno też nie. Przejdą na następne sezony? Pozostają inne, no i plany awaryjne. :beer: :drinkbeer: :-D
  11. mguzzi

    Mongolia 2012

    30.08.2012r (czwartek) Rano ruszamy w kierunku granicy. Na tirze dojechałem do Brześcia. Tam zdjęliśmy Dakarka z tira (my przekraczamy granicę w Brześciu, tiry obok na przejściu w Kukurykach). Podczas zdejmowania Dakarka, podjeżdża do na grupka Białoruskich motocyklistów. Byłem dość mocno zajęty oporządzaniem motorka, ale z tego co słyszałem jak rozmawiali z nimi Koledzy, to wracali z jakiejś imprezy charytatywnej. Oferowali swoją pomoc. Mimo że znaliśmy drogę, podprowadzili nas do samej granicy. Białorusini to naprawdę bardzo życzliwi ludzie. Tych parę kilometrów do granicy dojeżdżam żabimi skokami. Do przejścia dojeżdżamy około południa. Na granicy tradycyjny kocioł. Bardzo dużo aut, kolejka do wszystkiego, spory korek. Do budynku odpraw podjeżdżamy poza kolejką, ale i tak musimy odstać co nasze. Białoruscy celnicy proponują nam abyśmy skorzystali z usług agencji podczas wypełniania dokumentów. Ale mamy już wprawę, więc robimy to sami czym wywołujemy ich zdziwienie. Jak na skrzydłach przejeżdżamy na polską stronę. Tradycyjnie podjeżdżamy przed kolejkę. Czujemy się już jak w domu. Naiwnie myślimy, że teraz to już tylko zwykła formalność. Przecież wracamy do ukochanej Ojczyzny, która przyjmie nas z otwartymi ramionami. A tu zimny, wręcz lodowaty prysznic. Uczciwie muszę przyznać, że to na Polskiej granicy potraktowali nas najgorzej. Straszenie mandatami, sprawdzanie bagażu (TYLKO TU). Celnik nieco odpuścił dopiero na moje pytanie co się spodziewa znaleźć po miesięcznej podróży poza brudnymi, śmierdzącymi ciuchami i resztkami jedzenia których nikt nie chciał zjeść. Przekroczenie granicy trwało około 3 godzin. Z Robertem, kierowcą tira, jestem umówiony parę kilometrów za granicą, przy motelu. Dojeżdża parę godzin po nas. Jemu celnicy też dali się we znaki, mimo że jechał na pusto. Ładujemy Dakarka na pakę, żegnam się z kolegami i rozjeżdżamy się. Jadę z Robertem do bazy w okolice Warszawy, skąd serwisowym busem odbiera mnie i motorek Damian - kolega z Płockiego serwisu Yamahy. W domu jestem o 23,50. Koniec. Lekko nie było, ale daliśmy radę. :beer:
  12. mguzzi

    Mongolia 2012

    Jasne Znam zagięcie czasoprzestrzeni jeszcze z wojska: "Będziecie sprzątać od tego drzewa do 18,3o" :-D
  13. mguzzi

    Mongolia 2012

    29.08.2012r (środa) Jedziemy w kierunku granicy znaną nam już drogą. Wjeżdżamy do Białorusi. Pogoda sprzyja, dobra prosta i pusta droga. Łykamy kilometry jak kot spyrki. Chcemy dojechać do granicy i przenocować już w Polsce. Snuję już plany co, gdzie, jak i kiedy. Na obwodnicy Białoruskiego Mińska moje rozmyślania zaburza zapalenie się czerwonej kontrolki temperatury silnika/płynu chłodzącego. Wyłączam silnik, zjeżdżam na pobocze, szybki przegląd. Nic specjalnego nie rzuca mi się w oczy, nie widzę żadnych nieprawidłowości. Płyn chłodzący jest. Ponownie uruchamiam silnik – stan bez zmian. Znaczy się A W A R I A. Żabimi skokami (rozpędzam motocykl, wyłączam silnik i toczę się na luzie) przejeżdżam 4-5km do stacji benzynowej, gdzie poszerzamy diagnostykę. Wentylator działa. Chłodzenia nie ma. Wymontowuję termostat. Uruchamiam silnik. - Bez zmian. Podejrzewamy awarię uszczelki pod głowicą, lub pompy płynu chłodzącego. Naprawa na miejscu odpada, nie mam stosownych części. Czekanie na nie, i próba naprawy w tym miejscu raczej nie ma sensu. Pozostawienie motorka i ponowny przyjazd po niego też odpada (przejazd do Polski, przejazd przez Polskę, wyrabianie wizy, a poza tym we wriemiennym wwozie mam motocykl) Z Polski przyjazd z lawetą/przyczepką odpada (potrzebna jest wiza). Taki transport jest możliwy dopiero/już od granicy. Pozostaje tylko się do niej dostać. I to jest w tej chwili najważniejsze zadanie. Podczas naszego grzebania w Dakarze, obok zatrzymuje się białoruski kierowca osobówki. Sam jeździ motocyklem. Chce pomóc, dużo dzwoni po znajomych mechanikach. Na moją prośbę znajduje nawet transport na lawecie do Brześcia (260euro). Ale laweta będzie jechała od granicy, więc będzie za parę godzin. Wtedy podjeżdża polski tir, chłodnia. Kierowca tira – Robert przez CB radio próbuje złapać kogoś kto jedzie w kierunku Polski. - Bez powodzenia. W końcu oferuje, że sam może przewieźć Dakarka i mnie do granicy, ale dopiero jutro rano ponieważ musi zrobić "dużą pauzę". Dziękuję życzliwemu Białorusinowi i zostajemy na noc na parkingu za stacją benzynową. Wykonuję szybkie konsultacje telefoniczne i uzgodnienie na jutrzejszy dzień możliwości transportu od granicy. Pakujemy Dakarka na pakę i mocujemy pasami. My również nocujemy w chłodni. Na szczęście wyłączonej i pustej. Przejechałem 480km. Do granicy zabrakło mi około 300km. Byłem tak zdesperowany, że gdybym nie znalazł transportu, to pewnie pchałbym Dakarka te 300km do granicy. Sam nie wiem jak bym to zrobił.
  14. mguzzi

    Mongolia 2012

    Oj Jasinek! Jednego dnia przejeżdżamy jeden dzień. ;-)
  15. mguzzi

    Mongolia 2012

    28.08.2012r (wtorek) Rano wytracamy czas. W południe zostawiamy bagaże w recepcji hotelu i pędzimy na dworzec. Zaczęło lekko ale jednak padać. Pociąg wjeżdża na peron dokładnie z rozkładem jazdy o 14. Jest wagon bagażowy. Obsługa wagonu mówi, że są w nim jakieś motocykle i będziemy mogli je odebrać. super! - ale po przerwie obiadowej - ? - o 16 - ! - z Bagażnego oddielenia które jest 2 kilometry dalej, - ! - ale JUTRO - !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!. Po krótkich negocjacjach zgadzają się że możemy odebrać motocykle na miejscu. Ale musimy to zrobić w ciągu 10 minut, bo za tyle czasu wagon będzie odholowany na bocznicę. Wyrabiamy się. W 10 minut z Wojtkiem rozbijamy skrzynie, wyprowadzamy motorki i wynosimy nasz bagaż na peron! Andrzej w tym czasie załatwia formalności papierkowe. Odwdzięczamy się chłopakom z bagażowego papierkiem o wartości 20$ ( był to dobrowolny dowód wdzięczności - już po załatwieniu sprawy). Pada jakby troszkę mocniej. Ale nic to. Jesteśmy szczęśliwi, że mamy już nasze wytęsknione motorki. Wylądowaliśmy z motocyklami na peronie osobowym, kufry, opony, torby, kanistry i cała reszta w workach. Zapakowaliśmy się pomiędzy przeciskającymi się podróżnymi. Przy okazji okazało się, że Koledzy zostawili w Ułan Ude troszkę „nadbagażu”. Z poważniejszych spraw: Andrzejowi opróżniono centralny kufer którego nie zdejmował z motocykla. Jak mówimy, przejrzano nam sprzęt, i odłożono to co uznano, że nie będzie nam już potrzebne. Przetaczamy motocykle z peronu i wyjeżdżamy bocznymi uliczkami z dworca do hotelu po resztę bagażu. Wyjeżdżamy jak najszybciej z Moskwy uciekając przed deszczem. Wyjazd z Moskwy, to przeciskanie się w korkach, co nam poszło nadspodziewanie dobrze i szybko. Staramy się jechać rozważnie, wiadomo obcy kraj. Część kierowców stara się pomóc, robi miejsce, przepuszcza, kierowcy otwierają okna samochodów i zagadują skąd i dokąd jedziemy. Po drodze odwiedzamy Paszę. Ponieważ go nie było, prosimy personel o przekazanie od nas pozdrowień. Nieco dalej objeżdżamy poboczem kilkukilometrowy zator. Przyczyną korka był wypadek. Kilka kompletnie rozbitych samochodów i ciało w worku. Przykry widok. Na nocleg zjeżdżamy kilka kilometrów w bok od głównej drogi do miasta Gagarin. Miasto nazwane tak na cześć Jurija. Klimatyczne miasteczko. Przy placu w centrum jest jedyny w mieście hotelik. Ale pani z recepcji mówi, że wie że jesteśmy motocyklistami z Polski i dla nas nie ma i nie będzie wolnych miejsc!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zdziwieni wracamy na główną drogę i nocujemy kilkadziesiąt kilometrów dalej w przydrożnym motelu (niezłe warunki za 2.000rubli plus 300 za motocykle). Jemy bardzo smaczny i obfity posiłek za symboliczne pieniądze. Udało nam się przejechać 249km.
  16. mguzzi

    Mongolia 2012

    Zapomniałeś o :drinkbeer: a bez tego może być ciężko :beer:
  17. mguzzi

    Mongolia 2012

    27.08.2012r (poniedziałek) Daje o sobie znać zmiana stref czasowych. Przedtem „brakowało” nam czasu, teraz mamy go „za dużo”. O 3 rano jestem już wyspany i gotowy do dnia. Rano idziemy na dworzec. Ale tu nikt nie wie gdzie są, czy jadą, ani tym bardziej kiedy będą nasze motorki. Wracamy do hotelu i przedłużamy pobyt na następną dobę (tym razem płacimy 1000rubli drożej gdyż skończyła się taryfa weekendowa) i idziemy zwiedzać Moskwę i Plac Czerwony. Nie ma co pisać, Plac Czerwony taki jak na fotografiach i filmach tylko nieco większy i trzeba się nachodzić. W trakcie naszego pobytu, Plac Czerwony był częściowo zamknięty, ponieważ Rosjanie przygotowywali go do występów orkiestr mundurowych. Sporo wszelakiej maści turystów. Poza Placem Czerwonym i wszystkim co tam się mieści zobaczyliśmy siedzibę Lukoil i Bank Rosji mieszczący się w wielkim budynku zajmującym cały kwartał między ulicami. Na parkingu przed bankiem same audiki. W Moskwie jest bardzo dużo drogich samochodów, motocykli śladowa ilość, prasy motocyklowej nie ma w ogóle (ŻADNEJ!!!!). Ciekawe, czy z takim napisem pojechałby do Berlina. Z innych ciekawszych rzeczy, to odwiedziliśmy sklep Dukati. Pocmokaliśmy sobie na Multistradę i oślinieni poszliśmy sobie do hotelu ukoić nerwy. :drinkbeer: Po ponownie męczącym dniu robimy zakupy w pobliskim spożywczaku, jedzonko :drinkbeer: i spanko. Czyli powtórka z poprzedniego wieczoru. Tego dnia nie wiem ile przeszliśmy, ale duuuużo za dużo. Tym bardziej, że do zwiedzania Moskwy mieliśmy do wyboru buty motocyklowe, albo klapki (trampki pojechały z motorkami). Lekko nie jest, :drinkbeer: ale daliśmy radę :-D *z rysowania zrezygnowałem
  18. mguzzi

    Mongolia 2012

    26.08.2012r (niedziela) Jedziemy dalej. Dojeżdżamy do Moskwy od północnego zachodu więc widoki za oknem bez zmian. Lekko nie jest, ale :drinkbeer: dajemy radę :-D Planowany przyjazd do Moskwy o 17,45. Widoki za oknem bez zmian. 180km przed Moskwą wpada do nas nasza Wagonowa Natasza i ewakuuje nas do swojego służbowego przedziału. Ktoś wykupił bilet na nasz przedział. Po jakimś czasie, dla zabicia czasu idziemy do restauracyjnego gdzie zamawiamy kawę. Dostajemy niedobrą, rozpuszczalną lurę. O smaku kawy opowiadam kolegom później, gdyż jako jedyny zdążyłem ją spróbować. Gdyż w wagonie restauracyjnym wybuchł pożar. Akurat wtedy, gdy poszliśmy tam na kawę. Dym podstępnie pojawił się z przodu wagonu, gdy źródło pożaru było z tyłu. Natychmiast ewakuowaliśmy się do naszego wagonu. Obsługa pociągu zebrała gaśnice z całego pociągi i pobiegła gasić pożar. Zatrzymali pociąg, wyłączyli prąd. Po 15 minutach odpalili elektrownię i jedziemy dalej. Tuż przed Moskwą odnalazła nas kelnerka z restauracyjnego. Zrobiła awanturę, że jesteśmy bandyci i wszystko co najgorsze bo uciekliśmy nie płacąc za kawę. Nie dotarły do niej tłumaczenia, że z powodu pożaru nawet jej nie wypiliśmy. Płacimy 150 rubli za lurę. Oczywiście bez rachunku. Do Moskwy wjeżdżamy punktualnie z rozkładem jazdy o 17,45. Na dworcu Jarosławskim bardzo dużo mundurowych, nie łapię które mundury są od czego. Podejrzewam, że wśród cywili na dworcu, tylko część to pasażerowie. Mundurowi wyłapują spośród pasażerów tych z ciemniejszą karnacją skóry lub wschodnimi rysami twarzy i trzepią im dokumenty. Idziemy szukać noclegu. Na końcu dużego placu przed dworcem Jarosławskim widzimy „mały pałac kultury” z dużym napisem HOTEL. Dopiero gdy do niego doszliśmy widzimy niewielki napis Hilton. Trudno. Idziemy szukać dalej. Polecono nam hotel Wołga, w którym wynajęliśmy apartament, czyli trzypokojowe mieszkanie z kuchnią i łazienką (7500rubli za noc). Trochę nietypowo, w hotelu płaci się z góry. Najpierw musimy zapłacić, a dopiero potem możemy zanieść bagaż do pokoju. Ale zanim to nastąpi, recepcjonistka bierze nasze paszporty i karty emigracyjne. Gdzieś dzwoni i melduje, kto, gdzie i kiedy przekroczył granicę. Zdziwiona pyta gdzie byliśmy tyle czasu od przekroczenia granicy. Grzecznie prosimy by raczyła zerknąć, nie tylko kiedy, ale też gdzie przekraczaliśmy granicę. Pyta tajemniczego Kogoś, czy może nas przyjąć. Prawdziwy Radziecki porządek i demokracja. Po męczącym dniu robimy zakupy w pobliskim spożywczaku, jedzonko, :drinkbeer: (lekko nie jest, ale dajemy radę) i spanko. Tego dnia przeszliśmy około 3-4km. Wiem, że brak zdjęć. Jutro może coś ................ narysuję.
  19. mguzzi

    Mygosia sprzedaje dopieszczonegoBydlaka

    Ładne zdjęcia. :-D Życzę szybkiej i udanej transakcji. Ale motka szkoda. Umarł Król! :cry: Niech żyje Król! :-P
  20. mguzzi

    Mongolia 2012

    Mnie też na przełomie lat 80/90 miała spotkać taka przyjemność podróży do Kazachstanu. Jakoś mnie to szczęście ominęło. Ale w zamian na lotnisku patrzyłem na samoloty. Kurde, prawie jak pogaduszki weteranów. :beer:
  21. mguzzi

    Mongolia 2012

    Tak. To na pewno chodziło o to słowo. Ale pewności nie mam, bo przecież takiego słowa nie znam :-D Zdjęć nie za dużo, ale za to starałem się oddać klimat podróży koleją transsyberyjską. :drinkbeer: Nie wiem, na ile to mi się udało. Lekko nie było, ale daliśmy radę :drinkbeer: Widoki za oknem bez zmian. :beer:
  22. mguzzi

    Mongolia 2012

    25.08.2012r (sobota) Jedziemy dalej. Widoki za oknem bez zmian. W przedziale mamy monitor telewizyjny z trzema programami wewnętrznymi, powtarzającymi się w ciągu zamkniętym. Repertuar znamy już na pamięć. Zaczynam drugi raz czytać tą samą książkę. Lekko nie jest, ale dajemy radę. :drinkbeer: Wagonowe są w pracy 2 tygodnie. Jadą z Moskwy do Władywostoku i wracają z powrotem (7 dni tam i 7 z powrotem). Z tego co mówiła (jedna) zarabiają, w przeliczeniu, po około 1500pln. Przy okazji dorabiają jak mogą. „Nasza” nowa wagonowa dorabia do pensji prawdopodobnie ;-) handlując kawiorem i przewożąc telefony komórkowe. Jedziemy dalej. Widoki za oknem bez zmian . Lekko nie jest, ale dajemy radę. :drinkbeer: Mamy nadzieję, że jutro dojedziemy do Moskwy. Byłoby wręcz nawet super. Gdyby nie nasze myśli, ciągłe wracające do motorków. - Gdzie są? - Czy już jadą? - Jak są daleko za nami? - Kiedy dojadą? - Czy są jeszcze bardziej rozkradzione? - Jak długo będziemy musieli czekać na nie w Moskwie? - Czy znajdziemy odpowiednią kwaterę? - Czy wystarczy nam kasy? I takie tam. Wzięło nas na tkliwość. Mięczaki jakieś jesteśmy. Wracamy do naszego tymczasowego zajęcia dorywczego. Lekko nie jest, ale dajemy radę. :drinkbeer: Około południa zauważamy radykalną zmianę krajobrazu. Zaaferowani zmianą krajobrazu robimy krótką przerwę w :drinkbeer: Tak się zastanawiam. A może ta nagła zmiana krajobrazu podstępnie nastąpiła w nocy wykorzystując naszą chwilową nieuwagę? Lekko nie jest, ale dajemy radę. :drinkbeer:
  23. mguzzi

    Mongolia 2012

    Trochę się "zawstydałem" :oops: Trampka jeszcze nie miałem, na testowym jeździło się super. Jest to jakiś pomysł na emeryturę. :beer: :drinkbeer:
  24. mguzzi

    Namiot na moto?

    No właśnie. Ciekawe skąd wzięło się słowo NAMIOT :?:
×