-
Zawartość
1 433 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Days Won
10
Posty dodane przez Piotreo
-
-
Po kilku wodospadach i kanionach, stwierdziliśmy z jednym kumplem (Trojan z AF), że chyba nie chce nam się już zwiedzać. Pojechaliśmy na piwo
Tym bardziej, że następnego dnia czekała nas wyprawa na Gruzińską Wojenna Drogę i do Gori.
Dzień później ruszamy na wschód Gruzji.
Jadąc w stronę Gori mijamy miejscowość Chiatura. Miasto-relikt przeszłości. Pełne niesamowitych kolejek linowych, jeżdżących nad głowami.
Był (i wciąż jest) to ośrodek wydobywczy węgla i lokalesi uznali, że poruszanie się kolejkami to najlepsze rozwiązanie. Ich widok robi niesamowite wrażenie, a jeszcze większe wrażenie robi ich stan
Pogubiliśmy się gdzieś po drodze i wyszło na to, że wymusiliśmy gdzieś pierwszeństwo na rondzie (akurat przy gruzińskim stylu jazdy, wymuszenie nie istnieje, ale cóż...). Nim się spostrzegliśmy, zostaliśmy otoczeni niemalże przez policyjne wozy:
Po dłuższych negocjacjach "rozeszło się po kościach". Tym razem Nam się upiekło.
Dojeżdżamy do Gori. Miasteczko małe, niepozorne oprócz jednej centralnej ulicy:
Tak, tak - Stalin Avenue. Miasto muzeum Josifa Wissarionowicza Stalina. Zbrodniarz ten cieszy się w Gruzji niesamowitym wręcz kultem:
Ten budynek to normalne centrum handlowe. Z fotką Josifa...
Mueum znajduje się w centrum miasta. Są tam - chata w której urodził się Stalin (domek obudowany jest swoistym mauzoleum):
Wagon kolejowy (nie wchodziłem) w którym jeździł i pracował Wódz Narodu:
Budynek, w którym jest muzeum Wodza:
I na zewnątrz monument, sklepiki z pamiątkami i tłumy turystów:
Po zwiedzaniu zgłodnieliśmy i zdecydowaliśmy się na obiad w pobliskiej knajpie. Wspominam to, bo jadłem tam najlepsze chyba w Gruzji czebureki z mięsem i z grzybami. Rewelka !
Z Gori ruszamy dalej. Docieramy do miasta w skałach Uplistsikhe (mniejsze niż Vardzia, ale też bardzo ciekawe):
Miasto, służyło swoim mieszkańcom jako swoisty "fort Alamo" - ostatnia deska ratunku w przypadku najazdów. Chronili się w nim mieszkańcy okolicznych miejscowości. Dostęp do niego utrudniała rzeka. Widoki z góry - przepiekne
Jedziemy dalej w stronęTbilisi. Ponieważ zaczęło się już ściemniać zdecydowaliśmy się na nocleg w motelu przy drodze (nazwa zobowiązuje):
A w motelu jak to w motelu...
no i ten kibelek... Na Małysza...
Idziemy spać. Rano znów w drogę, kierunek Kazbegi i Wojenna droga.
CDN.
- 19
- 1
-
7 minut temu, jasinek napisał:PKP, dajesz dalej
No daję Jasinku drogi, daję Tylko podpowiedzcie, co zrobić, żeby zdjęcia się nie przekręcały - u mnie wygląda wszystko normalnie. Po załadowaniu zdjęć na hosting już są przekręcone...
-
Rano, kiedy wstałem zastanawiałem się jak tu dalej podróżować bez klamki? Podobno nowa była w drodze, ale musiałbym na nią czekać co najmniej kilka dni. Słabo. Z opresji wybawiła mnie gruzińska gościnność w osobie właściciela hostelu. Obejrzał klamkę, pocmokał, po czym przyniósł z garażu szlifierkę, pudło z jakimiś śrubami i wiertarkę. Wspólnymi siłami, wspomagając się co chwila „ job twaju” , „sobaka” „bladź” i innymi, podobnymi narzędziami wydłubaliśmy coś takiego:
Jeszcze testowa przejażdżka po okolicy i można jechać. Wszystko znów działa
Ten godny polecenia hostel nazywał się: Chateau Napareuli, Napareuli Village, street No. 2, house No. 10, Telavi Municipality, Napareuli 2211, Gruzja
Możemy zatem ruszać w stronę Kutaisi.
Po drodze mijamy kolejne monastyry:
Po kilku godzinach jazdy docieramy do naszego hotelu pod Kutaisi...
Wieczorem tradycyjne piffko, czacza i co kto lubi. Rano wyjazd i objazd okolic Kutaisi "na lekko".
Najpierw był kanion Martvili, super miejsce. Można było popływać w tymże kanionie wypożyczonymi kajakami. Widoki (jak zwykle) przepiekne
Znalazł się też czas na tradycyjną fotę dla Stonera
Potem pojechaliśmy nad (jakiś ) wodospad :
* Cholera, jak zrobić żeby zdjęcia nie były odwrócone? W telefonie wszystko normalnie... HILFE !
- 16
-
Cześć
-
32 minuty temu, MrBodek napisał:Sprawdziłbym w googlach, czy nie ściemniasz, ale jednak nie mam tyle odwagi.
Psze bardzo, wyguglane przed chwilą. Tam byłem...
- 3
-
Jak się to wymawia?
Normalnie. Kutaisi, no taka nazwa.
Gdzieś miałem fotkę (poszukam) z Węgier, z miejscowości Nagy Kutas ...
Wysłano na Berdyczów...
-
Ogarnąłem najpilniejsze sprawy, rehabilitacja w toku więc można wziąć się za relację. Ale po kolei...
Jakoś w czerwcu, głównie ze względów zawodowych (zmiana roboty) okazało się, że będę miał dłuższe wakacje. Po rodzinnych konsultacjach mogłem rozpocząć przygotowania. Kierunek: Gruzja i Armenia, czas: wrzesień 2018. Zdecydowałem się skorzystać z usług Ernesta, "przezświat.eu" .
Wakacje szybko zleciały, w tzw. Międzyczasie odstawiłem maszynę do Ernesta. Nadszedł czas wyjazdu. Lot Wizzairem przebiegł spokojnie. Kutaisi przywitało mnie upalną pogodą.
Tip: Warto wykupić na miejscu pakiet telefoniczny na internet i/lub rozmowy , na lotnisku rozdają darmowe karty SIM. Potem za kilka EUR można wykupić doładowanie (dane, rozmowy).Opłaca się, bo koszty rozmów i smsów do kraju są bardzo wysokie.
Po dobiciu targu z taksówkarzem jadę do hotelu. Po przybyciu na miejsce, yyy ... no ok.
Potem okazało się, że to bardzo fajne miejsce i mili ludzie. Przez kilka dni było to nasza baza wypadowa.
Wypakowałem graty i niewiele myśląc wsiadłem na moto i pojechałem do Kutaisi (jakieś 10 km od hotelu).
Pierwszy szok: jak oni jeżdżą ! Ciągła? Jaka ciągła? Wyprzedzanie na chama, na trzeciego. Wyjeżdżanie pod nos z podporządkowanej. Massakra! Do tego fatalny stan taboru, samochody bez reflektorów, szyb na porządku dziennym. Oczy wokoło głowy! Oprócz tego należy zwracać uwagę na wszechobecne zwierzęta hodowlane: krowy, świnie i bezpańskie psy. Poźniej już trzeba było nie raz testować hamowanie awaryjne...
Następnego dnia (już w trasie) przy wyprzedzaniu TIRa jadącej za nim osobówki, kierowca tejże osobówki nie patrząc w lusterka wyjechał i wypchnął mnie na przeciwny pas pod nadjeżdząjącą ciężarówkę. Na szczęście zmieściłem się w lukę między wyprzedzanego TIRa a ciężarówkę z przeciwka. Ale było gorąco !!!
W Kutaisi, krótka przejażdżka po okolicy (oswajanie się z ruchem ulicznym...) i pierwszy posiłek
Potem powrót do hotelu, pakowanie się na jutrzejszą trasę no i nocleg. Rano w drogę. Ponieważ przyleciałem do Gruzji już po rozpoczęciu wyprawy przez „grupę Ernesta” umówiliśmy się, że do nich dojadę. Jak to określił Ernest „takie fajne miejsce na nocleg”, miłe złego początki...
Pomijając niską kulturę jazdy Gruzinów, podróż z Kutaisi w rejon Omalo przebiegała całkiem fajnie.
Mijałem po trasie jakieś zamki...
Mijałem krowy przy drodze...
Mijałem też przepiękne kościoły... (hmm.. wywrócił się )
W końcu wjechałem na drogę prowadząco do Omalo...
Najpierw było w miarę spoko, widoki przecudne...
Ale potem zaczęły się schody,
Strome skaliste podjazdy,
No i zakręty... Mnóstwo kurewskich zakrętów...
Ujechałem około 50 km, byłem już solidnie zmęczony. Na jednym z takich podjazdów (takim zakręcie o 180 stopni) położyłem maszynę niestety.
Pech chciał, że motocykl poleciał na lewą stronę i wyłamał klamkę sprzęgła.
No zajebiście, myślę sobie...
Jestem sam, GPS pokazuje przeszło 1600 m npm, motocykl bez sprzęgła, zbliża się już zmrok a na dodatek nie ma tu zasięgu. Nie mam jeszcze takiego skilla, aby jeździć bez sprzęgła. Co tu robić? Co tu robić? Lekcja pokory... (a mówili – kup klamkę zapasową, niestety nie zdążyłem przed wylotem).
Wdrapałem się na jakieś kamienie, mały pagórek i połaziłem, udało się – dodzwoniłem się do Ernesta. Po jakimś czasie udało Mu się zorganizować pomoc w postaci gruzińskiego samochodu pick-upa, wyposażonego w pasy transportowe.
Minęła godzina, druga. Noc zapadła, zimno się robi. Oczyma wyobraźni widzę już siebie nocującego pod gwiazdami – matę i śpiwór mam. Kuźwa! A wilki? Albo niedzwiedzie? Nie ma śmiechu, poważna sprawa... No mam cykora.
W końcu, po długim czasie nadjeżdza „mój” Gruzin Moto wtaczamy po desce na pakę, mocujemy pasami do burt samochodu. Graty na pakę, ja do kabiny i w drogę!
W drodze na dół, przy dzwiękach gruzińskiego disco-polo ucieliśmy sobie z Kierowcą długą i serdeczną pogawędkę. Musicie wiedzieć, że kierownica była po prawej stronie, więc siedząc jako pasażer za szybą miałem już tylko przepaść. W nocy... Bezcenne
Poznałem Jego rodzinę, okazało się że kuzyn był w Polsce, ale u Nas mało płacą Standardowe pytanie: ile kosztuje taki motocykl jak mój? No z 5 tys EUR... Drogo, on za samochód zapłacił 300. Aha...
W końcu pytam: a te tabliczki przy drodze to co to? A to pamiątka po tych „szto papali”, w dół papali – znaczy się... Już mi się odechciało gadać. Sprawdziłem tylko, czy drzwi w aucie są zablokowane.
Późnym wieczorem docieramy do hostelu. Wytaczamy motocykl i żegnam się z gruzińskim Wybawcą. Zmęczony „jak koń po westernie” idę spać.
Rano, po wyjściu z pokoju taki widoczek:
No i widok naszego hostelu i Ekipy...
Pakujemy się i ruszamy z powrotem do ... Kutaisi
CDN.
- 18
- 2
-
Cześć
Wysłano na Berdyczów... -
Arturo - wrzuć na priv jakąś komórkę do Cię...
Thx.
Wysłano na Berdyczów... -
Hej
na Przywitalnia
Cześć
-
Cześć
-
Cześć
-
Cześć
-
Cześć
-
Cześć
-
Kurła, foty nie śfiecom
Wysłano na Berdyczów...- 1
-
Cześć
Wysłano na Berdyczów... -
Cześć
Wysłano na Berdyczów... -
Cześć
Wysłano na Berdyczów... -
Cześć
Wysłano na Berdyczów... -
Hej
na Przywitalnia
Cześć
Dobrze Ci radzą - bier 800. Ja mam 178 i testowałem 800/ADV , która jest jeszcze wyższa. I było zajebiście
A tabletki zawsze się przydadzą.
Też kup...
Wysłano na Berdyczów...- 1
-
2013 to singla juz daaawno nie bylo w ofercie.
Single były w produkcji do 2015 roku, jako model "G" i takiego mam.
Wysłano na Berdyczów...
-
Nie oglądaj Telewizji bo bedziesz miała w głowie glizdy
Co to za bzdury wyczytałaś?
Mam G650 GS (48 HP) i ostatnio zacząłem jeździć z żoną na dłuższe wyjazdy. I zaskoczę Cię - Moto daje radę, no popatrz...
Na poważnie, nie przejmuj się opiniami ludzi, którzy Moto widzieli na zdjęciu. Spokojnie na autostradzie (eSce) dasz radę polecieć 140-150. Zależy jeszcze jakie wybierzesz opony.
Każdemu radzę - masz wątpliwości - postaraj się przetestować maszynę. Usiądź, pojedź, sprawdź.
Powodzenia
Wysłano na Berdyczów... -
Cześć
Wysłano na Berdyczów...
Прогулка po Gruzji...
na Foto(i)relacje bez blokady
Napisano · Edytowane przez Piotreo · Report reply
Rano ruszamy w stronę Kazbegi.
Górskie drogi jak zwykle przepiękne. Mijamy tzw. szafirowe jezioro
Potem krętymi górskimi drogami docieramy do twierdzy Ananuri, nad Zalewem Zhinvali:
Obok twierdzy jest mały bazar, jest więc czas na kawę, kwas i trochę głupawki:
Po dłuższej przerwie ruszamy w górę wojennej drogi...
Mijamy tzw. Pammukale gruzińskie. Swoiste nacieki (wapienne? lub inne), które tworzą niesamowite mozaiki. Pokryte tym jest całe wzgórze.
A na wzgórzu krowy, pełno krów...
Po trasie zboczyliśmy trochę z drogi na mały off i na przymusową przerwę spowodowaną "gumą" u Ernesta:
Jadąc krętymi jak makaron drogami, wyprzedzając kolejne Kamazy w chmurach dymu mijamy Gudauri i Ganisi. Za nimi znajduje się Jvari, pomnik monument z widokiem na okoliczne wzgórza.
W końcu, po niezliczonej ilości zakrętów docieramy do Stepancminda. Niedużego miasteczka położonego u szczytu monastyru Cminda Sameba. Obiekt z gatunku "must see", oglądając jakiekolwiek filmy czy też zdjęcia z Gruzji, kościółek ten na 99 % tam będzie. Zbudowany w XIV w, położony jest na wysokości ponad 2000 m npm. Dojazd do niego w tradycyjnym gruzińskim stylu - krętymi i chusteczkowymi drogami. Ciężki off. Na szczęście robią teraz tzw. szutrową autostradę - mieliśmy szczęście jechać nią tam i z powrotem. Tym bardziej, że zaczęło padać.
Wracamy na nocleg do Stepancmindy. Deszcz rozpadał się na dobre.
Rano, deszcz ciągle padał. Po długiej i burzliwej naradzie grupa się rozdziela na kilka mniejszych podgrup. W końcu, w okolicach 11 godz w kilka osób ruszamy do Tbilisi.
CDN.