Skocz do zawartości

mguzzi

Użytkownik
  • Zawartość

    831
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Days Won

    21

Posty dodane przez mguzzi


  1. Krótki reportaż z wyjazdu prawdopodobnie ukaże się w 8 nr Świata Motocykli.

    8 czyli sierpniowy, w dostępny od połowy lipca czyli za miesiąc

    jeśli będzie za mało, to będę uzupełnał

    Ale do ukazania się w prasie wypada zaczekać

    Z drugiej strony są pewne szanse na dodatkowe filmy


  2. Dla mnie jest to trochę dziwne.

    Płacę OC za każdy samochód i motocykl.

    A przecież i tak jeżdżę w danym momencie tylko jednym.

    Poza tym nie za bardzo widzę związek pomiędzy pojemnością silnika  i wynikającą z niej szkodowością, a więc wysokością składki.

    • Like 2

  3. Znowu krótki kurs guzikologii.

    Pierwszy motocykl Moto Guzzi – Normale charakteryzował się poziomo położonym singlem z dużym zewnętrznym kołem zamachowym tzw. krajalnicą. I tak pozostało aż do przełonu lat 60 i 70 kiedy to znakiem firmowym Moto Guzzi została poprzecznie ustawiona V. Oczywiście były różne modyfikacje poziomego singla, pojemność, niewielkie pochylenie i inne takie tam. Generalnie była to ewolucja, nie rewolucja.

    Modeli było dużo, po Normale przyszła era GT, Norge, Alce, Superalce, Airone. Nie czuję się na siłach by pisać o tym szczegółowo. Ale nie można nie wspomnieć o silnikach dwu i trzycylindrowych (również poziomo położone), szczytem osiągnięć był ośmiocylindrowy silnik (1957r) do sportowego modelu. Ten ośmiocylindrowiec to prawdziwy biały kruk.

    Koniec wstępu.

    Poniżej są linki do dwóch filmów – relacji z imprezy z okazji „okrągłej” 95 – rocznicy powstania firmy i fabryki Moto Guzzi. Zlot jest cykliczny, co 5 lat. Jak zawsze w „mateczniku” – Manderlo Del Lario nad jeziorem Como w północnych Włoszech u podnóża Alp.

    Impreza miała charakter kameralny.

    Jak podali organizatorzy, było tylko 25 tysięcy uczestników.

    Organizatorem spotkania było miasto, mieszkańcy i lokalny przedstawiciel MG – Agostini.

    Imprezą żyło całe miasto. W każdym sklepie,lokalu były elementy nawiązujące do marki, silniki, zbiorniki, szkice, fotografie a nawet całe motocykle.

    Impreza trwała trzy piękne wrześniowe dni.

    Oczywiście była grupa z Polski.

    W kilku podgrupach.

    Nasza podgrupa była mieszana.

    Nie tylko względem płci, głównie motocykli.

    Oczywiście same Gutki. Ale wśród Stelvio, Griso i Newady zawieruszyły się też dwa pradziadki.

    Jeśli V 7 California jest babcią, to jej poprzednicy są pra. Z racji nazwy – pradziadki.

    Zielono oliwkowy to MG Alce z 1934 roku. W tej specyfikacji powstało ich 15 sztuk, dla Włoskich Strzelców Alpejskich.

    Drugi pradziadek, to MG Superalce z 1949 roku w bardzo rzadkim i wzbudzającym duże zainteresowanie malowaniu. Żółty z czarnymi szparunkami i chromowanymi elementami. To jego oryginalne kolory. Powstał na zamówienie Poczty Włoskiej.

    Na tym zlocie, nie było drugich takich samych motocykli.

    Pierwszy film jest relacją z imprezy. Proponuję zwrócić uwagę na odpalanie ośmiocylindrowca.

    Ponieważ nie zmieściłem się w filmie, zamówiłem drugi z pełniejszą obsadą w której dominuje nasza podgrupa i oczywiście z włoską muzyką.

    Miłego oglądania.

    • Like 12

  4. Wracając z portu przejeżdżaliśmy przez miasteczko. Zatrzymaliśmy się przy sklepie, zatankowaliśmy i kupiliśmy coś do jedzenia.

    Wyjeżdżając z miasteczka załapiemy się do kolumny tubylców -czoperowców. Chwilę z nimi pojechaliśmy. Na rozstaju dróg oni skręcili na Reykjawik, my na wschód.

    Po minięciu skrętu w drogę nr 39 (prowadzącą do Reykjawiku) teren się nieznacznie wypłaszczył i po lewej stromie mijamy urocze rozlewisko.

    DSC_0109.JPG

    DSC_0111.JPG

    Miejsce na nocleg wypadło nam w Eyarbakki.

    Znaki wskazywały, że jeden kemping jest w Miście, drugi poza miastem.

    Wylądowaliśmy na tym za miastem. Budynek łazienkotoalety z prądem i ciepłą wodą ogólnodostępny – teoretycznie płate 1000 pieniążków, ale nikt się po kasę nie zjawił, puszki na pieniążki też nie było.

    Namioty rozbiliśmy na trawce za wałem ziemnym oddzielającym nas od plaży i oceanu.

    DSC_0121.JPG

    Pojawiły się Przemka ulubione „świergolące” całą noc ptaszki.

    DSC_0163.JPG

    DSC_0165.JPG

    Nocne widoki

    DSC_0134.JPG

    DSC_0143.JPG

    DSC_0157.JPG

    DSC_0154.JPG

    DSC_0161.JPG

    DSC_0173.JPG

    DSC_0128.JPG

    DSC_0129.JPG

    DSC_0175.JPG

    DSC_0177.JPG

    Przejechane GPS 309km

    DSC_0123.JPG

    https://www.google.pl/maps/dir/64.6093669,-21.5496562/64.3605774,-21.0001182/64.2782397,-21.0988923/S%C3%B3lfar/63.9336891,-22.6765633/63.8198186,-22.5907439/Eyrarbakki/@64.208808,-22.7297431,8z/data=!4m19!4m18!1m0!1m0!1m0!1m5!1m1!1s0x0:0xd87b3a7b999ca6a8!2m2!1d-21.9222878!2d64.14761!1m0!1m0!1m5!1m1!1s0x48d65cf773cb164f:0xd7722c5d0edad591!2m2!1d-21.1444476!2d63.8635879!3e0

    • Like 6

  5. Po zwiedzaniu wracamy znanym nam odcinkiem w kierunku oceanu i kontynuujemy podróż drogą 427.

    Jedziemy wzdłuż wybrzeża w kierunku wschodnim.

    Teren jest bardziej urozmaicony, pojawiają się wzgórza, które przechodzą w niewielki klif.

    DSC_0040.JPG

    DSC_0052.JPG

    Mijamy parkę na rowerach na których dumnie powiewa biało czerwona.

    Zawracamy.

    Cykliści dopiero wystartowali z Reykjawiku, niczego od nas nie potrzebują, są żądni drogi, chcą jechać dalej.

    Życzymy miłej drogi i fajnych wakacji.

    My też jedziemy dalej, droga wyśmienita, widoki wyśnione, świeci słońce.

    DSC_0075.JPG

    DSC_0084.JPG

    DSC_0095.JPG

    DSC_0073.JPG

    W tych pięknych okolicznościach przyrody skręcamy w kierunku miasteczka - Borlakshofn.

    Cel: tankowanie, łapanie kolacji, inne zakupy.

    Na łapanie kolacji zajechaliśmy do rozległego portu.

    Dostrzegamy, że po drugiej stronie ktoś łapie ryby.

    Nikt niczego nie pilnuje, żadnych zakazów. Przejeżdżamy do tego Ktosia na nabrzeże.

    Ktosiem okazuje się czworo azjatów. Trzech mężczyzn i kobieta. Dwóch mężczyzn łapie ryby. Jeden zdejmuje je z haczyka, kobieta patroszy i wrzuca ryby do pojemników.

    Ryby same płaskie, przypominają nasze duże flądry. Przemo szykuje sprzęt, ja podpytuję azjatów. Twierdzą, że łapią halibuty. Według mnie byli w błędzie, ale uprzejmie przytakuję z uznaniem głową.

    Klasyczne łapanie z toni nie przynosi nam oczekiwanych rezultatów.

    Prawdę mówiąc nie mamy żadnych wyników, kicha, nic nie mamy.

    Przechodzimy na technikę podpatrzoną u azjatów - zmodyfikowaną do naszych możliwości sprzętowych.

    Łapiemy na gołą blachę z gruntu.

    Nie mamy tak spektakularnych sukcesów jak nasi sąsiedzi (oni zakładają na haczyk kawałki złapanych poprzednio ryb, my możemy to zastosować dopiero po złapaniu pierwszej ryby).

    Azjaci po zapełnieniu rybami kilku wielkich pojemników, wrzucili je do CRVki i odjechali. |My jeszcze przez chwilę zostaliśmy.

    Na nabrzeżu stał jakiś kuter. Facet z kutra dziwnie na nas patrzył, ale nic nie mówił, nie komentował. Po prostu popatrzył i zajął się swoją robotą.

    Ryb mieliśmy tyle ile potrzebowaliśmy.

    DSC_0103.JPG

    Przemo mający już dalsze plany co do złapanych ryb, zaczął je oprawiać.

    Później zebraliśmy się na konsylium.

    Wszystkie złapane przez nas ryby miały pasożyty.

    W dużej ilości.

    Po tym co widzieliśmy, nawet po obróbce termicznej, nie bylibyśmy w stanie ich skonsumować.

    Ryby i ich pasożyty wróciły do wody.

    • Like 3
×