Skocz do zawartości

trolik

Użytkownik
  • Zawartość

    843
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Days Won

    52

Posty dodane przez trolik


  1. W zeszłym roku wjeżdżałem do Korytarza Wahańskiego od zachodu. Zresztą nie miało to dla mnie wtedy większego znaczenia, bo w głowie miałem strach o mojego młodszego synka, który właśnie trafił do szpitala. Tym razem zaatakowaliśmy od wschodu i to był dobry pomysł, bo mieliśmy więcej sił i chęci w najpiękniejszym i najdzikszym odcinku korytarza. Naszego podniecenia nie zepsuła nawet słabo przespana noc. Zebraliśmy się sprawnie i w miarę wcześnie zameldowaliśmy się na posterunku granicznym, który był...pusty :-). Na szczęście nasz przyjazd widzieli żołnierze z pobliskiej bazy, którzy po chwili przyszli nas odprawić.sMFpPpemoYGv-_BzrK5Cx2NKi6cj0dVYmhPLb8MWJZB53De-ace4hws4hFeKnTXz6p_gCr5C8kvSyA8X

    No to....JEDZIEM!!!!

    SNbNu6SZeVIlaGQBq1Wnhs4tywxNLp-iyErKNPoN

    wm0GEDded_bwlGqtS8bctR2RLWxTlOCE0cQ2mZKV

    https://photos.google.com/share/AF1QipOC8i1cpGTlzkp5DY6jpSMEavaleMlNsPVnEpomm6Ug6ajIMfcBlfujpqycxJYTKw/photo/AF1QipO6HbVJUdeTTtb4Mq4hJLtqYe4HSP6srTJ_SG3J?key=dlV6Xzc5dDZyZURpOEVYN2tDVWphU3hyMnZsYUFn

    01GqJz_oRQnZIOutmypWwGGN5b95zWTMENeYwVls

    U_ee0BsWbG9A1ee1zIHlLgiSiHRHa4yJa2e9ZFBU

    https://photos.google.com/share/AF1QipOC8i1cpGTlzkp5DY6jpSMEavaleMlNsPVnEpomm6Ug6ajIMfcBlfujpqycxJYTKw/photo/AF1QipMhgGBYDo-EGIH-pioLYV1OocVB3iK4UYnuILnf?key=dlV6Xzc5dDZyZURpOEVYN2tDVWphU3hyMnZsYUFn

    Często zatrzymywaliśmy się, bo widoki nie pozwalały jechać dalej. Innym razem przystanek na kawę, a jeszcze innym razem po to, aby posiedzieć sobie na kamieniu i zapamiętać tą chwilę. Wielkość tej doliny i jej surowość z jednej strony mnie urzekały, ale gdzieś tam w środku czułem też taki mały strach przed tą olbrzymią przestrzenią. Polubiłem tą mieszankę doznań...

    o65Mlz_aB3DZ78ojvujwTDttTsJu82hEZxkmF9qI

    6dg6PvPuOifmukngI8hpgHdT5ng1xyg4NyJsF70q

    tPI8vRHCErNsmRKc19zDsMejqzKobby48vM5i_fi

    mAmIRAdWAtPNpTLCk_XqsozpydgfEmnZy2if_Tm4

    Po kilku godzinach jazdy pojawiły się wysepki zieleni, wśród których ukryte były małe, spokojne wioski. Im dalej na zachód tym miejscowości było więcej. Kilkanaście kilometrów przed Iszkaszim zaczęliśmy wypatrywać tablicy upamiętniającej Iziego- Wojtkowi oraz mnie nie udało się jej znaleźć, ale jadący za nami Radzio wypatrzył ją wśród zieleni. W Iszkaszim wzięliśmy paliwo i skierowaliśmy się dalej do Chorogu. Po kilku dniach spania z namiotem na twarzy marzyliśmy o spokojnej nocy w łóżeczku, o prysznicu...

    Takie miejsce znaleźliśmy w przybytku zwanym Pamir Lodge

    I97d516fMGhtpmyGFUMVHThLobaCL_rk4P9QwIc0

     

    • Like 15

  2. Szalejący w nocy wiatr termiczny kolejny raz nie pozwolił nam się wyspać i rano zebraliśmy się dopiero około 10tej. Świeciło piękne słoneczko, temperatura oscylowała w okolicach 20 stopni, więc były idealne warunki do dalszej jazdy.

    wru4WBpH_YZdkAI2LtyyytZDkn0DZVnA1vKc5kLb

    Po około godzinie zaczęliśmy wspinaczkę do najwyższego punktu naszej wyprawy, czyli przełęczy Ak--Bajtał (4655) - wtedy też zaczęła się nieprzyjemna tarka, towarzysząca nam przez kolejne 20 km aż do samej przełęczy. Krajobraz stawał się coraz bardziej księżycowy, temperatura spadała, a w uszach czuć było dzwonienie spowodowane spadkiem ciśnienia. Na szczęście byliśmy już zaaklimatyzowani, więc żaden z nas nie odczuwał dolegliwości związanych z wysokością.

    VJO14ZBiubTr_gkiTaE0XWWrQzMS7Jmm96WVD4cy

    Wjazd na tą przełęcz był jednym z marzeń Radzia - jakaż była jego wściekłość kiedy okazało się, że słynna tablica z naklejkami NIE znajduje się na samym szczycie przełęczy!! Powiem szczerze, że pierwszy raz widziałem Go w takim stanie i nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać. Koniec końców zaproponowałem przeniesienie tablicy 200 metrów wyżej żeby tylko Radzio przestał na nas krzyczeć... :-).

    Chciałbym również poinformować, że na tablicy owej Radzio nakleił tajemniczą naklejkę - w związku z tym nie ma sensu, aby inni motocykliści jeszcze się tam pchali. Dajcie se już spokój i szukajcie innych miejsc do naklejania naklejek! :-)

    WljxVlZBhpdNNXZgJk4tdLe_Y5tKyXqP_o310F1A

    gbdlNDoxr9FPr5ew0gzRgqxpygb3hjYjbYAL83NC

     Po zjeździe z przełęczy skierowaliśmy się do Murgab, gdzie mieliśmy zatankować baki i żołądki. Jazda w księżycowym krajobrazie była nadzwyczajnym przeżyciem, ale po jakimś czasie zauważyliśmy przesyt tymi widokami. Droga też nie ułatwiała nam zadania-asfalt przez większość czasu był ok, ale co jakiś czas zdarzały się półmetrowe wgłębienia, na których można było nieźle się przelecieć....

    xFUVBI4187w5RzBIxr7hW4fnXGPfpUCISflmDKT6

     

    Tankowanie baków...

    OrcOw5nfhS9K6WXS0rwIMQt7wObJbgIuvg6ujZY6

    Po tankowaniu ruszyliśmy w dalszą drogę-celem było jezioro Czukur-Kul leżące mniej więcej w połowie drogi łączącej Trakt Pamirski z Korytarzem Wahańskim od strony wschodniej. W zeszłym roku jechałem tą trasą w odwrotnym kierunki i wiedziałem, że można się spokojnie rozbić nad jednym z jeziorek przy tej drodze. Miejsce było urocze, ale nauczeni doświadczeniem poprzedniej nocy chcieliśmy znaleźć spot osłonięty od wiatru-w związku z tym nie mieliśmy dostępu do wody ze względu na muliste dno w tej okolicy...:-(

    Ale i tak było fajnie :-).....

    dEEOjqY-H2znuMKh8g9EJLaDZShG6V6XZmzI65q-

    SWb05jFR-qX6_OLYykZL1Fhpc9MiLFP-c43hp1PB

    6Ie6kE7HAHdSQY2zHEnWAioZsW4mb2ad2303STbd

    2WUoLTjuNLTiGD-vAvEakwXbSbbZWs-hYhlKVv8T

    TK2kbX2FwAEhZjWCJDzw2Q3NopzLs1FHiqI6j9oU

    .....do zapadnięcia zmroku. Po zmroku wiatr zmienił kierunek i zaczął pizgać prosto w nasze namioty. Kolejna noc z tropikiem na twarzy...

     

     

     

     

    • Like 16
    • Haha 1

  3. Przebudzenie 20 sierpnia nie było do końca miłe-obudziły nas krowy, samochody przejeżdżające przez bród w strumieniu oraz biegunka w moim wykonaniu...problem polegał na tym, że mimo iż czułem się już zdecydowanie lepiej to nadal musiałem brać loperamid który właśnie mi się skończył...

    Ale nic, może coś wymyślimy po drodze. Celem tego dnia był wjazd do Tadżykistanu. Mimo iż odległość do Sary Tasz nie była duża (ok 100 km), to dojazd zajął nam około 3 godzin, bo po drodze trzeba było przejechać 2 przełęcze. Pogoda była piękna, więc widoczki były super, szczególnie z przełęczy nad Sary Tasz-widać z niej było potężną, białą ścianę Pamiru, w którą mieliśmy wjechać chwilę później.

    W Sary Tasz wzięliśmy wodę i jedzenie, wymieniliśmy pieniążki na stacji benzynowej oraz znaleźliśmy aptekę z loperamidem:-)!!

    oykbtbaX9Vu3sLps1xyhJugiShyUjoMgH8Vyp4qB

    Po wyjeździe z Sary Tasz wjechaliśmy na drogę prowadzącą do przełęczy Kyzył Art, czyli do przejścia granicznego. Nie mam zdjęć z tego miejsca, ale wrażenie jest niesamowite-stoisz na drodze i widzisz wielką białą ścianę przed sobą. W tej ścianie jest mała szczelina, w którą wjedziesz za godzinę lub dwie i będziesz półtora kilometra wyżej...coś wspaniałego.

    Po dojeździe do przejścia granicznego kirgiski tamożnik skasował nas po 500 somów - co robić, trza płacić... :-(

    Pfch_ro5qv5qBucznz6uIWJkRaVfOtkfdEF8YLT2

    W akcie zemsty Radzio nakleił swoją tajemniczą naklejkę, która będzie odstraszała wszystkich motocyklistów chcących przejechać tym przejściem...

    wMQT97UelKxIF0NqLL0eDawwpwoDaFmtnhHlshDu

    Po wyjeździe z Kirgistanu wjechaliśmy na piękną drogę prowadzącą nas po ziemi niczyjej do Tadżykistanu. Pierwszy raz od kilku dni zobaczyliśmy śnieg, a widoki stały się bardziej "surowe". Gdzieś w środku mnie poczułem podniecenie-wjeżdżam w Pamir!!! Już drugi raz!!!

    PjsThgRnaT7WWv1Stmqbj3KYpRmXAGILrBkxiY1Z

    To podniecenie szybko się ze mnie ulotniło po dojeździe do przejścia tadżyckiego-okazało się bowiem, że Tadżycy nauczyli się kroić turystów podobnie jak Kirgizi...kolejne 10 dulków wyparowało...brrrr. Oczywiście przyczłapał się do nas również "inspektor sanitarny", który chciał nas skasować po kolejne 10 dulków za olanie motocykli jakąś cieczą nieznanego pochodzenia. Wydarliśmy się na niego że w życiu, że nie ma mowy, że w zeszłym roku nie płaciliśmy, że koledzy co przejeżdżali wczoraj nie płacili....udało się :-)

    uZtlhPJlSJwkkoSqUCr-5uxpMIFa1o-bBDLczvHG

    Za przejściem na dobre skończyła się kirgiska zieleń, a rozpoczął się księżycowy krajobraz Pamiru

    4edb2reDCqAxAxRK032WZPAHC5Zc_AHqMFxGp8q2

    Po jakimś czasie dojechaliśmy do granicy chińskiej-kurde podejrzewam, że w Chinach nie ma już lasów, bo wszystkie drzewa zostały ścięte w celu zrobienia tego jakże potrzebnego płotu w środku niczego...

    eKOeQ63Acnm5ztFj4TP6B6qJwdHlKEQkbTvKyW1W

    Po kolejnej godzinie jazdy pojawił nam się taki widok i już wiadomo było, gdzie tego dnia rozbijemy biwak... :-)

    -H9SZZzbR5KE1jM17V9SfIAXgrM14ACpvIb9BQ4z

    Po kilkunastu minutach błądzenia znaleźliśmy fajną miejscówkę na brzegu jeziora Karakol-będzie spanko na wysokości 4100 metrów!!!:-) Słoneczko pięknie świeciło, było całkiem cieplutko a widoki po prostu zabijały. Nie było wyjścia-trza rozkładać krzesełka...

    CM83YbltUNd1oidblSCprN5QSH9AJRiRd8Eu0KsX

    1FbdtpDxtyMwpRXsQGcrrUfXMdBJliyYHm3x5BqJ

    zVVEqT3m0JzSiTElIvGDqaOUxAJgZGTu4peRySvj

    I troszkę się umyć...

    lsjUjRbT0HVrc8mJwef0vQfm4IU3ayzHUc0FGCjL

    Piękne popołudnie nie przełożyło się jednak na piękny wieczór-zimny wiatr termiczny szybko wygonił nas do namiotów. Noc nie była spokojna, bo wiało naprawdę mocno, a zmieniający kierunek wiatr nie dawał nam szans na skuteczną ochronę przed nim. Na chwilę jeszcze wychyliłem się w nocy żeby zrobić takie zdjęcie:

    02kdHRIntws8pxIzO8AHxw5fS9oiMs9wqOputvzX

     

     

     

     

    • Like 18
    • Thanks 1

  4. 10 godzin temu, Rademenes napisał:

    Tomcio dobrze się czyta :) Jak to dobrze mieć ze sobą na wyprawie kronikarza :) Można po powrocie sie poopier...lać i wygodnie poczytać, wpominając jak było... ;) Dzieki, że nie jesteś leniwy tak jak ja :p

    Dla Ciebie wszystko Radziu!!! :-) Jeśli uważasz, że gdzies coś przekłamałem lub ominąłem to zmieniaj. Dla mnie te relacje to inwestycja na emeryture-bedzie co wnukom opowiadać.:-)

    pozdrawiam trolik

    • Like 1

  5. Przełęcz Torugart położona jest na wysokości bodajże 4100 metrów. Po zatankowaniu zaczął padać deszcz,, który w kombinacji z temperaturą (7 stopni na tej wysokości) dał nam się nieźle we znaki aż do karawanseraju Tasz Rabat. Sam karawanseraj raczej nas rozczarował - może dlatego, że była mgła, padał deszcz, a my byliśmy zmarznięci po godzinnej jeździe w temperaturze poniżej 10 stopni. Jedynym plusem było to, że mogłem założyć kalesony w suchym miejscu :-)

    B4FdOLve18IwYobNTx_eNOZHqpXUgkMgLyFYhZ64

    Po wyjeździe z karawanseraju chcieliśmy przejechać skrótem przez góry do miejscowości Bajetowo, jednak widok "zniszczonych" rowerzystów jadących w odwrotnym kierunku skutecznie nas zniechęcił do tego pomysłu. Szkoda, że nie zrobiłem im zdjęcia, bo mieli na sobie tyle gliny ile sami ważyli....

    Nie pozostało nam nic innego, niż skierowąć się do Narynia i następnie dalej przez Kazarman do Dżalalabadu i potem Sary Tasz. Na szczęście za Naryniem przestało padać i nieśmiało wyszło słoneczko, choć gdzieniegdzie czaiły się burzowe chmury. Po kilkudziesięciu kilometrach GPS skierował nas z asfaltowej drogi w szuter-myślałem, że pomyliliśmy drogę i dlatego zapytałem kolesia w przejeżdzającym aucie czy to jest droga na Dżalalabad. Z uśmiechem odpowiedział, że tak. Przed nami było 300 kilometrów szutru...

    Po kilkudziesięciu kilometrach jedna z goniących nas chmur burzowych zbliM8kj885ryhaQCPj778H--3eC91V5yr0EFVZ3rt5nżyła się niebezpiecznie blisko i postanowiliśmy poszukać noclegu pod dachem. Pośrodku niczego znaleźliśmy samotny budynek, w którym gospodarzył Jeseń (to ten Pan drugi od lewej). Jeseń latem zajmował się pracą na gospodarstwie, a zimą dbał o nawierzchnię drogi przebiegającej w pobliżu jego gospodarstwa. Spędziliśmy wspólnie z nim przemiły wieczór i ranek.

    H-wsRSixtkQGBhUHb6SQ3LF9iy-cH3waxyrbBEZtEUwdTXC0E2iHhiu7twyjpYXKTKqY0_bJtAb_fj0p

    Proszę zwrócić uwagę na naklejkę przyklejoną do osiołka. Legenda głosi, że po ceremonii naklejenia osiołek ten stał się świętym graalem wszystkich motocyklistów

     YqzeeFULHlzqsSt5OHZ5jRwCJla6IfzGGQb8CPEy

    Rano zostaliśmy nakarmieni przez Jesenia i z żalem musieliśmy się pożegnać. Zaraz po opuszczeniu gospodarstwa rozpoczęliśmy wspinaczkę na jedną z kilku przełęczy które dane nam było pokona tego dnia.

    o5mQkrmZb1O0btBvsr6Qmc_RTiy0HKZVtbiyYENv

    Sb-p9iI1iSpK4zuqespYZ5XXu0gEwihVuGfokynZ

    Ef-WA5YXsIzrhD5DudZW80YQXHUCxdlh1Ooy08v7

    0W9pwyWMAAkyXum7jbuW7K2ni7HjCLkhDJ2DdOzO

    Miałem łzy wzruszenia w oczach kiedy wjechaliśmy na asfalt przed Dżalalabadem. Sam przejazd z Narynia okazał się fajną przygodą, na którą my jednak nie byliśmy mentalnie przygotowani bo w głowach mieliśmy już Pamir...

    Na biwak rozbiliśmy się jakieś 80 km przed Sary Tasz na skraju jakiejś wioski. Plusem było to, że można było umyć się w strumieniu. Minusem było to, że lokalesi myli samochody w strumieniu...

    aE7MmxQisRWPsU8ddaKdIj2RxAZ1J2G8oQm46fo2

     

     

    • Like 20

  6. 18-go sierpnia ruszyliśmy w dalszą drogę zostawiając za sobą jurtowisko pod jeziorem Kol Suu. Celem tego dnia był dojazd jak najbliżej granicy kirgisko-tadżyckiej w Sary Tasz. Z mapy wynikało, że powinniśmy przejechać ten odcinek w ciągu jednego dnia....

    Po wyjeździe z jurtowiska musieliśmy wrócić około 30 km do głównej drogi, która poprowadziła nas na zachód. id1FOcNGT9pK7AxkIo3yuQ-UTAJmK7jkxA367Ml0

    Słowo "główna" użyłem jako synonimu - chodzi oczywiście o to, że główną drogę trzeba było wybierać co chwilę z kilku lub kilkunastu śladów prowadzących w jednym kierunku. Przez następne sto kilkadziesiąt kilometrów jechaliśmy w krajobrazie księżycowym na całkowitym odludziu, co jakiś czas przekraczając rzekę Aksai. Na szczęście nie było zbyt wiele wody, ale brodzenie nawet w tak płytkiej rzece kilkadziesiąt kilometrów od najbliższego czegokolwiek to przygoda sama w sobie :-)

    https://photos.google.com/share/AF1QipOC8i1cpGTlzkp5DY6jpSMEavaleMlNsPVnEpomm6Ug6ajIMfcBlfujpqycxJYTKw/photo/AF1QipOq7ZoFgBbOCHPNwK8zFE7VIMM4BdI5nOsrV2lP?key=dlV6Xzc5dDZyZURpOEVYN2tDVWphU3hyMnZsYUFn

    Celem pośrednim był dojazd do przełęczy Torugart, na której znajdowało się przejście graniczne i (podobno) nowo otwarta stacja benzynowa. Gdzieś po drodze miałem bliskie spotkanie 3-go stopnia z orłem - ptaszysko siedziało sobie na jakimś paliku około 2 metrów od drogi. Kiedy byłem jakieś 5 metrów od niego postanowił wystartować, ale podmuch wiatru zepchnął go w moją stronę-minął mój kask może o 20 centymetrów...

    Po dwóch godzinach pięknej jazdy można w końcu było udać się za potrzebą....

    https://photos.google.com/share/AF1QipOC8i1cpGTlzkp5DY6jpSMEavaleMlNsPVnEpomm6Ug6ajIMfcBlfujpqycxJYTKw/photo/AF1QipOE793k8enzxYeBxWMPw7-mmR2aZxalHg7QhsNM?key=dlV6Xzc5dDZyZURpOEVYN2tDVWphU3hyMnZsYUFn

    Radzio znalazł też miejsce godne do przylepienia sławnej na cały świat naklejki. Od teraz do naklejki tej będą udawały się pielgrzymki motocyklowe.

    C9eh3VgA0oyY93nTmiLZKK7s_1dvMISVRVQXDwXq

    Wzdłuż granicy jechaliśmy jakąś godzinę, po czym znaleźliśmy czynną stację benzynową na przełęczy Torugart. Dojazd z kol Suu do Torugart zajął nam około 4 godzin

    • Like 16

  7. Rano Radzio wygonił nas ze śpiworów o 6-tej rano, bo przed nami była ambitna jazda do jeziora Kol Suu. Ja czułem się już całkiem ok, ale z kolei Radzio zaczął mieć objawy podobne do moich sprzed dwóch dni. On na szczęście był mądrzejszy ode mnie i pochłonął od razu garść nifuroksazydu więc mogliśmy jechać dalej. Na początku była szutrostrada, potem droga zaczęła się pogarszać, ale wciąż była całkiem Ok. Po kontroli granicznej wjechaliśmy na płaskowyż i dalsza droga wyglądała mniej więcej tak: (nie wiem jak wkleić filmik więc wklejam tak jak umiem :-))

    https://photos.google.com/share/AF1QipOC8i1cpGTlzkp5DY6jpSMEavaleMlNsPVnEpomm6Ug6ajIMfcBlfujpqycxJYTKw/photo/AF1QipOYsN2F8e1vmX7-0IfKRWugl9J1m0VuOR0AoFYH?key=dlV6Xzc5dDZyZURpOEVYN2tDVWphU3hyMnZsYUFn

    W odległości ok 40 km od jeziora track Sambora zaczął kierować nas skrótem w stronę gór-postanowiliśmy jechać jednak szutrem, bo byliśmy zbyt słabi na ew. walkę w terenie na takim odludziu. Do doliny Kol Suu zajechaliśmy przed południem i zalogowaliśmy się na jurtowisku CBT. Mogę spokojnie polecić to jurtowisko-czysto, schludnie, dobre jedzonko.

    QOmUgdW7P1cX1VWlANj9B614CNlJSy0quGkHwY3T

    Zaraz po zalogowaniu się w jurcie zaopiekowała się nami 14-to letnia córka gospodarzy, która wsadziła nas na konie i zawiozła do jeziora. 

    Tu muszę po raz kolejny wyrazić szacun dla Kozaków z Wybrzeża - była to ich pierwsza w życiu jazda konna, a radzili sobie całkiem fajnie:-)!! Radziowi nawet udało się trochę pokłusować :-)!! Wojtek kiepsko sobie radził bez gazu i sprzęgła, dlatego dziewczynka trochę mu pomagała :-)

    https://photos.google.com/share/AF1QipOC8i1cpGTlzkp5DY6jpSMEavaleMlNsPVnEpomm6Ug6ajIMfcBlfujpqycxJYTKw/photo/AF1QipPy2x8FVas3h0tCv2WH-NN2OnhPF8QzqxmB23Ij?key=dlV6Xzc5dDZyZURpOEVYN2tDVWphU3hyMnZsYUFn

    Chłopaki zabrali ze sobą majtki do pływania, okulary, płetwy, ręczniki, płyny do opalania itd. Ja na szczęście nie zabrałem tego jakże ważnego sprzętu. Na szczęście.... :-), bo....

    W jeziorze NIE BYŁO WODY!!! :-)

    l3Qig4_7tgSBMjQcGJxMbGZKLmf-WCRj6DR7Mfgg

    Dziewczynka powiedziała nam, że raz na 10 lat jezioro wysycha no i my akurat trafiliśmy w suchy rok. Wrażenia z łażenia po dnie były niesamowite. 

    https://photos.google.com/share/AF1QipOC8i1cpGTlzkp5DY6jpSMEavaleMlNsPVnEpomm6Ug6ajIMfcBlfujpqycxJYTKw/photo/AF1QipOpg27QqSFY20Lyd5TX8YTwq5_06btWKYtvoSlO?key=dlV6Xzc5dDZyZURpOEVYN2tDVWphU3hyMnZsYUFn

    HF0F1dEi7GEh8SoC7RwWKZC8ZAdBHh-wwRN9qcZv

    1nIk6kcV3oTHS0bOqyMN5YIL6g_0jSoolf4ljqDr

    Dla tego jednego dnia warto było telepać się z Polski tyle kilometrów.

     

    • Like 19

  8. 16 sierpnia rozpoczęliśmy wyjazd d Górnej Doliny Narynia. Od samego rana miałem kłopoty żołądkowe, ale w swej głupocie myślałem, że uodporniłem się na azjatyckie bakterie w zeszłym roku i po małych sensacjach żołądkowych będę miał spokój. 

    Wyjeżdżając z doliny spotkaliśmy koreańskiego rowerzystę, który był w podróży dookoła świata. Pełen szacun!!

    8Kt6JrIhXLB4l8QBvji0NlDu2wPpnOyEIA3yqjOG

    Po wjeździe do Narynia skierowaliśmy się do biura CBT w celu odbioru permitów na strefę przygraniczną. Po 10 minutach było to..... mniammmmm

    a_yIzJIEH0KyY8zgRpZNTL98MsY2U3e66NotMA8P

    NwhmK_uPmYL4i855ty8sWMKnWAvJGu5Ju53G5huT

    Pierwszy od kilku kilku dni porządny posiłek był super smaczny, ale oddałem go kilkanaście minut później...

    W międzyczasie okazało się, że Radzio złapał gumę-na szczęście byliśmy jeszcze w Naryniu więc sprawa została szybko załatwiona. Nastepnie skierowaliśmy się z stronę chińskiej granicy, gdzie czekało nas spotkanie z jeziorem Kol Suu. Do jeziora był jednak kawałek drogi i musieliśmy rozbić się na biwak po drodze. Moje samopoczucie było już wtedy kiepskie-co pół godziny musiałem zatrzymywać się na 2-kę i byłem coraz słabszy. 

    e8QmQznpMmZv0-loxFX6qjJQe5yezK6bgKtv9D7i_eqnRmEH68v25cqBJjyM_tiYcxTgqvwOskW9ZFaDVABGr3VNP451k0z1HSpRQDvUGtS0p536cUzdKuYj

    Całą noc miałem gwałtowne rozwolnienie i w końcu zacząłem brać nifuroksazyd i inne chemikalia, jednak rano obudziłem się niezdolny do dalszej jazdy. Na domiar złego złapałem gumę.

    TQispxOPv-_AwZeSZf81IxCgXBsZk4_PD31r2-Z_

    Po raz kolejny okazało się, że kozaki z Wybrzeża to najlepsi kompani na świecie-chłopaki dali mi swoją wodę i bez wahania zabrali moje koło rano i pojechali szukać szinomontażu. Wrócili pod koniec dnia z naprawionym kołem!!! Okazało się, że w wioskowym szinomontażu nawet 120-kilogramowy specjalista posługujący się 1,5-metrowym łomem miał problem ze zdjęciem Mitasa E09.....w końcu jednak udało się, a chłopaki po drodze upolowali nawet zakupy!:-).

    Moim zdaniem ta opona nie nadaje się na długie wyprawy - ciężko ją zdjąć i łatwo przebić. Ostatnio na Ukrainie miałem dokładnie taki sam przypadek z tą oponą...

    Wieczorem poczułem się lepiej i cieszyłem się na dalszą jazdę kolejnego dnia

    • Like 21

  9. Zanim przejdę do dalszego pisania relacji pozwólcie, że przedstawię Wam sprzęt, który moim zdaniem jest NIEZBĘDNY do podróży po Kirgistanie:

    01gDOnGywjGwY2ufUwvuXREYvGayeZ5q3RQ_6MF2

    Bez tego jakże istotnego sprzętu moja szczęka lądowałaby wielokrotnie na trawie/ kamieniach/ krowich kupach po zobaczeniu widoków, które dane nam było podziwiać w dalszej części wyprawy. Na szczęście byliśmy wyposażeni w te cuda techniki chińskiej!!

    Po zrobieniu zakupów skierowaliśmy się w góry drogą prowadzącą do kopalni złota po to, aby na wysokości 4100 metrów skręcić w prawo i przejechać Górną Doliną Narynia (Upper Naryn Valley). 

    Początkowo jechaliśmy serpentynami po pięknym szutrze. Widoki też już były...

    PLCcfrr1N7xw4Qkx2-xqle-_GYf9TPZlZVFs00-s

    frR5ROPdXb3gOjZtqx9zEIqf1GUHOCpqfBEtF9VV

    Droga prowadziła nas pięknymi serpentynami, a co jakiś czas mijaliśmy wielkie ciężarówki wiozące zaopatrzenie do kopalni.

    5-cy4L8SBCBqbJPg-8C9Vba-X2baUHSf94H7aGPI

    Na ostatniej przełęczy przywitał nas śnieg i temperatura w okolicach zera, a do tego księżycowy krajobraz.

    am988XFdTSuQ9XOOBIO0jjLpFRGHRhsyFOfxniWr

    Po kilkunastu minutach dalszej jazdy zjechaliśmy z szutrostrady do pięknej doliny, w której byliśmy tylko my i opasłe świstaki :-)

    7oehGiPAeFn3DT9p_SVpt8QQwDJhwfzb_86nSXTe

    cwYJ2R4OWtdIvi1E-Mk1hRwc6zew2GD_NO-CN3Fw

    W tym miejscu chciałbym podkreślić rolę krzesełek....

    jrmi2YaHylnbWuUKW09RlLHKKPt5n2RyZkk1Pwvs

    Ogólnie następne trzy dni wyglądały mniej więcej tak: godzina jazdy, widok zapierający dech w piersiach, rozkładanie krzesełek, kawa, jazda, krzesełka...i tak do wieczora. Potem następował biwak w jakimś cudownym miejscuFXJ8ZVGc3XHFRfWfN-bzgaV0H1UnBv7UvtGZN68L

     Było tak pięknie, że nie dało się jechać!!

    RX9E7J4bYUi28dPjGpeRIueOZx6sbyULMOwIWqfR

    GRMSHyyCdl6Fb-J3qOrlEgMC1LbeCHH4u0asTeLT

    ohuVhIjrErh5GSHkKpDSdJmRbhYcgrptR1KNWX9T

    RqqkczxNkYRhTWAd7v6WkVnDl2ZOkpxxozdmkjlA

    Wj1Mh8ztUjGS1z7uwbuSRF8YgxQak2xPC2QdHikg

    Zgodnie z naszym "planem" mieliśmy spędzić w tej dolinie półtora dnia. Wyjechaliśmy z niej po ponad trzech dniach...

     

    • Like 23
    • Thanks 1

  10. Po kawie z pasterzem ruszyliśmy w dalszą drogę. Celem tego dnia był hotel Salut  w Biszkeku, gdzie znajduje się baza Sambora-czekały tam na nas świeże oponki! :-)

    Granica Kaz-Kgz zajęła nam jakąś godzinkę i po dwa litry potu, bo było cholerycznie gorąco, a koleś który nas odprawiał w środku roboty poszedł sobie gdzieś i wrócił po godzinie...

    Za przejściem wymieniliśmy kasę i... witaj Kirgistanie!!! To znaczy witajcie remonty i szaleni kirgiscy kierowcy:-). Droga do Biszkeku była traumatyczna-miliony samochodów, tony kurzu i niekończące się trąbienie...Ciężko było rozpoznać kiedy trąbili na ostrzeżenie, a kiedy na przywitanie....

    Po około 2 godzinach dojechaliśmy do hotelu Salut, gdzie przywitał nas bardzo miły Pan Menadżer (kurde wyleciało mi z głowy Jego imię) i od razu powiedział że opony na nas czekają i że serwis maszyn i zmianę opon zrobimy rano. Pierwszy raz od tygodnia mogliśmy się umyć i uprać rzeczy. Miło było przestać śmierdzieć choć na jeden dzień...:-)

     

    WGKQvi_WU4HHYFekcajym2HxYTO6WweNpoI7EUsP

    Hotel mogę spokojnie polecić-mili i pomocni ludzie, znośna cena i naprawdę fajnie położenie niedaleko centrum miasta.

    Rano zabraliśmy opony i pojechaliśmy na szinomontaż, gdzie za jakieś śmieszne pieniądze zmieniono nam opony z wyważeniem.

    XxLUmrUye5pSKMmWSjIetsqyT4sd0cSnwvAp6bQr

    Po powrocie zmieniliśmy olej i byliśmy gotowi do dalszej jazdy. Wojtek po raz kolejny zakochał się-tym razem w Fatimie, recepcjonistce hotelu (na zdjęciu po prawej stronie. Żal było wyjeżdżać, ale przygoda czekała!

    9qqaYV_LkEk98dsDt0BGKFqOZLscxtX4rV2mI36f

    Celem tego dnia był nocleg nad jeziorem Issyk Kul. Droga z Biszkeku była całkiem dobra i kilometry uciekały całkiem szybko. Niestety po drodze zgubiliśmy Radzia. Kiedy z Wojtkiem zatrzymaliśmy się na lunch szukaliśmy jedzonka Radzio minął nas i nie zdążyliśmy go zatrzymać. Radzio z kolei myslał, że pędzimy dalej i grzał jak dziki żeby nas złapać...

    Po dojeździe nad jezioro zjechaliśmy nad brzeg żeby zrobić jakieś zdjęcia. Wojtek zaliczył małą glebę, która mogła okazać się fatalna...

    PIKnN9f16Dt5ceeOJ9u0siDq-QoanFGV9mtk9WNv

    Na szczęście udało nam się wykręcić wygiętą śrubę i wkręcić nową z zapasów Wojtka. Podejrzewam, że śruba została niewłaściwie skontrowana po zmianie opony. Na szczęście zauważyliśmy ten defekt w porę, ale straciliśmy godzinę na naprawę. Radzio w tym czasie dojechał do guesthausu i czekał na nas wku...ny...

    Okazało się, że guesthouse był przepełniony, a nocleg kosztował 15$...wybraliśmy więc hotel miliongwiazdkowy na plaży i to był dobry wybór!

    djfHYpn3mDhX9A3YM0V_otZepXNVMdacyOaEl2Hx

     

    • Like 17

  11. Kolejnego dnia było dalsze nabijanie kilometrów  w kierunku Biszkeku.

    Na pewnej  stacji benzynowej miałem ciekawe wskazanie paliwomierza

    pR2JghezWEC2I8aKRcgSXnPVhvYIZY0Q41Zgm5Sm

    Na szczęście jednak skasowali mnie w kazachskich digidongach (jak to mówił Radzio), a nie w euro.

    Hitem tego dnia była temperatura - przez kilka godzin utrzymywała się na poziomie 44 stopni, na szczęście później spadła do komfortowych 42 stopni...przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda... :-)

    Również i tego dnia mieliśmy problem z noclegiem -kiedy już przyszła pora na szukanie legowiska akurat wjechaliśmy na nizinny, rolniczy obszar Kazachstanu, gdzie trudno było znaleźć kawałek spokojnego stepu. Na szczęście prawie w ostatniej chwili udało nam się rozlokować na stepowym pastwisku, po którym biegały w nocy stada koni.

    4yFESEl8EsO020-_GbSqFbPLAuKPtVPL-vpNwke6

    mP2M0GuBO168G07BynOM3C0kxrataRMfHXw3vZ1O

    Po zachodzie słońca jak zwykle urządziliśmy nasze "pomieszczenie socjalne", czyli "socjal" między namiotami. W samych gaciach (temperatura ok 40 stopni) siedzieliśmy sobie na krzesełkach, a na środku stała taka mała lampka dająca światło wkoło. W pewnym momencie Radzio podskoczył na krzesełku!!

    Mało nie zes....łem się ze strachu-tak krzyknął! Na ziemi w okolicach naszych obutych w klapki stóp znaleźliśmy kilka małych stworzonek takich jak to: 

    3LBDYf9z7zv4R2XiKzFq9dU7ARG-2PtiY8CjFE1r

    Resztę wieczoru spędziliśmy w niemiłosiernie śmierdzących butach motocyklowych...ale też było przyjemnie.

    Rano przyszedł do nas pasterz na kawę - on siorbał czarny napój, a my urządziliśmy sobie sesję zdjęciową z jego maszyną :-)

    ZxtQXwzJMwE2dYyDrnaZ78YBh-ZGfq5AlKcltAz6

     

    • Like 18

  12. Misją na kolejny dzień było nabicie jak największej ilości kilometrów. Okazało się to niełatwym zadaniem, bo zmierzając na wschód skracaliśmy sobie każdy kolejny dzień. a nikomu nie chciało się wstawać wcześnie. Ogółem zrobiliśmy tego dnia ok 650 kilometrów, bo mieliśmy problem ze znalezieniem paliwa w Aralsku-stacja przy drodze nie miała paliwa, kolejna stacja w mieście była asfaltowana i paliwo znaleźliśmy dopiero po 40 minutach szukania. Zapadał już wieczór i nie było za bardzo czasu na szukanie fajnego noclegu, dlatego rozbiliśmy się kilka km za Aralskiem mając z jednej strony drogę, a z drugiej linię kolejową...

    Było strasznie duszno i gorąco tego wieczora, mimo to rozbiliśmy się sprawnie i po zmierzchu usiedliśmy sobie na krzesełkach. Chwilę później zerwał się silny wiatr (myślę, że ok. 30 kt), który zabrał nam namioty zostawiając nas zdziwionych na krzesełkach. W chmurze pyłu pobiegliśmy za naszym dobytkiem ratując co się dało. Problemy z tym wiatrem polegał na tym, że często zmieniał kierunek i nie było wiadomo jak ustawić motocykle w taki sposób, żeby chroniły nasze namioty. Po około godzinie walki udało nam się wejść do namiotów, choć spaliśmy z tropikiem na twarzy...

    csPLrlPbgXltYzSWOdVq3r0WLKHSWihs9D9D3iMs

    LsNOaksHHaxZgZVDhcG2lsJSWgBmfRqDVTsNHR_d

    W nagrodę za nieprzespaną noc rano obudziły nas koniki...60tsQV8mcR94MCB9tjET_N9W4kPUG6HjrXwwttnO

    I wielbłądy...

    AEQgsMf8FQc7OwWwlpNB-iGGzSUuhnpRXW2QATLC

     

    • Like 18

  13. Rano zebraliśmy się szybko do dalszej drogi. Do granicy zostało nam jeszcze ok. 150 km "zmurszałej lawy", jak to nazwał Radzio. Po dwóch godzinach dojechaliśmy do granicy w Ozinkach i w miarę sprawnie znaleźliśmy się z Kazachstanie. Z poprzedniego roku pamiętałem drogę od Uralska do granicy - 2 godziny walki w upale i kurzu. Po roku z tych dwóch godzin zrobiło się może 40 minut-reszta drogi do Uralska została już pięknie wyasfaltowana. W Uralsku zatrzymaliśmy się na szybkim, acz dobrym obiadku przy obwodnicy.

    FK28r8otyskzYW-gzu2hG5n2-euTdZXJbtLK5B2KWydaje mi się, że w przyszłym roku już od granicy będzie się jechało pięknym asfaltem. Kolejnym zdziwieniem były...burze i opady, które napotkaliśmy w Kazachstanie. Zlało nas nieźle chyba 3 lub 4 razy, widzieliśmy pożar stepu zapalonego od piorunów, oraz burzę piaskową. Ale najpiękniejszym doznaniem był zapach stepu po burzy....To było piękne doznanie same w sobie warte jazdy do Kazachstanu. Po prostu mój nos miał orgazm przez te kilka godzin jazdy do wieczora i podczas biwaku. Radzio był przekonany, że to zapach mirry. Ja z kolei optowałem za szałwią wymieszaną z czymś jeszcze. Wojtek po prostu był w szoku że step może być taki niesamowity. Biwak rozbiliśmy jakieś 2 km od drogi, na małym wzgórzu. Piękne widoki, piękne zapachy....witamy w Azji!!!!

    3yhbHctUShnBurXvGNDH5W_AGM09-R97qkpK7uwq

    ziX3IUdCyQ8AApsRd35l5cStYPKNJLlePceFBg09

    x5g7IGFOOHMNH5zAjoRQTpWCZm-LeEJZutmBzMI-

    mMx7O16vuDTU9Qq6ZisMCUsO92cEcMoXGjf16VFO

    Cytuj

     

     

     

    • Like 21

  14. 8 godzin temu, zaczekaj napisał:

    Fajnie poczytać odczucia innych zwłaszcza jak się ,,za wami jechało”.
    Na mnie droga od Saratowa totalnie nie zrobiła wrażenia. Była momentami kiepska ale nie aż tak. Dla mnie to była miła odmiana po tylu km dobrego asfaltu. W drodze powrotnej te same odczucia :)
    Bardziej mnie zirytował fragment asfaltu jadąc od Sary Tash w stronę Tadżykistanu. Była tak miejscami pozapadana, że raz zaliczyłam lot Trampkiem, tak mnie wyrzuciło w powietrze :)
    No i nie wiem jak dla Was ale droga w Korytarzu Wachańskim mnie wymęczyła najbardziej. Była chyba całkiem świeżo wyratrakowana.


    Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

    W tym roku ostatnie kilkadziesiąt kilometrów drogi przez Kaz było już prawie zrobione, ale rok temu mieliśmy walkę w pyle z ciężarówkami od samego Uralska...Marzyłem, żeby tylko dojechać do granicy Rus, bo po miesiącu miałem już dosyć ofu:-). Myślę, że to była raczej sprawa psychiczna-marzyłem o asfalcie w Rus, a tu zonk...:-). No i trauma została do tego roku.

    A tak baj de łej czekam na dalszy ciąg Twojej relacji :-)

    pozdrawiam trolik


  15. Plan na następny dzień zakładał dojazd w pobliże granicy z Kazachstanem.

    Po szybkim złożeniu biwaku ruszyliśmy w dalszą drogę otoczeni kłębami spalin z Kamazów zwożących plony z niekończących się pól. W pewnym momencie zza czarnej chmury spalin wyłoniła się polska flaga zamocowana do roweru - trudno mi było uwierzyć, że ktoś był w stanie przeżyć w tym zanieczyszczonym powietrzu i jeszcze jechać na rowerze...

    Kilka kilometrów dalej zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, a polski rowerzysta dojechał do nas pow chwili. Tym rowerzystą okazał się Paweł Pieczka podróżujący na Syberię:

    https://rajzywnieznane.pl/syberia-2018/

    XxDeGCy8kT2fMEYaXSfQ6GyYiMJGL97be41uQuse

    Na tej samej stacji Wojtkowi zdarzyło się fo pa - zapomniał, że jest w Rosji i postanowił usiąść na chwilę na krawężniku. Jakież było jego zdziwienie kiedy nie mógł oderwać się od tego diabelstwa :-). Okazało się, że Rosjanie "pomalowali" krawężnik smołą, która rozgrzała się w letnim słoneczku i pięknie przykleiła się do Wojtkowych spodni BMW, które kosztowały tyle ile moje całe wyposażenie...

    fX5QL3ZVRgvbDMtF39B1DmdWd3WxAQJ-pzaXDTKH

    Okazało się, że dupa Wojtka klei się do wszystkiego,  a szczególnie do kanapy motocykla. Trza było coś z tym zrobić.

    9c2pQW1WxrUGBK8NR7suNrfmkdel8DDWb6RwHdQl

    Po miłym spotkaniu z Pawłem ruszyliśmy w dalszą drogę na wschód. Jadąc miałem w głowie traumę z zeszłego roku- mianowicie wracając z Kazachstanu okazało się, że droga do Saratowa to jedna wielka dziura poprzetykana luźno trzymającymi się skrawkami asfaltu. Jadąc w stronę Saratowa wciąż miałem nadzieję, że 300 km tej niefajnej drogi zostało naprawione...

    Nie zostało. Poniższe zdjęcie nie oddaje tragizmy sytuacji w sposób obiektywny, ale jest ładne... :-)

     

    X4f-iox9zOcVsxjOKmLVS_BzX8aqB8t83RUd-OUo

    Na nocleg rozlokowaliśmy się około kilometra od asfaltu w sąsiedztwie pola słoneczników do którego prowadziła polna droga. mqTAdYWxEIEQe5eJ8gGvAQuvyMbgB-DNkb-mgqXj

    9a00pC13rDqiFhz1BmJjT7H3BzRTs9_aODoZ6TJT

    Tuż przed zapadnięciem zmroku zaobserwowaliśmy dziwne zjawisko - nad słonecznikami szybko przemieszczały się dwie wielkie bele siana.... przymocowane do rozlatującej się łady. Łada śmigała po dziurawej polnej drodze z prędkością co najmniej 50 kmh mając jedną belę przyczepioną na dachu, a jedną na tylnym bagażniku.  Okazało się, że rozbiliśmy się w pobliżu polnej drogi wiodącej do wioski. Przez całą noc do wioski tej zwożone były bele siana kradzione z pola po drugiej stronie asfaltowej drogi...  Rosja to stan umysłu...

    9 minut temu, Dziadek napisał:

    Trolik , gdzie przekraczaliście granicę UA/RUS ? W Junakiwce ?

    Sumy/ Sudża. Ogólnie spoko by było gdyby był jeszcze jeden celnik...

    pozdrawiam trolik

    • Like 18

  16. Rano następnego dnia zebraliśmy się szybko i już o 07.30 byliśmy jako pierwsi na granicy. Po stronie ukraińskiej błyskawicznie poszła nam odprawa, ale jadąc przez ziemię niczyja daliśmy się wyprzedzić 2 Ukraińcom w aucie. Ta nieuwaga kosztowała nas dodatkową godzinę po rosyjskieej stronie...

    Okazało się, że u Rosjan pracował tylko jeden tamożnik.... to był koszmar. Ukraińcy przed nami odprawiali się co najmniej godzinę, potem mieliśmy okazję obserwować rosyjską biurokrację w pełnej krasie. Tamożnik naprawdę szybko pracował - wypełniał za nas kwity, jedną ręką klepał w komputer, drugą pisał coś na jakichś bardzo ważnych formularzach. W krótkich chwilach bez pisania jedna z wolnych rąk przybijała setki pieczątek na setkach bardzo ważnych dokumentów. Patrzyliśmy na to zjawisko jak zaczarowani...

    Po czterech godzinach byliśmy gotowi do jazdy, ale psychicznie zmęczeni, do tego w moich uszach wciąż brzmiał huk pieczątek uderzających w kolejne kwity...Rosja to stan umysłu...

    Droga jednak była dobra-ruszyliśmy szybko na wschód, od czasu do czasu spowalniani tylko przez remonty. Najfajniejszą cechą rosyjskich dróg jest to, że rzadko zdarzają się tam miejscowości położone bezpośrednio przy drodze - najczęściej jest tak, że miasto czy wieś  położona jest 2-3 km od głównej drogi. Dzięki temu ruch jest płynny i tak naprawdę moim zdaniem Rosjanie nie potrzebują autostrad zamiast tego typu dróg. Nocleg tego dnia znaleźliśmy w jakimś zagajniku niedaleko drogi.

    sjPJpSSvbhR_1QkOKyOgR8y6Yrdh_pp5ylQjkLo1n-E1pVY0bdlR3MrU7a8cKpX4gWwHrSy8ElpALgeL

     

    • Like 16

  17. Następnego dnia przemieszczaliśmy się w kierunku Dorohuska, a zanocować chcieliśmy gdzieś między Kowelem a Sarnami. Upał dawał się dotkliwie we znaki, a im dalej na wschód tym bardziej widać było efekty suszy. Tuż przed samą granicą cud - zaczął padać deszcz! Oczywiście stało się to w najmniej oczekiwanym momencie, czyli w kolejce do kontroli. Jakimś cudem udało nam się przecisnąć do przodu, choć sakwy Radzia odstawały na boki bardziej niż niejedne kufry:-).

    Zrządzeniem losu po przekroczeniu granicy niebo się rozjaśniło i w dalszą podróż ruszyliśmy w przyjemnym chłodnym powietrzu.

    sE9BzsGM8qTT5YpYgq0M9_khKn-23jtQV62m0n81

    Po wjeździe na Ukrainę zaskoczyła mnie zmiana kolorów natury - po wysuszonej słońcem Polsce ukraińskie pola aż raziły mnie soczystą zielenią i innymi letnimi kolorami. Wyglądało na to, że granica suszy pokrywała się z granicą państwa.

    Nocleg znaleźliśmy w małym zagajniku kilkaset metrów od drogi. Zapomniane w Polsce komary dały nam nieźle do wiwatu, więc nie było wieczornego "socjalizowania" przed namiotami. Dodatkowo kolejna burza wygoniła nas wcześnie na zasłużony odpoczynek.

    6TMyUKWo8zIAc5FRQ4qG63QeHQ5faiaeQxAhD_90

    Celem kolejnego dnia był szybki tranzyt przez Ukrainę w taki sposób, aby zanocować w odległości 20-30 km od granicy. Droga była naprawdę dobrej jakości, ruch niewielki i szybko przemieszczaliśmy się w kierunku Sum. Za Kijowem wybraliśmy trasę przez Pyriatyń - jest ona może troszkę dłuższa, ale panuje tam zdecydowanie mniejszy ruch niż na trasie północnej. Chłopaki byli zaskoczeni tym, że rzeczywisty obraz Ukrainy nie bardzo zgadzał im się z wizerunkiem tego kraju prezentowanym w mediach. Spodziewali się się chyba rozwalających się drewnianych chałup i ludzi żebrających przy drodze, a zastali w miarę nowoczesny kraj, który boryka się co prawda ze swoimi problemami, ale chyba jest na dobrej drodze aby je rozwiązać. Jak to powiedział Radzio: skromnie, ale porządnie :-). Mnie podobne zdziwienie dopadło w zeszłym roku :-).

    Tego dnia chłopaki trochę lepiej zapoznali się z moim stylem jazdy- nie jeżdżę szybko (średnia 100km/h), ale staram się tą prędkość utrzymywać wszędzie gdzie to tylko możliwe. Dzięki temu łatwiej mi planować kolejne dni. Średnia za dzień wychodzi mi prawie zawsze 87 km/h i to jest punkt wyjściowy do mojego planowania. Chłopaki z kolei czasami frustrowali się moją wolną jazdą po autostradach po to, aby następnie z przerażeniem w oczach gonić mnie po ukraińskich winklach... :-)

    Zauważyłem też, że znacznie poprawiła się jakość drogi z Pyriatynia do Sum-wyremontowano 20-30 km kiepskiego asfaltu i teraz jazda tą trasą stała się przyjemnością. Nocleg tego dnia znaleźliśmy za Sumami w odległości ok. 20 km od granicy. Kosztował 7$ od głowy.

    7WJ9xViBK6-tDJEeBbP33xnN8kc76ZmvqkoWHAsL

     

     

    • Like 15

  18. Koncepcja była taka, żeby maksymalnie wykorzystać 30 dni rosyjskiej wizy pamiętając o tym, żeby zachować sobie 2-dniowy bufor bezpieczeństwa na powrocie. Innymi słowy od momentu wjazdu do Rosji mieliśmy 28 dni na to, żeby z niej wyjechać mając jednocześnie w zapasie dwa dni na nieprzewidziane zdarzenia.

    Wiza rosyjska zaczynała nam się w poniedziałek 6 sierpnia, więc wyruszyliśmy ze Szczecina w piątek o 18tej z zamiarem nocowania gdzieś za Poznaniem. Wojtek jako poganiacz niewolników (w nowomowie: menedżer) zajechał na miejsce prawie w ostatniej chwili, gdyż do końca musiał zaganiać biednych kulisów do roboty i to w taki sposób, aby świst pejcza dźwięczał im uszach jeszcze przez cały miesiąc... :-). 

    Koniec końców jesteśmy na miejscu spotkania

    cWm2JYOLdXVEN5j3vqxQIyqCQ1qkFTz8VrzAgGmi

    Byłem przerażony ilością gratów zabranych przez chłopaków. Była to dla nich pierwsza tak długa wyprawa, więc wszystkiego zabrali 2 razy więcej niż było trzeba. A konserwy tyrolskie skończyły się Radziowi 2 dni przed końcem wyprawy :-). Miało to oczywiście swoje plusy-niczego nam nie brakowało w trakcie podróży, a szczególnie gazu, którego zabraliśmy chyba 5 litrów :-).

    Jazda wieczorową porą przez Polskę była czystą przyjemnością. Nie śpieszyliśmy się nigdzie, a wieczorny chłodek fajnie motywował do jazdy. Na nocleg rozbiliśmy się w lesie pod Neklą.dhLiF74jq9g3r5-Xt_AP-YdyEcYMxmZD2aOm-Ck0

    5sWxTVXFdaP0SHjs_v0khrnzNcOhMtD3XHSEgbHe

    Jeśli chodzi o zwyczaje biwakowe, to moje są raczej proste-ma być fajnie, jeśli jest to możliwe. Radzio z kolei opracował cały zestaw norm regulujących proces poszukiwania i zatwierdzania miejsca na nocleg-czasami znalezienie miejsca zasługującego na położenie czterech liter zajmowało nam około godziny...Tak było już i tym razem :-). Trzeba jednak przyznać, że po kilku dniach udało nam się wspólnie opracować metodologię poszukiwań wraz z procesem zatwierdzania i nocowaliśmy najczęściej w fajnych miejscach.

    Rano szybko się zebraliśmy i byliśmy gotowi do dalszej jazdy

    pBgDcJVG1oSwkI-JGcNu2STaStfMsQ9-Fo7NKtr2

    • Like 21

  19. Tą relację dedykuję mojej Mamie-Wojowniczce, która toczy walkę z wrednym skorupiakiem.

     

    Czy po szybkim tranzycie przez Kirgistan mogę powiedzieć: "Byłem w Kirgistanie" ??

    Im więcej podróżuję, tym lepiej rozumiem cel mojego podróżowania - są nim doznania wynikające z poznawania innych ludzi, ich kultury, sposobu życia. Możliwość podziwiania miejsc dotychczas mi nieznanych.

    Zeszłoroczne "bycie" w Kirgistanie pozbawiło mnie tego wszystkiego. Przemykając asfaltem wielokrotnie zastanawiałem się, co kryje się za tymi pięknymi, czerwonymi górami. Jak żyją tam ludzie? Podobnie zresztą było z Tadżykistanem, gdyż moja głowa zajęta była zamartwianiem się o stan mojego młodszego syna, który wylądował w szpitalu kiedy ja wjeżdżałem do Korytarza Wahańskiego.

    Dlatego też w tym roku postanowiłem naprawić to niedopatrzenie wspólnie z dwoma innymi wariatami ze Szczecina. Założenia były proste: śpimy w namiotach, myjemy się jak najrzadziej (średnia: 1x na tydzień :-)) i cieszymy z każdej przeżywanej przygody. A przygód nam nie brakowało...

    Uczestnicy wycieczki (od lewej): Gienia, Słoń Dominik i Efcia.

    3qtpt9-uZyHddaEm7xN5UhuuHCmkrxZFh2vKu_n7

    A teraz przedstawię złośliwe nowotwory, które przez kilkanaście godzin dziennie uczepione były do tych pięknych maszyn:

    1. Trolik. To ten najprzystojniejszy (i oczywiście najskromniejszy!!) z całej piątki na zdjęciu. Wolałby pewnie być najmłodszy z nich... Wkurzał Gienię, a ona zrzuciła go kilka razy za karę.

    xUJRX-XO16SEWctTczmf9VmOgtnpaCp-x8i6TNhd

    2. Radzio. Słoń Dominik zwątpił w jego umiejętności, dlatego część pojezdki spędził na osiołku.

    mLu4E2NsgRySFT1eiFd-6NNw4XZzzyNaMHYwIW7v

    3. Wojtek. Jako najlepszy kumpel na świecie postanowił porzucić Efcię i towarzyszyć Radziowi.

    cRCrqTA0FpAcHOCtfvBMJL2m7RxXJoSr6NFsOPDw

    Trasę naszej pojezdki można obejrzeć tutaj:

    https://eur-share.inreach.garmin.com/Pamir2018

    Jeszcze raz dziękuję Doodkowi za udostępnienie tras oraz Samborowi za przewiezienie opon.

    ciąg dalszy nastąpi...

     

    • Like 16
×