Skocz do zawartości

mguzzi

Użytkownik
  • Zawartość

    831
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Days Won

    21

Posty dodane przez mguzzi


  1. c.d.

    Sama dolina Omalo wita nas ciepłem i słońcem.

    P6237028.JPG

    P6237033.JPG

    P6237031.JPG

    P6237037.JPG

    P6237043.JPG

    P6237057.JPG

    P6237053.JPG

    P6237058.JPG

    Dostajemy od Tity 2 godziny na zwiedzanie.

    Przemek z Gruckiem gdzieś się okopali.

    Pozostała trójka wspina się na strome wzgórze z wieżami obronnymi.

    Zdjęcia ułożone nieco chaotycznie, ale taka była chronologia:

    P6237067.JPG

    P6237060.JPG

    P6237063.JPG

    P6237065.JPG

    Przemek się odnalazł na szczycie wzgórza skąd podziwiał widoki.

    P6237068.JPG

    P6237071.JPG

    P6237074.JPG

    P6237078.JPG

    P6237080.JPG

    P6237081.JPG

    P6237084.JPG

    P6237085.JPG

    P6237086.JPG

    P6237088.JPG

    P6237090.JPG

    P6237092.JPG

    P6237094.JPG

    P6237095.JPG

    P6237097.JPG

    P6237107.JPG

    P6237109.JPG

    P6237110.JPG

    P6237111.JPG

    P6237122.JPG

    P6237123.JPG

    P6237126.JPG

    P6237130.JPG

    P6237133.JPG

    P6237134.JPG

    P6237138.JPG

    P6237141.JPG

    P6237142.JPG

    P6237143.JPG

    P6237144.JPG

    P6237145.JPG

    P6237146.JPG

    P6237147.JPG

    P6237151.JPG

    P6237154.JPG

    P6237156.JPG

    P6237152.JPG

    P6237157.JPG

    P6237177.JPG

    P6237168.JPG

    P6237175.JPG

    P6237176.JPG

    P6237180.JPG

    P6237173.JPG

    P6237185.JPG

    Te dwie godziny mięły nie wiadomo kiedy.

    Świeci popołudniowe słońce, wokoło widoki, widoki, widoki.

    Żal wracać.

    Ale mus, to mus.

    Przepraszam, ale znowu przerwa techniczna.

    cdn.

    • Like 18

  2. Wracając do naszej podróży.

    P6236803.JPG

    Tuż za przełęczą Tito zarządza przerwę.

    P6236804.JPG

    Nieco zjeżdża z drogi, zgarnia resztki śniegu z płaskiego kamienia i mamy stolik.

    P6236810.JPG

    Na „stoliku” stawia stakana, 1,5litrowego peta z Czaczą, gruziński chlebek i konserwę szprotek na zakąskę. To była prawdziwa uczta.

    P6236837.JPG

    Nawet chłopie nie próbuj odmawiać. Chyba, że masz pokutę.

    I nie bój się, że zabraknie. Bo flaszki są DWIE.

    Nie jestem w stanie opisać niepowtarzalnego smaku czaczy pitej w górach z pięknym widokiem:

    P6236817.JPG

    (daleko przed nami dolina, jeszcze dalej - bardziej na lewo Czeczenia, bardziej na prawo Dagestan).

    P6236840.JPG

    wszystkich nas wzięło.

    P6236838.JPG

    Nasza dalsza droga.

    P6236892.JPG

    P6236896.JPG

    P6236904.JPG

    P6236907.JPG

    Gdy Tito zobaczył jadącą pod górę ciężarówkę - przyśpieszył.

    P6236918.JPG

    Wiedział, że minąć możemy się tylko w tym miejscu. Tu zaczekaliśmy chwilę na kamaza z ładunkiem.

    P6236920.JPG

    To taka pomoc drogowa. Komuś zepsuł się samochód i wraca "na lawecie".

    P6236922.JPG

    P6236929.JPG

    Nie wiedziałem, które lepsze.

    P6236949.JPG

    P6236948.JPG

    P6236950.JPG

    P6236953.JPG

    P6236956.JPG

    P6236962.JPG

    P6236966.JPG

    P6236967.JPG

    P6236970.JPG

    P6236978.JPG

    P6236982.JPG

    P6236997.JPG

    P6237005.JPG

    To jeszcze nie jest Omalo.

    P6237009.JPG

    P6237010.JPG

    NIe wiedziałem, które z tych trzech zdjęć pokazać, dlatego są trzy.

    Niech każdy sobie sam wybierze.

    P6237017.JPG

    P6237023.JPG

    P6237026.JPG

    P6237028.JPG

    Sama dolina Omalo wita nas ciepłem i słońcem.

    Ale to za chwilę. Przerwa technologiczna.

    cdn.

    • Like 18

  3. 23.06.2013 Niedziela

    Deja vu znad Morza Azowskiego.

    Obudziły nas gruzawiki, które tym razem obok namiotów woziły kamienie z pobliskiego wyrobiska (w niedzielny poranek!!!!!!). Zresztą wożenie jak wożenie, najlepszy był załadunek, czyli ręczne wrzucanie kamieni na pakę i towarzyszący temu hałas.

    P6236508.JPG

    Na śniadanie odgrzewamy wczorajsze chinkali. Też były dobre.

    Jedziemy na Omalo. W Telavi na stacji benzynowej uzupełniamy paliwo w bakach i kanistrach, oraz wodę pitną.

    Przemek panikuje, że w jego TKMie ubywa płynu chłodniczego, więc dolewa do swojego kapkę, a przy okazji do mojego trzy krople. Niepotrzebnie panikował. Jak się okazało wszystko było w porządku (może wcześniej dobrze nie dokręcił korka?).

    W Pashaveli – przedostatniej wiosce przed wjazdem na szlak do Omalo odruchowo zatrzymujemy się przy Cafe którą tworzy parasol, i plastikowy stołek z krzesłami.

    P6236512.JPG

    Zamawiamy kawę i domowe wino dla pobudzenia kubków smakowych.

    Zdązyłem trzasnąć kilka fotek.

    P6236513.JPG

    P6236526.JPG

    Tędy do Omalo.

    P6236532.JPG

    I w tym momencie od strony gór majestatycznie wtacza się kamper na polskich blachach z którego wysiadają Adam i Helena z Raciborza. (To prawdopodobnie ich spotkała Doodek kilka tygodni później.)

    Właśnie wystartowali w dalszą drogę, a tu widzą jakieś motorki. Helena woła: „Patrz, jacyś wariaci na motocyklach. To MUSZĄ być NASI”. Podwajamy zamówioną kawę i wino się bratamy.

    P6236529.JPG

    Relacjonują, że są tu już drugi tydzień (w tym miejscu!!!!!!!) i jadą dalej bo im wątroby wysiądą.

    Zatrzymali się u Tamary, której sąsiad tydzień temu został dziadkiem, więc wieś świętuje, je i pije od tygodnia.

    Pływali po strumieniu kajakiem, ale nurt jest miejscami silny i trochę ich sponiewierało. Nadmieniam, że Adam jest tak około 60tki i pędzi spokokojny żywot emeryta. Wyjechał do Gruzji na wiosnę, powrót planuje na wrzesień- październik. Szacunek!

    Przez kilka następnych tygodni wszystkim nam daje to troszkę do myślenia.

    Do Omalo pojechali „okazją”. Spędzili tam kilka uroczych dni. Zatrzymali się u Naczelnika Straży Granicznej, który bardzo lubi Polaków, a jeszcze bardziej naszą żubrówkę.

    Mieli niewielki kłopot z powrotem, czekali na jakiś transport. Na ich uwagę, że może wrócą pieszo, usłyszeli że zamarzliby po drodze. Wracają więc ciężarówką. Helena w kabinie, Adam na pace. Na przełęczy mieli śnieg, grad i ujemne temperatury. Adam odmroził sobie twarz i ręce.

    Opowiadają ze droga jest wykuta w zboczu gór, przechodzi przez strumienie, są nieciekawe podjazdy z wypłukaną przez deszcz nawierzchnią, na przełęczy przebiega w śnieżnym wąwozie, jest nieprzewidywalna i wszystkiego można się spodziewać.

    Jest przejezdna tylko przez trzy letnie miesiące. Jeżdżą tam wtedy tylko duże samochody terenowe i radzieckie ciężarówki z napędem na kilka osi.

    Proponują, żebyśmy zatrzymali się u Tamary, a do Omalo pojechali wynajętym samochodem z kierowcą.

    Jeszcze nie dopiliśmy co mieliśmy do wypicia, a już mamy wszystko zorganizowane. Adam poleca właścicielce i zarazem jedynemu pracownikowi Cafe zadzwonić po Tamarę która mieszka kilkaset metrów dalej. Tamara otrzymuje dyspozycje, że ma nas przenocować i się nami zaopiekować, zorganizować transport do Omali i to taki żeby nas nie naciągnęli na koszty.

    Taki wojskowy charakter.

    Rozstajemy się z żalem. Ich czas nie nagli, ale my mamy jeszcze dziś jechać do Omalo.

    Przemieszczamy się do Tamary (około 40 lat, panna,skończyła filologię gruzińska w Tbilisi i tam mieszkała. Po śmierci mamy wróciła do rodzinnej wsi, żeby zaopiekować się ojcem).

    P6236535.JPG

    P6236546.JPG

    Zaparkowaliśmy przy letniej kuchni.

    P6236539.JPG

    Dzieci z sąsiedztwa obadarowane pamiatkami.

    Tamara faktycznie się nami zaopiekowała, przydzieliła pokój, nakarmiła („Może jesteście głodni? Zjedzcie coś przed drogą. Kierowca zaczeka”).

    P6236536.JPG

    Pokrzepiamy się pyszną jajecznicą, miodem, serem swojego wyrobu (biały i żółty), sałatką z kiszonych kwiatów drzewa żorżoli, marynowanymi malutkimi pstrągami (zastawili strumień siecią i wszystko co płynęło w górę i w dół się w niej zatrzymało. Gospodarka skrajnie rabunkowa, jedzone przez nas pstrągi miały wielkość naszych rybek akwariowych, większe zostały zjedzone wczesniej). Ja byłen najbardziej zadowolony z konfitury z jagód (wrąbałem wszystko).

    P6236542.JPG

    sałatka z kiszonych kwiatów drzewa żorżoli (lipa????)

    P6236547.JPG

    to już wiadomo:marynowane malutkie pstrągi

    Naszym przewodnikiem kierowcą jest Tito, jedziemy jego terenowym Mitsubishi. Przejeżdża tą drogę kilkanaście razy w sezonie. W sumie jechał już około 60-70 razy. Przejazd jest dla samochodu bardzo obciążąjący (wymiana klocków hamulcowych 2x w roku), ale jak zauważyłem, tylko raz zablokował napęd (jak pojechał na skróty pod górę).

    Przejazd drogą zajmuje przy dobrej pogodzie, sprawnemu, miejscowemu kierowcy 3,5 godziny (72 kilometry!).

    Zanim wybudowali drogę, przejazd konno zajmował 3-4 dni.

    Omalo jest to nazwa wioski, która jest stolicą regionu o tej samej nazwie.

    O samej drodze nie będę za dużo pisał. To po prostu bajka, którą życzę żeby każdy obejrzał i przeżył po swojemu. Droga wcale nie była taka straszna jak nam opisywali. Owszem. Było wszystko o czym mówili Adam z Heleną, ale do przejechania.

    ALE, radziłbym na lekko. Bambetle zostawić „na dole” np. u Tamary. Zabrać tylko mały zapas jedzenia, namioty, śpiwory, ciepłe ubrania i ZAPAS PALIWA. W Omalo nie ma żadnej stacji benzynowej.

    Droga jest jedna, nie ma możliwości żeby zabłądzić, na poboczach są słupki kilometrowe więc wiadomo ile jeszcze zostało do przejechania.

    Wracając do naszej podróży. Tuż po starcie Tino zatrzymuje się przy przydrożnym sklepiku gdzie robi szybkie zakupy, chwilę rozmawia ze znajomkami.

    I jeziemy. Zamiast zbędnych opisów, będzie więcej fotek.

    P6236555.JPG

    P6236560.JPG

    P6236562.JPG

    P6236566.JPG

    P6236597.JPG

    P6236592.JPG

    P6236593.JPG

    P6236621.JPG

    P6236661.JPG

    Stamtąd jedziemy

    P6236652.JPG

    Dojechaliśmy do bazy drogowców dbających o utrzymanie drogi. Działa tylko przez te trzy letnie miesiące, podczas których jest przejezdna. Obowiązkowa przerwa i pogawędki z drogocami. Zgodzili się żebym zrobił kilka fotek.

    P6236678.JPG

    P6236657.JPG

    P6236658.JPG

    P6236662.JPG

    P6236666.JPG

    P6236671.JPG

    P6236644.JPG

    P6236673.JPG

    P6236646.JPG

    Sławojka z widokiem na góry.

    P6236645.JPG

    Ruszamy w dalsza drogę.

    P6236684.JPG

    P6236686.JPG

    Baza w której przed chwilą byliśmy widziana z drogi z góry.

    P6236698.JPG

    P6236713.JPG

    P6236715.JPG

    P6236718.JPG

    P6236719.JPG

    P6236720.JPG

    P6236728.JPG

    P6236733.JPG

    pyszna źródlana woda siły doda

    P6236738.JPG

    P6236741.JPG

    P6236751.JPG

    W tym miejscu parę lat temu parień (młodzieniec) spadł z koniem w przepaść. Tradycyjnie koniarze wspominają swojego kolegę.

    P6236752.JPG

    P6236753.JPG

    P6236758.JPG

    P6236763.JPG

    Na zboczu góry widoczna stara droga dla koni. Na koniach wędrował ładunek, ludzie szli pieszo.

    P6236768.JPG

    P6236779.JPG

    Przełęcz (2936mnpm)

    Sorki, przerwa techniczna.

    Cdn.

    niebawem

    • Like 22

  4. 22.06.2013 Sobota

    Rano po śniadaniu przypętała się do nas wychudzona do granic możliwości, a do tego jeszcze ciężarna suczka. Karmimy ją czym możemy i jedziemy do Gori - miasta urodzin dyktatora.

    Chcemy zatankować paliwo, ale na „stacji benzynowej” jest tylko gaz.

    Muzeum Stalina znajdujemy bez trudu. W centrum niewielkiego miasta jest wielki park, na skraju którego jest wielki „pałac” – muzeum.

    Parkujemy na parkingu przy punkcie informacji turystycznej

    N 41° 59.268’

    E 044° 06.823’

    P6226337.JPG

    Bezpośrednio przy muzeum.

    P6226331.JPG

    W Informacji turystycznej, w klimatyzowanym pomieszczeniu, pod opieką przemiłej i uroczej pani pozostawiamy nasze „skarby”.

    Spotykamy grupę Polaków, którzy przylecieli do Gruzji samolotem, a na miejscu poruszają się wynajętym z kierowcą samochodem. Z mieszanymi odczuciami idziemy do muzeum, gdzie z poczuciem winy kupujemy bilety (muzeum 10 lari, wagon – 5 lari). Wchodzimy do środka, traktując to jako doświadczenie socjologiczne. Zwiedzamy bowiem muzeum poświęcone komuś, kto dla nas jest odzwierciedleniem wszystkiego co najgorsze. Katem i mordercą milinów. Dla Gruzinów jest bohaterem narodowym.

    Lepiej w Gruzji nie mówić za głośno tego co o nim myślimy (przynajmniej nie wszystkim i nie we wszystkich okolicznościach). Gruzini nie dorośli jeszcze do tego, by traktować go jako znanego, ale jednak negatywnego "bochatera".

    P6226368.JPG

    P6226375.JPG

    W muzeum najbardziej godny uwagi jest park, stojąca pod „marmurowym baldachimem” stara chałupina w której ponoć mieszkał mały dyktator, arkady przed budynkiem muzeum i portiernia z pamiątkami.

    P6226345.JPG

    P6226344.JPG

    P6226343.JPG

    Cały parter budynku zajmuje administracja, na piętrze szemrane „pamiątki”: fotokopie fotografii, opisy jaki do dyktator jest/był debeściak, niektóre z darów bratnich krajów ( w tym dwa talerze z Polski) i taki niby grobowiec bez głównego bohatera.

    P6226348.JPG

    W muzeum najlepszy był wpis w księdze pamiątkowej (po polsku), luźny cytat „… pomimo usilnych starań, nie przypominam sobie, żeby gdzieś w Niemczech było jakiekolwiek muzeum poświęcone zbrodniarzowi Hitlerowi. A tu proszę jest. Wstyd ….”

    Nie polepszył on naszego moralnego kaca. Czuliśmy, że kupując bilety wstępu poniekąd firmujemy i wspieramy pana S. Ale czort z nim.

    Jedyną naprawdę oryginalna i związaną z nim rzeczą jest …….. pancerny wagon.

    P6226339.JPG

    I to jest to co naprawdę można i warto zobaczyć. Jest to opancerzony wagon którym podróżował odwiedzając swój kraj. Przedziały dla ochrony, radiooperatora, łazienka z kotłem pod wanną do podgrzewania wody, salonik – wszystko z epoki.

    P6226380.JPG

    P6226383.JPG

    Zdjęcie z saloniku nie nadaje się do pokazania, więc go nie będzie.

    Co dziwne, pani z obsługi, która wpuściła nas do środka nie pozwala filmować, ale zdjęcia można robić. A kto to wie co akurat robi aparat fotograficzny?

    Bez żalu opuszczamy teren muzeo-parku.

    Przy punkcie informacji turystycznej jest coś znacznie ciekawszego. Tradycyjna Gruzińska piekarnia w której wypiekają chleb (placki) wewnątrz okrągłego pieca.

    P6226338.JPG

    P6226334.JPG

    P6226335.JPG

    P6226336.JPG

    Można wejść do środka i popatrzeć na proces technologiczny. My przed wejściem do muzeum obserwowaliśmy „wkładanie” czyli oblepianie ciastem wnętrza pieca, a po muzeum załapaliśmy się na świeżutkie pieczywo. Grzech nie kupić. Tym bardziej że jest przesmaczne i sprzedawane w opakowaniu ze starej miejscowej gazety.

    Klimat jak w PeeReLu. Będąc tam, nie można tego przeoczyć.

    P6226400.JPG

    Szyld informujący o typie piekarni.

    Jednocześnie sugerują aby jednocześnie parę metrów dalej, w kiosku, nabyć spory zapas picia. „Chlebek” jest piekielnie słony.

    Przy motorkach spotykamy kolejną grupę z Polski.

    P6226397.JPG

    Tym razem są to motocykliści.

    Przyjechali Goldasem z przyczepką i GeeSem 1200. Nówki sztuki. Wypasione fury.

    Wymieniamy doświadczenia. Odradzają nam przejazd do Armenii. Kolejne przejście graniczne, kamery, radary, i drogie mandaty. No ale jak się jedzie takimi wypasionymi furami, to się samemu prosi o wysokie mandaty za nic.

    Przed wyjazdem z miasta tankujemy paliwo, olewamy jakąś twierdzę na wzgórzu i jedziemy do Tbilisi (mamy jechać przez góry).

    Ale żeby nie był za łatwo szybko i przyjemnie zjeżdżamy w jakąś podrzędną drogę, która przechodzi w jeszcze mniejszą i jeszcze i jeszcze.

    P6226414.JPG

    W centrum jednej z miejscowości dzieci bawiące się w fontannie z wodą.

    Asfalt już się skończył już dawno temu, kamienny szuter też, teraz juś tylko polna droga.

    P6226418.JPG

    P6226420.JPG

    P6226425.JPG

    P6226428.JPG

    Mijamy rodzinę w rozklekotanej wołdze. Gościny Gruzin częstuje nas domowym winem. Grzecznie się wymawiamy. Kierowca wołgi już jest prawie ugotowany (prowadzi jedną ręką, w drugiej trzyma szklankę z winem, polewa siedząca obok kobieta), a my byśmy już dzisiaj dalej nie pojechali (już mieliśmy zaproszenie do domu).

    Czekamy na Bolka którego straciliśmy z oczu. Okazuje się, że zaliczył piaskowego paciaka. Gruzini przy których się położył pomogli mu postawić „kobyłę”. Gdy po tradycyjnym skąd?, powiedział dokąd teraz jedziemy. Mocno się zdziwili. Tędy? Do Tbilisi? Przecież tam prowadzi autostrada! A to jest droga w góry i w przeciwną stronę. Na koniec skwitowali „A eto takaja fantazja?”.

    P6226434.JPG

    P6226430.JPG

    Zatrzymujemy się przy małej cerkwi. Pop na mapie pokazuje, że droga przez góry owszem jest, ale przejezdna tylko czasami i dla dużych terenówek. My nie mamy żadnych szans na przejazd. Trudno.

    Zawracamy i z podkulonymi ogonami jedziemy w kierunku wzgardzonej uprzednio autostrady. Jadąc którą prawie zasypiam z nudów.

    Za to w Tbilisi wracamy wszyscy do życia i rośnie nam ciśnienie. Nie ma zmiłuj i taryfy ulgowej. Przebijamy się do centrum.

    P6226437.JPG

    Parkujemy w podrzędnej uliczce. Co prawda jest znak zakaz parkowania i z pobliskiego budynku wybiega dozorca. Tłumaczymy się, że my tylko na chwilę. Na ile? Na godzinkę. Nie zdążyliśmy go poprosić żeby zerknął na motocykle. Machnął tylko ręką, że taką godzinką będziemy mu głowę zawracali i zniknął w bramie.

    P6226443.JPG

    P6226445.JPG

    P6226447.JPG

    P6226446.JPG

    Samochód, który nas wszytkich zainteresował. Bolek twierdzi, ze jest to bardzo popularna w Irlandii odmiana MIcry.

    Poszliśmy do miejscowej restauracji. Weszliśmy do pierwszej z brzegu.

    W planach na dzisiejszy dzień było CHINKALI. Tradycyjne Gruziński „pierożki” w środku których jest miąsko z rosołem.

    Mają, domowej roboty.

    Pytam się czy duże?

    Niiiiie małe. Jedna sztuka za 0,7pieniążka.

    Zmawiamy po 6, 8, 10.

    Wedle fantazji i sił.

    Jeszcze zanim dostaliśmy zamówione dania, czytamy w przewodniku „…chinkali, tradycyjne gruzińskie pierożki z mięsem, jada się biorąc je do ręki, odgryza się kawałek ciasta, wypija rosołek, wyjada miąsko, resztę można zjeść albo odłożyć. I dalej … normalny zdrowy mężczyzna zjada TRZY sztuki, jak jest bardzo głodny da radę zjeść PIĘĆ!!!!!...”

    W przewodniku pisali prawdę. Nie daliśmy rady zjeść więcej niż pięć na osobę.

    P6226454.JPG

    Pewnym wyjątkiem jest Przemek, który najpierw wrąbał swoją sztukę mięsa z przystawkami, a następnie uwolnił mnie od moich pięciu. Przemo! Szacun. Naprawdę patrzymy na Niego z podziwem.

    Jesteśmy gapcie.

    P6226469.JPG

    W głównej Sali pod sufitem jest podwieszony do góry nogami stół z potrawami w skali 1:1.

    Płacimy przed wyjściem.

    Na pytanie czy smaczne odpowiadamy, ze bardzo. Tylko że wcale nie były małe. Panie chyba przewidziały, ze tak będzie, błyskawicznie zapakowały nasze niezjedzone Chinkali do pojemników, dorzuciły pieczywo i serdecznie pożegnały upewniając się że na pewno niczego więcej nie potrzebujemy.

    P6226483.JPG

    Motorki stały tak jak je zostawiliśmy.

    P6226484.JPG

    P6226485.JPG

    Albo mają mocny sygnał, albo deficyt anten.

    Wyjeżdżając z miasta tankujemy paliwo i kierujemy się w stronę lotniska. Po drodze mijamy Aleję imienia Kaczyńskiego. Nie jesteśmy PISowcami, olewamy politykę, stwierdzamy fakt i jedziemy dalej.

    Kierujemy się w kierunku doliny Omalo. Którą mamy zamiar w następnych dniach odwiedzić. Nocleg pod namiotami wypada nam nad strumykiem, jesteśmy schowani od szosy niewielkim wzgórzem i laskiem.

    P6226498.JPG

    Biwak przebieg tradycyjnie według wypracowanego schematu, kąpiel w strumyku, ognisko, piwo, omówienie dnia, plany na jutrzejszy.

    Współrzędne biwaku

    N 41° 51.479’

    E 045° 11.070’

    Przejechaliśmy 251km. Co my robiliśmy przez cały dzień?

    https://maps.google.pl/maps?saddr=Khidisavi-Ateni-Boshuri&daddr=Samepo+Street%2F%E1%83%A1%E1%83%90%E1%83%9B%E1%83%94%E1%83%A4%E1%83%9D+%E1%83%A5%E1%83%A3%E1%83%A9%E1%83%90+to:Tbilisi-Senaki-Leselidze%2F%E1%83%97%E1%83%91%E1%83%98%E1%83%9A%E1%83%98%E1%83%A1%E1%83%98-%E1%83%A1%E1%83%94%E1%83%9C%E1%83%90%E1%83%99%E1%83%98-%E1%83%9A%E1%83%94%E1%83%A1%E1%83%94%E1%83%9A%E1%83%98%E1%83%AB%E1%83%94%2FE60%2F%E1%83%A11+to:%E1%83%92%E1%83%A0%E1%83%98%E1%83%92%E1%83%9D%E1%83%9A+%E1%83%A0%E1%83%9D%E1%83%91%E1%83%90%E1%83%A5%E1%83%98%E1%83%AB%E1%83%98%E1%83%A1+%E1%83%92%E1%83%90%E1%83%9B%E1%83%96%E1%83%98%E1%83%A0%E1%83%98+to:%E1%83%A838&hl=pl&ie=UTF8&ll=41.689322,44.796753&spn=2.518639,3.532104&sll=42.004407,44.012604&sspn=0.626576,0.883026&geocode=Fa6cfwIdPemgAg%3BFcOegAIdNwWhAg%3BFRXngAIdWFaaAg%3BFYobfQIdRT-rAg%3BFSfofgIdaAO0Ag&mra=mr&t=m&z=8

    • Like 19

  5. a po co przez Rosję - jedżcie dookoła. przez Turcję, Kapadocję, wzdłóż morza Czarnego... Ładnie i mniej bandytów na drodze....

    A Krym zrobić osobno - przecież w Rosji tak właściwie to nic nie ma.

    Super relacja !

    Przez Turcję jest jednak zdecydowanie dalej i drożej.

    No i nie da się objechać morza (chociażby symbolicznie).

    Ale zawsze jest to dobra alternatywa dla Rosji i Ukrainy.


  6. Po ostatnich wydarzeniach w Wołgogradzie wygląda na to, że tegoroczne wakacje były ostatnim okresem, kiedy można było tam spokojnie pojechać. Sądzę, że po Olimpiadzie w Soczi Rosjanie zaczną zaprowadzać w Kaukazie Pólnocnym "porządki" ... :/

    Trudno powiedzieć jak będzie. Rosja jednak nieprzewidywalna.

    A może po olimpiadzie nie będzie takiego "parcia na szkło i papier" i będzie spokojniej? Bezpieczniej?


  7. 21.06. Piątek

    P6215915.JPG

    Nasza miejscówka, z wołgą Osetyńca na głównym planie (twierdził, że podrasowana, 6 cylindrowy silnik z 200km).

    P6215920.JPG

    Niespodzianka, nasze Gospodynie uraczyły nas takim czymś (starte ziemniaki, trochę mąki, ser, przyprawy, do jedzenia polewane stopionym masłem - do tego prosto z garnka, cieplutkie - pychota) Najedliśmy się jak bąki.

    Z samego rana starujemy do banku, gdzie kupujemy pieniądze (300$ to 490 lari?).

    P6215942.JPG

    P6215938.JPG

    Typowy obrazek, samochody bez zderzaków.

    P6215945.JPG

    Rejestracja.

    P6215946.JPG

    I bądź tu mądry, co to za służba?

    P6215936.JPG

    Uliczka w Kazbegi.

    Rozliczamy się za nocleg. Ustalamy, że jedziemy dalej a za kilka dni jak się ustabilizuje pogoda wrócimy do klasztoru.

    Startuję jako pierwszy i skręcam w kierunku drogi do klasztoru.

    P6215947.JPG

    Nic z tego. Mój szczwany plan poszedł w piz….u . Koledzy szybko doprowadzają mnie do pionu. Kładę uszy po sobie i jedziemy dalej drogą wojenną w kierunku Tbilisi.

    Jedziemy luźnym szykiem, spotykając się co kilkanaście kilometrów. Tradycyjnie z Bolkiem zostajemy w tyle, co chwilę robiąc przerwę na fotki.

    P6215963.JPG

    P6215952.JPG

    P6215958.JPG

    P6215969.JPG

    P6215976.JPG

    P6215977.JPG

    P6215978.JPG

    P6215979.JPG

    P6215980.JPG

    P6215988.JPG

    P6215990.JPG

    P6215994.JPG

    Droga ładna, klimatyczna, w remoncie, w okolicach przełęczy krzyżowej jeszcze szutrowa.

    P6215991.JPG

    P6215996.JPG

    Ale budowa wre. Miejscami trzeba się przeciskać pomiędzy spychaczami, ciężarówkami z ziemią i gruzem a blokującymi na zwężkach drogę tirami.

    Na przełęczy krzyżowej robimy krótka sesję fotograficzną.

    P6216001.JPG

    P6216002.JPG

    P6216012.JPG

    P6216013.JPG

    P6216015.JPG

    P6216016.JPG

    P6216018.JPG

    P6216019.JPG

    P6216021.JPG

    P6216030.JPG

    Bolek znowu sprawdza hamulce.

    P6216032.JPG

    Dołącza się do nas wycieczka Gruzinek które koniecznie chce sobie zrobić zdjęcia z naszymi motorkami ( i niektórymi z nas). Nie wiem jak obczaiły, że z naszej piątki, trójka jest „do wzięcia”?

    P6216039.JPG

    Pierwsza z lewej, to ich nauczycielka z USA, zupełnie inny rodzaj urody.

    P6216043.JPG

    P6216054.JPG

    P6216059.JPG

    P6216052.JPG

    Za krzyżową, po minięciu punktu widokowego z socjalistycznym graffiti wyobrażającym rozwój Gruzji i dalej za tunelem – galeryjką, znowu jest asfalt. Miejscami nieco dziurawy.

    P6216073.JPG

    P6216075.JPG

    P6216090.JPG

    Fotka tuż przed wjazdem do "galeryjki".

    P6216095.JPG

    P6216099.JPG

    P6216103.JPG

    Już w dolinie, za jedną z wiosek trzeba uważać na niepozorny mostek. Jest on nieco zdradliwy. Droga przed nim kusi żeby pogonić kucyki, widać mostek i drogę za nim, ale …. . Mostek jest wyłożony metalową blachą i po deszczyku można złapać niezły uślizg, tym bardziej że tuż przed nim i za nim jest delikatny łuk drogi.

    Trzeba uważać, tak jak na krowy i ich g…na

    P6216112.JPG

    Dalej zatrzymujemy się przy porzuconym, transporterze gąsienicowym i starszawym samochodzie (opel? Kapitan?).

    P6216105.JPG

    P6216122.JPG

    Koledzy „poczuli krew” i instynkt nakazuje im pogrzebać w gracie. Ale nie tym razem. (Tym bardziej, że nie miał silnika.)

    P6216106.JPG

    Mimo że za płotem są inne „skarby” jedziemy dalej. Od tego momentu droga jest bardziej „tranzytowa”.

    P6216145.JPG

    Zatrzymujemy się na chwilę na parkingu przy twierdzy Ananuri nad zalewem Zhinvali, przebieramy się w lżejsze ciuchy (jest radykalna zmiana pogody i temperatur).

    P6216196.JPG

    P6216146.JPG

    P6216180.JPG

    P6216190.JPG

    Chłodzimy się chwilę we wnętrzu kamiennego kościółka.

    P6216170.JPG

    P6216173.JPG

    P6216175.JPG

    P6216204.JPG

    Stragan przy parkingu.

    P6216200.JPG

    Przed dalszą drogą widzimy jak po szerokiej drodze, którą przed chwilą dzidowaliśmy pędzone jest stado krów.

    Pod rozwagę przed dalszą drogą.

    Tbilisi mijamy dwupasmówka i kierujemy się do starej stolicy Gruzji. Nie znaleźliśmy w niej obiecywanych w przewodniku cudów.

    P6216205.JPG

    P6216208.JPG

    Widok z tarasu kawiarni.

    Więc kawka, szybka narada i … jedziemy dalej.

    Prowadzący grupę Oczkins zapowiada unikanie przelotówek, raczej drogi „na skróty”, bez asfaltu. Później będziemy je nazywali OESikami. Słowa dotrzymał, codziennie funduje nam taki oesik.

    Jedziemy w kierunku Gori – miasta Stalina. Przed którym planujemy odwiedzić skalne miasto. Dojeżdżamy tam boczną drogą. Skalne miasto Miskheda – Uplisciche jest około 8 km przed Gori. Dojazd dość dobrze oznakowany.

    Zostawiamy motorki na parkingu, torby i kurtki u ochrony i idziemy na skały „w miasto”, wejściówka 3 lari/osobę.

    P6216217.JPG

    Wykute jaskinie, groty, kościół na szczycie i wieje jak w kieleckim.

    P6216225.JPG

    P6216227.JPG

    P6216245.JPG

    P6216249.JPG

    P6216260.JPG

    P6216228.JPG

    P6216238.JPG

    P6216277.JPG

    Wracamy na parking.

    P6216280.JPG

    Motorki wzbudzały zainteresowanie tubylców.

    A tam niespodzianka. Nasze bambetle są, ale panów z ochrony nie ma. Na szczęście bez strat jedziemy dalej. We wsi robimy niezbędne zakupy spożywcze. Trafiamy na porę powrotu zwierzaków z pastwiska.

    P6216282.JPG

    P6216284.JPG

    Szukamy miejsca na nocleg. Zgodnie z sugestią Bolka wracamy na główniejszą drogę i zaraz skręcamy w pierwszą w lewo. Jedziemy drogą wzdłuż upraw winogron i przydomowych winiarni. Po paru kilometrach znajdujemy ukrytą za krzakami piękną polankę nad strumykiem z miejscem na ognisko. To jest to czego szukamy.

    P6226330.JPG

    P6216291.JPG

    P6226318.JPG

    Polecam miejscówkę.

    N 41° 53.964’

    E 044° 03.439’

    Wieczorem mieliśmy czas na spokojne rozbicie namiotów, ognisko, integrację i podziwianie spektaklu wschodu księżyca i pierdyliarda gwiazd.

    Przejechaliśmy 214km.

    Jakoś mało, chyba GPS zaspał. Fakt robiliśmy dużo przerw (totki, wraki, kawa, skały itd.) Ale traska fajna, no i omijaliśmy trasy szybkiego ruchu.

    https://maps.google.pl/maps?saddr=%E1%83%A13&daddr=Zahesi-Mtskhata-Kavtiskhevi-Gori+to:41.956934,44.1675873+to:Uplistsikhe+Complex+Road+to:Khidisavi-Ateni-Boshuri&hl=pl&ie=UTF8&ll=42.195969,44.431458&spn=1.249369,1.766052&sll=41.909431,44.265289&sspn=0.313756,0.441513&geocode=FaTKigIddyupAg%3BFV5qfgId6EqqAg%3BFUY2gAIdo_GhAikxK05slpxEQDFRr94YmX4mow%3BFZtFgAIdxYCiAg%3BFXpcfwId9rygAg&mra=dpe&mrsp=2&sz=11&via=2&t=m&z=9

    • Like 14
×