Skocz do zawartości

mila1

Użytkownik
  • Zawartość

    754
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Days Won

    39

Zawartość dodana przez mila1

  1. mila1

    Bezdrożami Ukrainy

    O! Głos konesera, to i na puszczy głośnym echem się odbije...
  2. mila1

    Bezdrożami Ukrainy

    A toż widzę, że ckni się Wać Panu, jako mnie powiew egzotyki wschodnich kresów. P.S. Wszystko co ma zostać, wypitym zostanie... ...niech żałują, Ci co nie mogą...
  3. mila1

    Bezdrożami Ukrainy

    Dziadek, jak śniegi z wiosną w stepach puszczą, to tak na szybko trzeba będzie komunikiem ruszyć na Ukrainę, by na murach Kamieńca obalić jakąś flaszkę lokalnego jabola...
  4. mila1

    Rumunia klasycznie ;)

    Piękne klimaty, zapodaj jakiś link do trasy.
  5. Oglądanie takiej zajawki, to jak połykanie czekoladek bez rozwijania folii...
  6. mila1

    F 650 GS 2001

    No cóż, nadeszła ta trudna dla mnie chwila kiedy wystawiam na sprzedaż druha swoich samotnych wypraw, ale od dwóch lat stoi bezczynnie i nudzi się w garażu. X Country, którym jeżdżę, w zupełności mi wystarcza. Motocykl (aby następny właściciel nie miał żadnych pretensji, iż sprzedaję go z jakąś ukrytą wadą) właśnie wrócił z przeglądu od mechanika, olej, filtry, akumulator żelowy – nowe. Napęd, opony w bardzo dobrym stanie. Przez cały okres eksploatacji ja dbałem o jego wygląd wizualny, a mechanik o to, by wszystko się kręciło i to we właściwym kierunku. Powód prosty – ja się na mechanice nie znam, a nie lubię gdy w trasie coś nieprzyjemnie mnie zaskakuje. Przebieg ok. 50 tys. Cena: 11 000 PLN. Motka i dodatków opisywać nie będę, koń jaki jest, każdy widzi… Pod nr 607 633 152 odpowiadam na wszelkie pytania do których znam odpowiedzi… Do całości, aby nikt nie marudził na cenę, dorzucam tankbag :)
  7. np. tutaj: http://armyworld.pl/search.php?text=goretex W Warszawie np. Azymut. Jest tego dużo.
  8. Seb, genialna relacja i klimaty :)
  9. mila1

    Bezpieczeństwo, Niebezpieczne sytuacje

    :) Coś w tym jest, jakiś czas temu czytałem opinię i stereotyp Polaka wśród Rosjan (ostatnio, raczej nas nie darzą zbytnią miłością), no i wyszło że jesteśmy postrzegani jako niezwykle przedsiębiorczy naród, to była chyba główna cecha jaką nam przypisywano. To oczywiście opinia Rosjan, Niemcy mogli by powiedzieć coś innego. Chociaż...
  10. I to jest relacja! Super się czyta i ogląda.
  11. mila1

    Bezpieczeństwo, Niebezpieczne sytuacje

    Całe zdarzenie obserwowałem jadąc 30 m za Jackiem. Jedziemy ok. 40 km/h, samochód dostawczy nr. 1 skręca w prawo, gość w samochodzie nr. 2, nie widząc Jacka, a tylko mnie, daje ognia, by zdążyć prze de mną skręcić w lewo. Dalej to już wiadomo, strzał, kłęby pary z chłodnicy i Jacek szybujący w powietrzu. Całe szczęście, że w locie nic mu nie przeszkadzało, gdyby samochód wyjechał 1,5 metra dalej, mogło być znacznie gorzej, wtedy Jacek gwałtownie wyhamowałby na ścianie samochodu…
  12. Sam nie wiem jak to się stało, że nie napisałem żadnej relacji z wycieczki po Białorusi, jaką odbyłem tego lata. Pewnie dlatego, że zaraz potem wyjechałem na Ukrainę, którą bez reszty zostałem oczarowany…ale wracajmy do Białorusi. Białoruś. Co to za kraj? Tak blisko leżący, a tak daleki. Łukaszenka, zamordyzm, komunizm…trzeba to osobiście sprawdzić. Dokumenty, paszport i wiza, gotowe więc ruszam samotnie w nieznane. Wybieram leżące na uboczu przejście graniczne Połowce-Piszczatka. Po dwóch godzinach jazdy docieram na granicę, spodziewam się najgorszego przy przekraczaniu żelaznej kurtyny, a tu zonk. Pełna kultura, pomoc białoruskich celników, uprzejmość, uśmiechy. Po kilkunastu minutach przekraczam Rubikon…Na granicy wymieniam pieniądze i ruszam w nieznane. Dziwne uczucie, jestem 200 km od domu, a czuję się jak bym był na drugiej półkuli, nie wiem, może dla tego, że jadę samotnie, a może dla tego, że we łbie przekraczam żelazną kurtynę… Pierwsze mijane wioski i łapczywie wchłaniane widoki, jest zupełnie inaczej niż w Polsce. Cicho, spokojnie, trochę jak na Podlasiu, czas trochę wolniej płynie… Mijane wioski są szare i monotonne, jedyną oznaką zmian jest eternit, który zastąpił strzechy. No i płoty. Te są zawsze w całej wsi wymalowane w tym samym kolorze. Co jakiś czas mijam tutejszy kołchoz. W odróżnieniu od naszych byłych PGR-ów, całkiem nieźle funkcjonujące. Może nie ma wodotrysków, ale nie widać również biedy, czy bałaganu. Jadę na północ, na skuśkę przez białoruską część Puszczy Białowieskiej. Kilkadziesiąt kilometrów z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. Fantastyczna szutrostrada. Ta droga, to grobla przez bagna, o dziwo, jeżdżą tędy TIR-y. Cerkiew w Wołkowysku. No nie mogłem się oprzeć tym cukierkowym kopułom. Mijam jakieś relikty komunistycznej przeszłości. Fotkę cykam raczej z ciekawości, a nie żeby oddać rzeczywistość, takich reliktów po drodze widzę niewiele.
  13. mila1

    Kilka chwil na Ukrainie...

    Dziadek, to będzie kolejna, piękna przygoda, może ruszymy wzdłuż Dniestru na południe od Chocimia za Mohylów do Jampola. Tam Zagłoba szukał w jarach kniaziówny, niedźwiedzi możemy nie spotkać, ale Horpynę i owszem :)
  14. mila1

    Kilka chwil na Ukrainie...

    A no trza. Nie ma rady...Z tym namiotem to i mnie też kusi, wyobraźcie sobie noclegi pod gwiazdami w takim miejscu, jak to gdzie Dziadek ujeżdżał rower. Takie klimaty mnie urzekają. Może nie wszystkie noclegi pod chmurką, bo gdzieś trzeba się czasem domyć, ale ten namiot to pomysł wart rozważenia...
  15. mila1

    Kilka chwil na Ukrainie...

    To super, ale przy was to on dopiero startował, mijając mnie, miał już prędkość przelotową :)
  16. mila1

    Kilka chwil na Ukrainie...

    Muszę przywołać z pamięci jeszcze jedno zjawisko, którego byłem świadkiem na Ukrainie. Niestety, zostałem zaskoczony i nie cyknąłem foty, na szczęście zrobił to Jura, zdjęcie nie oddaje jednak w pełni skali zjawiska. Otóż jadę sobie dostojnie i statecznie ukraińską drogą, gdy nagle z tyłu słyszę jazgot silnika, a potem widzę mijającego mnie w pędzie Dziadka, lecz nie jadącego drogą, a po ornym (chyba zbronowanym) polu. On nie jedzie, on zap…la, prędkość oceniam na 140-150 km/h, później się przyznał, że jechał do odcięcia :). Przednie koło motka płynie, a tylne wyrzuca fontannę piachu na kilka metrów w górę, tylko czekałem kiedy się wyp…li zwalniając, na szczęście lądowanie było udane. Wariat. Najpiękniejsza była reakcja miejscowych psów błąkających się po polu – zaskoczone gwałtownością zjawiska, nawet nie próbowały uciekać (co było by zrozumiałe), a były kilka metrów od pędzącego Dziadka, lecz pozostały jak wryte na miejscu. Tylko ich głowy w zdumieniu obracały się w kierunku mijającego, a potem znikającego na horyzoncie w tumanach pyłu motocykla. Razem – piękne zjawisko. Od teraz Dziadek powinien zmienić nick na „szalony Dziadek”.
  17. mila1

    Kilka chwil na Ukrainie...

    Wracamy w dół z nurtem Czarnego Czeremoszu, co jakiś czas robimy przystanki, co by cyknąć foty. Budowa mostu na Czeremoszu. W pewnym momencie robimy skok w bok, szutrowa droga robi się coraz bardziej wyboista i kręta. W pewnym momencie umiejętności i nogi są za krótkie. Wyp…lam się. Niezawodni towarzysze wyprawy wracają, o dziwo, tylko dwa motki, Dziadek posuwa na piechotę… A oto powód. Na ostrym podjeździe dziadkowy motek złapał kapcia, Jura i Jacek jadą po klucze (no, nie zabraliśmy) i jakąś dentkę, gdyż jest podejrzenie, iż wyrwany został wentyl. Z tych nerw rozpalamy ognicho. No, nie ma kiełbachy, ani gorzały. Dramat. Tuż przed zmrokiem docierają wybawcy, kleimy dentkę, a Dziadek sprawnie zdejmuje i zakłada oponę. Na nocleg docieramy o zmroku. Niedobory gorzały uzupełniliśmy podczas kolacji… 5 dzień, to powrót do domu. Nuda. Dzięki wszystkim za towarzystwo i wspaniałą przygodę!
  18. mila1

    Kilka chwil na Ukrainie...

    Jedziemy dalej. Kolejne zakręty drogi odsłaniają nowe widoki. Od lat tutejsi mieszkańcy żyją z wyrębu lasów. Jak wywożono drewno? Transportem rzecznym, ale nieco podrasowanym. Na ogół, poziom Czeremoszu był zbyt niski by spławiać potężne kloce. Górale wpadli na pomysł, by magazynować wodę, budowano tamy i sztuczne zbiorniki wody – klauzy. Gdy tratwy ze zrąbanych drzew były gotowe, tamy zwalniano. Musiała być wtedy jazda, w cztery godziny docierano do Czerniowiec. Dzisiejsi surferzy to pikuś, wtedy między balami można było łatwo stracić życie… Docieramy do Szybene, placówka pograniczników, przemytników, no w każdym razie byli w mundurach. Szlaban, paszporty, ale wytrwale jedziemy dalej, na kraniec Rzeczypospolitej… Za Szybene, to już dzika droga prowadząca wzdłuż Czeremoszu. Docieramy do Burkutu, przed wojną mieściła się tu placówka WOP i leśniczówka. Dzisiaj to dziki, nie zamieszkały zakątek, za to zapewne szlak przemytników. Nie panienka, lecz Dziadek z okienka. Po krótkim postoju i eksploracji terenu robimy odwrót.
  19. mila1

    Kilka chwil na Ukrainie...

    Jesteśmy w narożniku. W narożniku dawnej Rzeczypospolitej, nocleg, a właściwie dwa, mamy w Żabie (Wierchowyna). Kolejny, czyli 4-ty dzień wyprawy postanawiamy poświęcić na lokalny szwęd na lekko, bez tobołków, bez narzędzi... Cel wycieczki, to Burkut, najbardziej na południe wysunięty cypel II Rzeczypospolitej. Ruszamy. Tereny te od kilku wieków zamieszkują Huculi. Lud pasterski pochodzenia mołdawskiego, wołoskiego, rumuńskiego i ch…j wie czego. Szli z południa wzdłuż łuku Karpat i bzykali się z kim popadnie, tworząc kolejne grupy etniczne. W wyniku ich działalności powstały takie grupy jak Bojkowie i Łemkowie, zamieszkujące obecne tereny Polski. Niestety, w wyniku akcji „Wisła” rozproszono ich po całym kraju. Według ostatnich spisów, ich ilość w Polsce jest mniejsza od populacji łosi. Ale wracajmy na szlak, jedziemy na południe wzdłuż Czarnego Czeremoszu. Z huculszczyzną, nierozerwalnie wiąże się postać Stanisława Vincenza, polecam przeczytać jego trylogię, szczególnie „Prawda starowieku”. Ostatnie zdjęcie, to spotkanie na drodze. Tutejsze krowy są „bezobsługowe”. Nikt ich nie wyprowadza, na pastwisko. Idą same, nikt ich nie pilnuje, wieczorem same wracają do domu. Dziwne? Raczej nie. Huculi, to lud pasterski, a do tego wolny, nie znali pańszczyzny. Oni nigdy nie uprawiali roli, to było zajęcie dla nich hańbiące, czymś mistycznym był za to kontakt ze zwierzęciem. Więc nic dziwnego, że te krowy są „bezobsługowe”, to efekt pracy pokoleń…
  20. mila1

    Kilka chwil na Ukrainie...

    Czeremosz przekraczamy historycznym mostem w Kutach, którym rząd przekraczał granicę w 1939. To w pobliżu tego mostu zginął w walce z radzieckimi żołnierzami Dołęga-Mostowicz (ten od Dyzmy). Dalej jedziemy „polską” stroną Czeremoszu. Jesteśmy już w Karpatach, dla odmiany – nie Biały, a Czarny Czeremosz…
  21. mila1

    Kilka chwil na Ukrainie...

    Wracamy do czasów obecnych, drugi dzień wyjazdu kończymy w Kamieńcu Podolskim, więc trzeci rozpoczynamy od jego zwiedzania. Tym razem jest to spontan, prowadzi Jacek. Jeździmy po wąskich i krętych uliczkach starego miasta, w pewnym momencie trafiamy w ślepy zaułek, motki trzeba wyprowadzać tyłem… Wygląd twierdzy pokazałem na zdjęciach z poprzedniej wyprawy, więc teraz tylko takie tam… Docieramy do Chocimia. Jest „Dama z łasiczką”? Jest. To może być i „Dziadek z lodem”. Twierdza chocimska. To w jej okolicach dochodziło do wielu bitew, największe to w 1621 i 1673 roku, obydwie z Turkami i obydwie były dla nas pomyślne. To właśnie wiktoria chocimska jaką Sobieski odniósł w 1673, wyniosła go na tron królewski. Tak szarżowała niegdyś husaria. Szarżę wykonywano w pełnym galopie tak, aby kolana sąsiednich jeźdźców dotykały się, ci co jeżdżą konno wiedzą jakich wymaga to umiejętności jeźdźca. Fenomenalna formacja kawaleryjska. Z Chocimia ruszamy dalej do Czerniowiec, droga wiedzie genialnymi szutrów kami przez bukowińskie lasy. Zdjęć z Czerniowie nie mam, przejechaliśmy przez nie głównymi ulicami. Ono jest warte ponownego odwiedzenia, to taki tygiel kulturowy. Bardzo się różni od pozostałych miast Ukrainy. Z Czerniowiec jedziemy wzdłuż Prutu, a potem Białego Czeremoszu w kierunku łuku Karpat.
  22. mila1

    Kilka chwil na Ukrainie...

    To już drugi dla mnie wyjazd na tereny dzisiejszej Ukrainy, zwiedzamy liczne zamki i historyczne miejsca związane z naszymi przodkami, ale skąd oni się tu wzięli? Jak wyglądała historia tych ziem na przestrzeni wieków? Aby to wyjaśnić, należy się cofnąć do samych początków, a w dużym skrócie i uproszczeniu wyglądało to tak. Pierwsze organizmy władzy i byty państwowe formowały się na tych terenach mniej więcej w tym samym czasie, kiedy i u nas powstawało państwo pierwszych Piastów. Tutaj było to Księstwo Kijowskie, lub inaczej, Ruś Kijowska – uwaga! Nie mylić z Rosją. Rosja i Ruś Kijowska ma z sobą tyle wspólnego, co kruk i biurko – tylko nieco podobne brzmienie. Obydwa państwa przez trzy wieki żyły jak to sąsiedzi, czasem się między sobą żeniliśmy, a czasem praliśmy po mordach, ale ogólnie było O.K. Kres tej sielanki nastąpił w sposób okrutny i gwałtowny. W połowie XIII wieku, dzikim ludom żyjącym na terenach dzisiejszej Mongolii, zachciało się podbojów. Nieźle musiało ich swędzieć, skoro postanowili przewędrować kilkanaście tysięcy kilometrów! Może i byli dzikusami, ale tak jak oni nikt nie potrafił wojować w ówczesnej Europie. Nikt nie był też, aż tak okrutny. Najazd Mongołów był jak kataklizm, czegoś takiego nie doświadczyła Europa nigdy wcześniej, ani już nigdy potem, nawet okrucieństwa II wojny blado wypadają, na tle tego co wyprawiali przybysze z odległych stepów. Dość powiedzieć, że wszystkie byty państwowe na wschodzie Europy po prostu wyparowały. Los ten podzieliła i Ruś Kijowska. Powstało dziwne zjawisko - pozostali mieszkańcy (połowa mnie więcej przeżyła), lecz ośrodki władzy zniknęły! Przyroda jednak nie lubi próżni, no jak? Są owieczki, a nie ma komu ich strzyc?! Chętni się szybko znaleźli. Swą władzę na tych terenach rozciągnęło Wlk. Księstwo Litewskie i Królestwo Polskie. W ten oto sposób w połowie XIVw, za panowania Kazimierza Wielkiego tereny te na prawie 400 lat, czyli aż do zaborów przeszły pod władanie królów Polski. A mieszkańcy tych ziem? No cóż, w takich sprawach nikt mieszkańców o zdanie nie pyta… Szczególnie, że tereny bardzo urodzajne, więc popłynął wkrótce strumień ludzki z Wielkopolski, Mazowsza, Kujaw, Małopolski. Zakładano dziesiątki tysięcy wiosek i miast. Przez lata na bezkresnych obszarach Podola i Wołynia zaczęły wyrastać magnackie fortuny. A miejscowa ludność? A i owszem, znalazło się dla niej miejsce…za pługiem. Były więc i liczne zrywy niezwykle krwawo tłumione, szlachta bardzo dbała o swoje interesy, a te szły niezwykle dobrze. Wygłodniała po wojnie XXX letniej Europa, łaknęła polskiego zboża. Interes kwitł. Nie było jednak tak różowo, częstymi gośćmi na tych terenach byli Tatarzy, potomkowie Mongołów z czasów wielkiego najazdu. Osiedlili się na Krymie i stamtąd dokonywali łupieżczych wypraw na Ukrainę. Granicę jaka ustaliła się na blisko 400 lat zaznaczyłem czerwonym kolorem, na północy Rzeczpospolita, na południu, w zależności od okresu, hospodarstwo mołdawskie, Rumunia, Węgry, Turcja… Na niebiesko zaznaczyłem granicę na Zbruczu z 1939 roku. Linia fioletowa, to trasa rajderów z zaznaczonymi miejscami noclegowymi. Aha, ciekawostka, obszar zaznaczony na różowo, to obwód czerniowiecki. Tereny te wraz z Czerniowcami podczas II wojny zajął Stalin, obecnie fartem dostały się Ukrainie, ale z Ukrainą to one nigdy nie miały nic wspólnego…
  23. mila1

    Kilka chwil na Ukrainie...

    Na dzisiaj rozstajemy się już z Dniestrem i jedziemy do pobliskiego zamku, Czerwonogrodu, położonego w zakolu Dżurynu. Osoblowością tego zamku jest jego usytuowanie, znajduje się on w gigantycznej niecce wyżłobionej przez rzekę. Od kilkuset lat Dżuryn nie opływa zamku, koryto rzeki jest suche, woda znalazła sobie drogę na skróty, tworząc największy na Ukrainie wodospad. Zjeżdżamy serpentynami w dawne koryto rzeki, podziwiając jar Dżurynu. Zamku nie zwiedzamy. Ruina jak ruina. Zresztą, dużo tu ludzi, grille, pikniki. Cykamy zdjęcia przy wodospadzie i lecimy dalej. Jedziemy już na nocleg do Kamieńca Podolskiego, po drodze mamy jeszcze zamek w Skale Podolskiej. Zamek, to oczywiście całkowita ruina, mnie jednak interesuje samo miejsce. Jesteśmy bowiem nad Zbruczem, przez wiele setek lat była to rzeka graniczna, ostatnio była tu granica w 1939, jesteśmy na krańcach II Rzeczpospolitej. Dziadkowa fryzura misternie wymodelowana przez wyściółkę kasku.
  24. mila1

    Kilka chwil na Ukrainie...

    Z postoju pod Hubinem, gdzie Dziadek jeździł rowerem ruszamy do Jazłowieckiego, zamku pamiętającego czasy Kazimierza Wielkiego. Po drodze pokonujemy jar Strypy wpadającej do Dniestru, czyli górskimi serpentynami robimy 200 m w dół, a potem 200 m w górę. Zamkowy portal. Widok na Jazłowiec z zamkowego tarasu. Z Jazłowca bocznymi drogami ponownie jedziemy nad Dniestr w okolicach miejscowości Uścieczko. W czasach II Rzeczpospolitej była to miejscowość letniskowa. Nadrzeczną szutrówką docieramy do pozostałości dawnego mostu. Widok na obecny most na trasie Tarnopol-Kołomyja, nie będziemy nim jechać, ale to nie powód by nie mieć na nim zdjęcia.
×