Skocz do zawartości

mguzzi

Użytkownik
  • Zawartość

    831
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Days Won

    21

Zawartość dodana przez mguzzi

  1. mguzzi

    Witam

    :beer:
  2. Wiem, że to już staroć, ale Przemek zmontował filmik z wyjazdu
  3. Wstęp Motocykliści w Polsce dzielą się na tych którzy byli w Gruzji i na tych którzy tam jeszcze nie byli. Postanowiłem przejść z grupy drugiej do pierwszej. Ponieważ punkt docelowy jak i termin wyjazdu był zbieżny w dwóch mniejszych grupach, w sposób naturalny połączyły się one ze sobą. I tak do wyjazdu stanęła grupa w pięcioosobowym składzie: Oczkins, Grucek, Bolek, Przemek no i ja. Trzech pierwszych z listy jechało na BMW 1150 GS, Przemek na KTM 990 Adventure. U mnie wybór pojazdu zależał do Przemka. Jeśli będzie z nami jechał to pojadę na KTMem, jeżeli nie to tak jak pierwsza trójka Kolegów – BMW 1150 GS. Ponieważ wystartowaliśmy cała piątką, pojechaliśmy z Przemkiem KTMami. Aczkolwiek nie ukrywam, że w mojej ocenie najbardziej odpowiedni byłby Dakarek, ale o tym może nieco więcej słów w podsumowaniu. Jak na dalszy wyjazd, pięć motocykli to już spora grupa. Do tej pory nigdy wszyscy razem nie jeździliśmy, więc mieliśmy pewne obiekcje czy i jak się dogadamy. Czy proces docierania się nie zaburzy planu wyjazdu i czy upragniony urlop nie okaże się koszmarem. W planach wyjazdowych przewidziane były różne drogi, niekoniecznie asfaltowe. Dlatego Koledzy z Beemek jechali na oponach szosowych i brali ze sobą na wymianę opony kostkowe (głównie TKC 80). KTMiarze ograniczyli się do przedwyjazdowej wymiany standartowych Pirelli Scorpion A/T na Heidenau Scout K60 i pojechali na jednym zestawie. Spowodowało to pewną niepewność w „zespole BMW”. Wynikała ona, w kontekście planowanych dróg, z obaw co do słuszności naszego wyboru i troski o zachowanie możliwości trakcyjnych grupy. W ramach przygotowania do wyjazdu przejrzeliśmy fora internetowe, Oczkins zarzucał nas książkami i przewodnikami po Gruzji (których wstyd się przyznać, ale jednak nie przeczytałem), oraz pojechaliśmy do Łodzi na Lewarowe gruzińskie slajdowisko. Jak dla mnie najwięcej dowiedziałem się, podczas dwugodzinnej pogadanki, od Lewara. Mianowicie uzyskałem wyobrażenie czego się możemy spodziewać i kilka praktycznych uwag. No ale przecież nie doczytałem przewodników, więc sam jestem sobie winien. Jeśli chodzi o wpisy i relacje na forach, to była dla mnie porażka. Była to po prostu licytacja, gdzie kto był, co widział, gdzie wjechał/zjechał, czego dokonał, jaki to on jest bohater i zaliczanie „Gruzińskiej listy przebojów”. Niewiele praktycznych i przydatnych w wyjeździe uwag. Być może jest tak dlatego, że piszący uważają, że na tak popularnej trasie już wszystko jest jasne i klarowne. Dla mnie nie było. Dlatego w mojej relacji postaram się zawrzeć jak najwięcej praktycznych dla MotoPodróżników informacji. Czy są one przydatne czy też nie, może wypowie się Wojtek który jechał miesiąc po nas po bliskiej trasie przejazdu. Dlatego sorki, ale raczej nie będzie opisów (i zdjęć) zabytków, kolejnych klasztorów, kościołów, katedr, muzeum itp. których staraliśmy się unikać. Nie będzie zaliczania „listy przebojów”. Raczej swobodne, żeby nie napisać wręcz chaotyczne, przemieszczanie się żeby nieco zasmakować Gruzińskich klimatów. Plan wyjazdu jest prosty. Jedziemy przez Ukrainę i Rosję do Gruzji. Wiemy, ze droga na Krym jest mocno obstawiona przez wygłodniała i żądną krwi Ukraińską milicję, więc jedziemy nieco dłuższą, ale podobno lepszą drogą przez Kijów. Wracamy promem lub przez Turcję. Początkowo planowaliśmy przejazd w obie strony przez Rosję. Ale - ale. W Warszawskim biurze wizowym poprzez które załatwialiśmy wizy do Rosji uzyskaliśmy informację, że ponieważ jedziemy do kraju z którym Rosja pozostaje w stanie wojny to nie uzyskamy wizy dwukrotnego wjazdu. Przepychanka trwała parę tygodni. Ponieważ zbliżał się termin mojego innego wyjazdu, nie mogłem dłużej czekać i stąd decyzja o powrocie przez Turcję lub promem. Jak się okazało nie do końca dogadaliśmy sprawę kierunku jazdy (Koledzy woleli jechać przez Turcję i wracać przez Rosję). Ale ponieważ załatwiałem wizę jako pierwszy, a nie znałem preferencji Kolegów, to pojechaliśmy jak pojechaliśmy. Z reguły z początkowej listy startowej im bliżej wyjazdu tym mniej osób zostaje. Nie tym razem. Z początkowej piątki wszyscy dotrwali do wyjazdu. Chociaż jak się okazało, to ja w ostatniej chwili mogłem nie jechać. Mianowicie tydzień przed planowanym wyjazdem, wróciłem z innej wycieczki ze sr…ką że palce lizać. Ledwo się wyleczyłem, to przypadłość wróciła ze zdwojoną siłą (mimo że już poprzednio nie było lekko). Sytuacja była na tyle poważna, że pojechałem tylko przez wzgląd na Przemka, który poza mną nie znał innych uczestników wyjazdu. Myślałem sobie: „pojadę ile się da, może wytrzymam ze dwa, trzy dni. Przemek pozna nowych kolegów, zaadoptuje się do stada, a ja spokojnie jeszcze z Ukrainy zawrócę”. Zabrałem więc stosowne do sytuacji leki, suplementy diety, witaminy, minerały, które i tak były do d..py i nie odczuwałem żadnej poprawy. Ze spraw organizacyjnych. Dzienne przebiegi będę podawał wedle wyliczeń GPS (różniły się od motocyklowych). Będę trzymał się reguły: jednego dnia staram się relacjonować jeden dzień wyprawy. Z wyjazdu wybrałem kilka najważniejszych (niekoniecznie najlepszych) fotek. Będę starał się żeby każdego dnia pojawiła się jakaś fotka.
  4. mguzzi

    Szczęśliwe powroty / meldunki ;)

    Szczęśliwie wróciłem z krainy ognia i lodu, wiatru i deszczu, królestwa owiec i koni, fiordów wschodnich i zachodnich. Trzytygodniowa nieobecność na forum mam nadzieję usprawidliwona.
  5. mguzzi

    Proszę o opinie/pomoc

    Becia, tę "nówkę sztukę" raczej sobie odpuść. Jest wiele innych, ładnych, czerwonych motorków. Jesli juz konieczmie musi byc ten, to jedź na oględziny z kimś kto ogarnia temat.
  6. Przeciez to sa zupełnie inne motorki i przeznaczone do innych celów. Łaczy je tylko marka i to że oba są do jeżdżenia. jeśli planujesz wyjazd dużym GSem w teren, to najpierw go połóż i spróbuj podnieść (najlepiej kilka razy). Później zrób to samo z małym i będziesz miał porównanie. MIałem obydwa ( i to w jednym okresie czasu), małego używałem zgodnie z przeznaczeniem (Dakar), a dużego na dalekie turystyczne wyjazdy po Europie. Nie to żeby duży nie poradził sobie poza asfaltem, ale do tego potrzeba naprawdę niezłych umiejętności, opon, zawiesznia itd. Jego żywiołem są dalekie wyjazdy po asfalcie z możliwością (ograniczoną) z niego zjazdu. KIlkakrotnie miałem porównianie zachowania dużego GSa i mniejszych motorków poza asfaltem. Tam gdzie na dużym możliwości jazdy się kończyły lub ograniczały, tam małe dopiero się rozgrzewały. Ale za to na trasie, to już zupełnie inna bajka. Przed zakupem musisz sobie zdać sprawę z tego, że kupujesz kilkunastoletni motocykl który się zużywa nawet (a zwłaszcza) nie jeżdżąc. I nie miej złudzeń, za naprawdę dobrze utrzymany motocykl, nawet starszawy, trzeba niemało zapłacić.. Sorki, ale musze kończyć, to jest temat rzeka, a ja jestem (niestety) w pracy i muszę popracować
  7. mguzzi

    Ameryka Południowa i dwie E(f)-ki

    Dziękuję, czekam na ciąg dalszy. :beer:
  8. mguzzi

    Ameryka Południowa i dwie E(f)-ki

    S U P E R! Życzę powodzenia i z niecierpliwością czekam na dalsze relacje. :beer:
  9. mguzzi

    BMW R1200C kupić - nie kupić ???

    kupić pojeździć i sprzedać
  10. Na pierwszą połowę sierpnia?
  11. Niestety. Akurat wtedy zmieniam pracę. :cry:
  12. Tak "bardzo, bardzo" to raczej w Turcji. W Gruzji zależy od regionu (w górach może być zimno, nad morzem ciepło) i szczęścia (my się zgrzaliśmy, a Doodek zmokła). Ale pogoda, jaka by nie była da się ją wytrzymać. A im jest gorsza, tym milej się ją potem wspomina. ;-)
  13. Kiedy wyjazd? :beer: :drinkbeer:
  14. PODSUMOWANIE Zastanawiam się czy w ogóle mam prawo pisać cokolwiek o Gruzji, zwłaszcza w formie podsumowania czy też wskazówek. Na jednym z forów wyczytałem bowiem kąśliwe komentarze, jak ktoś, kto był tam tylko trzy razy może pisać jakieś wskazówki, uwagi, czy przewodniki. A ja wszak byłem tam zaledwie jeden raz i do tego raptem kilka dni. Ale przypomniałem sobie, że zwykle najwięcej do powiedzenia i krytykowania mają ci, którzy nie byli tam nigdy i nie mają zielonego pojęcia o czym się wypowiadają. A poza tym, obiecane – więc musi być. Wszystkie wskazówki, uwagi, polecane miejsca starałem się zawrzeć na bieżąco w relacji. Ale być może (a raczej na pewno) nie wszystkie wystarczająco omówiłem (opisałem) i podkreśliłem. Tak więc dla porządku: Pewnie nie wynikało to z relacji, ale prawie każdego dnia pobytu w Gruzji spotykaliśmy rodaków tak naprawdę blisko – twarzą w twarz. Mogliśmy z Nimi porozmawiać, wymienić się doświadczeniami i uwagami. Z tego dwie ekipy na motocyklach. Co do rodaków na motocyklach, to jestem pewien, że po drodze mijaliśmy ich więcej. Tyle, że się nie zatrzymując, rozjeżdżaliśmy się w swoje strony. Bezpieczeństwo: W Gruzji nie spotkała nas żadna nieuprzejmość, nieprzyjemność czy inne odczucie niebezpieczeństwa ze strony tubylców (pomijając tubylców - kierowców). Aczkolwiek trzeba pamiętać, że Kaukaz jest kotłem narodowościowym, w którym cały czas coś wrze. Więc zalecałbym pewną ostrożność, zwłaszcza w obszarach przygranicznych i „spornych” regionach. W Rosji, obok naprawdę wspaniałych i przyjaznych ludzi są tez szuje i ludzkie hieny (jak na punkcie kontrolnym pomiędzy Kabardynią a Osetią Pólnocną). W Czeczeni i okolicach pomimo serdeczności zwyczajnych ludzi, liczne punkty kontrolne, uzbrojeni mundurowi (i to nie do parady) i cywile, listy gończe, bunkry i zasieki nakazują zachować zdrowy rozsądek i nie zapuszczać się tam gdzie może nas spotkać niemiłą przygoda, żebyśmy nie stali się ofiara porwania dla okupu. Ukraina – wiadomo im bliżej Krymu – tym gorzej, drastycznie wzrasta szansa na spotkanie żadnej krwi i pieniędzy milicji (ale to na szczęście znam tylko z innych relacji). Ruch drogowy: Ukraina – uwaga na specyficzne oznakowanie sygnalizacji świetlnej – dla mnie początkowo w ogóle nie zauważalne. Ukraina i Rosja – uwaga na pijanych: kierowców i pieszych. W Gruzji_ kierowcy nie jadą, oni się ścigają. Na każdym metrze próbują udowodnić przewagę swoich maszyn i umiejętności „Radość z jazdy psują nam miejscowi kierowcy fordów transitów super turbo extra sport, którzy za wszelką cenę próbują dowieść wyższości swoich maszyn i umiejętności. Wyprzedzają nas na ciasnych „ślepych” zakrętach jadąc po sąsiednim pasie, wjeżdżają na siłę w grupę, żeby po 100metrach dać ostro po heblach i się zatrzymać – to normalne w Gruzji. Oni nie jeżdżą. Oni się ŚCIGAJĄ. Traktują to jak sportową rywalizację. Na jezdni mogą ciebie zabić, ale po jeździe/wyścigu można ich wprost do rany przyłożyć. Skoro już o tym piszę. Kierowcy mają tu specyficzny sposób włączania się do ruchu z ulicy podporządkowanej lub pobocza. Nazywaliśmy to WPEŁZANIEM. Mianowicie włączają kierunkowskaz i bez patrzenia w lusterko powoli, ale płynnie i zdecydowanie wjeżdżają na interesujący ich pas ruchu.” Mapy: Nawigacja Garmina służyła mi tylko jako licznik przebiegu i kompas. Z map polecałbym - mapę REISE – Kaukasus 1:650 000 jest na niej wszystko to co trzeba i do tego jest wodoodporna, - jako mapa dojazdowa i „ogólna” najlepsza była mapa FREYTAG&BERNDT OSTEUROPA 1:2 000 000 obejmująca cała przejechaną przez nas trasę. Paliwo: Zarówno dostępność jak i jakość paliwa bez większych zastrzeżeń – oczywiście poza ceną w Turcji. Mimo wszystko podczas eksploracji Gruzji proponuję przestrzegać zasady, połowa paliwa w baku = tankowanie na najbliższej stacji, plus oczywiście niewielki zapasik w kanisterku. Przy wyjeździe do Omalo – koniecznie pełen bak i kanisterek. Paliwo które tankowaliśmy w małej mieścinie, na podłej stacji, z baniaków po wodzie okazało się być nadspodziewanie dobrej jakości. Wybór motocykla: Tak naprawdę można jechać wszystkim. Jeżeli dojechał i przejechał Kredens z przyczepką i GS 1200 – to dojedzie i przejedzie tam wszystko co tylko jeździ. Według mnie najlepszą opcją jest motorek o średniej pojemności – 600-700cm. Wystarczający na komfortowe doturlanie się na miejsce i jednocześnie dość lekki na objeżdżenie Gruzji wszystkimi dostępnymi drogami (niektóre z głównych dróg to ciągle jeszcze szutrów ki). Dlatego mały GS idealnie (moim zdaniem) wpisuje się w te ramy. Ale jak napisałem na początku, można jechać wszystkim co tylko jeździ i jest dopasowane do naszych oczekiwać i charakteru wyjazdu. Opony: Podobnie jak motocykl. Można jechać na wszystkim, byle było dopasowane do charakteru wyjazdu i motocykla. Nasze katemowskie Heidenau Scout K60 sprawdziły się jako opona uniwersalna , na dojazd i jazdę na miejscu. Tylko to pęknięcia tylnej opony (po około 5-6tyś.) Epilog naszych opon był taki, że Hubert zareklamował je w naszym imieniu – po około 2 miesiącach dostaliśmy NOWE opony . Hubert – WIELKIE DZIĘKI. Dojazd: Wydaje się że to jedyny mankament odwiedzin Gruzji. I tak źle i tak niedobrze. Przez Ukrainę i Rosję daleko (plus wizy i granice), natomiast przez Turcję jeszcze dalej i bardzo drogie paliwo. Do tego ten czas poświęcony na dojazd. Alternatywne: - wynajęcie motocykli na miejscy niestety bardzo drogie – oferta cenowa uszykowana dla turystów z zachodniej części europy, póki co nie znalazłem niczego sensownego do wynajęcia na miejscu; - płynięcie promem przez M. Czarne – stosunkowo wysoki koszt, długi czas, można dostać choroby morskiej i marskości wątroby, przewidywalność kursów jest już chyba opanowana. Moja rada: - motorki na przyczepie za samochodem (jeden jedzie, pozostali lecą samolotem, co niestety wiąże się z wysokimi kosztami (upoważnienia notarialne, tłumaczenia, koszty dojazdu i dolotu) ale część grupy oszczędza czas; - albo transport motocykli przez zajmujących się tym profesjonalistów (niestety koszty jeszcze wyższe, do kosztów transportu trzeba doliczyć dostarczenie i odbiór motocykla, bilety lotnicze, a tak jak dla mnie żyjącego na wsi transfer na lotnisko i parking przy lotnisku, dodatkowo przez jakiś czas jesteśmy pozbawieni motocykla, który jest już gdzieś w drodze); - kolejna opcja – traktować dojazd jako początek przygody a nie przykrą uciążliwość, po drodze zahaczyć o jakieś fajne i warte odwiedzenia punkty - dojazd też to już są wakacje. Ze względu na wymuszanie łapówek (Ukraina i Rosja Kaukaska), wskazane jechanie i trzymanie się w grupie oraz jeden alkomat w grupie. Wizy: Z wizami był mały problem. Sprawdzone biuro wizowe twierdziło, że nie uda się wyrobić wiz dwukrotnego wjazdu do Rosji, jeżeli jedziemy do Gruzji z którą oficjalnie Rosja jest w stanie wojny. Co nie było do końca prawdą, gdyż z przejście graniczne funkcjonowało w obie strony i poza kolejkami nie widziałem tam żadnych problemów. Sprawdzanie i weryfikacje przez biuro trwały ze dwa miesiące. Dlatego mieliśmy wizę jednokrotnego wjazdu z jakimś podobno niezbędnym wouczerem. Koledzy z Białego załatwiali wizy osobiście w Ambasadzie Rosji w Wawie. Pojechali, na miejscu wyłuszczyli sprawę o co im chodzi i gdzie i po co jadą i bez problemu uzyskali wizy tranzytowe dwukrotnego wjazdu (optymalna jeżeli chodzi o czas i koszty przejazdu opcja). Koledzy z Krakowa mieli z kolei wizy biznesowe (nie wiem dokładnie o co chodzi ale i tak były korzystniejsze od naszych). Przejścia graniczne: Poza niewielką upierdliwością na przejściu Gruzińsko – Tureckim, wszystkie inne były na przewidywalnym i akceptowalnym poziomie. Przejście Radzieckie poza kolejką były na naskakująco dobrym poziomie obsługi. Przejścia Gruzińskie, to dla nas po prostu bajka. Było czuć, że jesteśmy tam naprawdę mile widziani. Wyżywienie: Wszystkie lokalne produkty są wspaniałe i smaczne. Jest tu coś dla mięsożerów i tych „jedzących inaczej”. Najsmaczniejsze jest zawsze u „swojej” Gospodyni. Zwierzątka hodowane są tu w sposób „naturalny”, biegają po łąkach i górach skubiąc co lepsze trawki i ziółka, nie ma pasz i innych zwierzęcych dopalaczy. Rośliny jedynym nawozem jaki „widzą” to ten naturalny. Jednak wypada zakosztować chinkali, grillowane bakłażany z orzechami, tamtejszy chlebek i czego tylko będzie można. Zapomniałbym o Gruzińskim WINIE (w każdym gospodarstwie mają swoje domowe wino, wypada zdegustować) i CZACZY (domowy bimber, około 50%) – jest powalająca i to dosłownie. Jednakże zalecałbym przestrzegać zasady: picie z Gruzinami, to jak z wojskowymi, nawet nie próbuj ich przepić bo i tak nie dasz rady. Co nie znaczy ,żeby poddawać się bez walki. Najgorsze jedzenie było w okolicach noclegowni – burdelu w Batumi ( w samym mieście było za to bardzo bardzo bardzo smaczne) Noclegi: Gdziekolwiek i jakkolwiek. Wiele wspaniałych miejsc do biwakowania i hoteli pod pierdyliardami gwiazd. Ewentualnie można przy gospodarstwach, lub w kwaterach prywatnych – ale tu trzeba się liczyć z Gruzińską gościnnością i następnego dnia poranek może być ciężki. Koszty: Koszty trzytygodniowego wyjazdy wyniosły nas około 4,5tyś pln. Oczywiście bez kosztów przygotowania motocykli, sprzętu biwakowego i wiz. Przy przejechanym dystansie 8764km (jeśli dobrze zsumowałem). Problemy (w Gruzji): W razie kłopotów pytać się miejscowych, na pewno pomogą. W Kazbegi walić jak w dym do Wasilija. Jedyny warsztato sklep motocyklowy widziałem w Tbilisi na wjazdowej dwupasmówce od zachodniej strony. Gdzie jechać i punkty obowiązkowe: Proponowałbym potraktować „gruzińską listę przebojów” jako ogólną wskazówkę, a nie listę obiektów koniecznych do zaliczenia. Nie ma co się starać, żeby podczas pierwszego pobytu w Gruzji zobaczyć „wszystko”. Będzie co oglądać podczas następnego wyjazdu. Nie wiem czemu tak jest, ale jak tylko się wróci, od razu się myśli jak i kiedy tam wrócić. Apetyt na Gruzję wzrasta w miarę jedzenia (jeżdżenia). W Gruzji jedno jest pewne. Gdziekolwiek byście pojechali, w którąkolwiek drogę skręcili, możecie być pewni że zobaczycie tam wspaniałe widoki, spotkacie gościnnych, ciekawych ludzi, za każdym zakrętem mnóstwo zabytków i na pewno czeka na Was ona …............wytęskniona……........wymarzona ………… wyczekiwana PRZYGODA.
  15. Chciałbym o tym napisać w podsumowaniu.
  16. No nie. Będzie jeszcze KRÓTKIE podsumowanie.
  17. 05.07.2013 PIĄTEK Skundlony GAZ 67 (Czapajew) Właścicieli bazy noclegowej Po śniadanku kręcimy Bieszczadzką pętelkę. Uroki przejazdu przez nasze drogi pominę, wszyscy znamy je z własnych doświadczeń. W Grójcu rozdzieliliśmy się z Przemkiem który pojechał prosto do Wawy i już po 578km jesteśmy w Płocku gdzie rozjeżdżamy się każdy do swojego garażu. https://maps.google.pl/maps?saddr=Wielka+p%C4%99tla+bieszczadzka%2FTrasa+893&daddr=Wielka+p%C4%99tla+bieszczadzka%2FTrasa+897+to:Wielka+p%C4%99tla+bieszczadzka%2FTrasa+896+to:49.3082178,22.4228275+to:Ma%C5%82a+p%C4%99tla+bieszczadzka%2FWielka+p%C4%99tla+bieszczadzka%2FTrasa+893+to:Podkarpacka%2FDK9%2FE371+to:E77+to:Aleja+marsza%C5%82ka+J%C3%B3zefa+Pi%C5%82sudskiego%2FDK60&hl=pl&ie=UTF8&ll=50.833698,21.269531&spn=7.552021,14.128418&sll=52.163824,20.269775&sspn=1.833081,3.532104&geocode=FVH17gIdKqlUAQ%3BFZFO7QIdTkpZAQ%3BFftJ8AIdIehZAQ%3BFTli8AIdKyVWASl54G1MvfA7RzGg69okb66RZA%3BFWk88gIdbL5UAQ%3BFWXl-gIdCAtPAQ%3BFepqFwMdZCg-AQ%3BFaPIIQMdTb0sAQ&mra=mi&mrsp=7&sz=8&via=3&t=m&z=6 Wiem, wiem. Za mało zdjęć i bez opisu. Na osłodę kilka innych fotek. To akurat było, ale jest dobrym wprowadzeniem. Specjalnie ich nie wklejałem do relacji. Ale można samemu spróbować je wkomponować w tekst. Może spróbujcie zgadnąć, gdzie były robione poniższe zdjęcia, albo je opisać. MIłej zabawy. :beer: A te dwa ostatnie zdjęcia są podsumowaniem wyjazdu. Nie wiedziałem na które się zdecydować. Więc wklejone są oba. :drinkbeer:
  18. 04.07.2013 CZWARTEK Nie za bardzo jest już o czym pisać. Po prostu wracamy do domu. Trochę nam żal że już wracamy. Ale odwrotu już nie ma. Bolek chciałby zdążyć na samolot. Poranny widoczek. Przed wyjazdem wyrabiamod razu dzienny limit zdjęć. I wyjeżdżamy. Dla urozmaicenia trasy i wytracenia czasu postanowiliśmy jeszcze zboczyć w Bieszczady. Na Węgrzech podczas tankowania płacimy za autostrady. I wszystko jasne. Za Koszycami zaliczamy kolejny OESik. Jedziemy na skośkę w kierunku granicy z Polską. Ale żeby nie było tak zupełnie za łatwo, Oczkins wynalazł na mapie jakieś tajemne przejście graniczne. Było ono tak tajne, że nawet tubylcy nie za bardzo o nim wiedzieli. Po około 2 godzinach krążenia po lasach i wsiach w końcu okazało się, że owszem przejście jest, ale droga prowadząca do niego jest drogą leśną i mogą po niej jeździć tylko wybrańcy. Ponieważ nie jesteśmy ludem wybranych, zasuwamy do normalnego przejścia i kierujemy się w kierunku Komańczy. Planujemy tam zatankować paliwo. Niestety. Pan z obsługi stwierdził, że za 5 minut zamyka stację i nie będzie dla kilku motocykli trzepał nadgodzin, za które mu i tak nie zapłacą. Tłumaczymy mu jak krowie na miedzy, że jechaliśmy w piz..u daleko, jedziemy już na oparach i tak dalej. Ale faktycznie równie dobrze mogliśmy rozmawiać z krową na miedzy, tyle było w nim zrozumienia. W końcu to nie jego interes on jest tylko pracownikiem. Ale po prawdzie, powinien prawować jeszcze te pięć minut i obsługiwać klientów, a nie zamykać kasę. Srał go pies. Jedziemy do Cisnej, gdzie normalnie tankujemy paliwo jak biali ludzie. Za trzymujemy się na nocleg. Wieczorem omawiamy wrażenia z podróży. Przejechaliśmy 582 km, co nie znajduje odzwierciedlenia na mapie, która nie uwzględnia naszego szukania przejścia granicznego i paliwa w Komańczy. https://maps.google.pl/maps?saddr=DJ108I&daddr=48.4469431,21.1872646+to:48.9865346,22.1606227+to:Wielka+p%C4%99tla+bieszczadzka%2FTrasa+893&hl=pl&ie=UTF8&ll=48.253941,22.214355&spn=3.97958,7.064209&sll=48.177076,21.434326&sspn=1.992703,3.532104&geocode=FbX_ywIdM0FZAQ%3BFd894wIdwEpDASktNNbXUjk_RzEXiwmUo-CQOg%3BFaZ56wId7iRSASlN6pzZaE45RzFgfF9RvVVdZA%3BFerm7gIdaLdUAQ&mra=dpe&mrsp=1&sz=8&via=1,2&t=m&z=7
  19. Przekonałas mnie! Jutro ja filtrują z Anką i oglądam monitor, a Ty za mnie robisz za fizycznego i zap.............sz. :-D
  20. trochę mi wstyd, że moja jest taka kanciasta, i po bokach mało zużyta :oops: :cry:
  21. Tak dokładnie ta. Ta akurat była moja, ale w drugim KTMie wyglądała identycznie.
  22. 03.07.2013 ŚRODA Przed wyjazdem chcemy rozliczyć się z Gospodarzami za nocleg. Gospodyni jeszcze śpi, a Gospodarz odmawia przyjęcia pieniędzy. Więc tradycyjnie dla Gospodyni zostawiamy biżuterię z polskiego bursztynu, a dla Gospodarza powyciągane z czeluści kufrów pozostałe pamiątki z Polski (piersiówki, breloczki, smycze i inne przyczłapki). Jedziemy na transfogaraską. Tuż po starcie widzimy prawdziwy cygański tabor. aparat jeszcze nie rozgrzany, fotka niestety nieostra, czuję że musze wrócić ją (się) poprawić. Poprzednio widziałem taki obrazek we wczesnym dzieciństwie, całe wieki temu, u Dziadków na wsi. Cyknąłem na chybcika dwie fotki i pogoniłem za Kolegami. Rumunią jestem mile zaskoczony. Normalne europejskie państwo, tyle że z czasami uciążliwą mniejszością narodową. Pomimo tego, że za paliwo płacimy kartami, w jakimś miasteczku wymieniamy troszkę dolarów na rumuńskie pieniążki żebyśmy mieli jakieś kieszonkowe i jedziemy dalej. Transfogaraską znowu przejeżdżamy w luźnym szyku. Tradycyjnie z Bolkiem albo zostajemy w tyle, albo jedziemy na zapas do przodu, żeby Koledzy nie czekali na nas za długo. I cykamy fotki. Główne spotkanie robimy za tunelem, przy straganach, na których poza tradycyjnymi pamiątkami z Zakopanego są ichnie przysmaki kulinarne. To chyba jest "ekologiczna guma do żucia" - słoninka Jak to było? Nie dla psa kiełbasa, nie dla kota spyrka. Skusiliśmy się na ichnią kiełbaskę. Będzie jak znalazł do wieczornego omówienia trasy. Zjazd na północną stronę jest zdecydowanie krótszy, pewnie dlatego że jechaliśmy z górki i nie robiliśmy prawie żadnych postojów. A ten gościu na zakręcie zgubił pół sprzętu. Na całej trasie dość duży ruch. Kotłują się stada motocykli, z osobówkami, ruchem lokalnym i ciężarówkami wożącymi drewno do lasu. Trzeba zachować szczególną czujność na ślepych zakrętach, mało kto sztywno trzyma się swojego pasa. Szczególnie przykre gdy jest to wielka ciężarówka. Ale do rzeczy. Wśród mijanych motocykli było kilka ekip z Polski. Szczególnie zaskoczyła nas jedna para na trampku z rejestracja z naszego rodzinnego miasta – Płocka. Pierwszy raz spotkaliśmy ich zjeżdżając z przełęczy. Niestety zatrzymali się w niezbyt ciekawym miejscu, na zakręcie. Zanim obczaiłem, co, jak i się zatrzymałem. Byłem już z pięćdziesiąt metrów dalej (niżej). Koledzy pomknęli do przodu, zawrócić nie było jak i gdzie. Zostawić motor na poboczu i dać z kamasza pod górę tez nie miałem ochoty. Z góry widzieli doskonale, że się zatrzymałem i patrzę na nich, rejestracja też była widoczna. Ale parka wydawała się czymś zajęta. Nie wyglądali na potrzebujących pomocy. Trudno, krajan nie krajan, trzeba jechać dalej. Zatrzymaliśmy się przy zajeździe na skrzyżowaniu z główną drogą. Motorki zostawiliśmy na widocznym miejscu, a sami w cieniu z pięknym widokiem na Karpaty zjedliśmy pyszny obiadek. papryczka była ostra, jedna starczyła na całą piątkę. Tacy jesteśmy ekonomiczni w jedzeniu Nie wiem co jedliśmy, ale było smaczne. Tradycyjnie przypętał się do nas jakiś bezpański piesek. Troszkę zaczęliśmy go dokarmiać (tylko troszkę bo sami też byliśmy na głodzie), ale jak spod ziemi znalazł się drugi piesek. Pokazał pierwszemu kto tu rządzi i zajął jego miejsce w kolejce do koryta. W międzyczasie minęła nas para krajanów na trampku. Próbowaliśmy im machać, ale poooooooooooooooooooooooszli. Chyba specjalnie nas ignorują. Co prawda nie jesteśmy jakoś specjalnie daleko od rodzinnego grodu, ale przy dużo mniejszych odległościach jak się widziało kogoś z bratnią rejestracją to już był pretekst do pogaduszek i pogawędki. Albo na unikają? Przy płaceniu zrobiła się nieco nerwowa atmosfera. Liczyliśmy, ze rachunek będzie nieco mniejszy. A trzeba było uciułać 229 pieniążków. Gdyby nie zakupy na przełęczy, byłby luzik. A tak, zebraliśmy wszystkie rumuńskie pieniążki do kupy. Skrupulatnie je podliczyliśmy, i wyszło nam że mamy 230 pieniążków. Nie było konieczności płacenia kartą, eurasami, dolarami, czy innymi pieniążkami. Siary nie było, ale wstyd za napiwek w wysokości jednego pieniążka, trochę tak. Żeby go zmniejszyć, zostawiliśmy również pozostałe bułgarskie pieniążki. Ze spuszczonymi ze wstydu głowami zbieramy się do dalszej drogi. Pojechaliśmy dalej w kierunku granicy z Węgrami. Ruch na drodze początkowo nieznaczny, później znacznie się zwiększył. Na parkingu przydrożnej knajpki, stał „nasz” trampek, ale …………………………….. pomknęliśmy dalej. Odetchnęliśmy dopiero na kawałku trasy szybkiego ruchu (autostrada tarnsilwania). Która niestety się jakoś tak szybko skończyła (dobrej jakości asfalt, mały ruch, ładne widoki, trasa urozmaicona, jakieś wzgórza podjazdy, zjazdy , zakręty). Jak skończyła się trasa szybkiego ruchu, znowu się zagęściło od samochodów. Do granicy jeszcze parędziesiąt kilometrów, ruch spory, droga wąska, za dwie godziny zachód słońca. Zaczynamy szukać noclegu. Pierwszą z brzegu okazją jest przydrożny motel. Mają wolne miejsca, trochę kiepsko z bezpiecznym parkingiem dla motocykli. Cena ustalona. Ale Grucek czemuś marudzi. Znaczy się coś mu nie pasi. Zgodnie z tradycją, jeśli komuś nie pasuje wybrany przez prowadzącego nocleg. To proszę bardzo, jedziemy dalej i malkontent teraz prowadzi grupę i osobiście szuka innego miejsca. W międzyczasie robimy zakupy napojów wielo elektrolitowo procentowych. Tradycyjnie dzieląc się na dwie grupy winną i piwną, której zbiorem wspólnym była czacza od Tamary. Trzeba Gruckowi przyznać, że miał nosa z tym noclegiem. Poprowadził nas jak po sznurku do leżącego nieco w bok od głownej drogi gospodarstwa agroturystycznego. Składało się ono ze skupiska kilku niezależnych stylowych „góralskich” domków, większych i mniejszych. Można płacić w eurasach. Gospodarze tłumaczyli nam, że dość często goszczą u siebie motocyklistów z bardziej zachodniej części europy, którzy jadąc w rumuńskie góry zatrzymują się u nich na popas. Do domków zjeżdża się z ulicy w dół, teren ogrodzony, brama zamykana na noc, właściciel twierdzi, że jest w pełni bezpiecznie, piękny widok na dolinkę. Ceny za nocleg nie zapisałem, ale miejscówka godna polecenia tel.(0040) 0740 538 956. Współrzędne podwórka: N: 46° 58.316’ E: 022° 36.979’ W takich pięknych okolicznościach przyrody, uzupełniając elektrolity omawiamy dzisiejszy dzień i planujemy jutrzejszy. Koledzy doszli do wniosku, że nasi krajanie z trampka unikali nas z prozaicznej przyczyny. Kolo zrobił wyjazd „w bok” z jakąś laską i nie chciał mieć żadnych świadków. A że świat taki mały, to spotkał nas. I było jak było. Dla formalności przejechaliśmy 573km. https://maps.google.pl/maps?saddr=DN65E&daddr=44.8660574,24.8606953+to:DN7C+to:Strada+Albe%C8%99ti%2FTransf%C4%83g%C4%83r%C4%83%C8%99an+to:45.4183556,24.6257338+to:Transf%C4%83g%C4%83r%C4%83%C8%99an+to:A1+to:Autostrada+Transilvania+to:DJ764D&hl=pl&ie=UTF8&ll=45.383019,23.939209&spn=4.197747,7.064209&sll=44.837369,24.776917&sspn=0.529756,0.883026&geocode=FWg9nwId9-R9AQ%3BFQmarAIdF1h7ASmFqCPLg7uyQDERSKxWa2KYxw%3BFUNbrQIdanV6AQ%3BFRRgsQIdgmx4AQ%3BFXMHtQIdRcJ3ASlH56_Ftd5MRzF3CrD0ZbefdA%3BFRVAugIdsO52AQ%3BFZGKvQId7WxnAQ%3BFV5FyQIdrFdlAQ%3BFRIGzAIdAOZYAQ&mra=dpe&mrsp=1&sz=10&via=1,4&t=m&z=7
  23. Robota Robota Robota Sobota - robota Niedziela - robota Nie ma czasu nawet taczek załadować
×