Skocz do zawartości

Jagna

Użytkownik
  • Zawartość

    854
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Days Won

    19

Zawartość dodana przez Jagna

  1. Jagna

    Kalendarz motocyklowy IZI Meeting 2015

    Dlaczego? Nick ważna rzecz, w 80% nie wiem, jak kto się nazywa, a znam nick ;) Np nie wiem, jak się nazywa Rasta ;)
  2. Jagna

    Kalendarz motocyklowy IZI Meeting 2015

    wpisz cokolwiek ;) nie ma żadnej personalizacji.
  3. Jagna

    Kalendarz motocyklowy IZI Meeting 2015

    Wygląda na to, że kalendarz przypadł Wam do gustu, skoro w dwa dni zamówiliście ponad 90 sztuk! Zapraszamy do kupna : http://pl.izimeeting.com/kup-kalendarz
  4. Jagna

    Kalendarz motocyklowy IZI Meeting 2015

    Właśnie doszła możliwość darmowego odbioru w stolicy :)
  5. Jagna

    Kalendarz motocyklowy IZI Meeting 2015

    na 6 grudnia raczej nie chcę obiecywać... Ale możliwe, że się uda. Dystrybucja jest zaplanowana na początek grudnia.
  6. Jagna

    Kalendarz motocyklowy IZI Meeting 2015

    Całkiem możliwe , że znalazły się tu: jedno widzę ;)
  7. Jagna

    Kalendarz motocyklowy IZI Meeting 2015

    ... JEEEST!!!! Piękny ! Kolorowy! Motocyklowy! Podróżniczy! Międzynarodowy! I jak zwykle z sercem, bo cały zysk przeznaczamy dla Rafała - syna Iziego, naszego Przyjaciela i patrona naszego zlotu. Cena egzemplarza to jedyne 25 zł. Odbiór osobisty w Krakowie, Bielsku - Białej, Wrocławiu, Zielonej Górze i Świdnicy (nad Warszawą pracujemy ;) ) Zakup WYŁĄCZNIE online: http://pl.izimeeting.com/kup-kalendarz Wysyłka planowana jest na początku grudnia, zatem pod choinkę jak znalazł ;) Całość kalendarza tu: https://plus.google.com/u/0/photos/104838233466716108802/albums/6077524552992829441 Zachęcamy!!!
  8. Prolog, czyli dlaczego na zachód? Miało być dokończenie offowej ściany wschodniej. Ale Raf stwierdził: „A dlaczego nie zachodniej? Krzaki są wszędzie!”. Niby tak. Ale co to za „wyprawa” która zaczyna się zaraz za zakrętem własnej wsi? Mieszkam na zachodzie od urodzenia, czyli…, no troszkę już będzie ;) i mało jest miejsc, których nie znam. A przynajmniej mi się tak zdawało. Bo okazuje się, że Wyprawa może się zacząć za pierwszym zakrętem! cdn.
  9. Obiecane tracki do ściągnięcia: Wzdłuż Nysy Łużyckiej i Odry: 1. Gubin - Urad: http://www.gpsies.com/map.do?fileId=ghnisqrpolpkumxg 2. Urad - Kostrzyn http://www.gpsies.com/map.do?fileId=sgqiozlsakmovgdh 3. Kostrzyn - Cedynia: http://www.gpsies.com/map.do?fileId=pcypemshkfsckqqq 4. Cedynia - (prawie) Szczecin http://www.gpsies.com/map.do?fileId=epaxbegbhzygynzb i polecam wyszukiwarkę leśnych pól namiotowych - są koordynaty na GPS: http://www.czaswlas.pl/index/?id=c81e728d9d4c2f636f067f89cc14862c
  10. To fakt, szło mi jak krew z nosa... Ale mam winnego: kończy się kryzys w budowlance i roboty huk ;)
  11. Odcinek 7, czyli płynnie przechodzimy z jednej imprezy w drugą. Wstajemy na nadal pustym polu, strat w majątku wyrządzonych przez leśną zwierzynę nie widać, robimy śniadanie, wykorzystując resztki cienia. Na szczęście spory kawałek mamy do przejechania po lesie ;) To ostatni dzień naszej pojazdki, mamy jakiś niedosyt (mało offu!!!) więc zupełnie omijamy asfalty. Punkt docelowy na dziś to dom rodzinny Tropicielki, gdzie (razem z podwórkiem Diverka i Brunetki) tworzy się powoli woodstockowo – formowe miasteczko namiotowe. Nie mamy tam zbyt daleko, niecałe 100 km. Jedziemy więc na azymut praktycznie. Tracka już nie ma, więc być może nie jechaliśmy zbyt legalnie ;) Gdzie by tu jechać? Pogrzebiemy w Garminie, może coś zaproponuje ;) Wjechaliśmy w jakieś mokradła: W pewnym momencie trafiamy na piękną szuter autostradę pomiędzy wiatrakami. Jagna zaczyna tańczyć po całej drodze, w końcu się zatrzymuje, i … Pierwszy w życiu jagnięcy motocyklowy flak! Ale spokojnie, mamy wszystko co trzeba, a w szczególności Rafa ;) No może prawie wszystko, bo stopki centralnej jednak nie: No i cienia nie mamy: Pamiętajcie: awarie zawsze powinno się planować z wyprzedzeniem, w cieniu! Wszystko złożone do kupy, jazda dalej: Później też było całkiem fajnie: I tak dojeżdżamy do znanych nam już Chwarszczan, do Oberży Templum, gdzie spotyka nas telefon Bliźniaka: A wy gdzie? Bo my na łódkach w Myśliborzu” Co było robić, pojechaliśmy ;) Rolo z Herflikiem zaanektowali drugą łódź: Niektórzy popływali, ale powrót na łódkę był (cytując Rola) nieco uwłaczający ;) Z Myśliborza całkiem sporą ekipą jedziemy do Kostrzyna, robiąc po drodze zakupy (w Kostrzynie wszak prohibicja), Jagna zdołała się zgubić, bo nie zauważyła ich skrętu do sklepu… Cali i zdrowi docieramy do niezłej gromadki formowej w Kostrzynie. Imprezy kostrzyńskiej opisywać nie będziemy. Co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas , jak mówią Amerykanie. My po Woodstocku doczołgaliśmy się jakoś do domu. Częściowo offem , którego nawet Ramoneza, Rolo i Kosmal mieli dość ;) A na koniec (bo też nam się zachciało offowego skrótu do domu!!!) , dosłownie 7 km przed domem… Grzmoty, burza i takie białe coś: Na szczęście przy drodze był parking leśny z wiatką: (jakiś miesiąc wcześniej, badając zagęszczenie tłucznia na tym właśnie parkingu zastanawiałam się głośno: kiego grzyba budować parki parking przy takiej nieuczęszczanej drodze? Szanowny Panie Nadleśniczy! Przepraszam!!) Po kwadransie zrobiło się pięknie i pojechaliśmy do domu :D Dotarliśmy zatem do końca wędrówki zachodnimi rubieżami Polski. Zachęciliśmy? Mam nadzieję że tak. Pamiętajcie, wyprawę można zacząć tuż za rogiem! Dziękujemy za uwagę Jagna & Raf
  12. Jagna

    Kalendarz motocyklowy IZI Meeting 2015

    DZIĘKUJEMY ! Trudno będzie wybrać tylko 13 zdjęć do kalendarza... Zabieramy się do pracy. Niedługo pokażemy projekt kalendarza!
  13. Jagna

    Kalendarz motocyklowy IZI Meeting 2015

    To jest kalendarz podróżniczy, a podróżować można na wszystkim ;) Chwilowo górą KTMy.
  14. Jagna

    Kalendarz motocyklowy IZI Meeting 2015

    Czekamy do 15 października, podobnie jak na foty. Głosowanie poprzez "podoba mi się" na picasie, albo +1 na google+. Na razie wygrywa Tymon: Lipa lekka, bo na 110 zdjęciach żadnej 650!!!
  15. Jagna

    Kalendarz motocyklowy IZI Meeting 2015

    Chcesz mieć wpływ na wygląd kalendarza IZI Meeting 2015? Zagłosuj i kliknij na najładniejsze zdjęcie! https://plus.google.com/photos/104838233466716108802/albums/6066040343583866321?banner=pwa
  16. Zgodnie z tym, co powiedzieliśmy sobie wieczorem dnia poprzedniego ("asfaltom dziękujemy") starczy zabytków, jedziemy w las. No dobra, niekoniecznie w las, raczej w pole ;) Jesteśmy na Nizinie Szczecińskiej, więc płasko jak na patelni. Ale za to nie mamy już tracka, więc patrzymy na najcieńsze kreski na mapie , wyszykujemy je na GPSie i każemy się tam prowadzić. Oooo, tak, tego mi było potrzeba. Off najczęściej to ambitny nie jest, ale mamy polne ścieżki, brak ludzkości i piękną pogodę. czego chcieć więcej? Nie mogę się powstrzymać od śmiechu, kiedy przez chyba 200 m kica przed moją DRką para zajęcy. Jakoś nie mogą wpaść na to, że można czmychnąć w krzaki, tylko gnają przed siebie ;) Patrzymy na mapę, jaki mniej więcej obrać cel noclegu na dziś i znajdujemy jedno z leśnych pól namiotowych, jakie przed wyjazdem sami nanieśliśmy. Wychodzi, że mamy blisko do jednego z nich, położonego nad jeziorem, w środku lasu. Pojawia się kawałek szczątkowego asfaltu - chyba lepiej jakby go nie było ;) Na pole namiotowe prowadzą nas współrzędne, więc gdzieś na środku tego asfaltu macham - to gdzieś tam. Za jakieś 100 m wypatrujemy mikroskopijną tabliczkę na drzewie, jeszcze kawałek ścieżynką i mamy. Zajeżdżamy na pole namiotowe, widzimy piękną trawę, miejsce na ognisko, jeziorko i żywego ducha. Mmmm, tak to lubię! Jest dopiero po południu, nie mamy nic na ognisko ani kolację, postanawiamy odwiedzić najbliższy sklep i wrócić tu na nocleg. Patrząc na mapę, najbliższy sklep to Trzcińsko Zdrój jakieś 15 km na południe. Jedziemy oczywiście na azymut, trochę lasem, trochę krzakami. Polne ścieżki skończyły się dość nagle: ale udało się miedzą wyjechać na inną polną ścieżkę i dotrzeć do Trzcińska. W niecała godzinę ;) W sklepie postanawiamy lekko zaszaleć, kupujemy na ognisko karkówkę (skoro mamy takie luksusy...), białe wytrawne w postaci tokaja, a Jagna dorwała się w końcu do prasy ;) Szukamy na mapie jakiejś mniej "zbożowej" trasy na powrót, ale nie do końca się udało ;) Polami, łąkami , lasami, tym razem zrobiliśmy te 15 km w jakieś 55 minut ;) Rozbijamy się na tym ogromnym polu: Raf robi za ogniomistrza: bo Jagna ma ważniejsze rzeczy na głowie: Karkówka wyszła bezbłędna: a resztę wieczoru spędziliśmy przy ogniu i tokaju: i tenże tokaj jest odpowiedzialny za zrobienie naszej pierwszej i zapewne na długo jedynej słitfoci: Noc w takiej głuszy była ciekawa. Najpierw kuna dorwała się do śmieci. Później przegonił ją lis. Coś łaziło dookoła namiotu. Obudziły mnie wrzaski (chyba) kaczek. Horror dla miastowych! :) cdn.
  17. Jagna

    Kalendarz motocyklowy IZI Meeting 2015

    Od dziś przez cały październik podziwiamy dwa motocykle organizatorek IZI Meeting: DR650 Wilczycy oraz DR350 Jagny. A może w kalendarzu na 2015 będzie TWÓJ motocykl? Czekamy na Wasze zdjęcia pod info@izimeeting.com do 15 października!
  18. Myślę, że raczej chodziło o tych co jeżdżą do Rumunii i Gruzji ;)
  19. Odcinek 6, czyli DRka buszująca w zbożu Wieczorem doszliśmy do wniosku, że chwilowo mamy dość asfaltu i dachu nad głową i ostatnie dwa dni mają być naprawdę „krzaczaste”. Spróbujemy ;) Rano wyjeżdżamy w pięknym słońcu i tylko połamane gałęzie pokazują , co działo się wczoraj: Początek mimo wysiłków, jest mało „krzaczasty” bo musimy ominąć Szczecin. Ale zaraz na południe od niego wjeżdżamy w cudny bukowy las. Czasem gruntówka, czasem poniemiecki bruk: Punkt pierwszy na dziś (zdecydowanie bardziej Jagnięcy niż Rafowy) to ogród dendrologiczny w Glinnej. Dojeżdżamy, ładny parking, kasa, wejście – wszystko pozamykane, ani żywej duszy… Jagna gotowa już była wspinać się przez płot, kiedy okazało się, że furtka jest otwarta, tylko trzeba ją mocno brutalnie potraktować ;) Resztki największej sekwoi w Polsce: Jest tam sporo azjatyckich gatunków drzew, ale sam ogród nie powala rozmiarami. Ten w nieodległych Przelewicach bije go na głowę. W tej samej Glinnej inna interesująca rzecz: Cmentarz wojenny żołnierzy niemieckich. Tu przenosi się (także teraz) ekshumowane ciała z innych miejsc Polski. Piękny cmentarz. Cicho, prosto, bez tego wszechobecnego na polskich cmentarzach plastiku w kolorach tęczy…. Po prostu miejsce zadumy. A ciasno wypisane nazwiska na kamiennych stalach pokazują jasno: jest nas tu tysiące. Taki sam cmentarz widziałam już niedaleko Murmańska: Znalazłam informację o tym cmentarzu w relacji Biesa, bardzo przydatnej, choć nie ukrywam, że nie zgadzam się z jego poglądami na obecność tego cmentarza. Każdy żołnierz (nawet jeśli nie służył po tej stronie co trzeba) zasługuje na grób, a to, jak dbamy o cmentarze jest chyba miarą naszej kultury… Zamknęliśmy bramę cmentarza na skobelek i jedziemy dalej. Znów bruki, a raczej kocie łby. Tu Jagna wygląda jak mała sierotka na wieeeelkiej DR 350 ;) Z Glinnej usiłujemy wyjechać offowo. Ale wszystkie pole ścieżki kończą się w kopalni piasku… Odbijamy ciut na wschód, żeby zobaczyć jeden z najcenniejszych zabytków Pomorza Zachodniego – kompletnie mi nieznany klasztor w Kołbaczu. Na środku niepozornej wsi stoi sobie ogromny dawny klasztor cystersów z XIII wieku. A sami cystersi w Kołbaczu zadomowili się już w 1174 roku! Niestety obiekt wymaga ogromnych pieniędzy na renowację… W dawnym prezbiterium (to z wieżą) mieści się obecnie kościół, a w dawnej nawie głównej był sobie magazyn… Część budynków została odbudowana z iście ułańską fantazją … :mur: Ale jakieś prace trwają, co napawa optymizmem… A z boku można obejrzeć XV wieczną gotycką stodołę, w użyciu do dziś… cdn...
  20. kontynuując... Jedziemy i jedziemy wzdłuż tych łąk… Chyba kiedyś były tam same PGRy z krowami… w końcu jedziemy szeroką jak autostrada betonówką prowadzącą z nikąd do nikąd, oczywiście wśród łąk. Betonówka mocno dziurawa, a co większe dziury załatane, czym się da. Jedną ktoś wypełnił workami ze stwardniałym cementem. DRka znów uczyła się latać ;) Dojeżdżamy do walących się zabudowań wiejskich Komarowa (eh, te PGRy…) i zaczyna konkretnie padać. A my w ramach pakowania minimum nie mamy ani kurtek, ani przeciwdeszczówek. No to się schowamy na chwilę pod daszkiem, bo już nie pada, tylko leje. Kurcze, a taki miałam już fachowo zabłocony motocykl! Daszek jest nieco mały, nawet nie da się usiąść. A tu pada i leje na zmianę. W końcu przychodzi burza, a pioruny walą dookoła wsi. Pierwszy raz jestem tak blisko – widzę, jak grom uderza w ziemię jakieś 50 m od nas. Po godzinie możemy opuścić nasze schronienie i jechać dalej. Zostało nam jakieś 10 km do zaplanowanego noclegu, na kempingu w Lubczynie, nad jeziorem Dąbie. Kiedy dojeżdżamy do Lubczyny, okazuje się, że tam chyba padało nieco intensywniej: Kemping jest częścią mariny, gdzie burza wyrządziła sporo szkód: I powyrywała takie „małe” drzewka: A na dodatek właśnie zaczyna grzmieć i padać. Powtórka z rozrywki? Na recepcji ośrodka siedzi sobie paniusia, która na nasze pytanie o nocleg prawie krzyczy „jedźcie sobie szukać noclegu gdzie indziej”. A dlaczego? No bo była burza. Hm. Z lekka mnie przytyka, ale faktycznie ośrodek nie wygląda po tej burzy najlepiej, może poszukamy czegoś innego. Mamy jednak problem. Zaczyna znów lać, jesteśmy na końcu świata na jedynym ośrodku w promieniu chyba 20 km. Pytamy miejscowych o jakiś nocleg – nie ma nic. Namiot w tej burzy? W końcu wkurzona i prawie przemoczona wracam na recepcję i pytam tym razem jakiegoś pana. Okazuje się, że nocleg jak najbardziej jest, kilka domków do wyboru, mieszkają tam już jacyś inni ludzie i cały problem to sporo połamanych gałęzi. Pani po prostu się nie chciało. Ehhh… Wieczór upłynął nam głównie na suszeniu siebie, spodni, zbroi, butów, itp., itd… na szczęście przy ciepłej herbacie ;) cdn.
  21. Będzie ciąg dalszy, spokojnie. Po prostu nasz duet zrobił sobie małą przerwę i poleciał na południe, sprawdzić czy tam jeszcze świeci słońce: Otóż świeci, całkiem jasno: Nasz wyprawa była bardzo emocjonująca, wytropiliśmy mnóstwo dzikich zwierząt: Raf znalazł nawet motocykl, który jakiś czas temu odstawił na parkingu: Niestety nie bardzo dało się nim jeździć, więc wzięliśmy sobie coś innego: Raf poczuł się jaki za młodych lat: I jak zwykle pojechaliśmy offroadowo: A Jagna nawet natknęła się na jakiś dalszych krewnych ;) Uprzedzając pytania - to grecka wyspa Kos.
  22. Hm. Po prostu reklamują się jako muzeum v3 a w środku szmelc mydło i powidło :-) albo może ja zbyt wymagająca jestem :-(
  23. Odcinek 5, czyli dużo hałasu o mały deszcz Bałtyk zaliczony. Nadal jest zimny i w dziwnym kolorze, więc na kilka lat mi starczy. Możemy spokojnie jechać na południe, oczywiście krzakami. Na świnoujskim kempingu spotykamy fajną parę motocyklistów 70+ (oczywiście na BMW ;) ), wymieniamy się różnymi uwagami i dowiadujemy się, że spokojnie możemy się zaokrętować na „miejski” prom w Świnoujściu, zamiast jechać hen, hen za miasto. Teoretycznie prom w mieście jest tylko dla miejscowych i przeganiają stamtąd wszystko o innych blachach niż ZSW. Ale nie motocykle, które zmieszczą się wszędzie ;) Prom niewielki, ale za to szybki. Na tym wielkim czasem czeka się 40 minut, nim wszyscy zjadą i wjadą następni… Kawałek musimy przejechać po DK 3 (brrr, szybkie asfalty to nie jest to co DR350 z kostkami lubi…) bo chcemy zajrzeć pod Zalesie do poligonu doświadczalnego rakiet V3. V3 to jedna z „tajnych broni” Hitlera. Takie działko, które umiało strzelać na 160 km. Nie rakieta, tylko zwyczajny pocisk. No może nie taki zwyczajny ;) Podczas II wojny światowej w pobliżu Międzyzdrojów Niemcy zamontowali trzy doświadczalne dalekonośne działa V3. W działach tych prędkość wystrzeliwanemu pociskowi nadawały eksplozje, wywoływane kolejno w miarę poruszania się ładunku wewnątrz lufy, zwiększając w ten sposób jego przyspieszenie. Prędkość wylotowa pocisku miała wynosić 1 500 m/s przy zasięgu 165 km. Takie działanie wymagało zastosowania bardzo długich, 120 metrowych luf. Bateria tego typu dział została usytuowana w Calais we Francji z zamiarem ostrzeliwania Londynu. Zdołała oddać jednak tylko strzały próbne, gdyż w lipcu 1944r. została zbombardowana przez angielskie lotnictwo. Wyglądało to tak: W Zalesiu pozostało niewiele: Pozostały tylko betonowe podpory dział, fundamenty podłoża luf oraz bunkry. Żeby to zobaczyć trzeba się w dodatku wdrapać na bardzo strome wzgórze, co w butach motocyklowych – sami wiecie ;) Samo dojście do wyrzutni jest bezpłatne, płaci się za wejście do bunkra, gdzie pan z ogromną ekspresją opowiada nieco o tej broni i można sobie podotykać karabin maszynowy. Bunkier spokojnie można sobie darować, a 5 zł przeznaczyć na szczytniejszy cel ;) Jeszcze raz wskakujemy na DK3 i dociągamy do Wolina, gdzie z ulgą opuszczamy drogę krjową, kierując się na drogę gminną. Jedziemy na południe, polami głównie, w stronę jeziora Dąbie. Nasz cel to Inoujście, gdzie kazał nam jechać Pastor. „Tam leży taki statek i musicie go zobaczyć. To jest koło takiej wioski Inoujście.” Szkoda, że Pastor nie wiedział, że wioska Inoujście już nie istnieje ;) Zaczęło się ładnie. Leśne dróżki, całkiem przyjemnie. Ale potem nie było mostu: a skarpa rzeki troszkę za wysoka, żeby rzekę forsować. Trudno, objedziemy… Nieco później wbijamy się w łąki, gdzie najpierw mamy mnóstwo betonowych dróg (oczywiście niewidocznych na żadnej nawigacji i jedziemy na azymut). Betonowe płyty są tak popękane, że lepiej, gdyby ich nie było… Po kilku kilometrach mamy już zwykłe polne ścieżki, jedziemy wzdłuż Iny. Czyli chyba powinniśmy dojechać do tego Inoujścia ;) Okazało się jednak, że Inoujście , owszem, ważnym portem było, ale gdzieś koło XVI wieku. Dokumentnie zniszczyli je Rosjanie w 1945 i zostały się same fundamenty. Ale my przyjechaliśmy tu (oprócz rozkazu Pastora), żeby zobaczyć to: Wrak, leżący na dnie płytkiego tu Jeziora Dąbie. Wrak jest sporych rozmiarów. Ma 90 m długości, 15 metrów szerokości i 6,5 m zanurzenia. Ale najciekawsze – jest z betonu! Jak to usłyszałam od Pastora, to zaraz były konsultacje z Fazim-specem od konstrukcji betonowych. Czy takie coś może pływać? Otóż może. I co najważniejsze – całkiem tanio da się takiego betonowca zbudować. Pozwolę sobie zacytować: Na jednej z burt widnieje wymalowany białą farbą napis "U. Finsterwalde". To skrót od Urlich Finsterwalde - imienia i nazwiska znakomitego niemieckiego inżyniera okrętowego. W czerwcu 1942 roku Hitler utworzył na terenie Trzeciej Rzeszy specjalny komitet, zwany "Sonderausschuss Betonschiffbau", którego zadaniem było zorganizowanie produkcji statków z betonu. Na jego szefa powołał właśnie inżyniera Urlicha Finsterwalde. Powodem, dla którego hitlerowcy zamierzali w trakcie II wojny światowej uruchomić seryjną produkcję statków z betonu, był brak surowców. Szczególnie chodziło o zastąpienie stali innym surowcem, która w pierwszej kolejności wykorzystywana była do produkcji uzbrojenia. Do budowy betonowców zużywano znacznie mniej stali, niż w przypadku tradycyjnych statków. Dzięki temu idea ich produkcji szybko zyskała aprobatę najwyższych władz III Rzeszy, w tym samego Hitlera. Budowa tego typu jednostek była prosta i znacznie tańsza, choć trwała stosunkowo długo, bo około roku. Betonowe tankowce pływały głównie na Bałtyku eksploatowane przez niemieckiego armatora - Luuberl & Co. Reederel. Były one wykorzystywane do przewozu paliw syntetycznych pochodzących z Hydrierwerke Politz, fabryki paliw syntetycznych w Policach. W okresie powojennym na wybrzeżu było kilka betonowców. Siostrzana jednostka, tankowiec "Karl Finsterwalde" spoczywa obecnie na dnie Morza Bałtyckiego w okolicach Wisełki na wysokości klifu Wolińskiego. Inny, niewykończony, choć pływający, betonowiec znaleziono po wojnie w świnoujskiej stoczni remontowej w Czajczynie. W latach 70. płetwonurkowie odnaleźli betonowy kadłub w pobliżu bazy nurkowej "Dive – Devil" na jeziorze Ińsko, najpiękniejszym krajobrazowo jeziorze Pomorza Zachodniego. Do tej pory jest on atrakcją pasjonatów nurkowania. Wrak kolejnej jednostki z betonu aż do 1974 r. stał na plaży w Bobolinie koło Darłowa jednak ostatecznie został wysadzony w powietrze. Podobno po wojnie w dokach w Darłowie znajdowały się jeszcze dwa betonowe statki, ale po przekazaniu tych terenów Polakom przez Rosjan śladu po nich już nie było. Do dziś nie wiadomo co się z nimi stało. Frachtowiec Urlich Finsterwalde z Inoujścia prawdopodobnie nigdy nie został wykończony. Jego kadłub przeholowano z Darłowa do stoczni w Świnoujściu w celu jego wyposażenia. W 1944 r. w trakcie bombardowania został on uszkodzony. Pod koniec wojny wycofujący się Niemcy osadzili go na krawędzi toru wodnego. Po wojnie istniał projekt zagospodarowania wraku na kompleks rekreacyjno-basenowy z kawiarnią i restauracją, jednak nigdy do tego nie doszło. W latach 60., po prowizorycznych naprawach, jednostkę podniesiono z dna i przeholowano kilkaset metrów w głąb jeziora. Tam betonowiec zaczął tonąć i osiadł na płyciźnie. Jeszcze kilka ciekawostek tu: i tu Przy brzegu jest miejsce na ognisko oraz namiot. My jednak mieliśmy plan jechać dalej na południe. Na razie musimy wrócić kilka kilometrów wzdłuż Iny oraz łąk. A za nami coraz bardziej granatowo i coraz bardziej grzmi… cdn…
  24. Proszę mi tu nie przeginać w żadną stronę ;)
  25. :) Ale milion razy przyjemniej się pisze, jeśli jest (jakikolwiek) odzew. Nie chodzi o ochy i achy (choć też mogą być ;) ) tylko po prostu o ... no, reakcję ;) więc ślicznie dziękuję reakcjonistom!
×