Kilka lat temu miałem poważne zdarzenie/zderzenie z kierowcą samochodu. Podjechał z lewej do skrzyżowania drogą podporządkowaną zatrzymał się po czym w ostatniej chwili ruszył. Drogi proste bez krzaków zabudowań itd. Ruch niewielki widoczność super. Teoretycznie nie dało się mnie nie zauważyć, a jednak... Jechałem powoli widziałem go jak podjeżdża do skrzyżowania zatrzymuje się itd. Gdy ruszył nie było już czasu na hamowanie. Dałem w palnik odbiłem w prawo i prawie uciekłem - trzasnął mnie w tylne koło, odbyłem nieoczekiwany lot w przestworza, a potem ktoś wyłączył światło .... resztę znam już z relacji policji. Uciekł ze zdarzenia po czym po ok 20 minutach wrócił i się przyznał, ale czy to był on czy ktoś inny, czy "prawdziwy kierowca" był na bańce czy czymś innym, czy po prostu ruszyło sumienie czy obawa przed konsekwencjami z ucieczki z miejsca zdarzenia, więc wrócił tego już nie wiem. Morał taki, że nawet dla tych co się pozornie zachowują dobrze i przewidywanie trzeba zachować nieufność.