Skocz do zawartości

trolik

Użytkownik
  • Zawartość

    835
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Days Won

    50

Zawartość dodana przez trolik

  1. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Szesnasty dzień. Mazury. Noc na pograniczu Suwalszczyzny i Mazur upłynęła nam cicho i spokojnie z wyjątkiem żurawi, którym zajęliśmy miejscówkę. Wredne ptaszyska przyleciały jakoś tak koło 5tej rano i krążyły nad nami rycząc wniebogłosy:-). Pięknie było! Zebraliśmy się powoli i ruszyliśmy w dal! Niech Was nie zwiedzie powyższy filmik! Mówi się, że Mazury to kraina tysiąca jezior - może to i prawda, ale nad każdym z tych jezior przebywa latem milion ludzi z milionem samochodów, dzieci, bab, grilów itd. Jeśli nie ma ludzi to są miliony płotów do samej wody... Może dlatego, że to była niedziela...?:-) A może tam po prostu tak jest... Znaleźliśmy w końcu plażę, do której trza było jechać jakieś 5 km fajnym szutrem i tam się wykąpaliśmy razem z kompletem mieszkańców pobliskiej wioski. Tak czy owak jedziemy dalej ciesząc się pięknymi szutrami, złotymi ścierniskami i zapuszczonymi poniemieckimi drogami brukowanymi. Wojtek miał sprytny plan zwiedzenia Wilczego Szańca w Kętrzynie, jednak widok kolejki do kolejki do parkingu skutecznie odwiódł go od tego jakże wspaniałego pomysłu. Zjedliśmy więc smaczną pizzę w mieście, przegryźliśmy ją lodem i ruszyliśmy w dalszą trasę. Na poniższym filmiku Wojtek ćwiczy swój Rosyjski, a ja mój Lubelsko-Podlaski:-) Piękne słoneczko świecące już od 2 tygodni było super, ale jazda po 10 godzin dziennie dawała się nam we znaki. Na szczęście trafiliśmy do krainy bogatej w wodę i można było z tego dobrodziejstwa korzystać do woli:-) Nocleg niestety nas rozczarował - znaleźliśmy na mapie jezioro oddalone od cywilizacji o kilka kilometrów, jednak po dojeździe okazało się, że jest obrośnięte trzcinami a jedyna plażą zajęta była przez krowy...Robiło się już ciemnawo i jak na złość nie mogliśmy znaleźć dobrego spotu na biwak. Dopiero po godzinie szwędania zawędrowaliśmy w jakieś fajne krzaki i..tadammm:-) to był piękny dzień z podwójną kąpielą!:-)
  2. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Ło matko!. Dobrze, ze bylismy tam latem!:-) Pozdrawiam trolik
  3. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Piętnasty dzień: skręcamy w lewo!:-) Nocka w dolinie Rospudy upłynęła nam spokojnie, choć przybyli wieczorem kajakarze trochę telepali się wieczorem. Rano przywitało nas piękne słoneczko i po leniwym przygotowaniu ruszyliśmy w dalszą drogę na Północ. Nie ujechaliśmy jednak zbyt daleko, bo zaraz po wyjeździe z lasu przywitał nas taki widoczek: Rospuda towarzyszyła nam przez jakieś pół godziny podczas naszej jazdy po suwalskich szutrach, które były po prostu cudowne. Tego dnia nie przejechaliśmy zbyt wielu kilometrów, ale każdy z nich był wart naszego wysiłku. Pogoda była piękna, szuterki cudowne, więc naprzód! Celem tego dnia był dojazd do miejscowości Rutka Tartak, gdzie znajduje się wieża widokowa prezentująca nam trójstyk granic POL-RUS-LTU. Okolica jest tam fajnie pagórkowata i słabo zamieszkana, więc jazda w pięknej pogodzie była super Po drodze spotykaliśmy również mniejsze i większe cieki wodne - często się przy nich zatrzymywaliśmy, bo a to piękny mostek, a to rzeczka w pięknej dolince...było prawie że bajkowo:-) Na wieży byłem chyba 2 lata temu - wtedy była w lepszej kondycji. Jeśli nie będzie tam remontu to za 2 lata trzeba będzie ją pewnie zamknąć, a szkoda by było biorąc pod uwagę widoczek... Po wizycie na wieży skręciliśmy w lewo i też było fajnie!:-). Suwalszczyzna jest prawie tak piękna jak Podlasie, ale....czegoś jakby brakowało... Trudno mi to zdefiniować nawet dzisiaj z perspektywy czasu. Brakowało mi tam spokoju - spokoju dawanego przez drewniane wioski, kolorowe okiennice i senne krajobrazy. Na Suwalszczyźnie dominowały samotne, duże gospodarstwa i małe, schludne miasteczka. No po prostu to już nie było Podlasie... Na biwak zalogowaliśmy się w pięknej miejscówce, którą ukradliśmy stadu żurawi - po godzinie od naszego przyjazdu przyleciały te piękne ptaszyska i krążyły nad nami krzycząc żebyśmy się wynieśli:-) To był piękny dzień!
  4. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Kolejny raz czegoś się od Ciebie uczę!:-) Dzieki! pozdrawiam trolik
  5. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Czternasty dzień. Biebrza Poranne słoneczko pięknie oświetlało złocące się ściernisko, a my spokojnie spijaliśmy kawkę i jedliśmy śniadanko. Ja wciąż kontemplowałem jeszcze poprzedni dzień, a Wojtek jak zwykle myślał o niczym. Zebranie i spakowanie gratów było jednak szybkie, bo przypomniałem sobie że dzisiaj będziemy śmigać po rozlewiskach Biebrzy!:-). Pierwsze 2 godziny po wyjeździe z biwaku to były piękne szutrostrady wśród pól i małe wioseczki . Niby nic nadzwyczajnego, ale jednak ten podlaski spokój powodował rozlewającą się we mnie błogość i radość z jazdy. Po wielu dniach wśród suchych pól miło było zobaczyć trawę tak zieloną, że aż kłuła w oczy! Do tego olbrzymie (jak na Polskę:-)) przestrzenie, minimalna ilość ludzi i spooookój - to po prostu była rajska jazda! Byłem na tych rozlewiskach chyba w 2018 roku wiosną - wtedy wszędzie stała woda, również na szutrowych drogach. Teraz wszystkie drogi były przejezdne, a nawet udało nam się wjechać na zielony dywan, który na wiosnę zmienia się w głęboki basen:-) Podczas kąpieli podjechał do nas chłopak zaczynający swoją przygodę z Afrą - pogadaliśmy trochę o sprzęcie, przygodach itp. Dał nam kilka wskazówek jak objechać śluzy na kanale augustowskim. Bardzo nam się te rady przydały!:-) Po wyjeździe z rozlewiska Biebrzy przemieściliśmy się nad Kanał Augustowski zjeżdżając na chwilę z szutru na asfalt. Też było pięknie! Minęliśmy kilka pięknych tam na kanale - wszystkie one były piękne i wyglądały mniej więcej tak: Przez około godzinę jechaliśmy wzdłuż kanału podziwiając piękno natury i kunszt niemieckich inżynierów, którzy zaprojektowali te piękne budowle. Po minięciu kanału wjechaliśmy do lasu i śmignęliśmy w kierunku doliny Rospudy, bo tam chcieliśmy znaleźć nocleg na tą noc. Co było w lesie???No jak to co - piękne szutry!! Podziwianie Biebrzy zajęło nam dużo czasu i do plaży nad Rospudą dojechaliśmy dosyć późno. Tak czy owak zauroczyło mnie to miejsce - w środku wakacji byliśmy tam sami:-). Późnym wieczorem dopłynęła tylko ekipa kajakarzy na nocleg. O dolinie Rospudy mogę powiedzieć tylko jedno: co za debil chciał tam poprowadzić drogę???!! Dobrze, że ten "wyśmienity" plan się nie udał i ta piękna dolina nadal może być piękna!!!Zdjęć ani drona z noclegu nie mam bo zajechaliśmy późno:-)
  6. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Z nieznanych mi powodów nie mogę edytować posta więc już chyba tak zostanie... pozdrawiam trolik Celem szlajanki nie była eksploracja jakiegoś regionu, lecz przejazd po trasie. Coś za coś...:-) pozdrawiam trolik
  7. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Zgadzam się w całości. Właśnie szykuję mini-kampera i Podlasie to będzie chyba jego pierwsza wyprawa. Zdjęcia już powinny być ok pozdrawiam trolik
  8. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Trzynasty dzień. Przepiękne Podlasie. Wioska Topiło pożegnała nas takim oto widokiem: Kolejną "atrakcją" tego dnia była wykoncypowana przez Wojtka wizyta w BPN - skierowaliśmy się więc do Hajnówki i potem dalej w las. Po jakimś czasie dojechaliśmy do białowieskich Krupówek, gdzie Wojtek natychmiast pobiegł robić zdjęcia jakimś budynkom i takim tam pierdołom. Biedak musiał czekać chyba godzinę, żeby pod tą bramą znalazło się mniej niż milion ludzi...:-) Wizyta w BPN przebiegła sprawnie i już po 10 minutach Wojtkowi przeszła ochota na zwiedzanie budynków i drzew wspólnie z milionem innych ludzi. Wyjeżdżając stamtąd widzieliśmy kolejny milion ludzi zmierzających samochodami do tej wspaniałej atrakcji... Wojtek jako wytrawny turysta upolował również trofeum, które umilało mu dalsze cierpienia podczas naszej szlajanki... No nic, jedziemy dalej. Celem tego dnia był przejazd doliną Narwi - byłem tam już kiedyś i wiedziałem, że czekają nas wspaniałe przygody! Naszą wizytę w dolinie zaczęliśmy od mega wyżerki w miasteczku Narew. Miejsce nie rzuca może na kolana swoim wyglądem, ale jedzonko i obsługę mogę z czystym sumieniem polecić. Za obiad zapłaciliśmy jakieś śmieszne pieniądze, więc wzięliśmy drugi obiad, za który (ku naszemu zdziwieniu) również zapłaciliśmy śmieszne pieniądze! Niestety nieprzewidzianym skutkiem naszej wyżerki był brak możliwości ruchu. Przeczekaliśmy ten kryzys z iście stoickim spokojem. Jedziemy dalej! Przepiękna rzeka Narew i jej rozlewiska Pierwszy dzień na Podlasiu był piękny dzięki wodzie, kolorowym cerkwiom i kościołom, szutrowi, lasom, drewnianym domom z okiennicami.... A najważniejszy był chyba spokój, jaki tam panował. Dzięki niemu zapanował również cudowny spokój w mojej głowie i ta jazda stała się niebiańska. To był dzień najlepszej jazdy na tej wyprawie. Brakuje mi słów żeby opisać to, co wtedy czułem. Zapomniałem o bożym świecie i skupiłem się na przemykających widokach i wibracjach motocykla niosącego mnie ku kolejnym przygodom. Podlasie jest inne od reszty Polski, piękniejsze, spokojniejsze. A później były Odrynki... O skicie w Odrynkach mógłbym wiele napisać, ale nie chce mi się. Tam po prostu trzeba być i to poczuć. Jedziemy dalej! Nocleg tego dnia znaleźliśmy w okolicy wsi Zaczerlany, ok. 20 km na południowy wschód od Białegostoku. Zasypiając tego wieczora poczułem spełnienie moich adwenczurowych pragnień. Nie byłem daleko, nie byłem wysoko, nie byłem na końcu świata - po prostu piękno Podlasia zrobiło robotę.
  9. trolik

    SYN NA POKŁADZIE

    Zazdrość. Moi wolą spędzić życie przy komputerze. pozdrawiam trolik
  10. trolik

    Szlajanka po Polszy

    W tych czasach manipulacji historią trudno jest o właściwą perspektywę - wydaje mi się , że jedyna szansa to samemu dokopać się do prawdy. Często ta prawda jest bolesna lub niewygodna, ale co zrobić. Prosiłbym, aby dyskusja w tym wątku skupiała się raczej na pięknie ziemi i ludzi, a mniej na historii. Muszę jednak przyznać, że dzięki komentarzom KaeS'a dużo się uczę:-) pozdrawiam trolik
  11. trolik

    Szlajanka po Polszy

    KaeS dzięki za oświecenie. Zerknąłem na chwilę do internetu, poczytałem o Olbrychcie i jestem przerażony. Na ch..j historia w szkołach?? Jeszcze trochę tego szczucia i wyp..lam z tego kraju. Szkoda mi życia na to gówno. pozdrawiam trolik
  12. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Dwunasty dzień. Topiło. Przebudzenie na skraju zagajnika było wspaniałe - śpiewały ptaki, świeciło słoneczko, a młode brzózki dawały delikatny cień podczas porannego siorbania kawy. Plan na dzisiaj zakładał przejazd przez Mazowsze i nocleg gdzieś w Puszczy Białowieskiej. A więc na koń! Podobnie jak wczoraj tak i dzisiaj śmigaliśmy po szutrach, które długotrwała susza zamieniła w pylistą piaskownicę. Plus był taki, że jazda była zajebista. Minusem z kolei było to, że musieliśmy utrzymywać co najmniej 200 m odstępu żeby dało się jechać. Gdzieś po drodze udało nam się znaleźć prom I fajną miejscówkę na kawę.. Pojawiły się ponownie kolorowe cerkwie i kościoły, których tak nam brakowało po wyjeździe z Beskidu Niskiego Pod koniec dnia zaczęły się również piękne szutrostrady w lesie Nocleg tego dnia wypadł nam w osadzie leśnej Topiło niedaleko granicy. Po wjeździe do tej miejscowości przez chwilę szukaliśmy miejsca na nocleg. Było tam coś w rodzaju parkingu, ale my szukaliśmy dostępu do bieżącej wody bo nie mieliśmy co pić. Miejsce takie znaleźliśmy u Sławka i Jego Mamy. Był to bez wątpienia najlepszy nocleg na tej wyprawie. W tym miejscu pozwolę sobie na trochę filozofii, co mi się raczej rzadko zdarza. Opiszę dwa tematy, które zostały poruszone podczas naszych przemiłych rozmów ze Sławkiem i Jego Mamą. Temat 1: szczucie. Po przyjeździe i rozpakowaniu zostaliśmy zaproszeni na kawę i ciastka przez Mamę Sławka. Na początku rozmowy Mama zapytała, czy nie mamy nic przeciwko temu zaproszeniu, bo „my prawosławni”. Oczywiście odparliśmy że nie mamy nic przeciwko zaproszeniu na kawę i ciastka. Dopiero później dotarła do mnie prawdziwa wymowa tych słów. Manipulacje polityków i nagonka katolików na muzułmanów spowodowały, że również inni „innowiercy” poczuli się zaszczuci i przestraszeni. Dlatego też Mama zapytała czy „Panowie Katolicy” będą chcieli wypić kawę z tak „niegodnymi” ludźmi. Kiedy to zrozumiałem poczułem straszny wstyd za ten kraj, w którym „obywatelami I kategorii” są tylko biali katolicy, heteroseksualni (albo takich udający) mężczyźni. Kurwa rzygać mi się chce od tego!! Temat 2: ekolodzy. Wojny toczone przez ekologów z pisem kilka lat temu przyniosły niepożądany efekt w postaci utraty pracy przez pracowników leśnych. Sławek i jego sąsiedzi mieszkający w środku puszczy uzależnieni byli od pracy w leśnictwie. Po eko-wojnach zaprzestano prac leśnych i wszyscy pracownicy zostali zwolnieni. Wyobraźcie sobie teraz Sławka dojeżdżającego do pracy w Hajnówce: 20 km na rowerze, z czego 5 km drogą szutrową. Lato, zima, deszcz, śnieg. Pobudka o 5tej rano…Do tego w Hajnówce umowa śmieciówka, a o płacy nie będę nawet pisał bo mnie do tej pory krew zalewa. Nie będę też tutaj pisał o tym, co powiedziała Mama Sławka – że pracownicy leśni traktowali las jako największe dobro, że dbali jak o swoje, że była ścisła kontrola prac leśnych, że było to jedyne źródło utrzymania wielu osób w tym regionie…Wspieram ekologów i ich misję, ale do tej pory nie byłem świadomy „efektów ubocznych” ich działań. Noc W wiosce Topiło spędziłem jedną z najcudowniejszych nocy jakie dane mi było przeżyć. W ciągu mojego życia mogłem podziwiać nocne niebo na pustyni, w stepie, w Pamirze, w Hindukuszu i w innych pięknych miejscach. Okazało się jednak, że w żadnym z tych miejsc nie było tak cudownie jak we wsi Topiło. Całkowita, boląca w uszy cisza wraz totalnymi ciemnościami umożliwiła podziwianie pięknego, cudownego nocnego nieba. Pierwszy raz w życiu widziałem i słyszałem wybuchające meteoryty oraz widziałem ogony dymu snujące się za tymi wybuchami. Takich zjawisk zaobserwowałem co najmniej kilkanaście, a zwykłych przelatujących meteorytów nawet nie zliczę, bo było ich pewnie koło setki. Pierwszy raz miałem okazję obserwować niebo tętniące tak intensywnym życiem. Siedziałem jak zaczarowany chyba do 3ciej rano, po czym zmarznięty i szczęśliwy wsunąłem się do śpiwora. To był piękny, pouczający dzień i przepiękna noc w wiosce Topiło. Rano Mama Sławka ponownie zaprosiła nas na kawę, a my oczywiście ponownie korzystaliśmy z tego miłego zaproszenia. Postanowiliśmy również zostawić opłatę za nocleg, ale był pewien kłopot z naszymi Gospodarzami – nie chcieli od nas pieniędzy. Po długich, nieudanych negocjacjach w końcu wsunęliśmy banknot pod tacę z kawą w taki sposób, aby Mama Sławka znalazła go później. Gdyby ktoś z Was chciał przenocować w pięknej wsi Topiło u Sławka i Jego Mamy to piszcie – udostępnię lokalizację. Myślę, że nie będą Oni mieli nic przeciwko temu. Myślę, że byłoby fajnie gdyby nocujące tam osoby zostawiły jakieś pieniążki za nocleg. Jeśli chodzi o udogodnienia to jest tam woda ze szlaucha i dużo fajnego miejsca na rozbicie namiotu.
  13. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Jedenasty dzień: spotkanie z Dziadkiem. Poranek na Roztoczu urozmaiciła nam wataha dzików szalejąca w lesie kilkadziesiąt metrów od nas. Pogoda była jak zwykle przepiękna, więc zbieraliśmy się powoli sącząc kawkę i ciesząc się odgłosami lasu. Tego dnia umówiliśmy się na spotkanie z Dziadkiem, więc była fajna motywacja do dalszej jazdy!:-). Po chwili jazdy okazało się, że mimo dobrze przespanej nocy Wojtek postanowił uciąć sobie krótką drzemkę na prostej, równiej polnej drodze...jak on to zrobił???:-) Lubelszczyzna przywitała nas pięknymi rolniczymi krajobrazami bez kropli wody. Podobnie jak wczoraj na Roztoczu również tutaj trudno było znaleźć jakikolwiek ciek wodny, co dla ludzi przyzwyczajonych do jezior i morza było ciekawym doświadczeniem. Rzeźba terenu wypłaszczyła się i jechaliśmy już praktycznie po płaskiej ziemi z rzadka tylko przejeżdżając przez fajne wąwozy. Najczęściej jednak przemieszczaliśmy się przez obszary rolnicze porośnięte tytoniem lub przez ścierniska. To była piękna, spokojna jazda. Z Dziadkiem umówiliśmy się w Izbicy wczesnym popołudniem. Próbowaliśmy tam dojechać, jednak wszystko sprzysięgło się przeciwko nam. Byliśmy ok 2 km w linii prostej od Izbicy, ale za choinkę nie mogliśmy dojechać na miejsce spotkania. Najpierw zgubiłem Wojtka przy skręcie na kolejną polną drogę i szukaliśmy się chyba z pół godziny. Potem mój navi telefon się zagotował i zostaliśmy bez nawigacji. A później to już był chaos...:-) Jeździliśmy jak debile po ścierniskach szukając przejazdu przez lasek mający 100 m szerokości...Nie wiedzieliśmy, że w środku tego lasku było małe bagienko czyniące las nieprzejezdnym:-). Po kilkudziesięciu minutach rzeźbienia w gównie wpadłem na genialny pomysł aby Wojtek włączył swoje navi...:-) Tadaaam!:-) Spoceni i zmęczeni, ale zadowoleni przywitaliśmy się z Dziadkiem i po wciągnięciu legendarnej osełki śmietankowej ruszyliśmy w dalszą drogę Jazda z Krzyśkiem trochę mnie onieśmielała - jego piękna maszyna i skile jeźdźca były zdecydowanie odróżniały Go od advamatorów takich jak my:-). Jeszcze dobrze nie ruszyliśmy, a ja już zaliczyłem pierwszą glebę tuż przed wieśniakiem...ale wstyd!:-). No nic - jedziemy dalej:-) Dziadek towarzyszył nam przez około 2 godziny pięknej jazdy po pięknej Lubelszczyźnie. Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się dla podziwiania widoków lub na kawę i tak pięknie mijał nam dzień. Pożegnaliśmy się w rejonie Cycowa - Krzysiek wrócił do domu, a my zajechaliśmy do miasta na zakupy uciekając w ten sposób przed ścigającym nas cumulonimbusem. Po zakupach wjechaliśmy na track i wjechaliśmy w Mazowieckie. Diametralnie zmienił się również krajobraz - mijaliśmy mniej pól tytoniu, więcej natomiast było ściernisk i małych zagajników oddzielających od siebie pola uprawne. Mniej również było wiosek, za to częściej przejeżdżaliśmy przez pojedyncze siedliska oddzielone od siebie polami, zagajnikami i pięknymi szutrami. Na krawędzi jednego z takich zagajników znaleźliśmy piękny nocleg Była tam cisza, spokój i śpiew ptaków - czego chcieć więcej od życia??
  14. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Dziesiąty dzień. Roztocze. Po wczorajszej burzy nie pozostał ślad - słonko świeciło pięknie, więc Wojtek postanowił umyć klejnoty w rzeczce. Po rytualnych ablucjach ruszyliśmy w dalszą drogę wjeżdżając na Roztocze. Jedną z zajebistych rzeczy podczas tej podróży była możliwość obserwacji zmian geologiczno - przyrodniczych w czasie przejazdów przez poszczególne regiony. Zmiany te trudno jest zaobserwować z auta no asfalcie, natomiast są one bardzo widoczne podczas przemieszczania się ofem. Lekko górzysty obszar Pogórza poprzecinany strumieniami i rzeczkami zastąpiony został pofalowanymi, suchymi polami z wysepkami lasów iglastych. Uderzył nas szczególnie brak jakiejkolwiek wody - cieki wodne występowały sporadycznie i były praktycznie niewidoczne, a jedynie w jednej miejscowości po drodze zauważyliśmy jakiś większy stawek otoczony milionem parasoli i ludzi. Wyprawa wypadła nam w okresie żniw i pięknie było widzieć złocące się ścierniska zbóż, maszyny i ludzi pracujących w polu. Mniej fajny był widok wielkich pól tytoniu porastających ten region - szkoda, że tyle przestrzeni jest (moim zdaniem) marnowanej na produkcję używek (ale to tylko moje zdanie!:-)), choć wysokie krzaki tytoniu z wielkimi liśćmi współtworzyły piękny krajobraz do jazdy. Jazda była przepiękna. Większość czasu spędzaliśmy z dala od jakichkolwiek zabudowań i ludzi. Rzadko trafialiśmy również na ludzi pracujących w polu. Byliśmy tylko my, nasze motorki i piękna przyroda Roztocza wysuszona tygodniami bez deszczu. Jechaliśmy więc naprawdę wolno często zatrzymując się na kawę i ciesząc się tymi rzadko spotykanymi w Zachodniopomorskiem widokami. Tego dnia Wojtkowi wyskoczyły piękne cyferki na Efci Przemieszczając się dalej na północ coraz częściej spotykaliśmy na naszej drodze lasy. Lasy te zaczęły stawać się coraz większe, pojawiały się w nich również drzewa liściaste. Skorzystaliśmy z tego faktu szukając noclegu, który tego dnia wypadł nam na skraju lasu liściastego w spokojnej okolicy. Wieczorną ciszę zakłócił nam tylko jakiś kros warczący od czasu do czasu w odległości ok. kilometra od nas. To był piękny dzień.
  15. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Dziewiąty dzień Rano Łąka Tysiąca Kwiatów obudziła nas rosą i pięknymi pagórkami oświetlanymi przez słoneczko. Byliśmy w stanie się tym cieszyć, bo dopiero drugi raz na tej wyprawie prawidłowo wybraliśmy miejsce na biwak!:-). Wic polegał na tym, żeby znaleźć miejsce dające cień rano i jednocześnie zapewniające ładny widok na okolicę. Do tej pory nie było to jakimś problemem, bo na dłuższych wyprawach człowiek myśli raczej o tym że jest głodny i chce spać jak najszybciej. Tutaj jednak przemieszczaliśmy się spokojnie, a głównym celem było sycenie się pięknem polskiej natury. Po standardowych czynnościach porannych zebraliśmy się z żalem i ruszyliśmy w dalszą pełną przygód drogę... Droga ta wiodła nas początkowo wzdłuż lesistych brzegów rzeki Wiar. Było przepięknie - wiąska asfaltowa nawierzchnia, kolorowe łąki, meandrująca rzeka i praktycznie zero jakiegokolwiek ruchu. Pyrkaliśmy sobie więc spokojnie ciesząc się każdą chwilą Im dłużej jechaliśmy wzdłuż Wiaru tym bardziej teren stawał się płaski i bardziej lesisty. Las i dawany przez niego cień były błogosławieństwem, bo słoneczko dawało naprawdę mocno. Na szczęście woda w rzece była mokra! Od czasu do czasu musieliśmy trochę się nagimnastykować, aby móc jechać dalej Czasami Wojtkowe przydasie utrudniały nam trochę jazdę, ale doszliśmy do wniosku, że można zamienić je w proszek i też będzie dobrze!:-) Po opuszczeniu doliny Wiaru teren wypłaszczył się już na stałe, a miejsce asfaltu zajęły ścieżki indiańskie. Było superrr!: Wojtek przypomniał sobie, że w worze z przydasiami (tym zgniecionym na moście:-)) ma kamere 360. Postanowiliśmy sprawdzić czy działa... I tak oto w pięknych okolicznościach przyrody mijał nam dzień. Pod wieczór zaczęliśmy szukać miejscówki na nocleg i znaleźliśmy ją nad brzegiem rzeczki o nazwie Lubaczówka. Zaraz po przyjeździe złapała nas burza, ale po godzinie wszystko się uspokoiło i można było znów cieszyć się życiem. A rano było tak:
  16. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Ósmy dzień: łąka tysiąca kwiatów. Miejscówka w Kotaniu była prawie idealna - skrawek łąki na skraju lasu, kilka drzew chroniących nas przed porannym słoneczkiem i cudny widok na dolinę pod nami. Po prostu bajka! Zbieraliśmy się powoli ciesząc się każdą chwilą spędzaną w Beskidzie Niskim, bo był to nasz ostatni dzień pobytu w tym regionie. Dzisiaj przez Bezmiechową kierujemy się na Pogórze Przemyskie. W końcu z żalem opuszczamy piękną miejscówkę... Dalsza droga prowadziła nas leśnymi drogami przecinanymi przez mniejsze lub większe strumienie. Nauczony doświadczeniem przepraw przez Osławę powoli i bez sprzęgła przejeżdżałem po płytach unikając ewentualnego poślizgu na glonach. Wojtek z kolei postanowił przetestować trakcję swojego motorka na tych jakże pięknych roślinkach.. Na pożegnanie z Beskidem Niskim region ten zapodał nam taki widoczek... Po wyjeździe z lasu skierowaliśmy się na Bezmiechową, gdzie zjedliśmy całkiem przyzwoity obiadek za jeszcze bardziej przyzwoite pieniążki. Zadowoleni z życia postanowiliśmy czym prędzej poszukać noclegu, żeby obiadek mógł spokojnie zamienić się w sadełko:-). Miejsce takie znaleźliśmy na jednym z pagórków Pogórza Przemyskiego. Sama miejscówka była zajebista, ale zapachy tych wszystkich kwiatów po prostu wyrywały z butów. Wojtek wszedł w związku z tym w mod "romantyczny" (lub reumatyczny:-)) i zajął się robieniem zdjęć. A A rano było tak: Kolejny piękny dzień za nami.
  17. No i żeśmy ruszyliśmy!!!:-) Postaram się wrzucać tu jakieś wrzutki co jakiś czas:-). Tutaj można nas śledzić na żywo: https://eur-share.inreach.garmin.com/gornykarabach2019 Dziadek dzięki za pomoc!! Pozdrawiam trolik
  18. Ja broń Boże nie stoję po żadnej ze stron! Wk..wia mnie tylko że przez manipulacje żądnych władzy polityków ludzie zieją do siebie nienawiścią. Nie byłem w Azerbejdżanie, ale patrząc na sytuację gospodarczą Armenii uważam że trudniej im będzie przyjąć uciekinierów z GK niż w przypadku zasobnego w ropę i gaz Azerbejdżanu. pozdrawiam trolik
  19. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Siódmy dzień: nadal Beskid Niski. Biwak na Tokarni był wspaniały - cisza, spokój, zielono i słonecznie. No właśnie... słonecznie! Okazało się, że miejsce na biwak wybraliśmy jak amatorzy - od brzasku słonko ogrzewało nasze namioty i już ok 6tej rano czułem się jak w piekarniku. Po wyskoczeniu z namiotu kochane słoneczko smażyło przepięknie moją glacę i nawet kawy nie chciało mi się siorbać. Czym prędzej zebraliśmy się więc z tej miejscówki i podjechaliśmy kilka minut do szczytu Tokarni coby znaleźć kawałek chłodnego cienia. Voila!:-) Z Tokarni zjechaliśmy południową stroną przez las do asfaltu i dalej skierowaliśmy się na Tylawę, gdyż naszym celem pośrednim był przejazd przez dolinę Smerecznego. Już sam przejazd drogą 897 na zachód był piękny - rzadkie, senne wioski posiane wśród łąk i pól, znikomy ruch na drodze i piękne, piękne słońce!!! To był po prostu motocyklowy raj! Pisząc te słowa przenoszę się na siodło Gieni i widzę umykające piękne krajobrazy jak z bajki... Do doliny Smerecznego wjechaliśmy od zachodu, gdyż od strony Tylawy była oczywiście nalepka teren prywatny...brrrrr. Nie wiem kto to kupił i nie interesuje mnie, ale jak państwo mogło sprzedać coś tak pięknego???!! Fajnie było wjechać tam motocyklem, ale tak naprawdę chciałbym aby dolina ta była dostępna tylko dla pieszych i rowerzystów... Po wyjeździe ze Smerecznego skierowaliśmy się na Rozstajne i dalej na Nieznajową. Podczas biwaku opowiedziałem Wojtkowi trochę o historii tej ziemi, o Łemkach, akcji Wisła i tak dalej. Dzisiaj mieliśmy dzień praktyczny - czyli zwiedzanie pięknych, smutnych zakątków Beskidu Niskiego. Za każdym razem kiedy widzę te opuszczone kapliczki i przydrożne krzyże kręci mi się łza w oku... W W Nieznajowej skorzystaliśmy z obecności wody i wykąpaliśmy się w Wisłoce, po czym poszlajaliśmy się w okolicach Ropianki, Krempnej, Olchowca i innych wiosek rozsianych wśród okolicznych wzgórz. Było po prostu pięknie! Pod wieczór zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg więc skierowaliśmy się w okolice Kotania. Uświadomienie Wojtka w zakresie historii Łemkowszczyzny przyniosło niespodziewany skutek - od tej pory zatrzymywaliśmy się przy drewnianych cerkwiach po to, aby Wojtek mógł je obejrzeć i cyknąć kilka fotek, Pierwszą z nich była piękna cerkiew w Kotaniu Po Po wizycie w cerkwi skierowaliśmy się na jeden z pobliskich pagórków licząc na to, że znajdziemy fajną miejscówkę na nocleg. Nie zawiedliśmy się...:-) to był piękny dzień!
  20. Przejeżdżając przez Górny Karabach wielokrotnie mijaliśmy zdewastowane i opuszczone wioski azerskie. Pamiętam też z jakim pietyzmem i nakładem finansowym Ormianie odnawiali monastyry i inne miejsca kultu religijnego. Mam nadzieję że się mylę, ale czuję, że wielu z nich już nikt nie odwiedzi...:-( A dokąd wrócą ludzie?? Armenia to w przeciwieństwie do Azerbejdżanu biedny kraj... https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/ormianie-opuszczaja-tereny-ktore-przejmie-azerbejdzan-odchodzac-pala-wioski-i-domy/nxl006z,79cfc278 pozdrawiam trolik
  21. No i już https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114881,26505556,rosyjscy-mirotworcy-smiglowce-i-czolgi-w-gorskim-karabachu.html#do_w=60&do_v=143&do_a=287&s=BoxNewsMT Ciesze sie, ze moglem tam byc. Pozdrawiam trolik
  22. trolik

    Szlajanka po Polszy

    No widzisz, człowiek uczy się całe życie:-). Dwa dni później Wojtek wyrżnął się na glonach... pozdrawiam trolik
  23. Z jednej strony dobra informacja bo ludzie nie będą ginąć. Z drugiej strony do dupy, bo ch... wie jak tam teraz bedzie z jeżdżeniem..https://www.onet.pl/informacje/onetw...9yw39,79cfc278
  24. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Piąty i szósty dzień. Po całonocnym intensywnym opadzie deszcz zelżał nieco, więc po śniadanku ruszyliśmy na spacer w kierunku Duszatynia. Już po 15 minutach zobaczyliśmy Osławę w nowej odsłonie - stała się ona szybkim, błotnistym potokiem do którego trzeba było wejść 4 razy coby dostać się do Duszatynia. Co prawda każda przeprawa zabezpieczona była płytami ułożonymi na dnie, ale w wielu miejscach płyty były bardzo śliskie dzięki rosnącym na nich glonom. Postanowiliśmy poczekać w Smolniku do następnego dnia, gdyż prognoza dawała już całkiem fajną pogodę. Następnego dnia zebraliśmy się szybko i po pożegnaniu z Uszą ruszyliśmy do kąpieli w Osławie. Poziom wody był niższy i prąd słabszy, ale w jednym miejscu glony pozostały i trzeba było nurkować.. Oczywiście jak tylko wyszliśmy z kąpieli zaczęło świecić słoneczko, które towarzyszylo nam już do konca szlajanki!:-). Po zatankowaniu paliwa w Komańczy ruszyliśmy trochę się poszlajać po pięknym Beskidzie Niskim. Ja naprawdę nie rozumiem po co ci wszyscy ludzie cisną się w Bieszczadach skoro 20 minut jazdy dalej jest tak pięknie i spokojnie. Nie żebym kogoś namawiał do przyjazdu w BN - zalety Bieszczad sa niezaprzeczalne i wszyscy turyści powinni tam jeździć!:-). Ja po prostu zadaję takie retoryczne pytanie:-) Po kilku godzinach szlajania skierowaliśmy się na Tokarnię - byłem tam już kiedyś na rowerze i bardzo mi się podobalo. Pomyślałem więc, że będzie to również fajna miejscówka na dzisiejszy nocleg. Nie pomyliłem się!:-)
  25. trolik

    Szlajanka po Polszy

    Czwarty dzień: Beskid Niski. Po przebudzeniu w cichej dolince i sprawdzeniu pogody doszliśmy do wniosku, że na kolejny nocleg będzie trzeba poszukać czegoś pod dachem – prognoza zapowiadała opady na ten wieczór i cały następny dzień. W związku z tym postanowiliśmy przemieścić się w rejon Bieszczad Zachodnich. Po zjedzeniu śniadania ruszyliśmy w drogę zahaczając o zalew soliński od południa. Powiem szczerze, że byłem rozczarowany – wszędzie płoty, domki na wzgórzach dla wybranych, śmieci bezładnie porozrzucane no i do tego mało wody w jeziorku. Ogólnie nic szczególnego. Zatrzymaliśmy się na jakieś zdjęcie i krótki odpoczynek, po czym ruszyliśmy dale na zachód przez Cisną. Był środek wakacji, więc w Cisnej były tłumy i korki, ale prawdziwy horror znaleźliśmy w rejonie stacji początkowej kolejki leśnej w Żubraczym. Kiedyś jeździłem tą kolejką do Balnicy, aby stamtąd rozpocząć trekking szlakiem granicznym. Teraz ludzie muszą czekać tam w kolejce do parkingu, a po zaparkowaniu czekać w kolejce do kolejki….brrrr Opuściliśmy te Krupówki czym prędzej i śmignęliśmy do Nowego Łupkowa z nadzieją znalezienia tam noclegu. Okazało się jednak, że schronisko w pobliżu tunelu jest zamknięte, więc po wzięciu jakiegoś jedzonka w sklepie ruszyliśmy przez pola i lasy w kierunku bliżej nieznanym. Było przepięknie – niezbyt strome, trawiaste pagórki przeplatane kępkami lasu, super widoczki i do tego zero ludzi! Po godzinie spokojnej jazdy i częstych przystankach w celu podziwiania widoków niespodziewanie zaczęła się walka – błotniste koleiny przykryte trawą, wąskie błotniste drogi w gęstym lesie no i przeprawy przez większe i mniejsze rzeczki. Adwenczur pełną gębą!!:-) Po przeprawie przez rzekę okazało się, że wylądowaliśmy w wiosce o nazwie Smolnik. Robiło się już późno, więc napotkani po drodze mieszkańcy skierowali nas do Uszy. Usza posiada fajną miejscówkę ze świeżo zrobionymi, schludnymi pokojami, czystymi łazienkami i wspólną kuchnią. Cena: 50 pln od głowy - z czystym sumieniem mogę polecić. Okazało się, że zlądowaliśmy tam rychło w czas. 2 godziny po naszym przyjeździe zaczął siąpić deszcz i tak już było również przez kolejny dzień.
×