-
Zawartość
854 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Days Won
19
Posty dodane przez Jagna
-
-
Działamy!
Kalendarze powoli rozjeżdżają się po kraju!
Każdego z Was powiadomimy mailem, gdzie i kiedy może odebrać swój.
Kalendarze czekają już we Wrocławiu i Warszawie!
Warszawa: "Motogumy" ul.Jagiellońska 67A
Wrocław: "Ride Now" Al. Wiśniowa 3
Przesyłki indywidualne wyjdą lada moment, prosimy o cierpliwość, mamy do wysłania 700 sztuk!
A my czekamy na Wasze opinie o kalendarzu :)
PS - mamy kilka egzemplarzy nadobowiązkowych, zapraszamy do zamówienia na: http://pl.izimeeting.com/index.php/kalendarz-2016
-
Powoli...
rozpakowujemy....
Pachnie ładnie ;)
Mamy jeszcze ciut w zanadrzu, więc kto się jeszcze nie skusił, niech szybko zamawia!
- 1
-
Został Wam jeden dzień ;)
Info końcowe:
Koszt: 26 zł
Wysyłka na całą Europę lub odbiór osobisty.
Warszawa: "Motogumy" ul.Jagiellońska 67A
Wrocław: "Ride Now" Al. Wiśniowa
Kraków: Rondo Mogilskie 1
Zielona Góra: u Jagny
Bielsko - Biała: u Wilczycy
Termin wysyłki - na Mikołaja, czyli od 6 grudnia.
Kalendarz jest formatu 46,5 x 32,5 (około A3), zapakujemy go w kartonową kopertę.
Ostatnia szansa: http://pl.izimeeting.com
Całość kalendarza tu: https://picasaweb.google.com/104838233466716108802/IZIKalendarz2016
-
Jeszcze nie zamówiłeś kalendarza?
Zostało niewiele czasu!
Zamykamy 20go!
-
Oj, będzie nas za rok w listopadzie kusić ta Droga Wojenna w Tadżykistanie, oj tak...
Jeśli chcesz, żeby kusiła także Ciebie, zapraszamy tu:
http://pl.izimeeting.com/index.php/kalendarz-2016
PS A w tle jezioro Kara-kul ;)
-
Miniaturkę, i to ślubną, miałaś zdaje się już w ubiegłym roku ;)
- 1
-
Jeszcze tylko 2 tygodnie na złożenie zamówienia na kalendarz 2016.
Wysyłka lub odbiór osobisty (Warszawa, Kraków, Wrocław, Bielsko - Biała, Zielona Góra, Berlin) w grudniu.
Zapraszamy!
Kupujemy tu: http://pl.izimeeting.com/index.php/kalendarz-2016
-
... i 200 sztuk poszło !
Wejdź i zamów tu: http://pl.izimeeting.../kalendarz-2016
Całość do obejrzenia tu: https://picasaweb.go...ZIKalendarz2016
-
Przepraszam, już poprawione ;)
Przy kopiowaniu coś poskracało linki ...
Przy okazji - mamy kolejny rekord - ponad 100 sztuk w 24 h!
-
Oto z dumą prezentujemy:
Kalendarz IZI Meeting 2016
Pełen Waszych pięknych zdjęć !
Kolorowy! Motocyklowy!
Podróżniczy! Międzynarodowy!
I jak zwykle z sercem, bo cały zysk przeznaczamy dla Rafała - syna Iziego, naszego Przyjaciela i patrona naszego zlotu.
Cena egzemplarza to jedyne 26 zł.
Odbiór osobisty możliwy w Warszawie, Krakowie, Bielsku - Białej, Wrocławiu oraz Zielonej Górze.
Wysyłka w grudniu.
Wejdź i zamów tu: http://pl.izimeeting.../kalendarz-2016
Całość do obejrzenia tu: https://picasaweb.google.com/104838233466716108802/IZIKalendarz2016
Zapraszamy!!
- 2
-
Odcinek 14, czyli niestety wszystko kiedyś się kończy (urlop też...)
Jak co rano, testujemy „heringa w tomatach”, czyli śledzia w pomidorach. Już chyba szósty dzień z rzędu. Może po powrocie napiszemy recenzje, bo codziennie inna puszka ;)
Ruszamy na południe do Onufryjewa, gdzie zaskakuje nas nieco brak mostu (remont), ale na szczęście jest kładka dla pieszych ;)
Co prawda Jagna zawadza handbarem o barierkę, handbar blokuje dźwignie hamulca i ogólnie śmiesznie jest ;)
Wąskim jak ścieżka rowerowa asfaltem jedziemy na lokalny koniec świata, czuli Niedźwiedzi Róg.
Jedziemy zerknąć na Śniardwy, jak na złość jakoś mgliście jest…
Sam Niedzwiedzi Róg dość klimatyczny. Koniec lądu, koniec asfaltu…
A dalej to co Jagny lubią najbardziej, czyli długi, pusty (i legalny!) szuter przez las. 15 km ;)
Szuterautostrada właściwie:
Sympatyczna wioseczka pod Piszem:
Jesteśmy w środku Puszczy Piskiej. Mnóstwo tu leśnych dróg, korzystamy skwapliwie. Z Waglika przebijamy się Wiartel i dalej nad Jezioro Nidzkie.
Miała być miejscowość, ale była tylko leśniczówka Zamordeje:
Leśniczówka chyba ważna jest, bo wiedzie do niej piękny nowy asfalt z Rucianego-Nidy ;)
Asfalt piękny, ale nudny, skręcamy więc w kierunku jeziora i jedziemy na azymut do Rucianego.
Wyjeżdżamy z lasu koło portu.
„Raf, a może by tak po emerycku przepłynąć się stateczkiem po jeziorze?”
A co!
Ciekawe zastosowanie przyczepy kempingowej:
Pani z portu poleca nam knajpę na obiad. Zamawiam sałatkę z rakiem:
Całkiem ładny ten rak:
Korzystając ze zdobyczy cywilizacji szukamy ładnego miejsca na nocleg, czyli leśnego pola namiotowego. Celujemy w pole nad małym jeziorkiem pod Szczytnem.
Odpuszczamy sobie zwiedzanie leśniczówki „Pranie” i znów szutrami lecimy na południe:
Ograniczenie do 40 całkowicie bez sensu ;)
Szutrami dojechaliśmy prawie do Szczytna:
gdzie poczyniliśmy cowieczorne zakupy czerwonego wytrawnego.
I dalej na południe:
Leśne pole namiotowe nad jeziorem Sasek okazało się klepiskiem w środku wsi, więc zawróciliśmy.
„Raf, taka ładna agroturystyka, może zaszalejmy ostatnią noc?”
Zaszaleliśmy ;) Nocleg kosztował nas więc niż wszystkie pozostałe razem (bo były głównie za darmo), ale co tam ;)
Sasek Mały to bardzo urokliwa wieś nastawiona na koniarzy. Więc prawie pasowaliśmy ;)
Takie ładne pensjonaty tam są:
Tradycyjnie wybraliśmy się nad jezioro popatrzeć na zachód słońca:
No i się nie zawiedliśmy:
I tak zakończył się nasz ostatni dzień „offowy”.
Kolejny to już tylko dojazdówka asfaltowa do Warszawy.
Złapał nas jedyny podczas wyjazdu deszcz, ale na szczęście udało się przeczekać pod wiatką (bo kurtek ani przeciwdeszczówek nie mieliśmy).
Po 20 km asfalt wysechł (uff) i dalej było już nudno ;)
Pod Warszawą odbieramy nasze auto, pakujemy motki, pamiątkowa fota i wioooo na autobanę.
Jeszcze tylko 6 h i będziemy w domu.
„Jagna, a pamiętasz, że poniedziałek rano przychodzą cyklinować parkiet, a my jeszcze tego kredensu po prababci nie wynieśliśmy?”
i jak na zawołanie sms od Fazika:
„Jesteście jutro w domu? Bo mam mały interes.”
I równie szybka odpowiedz: „My też mamy do Ciebie interes, ale nie taki mały”.
No to mamy załatwione ;)
I tak dojechaliśmy do końca relacji.
Wszystkim czytelnikom, którzy dotrwali, ukłony, w szczególności tym, którzy coś czasem skrobną.
Nic tak nie zachęca do pisania (wszyscy piszący doskonale wiedzą, jak czasem trudno dobrnąć do końca…), jak Wasze reakcje ;)
Do usłyszenia ;)
PS – Ukłon specjalny dla Navai, który tydzień temu dzwoni:
„Jagna, jak się nazywała ta knajpa w Puńsku co pisałaś, bo stoję na skrzyżowaniu i nie mogę coś znaleźć?”
- 11
-
Nie mamy skrzynki zapchanej.
Nie wiem dlaczego, ale niektórym tak "odbija" gmail...
W każdym razie Twoja fota doszła i wisi w galerii...
A przy okazji:
Zdaje się, że najbardziej podoba się Wam ta fotka:
Jeszcze tylko 2 dni na nadsyłanie swoich propozycji do kalendarza na info@izimeeting.com
- 5
-
Taka oto alpejska fotka-kandydat do kalendarza przyleciała do nas z Austrii od Kurta.
Czekamy jeszcze tydzień!
A fotek nazbierało się już ponad 100!
Dziękujemy!
https://picasaweb.google.com/104838233466716108802/Kalendarz2016Propozycje
-
Odcinek 13, czyli poczuj się jak prawdziwy turysta
Rano Jagna śpi tak długo, że Raf z nudów zaczyna robić zdjęcia:
I ruszamy na podbój atrakcji turystycznych…
Normalnie staramy się trzymać jak najdalej od utartych szlaków, ale jak tu nie odwiedzić Wilczego Szańca? Szczególnie z kimś, kto nie odpuszcza ani jednego odcinka Wołoszańskiego ;)
Ja natomiast przypominam sobie pamiętnik sekretarki Hitlera (a przy okazji znany film „Upadek”) i jej opisy Szańca.
Jest środek tygodnia, a w Gierłoży tłumy. Trzeba oddać – głównie niemieckojęzyczne ;)
Czekamy chwilę na zebranie się grupy, dopłacamy do przewodnika (warto, bo przy budynkach nie ma opisów i wiele się traci).
I oglądamy, co zostało z potęgi hilterowskiej:
Mimo ruin , robi wrażenie…
Dwie tablice upamiętniające nieudany zamach Stauffenberga:
Nikt nie wyjaśnił, dlaczego są dwie tablice, obie głoszące „Tu właśnie tutaj…”.
Mam skojarzenia z polską polityką ;)
Kompleks bunkrów został wysadzony przez Niemców, nie chcieli, żeby dostał się w ręce Armii Czerwonej.
Bunkry miały wytrzymać każde bombardowanie, więc łatwo nie było ;)
Potężne fragmenty konstrukcji są odrzucone czasem na kilkanaście metrów…
Zastanawia mnie jeszcze BHP – wszędzie można nadziać się na sterczące druty zbrojeniowe, albo rozwalić głowę o dwuteownik ;)
Strop w nowoczesnej wtedy technologii strunobetonu:
Struny nawet widać:
Strop, który sobie poleciał na bok:
Najważniejszy bunkier, czyli samego Führera:
resztki stropu:
Tu widać, jak niższa, żelbetowa część stropu odpadła od ceglanej:
Rezydencja Göringa, wraz z zimowym ogrodem:
Zamaskowany gliną z trocinami komin:
Podobno polscy więźniowie pracujący przy budowie przekazali do Londynu dokładne namiary na kwaterę.
Jednak alianci nie byli zainteresowani pomaganiem na froncie wschodnim...
Odjeżdżając, na parkingu motocyklowym (jest osobny !) spotykamy kilka ciekawych egzemplarzy:
Jakby z epoki ;)
Jedziemy dalej. Pora obiadowa, więc zatrzymujemy się w przydrożnym barze nad stawem na rybkę.
Świeża rybka… Ehhh, nijak się mają te kupione w sklepie…
Wychodząc z baru wpadamy na …Laskę z FAT.
Świat jest mały!
Ciekawe, czy też mu rybka smakowała ;)
Resztę dnia też spędzamy turystycznie, bo zahaczamy o twierdzę Boyen w Giżycku.
Twierdza na wejściu prezentuje się godnie:
Dalej nieco słabiej. Oznaczenia szlaków ginie, idzie człowiek i idzie i podziwia nie wiadomo co:
Zresztą, przez chaszcze niewiele widać, a ścieżka ledwo uczęszczana…
Robimy chyba ze 2 km dookoła – w sumie nie wiadomo po co.
Coś ciekawego jest w środku:
ale sąsiaduje z ogólnym bałaganem.
Jesteśmy mocno rozczarowani, szczególnie w porównaniu z twierdzami w Kłodzku czy Srebrnej Górze.
No dobra, kawałek był wyremontowany:
Było nie zjeżdżać z offa ;)
Kierujemy się przez Mikłajki na południe, nad Śniardwy, gdzie mamy plan na nocleg.
Załapujemy się na ostatni prom przez Jezioro Bełdany:
Jagna marudzi, że nie lubi wjeżdżać po śliskim metalu, kiedy trzeba jeszcze na niego wskoczyć (burta nie opuściła się na ziemię).
Ale jakoś daje radę.
Jadące przed nami panie zawieszają na burcie auto ;)
Panie z auta patrzą na moje blachy i pytają: „FZI? To gdzieś koło Skwierzyny?” :lol19:
Prom jak u nas na Odrze, na linie:
Leśne pole biwakowe, na które liczyliśmy nie istnieje, a teren dookoła ogrodzony – hodowla konika polskiego.
To rozbijamy się koło małej przystani jachtowej w Wierzbie.
I próbujemy domowych kartaczy i knedli ze śliwkami ;)
I znów jest pięknie ;)
- 9
-
Tak.
Jest ich już prawie 100, bardzo dziękujemy!
Czekamy do 5. października
-
Mamy już kilkadziesiąt kandydatów do przyszłorocznego kalendarza!
Na przykład takie:
Dziękujemy i prosimy o więcej!
Zapraszamy do galerii - możecie pomóc nam w wyborze, klikając na najładniejsze zdjęcia!
https://picasaweb.google.com/104838233466716108802/Kalendarz2016Propozycje#
-
Przyjaciele, motocykliści, fani IZI Meeting i nie tylko!
Tu już powoli tradycja, że pod koniec roku wspólnymi, międzynarodowymi siłami tworzymy charytatywny kalendarz.
Może to Twoje zdjęcie będzie w 2016 roku oglądać kilkaset osób w całej Europie?
Czekamy na Wasze zdjęcia motocyklowo - podróżnicze, w jak najlepszej rozdzielczości (min. 300 dpi, 5-6 MB, koniecznie poziome)
Deadline - 5 października.
Autorzy wybranych zdjęć (oprócz sławy) otrzymają egzemplarz kalendarza gratis.
Zdjęcia wysyłajcie na: info@izimeeting.com
Ubiegłoroczny kalendarz możecie obejrzeć tu:
a edycję 2014 tu.
- 5
-
Kurczę , nie wiem.
Podpisane były "Kiepojcie"
Strasznie podobne są...
Możliwe, że masz rację ;)
- 1
-
Jedziemy.
Pięknie jest.
Gdzie my to właściwie jedziemy?
I czy aby na pewno jest to ważne?
Pięknie jest!
Mostów nadal nie ma… ale pięknie jest ;)
Dojeżdżamy do jakiś zabudowań, które nasze GPS zwą „Żabojady”.
Raf, czołowy kolekcjoner dziwnych nazw, koniecznie chce mieć fotę na tle takiej nazwy.
Więc jedziemy na jeden koniec wsi.
Potem na drugi.
„Raf, te Żabojady to chyba tylko na ekraniku GPSa możesz sfotografować…”
Wracamy pod wiadukt okrężną drogą, może jednak będą te mosty ;)
Nie ma.
Ale też jest pięknie ;)
Znajdź na zdjęciu Rafa i jego zkateemowaną Afrykę ;)
ooo, jednak jest ;)
No dobra, bo już privy nawet w tej sprawie dostaję ;)
Mostów w Kiepojciach nie zobaczyliśmy, bijemy się w piersi.
Pewnie można było odpalić Google Maps, poszukać na zdjęciach satelitarnych…
Ale jakoś zabrakło nam zacięcia ;)
Może dlatego, że zbyt pięknie było dookoła?
Na mosty najprościej dojść pieszo, wejść na wiadukt, pod którym już byliśmy, i jakieś 500 dalej. Można też dojechać do nich przez podwórko gospodarstwa ;)
Tylko nie bardzo rozumiem sens oznaczania ich drogowskazem na głównej drodze, skoro i tak później nie wiadomo, gdzie jechać…
Pożyczam zatem fotkę z sieci:
A my przez Puszczę Romnicką ruszamy do Gołdapi, czas na obiad ;)
Można sobie kawę wypić na szczycie tej dawnej wieży ciśnień:
Ale my stołujemy się w restauracji Matrioszka z kuchnią rosyjską.
Jemy przepyszne pielmieni oraz gigantyczny placek po węgiersku, a rachunek…
No cóż, w Zielonej Górze może starczyłoby to na jedno danie…
Wracamy na szuter, tym razem wzdłuż granicy rosyjskiej.
To zdjęcie podoba mi się niesamowicie:
Okolice wsi Użbale, jakby ktoś chciał mieć takie samo ;)
Pusto tu jakoś. Dużo opuszczonych domów, nie widać ludzi… Piękne krajobrazy, ale…
We wsi Mażucie prawie Rosja ;)
Pamiątka po Prusach Wschodnich:
Coraz bardziej pusto jest….
W Brożajciach opuszczone domy, opuszczony dwór, droga coraz bardziej zarośnięta…
GPSy pokazują prostą drogę na Antomieszki, ale najwyraźniej ktoś ją niedawno zaorał….
Zawracamy i jedziemy drogą z trylinki (10 km!) do Budrów, a dalej na Węgorzewo.
Czas na wieczorne zakupy ;)
W okolicy mnóstwo leśnych pól namiotowych, losujemy jedno z nich.
Z asfaltu na szuter, z szutru na polną drogę, z polnej w leśną… Nie na szans trafić bez mapy ;)
Może i dobrze, bo pole puste ;)
A jest wszystko: miejsce na ognisko, stół z ławkami, pomost, czysta woda…
Na początku szło nieco opornie:
później było lepiej ;)
Jeziorko Harsz – polecamy ;)
cdn.
- 13
-
Odcinek 12, czyli mostów nie było, ale i tak było ...fajnie było ;)
Znów rozbiliśmy się tak, żeby poranne słońce nie zmuszało do opuszczenia namiotu o 6 rano.
I to był błąd.
Wygoniło nas zimno ;)
Zebranie się do jazdy zeszło nieco dłużej, także przez kota, który właził wszędzie i o mało co robiłby za pasażera w dalszej jeździe ;)
Na pierwszy ogień mamy dziś rezerwat geologiczny „Głazowisko Bachanowo”.
To skupisko głazów narzutowych, podobno jest ich 10 tys., zostały wymyte z gliny przez wodę z topniejącego lądolodu.
Jakoś bardzo atrakcyjnie nie wygląda:
Do rezerwatu prowadzi ścieżka, ale my dojechaliśmy rżyskiem ;)
Potem Raf znalazł jakiś leśny skrót do Przerośli, gdzie było mocno pagórkowato nawet:
W Przerośli znów wjechaliśmy na szuter-autostradę ze znakami szlaku rowerowego R65.
Raf lansuje się w polu:
Jedziemy pagórkami, małe jeziorka rynnowe w dole:
Wszędzie krowy! W Lubuskim obrazy niespotykane :(
Chyba zacznę kupować mleko z Podlasia, albo Suwalszczyzny, bo te krowy jeszcze widzą słońce i trawę na żywo…
Każdy jedzie w swoją stronę ;)
Kolejny lans Rafa:
I pojechał ;)
Na rozstaju dróg:
Rower mnie goni !!!
Ciekawe, co jeszcze przede mną ;)
Pagórki!
Docieramy do jednej z większych atrakcji okolic, czyli mostów w Stańczykach.
Zwanych także niepoprawnie wiaduktami ;) Albo jeszcze niepoprawniej akweduktami ;)
Jest środek tygodnia, a tłumy niezłe, chyba nie chcę wiedzieć, jak tu wygląda w weekendy…
Mosty w Stańczykach należą do najwyższych w Polsce, mają pięć przęseł i wysokość do 36,5 m.
Wybudowano je w latach 1912-18. Oba mosty są równoległe, a architektura wyglądem przypomina rzymskie akwedukty w Pont-du-Gard.
Miały być częścią ważnej magistrali prowadzącej na Litwę, ale po zakończeniu I wojny światowej i zmianach na mapie politycznej posłużyły jedynie lokalnej trasie jednotorowej do Żytkiejm.
Tor położono tylko na jednym z mostów i od 1927 zaczęły kursować pociągi. Linia została rozebrana przez Armię Czerwoną w 1945.
I tak to sobie stoi do dziś.
Konstrukcja mostów jest przedmiotem sporów. Według niektórych, beton uzbrojono balami drewna zamiast stalą.
Fragmenty drewnianych bali są zresztą dobrze widoczne w miejscach uszkodzeń przęseł.
w dole rzeczka:
Na tablicy z historią mostów znajdujemy informację, że bardzo podobne „wiadukty” stoją także w Kiepojciach.
Hmmm, nie słyszeliśmy. Czyli jest szansa na brak stonki turystycznej, jedziemy ;)
Po kilku km widzimy nawet znak „Mosty w Kiepojciach – 1,5 km”
Po 0,5 km dojeżdżamy do tego:
No ładne, ale nie jest to most (tylko właśnie wiadukt) i z pewnością nie dwa ;)
Jedziemy więc dalej szutrem w poszukiwaniu mostów właściwych ;)
cdn.
- 12
-
Odcinek 11, czyli prawie jak na Litwie
Budzimy się o całkiem przyzwoitej porze, bo dobrze wyliczyliśmy kąt padania wschodzącego słońca i namiot jest w cieniu ;)
Oczywiście moje pierwsze pytanie brzmi „Raf, mam wysypkę?” (bo sama niewiele widzę, dopóki nie uzbroję się w soczewki ;) )
Wysypki nie ma, ale nogi i ręce mam czerwone. Na szczęście nie puchną i nie swędzą, więc paniki nie ma, biorę tabletkę i zbieramy się do wyjazdu.
Jesteśmy nad Kanałem Augustowskim, żeby go przekroczyć jedziemy do najbliższego mostu, przy okazji śluzy w Płaskiej:
Opłaty jakieś dziwne, ciekawe, komu chce się szukać tych groszy w kajaku ;)
Z Płaskiej ruszamy szutrami i lasem na północny wschód, w kierunku granicy.
Dojeżdżamy do Czarnej Hańczy we wsi Okółek:
i z powrotem zanurzamy się w Puszczę Augustowską. Jakoś nie do końca jedziemy tak jak chcieliśmy, ale w końcu docieramy do Budwieci przy granicy z Litwą:
Przed nami rozciąga się szutrowy raj. Ciężko to nawet nazwać offem, szutry są gładkie jak stół, czasem tylko trafi się tarka.
Prędkość dowolna, byle nie wyniosło w zakrętach ;)
Szutry oczywiście są legalne, to drogi gminne łączące wsie.
Wsie na pograniczu polsko – litewskim są mikroskopijne, po kilka chałup i w dodatku bardzo od siebie oddalonych. Oj, ciężko tu się pewnie żyje, szczególnie w zimie…
Sporo domów jest opuszczonych, ale każdy kawałek pola zagospodarowany. Nie to co nasze lubuskie nieużytki :(
Przekraczamy malowniczą rzeczkę Marychę:
…i suniemy dalej na północ. W końcu czujemy, że to Mazury, bo zaczynają pojawiać się jeziorka ;) oraz pierwsze niewielkie pagórki
Szutry i szutry ;)
jest międzynarodowo:
Choć czasem zabawnie:
Dojeżdżamy do Puńska, gdzie kusi nas litewska restauracja.
Zamawiamy kartacze, po litewsku zeppeliny:
oraz bliny, czyli placek ziemniaczany z mięsem w środku:
i już jesteśmy nafutrowani po uszy. a Raf zamówił jeszcze dwa pierożki zapiekane ;)
Pierożki okazują się pierogami-gigantami, nie ma wyjścia, trzeba brać na wynos ;) a cena całości znów nas pozytywnie zaskakuje…
Posileni wracamy na szutry :
i znów jedziemy wzdłuż granicy litewskiej, ale już nie na północ, tylko na zachód.
nazwy miejscowości są boskie ;)
jedziemy cały czas wzdłuż bardzo dobrze oznaczonego międzynarodowego szlaku rowerowego.
Rowerzystów wprawdzie nie ma, ale ścieżka piękna ;)
Zakupy w miejscowości Rutka – Tartak i szukamy powoli miejsca na rozbicie namiotu.
Bardzo fajnym szutrem przez Pobondzie, Kleszczówek niemałymi wcale pagórkami dojeżdżamy do wsi Czarna Hańcza nad jeziorem Hańcza.
Najgłębszym w Polsce – 108 m. I chyba najczystszym – widoczność dochodzi do 12 m!
Wychodzimy na punkt widokowy, zwiedzamy jakieś ruinki i postanawiamy znaleźć miejsce pod namiot nad Hańczą właśnie.
Na parkingu pochodzi do nas gość i pokazując na naklejkę IZI Meeting pyta: „A znacie może takiego gościa w pilotce z Krakowa?”
I tak poznaliśmy szwagra Jochena ;)
Rozbijamy się na polu w Błaskowiźnie, i podziwiamy czystość Hańczy:
Na polu jest kilku nurków, którzy opowiadają nam o pionowych podwodnych ścianach jeziora (Hańcza to jezioro rynnowe, w osadach gliniastych).
Zachód słońca nie wciskał w fotel (może dlatego, że siedzieliśmy na pieńku), ale i tak było to niezłe zakończenie tego szutrowego dnia ;)
cdn
- 9
-
Miło było poczytać i spojrzeć.
Spokojnie, ja się dopiero rozkręcam ;)
- 1
-
Podlaska służba medyczna w osobach lekarki i pielęgniarki szybko bierze się do roboty.
I co chwilę pyta „Ale mdleć nie będzie?” ;)
Co prawda nie udaje się zrobić dożylnego zastrzyku, bo ręce tak spuchnięte, że żył zupełnie nie widać, i dostaję go w tradycyjny sposób.
A za chwilę kolejny, oraz 6 tabletek, w tym sterydy.
Czuję, że znalazłam się w odpowiednich rękach.
I nawet nie padło pytanie o ubezpieczenia, dane, panie po prostu rzuciły się do pomocy.
Zostaje mi czekać na zadziałanie leków. Jest dobrze, opuchlizna schodzi w oczach ;)
Siedzę i patrzę na zmieniającą się skórę, która czerwień zmienia na jasny brąz, a panie biorą się za papiery.
-Zielona Góra to jaki będzie oddział NFZ?”
-Lubuski
-Lubuski? To taki w ogóle jest?
:)
Dostaję receptę oraz ostrzeżenie, że jak blokada przestanie działać, to ta cała pokrzywka może się jeszcze pokazać.
I upomnienie, że mam nie jechać, bo będę senna.
No ale co, pod przychodnią się chyba nie rozbijemy, poza tym jest chyba 11 rano ;)
Chęć do spania jakoś przechodzi po pół godziny, postanawiamy zatem pojechać powoli asfaltem.
Po kolejnej pół godziny zjeżdżamy z asfaltu ;)
przed wsią Horczaki zaczynają się ładne pagórki:
I dobijamy do Bohonik ;)
Meczet bardzo podobny w środku do tego z Kruszynian, i zdaje się, że ważniejszy, bo ma imama.
A tu sala dla kobiet, które sobie patrzą zza firanki:
W Bohonikach też można zjeść po tatarsku, wysypki nie ma, postanawiamy zatrzymać się na obiad. Jemy pierekaczewnik i pierogi z mięsem, ale zdecydowanie słabsze niż w Kruszynianach ;)
Znów kawałek asfaltem do Sokółki, zakupy, i znów w szuter ;)
Wjeżdżamy w Puszczę Augustowską, ale odbijamy trochę od granicy, żeby Raf mógł zrobić fotę specjalnie dla Gruchy:
W 2014 objeżdżając ścianę zachodnią korzystaliśmy z leśnych pól namiotowych, było pusto, czysto i zawsze miejsce na ognisko.
No i najczęściej bezpłatnie ;)
Teraz więc przed wyjazdem nanieśliśmy krzyżykami na mapę takie pola (bo nie wiedzieć czemu, na mapie turystycznej ich nie ma) i celujemy na wieczór w jedno z nich.
Wklepujemy koordynaty pola namiotowego nad jeziorem Mikaszewo i dojeżdżamy akurat na zachód słońca.
Co prawda nie jest całkiem pusto:
ale miejsca nam się podoba:
Raf wykąpał się z kaczkami, woda zimna, bo jezioro przepływowe (Kanał Augustowski):
Dobrze, że pies nie zna się na zakazach ;)
I robimy pierwsze ognisko na tym wyjeździe:
Pani doktor miała rację, wysypka wraca i pojawia się w miejscu, gdzie jej akurat jeszcze nie było (czyli na dolnej części pleców), na szczęście znika po tabletce.
Ufff…
cdn...
PS. Co spowodowało tę piękną pokrzywkę? Nie wiem. Na śniadanie zjadłam pastę jajeczną z Biedronki i to jest główny podejrzany… A konkretnie zawarta w niej gorczyca…
- 9
-
W Siemianówce nawet nogi nie zamoczyłam.
Zgniłozielona, mętna ciecz skutecznie odstrasza...
Ale uczciwie przyznam, że 2 lata wcześniej było lepiej i kąpieli zażyłam ;)
Kalendarz IZI Meeting 2016
na Inne motocyklowe
Napisano · Report reply
DZIĘKUJEMY WAM !!!!
Jak zwykle byliście niezawodni.
700 sztuk kalendarzy rozjeżdża się w świat.
Siedemset! Ostatnio usłyszeliśmy, że to już liczby pasujące do wydawnictw ;)
Każda jedna złotówka zysku trafi po końcowych rozliczeniach do syna Iziego -Rafała.
Poinformujemy Was mailowo, ile udało nam się wspólnymi siłami uzbierać.
Dziękujemy za wszystkie miłe słowa przysyłane mailowo, za informacje, że kalendarz dotarł cały i zdrów ;)
Jesteśmy Teamem - IZI Meeting Teamem, ale nie jesteśmy anonimowi.
Więc na koniec pozwolimy sobie wymienić wszystkich, którzy przy kalendarzu pomagali:
Wilczyca - dzięki niej polskie przesyłki do Was docierają, jesteśmy pełni podziwu, że jedna osoba może spakować tyle paczek! :)
Vincent - nasz utalentowany Holender - grafik
Max - informatyk, który panuje nad naszym internetowym sklepem
Bliźniak, Szymek - przekazują Wam kalendarze do rąk własnych, a Bliźniak dodatkowo liczy Wasze przelewy
Sambor - jemu zawdzięczamy ideę kalendarza
No i ludzie spoza teamu:
Szatan z Touratecha - dzięki za pomoc kurierską
Hubert - dzięki za wydawanie kalendarzy w Warszawie
No i Jagna pisząca te słowa, czyli pani od korespondencji ;)
Mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam...
Dziękujemy!