

trolik
Użytkownik-
Zawartość
875 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Days Won
55
trolik last won the day on 21 Grudzień 2024
trolik had the most liked content!
Reputacja
3 308 ExcellentO trolik
-
Tytuł
Forumowy wymiatacz
Informacje o profilu
-
Płeć
Mężczyzna
-
Lokalizacja:
Szczecin
-
Motocykl
F650GS 200Gr Becia, XT660Z 2016r Gienia, DR650 Łobuz, XF650 Czesio, YBR 125 Jamcia
-
Przebieg
110kkm
-
Jak w temacie, przód 90 90 21, tył 140 80 17. Nowe lub lekko używane. Może komuś zalegają?:-) pozdrawiam trolik
-
ja mam taki koncept zeby zabrac kampera z moto na przyczepie i explorować dniestr ile sie da:-) pozdrawiam trolik
-
ostatni film z tej wyprawy
-
Maroko 2ga czesc
-
Tegoroczna Ukraina
-
Jestem teraz w Ukrainie j potwierdzam, ze jest taniej niz bylo. Sklepy, paliwo, spanie Lubie to!:-)
-
Maroko pierwsza czesc
-
Oczywiscie im mniejszy motorek tym lepiej, ale sugeruje zabrac graty na biwak. Kilka biwaków które tam mialem to bylo mistrzostwo swiata w samotnosci, ciszy i widokach!:-) Dzieki za zaproszenie, ale we wrzesniu jade do Pakistanu. pozdraiam trolik
-
Podsumowanie. Okazało się, że moje emocje mnie nie myliły - jazda po płaskim terenie, pozbawionym lasów i większych zbiorników wodnych nie jest dla mnie. Oczywiście fajnie było zobaczyć Mauretanię i Senegal, ale dla mnie lepszą opcją byłoby po prostu wsiąść w samolot i polecieć do Dakaru. Utwierdziłem się w przekonaniu, które miałem już wcześniej: motocykl jest tylko narzędziem dowożącym mnie w fajne miejsca do fajnych ludzi. Jazda sama w sobie nie jest dla mnie celem podróżowania. Kiedyś być może tak było, bo mniej jeździłem, byłem głodny przeżyć związanych z samą jazdą. Teraz widzę to inaczej. Zauważyłem też, że wraz z upływem wieku coraz gorzej znoszę wysokie temperatury. Kilka lat temu przejazd przez kazachski step w temp 45 stopni był wręcz fajną przygodą:-) . Tym razem w Senegalu walczyłem o życie i nie miałem żadnego poczucia przygody. Maroko to inna bajka. Jest to jeden z moich ulubionych, "wszystkomających" krajów, które nie mogą wręcz rozczarować. Mam wrażenie, że wiedza o tym kraju nie jest rozpowszechniona w Polsce. A naprawdę warto się tam wybrać, bo każdy znajdzie tam coś dla siebie. Bardzo fajnie jechało mi się w Hiszpanii i Francji - dużo przestrzeni, poczucie wolności, zieleń i ciepełko już w kwietniu. Środek Hiszpanii zdecydowanie mam na celowniku do eksploracji!:-)
-
10-15 Kwietnia. 30-35 dzień wyprawy. Nadal jest pięknie! Wstajesz se rano. Jest cicho, spokojnie. Ptaszory wydzierają się wniebogłosy. I masz taki widok do kawy: Do tej pory w Hiszpanii byłem tylko przelotem lub służbowo w Madrycie. Nie miałem okazji poznać tego kraju w taki sposób jak lubię - czyli wioski, małe miasteczka, wąskie asfalty itd. Tym razem udało mi się zupełnie przypadkowo wpakować właśnie w rolniczą Hiszpanię, która mnie oczarowała!:-). Kawka na cudownym spocie była wyśmienita - świeciło słońce, ale w kwietniu było jeszcze na tyle chłodno że poranne promyczki nie gotowały mi mózgu pod łysą glacą. Zamiast tego wygrzewałem się i kontemplowałem tą chwilę. Było pięknie. Koncepcja na przejazd przez Hiszpanię była taka, że wpisuję do gugla "unikaj płatnych autostrad", wybieram drogę prowadzącą blisko wybrzeża i tak sobie spokojnie pyrkam na północ. Udało mi się tak jechać przez... jakieś 3 godziny:-). Po tych ok 3 godzinach pomyliłem się na jakimś ślimaku i skręciłęm w lewo i do góry:-). Na początku próbowałem zawrócić, ale po kilkunastu minutach i wjeździe w górki zaczęło mi się podobać. Początkowa autostrada zmieniła się w ekspresówkę, potem w drogę wojewódzką, następnie powiatową...a na koniec jechałem wąskim asfaltem wśród nieziemsko pachnących pól, winnic i ogrodów Jechałem takimi zadupiami, że obawiałem się gdzie zatankuje paliwo przy końcu zbiornika:-). To była super jazda! Nocleg znalazłem w małym lasku położonym wśród winnic Kolejny dzień też przyniósł fajną jazdę - początkowo w górach, a następnie w okolice Girony i dalej na wschód do wybrzeża. Tam zanocowałem u kolegi motocyklisty z FAT w pięknej willi!:-) Był prysznic, dobre jedzenie i fajne gadki o przygodach. Gienia też była zadowolona, bo stała na twardym podłożu:-) Wyspałem się pięknie w wygodnym łóżeczku i po obfitym śniadaniu ruszyłęm w dalszą drogę Okazało się, że ten kawałek Francji przez który jechałem też jest super!:-). Wczesnym popołudniem zacząłem wspinać się na płaskowyż, którym następnie jechałem dalej na północny wschód. Były wąskie asfalty, zakręty, lasy - zajebioza!:-) Mały problem był taki, że było zimno na tym płaskowyżu i już zacząłem się niepokoić, że wieczorowa pora zastanie mnie na górze i znowu będzie zimno w nocy. Na szczęście zbliżałem się do Lyonu i zacząłem w związku z tym zjeżdżać trochę niżej. Miejsce na biwak znalazłem kilka minut od drogi w fajnym i cichym lesie Rano standard - śniadanie, pakowanie i jazda. Reszta Francji nie była już jakaś strasznie ciekawa i zacząłem się nudzić trochę. Po wjeździe do Niemiec postanowiłem więc nie jechać autostradą na północ jak podpowiadał gugiel. Zamiast tego postanowiłem jechać na zachód przez Szwarcwald i później wbić się na 9tkę. Ogólnie wszystko było fajnie do wieczora. Bo za cholerę nie mogłem znaleźć miejsca na biwak. Niemcy to strasznie gęsty kraj-wszędzie pełno ludzi, domów, szlaków, atrakcji turystycznych...nawet kawałka lasu nie ma spokojnego!:-). Koniec końców udało mi się znaleźć skrawek spokojnego miejsca po 2 godzinach szukania. Za to rano zostałem nagrodzony koncertem! Po zjeździe z gór wjechałem już na autostradę i telepałem się na północ 9tką. Ostatni nocleg wypadł mi na terenach pokopalnianych za Halle.
-
05-09 kwietnia, 26-30 dzień wyprawy. Powrót do Europy. Wyspałem się pięknie w tym zielonym ogrodzie i po dobrym śniadanku ruszyłem w stronę Marakeszu. Nie będę się rozpisywał na temat tego miasta, bo można się tam wybrać za rozsądne pieniądze z Polski. A naprawdę warto!:-) Ze względu na koszty (i przygodę) postanowiłem nie wracać autostradą, ale spokojnie telepać się drogami wojewódzkimi na północ do Tangeru. W czasie naszego pobytu w Senegalu północna część Maroka została obficie polana deszczem i wracałem sobie wśród zielonych łąk i zielonych lasów. Było to fajne przeżycie po kilku tygodniach spędzonych wśród piachu i wysuszonych gór. Ostatni nocleg w Maroku wypadł mi w fajnym miasteczku godzinę drogi od portu. Kilka godzin później... Pierwszy biwak w Europie wypadł mi mniej więcej w połowie drogi między Algeciras, a Malagą. Jedna z piękniejszych miejscówek do spania na tej wyprawie!:-)
-
4 kwietnia, 26 dzień wyprawy. Tizi ait imi Rano było tak: Zobaczcie ile się trzeba namęczyć, żeby mieć spokój w nocy! Wyjazd z biwaku do asfaltu to było spokojnie 15 minut telepania się w ofrołdzie:-) Dzisiaj miałem w planie przejazd na drugą stronę Atlasu coby następnego dnia dostać się do Marakeszu. Śnieg na graniach sugerował mi, że może nie być to najłatwiejszy dzień na tej wyprawie. Z pewnością jednak był to dzień zajebistej jazdy! Okazało się, że mam do przejechania nie jedną, ale trzy przełęcze:-) Pierwsze dwie wyposażone były w lepszy lub gorszy asfalt. Wjeżdżając na pierwsze dwie przełęcze miałem wrażenie, że nie posuwam się do przodu - przestrzenie nieporośniętych lasem dolin sprawiały wrażenie niekończącej się, cudowniej jazdy. Pierwsze dwie doliny były dosyć głębokie, było tam trochę roślinności i może po jednej osadzie ludzkiej. W trzeciej dolinie nie widziałem już ludzi - może osady były ukryte w głębi doliny. Tak czy owak miałem wrażenie przebywania na księżycu. Kiedyś oglądałem wywiad z R. Messnerem na temat wspinaczki wysokogórskiej - mówił on o ataku szczytowym. W pewnym momencie zmęczenie, ból i strach są tak wielkie, że umysł "odrywa" się od ciała i wspinacz przechodzi do stanu, który Messner opisał jako "Nirwana". Wjeżdżając do tej przepięknej, samotnej, księżycowej doliny i pnąc się później na przełęcz ja też miałem Nirwanę, ale moja była lepsza-bez zmęczenia, bólu i strachu:-). To był po prostu odlot! W tym momencie przeszły mi wszystkie żale związane z rozczarowaniami pierwszych dwóch tygodni wyprawy. Zapomniałem o Ramadanie, problemach z kasą i takich tam innych pierdołach. Cieszyłem się Nirwaną. Po dojeździe do szczytu przełęczy okazało się, że jednak nie jestem sam w tych górach:-). Było tam jeszcze dwóch pasterzy. Zatrzymałem się chwilę dłużej kawałek za przełęczą .Zjazd w dół też byl super, bo jechałem do ciepłej, zielonej doliny. Okazało się że nie dam rady dojechać do Marakeszu, więc zacząłem szukać miejscówki pod drodze. Potrzebowałem też zjeść coś ciepłego i dużego. Niełatwo było znaleźć takie miejsce w tych górkach. W końcu jednak się udało!:-) Cudowny dzień!
-
Co poradzić - ten słup tam był. Kłamać nie mam zamiaru:-) pozdrawiam trolik