Skocz do zawartości

Bodek

Użytkownik
  • Zawartość

    1 550
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Days Won

    24

Posty dodane przez Bodek


  1. Oglądałem ostatnio fajną kurtkę Dainese D-Explorer.

    Przejeździłem w takiej w komplecie ze spodniami ostatni sezon i mogę szczerze polecić. W lecie w dużej mierze da się ją rozmontować (odpinane panele z przodu i na plecach) i robi się nieźle przewiewna, nigdy nie było mi w niej za gorąco*. A przy obecnych temperaturach i złożeniu wszystkiego do kupy również grzeje jak trzeba.

    *inna sprawa, że mam chyba zwiększoną tolerancję na skrajne temperatury i w całym moim życiu za gorąco było mi tylko raz.


  2. Kilkanaście lat temu wracałem nad ranem z wiejskiej zabawy polonezem mojego ojca. Grudzień, zimy jeszcze były prawdziwe, pługi odśnieżały co najwyżej drogi wojewódzkie, a opony zimowe były traktowane jako fanaberia. Siłą rzeczy skończyłem jazdę w rowie gdzieś pośrodku roztoczańskiego lasu. Za parę minut w zaspie obok wylądował kolejny nieszczęśnik. Oceniwszy wspólną sytuację jako beznadziejną (mróz jak cholera, niedziela rano, więc szansę, że będzie jechało coś, co nas powyciąga, prawie zerowe), udaliśmy się pieszo w poszukiwaniu pomocy. Gdzieś w pobliskiej wsi udało nam się znaleźć jakiegoś kamaza i jego w miarę trzeźwego kierowcę i po paru godzinach wróciliśmy po samochody. No i zonk. Auta były objebane totalnie: u mnie zniknęło koło zapasowe, klucze, pokrowce, maskotki, słowem wszystko co leżało luzem albo dało się szybko wyrwać/odkręcić, łącznie z - uwaga - gałką od zmiany biegów. Obczajacie? Ktoś połasił się na gałkę od zmiany biegów z poloneza.

    Dzwonię na policję i mówię im, jaka jest sytuacja, ale od policjanta dyżurnego słyszę, że owszem, mogę przyjechać, ale oni tego i tak nie znajdą, a ja na dzień dobry dostanę mandat za wjechanie w rów.

    Wróciłem smutny (bo już bez zestawu audio) do domu i na drugi dzień rozpocząłem śledztwo na własną rękę. Z lekkim fuksem dowiedziałem się, kto to zrobił, i z tą wiedzą pojechałem na komisariat. Mandatu na szczęście już nie dostałem, ale - kolejny zgrzyt. Podałem im nazwiska sprawców i z jakiej wsi pochodzili (oraz lokalizację stodoły, w której najprawdopodobniej leżały skradzione rzeczy), ale policjant powiedział mi, że z tak ogólnymi danymi to niewiele będą w stanie zdziałać i muszę wrócić z ich dokładnymi danymi.

    Zacząłem znowu działać, z nadzieją, że imiona adresy i imiona rodziców wystarczą, bo z peselami to może być dość ciężko, i po paru dniach wróciłem z tą wiedzę na komendę. I tu - w końcu pozytywna niespodzianka. Posterunkowy wyciąga gdzieś z kanciapy moje koło, trójkąt awaryjny, słonika z lusterka, lusterko, moje radio i głośniki (gałki od biegów nie było, pewnie to najłatwiej było sprzedać). Widać, że ktoś tu wykonał good police work, że zjedzono tonę pączków i wypito hektolitry kawy, bo policjant aż promienieje dumą. No niech będzie, myślę. Koniec.

    Nie koniec. Prokuratura zakłada złodziejom sprawę z urzędu i wszyscy dostajemy wezwanie do sądu, łącznie z moim ojcem jako właścicielem auta. Ciągnie się to gówno ze dwa lata, bo sprawcy upierają się, że pozostawione samochody były otwarte, a to chyba podpada pod inny paragraf, bo nie ma włamu. Sędzina występowała niejako w ich obronie, a ja w całej sprawie coraz bardziej czułem się jak oskarżony. Ostatecznie nie wiem czy i jaki był wyrok, bo od początku miałem to właściwie w dupie - mogłem znowu jeździć i słuchać 'Rage Against The Machine' z kaseciaka i byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, ale niesmak, czy może raczej uczucie zażenowania wobec działań policji i wymiaru sprawiedliwości jako całości pozostał mi do dziś. Uwiera jak zmiana biegu drążkiem bez gałki.

    • Like 9

  3. Miałeś 'chyba' w lutym? Ledwo ponad miesiąc i już nie pamiętasz? Może jednak przecięli coś więcej niż powinni? (tu powinna być ta mrugająca emotka, ale ich nie lubię).

    A tak na serio, to też się zastanawiałem nad operacją, ale zachwalał lekarz w okularach. W internetach, wiadomo, jeden zyskał sokoli wzrok i dodatkowo tryb widzenia w podczerwieni, drugi został impotentem i wyrósł mu garb. Zostałem przy soczewkach, bo okulary to męczeństwo wolnego człowieka, ale lasera jeszcze nie skreślam - będę miał oko na ten wątek (pun intended).

    • Like 2

  4. To trochę smuteczek - wybieram się niedługo do znajomych w Szwajcarii i myślałem, że może by wrócić czymś porządnym a swojego klekota zrzucić w górską przepaść albo spalić gdzieś na alpejskiej łące. Ale potem przezornie sprawdziłem ceny tamtejszych używek i właściwie nie różnią się od naszych (przysalonowych), do tego te masakryczne opłaty. Miałem nadzieję, że może znasz jakieś triki, wiesz, z kim trzeba się przespać albo coś, żeby to się stało opłacalne. No ale nic, trudno. Klekot - zostajesz.


  5. Cześć.

    Ze Stalowej, powiadasz? Jeśli jest na świecie jakieś miejsce, którego szczerze nienawidzę, to właśnie Stalowa Wola. Jak wy tam żyjecie, z tymi światłami? Przecież tam niezależnie od pory dnia czy nocy jest czerwone na każdym skrzyżowaniu! 'Jak oni to zrobili? Czemu? Kto? Za co?' Zdarzało się, że przejeżdżałem przez to miasto o trzeciej w nocy a i tak stałem dłużej niż w Krakowie w porannych korkach. Jedynym pocieszeniem było to, że ktoś ma jeszcze gorzej, bo musi żyć z tym na co dzień - mieszkańcy. I oto wreszcie jednego spotykam. Wiem, że to nie Twoja wina (no chyba że pracujesz jakimś zarządzie dróg czy czymś takim), ale komuś w końcu musiałem się pożalić. Żonie już nie mogę; powiedziała, że jeszcze raz i mnie zastrzeli. Ale powiedz, że to nie paranoja. Że światła na skrzyżowaniach Stalowej są naprawdę źle ustawione. Że moje życzenia, aby to miasto zaorać i posadzić tam coś ładnego (myślałem o śliwach) są uzasadnione.

    No i jeszcze raz - cześć. To nic osobistego.


  6. Wszystko działo się w Zamościu.

    To oczywiście nie na temat, a Jarek przytoczył anegdotę może trochę niefortunnie, ale bez intencji obrażania nikogo. Swoją drogą ile mitów w ostatnich latach straciło sens, a nadal funkcjonuje. Drogi, służba zdrowia, niemili urzędnicy, przekupni policjanci itd. Żyjemy w zajebistych czsach i w zajebistym miejscu.

    Pewnie w tym samym szpitalu, w którym 3 lata temu mój ojciec miał operację oczu i dziwił się, że wszyscy traktują go jak powietrze (np. musiał czekać przez parę godzin na korytarzu mimo braku kolejki). Potem od pacjenta leżącego obok dowiedział się, że 'dobrze jest dopłacić'.

    Ja natomiast niedawno po raz pierwszy od dzieciństwa na wsi spotkałem się z sytuacją, że w bezpośredniej rozmowie ktoś zwraca się do swojego rozmówcy w trzeciej osobie: 'Kiedy rodziła? Boli ją? Może chodzić?'. Kraków, 2016 rok.


  7. W ogóle dość ciężki temat ostatnio z tym gnojem. Co do sytuacji powyżej, to wiadomo, przypadek, przyjąłem na twarz, nie mogę i nie mam do nikogo pretensji. Ale rozpieprzanie obornika po ulicy to już moim zdaniem spore przegięcie. Nie wiem, może to specyfika regionu, a może dopiero od niedawna zaczęło mi to przeszkadzać, ale pojęcie pobocza w moich okolicach już właściwie nie istnieje. Pole kończy się tam, gdzie zaczyna się asfalt (który najpewniej też by zaorali, gdyby się dało). Jak można wyciągać pług dopiero nad ulicą i pozwalać, by cała ziemia leciała na asfalt? Co to za oszczędność? Ar na sto hektarów? Kiedyś te 2, 3 metry służyły właśnie między innymi to po, żeby dało się zawrócić ciągnikiem czy kombajnem, wyciągnąć wcześniej pług, rozłączyć rozrzutnik; żeby nie robić gnoju. Już pomijając bezpieczeństwo, to sama jazda czy chodzenie po takim patałajstwie to średnia przyjemność.

    No, ponarzekałem, lepiej mi. Podkrakowskie chłopy, mam nadzieję, że czytacie to forum! Weźcie się w garść!


  8. Hej.

    Moje prawko dopiero się robi. Nie licząc kursu motocyklowego, w życiu nie jeździłem na niczym co ma dwa kółka (na pierwszą komunię dostałem kasę zamiast roweru i do tej pory czekam, aż rodzice mi ją oddadzą z odsetkami). Tak czy siak, postanowiłem poszukać sprzętu i poważnie zastanawiam się nad BMW F650 GS. Co prawda zacząłem o nim myśleć już jakiś czas temu pod kątem dalszych podróży we dwójkę, ale życie zweryfikowało moje plany, pojawiła się pewna niespodzianka i póki co jeździł sobie będę co najwyżej do pracy (zawsze coś, ok. 40 km w jedną stronę).

    Dobra. Idę przeglądać wasze mądrości.

×